czwartek, 24 kwietnia 2014

Księga II: Rozdział IX

„Dla swoich bliskich można poświęcić wszystko. Nawet człowieczeństwo”.


                Po kilku minutach byliśmy już przed domem. Wysiadłam z psem na rękach, nie zważając czy kierowca też idzie lub czy coś do mnie mówi. Pchnęłam drzwi, które był niedomknięte i słyszałam krzyki dochodzące z salonu. Gdy zrobiłam kilka kroków w głąb budynku, od razu z pomieszczenia wyszedł Ezra. Podszedł do mnie i przytulił. Nirra wyskoczyła z moich rąk i pobiegła do blondynki. Wtuliłam się w jego pierś. Dłonią głaskał mnie po plecach. Cały szok i zdenerwowanie po prostu przy nim znikały.
- Gdzie byłaś? Wiesz jak się martwiłem?- wyszeptał, twarzą schowaną w moich włosach.
- Była ze mną- odezwał się męski głos za mną. Dopiero teraz spojrzałam na Chrisa, który niezauważalnie wszedł do domu. Patrzyłam się na niego swoimi szklistymi oczami, nie odrywając się od ukochanego.
- Co ty tu robisz?- warknął na niego.
- Musimy porozmawiać- wypuścił głośno powietrze.- Na osobności- zastrzegł.
Wyswobodziłam się z jego objęć i złożyłam delikatny pocałunek na jego ciepłych wargach. Wraz z Daviną udałyśmy się na górę. Musiałam ją przeprosić za moje zniknięcie, gdyż wiedziałam, że na pewno jej się zebrało. Znałam Ezrę i jego nadopiekuńczość wobec mnie. Gdy zamknęłam drzwi za nami, od razu zwróciłam się do dziewczyny, która z uśmiechem przyjęła moje przeprosiny.
- Czego się dowiedziałaś?- zapytała po chwili.
- Widziałam kogoś- skrzyżowałam ręce, aby przestały się trząść. - Tam coś było...
- To znaczy?
- Nie wiem. Ale bałam się. Zresztą mój demon też...
Wcale nie!-zaprotestował.
… Czułam jego strach.
- Niedobrze- pokręciła głową.- Więc co masz zamiar zrobić?
- Trzeba go powstrzymać. Oni sami nie dadzą sobie rady, a boją się mnie w to mieszać. Nawet mi nic o tym nie wspomnieli- zaśmiałam się bez krzty wesołości.


***EZRA***

             Nienawistnym wzrokiem wpatrywałem się w ciemnowłosego. Wystarczyło, że spędziłem z nim kilka godzin, a on teraz siedzi u mnie w domu... Jakby nigdy nic, gapi się w stół opartymi rękami na kolanach.
- Jak ją znalazłeś?- przerwałem ciszę. Kretyn spojrzał na mnie, nadal nie odzywając się. Włożyłem ręce do kieszeni i stanąłem kilka metrów przed nim.
- Jak już mieliśmy wracać, poczułem silną energię stamtąd....
- I nie zadzwoniłeś po nas? Sam chciałeś to załatwić?- wtrącił zdenerwowany Tonny.
- Nie było czasu. Musiałem szybko działać.- Widziałem jak Chris powoli traci cierpliwość.
- Uzgodniliśmy, że działamy razem i o wszystkim nas informujesz- odezwałem się.
- Tak jak mówiłem, musiałem działać szybko- zacisnął dłonie w pięści.- Gdy już zbliżałem się do tego miejsca, spotkałem ją.
Zmarszczyłem brwi.- I co w związku z tym?
- Nie rozumiesz?- wstał.- Ona pojawiła się w tamtym miejscu. Tam gdzie zebrała się energia.
- Chyba nie podejrzewasz ją o to?!- wrzasnąłem. Jak on mógł? Nie wierzyłem w jego idiotyzm.
- Nie wiem- pokręcił głową.- Wiesz, że jej demon żywi się duszami. Sam widziałeś ją, gdy ten potwór przejmował kontrolę. Ona nie musi o tym wiedzieć. Skoro on siedzi w jej umyśle, może wszystko zmieniać. Podawać inne obrazy niż są w rzeczywistości. Wszystko jest możliwe- wzruszył ramionami.
- To co robimy?- odezwał się Tonny.
- Co robimy?!- wściekłem się.- Jak możemy cokolwiek robić! Ona nie jest za to odpowiedzialna. Nie zrobiłaby tego. Ja nie wierzę, że byłaby do tego zdolna. A wy- wskazałem na zebranych- powinniście się wstydzić, że występujecie przeciwko własnej królowej!- wyszedłem z pokoju kierując się w stronę sypialni.               Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie zaszło... Jak oni mogli to wymyślić? Przecież to była nasza Sam... Pomimo tego, że był w niej demon, to ona panowała nad nim. Nie byłaby do tego zdolna. Nigdy.
- Davina, możesz zostawić nas samych?- zwróciłem się do blondynki, po tym jak wszedłem do naszej sypialni. Dziewczyna skinęła głową i wyszła trzymając psa na rękach. Zająłem miejsce obok ukochanej i ująłem jej dłonie. Były zimne, wręcz lodowate.
- Kochanie, musisz mi powiedzieć co ty tam robiłaś- zapytałem łagodnym głosem.
- Chciałam ci zanieść telefon- wyciągnęła go z kieszeni.- Zostawiłeś go w domu. Gdy zobaczyłam esemesa, nogi same mnie tam poniosły- wyznała.
- I co tam się stało?
- Ja... Widziałam kogoś. Tam coś było- zaczęła drgać a ja przytuliłem ją do siebie.
- Już dobrze. Jesteś bezpieczna- złożyłem delikatny pocałunek na jej głowie.
- Nie rozumiesz- zaprzeczyła.- To był człowiek. Przynajmniej w połowie, a ja go znałam.
Spojrzałem na jej twarz i wytarłem kilka łez spływających po jej policzkach.- Jak to znałaś?
- Myślę, że już gdzieś go spotkałam, tylko teraz nie pamiętam.

               Dziewczyna usnęła w moich ramionach. Widziałem, że cała ta sytuacja mocno nią wstrząsnęła. Zaniosłem ją do łóżka i schowałem pod kołdrą. Od razu wtuliła się w poduszkę. Mimowolnie uśmiechnąłem się, gdyż właśnie tak, zawsze się do mnie przytulała. Dłonią przejechałem po jej delikatnych, czarnych włosach. Współczułem jej. W życiu doświadczyła samych nieszczęść i tak dalej się ciągnęło. Chciałem z nią spędzać jak najwięcej czasu, bo czułem, że tylko przy mnie jest bezpieczna. Próbowałem ochronić ją przed tym całym gównem, jednak nie dawałem rady.
               Po szybkim prysznicu, ułożyłem się obok niej, a ona zamieniła poduszkę na mnie.

***SAMANTHA***


                Siedziałam przed blatem czytając gazetę i jedząc śniadanie. Po ostatnich wydarzeniach szybko ochłonęłam i próbowałam wrócić do normalności. Chociaż nie było to łatwe i zapewne nigdy nie będzie. Czytałam gazetę, w której widniały wcześniejsze wydarzenia. Na głównej stronie znajdowało się zdjęcie ciała. Było zawinięte w czarnym worku, a wokół miejsca widniały żółte taśmy z napisem Police. Zamknęłam oczy i znów ujrzałam tego człowieka, który wysysał duszę z tego wilkołaka. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki i zwróciłam śniadanie. Złapałam się za brzuch, a następnie spłukałam te resztki. Po powrocie do kuchni wyrzuciłam zawartość mojego śniadania, a do kosza dołączyłam mleko, które według mnie było zepsute. Umyłam zęby i ubrałam się. Na dworze padało, więc znowu ubrałam się ciepło. Beżowy, szerszy sweterek do którego ubrałam skórzane, czarne spodnie, idealnie się na mnie prezentował. Rozpuściłam włosy i zeszłam otworzyć drzwi.
                 Gdy już znalazłam się na dole, okazało się, że Ezra wpuścił naszego gościa i razem siedzieli w salonie. Na mój widok uśmiechnął się.
- Sam, poznaj Camill. Jest wilkołakiem- podałam dziewczynie dłoń, którą uściskała.
- Dom jest duży, ale myślę, że dasz sobie rade- puściłam do niej oczko a ręce oparłam na biodrach.
- Tak, jest duży, ale to żaden kłopot dla mnie- odparła rudowłosa. Miała mały kok na głowie, z którego wychodziło kilka pasemek okalających jej jasną cerę. Lekko różowe policzki, powoli traciły swoją barwę. Usta miała krwisto czerwone, a oczy świeciły zielenią. Trochę przerażało mnie jej spojrzenie, ale wydawała się być sympatyczną osobą.
- To może zaprowadzę cię do twojego pokoju?- zaproponowałam a dziewczyna skinęła uśmiechnięta głową.- Ezra wniesie twoje rzeczy. Chodź- chwyciłam ją za dłoń i poszłyśmy na górę. Nim dotarłyśmy do pokoju, oprowadziłam ją po całym domu. Uzgodniłyśmy co należy do jej obowiązków, a co do naszych. W zasadzie chłopaków. Poradziłam jej żeby się nie cackała z nimi. A szczególnie z Natte'm, któremu przydałaby się lekka dyscyplina. Wydawała się być twardą babką, więc wiedziałam, że da sobie radę. Po tym jak blondyn wniósł jej rzeczy, zostawiliśmy ją samą, aby mogła się rozpakować.
- I co o niej sądzisz?- zapytał chłopak, gdy siadałam na jego kolanach.
- Myślę, że jest w porządku- odparłam beztrosko wciąż wpatrując się w jego usta, które teraz tworzyły uśmiech.
- Pierwszy raz mówisz tak o półdemonie- zaśmiał się.- Zwykle chciałaś ich wysłać na terapię.
- Ale to było zanim dowiedziałam się kim oni są- oburzyłam się.
- Oj nie denerwuj się tak- złożył kilka delikatnych pocałunków na moich wargach.- Wstawaj- klepnął mnie w tyłek, w zamian ja go uderzyłam w ramię.- Musimy iść na zakupy. Jutro wracają nowożeńcy, a w domu nie ma jedzenia.
- A co u nich?- zapytałam wstając. Zupełnie zapomniałam, że to już dzisiaj. Dni szybko mijały, szczególnie w ostatnim czasie.
- Za dwa tygodnie Amanda ma termin, więc muszą już wracać. Ona chce urodzić w domu, a Scott próbuje jej to wybić z głowy. Możesz coś z tym zrobić?- przyciągnął mnie do siebie, a nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.
- Dobra, pogadam z nim- powiedziałam odrywając się od niego. Przygryzłam wargę i ruszyłam do drzwi.- Ja prowadzę!- krzyknęłam spoglądając na chłopaka. Był lekko przerażony, chociaż byłam dobrym kierowcą.

              Po trzech godzinach robienia zakupów, w końcu weszliśmy do domu. Nawet było zabawnie. Szczególnie gdy rozwaliliśmy worek mąki w sklepie, albo gdy wywalił nas oburzony ochroniarz. Zachowywaliśmy się jak dzieci, które zostały wypuszczone po tygodniu przetrzymywania w zamknięciu. Postawiliśmy zakupy na blacie i wzięliśmy się za ich rozpakowywanie. Nirra oczywiście nam towarzyszyła przy tym, czekając aż coś dostanie. Nie mogłam się powstrzymać i z torby wyciągnęłam jej smakołyki. Od razu zaczęła po mnie skakać. Chociaż wciąż była szczeniakiem, to już sięgała mi do kolan. Po otrzymaniu smakołyku udała się w swój kąt, aby w spokoju zjeść, a my w tym czasie kontynuowaliśmy rozpakowywanie. Sięgając po kolejne produkty Ezra szturchał mnie w bok. Gdy się na niego patrzyłam, na twarzy zawitał łobuzerski uśmieszek. Sięgnęłam po mleko i znów poczułam uderzenie w tyłek.
- Co ty chcesz?- warknęłam na niego.
- Może zrobimy sobie chwilę przerwy?- wymruczał mi do ucha.- Camill się tym zajmie.
- Ezra, nie mamy czasu. Jutro oni wracają a w domu tyle do zrobienia- zamknęłam lodówkę i odwróciłam się do chłopaka. Spoglądał na mnie swoim słodkim wzrokiem, przez który byłam zdolna zgodzić się na wszystko.
Chodźmy trochę poświntuszyć!- odezwał się demon, na co ja parsknęłam śmiechem. Nie przeszkadzało mi to, że on będzie przy tym, bądź wszystko odczuje tak jak ja. W końcu był też częścią mnie. Przyciągnęłam blondyna do siebie i zaczęliśmy się namiętnie całować, kierując w stronę sypialni.





                  Zbiegłam ze schodów, omal nie potykając się o Nirrę, która ostatnio wybierała sobie dość nietypowe miejsca do spania. Przeskoczyłam przez ostatnie schodki i rzuciłam się ciemnowłosemu na szyję. Tak bardzo się za nim stęskniłam... Chłopak chwycił mnie i obróciliśmy się wokół własnej osi. Cieszyłam się jak głupia, że znów się widzimy.
- Boże!- pisnęłam spoglądając na niego.- Jak ty wyrosłeś!- ominęłam śmiejącego się chłopaka i przytuliłam się do blondynki.- Ty też- powiedziałam odrywając się od niej.
- Przytyła- skomentował Ezra, który właśnie męczył się z ich bagażem. Scott chwycił walizki i zaniósł je do ich pokoju, ja w tym czasie zaciągnęłam Amandę do kuchni. Zmęczeni podróżą, na pewno byli głodni, a nasza nowa gosposia naprawdę świetnie gotowała.
Jedząc, dziewczyna opowiadała mi o wszystkim, co wydarzyło się po naszym wyjeździe. Jednym słowem, nic. Po prostu całymi dniami odpoczywali i cieszyli się swoim towarzystwem. Za to ja, miałam jej sporo do opowiedzenia. Zaczęłam od tego, że znam prawdę i wiem czym jesteśmy. Chociaż to ją nie zdziwiło... Pewnie Ezra już o tym wspomniał.
- Wybraliście już imiona?
- Tak, mamy kilka, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy które wybierzemy- odparł Scott, który właśnie obejmował swoją ukochaną. Zmienił się. Odkąd dowiedział się, że zostanie ojcem spoważniał. Już nie był rozbrykanym dzieckiem, ani tym maluchem ze zdjęcia, który jednak nie był moim bratem. W zasadzie nie miałam rodzeństwa. Oprócz niego.
- A znacie chociaż płeć?- zapytałam zaciekawiona.
- Nie- uśmiechnęła się dziewczyna.- Chcemy, żeby to była niespodzianka.
- No i będzie. Szczególnie jak do tej bandy dołączy kolejna para chłopców. Nie wiem jak wytrzymamy z siódemką mężczyzn pod jednym dachem- przewróciłam oczami, a następnie wraz z Amandą, wybuchliśmy śmiechem. Nasza paczka była liczna, chociaż martwiłam się, że oni będą się chcieli od nas wyprowadzić. Że będą chcieli iść na swoje. Ja zresztą też już o ty myślałam. Chciałam założyć rodzinę z Ezrą, a nie bawić się w akademik z naszymi przyjaciółmi. Rozumiem imprezy, alkohol, nieśmiertelność, ale musieliśmy myśleć też o przyszłości. Bardzo długiej przyszłości.
-...więc pomyślałem, że najlepiej będzie zrobić remont- usłyszałam kilka słów wypowiedzianych przez Scott'a. Odpłynęłam na tyle, żeby po prostu się wyłączyć.
- Na górze jest jeszcze kilka wolnych pokoi- powiedział blondyn.- Zresztą, całe piętro jest puste, więc będziecie mogli je zająć, a pokoje dla dzieci naprzeciw waszej sypialni.
- Właśnie. Już musimy zacząć szykować dla nich pokoje. Może jeszcze dzisiaj pojedziemy wybrać farbę i meble?- Amanda wyswobodziła się z objęć i sięgnęła po torebkę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz odpocząć? Tyle lecieliśmy...
- I tyle odpoczywaliśmy- dodała blondynka.- Chodźmy póki sklepy są jeszcze otwarte. Będziemy mieć już to z głowy.
- No dobra- zgodził się niechętnie. Wszyscy troje ruszyli do wyjścia, tylko ja zostałam na swoim miejscu.
- Wiecie... chyba sobie odpuszczę zakupy. Nie czuje się najlepiej- opadłam na kanapę, a po chwili blondyn zmaterializował się obok mnie.
- Co się dzieje?- zaniepokoił się.
- Zwykły ból głowy- pocałowałam go w usta.- Jedź. Nic mi nie będzie, tylko się prześpię.
Niechętnie przytaknął i po chwili zniknął z nimi za drzwiami. Gdy już byłam pewna, że ich nie ma, wstała i stanęłam obok okna.
- Śmierć!- mój głos rozniósł się po pustym domu. Jak zwykle chłopaki byli na kolejnej imprezie, a Patrick oczywiście u Dav. Gosposia pojechała na zakupy, więc miałam chwilę dla siebie.
- Śmierć!- powtórzyłam krzyk i dopiero po chwili chłopak się pojawił.
- Sam?- zmarszczył brwi.- Czego ode mnie chcesz?- warknął. Nie wiem czemu, ale poczułam nieprzyjemną energię od niego. Nie przypominał dawnego „Matt'a”, ani nie przypominał mi jego poprzednią wersję. Był dla mnie obcy.
- Nie udawaj- uśmiechnęłam się.- Wiem, że się stęskniłeś.
- Odzyskałaś pamięć?- wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu.
- Nie, ale wiem czym jesteśmy. I co jest we mnie.
- Aha- skomentował zawiedziony.
- Słuchaj, potrzebuję kilku odpowiedzi od ciebie...
- A jednak. Dawna Sam powraca- opadł na kanapę.- No mów, co tym razem potrzebujesz?

- Chcę żebyś opowiedział mi o moim przeznaczeniu.




Hej :D 
Tym razem rozdział dodaję z rana, żeby potem nie zapomnieć ^^ Jest on krótszy od poprzednich, ale po prostu musiałam zakończyć w takim momencie :D 
Pozdrawiam
Seo :*

piątek, 18 kwietnia 2014

Księga II: Rozdział VIII

Ostatnie życzenie w męce pozbawionej końca. Chce być znów człowiekiem i znaleźć ukojenie”.





- Za nie długo dojedziemy- odezwała się blondynka. - Powiesz mi po co tam jedziemy?
Głośno wypuściłam powietrze.
- Sam, co się dzieje?- zmartwiła się.
- Nic- wzruszyłam ramionami.
- Przecież widzę. Nie odzywałaś się do mnie przez prawie miesiąc. To ma związek z twoim zwolnieniem?
- Nie Dav, chodzi o to że... Miałam pewne problemy. Musiałam odpocząć.
- A to ma związek z tym gdzie jedziemy?
- Pamiętasz ze mówiłam ci o moim wypadku i, że straciłam pamięć?- kiwnęła głową.- Otóż myślę że nie miałam żadnego wypadku...
Brawo!
- Jak to?- zapytała zaskoczona.
- Dowiedziałam się ze oni mnie okłamują. Ukrywali przede mną prawdę.
- Co masz na myśli?
- Wszyscy zataili pewien fakt o mnie.
- To ma związek z Castle Hill?
- Ponoć już wcześniej tam byłam. W jednej z książek znalazłam tak jakby ukryta wiadomość. Prawdopodobnie coś tam zostawiłam.
- Wiesz co to może być?
- Nie i właśnie tego się boje. Wiem, że moja przeszłość nie jest za wesoła, a tam może być wszystko. Nawet ciało jakiegoś człowieka- dziewczyna roześmiała się.- Mowie poważnie. Nie jestem takim aniołkiem za jakiego mnie uważasz. Teraz tak, ale wcześniej nie.
- Nie jesteś tego pewna. Straciłaś pamięć. Po prostu chęć poznania prawdy wpoiła ci te kłamstwa. Nie wierzę abyś była zdolna kogoś skrzywdzić. Znam cie i wiem...
- Nie znasz mnie. Nie wiesz jaka byłam sprzed roku. Wtedy byłam potworem...
- Przestań! Może wcześniej byłaś trochę zła, ale teraz jesteś zupełnie inną osobą. I nie możesz być tego pewna. Najpierw zobaczmy co tam się kryje.
- Za ile będziemy na miejscu?- spojrzałam na elektryczny zegar, który teraz wskazywał szesnastą. Jechaliśmy już sześć godzin...
- Już jesteśmy.

              Miejsce nie było zbyt wielkie. Zwykła prostokątna wieża osadzona na jakimś wzgórzu. Wyglądała tak jak na tym zdjęciu. Stara i zniszczona. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się dokoła. Ani żywej duszy w pobliżu. Wypuściłam Nirrę i we trójkę ruszyliśmy w stronę budowli.
Przed wejściem okazało się, że jest zamknięta, co było według mnie dziwne... To wyglądało mi na jakiś zabytek, więc powinna być dostępna dla zwiedzających. I tak nie zamierzałam odpuścić. Kłódka była zardzewiała, więc po kilku moich pociągnięciach, rozleciała się na trzy części, głośno stukając kawałkami o kamienie.
               Zaraz po otworzeniu metalowych drzwi w dziwne kwadratowe wzorki, Nirra rzuciła się biegiem w stronę schodów. Odwróciłam się do Dav i uśmiechnęłam się. Z torby wyciągnęłam latarkę i włączając ją, weszłam do środka. Zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Powoli, chwytając się ściany, ruszyłam do góry. Słyszałam ciche sapanie psa i dziewczyny, która lekko wystraszona szła za mną. Ja się nie bałam. Raczej byłam podekscytowana tym, że za niedługo mogę spotkać się ze swoim demonem. Chciałam tego. Bardzo.
Wyszłyśmy na samą górę i rozglądnęłyśmy się. Nic tam nie było. Zwykła wieża i nic więcej.
- I co teraz?- odezwała się blondynka. Sięgnęłam do torebki po kopertę i wręczyłam jej.
- Myślę, że ten symbol będzie gdzieś narysowany, albo coś w tym stylu. Poszukajmy póki się nie z ciemni- nie zważając na jej słowa, zaczęłam świecić latarką po kamiennych blokach, szukając, w sumie nawet nie wiem czego. Nirra węszyła niedaleko mnie, próbując pomóc. Pomimo tego, że była szczeniakiem, dużo rozumiała.
Przejrzałam kilkanaście kamieni, bez żadnego rezultatu. Może po prostu zostawiłam to zdjęcie? A teraz robię z siebie idiotkę, która ma problemy psychiczne, gdyż rozmawia ze swoim DEMONEM...
Tak, to jest bardzo możliwe....
Cierpliwości kochana.
Cholera! Ja naprawdę zaczynam świrować...
Jeszcze chwilka.
- Mam!- krzyknęła Davina. Obejrzałam się za siebie i ujrzałam radosną dziewczynę. Podeszłam do niej i spojrzałam na znalezisko. Na kamieniu był dokładnie podobny symbol co na kartce. Kilka zawijasów przypominających tricelion. Tylną stroną latarki walnęłam w kamień. Zahuczała, zdradzając pustkę w jej wnętrzu.
- Tam coś jest- wymamrotałam.- Trzeba tylko...- nim zdążyłam dokończyć, kamień pękł. Zdziwiona wyciągnęłam jego kawałki. Nie były zbyt ciężkie. Poświeciłam latarką w pustym miejscu po kamieniu i ujrzałam skrzynkę w jej wnętrzu. Davina bez słowa przyglądała się temu co robiłam. Tak jak Nirra, tylko, że ona i tak by się nie odezwała. Siedziała cicho dysząc. Pudełko okazało się być czarnym, marmurowym prostokątem. Przypominało szkatułkę, ale nie można było jej otworzyć. Nie było żadnego miejsca na kluczyk, ani wejścia. Na jednej ze ścian widniał kolejny symbol.
- I co?- odezwała się dziewczyna.
- No nic... Tego nie da się otworzyć.
- Pokaż- wzięła ode mnie szkatułkę. Przez chwilę obracała ją w różne strony i zrezygnowana mi ją oddała.
- A nie mówiłam?- zaśmiałam się.- Wracajmy. W domu pomyślę jak to otworzyć. Może da się to rozbić?- wstałam otrzepując się z brudu.
- O nie!- zaprotestowała Dav.- Nie będziemy wracać po ciemku. Nie cierpię tego- oburzyła się.
Spojrzałam na niebo i dopiero teraz zauważyłam, że już jest noc. Zegar na telefonie wybijał godzinę dziewiętnastą. Nawet nie wiedziałam, że tyle nam to zajęło...
- Więc co teraz? Podjedziemy do jakiegoś motelu?- zapytałam schodząc ze schodów.
- Niedaleko mieszka moja matka. U niej możemy się zatrzymać.
- Nie będzie miała nic przeciwko Nirrzę?
- Wręcz przeciwnie- uśmiechnęła się.- Ona wprost kocha zwierzęta. W szczególności psy- odparła, a zwierzę zaskamlało.


***Ezra***

- Właśnie dzwoniła Davina!- obudził mnie głos kasztanowłosego. Wstałem z kanapy ocierając dłonią zmęczone powieki. Od kilku dni słabo sypiałem. Tak jak wcześniej Sam, miałem koszmary. Co noc śnił mi się ten sam sen. Ona umierała, a ja nie mogłem nic zrobić. Po prostu stałem trzymając ją za dłoń i żegnałem się z nią. Widziałem jak zamyka swoje piękne oczka i szczęśliwa, odchodzi. Nie mogłem w to uwierzyć, albo nie chciałem. Byliśmy nieśmiertelni, więc nie mogła zginąć tak spokojnie. Nie widziałem żadnej krwi na jej ciele, żadnych ran albo innych skaleczeń. Po prostu zamknęła oczy i odeszła. Płakałem nad jej łóżkiem, póki Śmierć mnie nie oderwał od niej. Przyszedł po jej duszę...
- Co chciała?- odburknąłem zaspanym głosem. Wstałem, lekko się chwiejąc, i udałem się do kuchni po coś do picia.
- Mówiła, że zatrzymają się u jej matki i dopiero jutro wrócą.
- Co?!- wrzasnąłem zdenerwowany.- Jak u jej matki?! Przecież powiedziała, że wróci dzisiaj wieczorem...
- Tak, ale jest ciemno i Dav nalegała żeby zostać.
- Ja pojadę po nie- wypiłem ostatni łyk soku i udałem się po kluczyki do auta.
- Stary spokojnie. To kilka godzin drogi. Jest z nią Nirra, więc możesz być spokojny.
- To gdzie one są?
- W Castle Hill. Ponoć Sam chciała coś zwiedzić...- podrapał się po głowie.
- Kłamała- westchnąłem.- Muszę z nią jak najszybciej porozmawiać i jej wszystko wyjaśnić...
                    Powoli wszystko sobie układałem. Miałem wyznaczoną historię. Chciałem jej małymi krokami opowiedzieć o tym kim jest, zaczynając ode mnie. Już raz przeprowadziliśmy podobną rozmowę, ale wtedy powiedziałem jej kim jest, a nie czym... O tym sama wiedziała. Bałem się jej reakcji. Teraz była zupełnym przeciwieństwem tym co kiedyś. Spokojna, opanowana, delikatna. Istny anioł. Jej anielska wersja się obudziła. Chociaż wcześniej też była taka, ale wszystkie cechy miały nutkę wybuchowości. Była jak bomba zegarowa. Wystarczyło jedno złe pchnięcie i wybuchłaby niszcząc wszystko na swojej drodze. Ale pomimo tego, ja ją kochałem. Była nieprzewidywalna i pełna energii. Co dzień mnie zaskakiwała swoimi wyczynieniami. Teraz nie przypominała dawnej Samanthy, ale dla mnie i tak była najwspanialszą osobą w moim życiu. To ona mnie uszczęśliwiała i dzięki niej miałem ochotę wstać z tego pieprzonego łóżka i przywitać kolejny dzień, wiedząc, że znów ją ujrzę.
- Jutro porozmawiacie. A teraz prześpij się, bo wyglądasz okropnie.
Jakbym tego nie wiedział.
- Masz może coś...
- Na sen?- dokończył za mnie.- Tak. Idź się połóż, a ja zaraz przyniosę ci kolejny wywar- oznajmił kasztanowłosy, a ja posłusznie wróciłem do swojego pokoju.

***SAMANTHA***


               Stałam spoglądając na widok zza okna. Ciemność wszystko spowiła. Rozmyślałam nad tym wszystkim. Skoro byłam potworem, to jak to wszystko działało? Co ja potrafiłam? Kto o tym wiedział? I najważniejsze pytanie, dlaczego ja?
Co ja takiego zrobiłam, że zostałam tak pokarana? Kolejne pytania i brak jakichkolwiek odpowiedzi. Chciałam z kimś porozmawiać... Może nawet z Ezrą? Ale co miałabym mu powiedzieć? Hej, mój wewnętrzny demon mówi, że jestem jakąś nadprzyrodzoną istotą i chciałam się ciebie spytać, czy to prawda? Bo wiesz, jesteś moim narzeczonym, a przed utratą pamięci znałeś mnie, więc mógłbyś mi coś powiedzieć na ten temat.
                 Już wyobrażałam sobie jego wyraz twarzy. Bo przecież czemu sam mi tego nie powiedział? Czy ten chłopak z warsztatu mówił prawdę? Bali się mnie na tyle, żeby ukryć przede mną prawdę?
Pytania, pytania i brak odpowiedzi!
Musiałam komuś zaufać i to musiał być ktoś kogo oni nie znali tak, jak ja. Nie mógł być powiązany ze mną. Znaczy się, z żadnym nadprzyrodzonymi istotami... Czy mogłabym zaufać Davinie?
Tak.
Dlaczego jej ?
Bo ona tego chce. Normalność potrafi być przytłaczająca, a ona właśnie taka jest. Samotna i nudna. Potrzebuje rozrywki. Chce być jedną z nas. Chce być wyjątkowa.
Nie rozumiem...- zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć jego słowa.
Spójrz na jej książki- posłusznie wykonałam to polecenie. Byłam w jej starym pokoju, więc bez problemu mogłam się porozglądać.- Wszystkie są fantasy. Wampiry, wilkołaki, magowie. Ona chce oderwać się z tego świata. Chce chociaż przez chwilę, poczuć, że ta normalność nie istnieje. Wyobrazić sobie, że jest kimś wyjątkowym. Kimś takim jak my.
I to wszystko wiesz za pomocą jej książek?
Szczerze, to wiem to, gdyż potrafię wejść w jej umysł. Ty też, ale jeszcze tego nie potrafisz. Nauczę cię wszystkiego, tylko wpuść mnie do siebie.
Nie. Najpierw dowiem się nieco o tobie, a potem zdecyduję co zrobić. Powiedz mi, dlaczego akurat mam jej zaufać?
Bo, gdy jej powiesz czym jesteś i, że potrafisz zmienić i ją, to tak okaże ci swoją wdzięczność.
Co ja potrafię?!
Możesz ją zmienić. W demona, lub półdemona, czyli wilkołaka. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw mnie wpuść.
Nie! Teraz powiedz mi jak to otworzyć!- słyszałam jak demon głośno wzdycha. Sama bym to zrobiła. Przecież jak można gadać ze sobą?
Sama potrafisz to otworzyć. Użyj swojej mocy... Wiem, że potrafisz. Zrób to dla nas.
Rozkoszowałam się jego głosem. Zamknęłam oczy i pogrążyłam się we własnych myślach. Jak miałam to zrobić? Oparłam dłonie na marmurowym kamieniu. Pod dłońmi czułam jego zimno. Wiedziałam, że w końcu coś wymyślę. I tak też się stało. Jakby jakiś przebłysk rozjaśnił mój umysł. Pewna siebie, ruszyłam do torebki, z której wyciągnęłam pęczek klucz. Miałam do niego doczepiony brelok w kształcie małego noża. Usiadłam na kanapie, kładąc przed sobą szkatułkę. Jednym, płynnym ruchem rozcięłam skórę na dłoni, krzywiąc się przy tym. Otwartą dłoń położyłam na symbolu wyrytym w marmurze. Przez chwilę nic się nie działo. Nawet miałam wrażenie, że po prostu ześwirowałam... Jednak myliłam się. Symbol, w którym rynienki zapełnione były moją krwią, zaczął świecić, a wieczko od szkatułki przesunęło się w bok, dając dostęp do jego wnętrza. W środku gotowałam się ze strachu i obaw. Co ja mogłam tam znaleźć? Tylko w jeden sposób mogłam się tego dowiedzieć. Ściągnęłam płytę i zajrzałam do środka.
              Wyciągnęłam czarną książkę, przypominająca dziennik, jakiś pierścionek i sztylet. Otworzyłam notes, a z jego środka wyleciała fotografia. Ta sama, którą znalazłam w kopercie. Otworzyłam na pierwszej stronie i zamarłam. W rogu widniała data.

New Some, 1870r.
Samantha Ravel

To wszystko prawda. Byliśmy tam- odezwał się demon.
Przewróciłam kartkę i, urywkami, zaczęłam czytać jego zawartość.
...wielka, czarna marmurowa komnata rozprzestrzeniała się wśród tutejszych gór. Z nie wiadomo jakich przyczyn, postanowiłam się tam wybrać. Dziś ponownie byłam sama. W moją krótką podróż, postanowiła się udać konno. Wiem, że nie przystoi to damom, ale kto by mnie w środku nocy oglądał w lesie? Mój rumak z wielkim zapałem gnał przed siebie, jednak wiedziałam, że on przeczuwał coś, czego ja nie byłam zdolna wyczuć. Dotarłszy do groty, zapaliłam pochodnie i bez większego lęku weszłam w głąb ciemności. Czułam dziwną więź związaną z tym miejscem. Czy było to związane z moim wewnętrznym złem? Już od dłuższego czasu przeczuwałam to, ale jakimś dziwnym sposobem nie dopuszczałam tego do siebie.
U stóp nierównych schodów, znajdowało się wielkie pomieszczenie. Wszystko wyglądało pięknie i zarazem strasznie. Kilka razu zlustrowałam wzrokiem pomieszczenie. Niestety, nic w nim nie znalazłam. Gdy już postanowiłam wrócić, poczułam dziwne mrowienie w okolicach skroni. Chwilowy uścisk przerodził się w dreszcze, które rozprzestrzeniły się po całym ciele. Rzuciłam pochodnie, która momentalnie zgasła. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tym razem czarna skrzynia znajdowała się przede mną. Nie musiałam jej otwierać, aby wiedzieć co jest w środku. Bardziej zastanawiał mnie błękitny napisy rozprzestrzeniające się po całym pomieszczeniu. Język był mi w pewien sposób znany. Wiedziałam, że to język demonów, jednak znałam tylko kilka słów....
Nie wiem, dlaczego akurat to opisuję, ale tak nakazuje mi mój instynkt, który wie też, że to pierwsze oznaki ujawnienia się demona”.
Z dwóch wrogich siebie istot zrodzona. Na wieki naznaczona...”


***EZRA***


Obudziłem się oblany zimnym potem. Pomimo tego, że spałem, i to dość długo, to przez koszmary bardziej się męczyłem niż wysypiałem. Wziąłem szybki prysznic i zszedłem na dół, gdzie czekali już wszyscy.
- Co się dzieje?- zmartwiłem się.
- Znaleźliśmy kolejne ciało- odezwał się Chris. Pomimo tego, że teraz zawarliśmy jakąś „ugodę”, to i tak na jego widok, miałem ochotę poobijać mu tą twarz. - Młody mag. Jeszcze nie w pełni opanował swoje umiejętności.
- Co z nim zrobiliście?
- Zabrałem go do magazynu. Powoli brakuje w nim miejsca- pokręcił głową.- Musimy działać. Inaczej on po nas przyjdzie.
- Trafiliście na coś konkretnego?- nalałem sobie kawy do kubka i upiłem kilka łyków.
- Nie do końca. Mam pewne przeczucie, że możemy go znaleźć w tamtym lesie- wskazał palcem jakieś miejsce na mapie.- Jutro wieczorem odbywa się spotkanie pewnego stada i myślę, że będzie na nich polował. To stare wilki, a ich dusze są silne.
- To wielki las- zauważyłem z lekkim grymasem na twarzy.
- Tak. Podzielimy się na grupy, ale skoro wy nie znacie terenu, to wyślę wam namiary i wszystko uzgodnimy na miejscu- powiedział kierując się w stronę wyjścia.
- Co wy o tym myślicie?- zapytałem, gdy ten idiota opuścił nasz dom.
- Myślę, że może mieć rację. Musimy dowiedzieć się kto za tym stoi, a banda włóczących się w nocy wilkołaków może w tym pomóc- głos zabrał Natte.
- Dobra, więc wszystko jasne. Od dzisiaj naszym głównym zajęciem będzie odnalezienie tego mordercy. On zagraża nie tylko Sam, ale i też nam. Dusze nieśmiertelnych są o wiele potężniejsze niż te zwykłych półdemonów. Ale jej dusza jest jeszcze potężniejsza niż nasza. Wiem, że będzie na nią polował, więc musimy ją chronić. Mam nadzieję, że pamiętacie o przysiędze?- zapytałem mierząc każdego wzrokiem.                      Wszyscy skinęli na zgodę. - Świetnie. Więc zanim spotkamy się wieczorem, trochę powęszymy na mieście. Tonny i Natte- po wymówieniu ich imion, spojrzeli na mnie.- Pójdziecie odnowić stare kontakty. Słyszałem, że Daniell jest w mieście, więc przydałoby się z nim porozmawiać na temat tych morderstw. Tylko nic nie wspominajcie o naszym wypadzie, nie chcę aby z niego zrezygnowali- chłopaki bez słowa wyszli.- Patrick, do ciebie mam inną prośbę. Pojedziesz do tego magazynu i zbadasz jedno z ciał. Muszę wiedzieć, czy da się ich z tego wyciągnąć. One nie przypominają tej armii bezdusznych w Cerisie.
- Wiem- przytaknął.- Zostaniesz tu, w razie gdyby dziewczyny wróciły?
- Tak. Muszę w końcu porozmawiać z Sam... A i Patrick!- krzyknąłem, gdy chłopak już szedł w stronę wyjścia.- Jeśli ci na niej zależy, nie popełniaj tego samego błędu co ja. Powiedz jej prawdę. Ona to zrozumie i zaakceptuje- krzyknąłem, a on uśmiechnął się nim zniknął za drzwiami.

***SAMANTHA***

                     Ze łzami w oczach czytałam kolejne strony dziennika. Opisywał on wydarzenia z 1870r. Kilka tygodni mojego życia. Nie mogłam w to uwierzyć. Albo nie chciałam?
Dowiedziałam się, że miałam narzeczonego... który został zabity przez demony. Opisałam swoją zemstę i pierwszego poznanego przeze mnie Collinsa. Aaron był jego potomkiem, więc nasze drogi się zetknęły. Teraz mu się nie dziwiłam, że wtedy się mnie bał. Sama bym tak zareagowała. Demon potwierdzał każde zapisane słowo. Ostatnia strona mówiła o tym dlaczego zostawiłam tamte rzeczy. Właśnie w tym miejscu się poznaliśmy. Tak wszystko się rozpoczęło, jak i również zakończyło. Schowałam jego sztylet i pierścionek, którym mi się oświadczył. Nawet zdjęcie... Teraz dostrzegłam podobieństwo między mną i kobietą na fotografii. Przecież to była ta sama osoba. Czyli wszystko to prawda... Jestem potworem, a raczej we mnie jest potwór, który karmi się cierpieniem innych. Od lat, a może i nawet tysięcy, zabijam i rozkoszuję się śmiercią...
                Nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego i po prostu, rozpłakałam się. Pierwszy raz moje łzy przepełnione były smutkiem i goryczą. Nie chciałam tego. Teraz nawet nie dziwiłam się, dlaczego Ezra to wszystko ukrywał. W pamiętniku często znalazłam fragmenty, które mówiły o tym, jak bardzo pragnęłam śmierci, bądź zwykłego życia ludzkiego. On mi to dał. Dostałam swój wymarzony prezent.
- Wszystko w porządku?- usłyszałam przepełniony troską głos blondynki.
- Nie. Nic nie jest w porządku- wyznałam.- Moje poprzednie życie było do dupy, to też jest do dupy i zapewne też w przyszłości takie będzie- dziewczyna przytuliła mnie do siebie. Właśnie teraz tego potrzebowałam. Bliskość drugiej osoby mi pomagała, chociaż odczułam silną potrzebę spotkania z Ezrą...
- Powiedz, co się stało- wyszeptała głaszcząc mnie po plecach. Oderwałam się od niej i ręką wytarłam łzy cieknące po policzkach.
- Dav, wiem, że to co powiem zabrzmi dziwnie, ale chcę żebyś mnie wysłuchała do końca. Opowiem ci wszystko, ale pamiętaj, że to było kiedyś. Teraz jestem zupełnie inną osobą, więc nie jestem pewna, czy byłabym zdolna do tego, co kiedyś zrobiłam. Nie oceniaj mnie pochopnie...- spojrzałam na nią, a ona uściskała moją dłoń. Wiedziałam, że mogę jej zaufać, więc po głośnym wydechu, zaczęłam opowiadać jej całą historię.- Zacznijmy od tego. Wierzysz w nadprzyrodzone istoty?

***EZRA***

               Siedziałem tępo wpatrując się w swoje dłonie. Nie potrafiłem na niczym się skupić. Moje myśli wciąż wędrowały do Samanthy, która nie odbierała żadnych moich telefonów. Wciąż włączała się poczta... Nawet Davina nie odbierała... Powoli zaczynałem się coraz bardziej martwić, gdy drzwi wejściowe się otworzyły, a do domu wbiegła Nirra, wraz z Sam. Pierwsze co to udałem się do niej i ją przytuliłem. Była cała roztrzęsiona. Bardziej wtuliła się we mnie, a jej ciało lekko się trzęsło pod wpływem płaczu. Moja koszulka była coraz moksza, a ona nie zamierzała przestać. Potrzebowała tego, a ja potrzebowałem jej bliskości. Bez niej byłem niespokojny, wiecznie zdenerwowany i zagubiony.
- Już dobrze- wyszeptałem.- Jestem przy tobie...
- Dziękuje- odparła odrywając się ode mnie, Starłem kciukiem łzy z twarzy, a na ustach złożyłem delikatny pocałunek. Pod wpływem jej miękkich i ciepłych warg, robiłem się coraz mokszy. Pragnąłem jej. Ta tęsknota niezbyt dobrze na mnie wpływała, i na nią też.
- Musimy pogadać- posmutniałem.
- Wiem. Też mam ci tyle do powiedzenia, ale zrobimy to potem. Teraz trzeba nadrobić ten stracony czas- oznajmiła uśmiechając się do mnie. Nasze usta znów zetknęły się w namiętnym pocałunku. Podniosłem ją, a ona splotła nogi na mojej talii. Ruszyliśmy w stronę sypialni, gubiąc po drodze części garderoby.


***SAMANTHA***

                Otworzyłam powieki, a mój wzrok powędrował na ukochanego, leżącego tuż obok mnie. Słodkim wzrokiem przyglądał się mi. Posłałam mu uśmiech, a on przyciągnął mnie do siebie i czule pocałował. Brakowało mi jego. Tęskniłam za tym dotykiem i czułością, jaką mnie obdarowywał. Kochałam go, i pomimo tego, że mnie okłamał, wybaczyłam mu. Wiedziałam, że nie zrobił tego bez powodu. Chciał abym była szczęśliwa, więc spełnił moje pragnienia. Zostałam zwykłym człowiekiem, ale bajka się skończyła i trzeba było wracać do szarej rzeczywistości.
- Jak się spało?- wymruczał mi do ucha. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Spaliśmy może jakąś godzinę- stwierdziłam, patrząc na zewnątrz, gdzie jeszcze było widno.- Chyba czas już wstawać? Musimy jeszcze porozmawiać...- na twarzy chłopaka zawitał grymas.
- Pogadamy na dole, dobrze?- zapytał wstając.- Ubierz się, a ja zrobię nam coś do jedzenia- namiętnie pocałował mnie w usta i wyszedł, zbierając po drodze swoje ubrania. Zrobiłam to samo, więc już po chwili byłam na dole. Siedziałam na stołku, przy blacie i patrzyłam jak krząta się po kuchni, robiąc coś do jedzenia. Co chwilę odwracał się do mnie i uśmiechał, a ja jak głupia wpatrywałam się w niego. Nie założył koszulki, ale wiedziałam, że zrobił to specjalnie. W samych jeansach stał przed kuchenką energicznie mieszając coś na patelni. Patrzyłam się w jego umięśnione ciało. Tym razem zauważyłam coś jeszcze. Na nadgarstku miał tatuaż, czy też jakiś znak. Inny zawijas zdobył jego ramię, a jeszcze inny pierś. Ponoć ja też takie miałam, ale kto by wierzył demonowi, który mój mózg sobie wymyślił?
A no tak, ja. Wierzyłam w każde jego słowo. A on się nie mylił. Jakby rzeczywiście istniał. Gdy Ezra postawił talerz jajecznicy przede mną, ocknęłam się. Za dużo myślałam... W końcu on przecież za niedługo sam mi powie co się stało, i co jest we mnie.

               Gdy zjedliśmy, przenieśliśmy się na kanapę. On siedział na fotelu, a ja miałam deja vu. Po prostu, myślałam, że już kiedyś odbyliśmy taką rozmowę. Zawzięcie patrzył na swoje dłonie milcząc. Aż w końcu nie wytrzymałam.
- To może ja zacznę?- odezwała się, a on z lekkim zaskoczeniem spojrzał na mnie.- Czy ja jestem demonem?
- Nie do końca Sam. Tyle tego jest...- westchnął.- Zacznijmy od tego czym ja jestem. Otóż już pewnie wiesz, że takie stworzenia istnieją. Ja jestem podobny do nich. Jesteśmy Łowcami. Czyli półdemonami. Jednak istnieją też stworzenia takie jak wilkołaki, które też są półdemonami, jednak ich demon jest dzikszy od naszego. My jesteśmy bardziej ludzcy, ale też potrafimy się przemienić. Nasza przemiana jest nieco inna. Nie zmieniamy się w wilka, tylko w ten sposób ostrzegamy innych. Z naszego uzębienia wysuwają się kły, a oczy przybierają bursztynową barwę. Do tego mamy jeszcze pazury, ale mniejsza o to- zaskoczona słuchałam go. Łowcy? Wiedziałam, że istnieją demony, ale nie mieszanki...- Jeśli chodzi o ciebie... Owszem jesteś demonem, ale i też po części kimś jeszcze. Zrodzona z demona i anioła, stworzona do zagłady. Twój ojciec był aniołem, a matka demonem. Siedzi w tobie potwór, ale i też piękna istota, dlatego też ty nad nią panujesz. Nie pozwalasz jej się wydostać.
- To ona wtedy mnie porwała, prawda?- przerwałam.- Nie było żadnych porywaczy, tylko demon się obudził...- chłopak przytaknął.- A oni? Czy wszyscy nasi przyjaciele też są tacy?
- Nie. Chłopaki i twoja matka tak, ale Matt nie. Część gości na ślubie to byli łowcy, a reszta to wilkołaki.
- Więc czym jest Matt?- poczułam nieprzyjemne dreszcze na ciele.
- Jest Śmiercią. Kosiarzem, panem Życia i Śmierci. Nie wiem jak lepiej brzmi, ale mam nadzieje, że rozumiesz- wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Śmierć? On naprawdę istnieje?
Chociaż tak, teraz sobie przypominam, że na Cyprze prawie nazwali go Śmiercią...
- Wiem, że to trochę pomieszane- zaczął, widząc mój szok- ale nie masz się o co martwić. Ja jestem przy tobie i nie pozwolę aby stała ci się krzywda- ujął swoimi dłońmi moje, a ja czułam, że powoli odzyskuje nad sobą panowanie.
- Powiedz mi jeszcze, ile ja mam lat?- zapytałam ochrypłym głosem. Chłopak przetarł dłonią twarz i chwilę trwaliśmy w milczeniu.
- Za dwa tygodnie skończysz dziewięćset dwadzieścia lat...
Przez chwilę patrzyłam na niego, jak na idiotę. Jak mogłam mieć prawie tysiąc lat?! To niemożliwe... Chociaż mój pamiętnik wskazywał, że mam prawię dwieście lat, więc nie powinnam się dziwić... W sumie, nawet spokojnie to przyjęłam. Po tym jak mój demon się obudził, byłam gotowa na wszystko.
- A ty?- odparłam spokojnym głosem, który w takiej sytuacji, wydawałby się na zbyt dziwny.
- Tysiąc siedemdziesiąt.
- Jak to możliwe?- zdenerwowanie coraz bardziej rosło w moim ciele. Nie cierpiałam takich pytań. Co, jak, gdzie, kiedy...Denerwowało mnie to!
- Jesteśmy łowcami, a niektórzy z nas mają dar nieśmiertelności. Takie potężne demony jak ty, są też nieśmiertelne. Ten symbol,- wskazał na swoją pierś- właśnie oznacza ten dar. U ciebie symbole też się pojawią, ale musisz jeszcze poczekać.
Oszołomiona patrzyłam na niego. To wszystko wydawało się nieprawdopodobne, ale jednak prawdziwe.
Wierzyłam mu. Czułam, że mówi prawdę. Niby dlaczego miałam mu nie ufać? Okłamał mnie, ale to dla mojego dobra. Za to byłam wdzięczna, że mogłam mieć chociaż kilka miesięcy spokoju. Wiodłam beztroskie życie, przepełnione szczęściem. Jednak zostało mi jedno pytanie, na które musiałam dostać odpowiedź. Sam demon podpuścił mnie do tego. Ciekawość zżerała mnie od środka. Spojrzałam na Ezrę, który wyczekiwał jakieś odpowiedzi ode mnie. Wypuściłam głośno powietrze.
- Dobra, więc teraz zostało ostatnie pytanie- ręce znów zaczęły mi się trząść, a serce przyśpieszyło. Ścisnęłam palce w pięść i znów spojrzałam na chłopaka.- Co wydarzyło się w Cerisie?


***EZRA***

               Zostawiłem Sam pod opieką jej przyjaciółki i wilka. Wytłumaczyłem jej co się dzieje. Że muszę kogoś znaleźć, kto zagraża naszym życiom, a przede wszystkim jej. Nie dopytywała, za co byłem jej wdzięczny. Zrozumiała, że musiałem iść i nie mogła mi towarzyszyć. Sama zaproponowała, że zadzwoni po Davinę. Rozumiała mnie, co mnie zdziwiło. Te jej pytania, a także zmartwiło mnie to, że tyle wiedziała o swoim demonie. Nawet jakimś cudem dowiedziała się o Cerisie i Philipie. Jednak wszystko jej w skrócie wyjaśniłem, a jej reakcja mnie zdziwiła. Po prostu podeszła i mnie przytuliła.
                  Zrozumiała wszystko, i nawet była mi wdzięczna za to co zrobiłem. Wszystko w miarę wróciło do normy. Moje obawy zniknęły, a ja byłem szczęśliwy, że znowu byliśmy razem. Jednak nie dane nam było nacieszyć się tą chwilą. Dostałem wiadomość od Chrisa i musiałem w ciągu godziny, stawić się przed lasem. Nie zatrzymywała mnie, tylko pożegnała się, a ja obiecałem, że wrócę jak najszybciej.
Zaparkowałem przed lasem i wysiadłem, kierując się w stronę przybyłych półdemonów.
- Nie wiele się dowiedzieliśmy- wyznał brunet.- Daniell nie stracił żadnego ze swoich, jednak *** owszem. Już pięciu wilkołaków zniknęło, ale znalazł się świadek, który już nie żyje...- podrapał się po głowie.- Wiemy jednak, że to nie jest osoba z tego świata. Przypuszczamy, że coś wypełzło z Piekła.
- A co z ciałami?- zwróciłem się do kasztanowłosego.
- Też niewiele się dowiedziałem. Oni żyją we własnym więzieniu i myślę, że właśnie tak czerpie z nich moc.
Westchnąłem.
- Szykuje się coś wielkiego- powtórzyłem wcześniejsze słowa upadłego.- Coś co zagraża nam wszystkim, więc musimy to jak najszybciej powstrzymać- chłopaki skinęli głowami.
Podzieliliśmy się na trzy grupy. Chris chciał iść sam, a ja mu nie przeszkadzałem. Przynajmniej miałem pewność, że moi ludzie są bezpieczni razem. Przemienieni, ruszyliśmy w stronę ciemnej otchłani.

***SAMANTHA***

- To opowiadaj!- piskliwy głos blondynki omal nie rozwalił mi bębenków w uszach.
- Co mam mówić? Wytłumaczył mi wszystko, co już wiedziałam. Jedynie bardziej szczegółowo- opadłam na kanapę, trzymając w ręce kubek gorącej herbaty.
- Ale... czy...- speszyła się.
- Powiedział jak cię przemienić? Nie, ale mniej więcej wiem jak to zrobić. Tylko musiałabym zjednoczyć się z demonem, a z tym chciałabym jeszcze poczekać. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz...
- Tak- przytuliła mnie.- Po prostu nie mogę się tego doczekać. Zawsze pragnęłam być kimś więcej niż tylko człowiekiem.
No co ty nie powiesz...
Zamknij się!- warknęłam w myślach.
- Wiesz, że jedynie mogłabym cię zmienić w łowcę?- skłamałam. Nie chciałam aby i ona stała się potworem, tylko żeby pomogła nam walczyć z tymi bestiami.
- Wiem, i nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo tego pragnę- zachichotała.
- Cierpliwości. Za niedługo staniesz się jedną z nas, więc nie martw się. Jeszcze muszę załatwić jedną sprawę- wstałam wyswobadzając się z jej uścisku.
- Gdzie idziesz?- zaniepokoiła się dziewczyna.- Ezra kazał nam zostać w domu.
- Zadzwonię tylko do Patricka i mu powiem, że zostawił telefon- pomachałam jego komórką i odblokowałam. Na wyświetlaczu ukazała się wiadomość o jakimś spotkaniu. Nie wiele myśląc, rzuciłam się do wyjścia, krzycząc po drodze do Dav, że ma tu zostać. Nirra oczywiście pobiegła za mną. Pomimo tego, że dowiedziałam się, że jest półdemonem, to i tak mi to nie przeszkadzało. Ona mnie chroniła, a ja ją kochałam. Wsiadłam do swojego auta i z piskiem opon, odjechałam z podjazdu.


            Zatrzymałam się przed jakimś lasem. Nie wiem co mnie wtedy napadło, ale po prostu poczułam, że muszę tam jechać. Że może stać się coś złego jeśli mnie tam nie będzie. Wokół leśnego parkingu, nie było żadnych lampek, więc w ciemności ruszyłyśmy w stronę drzew. Demon nauczył mnie przemiany, więc moje oczy znów przybrały bursztynową barwę, przez co mogłam widzieć w ciemności. Oczywiście nie wszystko, bo mój wzrok nadal nie był do tego przyzwyczajony, ale wystarczyło aby odróżnić drzewo od człowieka. Lub demona.
               Szłam po cichu za Nirrą, która wyczuła jakiś zapach. Teraz wiedziałam, że ona jest ze mną, aby mnie chronić, a ja jej na to pozwalałam.
Nagle wilk znieruchomiał, wpatrując się przed siebie. Zrobiłam to samo, jednak miałam małe problemy z dostrzeżeniem tego, co ona widziała. Zwierzę przybliżyło się do mnie. Skupiłam swój wzrok na ciemnej plamie, która zaczęła się poruszać. Zimny wiatr muskał mój kark, na którym czułam zimne dreszcze. Zamrugałam kilka razy i w końcu pojawił się obraz.
                     Czarna postać klęczała nad jakimś ciałem. Widok od razu skojarzył mi się z moim wypadkiem sprzed kilku tygodni. Jego ręka była wyprostowana i uniesiona kilka centymetrów nad ciałem. Czułam dziwną energię wydobywającą się od niego. Była mi znana, a zarazem obca. Wokół jego palców zacząła się wić biało- niebieska smuga, która znikała pod czarnym płaszczem. Może i miał ludzką dłoń, ale to na pewno nie był człowiek. Przypominał mi mojego demona, który potrzebował ludzkie dusze, aby się wzmocnić. Ten potwór łudząco przypominał mnie. Jednak ja tego nie chciałam, a on, pomimo że nie widziałam jego twarzy, to miałam przeczucie, że to wszystko mu się podoba.
Zakryłam dłońmi usta, gdy ciało mężczyzny wygięło się w łuk, przy którym kilka kości pękło. Nie chciałam, aby to coś też mnie zaatakowało. Chociaż było już za późno. Stwór odwrócił głowę w moją stronę, ukazując ciemność w kapturze, a ja jak zwykle... uciekłam.
                     Wystraszona, biegłam przed siebie, jedynie spoglądając co chwilę, czy Nirra jest za mną. Nie interesowało mnie to, że to coś mnie goni, ale bardziej czy mój wilk będzie bezpieczny. Zdyszana, wybiegłam na polną drogę. Rozejrzałam się wokół. Wszędzie widniała ciemność. Zgubiłam się. Cholera jasna! Złapałam się za głowę, próbując jakoś to wszystko ogarnąć.
Uspokój się. Panika na nic ci się nie przyda.
Jak mam być spokojna, jak to coś mnie goni?!
Obejrzyj się...
Odwróciłam się i ujrzałam dwa świecące oczka, zbliżające się do mnie. To było auto! Dziękowałam, że nie muszę błądzić po nocach w tym obrzydliwym lesie. Pojazd szybko zbliżył się do mnie. Usłyszałam trzask pękających gałęzi. Wiedziałam, że to coś tam jest i zaraz mnie dorwie.

- Wsiadaj!- krzyknął mężczyzna z samochodu. Nie wiele myśląc, wraz z Nirrą weszłam do niego. Gdy trzasnęłam drzwiami, dopiero uświadomiłam sobie, że ja znam ten głos.  



Szczerze, to zapomniałam, że dzisiaj jest piątek :D 
No nic, mam nadzieję, że rozdział się podobał :*
Pozdrawiam 
Seo

piątek, 11 kwietnia 2014

Księga II: Rozdział VII


Martwe dusze i opętane ciała. Nienasycone, wciąż łaknące krwi”.


   Zabijesz kogoś. I to już niedługo...
Te słowa co dzień mnie budziły. Słyszałam odbijające się echo w mojej głowie. To coś twierdziło, że potrafiłabym kogoś zabić... Może i bym mogła? Przecież nie znałam swojej poprzedniej wersji. Nie wiedziałam co się stało. Czy byłam zdolna aby zabić? Nie wiedziałam tego, chociaż sama twierdziłam, że nie byłabym zdolna do skrzywdzenia innego człowieka, to ona dała mi wiele do myślenia. Wypuściłam głośno powietrze. Co ma być to będzie, ale na pewno nikogo nie zabije! Zeszłam na dół i w kuchni ujrzałam rozbawionego Natte. Tak, jego mogłabym zabić. A przynajmniej za to co mi zrobił...
- Z czego rżysz?- rzuciłam na dzień dobry.
- Oj, dalej się będziesz o to dąsać? Mała, przecież przeprosiłem- przewrócił teatralnie oczami.
- To nie znaczy, że ci wybaczyłam. I w najbliższym czasie nie licz na to.
- To tylko auto! Kupisz sobie nowe!
- To nie było zwykłe auto- warknęłam.- To moje Camaro... A teraz leży sobie rozłożone w jakimś warsztacie.
- No i naprawią go- pocieszył mnie.- Jeszcze zobaczysz.
- Czasem mam ochotę po prostu cię zabić- stwierdziłam.- I uwierz mi, za niedługo to zrobię- zagroziłam, a ten tylko się zaśmiał.
- I kto wtedy będzie cię denerwować?- drażnił się ze mną.
- Tonny nadaje się do tego.
- Daj mu spokój. Widzisz w jakim jest dole?- wykrzywił usta.
- Ja też jestem- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Jak ty byś zareagował, gdybym rozbiła twój motocykl?
- To co innego.
- Nieprawda! A teraz przez ciebie nie mam jak dostać się do Lukasa...
- Uuuu... Lukas? To nasz blondynek ci się znudził?- opadł wesoły na kanapę.
- To weterynarz. Dzwonił, że obroża jest już gotowa.
- No to weź auto Ezry.
- Przecież on go wziął... Patrick też pojechał swoim, a ja nie potrafię jeździć autem Tonny'ego.
- Więc weź mój motor- powiedział, włączając telewizor.
- O Boże... Jak ja mam wziąć psa ze sobą?
- A po co masz brać tego kundla?- chłopak spojrzał na Nirrę, która właśnie zaczęła na niego warczeć.
- Musi przyjąć jeszcze jeden zastrzyk- podniosłam zwierzę.
- Przywieź zastrzyk ze sobą. Patrick jest przecież lekarzem, więc będzie mógł go wykonać.
- Lekarz a weterynarz to różnica idioto! Zresztą nie ufam mu w tej kwestii. Według mnie nie nadaje się na lekarza.
- To zamów sobie taksówkę, nie wiem...- wzruszył ramionami.
- Eh... z racji, że skasowałeś moje auto, zapłacisz za nią!- pogroziłam palcem.
- Niech ci będzie, ale przestań marudzić- odparł znudzony.
Po dwudziestu minutach, na podjazd wjechało czarne auto z żółtym napisem „taxi” na dachu. Wzięłam suczkę pod ramię i wsiadłam do auta.
- Hej- przywitał mnie ***, gdy weszłam do zoologicznego
- Cześć. To jak z tą obrożą?
- Jest na zapleczu. W sumie możesz już tam iść i położyć ją na stole. Ja zaraz przyjdę tylko obsłużę tamtych gości- wskazał na dwóch mężczyzn, którzy bacznie przyglądali się pająkowi w terrarium. Nie chcąc zobaczyć tego włochatego wielkoluda, posłusznie weszłam na zaplecze. Nirra grzecznie siedziała na metalowym stole, a ja opadłam na skórzany taboret, który stał przed blatem. 
     Po chwili dołączył do nas Lukas z pakunkiem w ręce. Podczas, gdy on podawał psu ostatni zastrzyk, ja otworzyłam paczkę. Znajdowała się w niej zamówiona obroża. Biały, skórzany pasek, do którego doczepiono metalowy emblemat z wyrytym imieniem psa, a także moim numerem telefonu. Zamówiłam ją w dwóch rozmiarach na wypadek, gdyby pies przerósł poprzednią. Założyłam Nirrze nową ozdobę, i postanowiłam przyjąć prośbę chłopaka, i zostać jeszcze trochę. Nie miałam ochoty wracać do domu, w którym był Natte. Wkurzyłam się na niego. Chciałam dobrze, przeprosiłam za tą akcje na Cyprze i nawet pożyczyła mu swoje ukochane autko. A on co zrobił?! „Wybacz. Nie zauważyłem tego drzewa. Zdarza się”. Gdy to usłyszałam, myślałam, że go po prostu zabiję. Uduszę gołymi rękami. Bo przecież drzewa czasami wstają sobie i udają się na przechadzki. Idiota pijany prowadził moje autko, więc nic dziwnego, że się rozbił. Na szczęście jemu nic się nie stało.
     Z Lukasem przyjemnie mi się rozmawiało. Chociaż co chwilę znikał, słysząc dzwoniący dzwonek przy wejściu do sklepu, to nie narzekałam.
- Wybacz, ale ten klient jest nieco podirytowany- powiedział wchodząc na zaplecze.-Chyba będę musiał z nim się trochę pomęczyć- posmutniał.- No, ale cóż... pan Mięśniak nie da mi spokoju...
- Nie martw się- pocieszyłam go.- Kiedy indziej dokończymy naszą rozmowę- ruszyłam w stronę wyjścia.
- Wpadniesz tu jeszcze?- uśmiechnął się.
- Jasne- odparłam.
Wychodząc z zaplecza, wybuchłam śmiechem na widok mężczyzny. Miał skrzyżowane ręce, a na twarzy zawitał lekki grymas. Jego blond włosy były nieco zmierzwione. Stał opierając się o blat.
- Co tu robisz?- zapytałam podchodząc do niego. Ten wbił się wargami w moje usta, namiętnie mnie całując.
- Natte dzwonił, że jesteś na mieście, więc pomyślałem, że cię odbiorę- powiedział odrywając się ode mnie.
- I nie ma to żadnego związku z tym, że powiedziałam jemu o moim spotkaniu u weterynarza?- usłyszała cichy śmiech Lukasa.
- On inaczej to sformułował...
- Przepraszam- zwróciłam się do chłopaka stojącego za mną.- Lukas, to jest Ezra, mój narzeczony. Ezra poznaj Lukasa, przyszłego weterynarza- mężczyźni podali sobie dłoń, choć widać było, że mój blondyn najchętniej obiłby mu tą buźkę. Wyglądał tak słodko kiedy się złościł...albo gdy był zazdrosny.
- Skoro już tu jesteśmy, może wstąpimy do jubilera?- zapytał.
- Po co?- zmarszczyłam brwi.
- Wybrać obrączki- znów nasze usta się złączyły.
- To chodź- splotłam nasze palce ze sobą.- Pa Lukas!- krzyknęłam wychodząc.- Do zobaczenia!

        W sklepie przejrzeliśmy kilka par pierścionków, jednak nie mogłam znaleźć odpowiedniego dla nas. Zresztą, Ezra też nie wyglądał na zadowolonego z proponowanych przez sprzedawcę obrączek. Spędziliśmy trochę czasu, chodząc po mieście, jednak po paru godzinach musieliśmy wracać do domu, gdyż Nirra była już zmęczona. Blondyn i tak musiał za niedługo jechać. Miał do załatwienia jeszcze jakieś sprawy, nawet mi o nich wspominał, ale nie miałam ochoty go słuchać. Nie interesowałam się jego biznesowymi spotkaniami. Nawet dobrze nie wszedł do domu, gdy dzwonek jego telefonu rozbrzmiał w kieszeni. Pożegnał się przepraszając i odjechał. Od razu udałam się do swojego pokoju i zmęczona opadłam na łóżko. Spędziłam trochę czasu z Nirrą. W końcu była jeszcze szczeniakiem, więc należało jej się dużo uwagi. Mała drażniła się ze mną, próbując wyrwać wybraną przeze mnie zabawkę. Śmiesznie to wyglądało, gdy tak się siłowała.      
        Usłyszałam jakiś huk i zeszłam na dół. Stojąc na schodach, zauważyłam pijanego Natte. Co weekend wychodził na imprezy. Nie miałam nic przeciwko temu. Był młody i korzystał z życia, ale na litość boską... Niech się ubierze! Wszedł w samych bokserkach, podśpiewując głośno jakąś piosenkę. W jednej dłoni trzymał klatkę... z papugą? Drugą obejmował jakąś dziewczynę. Również pijaną... Eh... Wróciłam do siebie, chcąc kontynuować zabawę ze zwierzakiem. Wciąż słysząc jego podśpiewywanie, zeszłam wkurzona na dół. Wszędzie walały się śmieci. Puste butelki po piwie, wskazywały drogę do pokoju bruneta. Zaklęłam, słysząc różne dźwięki wydobywające się zza drzwi. Ruszyłam do kuchni, zbierając po drodze śmieci. Przed blatem kilka taboretów było przewróconych. Chipsy i inne przekąski walały się po nim. Otworzyłam szafę, chcąc wyciągnąć z niej miotłę, i pisnęłam. Wyleciała z niej...papuga. Ptak pofrunął w głąb mieszkania. No pięknie Natte... Zmiotłam wszystkie okruchy i, po sprzątnięciu tego bajzlu, opadłam zmęczona na kanapę. Nie wiedziałam jak Amanda to robi, że w jeden dzień potrafi posprzątać cały ten cholernie wielki dom... Teraz będę musiała ją w tym wyręczać. Chociaż perspektywa zatrudnienia pomocy domowej, nie wydawała się aż taka zła. Już wcześniej chłopaki chcieli kogoś wziąć. Mieliśmy jeszcze kilka wolnych pokoi na górze, więc dziewczyna mogłaby z nami zamieszkać. Gotowałaby, sprzątała i prała ich obrzydliwie śmierdzące ciuchy. Wzdrygnęłam przypominając sobie smród w pralni.
Sięgnęłam po telefon, który zaczął brzęczeć na stole.
- Słucham?
- Pani Samantha Ravel?- odezwał się doniosły, męski głos.
- Tak...
- Dzwonię z warsztatu Munster Garage, chciałbym prosić panią o odebranie samochodu.
- Świetnie!- odparłam uradowana.- Kiedy będę mogła po niego przyjechać?
- Może pani nawet teraz...
- Więc widzimy się za pół godziny- rozłączyłam się, nie zważając na dalsze jego słowa. Pobiegłam na górę i wyciągnęłam płaszcz z szafy. Na dworze było już ciemno i robiło się coraz zimniej. Przerzuciłam przez ramię torbę i zeszłam na dół, czekając na taksówkę. Nirra pobiegła za mną strasznie skamlając.
- Zaraz wrócę- pogłaskałam ją za uchem.- Jadę tylko po samochodów i za niedługo się zobaczymy- suczka zaczęła szczekać, nie chcąc mnie wypuścić. Zmuszona byłam do zamknięcia jej w pokoju. Pobiegłam jeszcze do kuchni, zostawiając kartkę temu bucowi, że gdyby znudziło mu się „zabawianie” tych pustych lalek, i stęskni się za mną, ja będę w drodze do warsztatu po moje autko, które ON skasował. Dla własnej satysfakcji, podkreśliłam ostatnie słowa.
       Przyczepiłam kartkę magnesem do lodówki, aby nie umknęło jego wzrokowi i wyszłam z domu.
Droga do warsztatu, ciągnęła się w nieskończoność. Na dworze zrobiło się ciemno, a ja miałam coraz gorsze przeczucia. Nie chodziło o tego taksówkarza, który zachowywał się dziwnie. Męczyło mnie coś innego. Zaparkował przed wielkim budynkiem, gdzie świecił neonowy napis Munster Garage. Udałam się do tylnego wyjścia, którym wcześniej nieraz wpadałam, sprawdzając poczynania mechaników. Wielkie, metalowe drzwi były otwarte, dając mi dostęp do mojego Camaro. Zrobiło mi się cieplej na sercu, widząc go w jednym kawałku. Weszłam do środka, a następnie błądziłam dłonią po zimnej ścianie, aby znaleźć włącznik.
- Halo?!- zawołałam.- Jest tu kto?- w ciemności rozglądałam się za mechanikiem, który do mnie dzwonił. Nikogo nie było, a włącznika nadal nie mogłam znaleźć. Wchodząc w głąb, usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Szybko odwróciłam się i zauważyłam, że metalowe wrota, którymi dostałam się do środka, są zamknięte. Do mojego ciała napływało coraz więcej strachu. Przywaliłam biodrem w szafkę z narzędziami, wydając z siebie cichy jęk. Zasłoniłam dłonią usta, słysząc czyjeś kroki. Nie byłam sama. Ktoś krył się w ciemności i na mnie polował. Ostrożnie i po cichy chwyciłam ręką jakiś ostry przedmiot, chowając go do kieszeni.
- Saaamantho!- usłyszałam ponownie głos mężczyzny, który wcześniej dzwonił do mnie. Teraz wiedziałam, że to pułapka.- Wiem, że tam jesteś!- wołał rozbawiony.- Taka samotna! Bezbronna! Czas, abym to ja zemścił się na tobie!
Łzy spływały mi po policzkach. Bałam się. Tak cholernie się bałam, że może mnie skrzywdzić, a przecież nikt nie wie gdzie ja jestem. Oprócz Natta, który pewnie nawet nie zauważył wiadomości.
- Tu jesteś!- krzyknął, materializując się przede mną. Zaczęłam krzyczeć, próbując wydostać się z jego uścisku. Jednak to było na nic. Mężczyzna przywarł mnie do ściany, jedną rękę zaciskając na mojej szyi. Wiedziałam że zginę.
Powoli brakowało mi powietrza, przez co on był coraz bardziej rozbawiony.
- I co teraz? Już nie jesteś taka silna? Tak mi przykro z powodu twojej pamięci- kolejny śmiech nieznajomego. Jego dłoń coraz mocniej ściskała się na moim gardle.- Wiesz, że oni cię okłamują?- wolną ręką pogłaskał mnie po policzku. Poczułam kolejne nieprzyjemnie dreszcze.- Boją się ciebie i tego co możesz im zrobić. Nie mają odwagi na zabicie cię, bo obawiają się twojego demona...
Demon. Co on mógł o nim wiedzieć? Ja musiałam go już wcześniej poznać... I jak się zdążyłam domyśleć, nasze spotkanie nie należało do tych najprzyjemniejszych.
- Nawet nie powiedzieli ci kim tak naprawdę jesteś- zaśmiał się.- Wielka i potężna Samantha, zginie przez to, że kochaś zbyt mocno pragnął ją ochronić. Chciał dać jej życie, którego tak bardzo pragnęła. Żałosne nie?

***

Samantha chwyciła dłoń napastnika. W mocnym uścisku, usłyszała jego pękające kości.
- Głupcze- odezwała się.- Myślisz, że zostawiłbym ją taką bezbronną?
- Ja...ja nie wiedziałem. Proszę...- skamlał żałośnie błagając o życie.
- A czy ty byś jej darował? Chciałeś nas zabić. Myślisz, że ja ci to odpuszczę?
- Nie chciałem zabić... tylko nastraszyć. On zapłacił mi za to. Chciał, aby ona się dowiedziała prawdy- opadł na kolana.- Proszę... daruj mi życie...
- Kto ci zapłacił?!
- Nie wiem. Miał kaptur. Zapłacił dosyć sporą sumkę, abym powiedział jej o tobie.
Demon zacisnął dłoń na gardle mężczyzny, podnosząc go jedną ręką.
- Myślisz, że ci w to uwierzę? Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz- stwierdził z kaprysem. Z płaszcza wyciągnął śrubokręt, którym przebił płuco napastnika. Mężczyzna cicho jęcząc, próbował złapać oddech. Niestety, nie udawało mu się to. Demon rzucił jego ciałem w głąb warsztatu, przewracając kolejne półki z narzędziami. Z kieszeni wyciągnął telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Samanthy z Ezrą. Jej ukochany próbował się do niej dodzwonić. Już kilkakrotnie odrzucił jego połączenie. Demon wiedział, że zbliża się do warsztatu. Podszedł do umierającego mężczyzny. Powoli wykrwawiał się, ale był jeszcze przytomny. Chwycił go pod brodę, kierując twarz na siebie.
- Pozdrów ode mnie tatusia- wbił kolejne narzędzie w jego ciało. Wstał, udając się w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszedł z warsztatu, ujrzał jadące z dużą szybkością auto. Samochód zaparkował niedaleko niego.
On zrobił już swoje. Dziewczyna była bezpieczna, więc mógł znów wrócić do swojego cienia.

***

      Opadłam na ziemię, mocno uderzając kolanami o kamyki. W słabym świetle neonowym, widziałam krew na moich dłoniach. Wiedziałam skąd ona się wzięła. Ja tam byłam. To ja to zrobiłam
Jestem demonem.
Moje ciało zaczęło drgać pod wpływem płaczu. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Wiedziałam kto to był. Nie musiałam nawet na niego spoglądać w tym momencie, aby wiedzieć, że właśnie on się o mnie troszczy i z wielkim bólem i poczuciem winy, patrzy na mnie. Czułam dziwną energię wydobywającą się z jego ciała. Coraz bardziej byłam przerażona.
- Już dobrze- wyszeptał, mocniej tuląc mnie do siebie. Gdyby nie on, leżałabym właśnie na ziemi, gdyż nogi odmawiały mi posłuszeństwa.- Co się stało?
- Ja...- zająknęłam się, znów przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku chwil.- Ja go zabiłam- wyszeptałam oblewając się kolejną falą łez.

***



     Zimne powietrze ocierało się po mojej twarzy, nadając policzkom różowego odcieniu. Stałam przed otwartym oknem, delektując się tym bólem. Skóra na dłoniach zmieniła się z bladej na czerwoną. Palce zastane w bezruchu, zaczynały powoli dawać o sobie znaki. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Może jeszcze kiedyś dane mi będzie zachwycić się tym widokiem? W tym momencie nie potrafiłam tego zrobić. Każda moja myśl skierowana była do tego nieszczęsnego wieczoru. Odebrałam w nieludzki sposób komuś życie. Zabiłam niewinną osobę.

On chciał nas zabić. Nie był niewinny- wyszeptał demon.
      Odkąd ujawnił się i przejął na chwilę kontrolę nad moim ciałem, bez przerwy się do mnie odzywał. Tylko ja go słyszałam. Jego przerażający i zimny głos rozchodził się po mojej głowie.
Moja podświadomość miała rację. Jestem potworem. Wcześniej też zapewne nim byłam.

Od tygodni miałam tą scenę przed oczami. Ciemność, która gościła w moim ciele, chęć zabicia i oddzielenia duszy od ciała, była tak wielka, że zmieniła się w potężny głód, który niestety musi być zaspokojony- śmiercią. Pragnienie jego duszy było straszne, a zarazem przyjemne. Strach pozwolił mu na przejecie inicjatywy. Opętał mnie demon. To on był zabójcą, nie ja.
Nie mów ze ci się nie podobało.
Nie jestem zabójca- powtarzałam w myślach.
Ty nie, ja tak.
Odejdź ode mnie! Zostaw mnie w spokoju!
     Zalewając się łzami, ruszyłam do łazienki, jednak nie potrafiłam spojrzeć na siebie w lustrze. Zamiast Samanthy, tej nowej, którą usilnie próbowałam ukształtować, widziałam potwora. Moje oczy zmieniały swoją barwę z czarnych na bursztynową, co mnie w ogóle już nie dziwiło. Nie potrafiłam odróżnić fikcji od rzeczywistości. Nie wiedziałam czy to prawda, ale jedyne czego byłam pewna to to, że jestem potworem. Bestią czyhającą na to aby zadać komuś ostateczny cios.
Wiem, że tego chcesz- odezwał się cichy głos w mojej głowie. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer.


*** EZRA***


      Siedziałem tępo wpatrując się w żar w kominku. Drewno pękało pod wpływem ciepła ognia. Siedziałem i czekałem. Nie mogłem nic zrobić. Ona nie chciała mojej pomocy. Zamknęła się w sobie i odtrąciła wszystkich od siebie. Nawet mnie. Cierpiała w samotności, nie pozwalając do siebie dotrzeć. Od tygodni nie wychodziła z pokoju. Nie widziałem jej już kilka dni. Nikt nie mógł dostać się do jej pokoju, gdyż Nirra pilnowała wejścia i atakowała wszystkich, oprócz mnie. Jednak Sam nie chciała ze mną rozmawiać. Nie chciała mnie nawet widzieć. Bolało mnie to.
- Trzeba jej powiedzieć- ciszę przerwał brunet.
- Nie. Widzisz co się z nią teraz dzieje? Chcesz żeby do końca się załamała?- nie ukrywałem złości, wypowiadając te słowa.
- Nie powiedzieliśmy jej i jak skończyła?- głos zabrał Tonny. - Słuchaj, ona wie co się tam stało. Wie, że ktoś nią kierował do tego. Sam mi powiedziałeś, że demon ją opętał. Mówiłeś, że widziałeś jego spojrzenie. Jak myślisz? Co ona może teraz czuć, skoro nawet nie wie co się dzieje?
Ciemnowłosy od kilku dni dawał mi jasno do zrozumienia, że to wszystko nie wydarzyłoby się, gdybyśmy jej powiedzieli. Jako jedyny był przeciwny temu, aby trzymać ją w niewiedzy. Ale teraz zrozumiałem swój błąd. Powinna wiedzieć, i zamierzałem wyznać jej prawdę. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę jej pokoju. Nie obchodziło mnie czy będzie chciała ze mną rozmawiać, czy też nie. Musiała to usłyszeć i koniec. Zacząłem wchodzić po schodach, gdy zatrzymałem się w połowie drogi i ze zdziwieniem spojrzałem przed siebie.
- Sam? A...ale ty przecież...- bezradnie gestykulowałem rękami- nie chciałaś wyjść.
- Jak widać wyszłam- usłyszałem jej chłodny ton.- Nie mogę tam wiecznie siedzieć.
Nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Moja dawna Sam powracała.
- Jak się czujesz?
- A jak mogę się czuć? Odebrałam niewinnej osobie życie. Nawet policja się tym nie zainteresowała. Morderca jest na wolności i nikt się tym nie przejmuje!
- Nie jesteś mordercą- zaprzeczyłem.- Mówiłem ci, że on przeżył. Zamknęli go w wię...
- Proszę cię...- przerwała mi- chociaż tym razem nie kłam.
- Sam, ale...

- Pogadamy wieczorem, jak wrócę- powiedziała szorstko.
- Gdzie idziesz?- zmartwiłem się.

- Idę spotkać się z Daviną. Sam przecież powiedziałeś, że nie jestem mordercą. Nie jestem demonem, więc dlaczego mam się tak czuć? Lub zachowywać? Idę się spotkać z przyjaciółką, a ty tu zostajesz. Jak zauważyłeś, nie potrzebuje niańki. 
    Trzasnęła drzwiami i wyszła w towarzystwie Nirry. Pies nie odstępował jej nawet na krok, za co byłem wdzięczny. Wiedziałem przynajmniej, że przy niej będzie bezpieczna.


***SAMANTHA***


- To gdzie jedziemy?- zapytała wesoła blondynka, która nawet nie wiedziała, że siedzi z bezlitosnym mordercą w jednym samochodzie. Z niewiadomych przyczyn zabijałam. Nie chciało mi się wierzyć, że robiłam to tylko dlatego, że byłam zagrożona. Jednak zauważyłam, że w moim ciele powstała jeszcze jedna osoba. Stworzyłam demona, którego nazywałam swoją ciemną, morderczą stronę. To tak jakby dwie osobowości gościły we mnie. Z pozoru zwykła dziewczyna, wewnątrz potwór. Potrzebowałam psychiatry. A najlepiej byłoby, gdyby zamknęli mnie w psychiatryku...

- Castle Hill- posłałam jej delikatny uśmiech. Davina nie wiedziała o tym co zaszło. Moje zwolnienie przyjęła w dość łagodny sposób. Sama wiedziała, że długo nie popracuję, gdyż nie ma takiej potrzeby. Nie potrzebowałam pieniędzy. Matka miała ich całe mnóstwo, chociaż nie chciałam z nich korzystać.
Już niedługo się spotkamy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie mogłam doczekać się tego. Chciałam go spotkać. Pozwolić znów przejąć nad sobą kontrolę. Poczuć tą przyjemność śmierci. 



W końcu upragniony weekend! Po takim tygodniu tylko o tym marze.... A jeszcze zostało mi zakończenie projektu i biologia :c Szczerze mówiąc, to im bliżej wakacji, tym gorzej ( jeśli chodzi o naukę). A tak wgl, to ostatnio liczyłam dni do wakacji i ( u mnie) zostało 45 :D nie licząc weekendów :*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam
Seo