piątek, 30 maja 2014

Księga II: Rozdział XIII

"Dajesz im nadzieję... Nadzieję na zwycięstwo. Choć obydwoje wiemy, że są skazani na porażkę".






***SAMANTHA***




             Miejsce, w którym się znalazłam było...piękne. Pomijając jaskinie przez, którą się tu dostaliśmy, warto było. Niesamowite, złote sklepienia zdobiły ten XIIX w. gmach. Wszędzie górował przepych, jednak odpowiadał temu miejscowi. Pierwszy raz czułam się, jakby właśnie tutaj był mój dom. Wszystko wydawało mi się takie znajome i na swój sposób przyjemne. Nawet naszło mnie pragnienie, aby zostać tu na zawsze. Ale wiedziałam, że nie mogę. Przede mną czekało zadanie do wykonania i musiałam się tego trzymać. Zbyt wiele zależało od tego.
             Kolejne drzwi jakby automatycznie się przed nami otworzyły. Gdy mój wzrok już przyzwyczaił się do ciemności, dostrzegłam kilka cieni tańczących na ścianach. Zdawały się cieszyć z mojej wizyty. Ja też. Ale dlaczego?
Bo tu jest twój dom. Jesteś częścią tego. Jesteś demonem.
O! W końcu się odezwałeś? A już było tak pięknie...
Wiem, że się stęskniłaś za mną, ale bez przesady. Moja cierpliwość już się kończy.
Tylko na to czekałam.
             Tym razem drzwi otworzyły się do sali tronowej. Wszystkie stoły były zakryte, a przed nimi zasiadały demony w ludzkich postaciach. Były piękne i zarazem straszne. Wszystkie szepty umilkły, a ich wzrok skierował się na mnie. Poczułam się onieśmielona tą całą sytuacją. Jednak bardzo mi się ona podobała. Byłam w centrum ich zainteresowania. W końcu nie po raz pierwszy w Piekle pojawił się potomek ich Pana.
             Zauważyłam go dumnie siedzącego na swoim tronie. Czekał na mnie. Podeszliśmy do niego, a Chris uklęknął, oddając mu hołd. Ja tylko prychnęłam pod nosem, gdy zauważyłam Lukasa obok niego. Władca szepnął mu coś na ucho, po czym ta mała gnida skierowała się w moją stronę. Niepewnie spojrzałam na Chrisa, który skinął głową nakazując mi zachowanie spokoju. Patrzyłam się na idącego w moim kierunku demona, nie wyrażając żadnych emocji. Może jedynie złość, która była spowodowana chęcią zemsty na tej pijawce. Lukas stojąc już przy mnie, chwycił moje dłonie, a następnie ściągnął metalowe kajdanki, które z hukiem spadły na podłogę. Otarłam zakrwawiony nadgarstek. Nienawidziłam zaczarowanych przedmiotów. Nawet niewielki ruch powodował krwawe skutki. Bolało jak diabli, chociaż rany szybko się goiły, wciąż miałam wrażenie, że ktoś wypala w ich miejscu dziurę. Gdy już rany się zagoiły, podniosłam wzrok na Upadłego. Na jego twarzy zawitał grymas, gdy tylko spojrzał na moje zakrwawione dłonie.
Tak! To twoja wina- chciałam to wykrzyczeć, jednak w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Król podniósł swój szanowny tyłek i podszedł do mnie.
- Wynoście się stąd!- Krzyknął po drodze do swoich poddanych. Demony jak poparzone zaczęły wybiegać z sali, wpadając i potykając się nawzajem o siebie. Był to dosyć komiczny widok, który nawet poprawił mi humor. Po kilku sekundach w pomieszczeniu zostały tylko cztery osoby i pełno potłuczonego szkła na podłodze.
- Witaj w domu, Sam- odezwał się Lucyfer. Teraz zauważyłam podobieństwo między nami. Ostre rysy, ten sam kolor włosów jak i oczu. Jasna cera, a co najważniejsze obydwoje byliśmy potężni, wzbudzając lęk u innych.
- Witaj ojcze- powiedziałam, na co on się uśmiechnął.
- Dziękuje ci, że przyszłaś. Sądziłem, że będziesz miała problem z dotarciem tutaj, jednak widzę, że dałaś sobie radę. Cieszę się, że jesteś tu ze mną- położył dłoń na moim ramieniu. Spojrzałam na jego skórę, na której widniały dawne runy. Moje były czarne, a jego białe, wyblakłe.
- Boisz się mnie- bardziej to stwierdziłam niż zapytałam.
- Ja niczego się nie boje. Zwłaszcza własnej córki- odparł niemal od razu. Jednak ja czułam jego strach, który zaczął mną kierować. Lucyfer gestem ręki nakazał także Lukasowi i Chrisowi opuszczenie sali. Zostaliśmy sami. Ja także wyczułam zbliżający się wybuch, więc lepiej żeby ich tu nie było. Mogłabym ich skrzywdzić, chociaż nie chciałam tego.
          Czułam rozprzestrzeniającą się ciemność po moim ciele. Dostrzegłam nowe znaki na ramionach, które pojawiały się tylko podczas przemiany. Zamrugałam kilka razy, póki mój wzrok nie przystosował się do zmienionych zmysłów. Były one intensywniejsze, więc przyzwyczajenie się do nich trochę trwało. Złapałam za dłoń Upadłego, mocno zaciskając na nim palce. Syknął z bólu. Popchałam go tak, że zatrzymał się na ścianie, kilka metrów nad podłogą. Wkurzona, ruszyłam w jego kierunku.
- Sam, uspokój się!- Krzyknął, podnosząc się. Wyrwałam metalowy świecznik, którym przywaliłam mu w twarz. W miejscu uderzenia pojawiła się krew. Ponowiłam tą czynność, a na koniec przebiłam metalem jego brzuch. Świecznik utknął w ścianie.
- Czego ty właściwie chcesz ode mnie? - Warknęłam, spoglądając na jego gojące się rany.
- Sama powinnaś odpowiedzieć sobie na to pytanie- bez problemu wyciągnął z siebie metal, odrzucając go na bok.- Czego może chcieć ojciec od córki?
- A czego może chcieć Władca Piekieł od demona?
- Słusznie. Już wcześniej rozmawialiśmy o tym.
- Nie myśl, że będę ci służyć jak te pijawy. Nie jestem żadnym psem na posyłki- tym razem chwyciłam krzesło, które cisnęłam w jego kierunku. Zasłonił się rękoma, ale mebel i tak roztrzaskał się na nim. Miałam ochotę rozbić każdy przedmiot na jego ciele. I tak też zamierzałam zrobić.



***CHRISTOPH***







        Stałem tuż za drzwiami w towarzystwie tej rudej świni. Rozumiałem Samanthę, która go nie cierpiała. Ja też nie darzyłem go sympatią. Mała fałszywa żmija, która tylko czeka na odpowiedni moment, aby zaatakować. Oparłem się o drzwi, a wzrok wlepiłem w sufit. Strasznie mi się nudziło. Nie byłem przyzwyczajony do bezczynności. Wzdrygnąłem się, słysząc kolejny huk w pomieszczeniu. Spodziewałem się takiej reakcji po Sam.
- Chyba się dogadują- mruknąłem, przez co zgromił mnie wzrokiem. - No więc... Co tam u ciebie?
- Jakoś leci- odparł wzruszając ramionami.- Córka mojego Pana pewnie próbuje go zabić, a ja stoję bezczynnie z jakimś idiotą, który nie potrafi przyzwoicie się zachować. Poza tym to wszystko w porządku. A u ciebie?
- Aha - mruknąłem unosząc jedną brew ze zdziwienia. Kolejny powód żeby go nienawidzić. - Przystojniaczku, nie mów, że moje towarzystwo ci nie odpowiada. Przecież tu jest taaak romantycznie.
- Zamknij się- warknął zły, co mnie bardzo rozbawiło.
- Nie mów, że nie odwzajemniasz moich uczuć- złapałem się za pierś udając ból.- Nie niszcz tego, co zbudowaliśmy przez ostatnie lata. Przecież my się kochamy, Luki!
Chłopak ścisnął dłonie na mojej szyi, przywierając mnie do ściany. Zacząłem się jeszcze głośniej śmiać.
- Chyba ci coś powiedziałem! Dla mnie to nie są żarty!
- Oj weź, mógłbyś czasem się zabawić, a nie tylko wykonujesz jego polecenia. Możesz pójść na Ziemię i zrobić co zechcesz!
- Teraz jedynie mam ochotę cię zabić- w jego dłoni pojawił się demoniczny sztylet z anielską rękojeścią- rzadko spotykany przedmiot, gdyż potrzeba silnego zaklęcia, aby połączyć te dwa wrogie siebie materiały. Jego dłoń z bronią zbliżyła się do mnie. Zacząłem się wierzgać nieswojo, gdy poczułem piekący metal na skórze.
- Wystarczy!- usłyszałem wybawicielski głos kruczowłosej. Nie wiadomo co by ten psychopata zrobił, gdyby ona się nie pojawiła. Lukas zgiął się w połowie i opadł na ziemię, wijąc się z bólu. Wiedziałem, że ona jest w swoim żywiole, więc nie chciałem jej przeszkadzać, aby samemu nie ucierpieć. A może też dlatego, że widok cierpiącego demona bardzo mi się podobał?
- Samantho- zawołał Lucyfer wyłaniając się z pomieszczenia. Jego ubrania zdobiła krew. Przyjemny widok.- Myślę, że już wystarczy.
- To chyba nie od ciebie zależy. To, że jesteś moim ojcem czy też Władcą Piekła, a ja po części jestem demonem, nie znaczy, że możesz mi rozkazywać!
- Chyba już wyjaśniliśmy sobie tą kwestię posłuszeństwa. Wezwałem cię tu jako ojciec, a nie jako twój Pan.
- Nigdy nie będziesz nim, więc daruj sobie te ckliwe teksty.
- Samantho, jeszcze musimy sobie wiele wyjaśnić, gdyż zaszło wielkie nieporozumienie.
- Twierdzisz, że mój demon nie zawarł z tobą paktu?
Lucyfer zamilkł. Widziałem jego zmieszanie związane z tą sytuacją. Nie spodziewał się tego, iż ona dowiedziała się o tym. Zmierzył mnie wrogim spojrzeniem. Tak, wiem...zapomniałem mu o tym wspomnieć. Teraz to mi się zbierze, chociaż wolałem spotkanie z nim, niż z wściekłą Sam. Ona jakimś dziwnym sposobem potrafiła wyciągnąć mój wewnętrzny ból na wierzch. Albo to wszystko działo się w mojej głowie? Kto wie...
- Nie znasz całej prawdy, więc nie dopowiadaj sobie. Proponowałbym, abyś ochłonęła i później dokończymy naszą rozmowę. Chris- zwrócił się do mnie, a moje mięśnie spięły się- zaprowadź ją do pokoju, a potem przyjdź do mnie. Musimy omówić parę kwestii.
Wiedziałem, że tak będzie! Może dałbym rade uciec? Ta, jasne... Już widzę tą ucieczkę. Cienie mnie dopadną i przyciągną do niego. Zobaczę jego gębę zwisając do góry nogami. Znowu.
- Chris zostaje ze mną- odezwała się kruczowłosa, na co ja odetchnąłem z ulgi. Ta dziewczyna znowu uratowała mój zgrabny tyłeczek.
- Jak chcesz- odparł Władca.- Ale kara go i tak nie ominie.
- Dotknij go, a zabiję Lukasa i inne demony- warknęła wściekła, a jej oczy ponownie stały się całe czarne.
Lucyfer niechętnie ustąpił. Zdążył się już przekonać co do siły swojej córki. W końcu płynie w niej jego krew. 
- Mam nadzieję, że przyjdziesz dzisiaj na kolację i w spokoju dokończymy naszą rozmowę. Wiele demonów chciałoby poznać pierwszego dziedzica Piekła.
Dziewczyna ruszyła w głąb budowli nie oglądając się za siebie. Wymieniliśmy się zdziwionymi spojrzeniami i ruszyłem za nią. Wiedziałem, że przez nią będę miał kłopoty, ale bez przesady...











***EZRA***








           Leżałem na dworze rozkoszując się ostatnimi promieniami słońca. Tego tygodnia oczywiście. Jak przystało na niedzielę, nuda strasznie mi doskwierała. W ostatnim czasie nawet zaangażowałem się w życie mojej rodziny. Awansowałem ze zdrajcy i zbiega na opiekunkę dla dzieci. Chociaż każdy normalny rodzic nie pozwoliłby oddać dziecko pod opiekę kilkusetletniego półdemona, zwanego Łowcą, który przez ostatnie parę tygodni zalewał smutki w alkoholu, a jeszcze wcześniej zawodowo zabijał demony. Do tego dochodziły tortury, ale to taki szczegół. Teraz to życie wydało się być takie odległe.

         Pamiętam jak wraz z Sam zaczynaliśmy ćwiczenia. Jak słodko marszczyła swój nosek, gdy się denerwowała, co często się zdarzało. Nie potrafiła się nad niczym skupić. Kierowała się emocjami, co ją zbyt rozkojarzyło. A potem nasz pocałunek... Gdy poczułem smak jej wiśniowych ust, myślałem, że jestem w Raju. Czułem, jakbym próbował puszystą piankę, bojąc się, że mogę jej zrobić krzywdę. Podczas każdego dotyku, jej delikatna skóra wyrażała więcej uczuć, niż mógłbym jej wypowiedzieć przez każdą sekundę naszego życia. Nie zasługiwałem na nią i, w końcu, chyba to do niej dotarło. To co było, już nie wróci, a ja musiałem się z tym pogodzić. Wstałem, kierując się w stronę domu. Minąłem taras i otworzyłem wielkie, szklane drzwi. Gdy już znalazłem się w środku, zauważyłem, że Scott siedzi zmartwiony na kanapie. Schował twarz w dłoniach. Chciałem znaleźć się jak najdalej od niego, jednak obiecałem coś Sam. I musiałem dotrzymać słowa.
- Wszystko w porządku?- Zapytałem zajmując miejsce naprzeciw niego. Chłopak dopiero teraz zauważył moją obecność, przez co lekko drgnął, słysząc mój głos.
- Nie, Ezra. Nic nie jest w porządku- głośno wypuścił powietrze.
- Więc mów co cię trapi.
- Myślałem, że po odejściu Samanthy gorzej już być nie może. Jednak się myliłem. Wiesz, niektórzy mają takie przeczucie, coś jak szósty zmysł. Przez lata będąc z nią, poznałem ją na wylot. Zawsze wiedziałem co się dzieje. I nawet teraz, gdy nie ma jej ze mną, wiem, że potrzebuje pomocy.
- Jest dużą dziewczynką i jestem pewien, że zdawała sobie z tego sprawę, gdy nas zostawiała- westchnąłem, próbując uwierzyć we własne słowa.
- Wiem, ale to coś innego. Dziwnego. Mam wrażenie, że ona mnie woła. Chce, abyśmy byli przy niej i jej pomogli.
- Wiesz, że to niemożliwe. Gdyby się z nami skontaktowała, na pewno wszyscy byśmy to wyczuli.
- To nie wszystko- zaczął nerwowo pocierać dłonie.- Camill i ja jesteśmy rodziną. Jej matka była siostrą mojego ojca.
- Ty chyba sobie żartujesz!- Krzyknąłem wstając. Spojrzałem na chłopaka. Chyba mówił poważnie... Nie mogłem uwierzyć, że to prawda! Jak ona mogła?! Przecież sama była zwykłym półdemonem, wilkołakiem, a nie Łowcą! Czułem to i sama mi się do tego przyznała! Tonny też to potwierdził... sam uznał, że ona jest odpowiednia na to miejsce, a on nigdy się nie mylił!
- Mówię poważnie. Sam mi kiedyś wspomniała, że pochodził z Irlandii, ale przecież to jakiś absurd. Nie chciałem nic wiedzieć na jego temat. Przez niego zostałem sam. Gdyby nie ona, pewnie już bym nie żył. To cud, że się spotkaliśmy. Przecież tu żyje kilkanaście tysięcy osób, więc czemu akurat ona się pojawiła? Mógł to być każdy... ale nie ona!
- Może to nie był przypadek?- Podzieliłem się z nim swoimi obawami.- Przez ostatnie lata powinniśmy zrozumieć, że nic nie dzieje się bez przypadku. Ktoś specjalnie ją tu skierował, a my musimy się dowiedzieć w jakim celu. Nie chce ryzykować, że może coś się stać, zwłaszcza, że teraz nie jesteśmy zbytnio bezpieczni. Mamy zbyt wiele do stracenia- wypowiadając ostatnie zdanie, poczułem niemiłe ukłucie w klatce piersiowej.
Ja już i tak zbyt wiele straciłem.







***SCOTT***




           Stałem spoglądając na otaczających mnie ludzi. Wszyscy tak beztrosko zajmowali się codziennymi zajęciami. Nawet mój szwagier wydawał się być szczęśliwy, chociaż miałem wrażenie, że nigdy się nie otrzęsie po stracie Sam. Ja wciąż cierpiałem z tego powodu. Była dla mnie siostrą. Jedyną osobą, która przez te lata się mną zajmowała. Kochałem ją i straciłem. Ale chyba już taka kolej rzeczy. Ludzie, czy też nieludzie, wszystkich łączy jedno; cierpienie. Cobyśmy nie zrobili, zawsze szczęściu towarzyszy ból. Bo przecież bez tego nie wiedzielibyśmy co to dobro. Gdybyśmy nie zaznali tego wszystkiego, żylibyśmy jak bezduszni, gotowi na każdy rozkaz. Czyli bylibyśmy nikim. Nic by nas nie poruszyło, zmartwiło, czy też uszczęśliwiło. Zwykłe maszyny kierowane przez innych. Ale bardziej zastanawiał mnie powód jego zmiennego nastroju, niż własne przemyślenia. Stanąłem tuż obok drzwi i, gdy chciałem zadać mu to pytanie, blondyn po prostu mnie minął, jakby mnie w ogóle nie dostrzegał. Nawet nie zareagował na moje wołanie. Rozumiem, że może być wściekły przez to co mu powiedziałem, ale sam nie dałbym rady z tym problemem. Dlaczego nie mogę martwić się o to, czy moja żona jest szczęśliwa, czy też jest jej dobrze, jak przystało na normalne małżeństwo? No tak, bo my przecież nie jesteśmy normalni.

         Skierowałem się do pokoju chłopców. Zauważyłem, że przebywając z nimi czułem się spokojniej. Te słodziaki sprawiały, że odcinałem się od świata. Przez chwilę przebywałem w zupełnie innym miejscu, jakim jest ich pokój. Drzwi do ich sypialni były otwarte, a w środku... To pomieszczenie nie przypominało pokoju dla dzieci. Zamiast łóżeczek stała kanapa, a miejsce ich mebli zajęły regały z książkami. Co ty się kurwa dzieje?!
          Pobiegłem do sypialni, gdzie zastałem swoją ukochaną. Klęczała przy łóżku, a wokół niej leżały zużyte chusteczki. Moje serce przyśpieszyło swoje bicie, gdy zbliżałem się do niej. Coś musiało się stać. Coś naprawdę okropnego. Blondynka nie zauważyła mojej obecności, co mnie jeszcze bardziej zmartwiło. Czyżby aż tak zatraciła się w cierpieniu, że nie dostrzegała otaczającego ją świata?
Mój wzrok skierował się na dwóch młodych mężczyzn, którzy weszli do pokoju. Wydawali się dość znajomi. Obydwoje mieli około szesnaście lat. Byli prawie identyczni, jednak różnił ich kolor włosów. Jeden był blondynem, zaś drugi miał prawie czarne włosy. Ich twarze także wyrażały smutek. Pomimo tych wyraźnych rys, w oczach widziałem łagodność.
- Mamo?- Odezwał się jeden z nich, na co ja zamarłem. Czyżby to byli moi chłopcy?! Czy to Tyler i Ethan?- Nam też go brakuje...
- Nie możesz wiecznie tu siedzieć- zaczął drugi.- Musisz do nas wrócić. Brakuje nam ciebie.
Halo! Ja też tu jestem! Może mi ktoś wytłumaczyć, co tu się dzieje?!
- Wiem, ale to wciąż boli... Dzisiaj mija dopiero druga rocznica, a ja wciąż czuję jakbym straciła go wczoraj...-O CZYM TY MÓWISZ KOBIETO?!- Wasz ojciec na pewno byłby dumny, że ma takich synów.
- I córkę- odparł blondynek siląc się na uśmiech.
Ja tu jestem!- Krzyczałem, chociaż nikt mnie nie słyszał. W moich oczach zagościły łzy, chociaż żadna nie wypłynęła.
- Tak, kochanie- wstała, po czym przytuliła do siebie chłopaków.- Zawołajcie Cassie. Chcę dzisiaj pojechać na jego grób. Na pewno się za nami stęsknił.
- Wszyscy już czekają na dole- tym razem odezwał się Tyler.- Wujek Ezra z ciocią Sam także przyjechali.
Czekaj... Sam wróciła?
- Więc chodźmy- odparła blondynka uśmiechając się smutno. W towarzystwie chłopaków, wyszła z naszej sypialni, w ogóle mnie nie zauważając. Gdy drzwi się zamknęły, otrząsnąłem się. Mogłem znów  poruszać kończynami. Skierowałem się do łóżka, na którym leżała ramka. Chwyciłem ją i z niedowierzaniem patrzyłem na fotografie. Przedstawiała nasze zdjęcie ślubne. Trzymałem ją na rękach, boso stąpając po piasku. Moja koszula była rozpięta, a marynarkę zostawiłem na sali. Amanda ujęła dłońmi moją twarz, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Uśmiechnąłem się podczas tej czułości. Fotograf uchwycił tą chwilę, gdy blondynka akurat położyła dłoń na zaokrąglonym brzuszku, nie przestając mnie całować. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi.
Dopiero po chwili dostrzegłem, że fotografia jest czarno biała, a u góry widniała czarna wstążka. Nie! To nie może być prawda... Ja żyję... Jestem tutaj... Oddycham...
Albo nie? Co jeśli to moja dusza, w końcu odnalazła drogę do nich? A ja byłem martwy...
Zostawiłem swoją rodzinę tak, jak mój ojciec mnie.
Zdjęcie z hukiem roztrzaskała się na podłodze. Drobinki szkła odbiły się od mojego ciała. Zobaczyłem oślepiający blask, który rozprzestrzeniał się po pomieszczeniu. Nie widziałem nic, prócz tej jasności, póki nie poczułem jak ziemia usuwa mi się spod nóg.




      Głośno dysząc usiadłem na łóżku. Przez chwilę nie mogłem się uspokoić, jednak widząc śpiącą obok siebie blondynkę, wszystko samo się ustatkowało. To był kolejny koszmar. Ten sam sen, który już wcześniej mnie męczył, jednak tym razem było inaczej. Miałem wrażenie, że przede mną stoi wybór. Mogłem temu wszystkiemu zaradzić. Nie musiało dojść do tej tragedii. Wiedząc, że i tak już nie usnę, skierowałem się do pokoju chłopców, upewniając się, że z nimi wszystko w porządku. Gdy zobaczyłem śpiących maluchów, powoli i po cichu wycofałem się z pomieszczenia i udałem się do kuchni. Zegar wskazywał dopiero trzecią w nocy, więc miałem sporo czasu przed sobą. Wyciągnąłem jedną butelkę wina i zasiadłem samotnie na kanapie. Korek niemal sam wyleciał, a moje gardło poczuło przyjemny smak słodkiego alkoholu. Wypiłem pół butelki wina. Oparłem ją o udo, nie wypuszczając z dłoni. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się w jej zawartość. Ciecz przechylała się z jednego boku na drugi. Nagle poczułem ugniatający się materac pod czyimś ciężarem. Nie musiałem się oglądać, aby wiedzieć, kto zaszczycił mnie swoją obecnością. W końcu podniosłem butelkę i podałem ją przyjacielowi.

- Chcesz?- Zapytałem. Chłopak od razu chwycił moją zdobycz i przyssał się do niej.- Czemu pojawiasz się za każdym razem, gdy mam koszmary?
- Wiesz, pomyślałem, że jakaś dobra bajka na dobranoc załatwi sprawę. Nawet wymyśliłem kilka, jednak każda kończy się jakąś krwawą masakrą. Ale najlepsza jest ta, w której dziewczynie podrzynają gardło! Słuchaj. Dawno, ale to bardzo dawno temu...
- Śmierć- przerwałem mu.- Powiedz prawdę. To ona cie tu przysłała?
- I tak sam byś się domyślił... Tak, Sam chciała, abym cię pilnował.
- Nie jestem dzieckiem- warknąłem, wyrywając mu trunek z dłoni. Pustą butelkę wyrzuciłem na dywan. Szkło nie wydało z siebie żadnego odgłosu.- Może jeszcze powiesz, że chłopakom także kazała mnie pilnować?
- W zasadzie...Tylko blondaskowi.
- Świetnie- mruknąłem.- No po prostu zajebiście.
- Ona martwi się o ciebie. Chciała, abyś był szczęśliwy, gdy jej nie będzie.
- Myśli, że bez niej będę szczęśliwy? Dobre! A tak w ogóle, może tobie powiedziała dlaczego od nas odeszła? Bez żadnego pożegnania, czy też jakiegokolwiek słowa. Wracam do domu i dowiaduję się, że moja kochana siostrzyczka postanowiła wyjechać na wieczne wakacje. Nawet kurwa nie raczyła mnie o tym poinformować!
- Scott, to nie jest takie proste. Wiesz co się działo z nią przez te ostatnie kilka miesięcy. Potrzebuje czasu, żeby wszystko zrozumieć.
- Ale jakoś tobie wybaczyła- mruknąłem wściekły.
- Łączą nas pewne sprawy, które wymagają wzajemnej komunikacji. Nie miała wyjścia, chociaż jeśli ci to poprawi humor, mnie także nie cierpi.
- O matko! Mam teraz skakać z radości? Chce się z nią spotkać. Musi mi to osobiście wyjaśnić- narzuciłem na siebie koszulkę i, nie zważając na protesty chłopaka, nakazałem mu siebie zaprowadzić do niej.
- To jest bardziej skomplikowane niż myślisz. Ona nie jest w Cerisie, tylko...- przerwał spoglądając za mnie. Powiodłem swój wzrok w tamtym kierunku, dostrzegając stojącego blondyna za mną. Cholera... Ciekawe ile usłyszał z naszej rozmowy.
- Ona jest w Piekle, prawda?- Zapytał, a ja jeszcze bardziej wytrzeszczyłem oczy.





Hejka :* Rozdział pisany na lekcji... więc za wszystkie błędy przepraszam >.<

Zawaliłam rodzinne spotkanie -.- Miał być więcej akcji... ale tyle musi wystarczyć. Następny rozdział może będzie za tydzień( nie obiecuję, bo sprawy się trochę pokomplikowały). Po 16 już wszystko wróci do normy ;)
A tak wgl, jak myślicie, co będzie ze Scott'em? Jak Ezra zareaguje na wieść, że Samantha jest w Piekle? I co kombinuje Sam? Jakieś sugestie, które mogłyby mnie zachęcić do zmiany zakończenia? Jak już wcześniej wspomniałam, nie będzie one zbyt szczęśliwe, ale do końca jeszcze trochę :*
Pozdrawiam
Seo



PS. Zapraszam -----------> W imię wolności...


4 komentarze:

  1. Hej :) Przecinek powinien być przed "przed" - to słówko jakoś się łączy z "który" i tak to jest, że jak ma się na przykład "w" przed "który" to pisze się przecinek przed "w". To samo dotyczy "przed".
    Takie pytanie - Jaka to liczba - XIIX?????????
    Podejrzewał brzmi trochę tak jakby jej się nie udało, że po prostu wiedział, że jej się nie uda, ale tego nie chce powiedzieć, by nie wyjść na nie wiadomo jak wszystko wiedzącego. Może bardziej pasowałoby, że sądził, uważał, może był pewien.
    Jednego tylko nie ogarniam. Skąd u diabła pojawił się tam Śmierć? Jasne, pojawił się znikąd, ale mogłabyś o tym poinformować, a nie od razu pisać, że Scott podaje mu butelkę. To trochę dla mnie bez sensu.
    No więc tak, jak tylko znajdziesz czas to przejrzyj post, radzę ci ;p Co będzie ze Scottem? Szczerze to nie mam pojęcia. Totalnie mnie zaskoczyłaś tym snem. Tak sobie czytam czytam i nagle takie wtf! Ale po chwili ogarnęłam, że to tylko sen. Może umrze, ratując Sam przed czymś, albo coś w ten deseń... Albo Amandę, albo po prostu ktoś go zaatakował, albo wypadek samochodowy :)
    Wydaje mi się, że Ezra chciałby dostać się do Piekła, czy coś, ale nie wiem. Coś mi podpowiada, że będzie chciał.
    Cóż, sugestie mówisz? Niech wszyscy żyją happy! Jak ja kocham happy endy!! To nie może być tak, że zabijesz mi połowę bohaterów, a reszta do końca życia będzie ich opłakiwać. To by było nie fair! ;p
    Wszystko fajnie opisane. Najbardziej podobał mi się opis snu Scotta! *,*
    Błagam, nie wymuszaj na mnie czegoś bardziej inteligentnego! Nie mam siły! ;(
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie tego słowa mi brakowało! Zaraz zmienię na sądził. Kiedy pojawił się Śmierć u diabła? Jedynie kiedy się pojawił to u Scott'a. On pojawia się znikąd, kiedy chce i gdzie chce, ale widzę, że to trochę niejasne, więc zaraz pozmieniam to :d
    Też tak myślę, że będzie chciał się tam dostać, ale czy tam dotrze?
    Nie może być szczęśliwego zakończenia! Ktoś musi zginąć... A co do Scott'a ten sen ma ukryte przekazanie, ale zanim on do tego dojdzie, to trochę potrwa :d
    Pozdrawiam
    Seo
    PS. XIIX----> to 18

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodałaś rozdział, super. Cieszę się, bo mam czas by go skomentować.
    Oj zaczynam się bać o Scotta, nawet nie próbuj go zamordować.
    Ciekawe co teraz zrobi Ezra. Zastanawiam się czy będzie chciał się dostać do piekła, czy raczej nie.
    Przepraszam, że tak krótko. Rozdział wyszedł ci wspaniale i wcale nie piszę lepiej od ciebie.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    Mroczna

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo ciekawy i emocjonalny rozdział

    OdpowiedzUsuń