piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział XV

Chyba pierwszy raz spodobał mi się mój rozdział :D Dwa tygodnie męczyłam się przez brak weny, aż w końcu o 2 w nocy coś zaiskrzyło xd Pierwsze 7 stron jakoś szybko poszło, a potem przez godzinę wpatrywałam się w cztery zapisane słowa. Ale na koniec jakoś się w tym uwinęłam i jestem dumna ze swojego dzieła :D Komentujcie, tylko zbytnio nie krytykujcie xd Dajcie się trochę nacieszyć tym rozdziałem :*
Dzisiaj zaczynają się wakacje. Nareszcie! Ten ostatni miesiąc był zbyt ciężki... Ale życzę Wam udanych wakacji i wieeeeele zabawy! Miłych chwil spędzonych wśród przyjaciół i, żeby pogoda Wam dopisała!!! Mam nadzieję, że porządnie uczcicie rozpoczęcie tych upragnionych, przede wszystkim przeze mnie, wolnych dni!!!
Miłej zabawy <3
Seo 






PATRICK


          Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na powrót Ezry. Minęło już zbyt dużo czasu. Wiedziałem, że nie wróżyło to nic dobrego. Chyba, że Sam jednak z nim wróci, to mogło tłumaczyć jego nieobecność.
Objąłem ramieniem dziewczynę, która wtuliła się w moje ciało. Za każdym razem gdy ją dotykałem, przeszywał mnie prąd. Dziwny, ale przyjemny. Jej ciało wciąż się zmieniało. A raczej DNA, które w połączeniu z krwią Samanthy, tworzyły wybuchową mieszankę. Zastanawiałem się, czy Ezra też to czuł, gdy byli razem. W końcu obydwoje byliśmy demonami niższej rangi, a dziewczyny... no cóż... Pierwszy raz od bardzo dawna, nie wiedziałem co to może oznaczać. Czy to rzeczywiście ma coś wspólnego z obcą krwią w jej organizmie? A może to po prostu zwykły zbieg okoliczności?
Ta... wiem. Już powoli bredzę.
- Znam to pismo- odezwała się dziewczyna, wyrywając mnie z własnej zadumy. Przewróciłem kolejną kartkę, lustrując jej zawartość.
- Nie wiedziałem, że znasz łacinę- mruknąłem wyraźnie zszokowany. Łacina była martwym, pisanym językiem. Rzadko spotykanym w Północnej Irlandii. Szczególnie stara łacina.
- Bo nie znam- odparła.- Widziałam kilka symboli- wyjaśniła, spoglądając na kolejne kartki z moimi notatkami. Łaciński był akurat moim ulubionym językiem. Nie chodziło już o to, że wszystko w nim brzmiało mądrze. Wydawał się być językiem stworzonym specjalnie dla mnie. Każdy wyraz, litera, wszystko było idealne. Moje notatki spisywałem w tym języku. Przynajmniej nikt nie czytał tych zapisków. Chłopaki, oczywiście, także znali ten język. W Cerisie był on powszechnie znany i tępiono tych, którzy się nim nie posługiwali. Na Ziemi było inaczej. Mogłem robić co chciałem. Byłem w końcu wolny. No, może po części...
- Gdzie je widziałaś?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami, przytulając się do mnie jeszcze bardziej.- Wydawałoby się, że mi się przyśniły.
- Ciekawe- wyszeptałem. Kolejna zagadka? Czy może wskazówka?- Co konkretnie widziałaś?
- To było dziwne- oderwała się ode mnie i chwyciła jakąś książkę z wierzchu. Był to jeden z moich notesów, w których zapisywałem różne formułki. Nawet ja nie potrafiłem zapamiętać ich wszystkich. Wpatrywałem się w nią, jak przeglądała kolejne strony. Nagle zatrzymała się na jakimś znaku, przejeżdżając palcem po jego liniach. Dwa małe kółeczka, splecione ze sobą, a między nimi przechodziła kolejna kreska. Wyglądała jak błyskawica, przeszywająca zachmurzone niebo.- Pamiętam, że znalazłam się w jakieś jaskini. Wszystko było zamazane. Ciemne plamy pojawiały się wszędzie- ciągnęła wyraźnie rozbudzona dziewczyna.- Wtedy coś się pojawiło. Jakaś postać, a może nie? Wyglądała obrzydliwie- skrzywiła się na to wspomnienie.- Przypominała człowieka; sama skóra i kości, ale to coś miało garba. I to wielkiego garba... Pochylił się nade mną i chwycił za nadgarstek- uniosła dłoń, aby pokazać mi miejsce dotknięcia przez demona. Z początku nic nie zauważyłem, jednak mój wilczy wzrok ujawnił ukryte symbole, niewidoczne dla gołego oka, czy też ludzkiego... To był symbol:
- Visum*. Ten symbol pomaga ci dostrzegać to co niewidzialne. Wiesz, istnieją demony, które potrafią przybrać ludzki wygląd, albo inne mityczne istoty. Dzięki temu wzrokowi możesz rozróżnić nas od nich. Ale to jest całkiem zbędne, jeśli dobrze wyszkolisz swój instynkt. Ten dar jedynie pomoże ci rozpoznać Nefilima, anioła albo wróżki. Nie wiem czy działa na inne.
- Nasz instynkt nie potrafi ich rozróżnić?
- Potrafi, ale uaktywnia się on w sytuacjach zagrażających naszym życiu. Tamte istoty nic nie mogą nam zrobić. Chyba, że sami im się narazimy, wtedy to uzasadnione.
- Nigdy nie widziałam Nefilima...- westchnęła.- Jacy oni są?
- Wredni- skrzywiłem się.- Narcystyczni, zarozumiali, zuchwali, chełpliwi...
- Wystarczy- przerwała mi, śmiejąc się.- Widzę, że niezbyt przepadasz za nimi.
- Jeszcze czego- zdenerwowałem się.- Wiesz, oni są potomkami aniołów. Uważają się za lepszych od nas, tylko dlatego, że naszymi przodkami są demony. A przecież to nie nas wykurzono z Raju...
- Czyli...to wszystko istnieje naprawdę?- zapytała. Przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Czy rzeczywiście Biblia mówiła prawdę?
- Może. Nie wiem... Spotkałem kilku Nefilimów, nic przyjemnego. Miałem nadzieję, że w końcu kiedyś własna duma zaprowadzi ich do Piekła.
- Nie powinieneś tak mówić- rzekła z wyraźnym niesmakiem, co mnie zdziwiło.
- Dlaczego? Przecież my wszyscy kiedyś tam trafimy. Więc czemu nie mógłbym przyśpieszyć ich ostatecznego lokum?
- Bo to nie w porządku. Nawet najgorszemu wrogowi, nie życzyłabym wieczności w Piekle. Przecież, jeśli Lucyfer naprawdę istnieje i jest ojcem Samanthy, to tam musi być potwornie!
- Piekło to Piekło. To miejsce zawsze było zbiorem moich wszystkich koszmarów. Jeśli rzeczywiście kiedyś tam trafię, mam nadzieję, że będę jak najbliżej Lucyfera. Może i on jest ojcem Samanthy, ale uwierz mi. Nawet on nie jest tak bezduszny i bezwzględny jak ona, wysysając im dusze.
- Zawsze myślałam, że ona jest aniołem. Gdy ją poznałam, wydawała się taka wspaniała... Uśmiechnięta, gotowa do pomocy. Niczym się nie martwiła.
- Może w końcu uda jej się powrócić do takiego stanu? Kto wie. Mam przynajmniej nadzieję, że wróci.
- Ja też. Chciałabym, aby znowu stała się człowiekiem. Miałam wrażenie, że była wtedy bardzo szczęśliwa.
- Bo była- przytaknąłem.- Zawsze pragnęła być jednym z nich. Nigdy nie zrozumiała, że nasz dar jest wyjątkowy. Ale patrząc na nią, rzeczywiście nie pasował do niej. Ze względu psychicznych, bo zewnątrz wygląda jak...
- Jak wojowniczka- dokończyła za mnie.- Byłaby idealną przywódczynią. Może nawet królową?
- Kto wie, maleńka- cmoknąłem ją w skroń.- Kto wie...
- Na pewno nikt z nas- odezwał się męski głos za nami. Odwróciłem się i spojrzałem na zadufanego w sobie Natte'a. Zastanawiałem się czasem, czy jego rodzice nie byli aniołami. Nadawałby się idealnie pośród Nefilów.
- A tobie o co znowu chodzi?- Warknąłem wstając. Davina zabrała ode mnie notatki i rozłożyła się na kanapie, przeglądając ich zawartość.
- Ci znowu swoje...- westchnął ciemnowłosy podchodząc do nas. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło mnie od Natte'a. Widziałem jak groźnie na mnie spogląda. Jego wyraz twarzy prowokował mnie do ataku i, zapewne bym to zrobił, gdyby nie to, że mam do czynienia z dzieckiem. Dosłownie. Może i miał te swoje kilka set lat, ale głupota przewyższała go pod każdym względem.
- Znowu nikogo nie przeleciałeś w tym tygodniu? Matko! Chłopie, powoli wychodzisz z wprawy!
Chłopak zignorował moją uwagę, co było bardzo dziwne, bo zawsze odpowiadał jakąś ripostą. Tym razem postanowił odpuścić? A to nowość!
Stanął naprzeciw okna, przez które spoglądał. Niewiele widział. Jego tęczówki nawet nie zmieniły się na wilcze, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że coś jest z nim nie tak.
- Niczego nie zauważyliście – stwierdził przenosząc wzrok na nas.- Nikt z was się tym nie przejął...
- O czym ty mówisz do diabła?- Odezwał się Scott. No pięknie! Jeszcze tylko jego brakowało do tej rozmowy...
- Jeszcze wczoraj to miasto roiło się od demonów. Z trudem udawało mi się przemykać obok nich, pozostając niezauważonym. A dzisiaj? Ani jednego! Żadnego czarownika, łowcę. Nic!- przejechał palcem po kryształowych szklankach, po czym nalał sobie do niej czerwonego wina z karafki.- Próbowałem odnowić nasze stare kontakty. Beleth stwierdził, że w Piekle wybuchła niezła jatka, a my wysłaliśmy tam jednego z nas. Wiedziałeś o tym, że Cienie pojawiły się w Pustce? Pierwszy raz w historii zapuściły się dalej niż poza mury pałacu. Dziwne, nie?- Wypił zawartość swojej szklanki i spojrzał na nas, oczekując jakieś odpowiedzi. Ale co miałem mu powiedzieć? Nie mogłem zdradzić sekretu Sam. Ona na pewno by mnie zabiła.
- Ty coś wiesz- stwierdził jej brat, wpatrując się we mnie. Zagotowałem się w środku, choć zewnątrz pozostawałem niewzruszony.
- Niewiele. Demony często się przemieszczają. Żyją w dużych grupach, gdzie jest im o wiele raźniej. Nie łatwo jest się wydostać z Piekła, więc chcą korzystać z chwilowej wolności. Może znudziło im się to miasto i po prostu chcieli znaleźć coś ciekawszego?
- Jesteś głupszy niż myślałem, Mayloff- stwierdził ponuro.- Myślisz, że to nie sprawdziłem? Całe życie walczę z tymi draniami, więc jakieś informacje na ich temat zdołałem zdobyć. Skontaktowałem się z Arianą, ona powiedziała coś zupełnie innego.
- W końcu jest wróżką, jasnowidzem. Ja niestety nie posiadam takich zdolności... Może więc nas oświecisz?- zapytałem po chwili.- Skoro z nią rozmawiałeś...
- Wszystkie demony zostały wezwane do Piekła, ale nie przez Lucyfera, tylko przez jego córkę.
Zamarłem. Jak wszyscy? Czy Sam rzeczywiście miała taką siłę, aby wezwać do siebie demony? Tylko ich pan mógłby to zrobić, czyli Władca Piekieł. To nie mogło być prawdą. Nie, nie, nie!
- Czyli...?
- Czyli wojna się zaczęła- stwierdził ponuro Scott.
- Trzeba tylko wybrać odpowiednią stronę.
- A mamy jakiś wybór?- Zapytałem z nadzieją, po czym sam prychnąłem.
Nadzieja matką głupich, pamiętasz?
- Nie. Oczywiście, że nie! Przecież już dawno temu wybraliśmy- ponownie głos zabrał Tonny. Do diabła... to już trzeci raz w jeden wieczór!
- Ale czy na pewno słuszny?
- Myślę, że nikt nie miał wtedy żadnych wątpliwości. Teraz też nie powinien, chyba, że chce mieć ze mną do czynienia- wszyscy skierowaliśmy wzrok na Ezrę, który niespodziewanie pojawił się za naszymi plecami. Pochłonięci rozmową nawet nie zauważyliśmy jego powrotu.
- Gdzie Samantha?- Zapytał ciemnowłosy, marszcząc przy tym brwi.
Jezu... to już czwarty raz!
- Jak widać, nie ma jej ze mną- odparł chłodno.
- Czemu? Co się tam stało? Słyszeliśmy, że...
- Ona wróci- przerwał.- Tylko nie teraz.
- Ezra, wszystko w porządku?- Widziałem w jakim jest stanie, co nie wróżyło nic dobrego.
- W jak najlepszym- wydobył się na uśmiech, choć bardziej przypominał on grymas.- Sam kazała ci to przekazać- podał mi małą fiolkę, zapełnioną biało- srebrzystym płynem. Jej jad.
- Dzięki- wsunąłem ją do kieszeni, uważając, żeby jej nie zniszczyć.- Może w końcu nam opowiesz co tam się stało?
- Nic.
- Pogodziliście się chociaż?
- Tak.
- Albo nam zaraz powiesz co się stało, albo sam to z ciebie kurwa wyciągnę- warknął Scott, ściskając dłonie w pięści. Jego oczy przybrały chwilowo złotą barwę, ale zaraz zmieniły się z powrotem na ludzkie.
- Sam jest teraz w Piekle. Za parę dni wróci do Cerisu, a potem możecie wrócić do domu. Nawet ty Scott. Gdybyś chciał zamieszkać w swoim prawdziwym domu, możesz tam wrócić.
- Ale ty nie wracasz, prawda?- Do rozmowy przyłączyła się Amanda. Czułem się dziwnie. Nigdy nie dyskutowaliśmy tak długo i to na jakikolwiek temat.
- Nie, Ami. Nie wracam.
- Myślałam, że między wami jest już dobrze. Że kochacie się nawzajem...
- Miłość nie istnieje w polityce. To, że ją kocham, to nic nie znaczy. Jestem zwykłym strażnikiem. Synem kolejnego zwykłego strażnika, a ona? Ona jest księżniczką, a one mogą być tylko z wysoko postawionymi Cerisowiańczykami.
- Dla ciebie obeszłaby prawo. Zrobiłaby wszystko, abyście byli szczęśliwi- stwierdził ponuro Tonny. Chyba powoli osiągał swój limit w słownictwie. To cud, że wypowiedział więcej niż dwa zdania!
- Ale nie robi tego dla mnie.
- Chce poświęcić się dla dobra ogółu- w końcu mogłem wypowiedzieć te słowa, nie zostając zalany pytaniami. Skąd to wiem? Bo sama mi powiedziała... ale na razie miała to być tajemnica.- Poślubi Willa, dzięki czemu wpłynie na jego decyzje, jak i sam świat. Nasz dom zmieni się, na lepsze.
- Ona żartuje? Powiedzcie, że to jest jakiś chory żart!- Krzyczała zrozpaczona Amanda.
- Nie, Ami. Ona chce poświęcić nasz związek, żebyście wy żyli godnie. Chce zapomnieć o wszystkim co nas kiedyś łączyło.
- Ale tak nie można...- desperacki głos blondynki powoli mnie rozbawiał. Sama powinna być za tym, żeby Samantha to zrobiła. Znała życie w Cerisie lepiej niż my wszyscy. Wiedziała do czego on się posunie, a teraz? Po prostu sama sobie przeczyła.
- To było już z góry przesądzone- stwierdził jej brat oschle.- Gdy przyszła na świat, wiedziano kim będzie jej mąż.
- Na pewno nie Will!- wtrąciłem.- Nie zasługuje na miano Króla!
- Ale przynajmniej nadaje się do tego bardziej niż ja...
- Ja pierdole... Zamknijcie się na chwile!- Wrzasnęła Davina. Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Skąd u niej takie słownictwo?
- No proszę! Nowa jednak potrafi powiedzieć coś sensownego- mruknął Natte wracając do swojej narcystycznej postawy.
- Jesteście idiotami. Wszyscy- powiedziała. No cóż... zrobiło mi się przykro, że tak o mnie twierdzi, ale nie zamierzałem jej przerywać.- Tu chodzi o coś więcej niż tylko dobro innych. Skoro sami mi opowiadaliście jak demon Sam jest okrutny, powinniście sami wiedzieć, że nie chodzi tutaj o nią. Pomyślcie... co taki demon mógłby pragnąć.
- Władzy- odpowiedzieliśmy jej jednogłośnie.
- Właśnie. A jaka jest najszybsza do tego droga? Sam nie poślubi Willa. Zrobi to jej demon. Myślę, że wizyta w Piekle nie jest przypadkowa.
- Ona ośmieszyła ich władcę- odezwał się Ezra. Wiedziałem, że odświeża w pamięci spotkanie z nią. A raczej to co działo się przed nim.- Spotkaliśmy się na kolacji. Powiedziała mu wprost, że on się jej boi. Nie zaprzeczył, tylko zmienił temat.
- Próbuje przeciągnąć demony na swoją stronę. Zwiększy swoje szanse w starciu z Lucyferem- zabrałem głos.
- Nie, to nie to- zaprzeczyła. Ponownie zanurzyła się we własnych myślach.- Ona tworzy własną armię- odezwała się po chwili, a ja omal nie dostałem zawału.- Zmieni demony tak jak mnie zmieniła. Nie będą już pod władzą Lucyfera. Będą wolne.
- Nie do końca -tym razem to ja zaprzeczyłem.- Skoro Samantha chce ich u siebie, na pewno będzie miała nad nimi władze. To będzie jak z deszczu pod rynnę. Lucyfer jest straszny, ale ona w swoim amoku jeszcze gorsza.
- Demon, nie ona- poprawił mnie blondyn, wyraźnie zdenerwowany.
- Przypuśćmy, że jednak ona również tego chce- wszyscy spojrzeliśmy zdziwieni na Davinę. Ta kobieta coraz bardziej mnie zaskakuje.- Chce władzy, nie żeby kogoś skrzywdzić, tylko po to, żeby zniszczyć tego demona. Jeśli zbierze wystarczająco dużo siły, może uda jej się go zamknąć? No wiecie... tak w sobie, żeby już nikomu nie zagrażał.- Podkuliła nogi i zaczęła coś bazgrolić na kartce. Wyglądała naprawdę uroczo.- Sam ma plan- stwierdziła w końcu.
- Tylko jaki...- mruknął Tonny.
- Ona nie robi tego tylko dla Ezry. Chce naszego dobra.
- I jest gotowa poświęcić siebie, żeby osiągnąć ten cel- widziałem jak zacisnął pięści, wypowiadając te słowa. Sam bym tak zareagował, gdyby Davina próbowała wywinąć mi taki numer. Ale ja wiedziałem coś, o czym oni nie mieli żadnego pojęcia.
- Chyba musimy pozwolić jej działać. Skoro wszystko zaplanowała, na pewno wzięła pod uwagę to, że będziemy próbowali ją powstrzymać. Cokolwiek nie zrobimy, ona będzie kilka kroków przed nami.
- Ale nie będziemy siedzieć bezczynnie, gdy ona będzie robiła z siebie jakiegoś męczennika!- wybuchnął w końcu mój przyjaciel.- Nie pozwolę, aby jej się coś stało!
Już się stało...
- Więc co planujemy?- jak na zawołanie wszyscy spojrzeliśmy na Davinę. Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, oczekując na jej decyzję.
- Co?- spojrzała na nas zdziwiona.- Mam wszystko za was robić?
- Jak na razie, wykazałaś się większą inteligencją niż my- kilkaset letni idioci.- Omal nie wybuchłem śmiechem, słysząc poważny ton ciemnowłosego.
- Eh... Dobra! Proponuję, żeby Patrick zbadał tą miksturkę od niej. Mam ją we krwi, więc może będziemy potrafili stworzyć antidotum, gdyby ona pozamieniała ich w swoje podobieństwa... Musimy także porozmawiać z Lucyferem. Jako jej ojciec, może odpowiedzieć nam na jakieś pytania.
- A co on mógłby wiedzieć, czego my się nie dowiedzieliśmy? - rzucił zniesmaczony chłopak, ponownie zmniejszając zawartość karafki.- Obserwowaliśmy ją prawie od urodzenia. No przynajmniej jeden z nas...- dziewczyna naplotła na palec różowy kosmyk i spojrzała na mnie pytająco.
- Nie ja! To Ezra był przy jej narodzinach- wybełkotałem.
- To prawda. Jestem przy niej od urodzenia i co z tego? Jakoś kiepsko sprawdziłem się w roli jej ochroniarza, a tym bardziej jako narzeczony. Powinienem ją chronić, a nie kurwa pozwolić odejść!
- Spokojnie stary! Zluzuj pasek... Wszyscy nawaliliśmy. A ja w szczególności...
- Nie wierzę! Tonny przyznaje się do winy? O Bogowie...
- Zamknij się, albo zaraz przefarbuje ci tą piękną buźkę na fioletowo. Davinie raczej nie spodobają się twoje kolorki.
- Wystarczy! Tonny... to ja najbardziej nawaliłem. Wy byliście pod moimi rozkazami, a ja zwyczajnie spieprzyłem sprawę...
- Gdybym nie dał jej tego pierścienia, nie pamiętałaby o tym, a jej moc wciąż byłaby ukryta.
- A ja byłbym martwy- skwitował Scott.- Nie mieliśmy na to żadnego wpływu. Jeśli nie ty, to Christopher uaktywniłby ją, a wtedy już dawno wylądowałaby w Piekle na usługach ojczulka.
- Gorzej niż w przedszkolu... Dobra! Było minęło, każdy z was jest po części winien, ale zajmijmy się lepiej konkretami. Jak możemy naprawić to, co żeście zrobili...- mruknęła pod nosem.- Potrzebujemy więcej czasu.
- Tego akurat nie mamy. Ona powiedziała, że wróci za kilka dni. Wątpię abyśmy dopracowali jakiś plan ze wszystkimi szczegółami.
- Więc mam plan B!- wrzasnął rozradowany Tonny.- Jeśli nie powstrzymamy jej, to ją porwiemy. No wiecie, kilka eliksirów, wielki kocioł, czarownice... Obezwładnimy ją.
- Twoja inteligencja wprost tryska na wszystkie strony... Jak możemy powstrzymać tak potężną istotę?
- Może nie musimy?- podsunęła kobieta wchodząc do pomieszczenia.- Jest pewien sposób, aby powstrzymać nas. Ród Rivelash od dawna ma swoje tajemnice i jestem pewna, że Samantha nie przypuściła, że posuniemy się tak daleko.
- Nie chcesz chyba jej...
- Wydziedziczyć? A widzisz inny sposób?
- Może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? Jakie znowu wydziedziczenie?- wtrąciła zdenerwowana dziewczyna, wstając z kanapy.
- Istniały kiedyś historie. Legendy... Jedna mówiła o tym, jak demon przejął ludzkie ciało. Pierwsza żona Adama, Lilith, została wygnana z Raju za nieposłuszeństwo...
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że matka Sam jest tak starym demonem?!- przerwała mi.
- Nie. To imię jest dosyć popularne wśród ich potomków. Mówiono, że została wygnana i przeklęta nieśmiertelnością. Przez lata chodziła samotnie po tym świecie, póki z gliny nie zapoczątkowała pierwsze demony. Potem było już prościej. Przybierała postać różnych mężczyzn, zasadzając w ich żonach diabelskie nasienie. Tak powstały kolejne demony, czarownice i różne inne stwory. Człowiek był zbyt słaby, więc umierał podczas porodu, a Lilith zabierała potomków do siebie. W końcu poznała mężczyznę, potomka Adama.
- Miłość bywa nieprzewidywalna- mruknął ktoś.
- Zakochali się w sobie od pierwszego spotkania. Ona chciała go uczynić nieśmiertelnym i... tak powstaliśmy my! Nasz świat i tak dalej... To strasznie długa historia, więc opowiem ją w skrócie- stwierdziłem gorzko.- Ich potomkowie byli zbyt potężni, więc z każdymi nowymi narodzinami, obydwoje odbierali im moc. Wszystko zachowywali w krysztale. Było to tylko po to, aby ich dzieci nie zapragnęli władzy rodziców. Kryształ wytworzono z piekielnego materiału, po czym archanioł Gabriel naznaczył go swoją anielską mocą. W sumie przez to stracił swoją rangę i stał się zwykłym aniołem, ale nie ważne... Ten kryształ działał tylko na ich potomków, a ród Rivelash'ów, właśnie się z nich wywodzi.
- Myślicie, że to zadziała? Użyjemy tego kamienia, aby pozbawić demona mocy?
- Nie ma innego wyjścia- odparła Lilith.
- Ale to zwykła legenda- zaprotestował ktoś.- Kamień zaginął wieki temu. Nie mamy dowodów, że kiedykolwiek istniał.
- W takim razie jak Will potrafi tworzyć swoich bezdusznych? To właśnie za sprawą kamienia jest tak silny. A raczej jego części...- Lilith spojrzała mi prosto w oczy. Czułem jakby mnie spoliczkowała i krzyczała „ On coś wie! Zabić go!”.
- Nie miał on działać tylko na wasz ród?- Zapytałem zdenerwowany. Miałem nadzieję, że nikt nie wyczuje tej napiętej atmosfery, którą najwidoczniej tylko ja wyczuwałem.
- To są właśnie efekty uboczne. Jest on niewłaściwie wykorzystany, więc nie pozbawi ich całkowicie mocy. Zresztą, on ma tylko jego część...
- A resztę ma...?
- Nefilimowie!- Wtrąciła się rozpromieniana Davina.- Ta ich Królowa, która pomogła wtedy Will'owi, to ona ma resztę tego kryształu!
- Tak. To był jeden z jej warunków, aby między naszymi światami zapanował spokój. I tak nie potrafiłaby go używać. Tylko ja wiem jak się nim posłużyć.
- Więc czeka nas wyprawa do Patersu! O Boże... Nie wierzę! Może spotkam jakiegoś anioła?
- Davina, ty tu zostajesz- rozkazał stanowczo Ezra.- To zbyt niebezpieczne.
- Żartujesz? Gdyby nie ja, tkwilibyście na samym początku, główkując, który z was bardziej zawinił. Odwaliłam za was prawie całą robotę!
- Myślę, że ona ma rację- zacząłem niepewnie.- Bardzo nam pomogła, chociaż niewiele wie o naszym świecie. A skoro jest jedną z nas, powinna zobaczyć Paters.
- Świetnie! Chyba ranga przywódcy nic tu nie znaczy!
- Tym razem powołuje się na rangę przyjaciela. Bez niej nic by nam nie wyszło. Zasłużyła sobie na to...
- No to wszystko już zaplanowane! Wybierzemy się jutro rano po ten kryształ, a teraz wszyscy marsz do łóżek! Musicie być wypoczęci przed jutrzejszą wyprawą!- jak na zawołanie ruszyli do swoich pokoi, co było dziwne. Żadnych protestów, jęknięć czy czegokolwiek. Chyba zdali sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Zabierzesz moje rzeczy?- Zapytałem, na co ona skinęła głową.- Pójdę przyszykować ci kąpiel.
- Tylko jeśli i ty do mnie dołączysz- uśmiechnęła się do mnie figlarnie i susem pognała do naszej sypialni trzymając w dłoni moje książki. Nie pozostałem jej dłużny, więc ruszyłem za nią. Usłyszałem jeszcze warknięcie Scott'a, który próbował mnie uciszyć gadką „dzieci śpią”.
Oj dzisiaj chyba nie dam im pospać.




CHRISTOPHER


             Zimny kamień zbyt długo przywierał do mojego ciała. Stałem tak od kilku minut. Oparty o stary, niechlujny murek, i czekałem aż będę mógł wrócić do swojego pokoju. Miałem zamiar jeszcze porozmawiać z Sam, zanim wyruszyły do domu.
Właśnie tak... Wizyta u Lucyfera dobiegała na szczęście już końca. Nikt nie nabrał się na to, iż to właśnie ona stoi za tymi wszystkimi zniknięciami i morderstwami. A na dowód tego, znalazły się nowe ciała pozbawione dusz, tuż przy granicy. Oczywiście my w tym czasie byliśmy w Piekle, pod ścisłą strażą demonów, jak i Cieni, więc to tylko udowodniło nasze przypuszczenia, co do Samanthy. Wracaliśmy do domu. Znaczy tylko ona, bo ja... już nie mam domu.
             Ponownie odchyliłem głowę do tyłu, napawając się świeżym zapachem spalenizny- tutejszy rarytas. Chłodny wiatr chłostał moją twarz, więc wróciłem do wnętrza pałacu. Nie cierpiałem wychodzić poza mury, ale obiecałem jej chwilę prywatności, gdy Kochaś będzie chciał ją odwiedzić. No i ma co chciała. Kilka minut spokoju. Ale myślę, że już koniec. Mogę spokojnie wrócić do komnaty.
Stawiając stopę na kolejnym schodzie, moje obawy wzmagały się. Ciało przeszywało dreszcze. Nie podobało mi się to, więc przyśpieszyłem kroku. Im bliżej byłem komnaty, tym bardziej się niepokoiłem. Coś się stało i miałem nadzieję, że to nie odbije się negatywnie na niej, bądź na nas. Otworzyłem drzwi i niemal wparowałem do pokoju. Zobaczyłem ją. Klęczała w kałuży czarnej krwi. Swojej krwi. Cały jej tułów, jak i broda była nią umazana. Zaciskała zęby z bólu. Jej oczy spowiła ciemność, a żyłki na skórze zczerniały.
- Sam!- wrzasnąłem wstrząśnięty i podbiegłem do niej jak najszybciej. Chciałem jej pomóc wstać, ale nie pozwoliła mi. Wtedy pierwszy raz ujrzałem w jej oczach ból. Nie taki zwykły jaki odczuwa się przy złamaniu, czy jakiejkolwiek innej ranie. Ona naprawdę cierpiała, a ja mogłem to wszystko odczytać z jej oczów. Łzy okalały jej policzka. Widziałem żal i smutek. Bezgłośnie wypowiedziała „przepraszam”, skierowane w moją stronę.
- Nie! Sam! Wytrzymaj jeszcze chwilę! Pójdę po... Lucyfera!- zawołałem strażników stojących przed komnatą i kazałem im ją pilnować. Biegłem póki nie zabrakło mi tchu. Obejrzałem się za siebie i znowu zalała mnie fala smutku. Osunęła się po balustradzie na podłogę i ponownie zakaszlała krwią.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę!- krzyknąłem.
- Już za późno...- usłyszałem cichy szept w swojej głowie, rozprzestrzeniający się jak echo. Myślałem, że to tylko moja podświadomość, próbująca mnie rozproszyć.
Wparowałem do sali i ujrzałem jak kilka demonów odwróciła wzrok w moim kierunki. Zignorowałem to. Teraz najważniejszy był Lucyfer. Stał, rozmawiając z ochroną, a ja jak najszybciej podbiegłem do niego.
- Lucyfer!- Wrzasnąłem, a on nawet nie odwrócił się.- Kurwa, Lucyferze!
- Już po nim...- mruknął jakiś demon, gdy go mijałem. Gdyby nie ta sytuacja, pewnie już klęczałbym nad jego martwym ciałem.
- Mam nadzieję, że masz jakiś dobry powód, skoro zwracasz...- zaczął Król, a ja mu przerwałem.
- Zamknij się!
- Daje mu jeszcze kilka sekund. Jakby co biorę jego pierścień.
- Sam...- szepnąłem.- Ona chyba umiera...

Nie było mnie zaledwie kilka minut. Może cztery? Ewentualnie pięć...
Ona zniknęła. Tak jak strażnicy, którzy mieli jej towarzyszyć. Zostawiła po sobie wielką kałużę krwi, a w podłodze wyryty napis:
Nadchodzę





PATRICK


                 Obudziłem się w środku nocy. Pierwszy raz od dawna nie mogłem spać. Może to przez te ostatnie wydarzenia? Miałem dużo na głowie. Wprawdzie sam byłem jednym z uczestników tego spisku, o ile tak to można nazwać. Byłem zdrajcą. I to nie byle jakim. Zdradziłem własnych przyjaciół, ale to dla ich własnego dobra...
No, brawo Patrick! Próbuj dalej tej gadki! Może w końcu w nią uwierzysz?
Powodzenia.
                  Może jednak dam radę? Co za bzdura... Oczywiście, że nie! Spierdoliłem sprawę. Pomimo tego, że kierowały mną słuszne intencje, to nie tłumaczy tego, iż odwróciłem się od przyjaciół, choć tak naprawdę tego nie zrobiłem. Więc czy mogę być odpowiedzialny, za coś czego nie zrobiłem?
Jeszcze... Jeszcze nic nie zrobiłem. Przede mną czekało zadanie do wykonania, a ja miałem małą rolę do odegrania. Jej ciężar codziennie mnie dobijał i powoli niszczył. Ale w głębi wierzyłem, że uda nam się wymyślić coś, co pomoże mi obejść to, co ona przygotowała.

-Gdy przyjdzie czas, po prostu zrezygnujesz. Twoje próby dadzą im nadzieję na ratunek czegoś, co i tak jest już martwe. Rozumiesz? Po prostu musisz wiedzieć, kiedy odpuścić.
- Dobrze, ale powiedz mi jedno. Dlaczego ty to robisz? Co chcesz przez to osiągnąć?
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu. Widziałem walkę, toczącą się w jej umyśle.
- Co ja chcę przez to osiągnąć...- mruknęła, powtarzając moje słowa.- Chcę, żebyście byli bezpieczni... Chcę w końcu być wolna- dodała na koniec, nieco mniej pewniej niż wcześniej.
- Nie mówisz mi całej prawdy- odważyłem się wypowiedzieć te męczące mnie od dawna słowa.- Jeśli mam ci pomóc, muszę znać całą prawdę- zagroziłem.
- Nie mogę tego zrobić. Przysięgłam, że nie zdradzę naszego paktu.
- Paktu? Ze... Śmiercią... Zawarłaś z nim\pakt?!
- Patrick... tylko on znał odpowiedź na to, co się dzieje ze mną. Z moim demonem.
- My też byśmy do tego doszli. Przynajmniej kiedyś.
- Nie mam na to czasu. Już podjęłam decyzję i nie mogę się wycofać. Zawarłam z nim krwisty pakt.
Jej wyznanie wyraźnie mną wstrząsnęło. Krwisty? Przecież... to niemożliwe... Nie można od tak zawrzeć krwistego paktu ze Śmiercią. Jedynie istoty tego samego pochodzenia, mogłyby to zrobić. Jedyne wytłumaczenie pozostaje takie, iż on sam był kiedyś demonem.
- Jesteś pewna, że nie można tego cofnąć? Wiesz, że zawsze znajdzie się luka w prawie...
- Ale ja nie chce. Myślisz, że nie przemyślałam tego? Rozważałam to od dłuższego czasu. Wszystkie argumenty za i przeciw. Długo szukałam innego wyjścia, sposobu aby jakoś przetrwać i nic. To jedyne rozwiązanie.
- Co on ci obiecał? Co miał dać ci w zamian? Albo co ty mu obiecałaś...
- Ja miałam dostać zaklęcie zamknięcia, a on...
- Chce twojej śmierci- dokończyłem za nią.
- Jeśli nie użyję tego zaklęcia i tak będę martwa. I wy też. Jeśli demon opęta mnie całkowicie, nie będę miała wpływu na to co zrobi. A jestem pewna, że poniesie to za sobą ogromne konsekwencje.
- Czyś ty do końca oszalała?! Sam! Nie jesteś za nic odpowiedzialna. To nie twoja wina, że wylądowałaś w takiej sytuacji. To oni powinni się tym zająć, albo my, a nie ty! Musisz odpuścić... dać nam działać... Proszę- błagałem bez żadnego rezultatu. Ona pozostawała nieugięta.
- Jedyne o co cię proszę to to, abyś dał sobie spokój. Ja wrócę, a gdy przyjdzie czas, żebym spłaciła swój dług, nie chcę abyś robił cokolwiek, żeby temu zapobiec.
- Jeśli Ezra się dowie...
- Nie dowie się niczego. Nie może. Patrick, to nieuniknione. Wiesz, że krwisty pakt musi zostać spełniony, bez względu na okoliczności. Czas w końcu mnie dopadnie, a ty jesteś jedyną osobą, która może to przedłużyć. Nie chce tak dłużej żyć. To jest zbyt bolesne- załkała.
- Myślałem... myślałem, że panujesz nad nim.
- Bo tak jest. Jeśli dostarczę mu wystarczająco dużo dusz, będę bezpieczna, ale to boli. Każda osoba, na której użyję mojej mocy. Nie oddzielę duszy od ciała bez małego przedstawienia. Widzisz przecież jak oni cierpią w chwili śmierci. Ja też to czuję. Każdą wyrządzoną im krzywdę, ból, to wszystko dzieje się także ze mną.

            Jej ostatnie wyznanie doszczętnie mnie zamurowało. Nigdy nie widziałem, jak ona cierpiała. Widziałem jak jej twarz zastyga w bezruchu, gdy uwalniała swoją moc. Nie dawała po sobie poznać, że coś może się dziać... a przecież to musiało boleć. I to potwornie. Każda jej ofiara umierała na skutek potwornego bólu, przez który jeszcze bardziej wyrządzono sobie krzywdę. Tylko raz czułem go. Jak mały wiaterek, muskał moje ciało, przez które przemykały bolesne dreszcze. Czułem jakby każde naczynie krwionośne eksplodowało, wywołując bolesny efekt. Ja znajdowałem się wtedy daleko od niej, a ci co byli bliżej, zginęli.
           Chyba nie mam na to żadnego wpływu. Nie znajdę żadnego rozwiązania. Muszę przystać na jej warunki.
Odwróciłem się na drugi bok, a moja dłoń spoczęła na pustym materacu. Oderwałem głowę od poduszki i otworzyłem oczy. Daviny nie było w łóżku, ani pomieszczeniu. W łazience światło się nie paliło, zaś drzwi na korytarz były uchylone. Usłyszałem jakiś dźwięk dobiegający z dołu. Bez wahania wstałem i udałem się na dół, sprawdzając przyczynę tego dźwięku, licząc w duchu, że jest on spowodowany przez dziewczynę. Schodząc po schodach poczułem zapach siarki. Był on zbyt intensywny, co nie wróżyło za dobrze. Wprawdzie nie myliłem się zbyt wiele. Idąc za zapachem, wyszedłem na taras. Nie było tam nikogo. Jedynie coś czmychnęło mi w ogrodzie. Coś tam było i szykowało się na nas.
Albo to ja świruje?
             Przeskoczyłem przez bajerkę i znalazłem się w ciemnym ogrodzie. Ponownie wziąłem głęboki wdech, używając wszystkich swoich wilczych zmysłów. Przede wszystkim węchu. Siarka zniknęła, ale pojawił się inny zapach. Jakby... wanilii? Wystraszony otworzyłem oczy. Świat spowiła czerwona barwa, dzięki czemu mogłem widzieć w ciemności. Jedynie dostrzegłem swoją pracownie, w której... wybito dziurę w szkle?
Tak. Zdecydowanie ktoś był w środku. Zakradłem się do budynku i zerknąłem do środka. Cisza. Żadnej żywej duszy w pobliżu. Wchodząc do środka, uświadomiłem sobie, co mogło być celem tego włamania. Ostrożnie skierowałem się do drzwi, ukrytych za apteczką. Półka za nimi, była pusta. Krew Samanthy zniknęła tak, jak jej jad.
Spanikowałem. To miała być nasza ostatnia szansa. Jedyne wyjście, gdybyśmy nie zdążyli pozbawić jej mocy. A teraz mogliśmy się pożegnać z ratunkiem...
Zesztywniałem, a wszystkie włosy na ciele, zjeżyły się. Ktoś stał za mną. Słyszałem jak dyszy nade mną. Ciche syczenie wprawiało moje ciało w istne szaleństwo. Instynkt się nie uaktywnił, więc... nie było to żadne zagrożenie?
            Odwróciłem się i ujrzałem demona w całej swojej okazałości. Mierzył prawie dwa metry wysokości i pół metra szerokości. Pochylił się nade mną, a ja spojrzałem na jego pysk. Wyglądało to tak, jakby miał ludzką czaszkę, na którą naciągnięto starą i zniszczoną skórę. Nie miał nosa, a w miejscu oczu, widniały tylko jakieś zagłębienia. Z pyska wystawały dolne kły, które przyczyniły się do tego świstu. Teraz stałem twarzą skierowaną w jego stronę, a on poruszył się. Słyszałem rozcinającą się skórę. Coś wyrosło z jego kręgosłupa. Długi i zapewne ostry rząd zębów. Spojrzałem w stronę wyjścia, a demon jakby przeczuł moją próbę ucieczki. Swoją dłoń zacisnął na moim gardle. Jeden z jego szponów przeciął skórę, ale na szczęście rana znajdowała się daleko od tętnicy, więc zaraz powinna się zagoić.
- Czego chcesz?- Zapytałem, na co on przekręcił głowę w bok. Nagle otworzył oczy. Już nie przypominały one zwykłe wgłębienia. Spojrzał na mnie, a ja po raz kolejny tej nocy zamarłem. Miał on ludzkie oczy, które jakby błagały mnie o przebaczenie. Pękłem.
- D-Davina?- szepnąłem. Nagle z jej pleców wyrosły dwa wielkie, nietoperze skrzydła, które zabrały ją daleko ode mnie. Na zawsze.
Wyleciałem na zewnątrz, próbując ją złapać, ale jej już nie było. Zostawiła mnie.
- Patrick!- usłyszałem krzyk dobiegający z domu. Beznamiętnym wzrokiem spojrzałem na wołającą mnie osobę. To był Natte. Wyglądał blado i był przerażony, co oznaczało, że nie jest to koniec kłopotów. Pędem ruszyłem w jego stronę, a on bez słowa zaprowadził mnie do pokoju dzieciaków. Amanda szlochała, wtulona w ciało jej męża, który też ledwo trzymał się na nogach.
- Co...- nie dokończyłem, bo przerwał mi jej brat.
- Dzieci zniknęły. Porwał je demon, zostawiając nam wiadomość- podał mi kartkę z wiadomością. Była napisana po łacinie. Rozpoznałem symbole. Rysowała sobie je, siedząc w salonie. Jeden oznaczał wzrok, inny opętanie, a ostatni przemianę. Na dole widniało jedno słowo, Dolet.


Visum- wzrok
Dolet- Przepraszam.


4 komentarze:

  1. Hej! Masz z czego być dumna! Wspaniały rozdział! Nic dodać nic ująć! Bardzo mi się podobał. I nie wiem, jak to udowodnić. Chyba dlatego, że było tyle wyjaśnione ale tak po kolei, że zrozumiałam o co chodzi i co kto mówi, choć potem na tej naradzie trochę się pogubiłam w dialogu, ale szczególik! Bo wszystko inne było cudowne! Dużo opisów, akcji! - szczególnie podobał mi się fragment z perspektywy Chrisa ;p I to wspomnienie Patricka też napisane rewelacyjnie! *,*
    Najlepszy rozdział ever! Tyle się dzieje, a jednak wszystko można szybko ogarnąć, bo jest super napisane, zrozumiale i szczegółowo.
    Akcja niesamowita! Jejku! Jak ty to wymyślasz? Jestem pod ogromnym wrażeniem! Trzeba mnóstwa czasu i wyobraźni, by wymyślić całość tego opowiadania! Masakra, nie no, masakra :D
    Pierwszy raz Twój długi rozdział mi nie wystarczył! Chcę więceeeej!!!!!! Co się stanie? Mam ciary.... Coś złego pewnie, nie? :)
    Pozdrawiam serdecznie! Dawaj szybko następny!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, naprawdę ten rozdział ci się udał. Przez cały czas siedziałam z zapartym tchem i nie byłam w stanie oderwać się choćby na chwilę. Tyle się teraz dzieje! Jestem pod ogromnym wrażeniem twojej wyobraźni. Nie wiem czy byłabym w stanie wymyślić tak rozbudowaną historię, te wszystkie nazwy, postacie, połączenia między nimi. Coś niesamowitego. Powinnaś kiedyś napisać książkę. :) Podsumowując, ten rozdział był praktycznie idealny. Nic dodać, nic ująć. Czekam na następny. Życzę dużo weny!
    Pozdrawiam,
    Parabola :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! Tyle się działo... Tak mi teraz wali serce... xd
    Matko, Davina, nie spodziewałam się tego po niej...i co z dziećmi? Mam nadzieję, że przyjaciele Sam zdołają ją jakoś ochronić, choć zapewne będzie to strasznie ciężkie do wykonania... biedna Sam, tak mi jej szkoda, co teraz z nią będzie? Kurcze :C pisz szybko kolejny rozdział! ten Ci wyszedł naprawdę niesamowity! :)
    Bardzo Cię podziwiam, bo wymyśliłaś naprawdę niesamowitą, skomplikowaną historię i bardzo oryginalną :) nie przestajesz mnie zaskakiwać :D
    pozdrawiam :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mnie tu dawno nie było. Aż Ci się dziwie, że jeszcze się na mnie nie obraziłaś ;)
    Rozdział jest naprawdę cudowny, czytałam go zachłannie i delektowałam się każdym zdaniem. Już zapomniałam jak świetnie piszesz i jak bardzo Ci tego zazdroszczę.
    Tyle się w tym rozdziale działo, ale naprawdę był idealny, idę czytać dalej

    OdpowiedzUsuń