wtorek, 14 kwietnia 2015

Puk puk...

Elo ziomale <3

To tak krótko dzisiaj... Tam na dole jest 2 część rozdziału 11 :3 Czytać!!!
No i ten... Zapraszam do głosowania :D Tak wgl, to nie spodziewałam się, że będziecie chcieli przeczytać historię o wampirach w moim wykonaniu :D Ale głosowanie jeszcze trwa...

Ale piszę do was z innego powodu. Otóż zapraszam do nowo powstałej spisowni blogowej!!


http://nasz-spis-opowiadan.blogspot.com/?m=1


Zgłaszać się! A, i jeśli ktoś byłby chętny, to zapraszam do dołączenia do załogi!

Pozdrawiam i z góry dziękuje!!!
Lonley S

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 11 część 2 Księga III

Dziękuje Wesołemu Kostkowi za nominowanie mnie do bloga miesięca kwiecień i przypominam o głosowaniu <3 Dziękuje kochana! Jesteś mega *.*

http://sonda.hanzo.pl/sondy,243259,nLNH.html



"Wojna wszystkich przeciw wszystkim"

EZRA

- Jak to się, kurwa, stało, że ktoś opętał moją córkę?! - wrzasnąłem do Lucyfera, który jedynie przewrócił oczami i wrócił do swojego napoju.
 Trzymałem w rękach ciało swojej córki, która po opuszczeniu ducha po prostu opadła nieprzytomna na fotel.
 Odwróciłem się i postanowiłem zabrać ją do jej pokoju. Była taka leciutka, a ja dopiero teraz dostrzegłem, że w ostatnich tygodniach strasznie schudła.
 Przecież to diecko, palancie - przywaliłem sobie mentalnego liścia.
 Otworzyłem drzwi, a następnie podszedłem do łóżka i ją w nim położyłem, szczelnie okrywając kołdrą. Pocałowałem ją w czoło i opuściłem pokój, aby jej nie obudzić. Biegiem dotarłem do Lucyfera, który nawet nieruszył się z miejsca.
 - No, słucham - ponagliłem go.
 - Do diabła, Ezra - westchnął. - Czasami się zastanawiam co moja córka w tobie widziała. Przecież ani to mądre, ani ładne.
 - Pieprz się, dupku. I mów o co chodzi - warknąłem.
 - To normalne, że duchy wpychają się do naszych ciał. Szczególnie, gdy jest się osłabionym po wycieczce do Otchłani. 
 Milczeliśmy przez chwilę, nim on się odezwał:
– Koniec – rzekł stanowczo Lucyfer. – Musimy zwołać Radę. To... – westchnął – to zaszło za daleko.
 Spojrzałem na niego przerażony i omal nie zachłysnąłem się powietrzem. 
– Ty chyba sobie żartujesz! – wrzasnąłem. – Nie zrobimy tego!
– Za późno, Ezra – pokręcił głową. – Już wysłałem im wiadomość. Jeszcze dzisiaj się spotkamy.
 Król Piekła wstał i nim się obejrzałem utworzył portal, by następnie zniknąć w jego ciemnościach.
 Zostałem sam. Dopiero teraz poczułem, jak dreszcze przebiegają po moim ciele. Czułem się dziwnie, gdy tak siedziałem i wpatrywałem się w swoje dłonie. Miałem teraz chwilę na przemyślenie tej sytuacji. 
 Rada. Kiedy ostatnio była wzywana? Dokładnie wtedy, gdy Radzim Rivelash nas uratował. Ale nawet wtedy nie zdołaliśmy sobie pomóc. Dopiero ingerencja Nieba umożliwiła nam to. I teraz znowu mieli powrócić. Czy chciałem na nich patrzeć? Oczywiście, że nie. Wolałbym skoczyć w ogień niż spędzić z nimi kilka sekund.
 Parszywe gnojki. 
 Pieprzone kutafony.
Niewielki płomień pojawił się na stole. Zmienił swoją barwę na fioletową, a następnie po prostu wybuchł. Gdy brokat opadł dostrzegłem kartkę papieru. Rozwinąłem ją i przeczytałem zawartość: 
 „ Nadszedł czas spotkania Rady
 Lucyfer”

Wstałem i machnąłem ręką w powietrzu, tworząc niewidzialny łuk. Po chwili przestrzeń przede mną zaczęła się rozmazywać, tworząc zwierciadło, które zamieniło się w wodną falę o zielonym odcieniu. Przeszedłem przez nią wstrzymując oddech, aby zmniejszyć ból towarzyszący przejściu. 

Przeniosłem się do Otchłani, gdzie znajdowało się centrum naszych światów. To właśnie tu znajdowały się wszystkie urzędy i główna administracja. Dzięki temu panował, powiedzmy, ład między nami. 
 Małe pomieszczenie, które zawsze służyło jako cel naszych przejść łączyło się z wielką Salą Narad. Każdy z członków Rady miał swoje oddzielne pomieszczenie, aby nie kolidowało z teleportacją innych. Postanowiłem, jak najszybciej ruszyć do reszty osób, gdyż chciałem mieć to już za sobą i wrócić na Ziemię, do swojej córki. 
 Sala była zrobiona z czarnego marmuru, który zmieszano z anielskimi skałami, a w świecznikach, stojących przy ścianie w odstępie kilku metrów, płonął Piekielny płomień. Stół wykonany z kamienia przez cerisowiańskich rzeźbiarzy był naprzeciwko mównicy, na której zawsze przebywała osoba powołująca radę. My zaś zasiadaliśmy prze stole, który stworzono w kształcie łuku. Na meblach widniały patersowiańskie runy. Każdy z czterech światów miał tu jakąś swoją cząstkę. Z racji tego, że to my władaliśmy przestrzenią nie powoływaliśmy nikogo innego z innych krain. I tak nie chcieli się w to mieszać, a nam było to na rękę. Najważniejsze, że słuchali naszych poleceń i wykonywali je bez marudzeń. 
 Co innego dotyczyło się Ziemi. Dawni członkowie stwierdzili, że ich zdanie nie jest nam do niczego potrzebne, gdyż ich siła nie potrafiłaby nas wesprzeć w obliczu zagłady, więc usunięto ich członkostwo. Teraz, gdy przemierzałem do swojego miejsca dostrzegłem Gabriela, przywódcę irlandzkiej watahy tuż obok mnie, a za nim stała Grette, lider ziemskich Łowców. Skinąłem do nich i usiadłem na swoim tronie. Poprawiłem się na miejscu, gdyż było tu cholernie twardo. Spojrzałem na kamień przede mną, a moje imię wyryto na nim w starym języku. 
– Siemson, tatuśku – rzucił wesoło Scott, po czym usiadł obok. – Kurwa, ale tu niewygodnie – skrzywił się.
 Usłyszałem śmiech Gabriela za sobą i przewróciłem oczami. 
– Do diabła, Scott – warknąłem. – Zachowaj choć trochę kultury...

SCOTT

– Do diabła, Scott – warknął. – Zachowaj choć trochę kultury...
 Wzruszyłem ramionami. Chyba mam prawo do wyrażania swojego zdania, prawda? A to, że było tu strasznie niewygodnie, to nie moja wina! 
 Pochyliłem się nad stołem i dostrzegłem wazon z wodą i kilka szklanek obok niego. Od razu nalałem sobie picie i wypiłem jednym haustem. Gdy odwróciłem się do Ezry, ten tylko pokręcił głową i zasłonił dłonią oczy. 
 Omiotłem wzrokiem całą salę, aby poznać resztę członków. Była tam Łowczyni, z którą utrzymywałem kontakt przez ostatnie kilkanaście lat, gdy Samantha odeszła. Musiałem przejąć jej zadania i pilnować, aby ci idioci się nie pozabijali. 
 Odchrząknąłem, gdy dostrzegłem Gabriela. Był to wysoki blondyn. Dobrze zbudowany, lecz ukrywał to pod dużą warstwą ciuchów. Miał długie włosy, sięgające mu za ramiona. Przeczesał je ręką i spojrzał na mnie, jakby domyślił się, że go obserwuję. 
Padalec zasrany. 
Uśmiechnął się, obnażając białe kły, po czym rzekł: 
– Scott, jak mniemam Tyler to twój syn – stwierdził. – Cholernie podobny. Szkoda tylko, że wdał się w ojczulka...
 Kurwa. Kurwa. Kurwa! Zaraz pokażę temu zgredowi pierdolonemu!
– Scott... – ostrzegł król.
– Gabriel – rzekłem głosem przepełnionym słodkości. – Jak mniemam ojciec Mii. Szkoda tylko, że jęczy tak samo, gdy mój syn ją posuwa, jak ty gdy biegnąc przez las widzisz jakąś sukę w lesie. Ale mógłbyś ją od czasu do czasu zabierać. Już trochę mnie denerwują jej wrzaski, chociaż jestem dumny z mojego syna, że potrafi tak ją zadowalać. Nawet kilka razy pod rząd. Kilkanaście razy dziennie. – I co teraz skurwysynie?
– Och – Gabriel przyłożył rękę do klatki piersiowej – gdyby to była moja córka właśnie rozpieprzałbym ci twarz na tym kamieniu. Ale ona wyjechała tydzień temu na Bahamy z koleżankami.
– Czekaj – wyciągnąłem z kieszeni telefon i włączyłem galerię, aby znaleźć zdjęcie ich całujących się na kanapie. Prawdę powiedziawszy zrobiłem sobie z nimi selfie. W rogu po lewej uśmiechnąłem się, otwierając szeroko usta i wskazałem kciuk do góry, podczas gdy oni pochłaniali się na kanapie. – Czyli to nie ona? – pokazałem mu zdjęcie.
Gabriel zdębiał. 
Ezra głośno się roześmiał. 
– Już po tobie, Scott – westchnęła Grette i oparła głowę na dłoni. Jej czerwone włosy zakołysały się i dostrzegłem, jak jej drobna sylwetka zadrżała.
 Przywódca wilków skoczył na mnie, a Ezra się odsunął, aby nie oberwać. Ja rozłożyłem ramiona, jakbym chciał go przytulić, jednak gdy prawie dotarł do mnie położyłem dłonie na kamiennym oparciu i odepchnąłem się, aby uniknąć ciosu. Wilk uderzył w puste siedzenie, a gdy na mnie spojrzał jego oczy zmieniły barwę na bursztynową, a pazury stały się ostrzejsze i większe. Rozchylił wargi i głośno warknął, ukazując swoje długie kły.
– Mówiłem. Twoja córka wydaje taki sam dźwięk gdy dochodzi – zaśmiałem się.
 Gabriel ponownie na mnie skoczył, a ja bez żadnego problemu uniknąłem ciosu. To było tak, jakby po prostu tańczył przed nim. Dwa kroki w lewo, unik, piruet, skok w prawo.  A teraz położyłem się na ziemi, po czym zamachnąłem się, a uderzenie moich nóg powaliło stojącego wilka. Odskoczyłem wstając i przyłożyłem kolano do pleców leżącego blondyna. Pochyliłem się nad nim i szepnąłem:
– Jeśli ci życie miłe: nigdy ze mną nie zadzieraj. Inaczej skończy się ono w ciągu kilku sekund.
 Wstałem i udałem się do swojego miejsca. Ezra jedynie pokręcił głową i zaczął się śmieć. 
– To nie pomaga naszej reputacji – powiedział. – Dalej mają nas za idiotów i brutali.
– Ej! – oburzyłem się. – Nie uważają nas za idiotów. W końcu to my ocaliliśmy ich przed Samaelem – przypomniałem.
– Dobra, daj już sobie spokój. I zachowuj się – ostrzegł.
 Zrobiłem minę zbitego psa i wydąłem dolną wargę. 
– A pójdziemy później poćwiczyć? Prooooszę... Chcę znowu skopać ci tyłek – poprosiłem.
– Ktoś zalazł ci za skórę? – zaśmiał się.
– I to nie byle kto – warknąłem i odwróciłem się.
 Zauważyłem, że do pomieszczenie weszli kolejny członkowie Rady. Tym razem był to Marcus – król Patersu, w towarzystwie swojego dziedzica – Kaspara. 
 To dziecko wkurwiało mnie bardziej, niż fakt, że Tyler zniszczył Stephanie. 
 Tak. Nazwałem auto Stephanie i nie wstydzę nie tego. Ani trochę. 
 Ten dzieciak miał na koncie kilka set lat, ale wyglądał na osiemnastolatka? Bez przesady, górniarz przestał się starzeć w wieku szesnastu lat. Tak, jak ojciec, miał białe włosy postawione do góry. Nawet z daleka dostrzegłem spojrzenie jego zielonych tęczówek. 
 Ugh. Był okropny.
 Uśmiechnął się podnosząc głowę i spojrzał na nas kpiąco. Był trochę niższy ode mnie i byłem pewny, że powaliłbym go jednym ciosem. Prosto w twarz, aby ten jego przeklęty uśmieszek zniknął. 
 Co za gówniarz. 
– Witam panów – rzekł ochrypłym głosem.
 Otworzyłem usta i już miałem rzucić jakąś docinkom, gdy uprzedził mnie Ezra:
– Jak przystało w takich sytuacjach, Kasparze. A jak miewają się nasze interesy?
– Idą, w jak najlepszym kierunku – odpowiedział jego ojciec. – Widzimy się za kilka dni, nieprawdaż?
– Tak – przytaknął Ezra. – Już w tą sobotę odbędą się oficjalne zaręczyny i przypieczętowanie kontraktu.
– Świetnie – uśmiechnął się Marcus.
Czy już mówiłem, że go nie lubię Nie? To dobrze. Bo ja go NIENAWIDZĘ!
 Patersowiańczycy zajęli swoje miejsce, a ja spojrzałem gniewnie na króla.
– Nie odzywaj się – znów mnie uprzedził. – Porozmawiamy na ten temat w domu.
– Tak jest, wasza wysokość – powiedziałem kpiąco.
Na sali zasiedli niemal już wszyscy – Lucyfer stanął na mównicy, znajdującej się na środku sali, Kaspar usiadł obok mnie, następnym był Marcus, po czym siedziało kilka osób, których nigdy nie spotkałem. Jakiś starzec z wielką brodą, brunet z prawie zrośniętymi brwiami i Christoph. 
 Dawno go nie widziałem. Ale nie przerwaliśmy kontaktu. Od czasu do czasu dostałem od niego jakąś wiadomość z informacją o jego aktualnym pobycie i zdrowiu. No i gdy miał jakiś problem to wtedy pisał. Ale nie spotkaliśmy się od ponad dziesięciu lat. Po tym, jak Samantha odeszła pomógł mi stanąć na nogi. Był moim przyjacielem i nadal tak pozostało. Może brzmię, jak baba, ale wspierał mnie, dzięki czemu zrozumiałem, że nie mogę się poddać. Nie, gdy cenę za moją słabość poniosłaby rodzina. 
 Skinąłem głową, gdy na mnie spojrzał. W odpowiedzi uśmiechnął się i pomachał. 
 Dwa kolejne miejsca były puste, a na końcu naszej strony siedziały dwie kobiety, które nie znałem. Jedna miała długie włosy sięgające za tyłek i pulchną twarz, na której znajdowały się blizny. Jej wargę przeszywała blizna. Druga miała szpiczaste uszy i wielkie pazury. Poprawiła górę od swojej garsonki, eksponując przy tym swój biust. 
 Boże... Czy jako mieszaniec trzeba być wiecznie napalonym? 
 Zdecydowanie tak. 
– Witam was, droga Rado – zaczął Lucyfer. – Czy chcielibyście coś powiedzieć zanim rozpoczniemy zebranie?
 Bez wahania podniosłem rękę do góry.
– Tak, panie Blakwigh?
– Czy możemy zaopatrzyć tą salę w jakieś poduszki? To krzesło strasznie wbija się w...
– Scott! – upomniał mnie król Cerisu.
– ...w ciało – dokończyłem.
Ezra przywalił sobie dłonią w twarz i zaczął się śmiać. 
– W zasadzie to nie jest głupi pomysł – odezwał się staruszek.
 Lucyfer głośno odkaszlnął, po czym się odezwał:
– Coś jeszcze?
– I wolałbym coś mocniejszego do picia – dodał brewka.
– Ja też – poparłem go.
– Może frytki do tego? – warknął król Piekła.
– Z ketchupem! – zaśmiał się Gabriel.
– To... Skoro mamy już to załatwione... – podniosłem głowę i otworzyłem usta, aby coś dodać, lecz Lucyfer zbył mnie machnięciem dłoni. – Jeśli jeszcze raz się odezwiesz, Blakwigh, to urwę ci dupę przy samej szyi.
 Zamyśliłem się i wyobraziłem sobie to. 
– Ale to praktycznie nie jest możliwe – położyłem palec na brodzie i przechyliłem głowę. – Nie. Tak też się nie da.
 Demon zacisnął dłonie na mównicy. Kamień pękł. 
 O cholera...
– Dobra, następnym razem będziecie mieć poduszki, alkohol i jakieś jedzenie. A Blakwigh zostanie wykluczony z naszych narad!
– Niestety, ale...
– DOŚĆ, SCOTT!
– Ktoś tu ostatnio nie poruuuuchał sobie – zaćwierkałem cicho.
– Kurwa, BLAKWIGH! Zamknij tą gębę, albo ja ci ją zamknę!
– ZEBRALIŚMY SIĘ TUTAJ – wrzasnął – BO MAMY, KURWA, PROBLEM Z DEMONAMI.
– Zero kultury... – westchnął Marcus.
– Skoro tak chcecie, to dobra! Piekło upada! Nasze czary zanikają, przez co więcej demonów będzie w stanie się wydostać i to już będzie wasz problem, jak ich powstrzymać! – ryknął wściekle.
 W pomieszczeniu rozniosło się zbiorowe warknięcie. 
– Co wiemy? – postanowiłem już nie dręczyć mojego biednego ojczyma.
– Demony zeszły na Ziemię i pojawiły się w dwóch miejscach: W Irlandii i Kanadzie. Jak wiecie znajdują się tam dwa naturalne przejścia, które po połączeniu mogą bez problemu wydostać demona z każdej krainy – zaczął Ezra.
– Otchłań znajduje się między nimi, ale jest też Nicość, w której znajdują się naprawdę okropne istoty – dodała szpiczasto-ucha.
– Czego one chcą? – odezwał się król Patersu, jakby zastanawiał się na głos.
– Myślę, że chcą uwolnić Samaela – odpowiedział brewka. – I Aeszna wydostanie się wraz z nim.
– To niemożliwe – pokręciłem głową. – Żeby ona mogła się wydostać musiałby jej pomóc Śmierć.
– Niekoniecznie – pokręcił głową upadły. – Przepraszam, ale nie należy tego mówić przy nich – wskazał palcem Gabriela i Grette. – To... są nasze prywatne sprawy.
– Nie przeginaj, Chris – nadąsała się dziewczyna. – Jesteśmy tu, aby wam pomóc. Nam też zależy na tym, aby nikt nie ucierpiał.
– Nie – przerwał jakiś głos.
 Odwróciłem się i dostrzegłem jakiegoś bruneta w białym stroju, przypominającym habit. Z jego pleców wyrastały dwa potężne skrzydła, które pewnie rozłożone liczyły ponad trzy metry długości. Gdy szedł mieniły się na złoto. 
– Witaj, Gabrielu – przywitał się Lucyfer. – Dziękuję, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością – przewrócił oczami.
– Miły, jak zawsze – zaśmiał się anioł.
– Brakuje nam jeszcze dwóch osób...  Ezra, gdzie jest Lea?
To ona też jest członkiem?!
– Przykro mi, ale moja córka na razie nie będzie uczestniczyć w tych naradach – odparł spokojnie ojciec dziewczyny.
– Ale ona jest...
– Nie, Lucyferze – przerwał mu Cerisowiańczyk.
– Dobrze, jak chcesz – odpowiedziałem za demona. 
– Radzimir u mnie był, Gabuś. Nie jest za wesoło – zaczął.
– Wiem, Lucusiu. Radzimir miał rację – trzeba zwołać Bractwo Krwii.
No to mamy przesranę. 



Hejoł <3 
Kto się nie uczy na jutrzejszy sprawdzian z matmy i pisze rozdział?! Lonely!!! 
No więc... krótki, gdyż to druga część i tak wgl, to ja nie będę marudzić, bo nie mam na to siły...
 Opowiem wam jedynie bardzo śmieszną sytuację... hehe...
Otóż nie mogę się zalogować ze swojego laptopa na to konto, gdyż zawsze wyświetla mi się konto mojej przyjaciółki, która parę dni temu zalogowała się u mnie. 
Śmieszne, nieprawda? 
Dupson. 
Przepraszam, że nie skomentowałam nic u was... Jestem beznadziejna -,- 
Dupson. Mega dupson... 
Idę rozczulać się nad sobą przy matmie... 
I <3 Was 
Załamana Loncia...
PS. A i nie sprawdziłam błędów <3 Taki mi się włączył :*

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 11 część 1 Księga III



Misiaczki... Bo jest taka sprawa xd Mój blog został dodany do głosowania na blog miesiąca kwietnia.
http://sonda.hanzo.pl/sondy,243259,nLNH.html




Głosować!!!
~ Lonely S






 EZRA

 Stanąłem przed drzwiami prowadzącymi do pokoju mojej córki i uniosłem rękę, aby zapukać. Jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem, pokręciłem głową i odszedłem. Nie chciała mnie widzieć, znać, czy cokolwiek na mój temat usłyszeć - a przynajmniej tak mi się wydawało.
 Skierowałem się do kuchni, domu, w którym ostatnio zbyt długo przebywałem. Miałem całe królestwo na głowie i strasznie zaniedbałem swoje obowiązki, szczególnie podczas nadchodzącej wojny. Było coraz mniej czasu, a ja czułem, że demony szykują coś dużego.
- Jeszcze trochę i pomyślę, że tu zamieszkasz - rzuciłem do Lucyfera, który popijał sobie herbatkę w salonie. – Nie masz przypadkiem... żony, którą powinieneś się zająć?
 – Trzymaj się od mojego małżeństwa z daleka – odparł spokojnie, odkładając filiżankę na stół.
 – Próbuję jedynie ci pomóc – mrugnąłem do niego i sam zaparzyłem sobie herbaty. 
 Z gorącym napojem usiadłem obok mojego teścia i głośno westchnąłem. Lucek uniósł jedną brew ze zdziwienia, a następnie pokręcił głową. Z kieszeni wyciągnął srebrną piersiówkę i dolał mi trochę jej zawartości do herbatki. 
 – Upijać nieletnich – westchnął. 
 – Nie jestem już taki młody – zaśmiałem się. – Jakby nie patrzeć, od szesnastu lat jestem królem Cerisu i nawet mi to jakoś wychodzi. 
 – To tylko pozory, Ezruś – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Tylko patrzeć, kiedy to wszystko legnie w gruzach.
 – Za sprawą twoich demonów – podkreśliłem. 
 – Nie moja wina, że te skurczybyki wyłażą – uniósł ręce w geście obrony. – A moje królestwo trzyma się o wiele lepiej niż twoje, chociaż to tam jest główne zbiorowisko demonów. 
 Poprawiłem się na krześle, a następnie spojrzałem na króla Piekła. 
 – Nie damy im rady – przyznałem w końcu i napiłem się herbaty z dodatkiem alkoholu. 
 – A gdzie twoja nadzieja? Nie wierzysz w nasze zwycięstwo? 
 Przetarłem dłońmi zmęczoną twarz. – Nie, nie wierzę. Próbuję jedynie ograniczyć straty. 
 – Ja wierzę – odparł poważnym głosem. – Wierzę, że Lea będzie naszym zbawieniem. Że Samantha wróci i, że wszystko się jakoś ułoży. Może i jestem demonem czystej krwi, ale istnieje we mnie promień nadziei, która mówi, że zwyciężymy. 
 – Ale najpierw muszę wydać córkę za jakiegoś zadufanego gbura i wrócić do Cerisu. Trzeba wziąć się w garść. 
 – Ruszajmy do boju! – krzyknął demon i wzniósł toast. – Za nas, nieudaczników, którzy bardziej krzywdzą innych, niż im pomagają. 
 – Ta... Za nas. 
Wziąłem duży łyk i omal się nie udławiłem, gdy dostrzegłem swoją córkę w progu. Odstawiłem filiżankę i wstałem. Lucyfer spojrzał na mnie zdziwiony, a następnie jego wzrok podążył za moim. 
 – Lea? – odezwałem się niepewnie. – Wszystko w porządku? 
 Dziewczyna podeszła do nas, a jej wzrok wyrażał pustkę, czy też obojętność. Uniosła głowę, a ja dostrzegłem, że jej niebieskie tęczówki zamieniły się na szare. Wyciągnąłem do niej rękę, lecz Lucyfer powstrzymał mnie przed jej dotknięciem. Rozchyliła usta i rzekła: 
 – Radzim Rivelash – przedstawiła się. 
 – Lucyfer – rzekł król Piekła. – Co cię do nas sprowadza, Radzimirze? 
 W milczeniu i z rozdziawioną buzią wpatrywałem się w nich. Ktoś opętał moją córkę... A Lucek nic sobie z tego nie robił?!
 – Interesy, panie – skinął w stronę fotelu. – Może usiądziemy? 
 – Proszę – demon popchnął mnie, abym i ja zajął miejsce i dzięki temu jakoś oprzytomniałem. Król Piekieł zmierzył mnie surowym spojrzeniem nakazując milczenie. Nie miałem zamiaru się odzywać. I tak żadne słowo nie wyszłoby z moich ust. 
 – Podać ci coś do picia? – zaproponował. 
 – Nie dziękuje – Lea, w której ciele był teraz Radzim, pokręciła głową. – Nie mamy zbyt wiele czasu, Lucyferze. Myślę, że Ezra pragnie odzyskać już córkę – uśmiechnął się do mnie. 
 – Tak – potwierdziłem. – Musisz wybaczyć moją ojcowską troskę. 
 Roześmiał się. 
 – Nie ma tu czego wybaczać, królu Cerisu. Jesteś dobrym ojcem, choć, jak każdy popełniasz błędy. 
 – Czy możemy...? – wtrącił się Lucyfer. 
 – Ależ oczywiście. Jesteście świadomi tego, że tylko z ważnych powodów pozwalają zmarłemu zejść do świata żywych? – przytaknęliśmy. – Jestem tutaj, gdyż pragnę wam przekazać wiadomość. 
 – Nie sprawdzaj naszej cierpliwości, Radzimirze – warknął król. 
 – Tak, panie. Wiem, że przeczuwacie nadchodzące zło. I muszę wam powiedzieć, żebyście się lepiej przygotowali. To, co nastąpi nie jest niczym przyjemnym. Demony są cwane i okrutne. Ale jest szansa, abyście się temu sprzeciwili. Lucyferze, czy wiesz co mam na myśli? 
 W tym momencie zrozumiałem, jak się czuła Lea, gdy ukryłem przed nią tyle informacji. Ta niewiedza mnie dobijała. 
 – Chyba nie mówisz o wznowieniu Bractwa? 
 – Jakiego Bractwa? – wtrąciłem. 
 – Bractwa Krwi, królu Cerisu. Nie słyszałeś tej legendy? 
 – Przecież to zwykła bajka – przewróciłem oczami. – Pięć różnych istot. Najpotężniejsi z najpotężniejszych. Na straży wszystkich światów stoją i pilnują przejść. 
 – Razem tworzą elitę, która łącząc siły potrafiłaby zabić nie jednego demona ciemności – dodał Radzim. 
 – Więc do czego ich potrzebujecie? – zapytałem. Miałem wrażenie, że łączy ich dziwna, tajemnicza więź, o której nie chcą mówić. Wspólna przeszłość? 
 – Bo czary ochronne Piekieł zanikają, a gdy na czele Bractwa stanie anioł, może przywrócić jemu siłę – odezwał się poważnym głosem. 

SCOTT

– Kochanie! – zaćwierkałem radośnie, szukając swojej żony. 
 Właśnie spędziliśmy przyjemny dzień na zakupach, podczas których moja piękna żona paradowała przede mną w samej bieliźnie. 
 – Boże, Scott... Powiedz proszę, że to nie kolejny komplet bielizny.
 – Tym razem czarna koronka – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. – Zobacz co jeszcze znalazłem. – Wsadziłem głowę do przymierzalni, w której stała Amanda ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Widziałem, jak jej cierpliwość powoli się kończy. W zasadzie było mi to na rękę. Mieliśmy jeszcze kupić jakieś fatałaszki, ale odkąd zaciągnąłem ją do sklepu z bielizną, tak nie wychodziliśmy od dobrych dwóch godzin. Miałem nadzieję, że później nie zachce jej się jakichkolwiek zakupów. Albo przynajmniej pozwoli mi zostać w domu. 
 Obróciła się do mnie plecami, a ja dostrzegłem piękny, czarny znak na jej plecach. Oznaczał, że przeszła Wstąpienie, lecz nie przyjęła żadnego z darów. Nie chciała być wojownikiem. I w zasadzie nie miałem nic przeciwko. Wystarczająco męczyłem się na polu bitwy, aby pilnować jednocześnie Ethana, Tylera i swoich towarzyszy. Gdyby moja żona jeszcze walczyła pewnie nie potrafiłbym się skupić. 
– Zdecydowałeś już co bierzemy? – zapytała śmiesznie unosząc jedną brew. Podszedłem do niej i cmoknąłem ją w usta. Wsadziłem rękę do kieszeni, z której wyciągnąłem kartkę i zacząłem czytać. 
 – Weźmiemy ten komplet Lookbook. Różowy, beżowy i czarny. I jeszcze ten czarno-biały – przerzuciłem kartkę. – Podobał mi się też Koral, ale nad nim bym się zastanowił. Weźmiemy kilka gorsetów: Ecru i ten miętowy. Do tego ten fioletowy z koronki i biało-różowy. A i możesz wziąć te różowe kapcie w kształcie królika. Są bardzo słodkie – uśmiechnąłem się do niej. – Ale – podkreśliłem – musisz wziąć też ten komplet z tym białym pomponkiem na tyłeczku. 
 – Uszy królika też mam dorzucić? – zapytała, ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
 – O widzisz! W końcu wiesz o co mi chodzi – pocałowałem ją namiętnie w usta. – To ja idę do kasy, a ty się przebieraj. 
 Zabrałem wielką stertę ubrań i wyszedłem z przymierzalni, kierując się do kas. Kobieta widząc tyle bielizny, którą niosłem, lekko wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. 
 – Zapakować? – zapytała. 
Nie, kurwa. Do kieszeni sobie wsadzę. 
 – Ależ oczywiście – posłałem jej promienny uśmiech i podałem kartę.
 – Pańska dziewczyna musi być niezłą szczęściarą. – Czyżbym wyczuł zazdrość? 
 – Żona – poprawiłem ją. – Uwielbiam ją rozpieszczać – puściłem jej oczko i zabrałem torby z zakupami. 
 Amanda czekała na mnie przed sklepem, opierając się o bajerkę przy schodach. Objąłem ją w pasie i skierowaliśmy się do kawiarni na parterze. 
 – Kawy, kochanie? – zapytałem się jej. Posłała mi promienny uśmiech. 
 – Widzę, że coś chyba ode mnie chcesz – dźgnęła mnie palcem w żebra. 
 – Wiesz... Widziałem tu Tylera z Mią i tak sobie pomyślałem...
 – Znowu? – przerwała mi. – Dlaczego ty ostatnio tak się nad nim znęcasz? 
 – Ja? Znęcam? – wzruszyłem ramionami. – Chcę dać mu nauczkę. 
 – I to tylko dlatego, że rozbił twój samochód? 
 – To nie był byle jaki samochód – warknąłem. – To moje maleństwo. 
 – Kochasz je bardziej od swoich synów? – uniosła brew ze zdziwienia. – Wolisz go ode mnie? 
 – Przestań! To nie o to chodzi. Liczą się zasady... Czy to złe, że chcę nauczyć swojego syna posłuszeństwa? Zabroniłem mu brać mój samochód!
 – Dobra, dobra – zaśmiała się. – Masz dziwne metody wychowawcze. 
 – Dziwne, ale skuteczne – posłałem jej oczko. 
 – Więc co mam robić? 
 Czy już wspomniałem, że mam najukochańszą żonę na świecie? 
 – Są tam – wskazałem palcem przed siebie. – Jesteś gotowa, kochanie, na mały teatrzyk? 
 – Z tobą zawsze, wariacie – cmoknęła mnie w policzek. 
 – Idź zamów dla nas kawę, a ja zaraz przyjdę. 
 Rozeszliśmy się na chwilę, abym mógł wcielić swój plan w życie. Pobiegłem do sklepu z kostiumami i kupiłem długie, wiązane czarne kozaki, a do tego obcisły kostium z lajkry. Dokupiłem jeszcze sztuczne rzęsy i krwistoczerwoną szminkę. Zapłaciłem i udałem się do swojej żony, która siedziała przy stoliku i popijała kawę. Zająłem miejsce naprzeciwko niej i upiłem kilka łyków napoju, którego dla mnie zamówiła. 
 – Więc, co tam masz, tygrysie? – zagadnęła. 
 – Mam dla ciebie piękny strój, mała – uśmiechnąłem się. – Ubierzesz się i pójdziesz do naszego dziecka, aby zanieść mu jego "witaminki" – pokazałem palcami cudzysłów. 
 – Jesteś okrutny – zaśmiała się. 
 – Nauczy się gówniarz szanować moje rzeczy – zacisnąłem usta w wąską linię. – A teraz idź, kochanie. Nie wiem, jak długo jeszcze tutaj będą. 
 Amanda poszła do toalety się przebrać, a ja z wielkim bananem na twarzy obserwowałem poczynania mojego synka. Siedział z Mią przy fontannie i omal nie pożerali swoje języki. Podejrzewam, że gdyby mógł, to przeleciałby ją tutaj, w galerii. 
 Co za skurczybyk.
 Ma to po ojcu. 
 Cholera. 
 Odwróciłem się i dostrzegłem Amandę, która przebrana wyszła z toalety. Jej kozaki sięgały do połowy ud. Były wiązane i ze skóry. Założyła na sobie body, które zbytnio eksponowały jej piersi. Usta pomalowała na czerwono, a blond włosy związała w dwie kitki po bokach. Uśmiechnęła się do mnie i zatrzepotała za długimi rzęsami, które mieniły się złotem. Małymi kroczkami biegła w stronę Tylera. 
 – Synuś! – zapiszczała. Z trudem utrzymywała równowagę. 
 Mina naszego dziecka była bezcenna. Gdy tylko Tyler oderwał się od swojej dziewczyny i odwrócił głowę, wiedziałem, że najchętniej utopiłby się w tej fontannie. Jego twarz była blada, a usta rozchylił, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. 
 – Tylerku! Zapomniałeś o swoich witaminkach. – Amanda nachyliła się nad nim i wsadziła mu tabletkę - cukierka - do ust i podała wodą. Tyler automatycznie ją połknął. 
 – Mamo – odkaszlnął. – Co ty tu, do cholery, robisz? 
  – Jak to co? – skrzyżowała ręce na piersi. – Nie chcę później słuchać twojego marudzenia, że masz problemy w łóżku! Doktor kazał ci zażywać te tabletki i ja – tupnęła butem na koturnie – jako dobra matka, zamierzam przypilnować cię! Oczywiście oprócz masaży. Tym masz się sam zająć – powiedziała to głośniej, przez co zwróciła na nich uwagę innych przechodniów. – Zanim się obejrzysz, a twój mały przyjaciel stanie się wielkim ptaszkiem! 
 Płakałem ze śmiechu. Poważnie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zrobiłem im zdjęcie. Musiałem pokazać to Ethanowi, aby i ten nie narażał się ojcu. Zemsta jest słodka, panowie. 
  – No, kochanie! – Uszczypnęła jego policzki i cmoknęła go w czoło, zostawiając odbite czerwone usta na nim. – Widzimy się w domu! Nie zapomnij o masażach! – Zrobiła krok do tyłu, lecz jeszcze raz się do nich odwróciła. – W zasadzie twoja koleżanka mogłaby ci pomóc, Myślę, że za niedługo będziesz w stanie ją zadowolić. 
 Pobiegła do łazienki i pomachała mi. 
 Gdy znów spojrzałem na naszego syna, ten dostrzegł mnie i mierzył wzrokiem, jakby samym spojrzeniem chciał mnie zabić. 
 – Współczuje biedakowi – odezwał się jakiś facet obok naszego stolika. Pomachałem Tylerowi. 
 – Zasłużył sobie – spojrzałem na mężczyznę. 
  Był wysokim brunetem, o lekkiej budowie ciała i przyciasnym podkoszulku. Na twarzy widniała broda z białymi włoskami. 
 Starość nie radość.
 – To twój brat? – zapytał. 
 – Syn – poprawiłem go. Ludzie! Czy ja rzeczywiście nie wyglądam na osobę, która może mieć żonę i dzieci? 
 – Gratuluję formy – pochwalił mnie. – Co synek takiego zrobił, że tatuś postanowił go publicznie upokorzyć?  
 – Samochód. Zniszczył moje maleństwo – zacisnąłem zęby. 
 – A jaki model? 
 – Chevrolet Camaro Wheels 69.
 – Uuuuu – przeciągnął. – Skasował go? – przytaknąłem. – Całkowicie? 
 – Tak. Zajebiście, nie? 
 – Coś tak czuję, że to nie wszystko – kiwnął głową w kierunku mojego syna. 
 Zaśmiałem się. 
 – Na pewno nie – uśmiechnąłem się. Dostrzegłem, że moja żona właśnie wyszła z toalety. – No nic, kolego. Ja muszę już iść. Obowiązki małżeńskie czekają – podałem mu rękę, którą uścisnął. 
 – Powodzenia – powiedział. 
 – Tyler! – zawołałem. – Choć! Lekarz chciał zobaczyć, czy zabieg powiększający się udał! 
 Twarz syna zagotowała się ze złości.
 3:0 dla mnie.


Hej <3 Jak tam powrót do szkoły? Ja umieram... Śpię na stojąco xd
A tak wgl, to zauważyliście, że jest prawie 25000 wejść?! O matko... Ale zaszaleliście <3
Dobra, proooszę oddajcie głos na Ostatni taniec i poprawcie mi ten kiepski tydzień
XOXO
 Loncia <3

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Ogłoszenia parafialne

Siemson, moi kochani <3
No to tak... Niestety, to nie rozdział (ale będzie 14.04!). To jest taki króciutki post podsumowujący...
A mianowicie, moje zakończone blogi:
W imię wolności...
Shadow of a fallen star.
Na moim Wattpadzie pojawiła się kolejna historia, więc zapraszam fanów obyczajówki :)
No i powstał kolejny blog Wilcza miłość
A! I żeby nie zapomnieć, wznawiam Beautiful disaster (niestety, tym razem będę sama, gdyż Katarina zrezygnowała :<)
Z boku jest ankieta, w której to wy zdecydujecie co będę dalej prowadzić, bo pomysłów mam multum!!! :D Wiem... Ja tak lubię utrudniać sobie życie :D
Pamiętacie może jeszcze moją stronkę na Facebooku? Być ideałem? No to, stwierdziłam, że mam za dużo wolnego czasu i powstała kolejna, Książkowe cytaty! <3
Tak więc, głosujcie! Na tym mi akurat bardzo zależy :* Mam kilka pomysłów i chcę je jak najszybciej wykorzystać xd
I dla tych co są fanami Ostatniego tańca: Oczywiście jesteście mile widziani na Wattpadzie ;) Planuję zakończyć go w granicach 20-30 rozdziałów.
Gorzej z Piekielnym darem, bo tam nie jestem w stanie napisać ile przewiduję rozdziałów i w ogóle co będzie w kolejnych :D
Pozdrawiam!!!
Lonely S