Chyba pierwszy raz spodobał mi się mój rozdział :D Dwa tygodnie męczyłam się przez brak weny, aż w końcu o 2 w nocy coś zaiskrzyło xd Pierwsze 7 stron jakoś szybko poszło, a potem przez godzinę wpatrywałam się w cztery zapisane słowa. Ale na koniec jakoś się w tym uwinęłam i jestem dumna ze swojego dzieła :D Komentujcie, tylko zbytnio nie krytykujcie xd Dajcie się trochę nacieszyć tym rozdziałem :*
Dzisiaj zaczynają się wakacje. Nareszcie! Ten ostatni miesiąc był zbyt ciężki... Ale życzę Wam udanych wakacji i wieeeeele zabawy! Miłych chwil spędzonych wśród przyjaciół i, żeby pogoda Wam dopisała!!! Mam nadzieję, że porządnie uczcicie rozpoczęcie tych upragnionych, przede wszystkim przeze mnie, wolnych dni!!!
Miłej zabawy <3
Seo
PATRICK
Wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy
na powrót Ezry. Minęło już zbyt dużo czasu. Wiedziałem, że nie
wróżyło to nic dobrego. Chyba, że Sam jednak z nim wróci, to
mogło tłumaczyć jego nieobecność.
Objąłem ramieniem dziewczynę, która
wtuliła się w moje ciało. Za każdym razem gdy ją dotykałem,
przeszywał mnie prąd. Dziwny, ale przyjemny. Jej ciało wciąż się
zmieniało. A raczej DNA, które w połączeniu z krwią Samanthy,
tworzyły wybuchową mieszankę. Zastanawiałem się, czy Ezra też
to czuł, gdy byli razem. W końcu obydwoje byliśmy demonami niższej
rangi, a dziewczyny... no cóż... Pierwszy raz od bardzo dawna, nie
wiedziałem co to może oznaczać. Czy to rzeczywiście ma coś
wspólnego z obcą krwią w jej organizmie? A może to po prostu
zwykły zbieg okoliczności?
Ta... wiem. Już powoli bredzę.
- Znam to pismo- odezwała się
dziewczyna, wyrywając mnie z własnej zadumy. Przewróciłem kolejną
kartkę, lustrując jej zawartość.
- Nie wiedziałem, że znasz łacinę-
mruknąłem wyraźnie zszokowany. Łacina była martwym, pisanym
językiem. Rzadko spotykanym w Północnej Irlandii. Szczególnie
stara łacina.
- Bo nie znam- odparła.- Widziałam
kilka symboli- wyjaśniła, spoglądając na kolejne kartki z moimi
notatkami. Łaciński był akurat moim ulubionym językiem. Nie
chodziło już o to, że wszystko w nim brzmiało mądrze. Wydawał
się być językiem stworzonym specjalnie dla mnie. Każdy wyraz,
litera, wszystko było idealne. Moje notatki spisywałem w tym
języku. Przynajmniej nikt nie czytał tych zapisków. Chłopaki,
oczywiście, także znali ten język. W Cerisie był on powszechnie
znany i tępiono tych, którzy się nim nie posługiwali. Na Ziemi
było inaczej. Mogłem robić co chciałem. Byłem w końcu wolny.
No, może po części...
- Gdzie je widziałaś?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami,
przytulając się do mnie jeszcze bardziej.- Wydawałoby się, że mi
się przyśniły.
- Ciekawe- wyszeptałem. Kolejna
zagadka? Czy może wskazówka?- Co konkretnie widziałaś?
- To było dziwne- oderwała się ode
mnie i chwyciła jakąś książkę z wierzchu. Był to jeden z moich
notesów, w których zapisywałem różne formułki. Nawet ja nie
potrafiłem zapamiętać ich wszystkich. Wpatrywałem się w nią,
jak przeglądała kolejne strony. Nagle zatrzymała się na jakimś
znaku, przejeżdżając palcem po jego liniach. Dwa małe kółeczka,
splecione ze sobą, a między nimi przechodziła kolejna kreska.
Wyglądała jak błyskawica, przeszywająca zachmurzone niebo.-
Pamiętam, że znalazłam się w jakieś jaskini. Wszystko było
zamazane. Ciemne plamy pojawiały się wszędzie- ciągnęła
wyraźnie rozbudzona dziewczyna.- Wtedy coś się pojawiło. Jakaś
postać, a może nie? Wyglądała obrzydliwie- skrzywiła się na to
wspomnienie.- Przypominała człowieka; sama skóra i kości, ale to
coś miało garba. I to wielkiego garba... Pochylił się nade mną i
chwycił za nadgarstek- uniosła dłoń, aby pokazać mi miejsce
dotknięcia przez demona. Z początku nic nie zauważyłem, jednak
mój wilczy wzrok ujawnił ukryte symbole, niewidoczne dla gołego
oka, czy też ludzkiego... To był symbol:
- Visum*. Ten symbol pomaga ci
dostrzegać to co niewidzialne. Wiesz, istnieją demony, które
potrafią przybrać ludzki wygląd, albo inne mityczne istoty. Dzięki
temu wzrokowi możesz rozróżnić nas od nich. Ale to jest całkiem
zbędne, jeśli dobrze wyszkolisz swój instynkt. Ten dar jedynie
pomoże ci rozpoznać Nefilima, anioła albo wróżki. Nie wiem czy
działa na inne.
- Nasz instynkt nie potrafi ich
rozróżnić?
- Potrafi, ale uaktywnia się on w
sytuacjach zagrażających naszym życiu. Tamte istoty nic nie mogą
nam zrobić. Chyba, że sami im się narazimy, wtedy to uzasadnione.
- Nigdy nie widziałam Nefilima...-
westchnęła.- Jacy oni są?
- Wredni- skrzywiłem się.-
Narcystyczni, zarozumiali, zuchwali, chełpliwi...
- Wystarczy- przerwała mi, śmiejąc
się.- Widzę, że niezbyt przepadasz za nimi.
- Jeszcze czego- zdenerwowałem się.-
Wiesz, oni są potomkami aniołów. Uważają się za lepszych od
nas, tylko dlatego, że naszymi przodkami są demony. A przecież to
nie nas wykurzono z Raju...
- Czyli...to wszystko istnieje
naprawdę?- zapytała. Przez chwilę zastanawiałem się nad
odpowiedzią. Czy rzeczywiście Biblia mówiła prawdę?
- Może. Nie wiem... Spotkałem kilku
Nefilimów, nic przyjemnego. Miałem nadzieję, że w końcu kiedyś
własna duma zaprowadzi ich do Piekła.
- Nie powinieneś tak mówić- rzekła
z wyraźnym niesmakiem, co mnie zdziwiło.
- Dlaczego? Przecież my wszyscy kiedyś
tam trafimy. Więc czemu nie mógłbym przyśpieszyć ich
ostatecznego lokum?
- Bo to nie w porządku. Nawet
najgorszemu wrogowi, nie życzyłabym wieczności w Piekle. Przecież,
jeśli Lucyfer naprawdę istnieje i jest ojcem Samanthy, to tam musi
być potwornie!
- Piekło to Piekło. To miejsce zawsze
było zbiorem moich wszystkich koszmarów. Jeśli rzeczywiście
kiedyś tam trafię, mam nadzieję, że będę jak najbliżej
Lucyfera. Może i on jest ojcem Samanthy, ale uwierz mi. Nawet on nie
jest tak bezduszny i bezwzględny jak ona, wysysając im dusze.
- Zawsze myślałam, że ona jest
aniołem. Gdy ją poznałam, wydawała się taka wspaniała...
Uśmiechnięta, gotowa do pomocy. Niczym się nie martwiła.
- Może w końcu uda jej się powrócić
do takiego stanu? Kto wie. Mam przynajmniej nadzieję, że wróci.
- Ja też. Chciałabym, aby znowu stała
się człowiekiem. Miałam wrażenie, że była wtedy bardzo
szczęśliwa.
- Bo była- przytaknąłem.- Zawsze
pragnęła być jednym z nich. Nigdy nie zrozumiała, że nasz dar
jest wyjątkowy. Ale patrząc na nią, rzeczywiście nie pasował do
niej. Ze względu psychicznych, bo zewnątrz wygląda jak...
- Jak wojowniczka- dokończyła za
mnie.- Byłaby idealną przywódczynią. Może nawet królową?
- Kto wie, maleńka- cmoknąłem ją w
skroń.- Kto wie...
- Na pewno nikt z nas- odezwał się
męski głos za nami. Odwróciłem się i spojrzałem na zadufanego w
sobie Natte'a. Zastanawiałem się czasem, czy jego rodzice nie byli
aniołami. Nadawałby się idealnie pośród Nefilów.
- A tobie o co znowu chodzi?- Warknąłem
wstając. Davina zabrała ode mnie notatki i rozłożyła się na
kanapie, przeglądając ich zawartość.
- Ci znowu swoje...- westchnął
ciemnowłosy podchodząc do nas. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło
mnie od Natte'a. Widziałem jak groźnie na mnie spogląda. Jego
wyraz twarzy prowokował mnie do ataku i, zapewne bym to zrobił,
gdyby nie to, że mam do czynienia z dzieckiem. Dosłownie. Może i
miał te swoje kilka set lat, ale głupota przewyższała go pod
każdym względem.
- Znowu nikogo nie przeleciałeś w tym
tygodniu? Matko! Chłopie, powoli wychodzisz z wprawy!
Chłopak zignorował moją uwagę, co
było bardzo dziwne, bo zawsze odpowiadał jakąś ripostą. Tym
razem postanowił odpuścić? A to nowość!
Stanął naprzeciw okna, przez które
spoglądał. Niewiele widział. Jego tęczówki nawet nie zmieniły
się na wilcze, co jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu,
że coś jest z nim nie tak.
- Niczego nie zauważyliście –
stwierdził przenosząc wzrok na nas.- Nikt z was się tym nie
przejął...
- O czym ty mówisz do diabła?-
Odezwał się Scott. No pięknie! Jeszcze tylko jego brakowało do
tej rozmowy...
- Jeszcze wczoraj to miasto roiło się
od demonów. Z trudem udawało mi się przemykać obok nich,
pozostając niezauważonym. A dzisiaj? Ani jednego! Żadnego
czarownika, łowcę. Nic!- przejechał palcem po kryształowych
szklankach, po czym nalał sobie do niej czerwonego wina z karafki.-
Próbowałem odnowić nasze stare kontakty. Beleth stwierdził, że w
Piekle wybuchła niezła jatka, a my wysłaliśmy tam jednego z nas.
Wiedziałeś o tym, że Cienie pojawiły się w Pustce? Pierwszy raz
w historii zapuściły się dalej niż poza mury pałacu. Dziwne,
nie?- Wypił zawartość swojej szklanki i spojrzał na nas,
oczekując jakieś odpowiedzi. Ale co miałem mu powiedzieć? Nie
mogłem zdradzić sekretu Sam. Ona na pewno by mnie zabiła.
- Ty coś wiesz- stwierdził jej brat,
wpatrując się we mnie. Zagotowałem się w środku, choć zewnątrz
pozostawałem niewzruszony.
- Niewiele. Demony często się
przemieszczają. Żyją w dużych grupach, gdzie jest im o wiele
raźniej. Nie łatwo jest się wydostać z Piekła, więc chcą
korzystać z chwilowej wolności. Może znudziło im się to miasto i
po prostu chcieli znaleźć coś ciekawszego?
- Jesteś głupszy niż myślałem,
Mayloff- stwierdził ponuro.- Myślisz, że to nie sprawdziłem? Całe
życie walczę z tymi draniami, więc jakieś informacje na ich temat
zdołałem zdobyć. Skontaktowałem się z Arianą, ona powiedziała
coś zupełnie innego.
- W końcu jest wróżką, jasnowidzem.
Ja niestety nie posiadam takich zdolności... Może więc nas
oświecisz?- zapytałem po chwili.- Skoro z nią rozmawiałeś...
- Wszystkie demony zostały wezwane do
Piekła, ale nie przez Lucyfera, tylko przez jego córkę.
Zamarłem. Jak wszyscy? Czy Sam
rzeczywiście miała taką siłę, aby wezwać do siebie demony?
Tylko ich pan mógłby to zrobić, czyli Władca Piekieł. To nie
mogło być prawdą. Nie, nie, nie!
- Czyli...?
- Czyli wojna się zaczęła-
stwierdził ponuro Scott.
- Trzeba tylko wybrać odpowiednią
stronę.
- A mamy jakiś wybór?- Zapytałem z
nadzieją, po czym sam prychnąłem.
Nadzieja matką głupich, pamiętasz?
- Nie. Oczywiście, że nie! Przecież
już dawno temu wybraliśmy- ponownie głos zabrał Tonny. Do
diabła... to już trzeci raz w jeden wieczór!
- Ale czy na pewno słuszny?
- Myślę, że nikt nie miał wtedy
żadnych wątpliwości. Teraz też nie powinien, chyba, że chce mieć
ze mną do czynienia- wszyscy skierowaliśmy wzrok na Ezrę, który
niespodziewanie pojawił się za naszymi plecami. Pochłonięci
rozmową nawet nie zauważyliśmy jego powrotu.
- Gdzie Samantha?- Zapytał
ciemnowłosy, marszcząc przy tym brwi.
Jezu... to już czwarty raz!
- Jak widać, nie ma jej ze mną-
odparł chłodno.
- Czemu? Co się tam stało?
Słyszeliśmy, że...
- Ona wróci- przerwał.- Tylko nie
teraz.
- Ezra, wszystko w porządku?-
Widziałem w jakim jest stanie, co nie wróżyło nic dobrego.
- W jak najlepszym- wydobył się na
uśmiech, choć bardziej przypominał on grymas.- Sam kazała ci to
przekazać- podał mi małą fiolkę, zapełnioną biało-
srebrzystym płynem. Jej jad.
- Dzięki- wsunąłem ją do kieszeni,
uważając, żeby jej nie zniszczyć.- Może w końcu nam opowiesz co
tam się stało?
- Nic.
- Pogodziliście się chociaż?
- Tak.
- Albo nam zaraz powiesz co się stało,
albo sam to z ciebie kurwa wyciągnę- warknął Scott, ściskając
dłonie w pięści. Jego oczy przybrały chwilowo złotą barwę, ale
zaraz zmieniły się z powrotem na ludzkie.
- Sam jest teraz w Piekle. Za parę dni
wróci do Cerisu, a potem możecie wrócić do domu. Nawet ty Scott.
Gdybyś chciał zamieszkać w swoim prawdziwym domu, możesz tam
wrócić.
- Ale ty nie wracasz, prawda?- Do
rozmowy przyłączyła się Amanda. Czułem się dziwnie. Nigdy nie
dyskutowaliśmy tak długo i to na jakikolwiek temat.
- Nie, Ami. Nie wracam.
- Myślałam, że między wami jest już
dobrze. Że kochacie się nawzajem...
- Miłość nie istnieje w polityce.
To, że ją kocham, to nic nie znaczy. Jestem zwykłym strażnikiem.
Synem kolejnego zwykłego strażnika, a ona? Ona jest księżniczką,
a one mogą być tylko z wysoko postawionymi Cerisowiańczykami.
- Dla ciebie obeszłaby prawo.
Zrobiłaby wszystko, abyście byli szczęśliwi- stwierdził ponuro
Tonny. Chyba powoli osiągał swój limit w słownictwie. To cud, że
wypowiedział więcej niż dwa zdania!
- Ale nie robi tego dla mnie.
- Chce poświęcić się dla dobra
ogółu- w końcu mogłem wypowiedzieć te słowa, nie zostając
zalany pytaniami. Skąd to wiem? Bo sama mi powiedziała... ale na
razie miała to być tajemnica.- Poślubi Willa, dzięki czemu
wpłynie na jego decyzje, jak i sam świat. Nasz dom zmieni się, na
lepsze.
- Ona żartuje? Powiedzcie, że to jest
jakiś chory żart!- Krzyczała zrozpaczona Amanda.
- Nie, Ami. Ona chce poświęcić nasz
związek, żebyście wy żyli godnie. Chce zapomnieć o wszystkim co
nas kiedyś łączyło.
- Ale tak nie można...- desperacki
głos blondynki powoli mnie rozbawiał. Sama powinna być za tym,
żeby Samantha to zrobiła. Znała życie w Cerisie lepiej niż my
wszyscy. Wiedziała do czego on się posunie, a teraz? Po prostu sama
sobie przeczyła.
- To było już z góry przesądzone-
stwierdził jej brat oschle.- Gdy przyszła na świat, wiedziano kim
będzie jej mąż.
- Na pewno nie Will!- wtrąciłem.- Nie
zasługuje na miano Króla!
- Ale przynajmniej nadaje się do tego
bardziej niż ja...
- Ja pierdole... Zamknijcie się na
chwile!- Wrzasnęła Davina. Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Skąd
u niej takie słownictwo?
- No proszę! Nowa jednak potrafi
powiedzieć coś sensownego- mruknął Natte wracając do swojej
narcystycznej postawy.
- Jesteście idiotami. Wszyscy-
powiedziała. No cóż... zrobiło mi się przykro, że tak o mnie
twierdzi, ale nie zamierzałem jej przerywać.- Tu chodzi o coś
więcej niż tylko dobro innych. Skoro sami mi opowiadaliście jak
demon Sam jest okrutny, powinniście sami wiedzieć, że nie chodzi
tutaj o nią. Pomyślcie... co taki demon mógłby pragnąć.
- Władzy- odpowiedzieliśmy jej
jednogłośnie.
- Właśnie. A jaka jest najszybsza do
tego droga? Sam nie poślubi Willa. Zrobi to jej demon. Myślę, że
wizyta w Piekle nie jest przypadkowa.
- Ona ośmieszyła ich władcę-
odezwał się Ezra. Wiedziałem, że odświeża w pamięci spotkanie
z nią. A raczej to co działo się przed nim.- Spotkaliśmy się na
kolacji. Powiedziała mu wprost, że on się jej boi. Nie zaprzeczył,
tylko zmienił temat.
- Próbuje przeciągnąć demony na
swoją stronę. Zwiększy swoje szanse w starciu z Lucyferem-
zabrałem głos.
- Nie, to nie to- zaprzeczyła.
Ponownie zanurzyła się we własnych myślach.- Ona tworzy własną
armię- odezwała się po chwili, a ja omal nie dostałem zawału.-
Zmieni demony tak jak mnie zmieniła. Nie będą już pod władzą
Lucyfera. Będą wolne.
- Nie do końca -tym razem to ja
zaprzeczyłem.- Skoro Samantha chce ich u siebie, na pewno będzie
miała nad nimi władze. To będzie jak z deszczu pod rynnę. Lucyfer
jest straszny, ale ona w swoim amoku jeszcze gorsza.
- Demon, nie ona- poprawił mnie
blondyn, wyraźnie zdenerwowany.
- Przypuśćmy, że jednak ona również
tego chce- wszyscy spojrzeliśmy zdziwieni na Davinę. Ta kobieta
coraz bardziej mnie zaskakuje.- Chce władzy, nie żeby kogoś
skrzywdzić, tylko po to, żeby zniszczyć tego demona. Jeśli
zbierze wystarczająco dużo siły, może uda jej się go zamknąć?
No wiecie... tak w sobie, żeby już nikomu nie zagrażał.-
Podkuliła nogi i zaczęła coś bazgrolić na kartce. Wyglądała
naprawdę uroczo.- Sam ma plan- stwierdziła w końcu.
- Tylko jaki...- mruknął Tonny.
- Ona nie robi tego tylko dla Ezry.
Chce naszego dobra.
- I jest gotowa poświęcić siebie,
żeby osiągnąć ten cel- widziałem jak zacisnął pięści,
wypowiadając te słowa. Sam bym tak zareagował, gdyby Davina
próbowała wywinąć mi taki numer. Ale ja wiedziałem coś, o czym
oni nie mieli żadnego pojęcia.
- Chyba musimy pozwolić jej działać.
Skoro wszystko zaplanowała, na pewno wzięła pod uwagę to, że
będziemy próbowali ją powstrzymać. Cokolwiek nie zrobimy, ona
będzie kilka kroków przed nami.
- Ale nie będziemy siedzieć
bezczynnie, gdy ona będzie robiła z siebie jakiegoś męczennika!-
wybuchnął w końcu mój przyjaciel.- Nie pozwolę, aby jej się coś
stało!
Już się stało...
- Więc
co planujemy?- jak na zawołanie wszyscy spojrzeliśmy na Davinę.
Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, oczekując na jej decyzję.
- Co?- spojrzała
na nas zdziwiona.- Mam wszystko za was robić?
- Jak na razie,
wykazałaś się większą inteligencją niż my- kilkaset letni
idioci.- Omal nie wybuchłem śmiechem, słysząc poważny ton
ciemnowłosego.
- Eh... Dobra!
Proponuję, żeby Patrick zbadał tą miksturkę od niej. Mam ją we
krwi, więc może będziemy potrafili stworzyć antidotum, gdyby ona
pozamieniała ich w swoje podobieństwa... Musimy także porozmawiać
z Lucyferem. Jako jej ojciec, może odpowiedzieć nam na jakieś
pytania.
- A co on mógłby
wiedzieć, czego my się nie dowiedzieliśmy? - rzucił zniesmaczony
chłopak, ponownie zmniejszając zawartość karafki.- Obserwowaliśmy
ją prawie od urodzenia. No przynajmniej jeden z nas...- dziewczyna
naplotła na palec różowy kosmyk i spojrzała na mnie pytająco.
- Nie ja! To Ezra
był przy jej narodzinach- wybełkotałem.
- To prawda. Jestem
przy niej od urodzenia i co z tego? Jakoś kiepsko sprawdziłem się
w roli jej ochroniarza, a tym bardziej jako narzeczony. Powinienem ją
chronić, a nie kurwa pozwolić odejść!
- Spokojnie stary!
Zluzuj pasek... Wszyscy nawaliliśmy. A ja w szczególności...
- Nie wierzę!
Tonny przyznaje się do winy? O Bogowie...
- Zamknij się,
albo zaraz przefarbuje ci tą piękną buźkę na fioletowo. Davinie
raczej nie spodobają się twoje kolorki.
- Wystarczy!
Tonny... to ja najbardziej nawaliłem. Wy byliście pod moimi
rozkazami, a ja zwyczajnie spieprzyłem sprawę...
- Gdybym nie dał
jej tego pierścienia, nie pamiętałaby o tym, a jej moc wciąż
byłaby ukryta.
- A ja byłbym
martwy- skwitował Scott.- Nie mieliśmy na to żadnego wpływu.
Jeśli nie ty, to Christopher uaktywniłby ją, a wtedy już dawno
wylądowałaby w Piekle na usługach ojczulka.
- Gorzej niż w
przedszkolu... Dobra! Było minęło, każdy z was jest po części
winien, ale zajmijmy się lepiej konkretami. Jak możemy naprawić
to, co żeście zrobili...- mruknęła pod nosem.- Potrzebujemy
więcej czasu.
- Tego akurat nie
mamy. Ona powiedziała, że wróci za kilka dni. Wątpię abyśmy
dopracowali jakiś plan ze wszystkimi szczegółami.
- Więc mam plan
B!- wrzasnął rozradowany Tonny.- Jeśli nie powstrzymamy jej, to ją
porwiemy. No wiecie, kilka eliksirów, wielki kocioł, czarownice...
Obezwładnimy ją.
- Twoja
inteligencja wprost tryska na wszystkie strony... Jak możemy
powstrzymać tak potężną istotę?
- Może nie
musimy?- podsunęła kobieta wchodząc do pomieszczenia.- Jest pewien
sposób, aby powstrzymać nas. Ród Rivelash od dawna ma swoje
tajemnice i jestem pewna, że Samantha nie przypuściła, że
posuniemy się tak daleko.
- Nie chcesz chyba
jej...
- Wydziedziczyć? A
widzisz inny sposób?
- Może mi ktoś
wyjaśnić o co chodzi? Jakie znowu wydziedziczenie?- wtrąciła
zdenerwowana dziewczyna, wstając z kanapy.
- Istniały kiedyś
historie. Legendy... Jedna mówiła o tym, jak demon przejął
ludzkie ciało. Pierwsza żona Adama, Lilith, została wygnana z Raju
za nieposłuszeństwo...
- Chyba nie chcesz
powiedzieć, że matka Sam jest tak starym demonem?!- przerwała mi.
- Nie. To imię
jest dosyć popularne wśród ich potomków. Mówiono, że została
wygnana i przeklęta nieśmiertelnością. Przez lata chodziła
samotnie po tym świecie, póki z gliny nie zapoczątkowała pierwsze
demony. Potem było już prościej. Przybierała postać różnych
mężczyzn, zasadzając w ich żonach diabelskie nasienie. Tak
powstały kolejne demony, czarownice i różne inne stwory. Człowiek
był zbyt słaby, więc umierał podczas porodu, a Lilith zabierała
potomków do siebie. W końcu poznała mężczyznę, potomka Adama.
- Miłość bywa
nieprzewidywalna- mruknął ktoś.
-
Zakochali się w sobie od pierwszego spotkania. Ona chciała go
uczynić nieśmiertelnym i... tak powstaliśmy my! Nasz świat i tak
dalej... To strasznie długa historia, więc opowiem ją w skrócie-
stwierdziłem gorzko.- Ich potomkowie byli zbyt potężni, więc z
każdymi nowymi narodzinami, obydwoje odbierali im moc. Wszystko
zachowywali w krysztale. Było to tylko po to, aby ich dzieci nie
zapragnęli władzy rodziców. Kryształ wytworzono z piekielnego
materiału, po czym archanioł Gabriel naznaczył go swoją anielską
mocą. W sumie przez to stracił swoją rangę i stał się zwykłym
aniołem, ale nie ważne... Ten kryształ działał tylko na ich
potomków, a ród Rivelash'ów, właśnie się z nich wywodzi.
- Myślicie, że to
zadziała? Użyjemy tego kamienia, aby pozbawić demona mocy?
- Nie ma innego
wyjścia- odparła Lilith.
- Ale to zwykła
legenda- zaprotestował ktoś.- Kamień zaginął wieki temu. Nie
mamy dowodów, że kiedykolwiek istniał.
- W
takim razie jak Will potrafi tworzyć swoich bezdusznych? To właśnie
za sprawą kamienia jest tak silny. A raczej jego części...- Lilith
spojrzała mi prosto w oczy. Czułem jakby mnie spoliczkowała i
krzyczała „ On coś wie! Zabić go!”.
- Nie miał on
działać tylko na wasz ród?- Zapytałem zdenerwowany. Miałem
nadzieję, że nikt nie wyczuje tej napiętej atmosfery, którą
najwidoczniej tylko ja wyczuwałem.
- To są właśnie
efekty uboczne. Jest on niewłaściwie wykorzystany, więc nie
pozbawi ich całkowicie mocy. Zresztą, on ma tylko jego część...
- A resztę ma...?
-
Nefilimowie!- Wtrąciła się rozpromieniana Davina.-
Ta ich Królowa, która pomogła wtedy Will'owi, to
ona ma resztę tego kryształu!
- Tak. To był
jeden z jej warunków, aby między naszymi światami zapanował
spokój. I tak nie potrafiłaby go używać. Tylko ja wiem jak się
nim posłużyć.
- Więc czeka nas
wyprawa do Patersu! O Boże... Nie wierzę! Może spotkam jakiegoś
anioła?
- Davina, ty tu
zostajesz- rozkazał stanowczo Ezra.- To zbyt niebezpieczne.
- Żartujesz? Gdyby
nie ja, tkwilibyście na samym początku, główkując, który z was
bardziej zawinił. Odwaliłam za was prawie całą robotę!
- Myślę, że ona
ma rację- zacząłem niepewnie.- Bardzo nam pomogła, chociaż
niewiele wie o naszym świecie. A skoro jest jedną z nas, powinna
zobaczyć Paters.
- Świetnie! Chyba
ranga przywódcy nic tu nie znaczy!
- Tym razem
powołuje się na rangę przyjaciela. Bez niej nic by nam nie wyszło.
Zasłużyła sobie na to...
- No to wszystko
już zaplanowane! Wybierzemy się jutro rano po ten kryształ, a
teraz wszyscy marsz do łóżek! Musicie być wypoczęci przed
jutrzejszą wyprawą!- jak na zawołanie ruszyli do swoich pokoi, co
było dziwne. Żadnych protestów, jęknięć czy czegokolwiek. Chyba
zdali sobie sprawę z powagi tej sytuacji.
- Zabierzesz moje
rzeczy?- Zapytałem, na co ona skinęła głową.- Pójdę
przyszykować ci kąpiel.
-
Tylko jeśli i ty do mnie
dołączysz- uśmiechnęła
się do mnie figlarnie i susem pognała do naszej sypialni trzymając
w dłoni moje książki. Nie pozostałem jej dłużny, więc ruszyłem
za nią. Usłyszałem jeszcze warknięcie Scott'a, który próbował
mnie uciszyć gadką „dzieci śpią”.
Oj dzisiaj chyba
nie dam im pospać.
CHRISTOPHER
Zimny kamień zbyt długo przywierał do mojego ciała. Stałem tak
od kilku minut. Oparty o stary, niechlujny murek, i czekałem aż
będę mógł wrócić do swojego pokoju. Miałem zamiar jeszcze
porozmawiać z Sam, zanim wyruszyły do domu.
Właśnie
tak... Wizyta u Lucyfera dobiegała na szczęście już końca. Nikt
nie nabrał się na to, iż to właśnie ona stoi za tymi wszystkimi
zniknięciami i morderstwami. A na dowód tego, znalazły się nowe
ciała pozbawione dusz, tuż przy granicy. Oczywiście my w tym
czasie byliśmy w Piekle, pod ścisłą strażą demonów, jak i
Cieni, więc to tylko
udowodniło nasze przypuszczenia, co do Samanthy. Wracaliśmy do
domu. Znaczy tylko ona, bo ja... już nie mam domu.
Ponownie
odchyliłem głowę do tyłu, napawając się świeżym zapachem
spalenizny- tutejszy rarytas. Chłodny wiatr chłostał moją twarz,
więc wróciłem do wnętrza pałacu. Nie cierpiałem wychodzić poza
mury, ale obiecałem jej chwilę prywatności, gdy Kochaś będzie
chciał ją odwiedzić. No i ma co chciała. Kilka
minut spokoju. Ale myślę,
że już koniec. Mogę spokojnie wrócić do komnaty.
Stawiając
stopę na kolejnym schodzie, moje obawy wzmagały się. Ciało
przeszywało dreszcze. Nie podobało mi się to, więc przyśpieszyłem
kroku.
Im bliżej byłem komnaty, tym bardziej się niepokoiłem. Coś się
stało i miałem nadzieję, że to nie odbije się negatywnie na
niej, bądź na nas.
Otworzyłem drzwi i niemal wparowałem do pokoju. Zobaczyłem ją.
Klęczała w kałuży czarnej krwi. Swojej krwi. Cały
jej tułów, jak i broda była
nią umazana. Zaciskała zęby z bólu. Jej oczy spowiła ciemność,
a żyłki na skórze zczerniały.
- Sam!- wrzasnąłem wstrząśnięty i podbiegłem do niej jak
najszybciej. Chciałem jej pomóc wstać, ale nie pozwoliła mi.
Wtedy pierwszy raz ujrzałem w jej oczach ból. Nie taki zwykły jaki
odczuwa się przy złamaniu, czy jakiejkolwiek innej ranie. Ona
naprawdę cierpiała, a ja mogłem to wszystko odczytać z jej oczów.
Łzy okalały jej policzka. Widziałem żal i smutek. Bezgłośnie
wypowiedziała „przepraszam”, skierowane w moją stronę.
- Nie! Sam! Wytrzymaj jeszcze chwilę! Pójdę po... Lucyfera!-
zawołałem strażników stojących przed komnatą i kazałem im ją
pilnować. Biegłem póki nie zabrakło mi tchu. Obejrzałem się za
siebie i znowu zalała mnie fala smutku. Osunęła się po
balustradzie na podłogę i ponownie zakaszlała krwią.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę!- krzyknąłem.
- Już za późno...- usłyszałem cichy szept w swojej głowie,
rozprzestrzeniający się jak echo. Myślałem, że to tylko moja
podświadomość, próbująca mnie rozproszyć.
Wparowałem do sali i ujrzałem jak kilka demonów odwróciła wzrok
w moim kierunki. Zignorowałem to. Teraz najważniejszy był Lucyfer.
Stał, rozmawiając z ochroną, a ja jak najszybciej podbiegłem do
niego.
- Lucyfer!- Wrzasnąłem, a on nawet nie odwrócił się.- Kurwa,
Lucyferze!
- Już po nim...- mruknął jakiś demon, gdy go mijałem. Gdyby nie
ta sytuacja, pewnie już klęczałbym nad jego martwym ciałem.
- Mam nadzieję, że masz jakiś dobry powód, skoro zwracasz...-
zaczął Król, a ja mu przerwałem.
- Zamknij się!
- Daje mu jeszcze kilka sekund. Jakby co biorę jego pierścień.
- Sam...- szepnąłem.- Ona chyba umiera...
Nie było mnie zaledwie kilka minut. Może cztery? Ewentualnie
pięć...
Ona zniknęła. Tak jak strażnicy, którzy mieli jej
towarzyszyć. Zostawiła po sobie wielką kałużę krwi, a w
podłodze wyryty napis:
Nadchodzę
PATRICK
Obudziłem się w środku nocy. Pierwszy raz od dawna nie mogłem
spać. Może to przez te ostatnie wydarzenia? Miałem dużo na
głowie. Wprawdzie sam byłem jednym z uczestników tego spisku, o
ile tak to można nazwać. Byłem zdrajcą. I to nie byle jakim.
Zdradziłem własnych przyjaciół, ale to dla ich własnego dobra...
No, brawo
Patrick! Próbuj dalej tej gadki! Może w końcu w nią uwierzysz?
Powodzenia.
Może jednak dam radę? Co za bzdura... Oczywiście, że nie!
Spierdoliłem sprawę. Pomimo tego, że kierowały mną słuszne
intencje, to nie tłumaczy tego, iż odwróciłem się od przyjaciół,
choć tak naprawdę tego nie zrobiłem. Więc czy mogę być
odpowiedzialny, za coś czego nie zrobiłem?
Jeszcze... Jeszcze nic nie zrobiłem. Przede mną czekało zadanie do
wykonania, a ja miałem małą rolę do odegrania. Jej ciężar
codziennie mnie dobijał i powoli niszczył. Ale w głębi wierzyłem,
że uda nam się wymyślić coś, co pomoże mi obejść to, co ona
przygotowała.
-Gdy przyjdzie
czas, po prostu zrezygnujesz. Twoje próby dadzą im nadzieję na
ratunek czegoś, co i tak jest już martwe. Rozumiesz? Po prostu
musisz wiedzieć, kiedy odpuścić.
- Dobrze, ale
powiedz mi jedno. Dlaczego ty to robisz? Co chcesz przez to osiągnąć?
Przez chwilę
trwaliśmy w milczeniu. Widziałem walkę, toczącą się w jej
umyśle.
- Co ja chcę
przez to osiągnąć...- mruknęła, powtarzając moje słowa.-
Chcę, żebyście byli bezpieczni... Chcę w końcu być wolna-
dodała na koniec, nieco mniej pewniej niż wcześniej.
- Nie mówisz
mi całej prawdy- odważyłem się wypowiedzieć te męczące mnie od
dawna słowa.- Jeśli mam ci pomóc, muszę znać całą prawdę-
zagroziłem.
- Nie mogę
tego zrobić. Przysięgłam, że nie zdradzę naszego paktu.
- Paktu? Ze...
Śmiercią... Zawarłaś z nim\pakt?!
- Patrick...
tylko on znał odpowiedź na to, co się dzieje ze mną. Z moim
demonem.
- My też byśmy
do tego doszli. Przynajmniej kiedyś.
- Nie mam na to
czasu. Już podjęłam decyzję i nie mogę się wycofać. Zawarłam
z nim krwisty pakt.
Jej wyznanie
wyraźnie mną wstrząsnęło. Krwisty? Przecież... to niemożliwe...
Nie można od tak zawrzeć krwistego paktu ze Śmiercią. Jedynie
istoty tego samego pochodzenia, mogłyby to zrobić. Jedyne
wytłumaczenie pozostaje takie, iż on sam był kiedyś demonem.
- Jesteś
pewna, że nie można tego cofnąć? Wiesz, że zawsze znajdzie się
luka w prawie...
- Ale ja nie
chce. Myślisz, że nie przemyślałam tego? Rozważałam to od
dłuższego czasu. Wszystkie argumenty za i przeciw. Długo szukałam
innego wyjścia, sposobu aby jakoś przetrwać i nic. To jedyne
rozwiązanie.
- Co on ci
obiecał? Co miał dać ci w zamian? Albo co ty mu obiecałaś...
- Ja miałam
dostać zaklęcie zamknięcia, a on...
- Chce twojej
śmierci- dokończyłem za nią.
- Jeśli nie
użyję tego zaklęcia i tak będę martwa. I wy też. Jeśli demon
opęta mnie całkowicie, nie będę miała wpływu na to co zrobi. A
jestem pewna, że poniesie to za sobą ogromne konsekwencje.
- Czyś ty do
końca oszalała?! Sam! Nie jesteś za nic odpowiedzialna. To nie
twoja wina, że wylądowałaś w takiej sytuacji. To oni powinni się
tym zająć, albo my, a nie ty! Musisz odpuścić... dać nam
działać... Proszę- błagałem bez żadnego rezultatu. Ona
pozostawała nieugięta.
- Jedyne o co
cię proszę to to, abyś dał sobie spokój. Ja wrócę, a gdy
przyjdzie czas, żebym spłaciła swój dług, nie chcę abyś robił
cokolwiek, żeby temu zapobiec.
- Jeśli Ezra
się dowie...
- Nie dowie się
niczego. Nie może. Patrick, to nieuniknione. Wiesz, że krwisty pakt
musi zostać spełniony, bez względu na okoliczności. Czas w końcu mnie dopadnie, a ty jesteś jedyną osobą, która może to
przedłużyć. Nie chce tak dłużej żyć. To jest zbyt bolesne-
załkała.
- Myślałem...
myślałem, że panujesz nad nim.
- Bo tak jest.
Jeśli dostarczę mu wystarczająco dużo dusz, będę bezpieczna,
ale to boli. Każda osoba, na której użyję mojej mocy. Nie
oddzielę duszy od ciała bez małego przedstawienia. Widzisz
przecież jak oni cierpią w chwili śmierci. Ja też to czuję.
Każdą wyrządzoną im krzywdę, ból, to wszystko dzieje się także
ze mną.
Jej ostatnie wyznanie doszczętnie mnie zamurowało. Nigdy nie
widziałem, jak ona cierpiała. Widziałem jak jej twarz zastyga w
bezruchu, gdy uwalniała swoją moc. Nie dawała po sobie poznać, że
coś może się dziać... a przecież to musiało boleć. I to
potwornie. Każda jej ofiara umierała na skutek potwornego bólu,
przez który jeszcze bardziej wyrządzono sobie krzywdę. Tylko raz
czułem go. Jak mały wiaterek, muskał moje ciało, przez które
przemykały bolesne dreszcze. Czułem jakby każde naczynie
krwionośne eksplodowało, wywołując bolesny efekt. Ja znajdowałem
się wtedy daleko od niej, a ci co byli bliżej, zginęli.
Chyba nie mam na to żadnego wpływu. Nie znajdę żadnego
rozwiązania. Muszę przystać na jej warunki.
Odwróciłem się na drugi bok, a moja dłoń spoczęła na pustym
materacu. Oderwałem głowę od poduszki i otworzyłem oczy. Daviny
nie było w łóżku, ani pomieszczeniu. W łazience światło się
nie paliło, zaś drzwi na korytarz były uchylone. Usłyszałem
jakiś dźwięk dobiegający z dołu. Bez wahania wstałem i udałem
się na dół, sprawdzając przyczynę tego dźwięku, licząc w
duchu, że jest on spowodowany przez dziewczynę. Schodząc po
schodach poczułem zapach siarki. Był on zbyt intensywny, co nie
wróżyło za dobrze. Wprawdzie nie myliłem się zbyt wiele. Idąc
za zapachem, wyszedłem na taras. Nie było tam nikogo. Jedynie coś
czmychnęło mi w ogrodzie. Coś tam było i szykowało się na nas.
Albo to ja świruje?
Przeskoczyłem przez bajerkę i znalazłem się w ciemnym ogrodzie.
Ponownie wziąłem głęboki wdech, używając wszystkich swoich
wilczych zmysłów. Przede wszystkim węchu. Siarka zniknęła, ale
pojawił się inny zapach. Jakby... wanilii? Wystraszony otworzyłem
oczy. Świat spowiła czerwona barwa, dzięki czemu mogłem widzieć
w ciemności. Jedynie dostrzegłem swoją pracownie, w której...
wybito dziurę w szkle?
Tak. Zdecydowanie ktoś był w środku. Zakradłem się do budynku i
zerknąłem do środka. Cisza. Żadnej żywej duszy w pobliżu.
Wchodząc do środka, uświadomiłem sobie, co mogło być celem tego
włamania. Ostrożnie skierowałem się do drzwi, ukrytych za
apteczką. Półka za nimi, była pusta. Krew Samanthy zniknęła
tak, jak jej jad.
Spanikowałem. To miała być nasza ostatnia szansa. Jedyne wyjście,
gdybyśmy nie zdążyli pozbawić jej mocy. A teraz mogliśmy się
pożegnać z ratunkiem...
Zesztywniałem, a wszystkie włosy na ciele, zjeżyły się. Ktoś
stał za mną. Słyszałem jak dyszy nade mną. Ciche syczenie
wprawiało moje ciało w istne szaleństwo. Instynkt się nie
uaktywnił, więc... nie było to żadne zagrożenie?
Odwróciłem się i ujrzałem demona w całej swojej okazałości.
Mierzył prawie dwa metry wysokości i pół metra szerokości.
Pochylił się nade mną, a ja spojrzałem na jego pysk. Wyglądało
to tak, jakby miał ludzką czaszkę, na którą naciągnięto starą
i zniszczoną skórę. Nie miał nosa, a w miejscu oczu, widniały
tylko jakieś zagłębienia. Z pyska wystawały dolne kły, które
przyczyniły się do tego świstu. Teraz stałem twarzą skierowaną
w jego stronę, a on poruszył się. Słyszałem rozcinającą się
skórę. Coś wyrosło z jego kręgosłupa. Długi i zapewne ostry
rząd zębów. Spojrzałem w stronę wyjścia, a demon jakby przeczuł
moją próbę ucieczki. Swoją dłoń zacisnął na moim gardle.
Jeden z jego szponów przeciął skórę, ale na szczęście rana
znajdowała się daleko od tętnicy, więc zaraz powinna się zagoić.
- Czego chcesz?- Zapytałem, na co on przekręcił głowę w bok.
Nagle otworzył oczy. Już nie przypominały one zwykłe wgłębienia.
Spojrzał na mnie, a ja po raz kolejny tej nocy zamarłem. Miał on
ludzkie oczy, które jakby błagały mnie o przebaczenie. Pękłem.
- D-Davina?- szepnąłem. Nagle z jej pleców wyrosły dwa wielkie,
nietoperze skrzydła, które zabrały ją daleko ode mnie. Na zawsze.
Wyleciałem na zewnątrz, próbując ją złapać, ale jej już nie
było. Zostawiła mnie.
- Patrick!- usłyszałem krzyk dobiegający z domu. Beznamiętnym
wzrokiem spojrzałem na wołającą mnie osobę. To był Natte.
Wyglądał blado i był przerażony, co oznaczało, że nie jest to
koniec kłopotów. Pędem ruszyłem w jego stronę, a on bez słowa
zaprowadził mnie do pokoju dzieciaków. Amanda szlochała, wtulona w
ciało jej męża, który też ledwo trzymał się na nogach.
- Co...- nie dokończyłem, bo przerwał mi jej brat.
- Dzieci zniknęły. Porwał je demon, zostawiając nam wiadomość-
podał mi kartkę z wiadomością. Była napisana po łacinie.
Rozpoznałem symbole. Rysowała sobie je, siedząc w salonie. Jeden
oznaczał wzrok, inny opętanie, a ostatni przemianę. Na dole
widniało jedno słowo, Dolet.
Visum- wzrok
Dolet- Przepraszam.
Hej! Masz z czego być dumna! Wspaniały rozdział! Nic dodać nic ująć! Bardzo mi się podobał. I nie wiem, jak to udowodnić. Chyba dlatego, że było tyle wyjaśnione ale tak po kolei, że zrozumiałam o co chodzi i co kto mówi, choć potem na tej naradzie trochę się pogubiłam w dialogu, ale szczególik! Bo wszystko inne było cudowne! Dużo opisów, akcji! - szczególnie podobał mi się fragment z perspektywy Chrisa ;p I to wspomnienie Patricka też napisane rewelacyjnie! *,*
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział ever! Tyle się dzieje, a jednak wszystko można szybko ogarnąć, bo jest super napisane, zrozumiale i szczegółowo.
Akcja niesamowita! Jejku! Jak ty to wymyślasz? Jestem pod ogromnym wrażeniem! Trzeba mnóstwa czasu i wyobraźni, by wymyślić całość tego opowiadania! Masakra, nie no, masakra :D
Pierwszy raz Twój długi rozdział mi nie wystarczył! Chcę więceeeej!!!!!! Co się stanie? Mam ciary.... Coś złego pewnie, nie? :)
Pozdrawiam serdecznie! Dawaj szybko następny!
Zuza ;*
Wow, naprawdę ten rozdział ci się udał. Przez cały czas siedziałam z zapartym tchem i nie byłam w stanie oderwać się choćby na chwilę. Tyle się teraz dzieje! Jestem pod ogromnym wrażeniem twojej wyobraźni. Nie wiem czy byłabym w stanie wymyślić tak rozbudowaną historię, te wszystkie nazwy, postacie, połączenia między nimi. Coś niesamowitego. Powinnaś kiedyś napisać książkę. :) Podsumowując, ten rozdział był praktycznie idealny. Nic dodać, nic ująć. Czekam na następny. Życzę dużo weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Parabola :)
OMG! Tyle się działo... Tak mi teraz wali serce... xd
OdpowiedzUsuńMatko, Davina, nie spodziewałam się tego po niej...i co z dziećmi? Mam nadzieję, że przyjaciele Sam zdołają ją jakoś ochronić, choć zapewne będzie to strasznie ciężkie do wykonania... biedna Sam, tak mi jej szkoda, co teraz z nią będzie? Kurcze :C pisz szybko kolejny rozdział! ten Ci wyszedł naprawdę niesamowity! :)
Bardzo Cię podziwiam, bo wymyśliłaś naprawdę niesamowitą, skomplikowaną historię i bardzo oryginalną :) nie przestajesz mnie zaskakiwać :D
pozdrawiam :) xx
Jak mnie tu dawno nie było. Aż Ci się dziwie, że jeszcze się na mnie nie obraziłaś ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę cudowny, czytałam go zachłannie i delektowałam się każdym zdaniem. Już zapomniałam jak świetnie piszesz i jak bardzo Ci tego zazdroszczę.
Tyle się w tym rozdziale działo, ale naprawdę był idealny, idę czytać dalej