czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 8 Księga III

Zapraszam do czytania :*
I takie pytanie... Co wy na to, abym dodawała krótki cytat, zdanie, które nawiązywało by do rozdziału?
Pozdrawiam
Seo <3




LEA

 To miasto tak naprawdę ożywało w nocy. Coś jak wampiry - mityczne stworzenia, które spały w dzień, lecz, gdy tylko słońce zaszło, pod osłoną nocy wyruszały na łowy. Te nadprzyrodzona stworzenia bardzo przypominały mi naszą rodzinę, Rivelash. Ich potomkowie dziedziczyli niezwykle cenną umiejętność, a mianowicie ich krew posiadała właściwości lecznicze. Choć nieliczni korzystali z tego, zachowywali się tak, jak ten ziemski osobnik, zwany też krwiopijcem. Kły wysuwały nam się podczas walki i byliśmy obdarzeni niezwykłą siłą, chociaż nie cierpieliśmy na światłowstręt, czy też słońce nie wypalało nam dziury w ścianie. Ale czy te ich legendy były prawdziwe? Oczywiście, że tak. Wampiry i wilkołaki, jakby nie patrząc są mieszanką cerisowiańczyków. Zastanawiał mnie jednak fakt, jakim cudem przedostały się do nich strzępki naszej rasy. To była tajemnica, a jej członkowie poświęcili by własne życie, żeby tylko ją dochować. Więc, jak?
 Ruszyliśmy do budynku, przed którym roiło się masa ludzi, ustawionych spokojnie w jednym rządku. Powoli kolejka powoli przesuwała się do przodu, jednak nim ostatnia osoba weszłaby do budynku minęło by bardzo dużo czasu. Spochmurniałam, gdy uświadomiłam sobie ile czasu musimy zmarnować, zanim dostaniemy się na ten koncert.
 Jednak zanim zdążyłam ustawić się za ostatnią osobą, Cameron chwycił mnie za łokieć i poprowadził prosto do wejścia. Szepnął coś na ucho mięśniakowi stojącemu przed budynkiem, który bez żadnego mruknięcia wpuścił nad do środka. W przeciwieństwie do innych gości, który nie mieli żadnego problemu, aby wyrazić swoje niezadowolenie. Chłopak jedynie mocniej ścisnął moją rękę.
 Gdy tylko minęliśmy próg, miałam wrażenie, że pochłonęły nas ciemność.
 Musiałam całkowicie mu zaufać, gdyż to on kierował moim ciałem. Gdy tylko się uspokoiłam, pierwsze dźwięki muzyki dotarły do moich uszów. Delikatna symfonia, która gwałtownie zmieniła się w tak zwany... metal. Czy jak oni to nazywali.
 Minęliśmy kilkanaście schodów, które prowadziły nas do piwnicy. Zbliżaliśmy się do sali, w której gościło zapewne dziesiątki osób. Przez chwilę poczułam, jakby coś miało się stać. Miałam wrażenie, że zaraz coś wyskoczy na nas, a ja nie potrafiłabym tego powstrzymać. To coś z lasu przybyło tu za nami.
 – Wszystko w porządku? – zapytał zatroskany chłopak, jakby wyczuł moje przerażenie.
 – Daleko jeszcze?
 – Nie – pokręcił głową. – Jesteśmy na miejscu. – Pchnął wolną dłonią drzwi, które otworzyły przed nami przejście do zupełnie innego świata, niż byłam przyzwyczajona.

CAMERON

 Obejrzałem się przez ramię, aby zobaczyć jej wyraz twarzy, gdy ukażę jej kolejny element świata, od którego była dotychczas odizolowana. Z jednej strony to chyba dobrze, szczególnie, gdy patrzyło się na dzisiejszą młodzież, która wpadła w komputerowo-telefoniczny trans. A Lea nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Z niemal stoickim spokojem przyjmowała na swoje barki nowe doświadczenia. Przyznam, że nieźle się uśmiałem ucząc ją korzystać z gadającej deski - jak mawiała na telefon. No i zawsze robiła słodkie miny, próbując moich kuchennych wymysłów. Szczególnie zachwycała się truskawkowym musem, lub eklerkami z bitą śmietaną, które czasami kupowałem w cukierni, znajdującej się niedaleko mojego mieszkania.
 Wkroczyliśmy do środka, a ja przymknąłem na chwilę powieki, aby zaciągnąć się tym znajomym zapachem.
 Po raz kolejny wyczułem mieszankę alkoholi, która wraz z dymem papierosów tworzyła mieszankę wybuchową. Otworzyłem powieki, a moje spojrzenie od razu pochwyciło przyjaciela, który oczywiście stał na scenie. Uniosłem rękę, aby mógł mnie zobaczyć. Uśmiechnął się, po czym wrócił do grania, a ja nie mogłem się powstrzymać od spojrzenia na Leę. Roześmiałem się, gdy dostrzegłem jej zniesmaczoną minę, gdy minęła nas bardzo skąpo ubrana kelnerka, posyłając mi oczko. Kristen jak zwykle podrywała kelnerów swoim ubiorem i zabójczym uśmiechem. Była piękna i młoda. I wiedziała, jak użyć to przeciwko samcom.
 – I jak ci się tu podoba? – zwróciłem się do swojej towarzyszki, której strach omal mnie nie udusił.
 Objąłem ją w pasie, aby dodać jej trochę otuchy. Fakt, ten club był przez niektórych spostrzegany jako zbiorowisko dziwek i dilerów. I mieli całkowitą rację. Club podzielony był na kilka sektorów. Na górze w sekcji VIP-ów można było się nieźle zabawić, z prostytutkami, a jedno słowo do odpowiedniej osoby gwarantowało ci zajebistą rozrywkę na noc, w postaci białego proszku czy też innych narkotyków. Od wyboru do koloru.
 Jednak nie przyprowadziłem tu Lei dla tych zabawek. Chciałem żeby dobrze się pobawiła w moim towarzystwie i odgoniła kłębiących się myśli, które ją dołowały. A ja nie lubiłem, gdy coś ją trapiło.
 – Jest... dobrze – odparła ochrypłym głosem.
 Odchyliłem głowę i wybuchłem śmiechem.
 – Przestać! Tu jest okropnie!
 – Więc co my tu robimy? – Czułem, jak jej ciało napina się przy każdym moim ruchu. Nie była przyzwyczajona do kontaktu z płcią przeciwną. Szczególnie tak bliskiego.
 Pociągnąłem ją w stronę baru.
 – Po przeprowadzce całkowicie oddałem się wolności. No wiesz – wzruszyłem ramionami. – Znienawidziłem ojca za wszystko. Za to, że próbował kontrolować moje życie i nawet postanowił wybierać mi dziewczyny, z którymi mogłem się spotykać. Chciałem mu zrobić na złość, więc zacząłem ostro... imprezować – odkaszlnąłem. – Cześć, Mary – uśmiechnąłem się do barmanki.
 – Niech mnie diabli! – zaśmiała się. – Ej, dziewczyny! Zgadnijcie kogo tu przywiało.
 Z kuchni wyłoniła się blond włosa kobieta, nieco starsza od barmanki.
 – Niebo nie jest tak niebieskie, jak ci się wydawało? – uśmiechnęła się do mnie.
 – Wręcz przeciwnie – uśmiechnąłem się błyskając zębami. – Mary, poproszę to co zwykle, tylko podwójnie i dwie cole – ścisnąłem dłoń Lei. – Jakby co, to wiecie gdzie mnie znaleźć – rzuciłem i udałem się w stronę prywatnej loży zespołu.
 Minęliśmy kilkanaście stolików, przy których dostrzegłem dawnych znajomych lub też wrogów. W ich obecności poczułem się mniej pewnie, zwłaszcza, gdy mogliby skrzywdzić Leę. Dlatego też omal nie zabiłem wzrokiem ochroniarza, Steva, który miał zapewnić mi bezpieczeństwo tej nocy. Albo innym, gdyż na polecenie mojego przyjaciela miał mniej pilnować, abym nie wdał się w żadną bójkę.
 Zajęliśmy miejsce na kanapie, przypominającej półkole, która znajdowała się przy samym rogu budynku, jednak mieliśmy idealny widok na scenę.
 – Tu nie jest tak, jak myślisz – kontynuowałem wcześniej rozpoczęty wątek. – Może i wyda ci się to obleśne miejsce, ale prawda jest taka, że jesteśmy tylko ludźmi i żyjemy tak, jak nas życie ukształtowało. – Wiedziałem, że moja odpowiedź niewiele jej wyjaśnia, lecz nie chciałem się bardziej zagłębiać. Istniały sprawy, o których nie chciałem jej mówić. – Każdy ma swoją historię. Spędziłem tu dużo czasu i choć się nie znaliśmy, potraktowali mnie, jak starego członka rodziny. Przyjęli pod swoje skrzydła i postawili na nogach... – Nie wiedziałem dlaczego jej to powiedziałem. Czułem jedynie mocną potrzebę podzielenia się z nią swoją historią, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem.
 – Mogę cię przeprosić na chwilę? – Zachowałem się, jak ostatni dupek, zostawiając ją, lecz musiałem porozmawiać z przyjacielem, a za kilka minut mieli przerwę.
 Wstałem i udałem się w stronę sceny, zostawiając ją samą. Wiem. Głupek to mało powiedziane.

LEA

 Nie odezwałam się ani słowem do niego. Czułam, że potrzebował chwili samotności dla siebie. Lecz nie chciałam, aby zostawiał mnie samej w tym obcym i nieprzyjemnym miejscu. Lęk był nierozłącznym towarzyszem, który czasami przytłaczał mnie swoją obecnością.
 Wsadziłam rękę do torby, aby odnaleźć swój sztylet. Czując zimno broni, uspokoiłam się. Nie byłam przecież taka bezbronna. A siła nie była głównym czynnikiem do wygrania walki. Liczyły się umiejętności i spryt. Nie byłam jakoś niesamowicie umięśniona czy silna, dlatego też zawzięcie pogłębiałam swoją moc w rozmaitych technikach walk. I choć nigdy nie zabiłam żadnej istoty, to potrafiłam to zrobić bez większego wysiłku.
 – Nie pasujecie do siebie – usłyszałam kobiecy głos przed sobą.
 Uniosłam głowę, aby spojrzeć na kelnerkę, którą dostrzegłam zaraz po wejściu. Miała nieprzyjemny wyraz twarzy.
 – Słucham? – uniosłam brew.
 – Ty i Cami – wycedziła. – Widziałam mnóstwo takich, jak ty i żadna nie pasowała do niego.
 – Nic o mnie nie wiesz, więc radzę ci zamknąć buźkę i po prostu stąd odejść.
 Dziewczyna wybuchła śmiechem.
 – W przeciwieństwie do tamtych suk umiesz się odezwać. Jego ojciec często tu przychodził i przyprowadzał różne dziwki podobne do ciebie, żeby mógł się z jakąś splątać, ale to nie bajka dla Cama. On nie jest z taki.
 Kelnera postawiła ostatni napój na stole, po czym po raz kolejny zmierzyła mnie nienawistnym wzrokiem. Miałam tego serdecznie dość, że ludzie tak mnie traktują. Chciałam zasłużyć sobie na ich szacunek, nawet gdybym miała wymusić go strachem.
 Tak, właśnie. Nie chciałam być już tą słabą Leą, nad którą wiecznie trzeba się litować. Byłam silna, sprytna i potrafiłam sama zadbać o siebie.
 Wstałam, po czym nachyliłam się nad stołem, opierając o niego dłonie. Mój wzrok przepełniony był nienawiścią.
 – Nie jestem żadną kurwą, ani nic z tych rzeczy – warknęłam, czując jak kły wydłużają mi się. – I nigdy nie będziemy razem, gdyż ja jestem już z kimś innym splątana. 
 Słodka woń jeszcze mocniej wypełniła moje nozdrza.
 – A skoro i tak jesteś mieszańcem, to powinnaś bez problemu wyczuć swoich z daleka – w końcu przyłożyła dłoń do ust, powstrzymując krzyk przerażenia, jaki chciał wydobyć się z jej gardła. Poczułam przyjemną satysfakcję w środku.
 – Nie jesteś wilkiem – udało jej się wydusić tych parę słów. Była twardą suką.
 – A ty jesteś głupsza niż myślałam – opadłam z powrotem na kanapę. – Nie zgłoszę Gabrielowi twojej niesubordynacji, gdyż wolę sama załatwiać swoje problemy, a jeszcze trochę i staniesz się jednym z nich.
Kobieta uniosła głowę, spoglądając na coś, co prawdopodobnie znajdowało się nade mną. Jej wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Zamiast pałać do mnie nienawiścią i wrogością, wyczułam delikatny zapach strachu, który próbowała ukryć. Dzięki temu poczułam się silniej i pewniej.
 Kelnerka obróciła się na pięcie i po prostu wymaszerowała w stronę baru.

CAMERON

 Biały proszek strasznie ciążył mi w kieszeni. Był moją kulą u nogi, przez którą nie potrafiłem swobodnie się poruszać. Cały czas miałem wrażenie, że wypali mi dziurę w kończynie, jeśli szybko się go nie pozbędę.
 Kiwnąłem głową w stronę ochroniarza, który wpuścił mnie za scenę, akurat w momencie, w którym zespół z niej schodził.
 – Rhen! – wrzasnąłem, zwracając na siebie uwagę przyjaciela. Gdy ten odwrócił w moją stronę głowę, na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Podał swój instrument jakiemuś chłopaczkowi i podbiegł w moją stronę. 
 – Ty skurwysynie – zaśmiał się, a następnie wymieniliśmy uściski, jednak wolną ręką przywalił w mój bark.
 Z trudem powstrzymałem się przed syknięciem z bólu. Nie chciałem dać mu tej satysfakcji, że jego uderzenie mnie zabolało. 
 – I mówisz tak do osoby, która załatwiła ci lekarstwo? – Wyciągnąłem z kieszeni saszetkę z białym proszkiem, machając nią przed jego twarzą. 
 – Stary, ratujesz mi życie – powiedział z wyraźną ulgą w głosie. 
 Wepchnąłem mu saszetkę w kieszeń.
 – Ostatni raz – zagroziłem. – Na samą myśl o tym cholerstwie chce mi się rzygać, a ty powinieneś być przygotowany na takie sytuacje – westchnąłem sfrustrowany. – Co by się stało, gdybym nie zdążył na czas? Pomyślałeś o konsekwencjach?
 Dostrzegłem, że na twarzy przyjaciela gości smutek. Dopiero teraz zrozumiałem, że to nie była jego wina, że zabrakło mu lekarstwa. 
 – Która? – syknąłem z wściekłości. 
 Rhen wbił wzrok w podłogę, a następnie zaczął rysować nogą różne wzory na podłodze. 
 – Żadna – wyznał. – Mój... ojciec. Odwiedził mnie w zeszłym tygodniu i zabrał cały towar. Wytrzymałem bez tego niemal cały tydzień, ale powili czułem, jak w środku wszystko wrze. Mogłem czekać spokojnie, aż sam wybuchnę. To chyba chciał osiągnąć mój ojciec. 
 – A to skurwiel – mruknąłem pod nosem. 
 – Nie inaczej – Rhen uśmiechnął się. – Dobra, ja idę wziąć to świństwo i później do was dołączę. – Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, jednak chłopak mnie wyprzedził. – Przyjęliśmy nowego basistę i chłopaki chcą go sprawdzić czy nada się on do zespołu. Dlatego też ja mam dzisiaj wolne – błysnął zębami i zniknął w jednym z pomieszczeniu dla zespołów.
 Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Nie byłem szczęśliwy, że grał w jakimś zespole. Szczególnie, gdy miał... problemy z sobą. Ja sam nie należałem do najświętszych, jednak wolałem siedzieć w cieniu. Dla mojego, jak i jego dobra. 
 Odwróciłem się i dostrzegłem Mary idącą w moim kierunku. Oczywiście idąc, kręciła kusząco biodrami. Uśmiechnąłem się, a następnie wsadziłem ręce do kieszeni. 
 – Nie uda ci się to – powiedziałem. 
 – Zawsze można spróbować – wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że nie jestem zbyt nieatrakcyjna, dla waszej wysokości – ukłoniła się. 
 – Jako twój pan i władca każę ci przynieść strawę, dziewko – zaśmiałem się. 
 – Już wszystko na ciebie czeka, panie – dała mi kuksańca w bok, a ja bez żadnych skrupułów klepnąłem ją w tyłek. Zapiszczała zaskoczona. 
 – Nie podoba mi się ona – powiedziała już poważnym głosem. Wszelka wesołość uciekła z jej ciała.
 – A to już nie moja wina – warknąłem. – Ona mnie potrzebuje, a ja ją. 
 Ruszyłem w kierunku naszego stoliku, jednak Mary złapała mnie za dłoń. 
 – I myślisz, że nadal będzie cię chciałam, gdy pozna całą prawdę o tobie? Wątpię – warknęła. – Widać, że jest krucha, jak porcelana. To nie jest jej świat i nigdy nie będzie do niej należeć. 
 Wyrwałem rękę z jej uścisku. W środku wrzałem ze wściekłości. 
 – Masz rację – przyznałem ze stoickim spokojem. – To nie jest miejsce dla niej. Ani też dla mnie. Chciałem jej pokazać, że chociaż wszyscy się różnimy, to potrafimy złączyć się w jedność. 
 Kelnerka westchnęła. Wiedziałem co zaraz powie. Umiała odpowiednio dobrać słowa, żeby tylko mnie, jak najmocniej zranić. 
 – Dwa światy, Cami – szepnęła. – Pochodzicie z dwóch różnych światów, więc nigdy nie będziecie mogli być razem. Już straciłeś swoją szansę, Cami. Przykro mi. 
 Czy mi współczuła? Oczywiście, że nie. Mary była mi bardzo bliska. Uratowała mnie przed załamaniem się. Nie pozwoliła mi spaść na dno, i byłem jej bardzo wdzięczny. Jednak nie potrafiła zrozumieć odrzucenia. Gdy coś szło nie po jej myśli, tworzyła mur wokół siebie, którym atakowała wszystkich dookoła. Nie oszczędzając nikogo. 
  Wróciłem do naszego stoliku i przyjrzałem się Lei. Dopiero teraz zauważyłem, że jest dziwnie milcząca. Nie powiem, że wcześniej zwróciłem na to jakąś uwagę. Byłem po prostu zbyt podjarany skołowaniem lekarstwa dla Rhena, no i przejąłem się też spotkaniem z nią. A gdy przyszło co do czego, dałem ciała. Na całego. 
 – Wszystko w porządku? – zmarszczyłem brwi ponownie przyglądając się jej. Coś ją trapiło. – Heej – złapałem ją za rękę. – Możesz mi powiedzieć co się stało?
 Dziewczyna spojrzała na mnie, jakby dopiero teraz zauważyła moją obecność. Pierwszy raz dostrzegłem pustkę w jej spojrzeniu. Nie przypominała już tej radosnej, słodkiej Lei, tylko kogoś, kto został obezwładniony obojętnością. Nie obchodziło ją czy jesteśmy tu sami, czy otoczeni tłumem ludzi. Czy siedzimy w domu, albo płyniemy statkiem. Czy żyjemy, czy też jesteśmy martwi. Jej świat przybrał czarno-białą barwę. 
 – Chyba powinnam iść – wyjąkała. 
 Lea wstała, chwytając swoją torbę i już miała zrobić pierwszy krok w stronę wyjścia, gdy uniemożliwiłem jej jakąkolwiek ucieczkę. 
 – Nie pozwolę ci odejść – powiedziałem śmiertelnie poważnie. – A jeśli nie chcesz wracać do domu, to chętnie zabiorę cię do siebie. – Poczułem, jak jej ciało drgnęło. – Mogę nawet cię zostawić samą w mieszkaniu, a sam przekimam się gdzieś indziej. Rhen na pewno nie wróci dzisiaj do domu – kiwnąłem głową w jego stronę. Mój przyjaciel stał pod ścianą, kręcąc z jakąś cycatą blondynką, co oznaczało, że na pewno nie zamierza wracać dzisiaj do domu. 
 – Muszę wrócić do domu – odparła w końcu, jednak bez problemu dostrzegłem smutek w jej głosie. – Dziękuje za propozycje, ale znamy się dopiero od kilku tygodni... 
 – Lea – warknąłem. – Moglibyśmy się nawet poznać przed kilkoma minutami, a i tak bym ci zaoferował pomoc. – Położyłem dłoń na skórzanym oparciu. – A teraz usiądziesz, zjesz ze mną i posłuchamy trochę chłopaków – zarekomendowałem. – Później pójdziemy do mnie, albo jeśli będziesz chciała odwiozę cię do domu. 
 – Mi pasuje – w końcu na jej twarzy zagościł uśmiech, Choć delikatny i jakby niepewny, jednak to był zapewne pierwszy krok do przełamania lodów. – Ale najpierw muszę iść do toalety. – Zaczęła się rozglądać wokół, a ja wskazałem jej dłonią drzwi. 
 – Ale zostaw torebkę. – Tak dla pewności, że nie uciekniesz. 
 – Tak jest, psze pana! 


LEA

 Nie powiem, że podobało mi się to miejsce. Ale to tylko dlatego, że nigdy nie przebywałam w takich clubach. Zresztą, nigdy przecież nie opuszczałam terenu naszego królestwa, gdzie impreza kojarzona była z balem maskowym, lub Świętem Róży. Dla wojowników zabawa kojarzyła się z turniejem rycerskim, albo zwiadami. Mój dzień w Cerisie składał się głównie z pracy. Przecież trwała wojna, więc nie mieliśmy tyle czasu na swoje zajęcia. 
 Dlatego też oniemiałam, gdy weszliśmy do tego lokalu. Nie powiem, że był jakoś pięknie ustrojony, tylko po prostu akcesoria nie należały do najmłodszych. Jednak gdy usiadłam w boksie, a Cameron na chwilę zniknął, nie czułam się jakoś tragicznie. Wiadomo, że musiałam się powoli do tego wszystkiego przyzwyczaić. Wciąż walczyłam z odruchem walki, który włączał się za każdym razem, gdy coś nieznajomego trafiało przed moje oczy, ale skutecznie go tłumiłam. Nigdy nie lubiłam walczyć. Chociaż dziś był szczególny dzień, więc chciałam wszystkie swoje emocje wyładować w walce. Gniew był silnym źródłem energii, więc tylko czekałam, aż jakiś demon pojawi się w pobliżu. Musiałam jedynie troszkę bardziej się skupić na ich wykrywaniu, gdyż nie potrafiłam inaczej wyczuwać ich obecność. 
 Gdy weszłam do łazienki, od razu ruszyłam by sprawdzić, czy nikogo nie było w którejś kabinie. Na szczęście byłam sama. 
 Podeszłam do lustra z odrazą patrząc na swoją zmizerniałą twarz. Czułam się, jakbym została zaatakowana przez stado wilkorów, które nie oszczędzały mnie w żadnym wypadku. 
 – Przepraszam – usłyszałam za sobą cichy głos anielicy. 
 Przemyłam twarz zimną wodą. Musiałam chociaż trochę się otrząsnąć. Te wszystkie kłamstwa źle na mnie wpływały. Ale przecież jak miałoby być inaczej? 
 – Odejdź – warknęłam. – Nie chcę cię więcej widzieć. 
 Sinee podeszła do mnie, po czym wyciągnęła rękę, chcąc mnie dotknąć. Widząc mój wzrok powstrzymała się od tego. 
 – Wiesz, że nie mogę...
 – Nie interesuje mnie to – przerwałam jej. – Nie chcę cię więcej widzieć – wyrzuciłam mokry papier do kubła. – Dlatego cię do mnie przydzielono, prawda? Bo jestem pieprzonym wygnańcem! Bo powinnam odejść stąd i nigdy nie wrócić. Tak? Po to właśnie zostałaś mi przydzielona, żeby dopilnować, abym nigdy więcej tu nie wróciła? Świetnie! Bądź pewna, że jeszcze tej nocy odejdę. 
 Ruszyłam w stronę drzwi, jednak anielica stanęła przede mną, nie chcąc mnie przepuścić. Zacisnęłam dłonie w pięści, czując, jak paznokcie wbijają mi się w skórę. Moje nozdrza spowiły słodki zapach krwi, a ciecz bez żadnych skrupułów spłynęła po mojej dłoni, brudząc podłogę. 
 – Proszę cię, Lea, uspokój się i daj mi to wyjaśnić. – Znów jej ręce powędrowały do moich ramion, jakby dotykiem chciała wyssać ze mnie gniew. Ten gest nagle mnie olśnił. 
  – Co znaczył te koszmary? 
 – Te sny... Was, wygnańców, jest zaledwie garstka. Zostaliście połączeni dzięki cienkim sznurku, zwany fazą REN. Śniąc przekazujecie sobie obrazy. Wizje przyszłości, aktualne dzieje czy też wydarzenia z przeszłości. To forma komunikacji między wami. 
 Miałam ochotę usiąść, gdyż gniew opuścił moje ciało, zostawiając pustkę, którą zapełniło zmęczenie. Pragnienie błogiego snu, dzięki którym mogłabym w końcu wypocząć. 
 – Lea, to, że jesteś wygnańcem, nie znaczy, że musisz się też tak zachowywać. Masz w sobie potężną moc, ale tylko ty decydujesz o tym, co z nią zrobisz. 
 – Tylko, że ja czuje się, jak potwór – przyznałam. – Ta złość, wrogość i energia... – złapałam się za głowę, próbując trochę uśmierzyć ból. – To wszystko mnie rozsadza od środka. I jeśli szybko nie dam upust swoim emocjom, to będzie źle. 
 – Tak to właśnie działa – pocieszyła mnie. – Twoje pierwotne instynkty budzą się i chcą opanować ciało. Ale nie musisz się ich słuchać. Możesz powstrzymać to wszystko. 
 Zrobiłam kilka kroków do tyłu. Miałam wrażenie, że moc bijąca od anioła, próbuje mnie spalić. Jej energia jeszcze bardziej wzmacniała mój gniew.
 – Ilu nas jest? – zapytałam, ledwie powstrzymując łzy.
 Anioł przez chwilę zastanawiał się nad moim pytaniem, jakby rozważała, czy wolno jej na nie odpowiedzieć. 
 – Pięciu – odparła w końcu. – Dwóch demonów i dwóch nefilimów.  
 Każdy demon ma swojego anielskiego odpowiednika - Zaświtało mi w myślach. Jednak kierując się tą teorią, mogłam stwierdzić, że nawet w tej naszej hierarchii to występowało. Dwóch demonów kontra dwóch aniołów. I ja po środku. Czego? 
 – W każdej chwili możesz się z nimi skontaktować. Możesz ich wezwać lub porozmawiać. Tylko daj sobie trochę czasu na przystosowanie tej wiedzy... Nie jesteś w tak złym położeniu, jak ci się wydaje. 
 – Ale nie obowiązuje mnie żadne prawo? To w Cerisie, ani to w Patersie? 
 – Nawet, jakbyś poślubiła przyszłego władcę – odparła na moje niewypowiedziane pytanie. 
 Jednak, czy warto poświęcać swoje życie, dla ludzi, którzy okazali się być dla mnie zupełnie obcy? Cerisowiańczycy nie byli moimi ludźmi. Nie byliśmy rodziną. 
 Rodzina to nie tylko więzy krwi. 
 Złapałam za klamkę, lecz zanim ją nacisnęłam, odwróciłam się w stronę anioła. 
  – Dlaczego jestem tym czymś? – Poczułam łzy spływające po moich policzkach, które zaraz wytarłam rękawem. 
 – Przykro mi. – Sinee wbiła wzrok w podłogę. – Czasami gdy chcesz komuś pomóc, nie do końca ci się to udaje. 
 Kolejne pytanie samo przyplątało mi się na język. Chociaż chciałam je wypowiedzieć, przerwało mi pukanie w drzwi. Otworzyłam je i dostrzegłam wściekłego Camerona przed sobą. Zaśmiałam się. 
 – Dziesięć minut! – Zapukał palcem w zegarek na ręce. – Jak długo można korzystać z toalety?!
 – Przykro mi, pięknisiu, ale jestem dziewczyną i potrzebuje więcej czasu niż wy. – Wyminęłam go i ruszyłam w stronę naszego stolika. Cameron jednak miał coś innego w planach. Złapał mnie w pasie i porwał w stronę parkietu. 
 – Jestem głodna! – Zapiszczałam, gdy chwycił moje dłonie w swoje i zaczął obracać mnie w różne strony. Robiłam podwójne piruety, niemal płacząc ze śmiechu. 
 Chłopak okręcił mnie jeszcze raz. Teraz plecami opierałam się o jego pierś, zaś moje ręce był skrzyżowane. Jako wojownik bez problemu mogłam się wydostać, lecz jako cywil czułam się bardzo przyjemnie, będąc w jego objęciach. Oparł policzek na mojej głowie i razem dryfowaliśmy w delikatnym rytmie muzyki, która nie była tak naprawdę cicha. Kilku chłopaków stojąc na scenie waliło w różne instrumenty. Jeden z nich co chwila wykrzykiwał niezrozumiałe dla mnie słowa, które połączone z pozostałymi dźwiękami tworzyło nawet jakąś synchroniczną całość. Podobała mi się ta muzyka. Była dzika i zupełnie inna, niż ta, którą kazano nam słuchać. 
 – Jeden dzień, Lea – usłyszałam szept chłopaka przy uchu. Jego ciepły oddech muskał moją skórę. – Przez jeden wieczór nie myśl o tym kim jesteś. Zapomnij i daj się ponieść emocjom, a obiecuję ci, że nie pożałujesz tego. 
 Zamknęłam oczy. Chciałam oddzielić swój świat ode mnie i zostawić tą, jedną chwilę, która miałaby trwać wiecznie. Chociaż się starałam, wciąż istniały sprawy, o które musiałam mu powiedzieć. Zasługiwał na prawdę. 
 – To może zaczekać – jego szept opanował mój umysł. – Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, to możesz zrobić to później. Teraz skup się na mnie. 
 Uwolnił moje ręce, jednak nie na długo. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Tańczyliśmy we własnym rytmie, odgradzając się od pozostałych. Cameron osiągnął to co chciał. Zapomniałam o całym świecie. Byliśmy tylko we dwoje.
 Gdy muzyka powoli cichła, chłopak okręcił mnie jeszcze raz, po czym chwycił w pasie i uniósł. Położyłam dłonie na jego ramionach. Cameron jedną ręką złapał mnie za nogę, którą kurczowo chwyciłam się jego ciała, aby nie spaść. 
 Odchyliłam głowę do tyłu, ciesząc się jak dziecko, gdy kręciliśmy się wokół własnej osi. To uczucie było cudowne. Wreszcie wszystko stało się możliwe. Granice światów zostały przesunięte, a wolność ogarnęła moje ciało. Pochłaniałam każdą cząstkę tego stanu. 
 Gdy ciepłe usta chłopaka przylgnęły do mojej szyi, mimowolnie poczułam dreszcze. Ciało samo rwało się do ataku i z trudem powstrzymywałam swój instynkt, oddając się jednocześnie tym doznaniom. Powoli jego wargi pięły się ku górze, a ja zsuwałam się na dół. Gdy stanęłam na własnych nogach spojrzałam w jego oczy. Pomimo tego, że w pomieszczeniu było ciemno, widziałam zieleń jego tęczówek. Szmaragdowe oczy intensywnie wpatrywały się we mnie. 
 Wiedziałam co zamierzał zrobić. I szczerze powiedziawszy, bardzo tego chciałam. Lecz nie mogłam i to było moje przekleństwo. 
 Tak to zwykle bywało w życiu, że to co jest pożądane, było także niedostępne. Taki zakazany owoc, o nazwie Cameron. 
 Pochylił się nade mną, a gdy nasze usta prawie się zetknęły odwróciłam głowę. Jego wargi spoczęły na moim policzku. 
 – Przepraszam – szepnęłam zawstydzona. – Ja nie...
 – Nie przepraszaj za to, Lea. Nie powinno ci być przykro z tego powodu. Po prostu nie czujesz tego samego co ja... – Odsunął się ode mnie i odwrócił plecami, ruszając w stronę wyjścia. 
 Poczułam się, jakby ktoś przebił mi ciało sztyletem. Ból, który miał zagłuszyć rozpacz. Tak bardzo pragnęłam być z Cameronem, że byłam zdolna do zabicia wszystkich, którzy stali nam naprzeciw. Jednak, gdybym to zrobiła, wybiłabym większość mieszkańców Cerisu, gdyż to przecież oni stali mi na drodze do szczęścia. Dla nich zrezygnowałam z chłopaka, na którym mi cholernie zależało. Wybrałam ich dobro, chociaż to nie był już mój lub. Chociaż wewnątrz wciąż pozostałam tą samą Leą, która ponad wszystko ceniła sobie dobro innych. Ta Lea nigdy mnie nie opuściła i nigdy tego nie zrobi. 
 Dlatego też fakt o tym, że jestem wygnańcem nie wpłynie na moje dotychczasowe życie. Wciąż będę księżniczką, która będzie musiała poślubić następce tronu Patersów.  
 – Cameron! Zaczekaj! – krzyknęłam i pobiegłam za nim. 
 Chłopak nawet się nie odwrócił. Dopiero, gdy zawiesiłam się mu na szyi przystanął i beznamiętnym wzrokiem patrzył na mnie. Ujęłam dłońmi jego twarz i pogładziłam kciukiem policzek.  
 – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo bym tego chciała – wyznałam zgodnie z prawdą. 
 Nie widziałam powodów, dlaczego miałabym ukrywać swoje uczucia. Chyba w tym momencie uświadomiłam sobie co tak naprawdę mnie łączyło z nim. Jak moje ciało reagowało na jego dotyk i jak się zachowywałam przy jego obecności. Pokazał mi, że warto cieszyć się z drobnych rzeczy. Że tak łatwo być szczęśliwym. Nauczył mnie kochać, a przynajmniej ukazał cząstkę tego uczucia, stopniowo go rozwijając. 
 – Więc dlaczego tego nie zrobisz? – zapytał. 
Dlaczego? Bo nie mogłam. Moje uczucia były zabronione. 
 – Są sprawy, o których nie wiesz. Jeśli ci o nich opowiem, twoje życie diametralnie się zmieni.
 Chłopak ujął moją dłoń i złożył delikatny pocałunek na wewnętrznej stronie nadgarstka. 
 – Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia – wyszeptał. – Najważniejsze będzie to, że będę mógł być przy tobie. Wszystko inne jest nieważne. 
 Wtuliłam się w niego, pozwalając mu, aby zamknął mnie w szczelnym uścisku. Miałam ochotę zostać z nim na zawsze. Moglibyśmy nawet uciec stąd! Ale były to głupie, szczeniackie marzenia. 
 – Opowiem ci. Będziesz wiedział o wszystkim, co jest związane z moim życiem, ale nie w tej chwili. Tego... jest za dużo i potrzebowałbyś czasu, aby przyswoić sobie tą wiedzę. 
 Poczułam , jak jego pierś trzęsie się, po czym usłyszałam śmiech.  
 – Mówisz tak, jakbyś była jakimś mordercą. Jak z tego filmu... – znów się zaśmiał – którego pewnie nie oglądałaś. 
 – Przykro mi, że nie jestem zbyt interesującą osobą. 
 – Wręcz przeciwnie, kochanie. Jesteś bardzo interesującą osobą.

 Nie byłam pewna, jak długo siedzieliśmy w tym clubie, ale musiałam przyznać, że bardzo dobrze się bawiłam. Cameron przy każdej możliwej okazji porywał mnie do tańca, a ja cieszyłam się, jak jakieś dziecko. Jednak dzięki niemu zapomniałam o otaczających mnie problemach, chociaż obiecałam to sobie, no i jemu, że zaznajomię go z moim światem. Czy byłam gotowa ponieść konsekwencje? Oczywiście, że nie, lecz chciałam być z nim szczera. Zasługiwał na to, a mnie już żadne prawo nie obowiązywało.
 Rhen, przyjaciel i jednocześnie współlokator Camerona, okazał się być bardzo pozytywną osobą. No i strasznym kobieciarzem, jakby to powiedziała Cass. Lecz był też bardzo utalentowanym wysokim blondynem, który niemal czynił cuda na scenie. Zresztą, cały zespół był utalentowany i bez żadnego problemu przywitali mnie w ich rodzinnym gronie.
 Tuż po wejściu kolejnej grupy na scenie, cały zespół The Slash pojawił się przed naszym stolikiem. Czterech potężnych mężczyzn, wytatuowani i w skórzanych spodniach stanęli przed nami. Przypominali mi trochę cerisowiańskich wojowników. Czarne, bojowe ubrania i kilka łańcuchów przyczepionych do spodni. Znalazłabym też kilka miejsc, gdzie bez żadnego problemu schowałabym parę sztyletów.
 Tak więc, stali tuż przede mną i z uśmiechem spoglądali na naszą dwójkę, nim porwali mnie w objęcia. Byłam zdziwiona i zapewne taką też miałam minę, gdy Cameron wybuchł śmiechem, podczas gdy ja byłam wyściskana, a moje policzki wycałowane przez tych olbrzymów. Mój ojciec zawsze mawiał, że książki i wrogów nie ocenia się po wyglądzie. A ja byłam tego dobrym przykładem. Czy ktoś by pomyślał, że byłabym zdolna do zamordowania? Oczywiście demonów. Nie byłabym pewna, czy dałabym radę zabić jakiegoś człowieka. Bez względu na jego grzechy. Ludzie nie urodzili się źli, w przeciwieństwie do demonów.
 – Do dna, Sisi – Blake uniósł swój kieliszek, czekając aż ja wezmę swój do ręki.
 – Przykro mi, ale nie dam radę...
 Jak mogłabym opisać swoje pierwsze spotkanie z alkoholem? Nie było tak źle. Ale tylko na początku... Piwo cytrynowe bardzo mi smakowało, jednak ta ciecz w kieliszku była odrażająca. Nie miałam pojęcia, jak oni mogli to pić.
 – Słyszeliście, chłopaki? Nasza Sisi wymięka – zawołał do pozostałych.
 Dzięki temu zwrócił na mnie uwagę wszystkich siedzących przy stole. No prawie wszystkich... Rhen był zbyt pochłonięty swoją panią, aby choć na chwilę oderwać się od jej ust.
 – Ej, no mała. Dajesz! – do rozmowy dołączył się Johan, ciemnowłosy chłopak o ciemnej barwie oczów. Byłam pewna, że gdzieś go już widziałam. Zastanawiałam się nad tym, czy było to możliwe, abyśmy spotkali się w szkole, jednak była pewna, że spotkanie z nim na pewno bym zapamiętała.
 – No, Lea – Cameron szepnął mi do ucha. – Na raz! – Gdy na niego spojrzałam, dostrzegłam ten słodki uśmiech, przez który gotowa byłam skoczyć w ogień - oczywiście, gdyby on tego chciał.
 – Uwierz mi, że jeśli to wypije, to wróci z koleżkami. I jestem pewna, że nie będzie to miły widok – mruknęłam.
 Chłopaki roześmiali się. Poczułam, jak dłoń Camerona ściska moją rękę pod stołem.
 – Aż wierzyć mi się nie chce, że nigdy nie piłaś tequili – Blake bez żadnego problemu przechylił swój kieliszek, wypijając jego zawartość, po czym sięgnął po następny.
 – Panienka z dobrego domu – zaśmiałam się. – Uwierz mi, że nie chcesz wiedzieć czego jeszcze nie robiłam.
 – Chętnie pokazałbym ci parę sztuczek – chłopak wyszczerzył się w uśmiechu, jednak gdy usłyszał warkot Camerona roześmiał się jeszcze bardziej.
 – A teraz, moi drodzy przyjaciele, których wcale nie chcę zabić, pokażę Lei jeden z jej pierwszych razów. No, kochanie – tym razem zwrócił się do mnie – wypijesz ze mną to świństwo, a później pokażę ci, jak zneutralizować ten ohydny smak. Zgoda?
 – Jak najbardziej – powiedziałam.
 Cameron sięgnął po kawałek limonki. – Kilka kropel na język i cuda się zdarzają – zaśmiał się.
 Wspólnie przechyliliśmy kieliszki. Z trudem połknęłam to draństwo, czując jak moje gardło pali się od środka. Gdy połknęłam ostatnią kroplę i sięgnęłam po cytrynę, dostrzegłam, że brunet z gryzł jej koniec, a na jego twarzy błąkał się łobuzerski uśmiech. Nie wiele myśląc, chwyciłam wargami drugi koniec, muskając delikatnie jego usta. Z triumfującym uśmiechem przyssałam się do cytrusa, nie zważając na jej okropnie kwaśny smak. Cameron przejechał językiem po wardze, wpatrując się w moje poczynania.
 – Jedyny minus skórzanych spodni, to to, że w takich momentach robią się strasznie ciasne – mruknął Blake, po czym wypił kolejny kieliszek.
 – Stary, w takich chwilach to każde spodnie robią się za ciasne – odparł Johan.
 Nie mogłam się dłużej powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem, a chłopaki mi zawtórowali.
 – Chyba będziemy musieli się powoli zbierać, prawda Cameron?
 – Weźcie mnie ze sobą! – krzyknął Blake. – Ja też chce, żeby ona wypowiadała tak moje imię... – zaskamlał.
 – Przykro mi, Blake – powiedział Cameron. – Jesteś skazany na trójkącik z Johanem i Travisem, więc... Do widzenia, chłopcy! Miłego wieczoru!
 Sięgnęłam po swoją bluzę i torbę. Chłopak podał mi swoją kurtkę i pomógł mi ją ubrać. Pożegnałam się z pozostałymi i ruszyłam z Cameronem w stronę wyjścia. Zatrzymaliśmy się jeszcze przy barze, gdzie poszedł na zaplecze, aby pożegnać się z jedną z jej przyjaciółek. Zostałam sama, siedząc na stołku.
 – Lea? – usłyszałam dobrze znany mi głos.
 Poczułam się, jakbym została wrzucona do Różanego Jeziora. Zimna woda uderzyła mnie w twarz.
  Odwróciłam się, dostrzegając kasztanowłosego tuż za sobą.
 – Co tu robisz, Patrick?
 – Głupie pytanie – oburzył się. – Ezra dostał świra po twoim zniknięciu. Żaden Łowca nie potrafił cię odnaleźć, więc w końcu musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Usłyszałem twoją rozmowę z Camill – dodał, widząc mój pytający wyraz twarzy. – Rozumiem, że potrzebowałaś chwili dla siebie, ale to nie znaczy, że możesz sobie ot tak znikać.
 – Jednak ty cały czas wiedziałeś, gdzie przebywam... Jak widać nic mi się nie stało i mogę wrócić do tej przepięknej bajki, gdzie księżniczka poślubia swojego księcia i miłość życia w jednym. Gdzie będę ratować kraj, o którym tak naprawdę nic nie wiem.
 – Lea – westchnął. – To nie jest tak, jak myślisz. A to wszystko powinnaś sobie wyjaśnić z Ezrą. O ile mi wiadomo, nie zawahałaś się nawet na moment, zgadzając się na ten ślub.
 – Ale teraz sprawy się zmieniły – warknęłam.
 Mężczyzna przetarł dłońmi twarz, jednak przerwał zatrzymując się w bezruchu. Gdy oderwał ręce od głowy, przybrał zatroskany wyraz twarzy.
 – Czujesz to? – zapytał.
 Nie wiedziałam o co konkretnie mu chodziło. Jednak tuż po chwili moje nozdrza pochłonęły słony zapach, zmieszany z siarką.
 – Czy to...?
 – Tak – potwierdził moje obawy. – I jest ich ponad dziesięciu. – Spojrzał przez ramię, jakby chciał przejrzeć ścianę na wylot. – Wilki ruszyły za nimi, lecz jeden idzie w naszym kierunku. Musimy się stąd wydostać. Cameron – powiedział nagle, a ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jest tuż obok mnie. – Zabierz ją do domu. Samochód czeka na was z tyłu.
 – Oczywiście, proszę pana – odparł chłopak.
 Spojrzałam na niego szukając jakieś odpowiedzi. Czy to możliwe, żeby on wiedział? Tak... To było bardzo możliwe. Szczególnie, gdy unikał mojego wzroku. A jego słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że on wiedział. Wszystko. Od początku.
 – Księżniczka będzie ze mną bezpieczna – powiedział, a następnie ruszył w stronę wyjścia, trzymając mnie za ramię.
 Reszta wydarzeń przebiegła bardzo szybko. W milczeniu przemknęliśmy przez club, wychodząc tylnymi drzwiami. Tak, jak Patrick powiedział, samochód czekał na nas tuż przy wyjściu. Cameron otworzył mi drzwi, a ja usadowiłam się na tylnym siedzeniu. Milczałam. Żadne słowo nie chciały wyjść z moich ust, bo przecież po co? Co mogłabym mu powiedzieć? Na razie to on powinien mi się wytłumaczyć, tak, jak kilka innych osób. A czy to robili? Oczywiście, że nie.
 Czułam jedynie, że kolejna część mnie zostaje brutalnie wyrwana z mojego serca. Niestety, nie byłam pewna, jak długo to wytrzymam. Ile jeszcze mieściło się tej prawdziwej Lei we mnie. Lecz wiedziałam jedno: Nawet zwykły człowiek ma swój limit. A ja chwiałam się na swojej granicy.
 – Uważaj! – krzyknęłam, gdy w ciemnościach dostrzegłam demona, który skoczył na maskę samochodu. Zatrzymaliśmy się z piskiem opon, a ja wystrzeliłam z pojazdu, jak z procy, wyciągając swój sztylet zza pasa.
 Przepełniona adrenaliną, nawet nie dostrzegłam, że Śmierć przygląda się całemu temu zbiorowisku, czekając aż będzie w końcu mógł zebrać plony.


niedziela, 15 lutego 2015

Przepraszam...

 Misiaczki, moje kochane :* Chcę was bardzo przeprosić, ale chwilowo... nie mam internetu :/ I niestety nie wiem, kiedy będę mogła coś nowego dodać na którymkolwiek z blogów. Oczywiście postaram się w ciągu tych kilku dni/tygodni, jakoś dobrze spożytkować ten czas, więc jeśli znów przywrócą mnie do żywych, to od razu dodam nowy rozdział <3
 No i przepraszam, że trochę to potrwa z nadrobieniem zaległości u was...
 Pozdrawiam
S.

wtorek, 10 lutego 2015

Rozdział 7 Księga III

Hejka, moje kochane Misiaczki <3
 Oto i nowy rozdział :D Przyznam, że nie byłam zbytnio twórcza podczas pisania go, ale jest co jest... I bądźcie wyrozumiali, bo właśnie leże sobie w łóżeczku i czekam aż to choróbsko mnie opuści xd
W ostatnim poście decydowaliście o okładce, która będzie widnieć na Wattpadzie ( link w menu). Widząc głosy zaczęłam się zastanawiać, czy nie przeprowadzić drobną dogrywkę :d  Musiałabym jednak jeszcze trochę popracować nad ostatnią okładką.
No i ostatnie ogłoszenie czy też prośba... Zgłosiłam swoje krótkie opowiadanie do konkursu. I potrzebuje bardzo dużo lajków, żeby go wygrać... I tu jest prośba do was, misiaczki. Jeśli podoba się wam moja twórczość, może to opowiadanie także przypadnie wam do gustu, a lajkując je, pomagacie mi spełnić jedno z marzeń. Zwycięzca konkursu będzie miał możliwość wydania własnego ebooka, więc to byłby duży krok w mojej karierze pisarskiej :*
No, ale wszystko zależy od was <3 Bo przecież piszę dla was, więc jeśli będzie się to wam podobało, polubcie <3

https://www.facebook.com/HarlequinPolska/photos/a.10152653411796699.1073741841.258698886698/10152665138181699/?type=1&theater

No i dla tych niewiedzących, S. J. Meyer to jest mój, że tak powiem, pseudonim pisarski <3
Miłego czytania!


LEA

 Nie wiedziałam co mam zrobić. Po prostu stałam i gapiłam się na ojca i mężczyznę, stojącego tuż przy nim. Wydawał się być dziwny. Mroczny, chłodny i znajomy... Ale mogłabym przysiąc, że nigdy w życiu go nie widziałam. Jedynie przypominał mi mojego stróża, Sinee, ale on nie był taki, jak ona. Sinee nie była zła. 
 – Lea... – szepnął ojciec, wyciągając w moją stronę dłoń. 
 Miałam wrażenie, że chciałby mnie odgrodzić od nieznajomego. 
 – Prawda, ojcze – powiedziałam hardo. – Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, oczekuję prawdy. 
 Król przetarł dłońmi twarz. Dopiero teraz dostrzegłam cienie pod jego oczami. Zmęczenie dało się we znaki. 
 – Aniołku, idź proszę do swojego pokoju. Zaraz do ciebie przyjdę i powiem ci wszystko, co będziesz chciała wiedzieć. – Nie uwierzyłam w żadne z jego słów. Skoro wcześniej potrafił mnie okłamywać, to teraz też mógł to zrobić. A ja w końcu chciałam znać prawdę. Nie potrafiłam już dłużej się powstrzymywać, więc pytania same sunęły mi się na usta. 
 Odwróciłam się i po prostu wymaszerowałam z salonu, udając się do swojego pokoju. A gdy już do niego dotarłam, trzasnęłam drzwiami tak mocno, że omal nie wypadły z zawiasów. Nie byłam żadną rozpuszczoną księżniczką. Ale to była już przesada. Przez ostatnie piętnaście lat nie odzywałam się niepotrzebnie. Nie wtrącałam w sprawy militarne, chociaż bardzo lubiłam zajęcia wojenne i, jak widać, miałam duże pojęcie na ich temat. Zawsze uważałam, aby moje decyzje pozytywnie wpływały na sprawy naszego świata. Żeby lud był zadowolony i bezpieczny. Poświęciłabym życie dla nich, lecz w końcu oddałam swoją wolność. Na prośbę ojca nie pytałam o matkę. Wiedziałam, że był w niej bardzo zakochany, a jakiekolwiek wspomnienie o niej przywołuje ogromny ból. Byłam tolerancyjna i wyrozumiała. Lecz bardzo ciekawska. Jednak nie rozumiałam dlaczego w zamku nie znajduje się żadne zdjęcie mojej matki. Nigdy jej nie poznałam i nawet nie mogłam zobaczyć. 
 Maszerując przez pokój zauważyłam prezent. Leżał na łóżku, a obok niego delikatnie złożony kolorowy papier, w który go zawinęłam. Spojrzałam na nasz dom, czując wzbierającą się tęsknotę. Z jednej strony chciałam znów być w Cerisie, ale z drugiej nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Dlaczego miałabym chcieć tam wrócić? Mój wspaniały kraj był po części tym, za co uważali nas Patersi – kłamliwymi potworami. Nikt nie potrafił ranić mnie tak bardzo, jak moi poddani. Chociaż zawsze starałam się być miła i pomocna. Jednak na co mi to przyszło? Przyszła królowa nie powinna taka być. I chyba czas na zmianę. 
 – Nie patrz tak na mnie, Nirra – warknęłam w stronę wilka. – Myślisz, że tu zostanę po tym wszystkim? – w odpowiedzi zaskomlała. – Muszę się przejść, a ty nikomu nie powiesz dokąd idę, zrozumiano? – niechętnie kiwnęła, a następnie położyła się na moim łóżku. 
 Założyłam bluzę i przerzuciłam torbę przez ramię, po czym po prostu weszłam na okno i zeskoczyłam z niego. 

EZRA

– Potrzebujesz mnie, blondasku – Śmierć podszedł do mnie i wyciągnął rękę, chcąc położyć ją na moim ramieniu. 
 Odskoczyłem od niego, jakby samo spojrzenie Kosiarza potrafiło mnie spalić żywcem. Czułem, jak mój wewnętrzny wilk budzi się do walki, a z moich ust wydobył się głośny warkot. 
 – Nie zbliżaj się do mnie – ostrzegłem, jednak ten tylko się zaśmiał. 
 – Uwielbiam twoje poczucie humoru, blondasku – sięgnął po kryształową szklankę, do której nalał sobie bursztynowej cieczy. Sam też miałem ochotę napić się mocniejszego niż herbaty.Zamarzył mi się bourbon z lodem. – Nie chcesz mieć mnie za wroga – rozsiadł się na kanapie. – Szczególnie nie w tych czasach. 
 – Dla twojej wiadomości, już dawno uważam cię za wroga – poinformowałem go. 
 – Ezra – rzucił ostrzegawczo Lucek. – Powinieneś się cieszyć, że Śmierć jest po naszej stronie. Jest nam potrzebny, inaczej nie wzywałbym go na daremnie. 
 No nie, to był już szczyt tego wszystkiego. 
 – TY GO WEZWAŁEŚ?! – wrzasnąłem. – I co teraz? Może usiądziemy, napijemy się herbatki i powymieniamy się tygodniowymi ploteczkami? Albo jeszcze lepiej! Urządźmy piżama party! 
 – Blondasku, Lucyfer słusznie zrobił wzywając mnie. Nie było cię wtedy na świecie, więc nie wiesz co się stało. Tak na prawdę, ty niewiele wiesz. A ja należę do nielicznego grona, które może wam pomóc. 
 – Pomożesz mi tak, jak Samancie? – widziałem, jak mocniej ściska dłoń na szklance. Powoli tracił cierpliwość.
 – To ona pomogła tobie. I mógłbyś w końcu darować sobie tą nienawiść do mnie, bo ja jedynie starałem się jej pomóc. 
 – Świetnie ci poszło – prychnąłem. – Jeśli już skończyliście, to wybaczcie mi, ale muszę iść i porozmawiać z córką, bo dzięki wam dowiedziała się o czymś, co chyba nawet nie istnieje. 
 – Ezra! – warknął w moją stronę Lucyfer. Olałem go i ruszyłem do pokoju Lei. Czekała nas bardzo długa rozmowa i niekoniecznie przyjemna dla nas obojga. 
 Gdy dotarłem do pokoju, jej nie było. Przeszukałem cały dom, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. 

SCOTT

 Wpatrywałem się w znikającą za drzwiami sylwetkę Ezry. Byłem oburzony jego zachowaniem. Chociaż to ja przez większość czasu zachowywałem się, jak dziecko, dzisiaj nasz król pobił wszystkie rekordy. Rozumiałem jego ból i reakcję na widok Śmierci. Ale on rzeczywiście nie był winny śmierci Sam. W przeciwieństwie do niego, wysłuchałem Kosiarza, który opowiedział mi o układzie, jaki zawarła z nim moja siostra. Wiedziałem, kim teraz się stała. Co robiła i gdzie mieszkała. Miałem tylko nadzieję, że jest teraz tutaj z nami. Niewidoczna, lecz obecna. Tak, jak podpowiadał mi pierścień na mojej dłoni, który dostałem od niej na pożegnanie. Teraz czułem, jak jego ciepło ogrzewa moją dłoń.  
 – Zostaw go – zwróciłem się do Patricka, który ruszył za królem. – Później z nim porozmawiam. 
 Lucyfer zajął miejsce obok naszego gościa. Śmierć podał mu drugą szklankę, do której nalał alkoholu. Spojrzał na mnie pytająco, a ja przytaknąłem i już po chwili siedzieliśmy we trójkę na kanapie i sączyliśmy ten okropny, palący gardło, trunek. 
 – Alkoholicy – zaśmiał się Patrick. – Ale możecie mi również nalać. 
 – Reaktywujemy naszą grupę AA – król Piekła wzniósł toast. – Ale może przejdziemy do konkretów? Co wy na to, chłopaki? 
 – Po rozmowie z Leą, czuje się, jak idiota – powiedziałem. – Ta dziewczyna jest zbyt mądra, jak na swój wiek. 
 – Ma to po matce – skomentował Lucyfer. 
 – A tak właściwie... to, jak ona się czuje? – zwróciłem się do Kosiarza.
 Nastała chwila ciszy. 
 – Dobrze. 
 Wiedziałem, że nic więcej od niego nie wyciągnę. Ale nawet to słowo uspokoiło mnie. 
 – Zajmijmy się tą sprawą – odchrząknąłem. – Jeśli demony szykują się, aby wyciągnąć kogoś z Piekła, musimy zacząć działać. 
 – Jest przynajmniej jakiś demon, na tyle silny, aby mógł wybić cały świat? Jak ta Aeszma?
 – Ona już nie istnieje – Śmierć zabrał głos. – Osobiście zabrałem ją do Nicości. 
 – Chyba, że potrafiłaby się stamtąd wydostać – zasugerował Lucyfer. 
 – To niemożliwe – pokręcił głową. – Choćbyś użył nie wiadomo jakiej siły, nie dostaniesz się do Nicości. To jest moja kraina i ja nią żądzę. Żeby tam się dostać, musisz przejść przez jeden z moich portali i za moją zgodą trafisz do Nicości. 
 – Czy Samaela też tam zabrałeś? – odezwałem się. 
 Śmierć zmarszczył brwi. 
 – Yyy... Nie – podrapał się po głowie. – Samaelem zajął się Lucyfer. 
 – To mamy mały problem... – odezwał się król Piekieł. – Nie mogłem spalić go w Ogniu Piekielnym. 
 – Bo jest Aniołem Śmierci – wytłumaczył ciemnowłosy. 
 – Za pomocą Śmierci umieściliśmy go w jego starym więzieniu w ... – zamilkł. 
 – No mówcie, gdzie! – wkurzyłem się.
 – W tej górze! Umieściliśmy go w tej górze... Zabezpieczyliśmy go tak, aby nikt nie mógł się do niego dostać. 
 – Gnił w pomieszczeniu wielkości tego tarasu – Kosiarz wskazał palcem okno balkonowe. Rzeczywiście, jego więzienie było małe. 
 Wstałem i przetarłem dłońmi twarz. 
 – Jeżeli oni go uwolnią... Musimy go przenieść. 
 – Tego nie da się zrobić – wtrącił Lucyfer. – Rzuciliśmy zaklęcie. Nie potrafi opuścić to miejsce. Jest z nim związany na wieki. 
 – Ja pierdole... Więc wytłumaczcie mi, co robią tamte demony, skoro nie da się go wydostać – warknąłem. 
 – No bo nie stworzysz żadnego wirusa bez antidotum. Musisz mieć coś, na wypadek, gdybyś sam się zaraził. 
 Spojrzałem na Patricka, który umilkł, widząc mój wyraz twarzy. 
 – Tylko nie mów, że ty też masz coś z tym wspólnego! 
 – Nawet nie wiedziałem, że on nadal żyje – warknął na mnie. 
 – Więc, jakie jest wasze antidotum – zwróciłem się do towarzyszów. 
 – Jest to osoba – wyznał gość w szlafroku. – Czy istota, jak tam chcecie. 
– To odpowiednik Samaela w anielskiej wersji – dokończył Kosiarz. 
 – Świetnie! – krzyknąłem. – Kolejny anioł? Już chyba wystarczająco problemów mamy z Leą. 
 – Lea nie jest naszym problemem – poprawił mnie Patrick. – Żaden anioł nie jest naszym kłopotem.
 – Nie do końca – wtrącił się Kosiarz. – Jak już wiecie, Samantha trochę zmodyfikowała DNA swojej córki. Pozbawiła jej ciała genu, który Samael mógłby wykorzystać, aby ją opętać. Samantha była półaniołem i półdemonem. Więc ze strony matki, Lea jest aniołem. Można by powiedzieć, że posiada w sobie tylko drobną cząstkę demonicznej mocy, zbyt małą, aby Samael mógł ją wykorzystać. 
 Zaniepokoiłem się o swoją siostrzenicę. Jak inaczej mógłbym zareagować? Lea była moją rodziną. Jedyną osobą, która została mi po Sam. Którą powinienem chronić, a nie pozwalać jakiemuś demonowi zagrażać jej życiu. Jeśli Samael naprawdę szykuje się na powrót do naszego życia, wiedziałem, że taki demon, jak on, będzie pragnął zemsty. Samancie już nie zagraża, więc na swój cel postawi albo Ezrę, albo Leę. 
 – Ale co to znaczy dla niej? – zapytał kasztanowłosy. 
 Dopiero od niedawna zdałem sobie sprawę, że on także niewiele wiedział w tej sprawie. 
 – Jest wygnańcem – Śmierć potwierdził nasze przypuszczenia. – Czyli nie jest w pełni aniołem, więc nie może należeć do Nieba. 
 – Ani nie jest demonem, więc nie może zostać w Piekle czy Cerisie – dodał Lucyfer. 
 – A jeśli ktoś się o tym dowie, nie będzie mogła zostać nawet w Patersie – szepnął lekarz. 
 – Czy wygnaniec jest, aż tak niebezpieczny, żeby nie mógł zaznać nigdzie swojego miejsca? – zapytałem. 
 – Jest bardzo niebezpieczny – odparł król Piekła, poprawiając swój szlafrok. – Znam kilku z nich osobiście i nawet mnie oni przerażają. 
 – Ale Lea nie je... – nie dane było mi skończyć, gdyż Śmierć zabrał głos. 
 – Wygnańcem stajesz się z różnych powodów. Lea urodziła się z tym, zaś inni zasłużyli na to miano. 
 – Więc co teraz zrobimy? – jednak nikt nie odpowiedział mi na to pytanie, gdyż wszyscy zwrócili swoją uwagę na Ezrę, wbiegającego do salonu.
 – Lea zniknęła – powiedział, a mój pierścień omal nie spalił mi skóry.



LEA


Żałowałam, że nie wzięłam czegoś cieplejszego od tej bluzy. Może w mieście było cieplej, ale idąc samotnie przez las niemal drżałam z zimna. Pogratulowałam sobie tego świetnego pomysłu. Chciałam jedynie trochę się przewietrzyć, spacerując po ogrodzie, Ale nie miałam ochoty wracać do środka i wysłuchiwać kolejnych kłamstw. Postanowiłam sama dotrzeć do tego klubu, gdzie miał grać jego zespół. Miałam nadzieję, że dzięki Cameronowi chociaż na chwilę zapomnę o tym, co czekało mnie w domu. 
 I tak właśnie znalazłam się tutaj - na środku pustkowia, gdzie po bokach drogi liście drzew szeleściły przerażająco. Czułam, że zapraszają mnie w głąb siebie, abym na wieki zatraciła się w ich ciemnościach. Nie wiedzieć czemu, ta propozycja wydawała mi się bardzo pociągająca. 
 Skrzyżowałam ręce na piersi, próbując się jakoś ogrzać. Kolejny raz pogratulowałam się w duchu, gdy zimny powiew wiatru z impetem uderzył w moje ciało. Jednak mój strach wzmógł się, gdy wyczułam coś niedaleko siebie. Niebezpieczeństwo, które mogło mi zagrażać, a ja nie miałam żadnego strażnika w pobliżu. Byłam sama na tym cholernym pustkowiu. I to dzięki własnej głupocie. 
 Dobra, Lea. Dasz sobie radę. Wdech. Wydech. 
Powtórzyłam sobie podstawowe chwyty obronne. Rozglądnęłam się wokół, aby znaleźć jakieś schronienie, albo idealne miejsce do ataku z zaskoczenia, lecz porzuciłam ten pomysł. Po co miałabym to robić? Z tego co wiedziałam, wygnańcy byli gardzeni przez wszystkie istoty tego świata. Nie zasłużyli na to, żeby żyć, dlatego też nie widziałam żadnego sensu, żeby walczyć o swoje życie. Moje istnienie nie było nic warte. 
 Bestia zbliżała się do mnie z niezwykłą szybkością, chociaż ja nie słyszałam jej kroków, wiedziałam, że znajduje się kilka metrów ode mnie. 
 Odwróciwszy się niczego nie dostrzegłam. Nadal byłam sama. 
Już chciałam zawrócić, gdy dostrzegłam dwa okrągłe światła, zbliżające się do mnie z na przeciwka. Moje mięśnie zesztywniały, jakby ciało samo chciało się bronić, choć dusza już odpuściła. Ale przed czym miałam się bronić? Oprócz tajemniczego auta zmierzającego w moim kierunku nic nie mogło mnie zaatakować. Nie widziałam dla siebie żadnego zagrożenia. 
 Powinnam zaufać swoim instynktom - jak to zawsze radził mi ojciec. Lecz ja nie potrafiłam się na to zdobyć. Czułam się inna i miałam wrażenie, że moje ciało jedynie chce mnie oszukać. 
 Nagle samochód z piskiem opon zatrzymał się tuż przede mną. Wzdrygnęłam się na ten dźwięk, choć uparcie szłam dalej. Drzwi od samochodu otworzyły się, a z środka wysiadł chłopak. Podbiegł do mnie. 
 – Lea! – odwróciłam się, czując przyjemne ciepło w środku. Nie byłam już sama. – Boże, Lea! Miałaś na mnie czekać w domu – przytulił mnie do swojego rozgrzanego ciała. 
 Trzęsłam się z zimna. Potwornie zmarzłam, a szłam może z... godzinę? Cameron ściągnął swoją skórzaną kurtkę i pomógł mi ją założyć. Zaprowadził do samochodu, a gdy oboje zajęliśmy miejsce podkręcił ogrzewanie. 
 – Dziękuje – szepnęłam, a następnie odwróciłam się w jego stronę. Na mojej twarzy błąkał się delikatny, nieśmiały uśmiech, zaś od niego biła złość. 
 – Co tu robiłaś? Przecież mogło coś ci się stać... – tym razem wyczułam troskę w jego głosie. – Umówiliśmy się, że przyjadę po ciebie. 
 – Wiem, przepraszam – powiedziałam nieśmiało. 
 – Obiad z rodziną się nie udał? – Skąd on to wiedział?!
 – N-no nie do końca – przyznałam. – Na koniec trochę pokłóciłam się z ojcem i wyszłam. Nie chciałam z nim więcej rozmawiać. Musiałam trochę ochłonąć. 
 Chłopak zaśmiał się gorzko. 
 – I dlatego postanowiłaś iść na spacerek w nocy, na jakimś zadupiu? Lea, przeszłaś jakieś dziesięć kilometrów! – Tak mało? – To cud, że nic ci się nie stało! 
 Westchnęłam. Miałam znosić jeszcze od niego reprymendy? Wiedziałam co czekało mnie w domu, jeśli wrócę. Postanowiłam chociaż raz zrobić coś, co nie przystało księżniczce. A mianowicie dobrze się bawić.
 Dobrze mówisz, pączusiu! – usłyszałam radosny głos anioła w mojej głowie. Z nią też musiałam zamienić kilka słów, ale nie teraz. 
 – Spadaj, Sinee – szepnęłam. 
 – Co mówiłaś? – zainteresował się chłopak. 
 – Przepraszam – poprawiłam się. – Chciałam cię przeprosić. 
 – Lea – jego głos był miękki, bardzo przyjemny. – Nie powinienem na ciebie tak naskakiwać. Musiało pójść o coś poważnego, skoro bez najmniejszego wahania wybrałaś się na tak niebezpieczny spacer – przytaknęłam. – Chcesz o tym porozmawiać? – pokręciłam głową. Jeszcze tylko tego było trzeba, że wmieszam Camerona w nasze sprawy. Chociaż wygnańca nie obowiązywały żadne zasady, więc mogłam opowiedzieć mu wszystko co tylko chciałam. – Jeśli będziesz gotowa na rozmowę, to pamiętaj, że możesz na mnie liczyć – położył dłoń na mojej, próbując dodać mi otuchy. 
 Powiedzieć czy nie powiedzieć? Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Przemyśleć jakoś tą sytuację, albo dowiedzieć się cokolwiek na mój temat. 
 – Czy ty jesteś wierzący, Cameron? – to pytanie samo wypaliło z moich ust. Widziałam, jak chłopak marszczy brwi. 
 – No tak... Skąd takie dziwne pytanie? – zainteresował się. 
 Byłam po prostu ciekawa co taki zwykły człowiek mógł wiedzieć o nas. 
 – Czyli wierzysz w Boga, anioły i demony? 
 Zaśmiał się. 
 – Tylko nie mów, że twoja kłótnia z ojcem miała coś wspólnego z tymi pytaniami – spojrzał na mnie roześmiany, jednak szybko przestał się uśmiechać, widząc powagę na mojej twarzy. – Tak, wierzę. 
 – Więc na pewno słyszałeś o ludziach półkrwi? Nefilim, półdemon...
 – Nie wiem do czego zmierzasz, ale tak. I odpowiadając na twoje kolejne pytanie: Wierzę w ich istnienie. 
 – A słyszałeś o takich istotach, jak wygnańcy? – Widziałam, jak poruszył się na fotelu. Bingo! Trafiłam w dziesiątkę! 
 O matko... Kilka tygodni z ludźmi i mówiłam, jak oni. 
 – Więc co wiesz na ich temat? – skupiłam wzrok na nim. 
 – Wygnańcy to potwory – powiedział po chwili. – Z tego co wiem, to są skazani na wieczną tułaczkę, szukając odpowiedniego miejsca dla siebie. No wiesz – wzruszył ramionami. – Nie należą do Boga, a Szatan...
 – Diabeł – poprawiłam go. Dziadek spaliłby go żywcem za tą pomyłkę. 
 – Diabeł nie chce mieć ich w swoich szeregach. Czyli są, jak wolni strzelcy. Mogą robić co im się żywnie podoba. – Nie do końca. Chyba obowiązywały nas jakieś zasady? – Zawsze chciałem jakiegoś spotkać – wyznał. 
 – Nie boisz się ich? – zdziwiłam się. Miałam wrażenie, że sam Lucyfer był przerażony na samo wspomnienie o nich. 
 – Nie – odparł twardo. – Moja rodzina jest bardzo... katolicka. Ojciec bardzo wierzył w Boga i próbował nas też zmusić do tej wiary, Jednak nie zgadzałem się z jego zdaniem. Miałem własną opinię na ich temat i tego się trzymałem. 
 Przechyliłam się w lewo, gdy samochód skręcił. Z racji tego, że nie zapięłam pasów, próbowałam się czegoś złapać, aby nie polecieć. Chwyciłam się ręki Camerona, który ścisnął mocniej moje palce. 
 – Jestem przekonany, że nikt z własnej woli nie staje się wygnańcem – chłopak wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi tęczówkami. Przełknęłam głośno ślinę. – Ale próbuję postawić się na ich miejscu. Jakbym się czuł, gdyby nikt mnie nie chciał? Doskwierałaby mi samotność i musiałbym się jakoś z tym pogodzić. Oni są wojownikami i na swój sposób sobie z tym radzą. Podziwiam ich za ducha walki. 
 Ja też jestem wygnańcem! I nie palę się do walki! – miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Jednak rozmowa z nim nieco poprawiła mi humor. Tak, właśnie. Nazywałam się Lea Rivelach-Maltali, Córka Samanthy Rivelash i Estesa Maltali. Księżniczka Cerisu, kraju zamieszkanym przez półdemony, gotowych poświęcić własne istnienie za życie ludzi. A teraz byłam wygnańcem. Co z tym fantem zrobię? To zależało tylko i wyłącznie ode mnie. I nikt nie będzie mi dyktował, jak powinnam postępować. Przynajmniej nie w tej kwestii. 



wtorek, 3 lutego 2015

Hej, Misiaczki *.*

To jeszcze nie nowy rozdział... xd Kilka dni to zdecydowanie, za mało na publikację kolejnego :D Ale pisze się, więc spokojnie :*

Dzisiaj przychodzę do Was z małą prośbą. Otóż jak pewnie niektórzy wiedzą założyłam Wattpada ( link znajdziecie w menu) i dzisiaj dzięki drobnej współpracy z pewną młodą osóbką - Magiczna - stworzyłyśmy kilka okładek :d
 Dlatego też proszę Was o oddanie głosów w ankiecie, która najbardziej Wam się podoba.
 Z góry dziękuje!
Pozdrawiam
Seo <3
1.


2.


3.


4.


5.