czwartek, 15 maja 2014

Księga II: Rozdział XII

"Tylko życie poświęcone innym, warte jest przeżycia".



CHRISTOPH


            Mijałem kolejny ciemny tunel, szukając odpowiedniego pomieszczenia, do którego zostałem wezwany. Echo moich kroków rozchodziło się po jaskini, wraz z osuwającymi się kamieniami. Oparłem dłoń o skałę, czując jej chłód na skórze. Wychyliłem głowę, zza niej, spoglądając w bezdenną otchłań, ciągnącą się tuż obok moich stóp.
           Teraz, gdy nie miałem skrzydeł istniało ryzyko spadnięcia tam, więc musiałem uważać. Minąłem ostatni zakręt, a moim oczom ukazały się wielkie, kościste wrota. Mierzyły zapewne ponad osiem metrów. W środku znajdował się okrąg, w którym widniała wielka czaszka. Ludzka. Zapewne wykonana z anielskiego metalu, aby żaden Nefilim tu nie wszedł. Anioły nie zapuszczały się w te strony, zresztą zaklęcia doszczętnie im by to uniemożliwiły. Dwa szkielety, częściowo wchłonięte przez skały, zwróciły się w moim kierunku. Skrzywiłem się widząc ich zgniłe ciała. Jeden z nich zazgrzytał zębami.
- Aniołom wstęp wzbroniony- odezwał się niższy.
- Zamknij się Napoleon. Przecież już tu byłem...
- Zmiana rozkazów Kochasiu. Nie możemy cię wpuścić.
- Wezwali mnie tu, więc jestem.
- No to możesz teraz odfrunąć- wtrącił drugi.
- Biorę kiece i lecę- zarechotał.
Wkurzyłem się. Nie cierpiałem żadnych dogrywek, związanych z moim upadkiem. W końcu to nie tylko moja wina. Chciałem dobrze, a to co się stało, zmieniło wszystko.
- Och, Adolfie. Ależ ty wredny. Zobacz, nasz bąbelek zdenerwował się.
- Czy nie wygląda słodko? Przypomina mi tego robala, którego zjadłem wczoraj. Ale wątpię, żeby był tak samo smaczny. Sama skóra i kości. Tamten przynajmniej był chrupiący.
- Marudzisz. Bierz co dają. Przynajmniej nie będziemy już tu sami. Powiększymy nasz zespół! O! Umiesz grać na kościach?- Zwrócił się do mnie, a ja, wkurzony, chwyciłem jego nogę, która bez problemu oderwała się od ciała i, używając ją jako kija od golfa, a jego głowę jako piłkę, strzeliłem. Podczas jego, jakże wspaniałego lotu, słyszałem jak nuci piosenkę. Zrozumiałem tylko kilka słów takich jak "I believe I can fly, I believe I can touch the sky". Oczywiście miało to mnie dodatkowo wkurwić. Spojrzałem na drugiego kościotrupa. Ten uniósł ręce w geście poddańczym.
- Żarty żartami kolego, ale jeśli chcesz przejść, musisz zmierzyć się ze mną- powiedział, po czym wstał.
Skierowałem się w jego stronę, dzierżąc nogę drugiego szkieletu. Podwinąłem rękawy, aby tym razem piłka mogła polecieć dalej. Ku mojemu zdziwieniu czaszce w ogóle o to nie chodziło. Mały, drewniany stolik został położony między nami. Obydwoje zajęliśmy miejsca na jeszcze mniejszych taboretach. Oparłem łokcie na drewnie i pytająco spojrzałem na strażnika.
- Jeśli chcesz dostać się do środka, musisz wygrać ze mną. Gramy do trzech wygranych...- wyciągnął dłoń, którą zwinął w pięść i zaczął lekko trząść, powtarzając słowa gry w marynarzyka.



           Po przegraniu portfela, kolekcji filmów z Nicolas'em Cage'm, telewizora, aż w końcu domu... Wszedłem do środka. Kląłem pod nosem. Jak mogłem z nim przegrać? I to aż tyle razy?! Pieprzony szkielet.... Mogłem jego pierwszego wykopać. Albo chociaż przed grą. Wtedy przynajmniej odzyskałbym portfel i klucze od mieszkania...
            Mijałem korytarze, w których czułem ciągle czyjąś obecność. Za każdym razem, gdy spoglądałem na ścianę, widziałem na niej poruszający się cień. Zapewne Lucyfer już wiedział, że jestem w Piekle. Chociaż dałbym wszystko, aby wrócić na Ziemię. Nie cierpiałem tego miejsca i za każdym razem, gdy miałem tu przyjść, ogarniał mnie dziwny lęk, że mogę już nie wrócić. Bo mogłem. Gdyby Lucyferowi coś się odwidziało, miał prawo mnie tu uwięzić. Chociaż wiedziałem zbyt dużo, aby narażał się na tego typu zagrywki. Tortury też nie wchodziły w grę, gdyż ja prawie nic nie czułem. I to dlatego, że byłem Upadłym. Oczywiście, on miał w tym swój udział.
         Tuż przed drzwiami zmaterializowały się dwa cienie. Z dymu powstały ciała, przypominając wielkie nietoperze z ogonami. Otworzyły drzwi, wpuszczając mnie do środka. Akurat natrafiłem na porę obiadową. Czy też kolację... Albo po prostu jakąś ucztę, gdyż było tutaj wiele demonów i każdy dzierżył w dłoni szklankę z tutejszym rarytasem, a przed nim stało mnóstwo jedzenia. Władca Piekieł wyszczerzył się na mój widok.
Trzeba było zostać w domu....
- Chris! Jak dobrze cię widzieć!- Krzyknął, po czym wypił zawartość swojego kubka. Rzucił nim o ścianę, roztrzaskując na milion kawałków.
- Też się cieszę...- westchnąłem, co nie uszło jego uwadze.
- Oj synu, już nie marudź! Przecież nie jest ci tu aż tak źle? Spójrz na mnie! Jakoś potrafiłem pogodzić się z życiem Upadłego, a ty jesteś jeszcze młody. Musisz dać sobie czas.
- Nie o to chodzi...
- A o co?- Zlustrował mnie wzrokiem. Obrócił tyłem do siebie i rozerwał moją koszulkę na plecach. Pobliskie demony nawet tego nie zauważyły, tylko dalej bawiły się w swoim towarzystwie.
- Mogłeś tak od razu- powiedział Król, po czym wyciągnął z pochwy swój sztylet. Rozciął skórę, w miejscach, w których powinny znajdować się moje skrzydła. Skrzywiłem się, jednak nie wydobyłem żadnego dźwięku ze swoich ust. Nie dam mu tej pieprzonej satysfakcji.- Spróbuj teraz.
Tak jak chciał, tak też zrobiłem. Próbowałem wypchać swoje skrzydła, które po upadku, nie istniały. Ścisnąłem dłonie w pięści, czując palący ból na plecach. Jednak, gdy całkowicie je wyprostowałem, odczułem wielką ulgę i jednocześnie radość. Znów miałem skrzydła. Radosny, zatrzepotałem nimi, unosząc się kilka metrów nad podłogą. Może i były czarne, ale miałem skrzydła, za którymi cholernie tęskniłem.
- No, no, synu. Teraz może przejdziemy do konkretów?- Zaproponował ciemnowłosy, kierując się do swojej sali. Jak ja bardzo tego nie chciałem...
Poleciałem za nim. Musiałem w końcu nacieszyć się swoją zgubą. Brakowało mi tego. Chciałem wylecieć stąd i poszybować w górę.
Król zajął miejsce na kanapie, przed kominkiem, uprzednio napełniając jego i mój kubek alkoholem.
- Wiesz co chce żebyś zrobił?- Zapytał przysysając się do naczynia.
Żebym zrobił sobie długie wakacje na Hawajach w towarzystwie jakieś cycatej modelki?
- Żebym sprowadził tu twoją córkę- odrzekłem, także upijając alkohol. Musiałem, chociaż nie chciałem tego zrobić.
- Mądry chłopak.






PATRICK


           Zmywałem resztki krwi z podłogi. Wszystkie tkaniny w pomieszczeniu, musiałem wyrzucić. Szkarłat był wszędzie. Dawno nie przyjmowałem takiego porodu. Ale byłem pewny, że gdyby zdecydowali się na to w szpitalu, stracili by obydwoje dzieci, nie licząc Amandy. Podziwiałem tą kobietę. Przetrwała wszystkie cięcia, chcąc jak najszybciej uratować swoje dziecko. Nawet nie chciała czekać, aż zadziała morfina. Była pewna, że krew Samanthy wszystko znieczuli. Może i to zrobiła, ale mogłem jej użyć dopiero po wydostaniu dziecka z jej brzucha. Dzięki naszej współpracy, dało się go uratować i już zaraz mogłem polać ją krwią naszej Księżniczki, zachowując dla siebie jedną probówkę. Przenieśliśmy ją do ich pokoju, znajdującego się tuż obok pokoju dziecięcego. Na dźwięk otwierających się drzwi, wyjrzał Scott, który od razu odebrał mi dziewczynę z rąk. Osłabiona, otworzyła powieki i uśmiechnęła się do niego.
- Mamy dwójkę synów- powiedziała, po czym po prostu odpłynęła w krainie snów.
Kobieta wiele przeszła, a tą noc, mogłem spokojnie zaliczyć do najtrudniejszych w moim życiu. Już łatwiej było, gdy zostałem otoczony przez bandę wilkorów*. Chociaż kiedyś byli ludźmi...
            Wszedłem do swojego pokoju, potykając się o kartony. Davina zdążyła już sprowadzić parę swoich rzeczy, jednak ja nie miałem teraz czasu, aby pomóc jej w rozpakowywaniu ich. Spała, więc miałem chwilę samotności. W zasadzie uwielbiałem jej towarzystwo, ale teraz nie mogłem narażać jej na to.
Otworzyłem drzwi, obok garderoby i krętymi schodami zszedłem na dół. Ten pokój, był... no cóż. Nie był on tajny, gdyż wszyscy o nim wiedzieli, jednak nikt nie przychodził tam, gdyż było to moje królestwo. To właśnie tu prowadziłem badania nad naszymi umiejętnościami i nie tylko. W takich pomieszczeniach tworzyłem lekarstwa na część ludzkich chorób. O matko... nie wiem co byłoby, gdybym w przeszłości nie pomagał lekarzom w ich badaniach. Oni nawet nie wiedzieli, że zakradałem się do ich pracowni, zmieniając obliczenia na właściwe. Dzięki temu odkryłem wiele szczepionek, ale nie winiłem ich za to. Ja żyłem już dość długo i byłem doświadczonym lekarzem.
             Otworzyłem szafkę, szukając odpowiedniej mikstury. Wyciągnąłem probówkę z łacińskim napisem portal i dolałem tam krwi Samanthy. Mieszanka zabulgotała, dając fioletowy efekt. Wypiłem ją do dna, po czym, przed moimi oczami zagościła po prostu ciemność.



SCOTT

          Byłem szczęśliwym ojcem i mężem. Miałem dwójkę cudownych synów, o których zawsze marzyłem, i przepiękną żonę. Więc czego jeszcze mi było trzeba? Miałem wszystko. Rodzinę, przyjaciół, piękny dom... Jedynie brakowało mi mojej siostry. Zawsze była przy mnie, więc gdzie teraz się podziała? Miałem żal do niej, że zostawiła mnie. Nawet było mi szkoda Ezry, pomimo że nie przepadałem za nim zbytnio.
          Odłożyłem naczynia po naszym wspólnym śniadaniu i wróciłem do pokoju. Rozumiałem, że Amanda jest wykończona porodem, a ja zrobiłbym wszystko, aby teraz odpoczęła. Chociaż ona nie chciała. Niemal siłą zatrzymałem ją w łóżku. Ta oczywiście już chciała wstać i wziąć się za robotę. Nawet nie wiedziałem po co, skoro teraz jest Camill, ale oczywiście ona robiła to lepiej. Po drodze zajrzałem do pokoju dziecięcego. Żaluzje były zasłonięte, a w pokoju świeciła tylko jedna, niewielka lampka, umieszczona na ścianie. Tyler słodko sobie spał, zaś Ethan miał z tym mały problem. Teraz już bez żadnego problemu wziąłem syna na ręce, po czym skierowaliśmy się do blondynki. Siedziała na łóżku, trzymając w dłoni jakąś książkę. Oczywiście. ZERO NUDY.
- Zobacz kto wstał- powiedziałem, uśmiechając się do ukochanej.
- Daj mi go na ręce- odwzajemniła mój gest.
Mały zapiszczał, jednak spodobało mu się to. W pełni rozumiałem go. Mieć taką laskę za matkę...
- Mógłbyś przynieść mi lody?- Zapytała, na co ja nie ukrywałem swojego zdziwienia. Miałem nadzieję, że jej humorki po narodzinach dzieci skończą się. Jednak myliłem się...- Ja w tym czasie nakarmię małego.
- Z bitą śmietaną i polewą czekoladową?
- I do tego jakieś owoce!- Krzyknęła, gdy już opuściłem pomieszczenie. Przynajmniej dzisiaj na zdrowo...
Uwielbiałem ją zadowalać. Ale bez przesady. Czasem już po prostu miałem dość, gdy budziła mnie w środku nocy, chcąc naleśniki, czy też jak w tym wypadku, lody. Ilość zamrożonej wody jaką zjadła, spokojnie mogła zaspokoić wszystkie dzieci w Europie. Jestem pewny, że dobrze wspomogłem jakąś firmę, przekraczając ich roczny przychód, w tydzień.
 Właśnie nakładałem trzecią gałkę do szklanego pucharka, gdy do kuchni weszła rudowłosa. Ostatnio nasze relacje... zmieniły się. Może i na lepsze?
- Nie kłamałam- powiedziała, wręczając mi fotografię.- To twój ojciec z moją matką.
- Cam, mnie to naprawdę nie interesuje. Nawet dobrze nie pamiętam jak on wyglądał. Nie żyje i tyle.
- Nie chcez wiedzieć, skąd wzięły się twoje korzenie? Co tu robili twoi przodkowie, nim przeprowadzili się do Ameryki?
- To przeszłość, a ja nie chce mieć z nią nic wspólnego- wyciągnąłem z lodówki bitą śmietanę, którą polałem po lodach, Tak samo jak czekoladę.- Cholera...- mruknąłem, przypominając sobie o owocach.
- A nie jesteś ciekaw skąd wziął się tamten znak?- Dotknęła mojego ramienia, a ja zadrżałem. Jej zimna dłoń niemal samym dotykiem mroziła krew w żyłach.
- Skąd wiesz o tym znaku?
- Moja matka miała podobny. Mają go nieliczni potomkowie demonów.
- Co on oznacza?
- Określa on, pochodzenie potomka. Jaki demon czuwa nad tobą.
- I co mi to da? Co ma to wspólnego z moim ojcem?
- To, że on był potomkiem Azazela, a twoja matka, też była po części demonem. Masz zbyt dużo demonicznej krwi, jak na zwykłego Łowcę.




SAMANTHA


          Mój mały teatrzyk nie powiódł się. Chociaż Patersowianie uwierzyli mi w to, to Will miał wątpliwości. Jednak został zmuszony, aby mnie uwięzić . Byłam zamknięta w wielkiej komnacie. Oczywiście moje zamknięcie polegało na tym, że bez towarzystwa służki, czy straży, nie mogłam wyjść, poza tą salę. Chociaż tu zmieściłby się mój poprzedni dom, z pierwszym piętrem. Albo po prostu mazaje na suficie dawały takie wrażenie.
            Jedyną karą za to co zrobiłam, była nuda. Nie mogłam znaleźć sobie żadnego zajęcia. Po prostu błądziłam bez celu w kółko. Nawet nie chciało mi się iść kąpać, chociaż odbyłam już dzisiaj pięć takich kąpieli. Serio. Z braku zajęć wołałam służki, aby przygotowały mi kąpiel. Wiem, że narobiłam im dużo roboty przy tym, gdyż oznaczało to także zmianę stroju. Ale chociaż mogłam przez chwilę z kimś pogadać. Nie licząc Will'a, który co chwilę sprawdzał czy żyję w dobrych warunkach. Był to jedynie pretekst, aby ze mną porozmawiać. Trzymałam się swojej wersji. Zabiłam tamtych potworów, ludzi i innych stworzeń, jednak on nie był taki głupi jak myślałam. Wciąż zadawał mi podchwytliwe pytania, abym wpadła. Nie mógł nic zrobić, gdyż winowajca sam się przyznał i tylko czekał, aż trafię do Piekła.
            Zresztą, taki był mój plan. Sama próbowałam się tam przenieść, jednak nie potrafiłam. Coś blokowało moją energię. Widziałam wielką bramę, która po prostu zamykała się przed moim nosem, powodując powrót do tego świata.
          Dzisiaj byłam strasznie nerwowa. Może to dlatego, że właśnie tego wieczora miałam zostać tam wysłana? Co też powodowało, iż wizyty Króla stawały się coraz częstsze.
Zasiadłam przed toaletką i chwyciłam szczotkę, rozpoczynając czesanie swoich włosów. Oczywiście liczyłam przy tym ruchy dłoni. Sto pięćdziesiąt po jednej i drugiej stronie. Oparłam głowę i zimne drewno mebla, wystukując palcami jakiś rytm. Znałam tą piosenkę, jednak nie pamiętałam jej tytułu. Wiedziałam, że przypomnę sobie ją, w najmniej odpowiednim momencie. Uniosłam głowę, spoglądając w lustro i krzyknęłam z przerażenia. Zasłoniłam sobie usta, przez co z mojego gardła wydobył się cichy dźwięk. Odwróciłam się spoglądając na przybysza, a na mojej twarzy mimowolnie zawitał uśmiech.
- Patrick... Co ty tu robisz?
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem. Tak, wiem... Wyglądam, jak jakaś stara baronowa w tej kiecce, ale tu niestety innych ubrań nie ma.
- Udało się- wyszeptał, po czym przytulił mnie. Zajrzałam za jego pleców, jednak Ezry z nim nie było. Może i dobrze, że go tu nie ma?- Nie wiem ile mam czasu, więc przejdę do konkretów. Sam, coś ty zrobiła Davinie?
- Jak to co?- Oburzyłam się.- Zmieniłam ją w Łowcę.
- Nikt jeszcze nie przeżył takiej przemiany, a ona nie jest zwykłym Łowcą. Jest... prawie demonem.
Złapałam się za głowę, przypominając tamten dzień, Faktycznie, w pełni nie byłam świadoma tego, co jej robię. Widziałam tylko urywki. To demon ją zmienił.
- Jak ona się czuje?
- Dobrze. Wszystko wskazuje na to, że przemiana przebiegła prawidłowo. Ale martwią mnie jej umiejętności. Ona przypomina... słabszą wersję ciebie.
- Nie! To niemożliwe... prawda? Powiedz, że to kłamstwo i jej nic nie będzie...
- A co miałoby jej być? Sam, ja nigdy czegoś takiego nie widziałem... Ale ty owszem- stwierdził po dłuższym przyglądaniu się mi. No cóż, kłamstwo było tu teraz zbędne.- Wiesz co się z nią stanie.
- Patrick, to nie jest takie proste. Jeśli się nie mylę, chociaż bardzo bym tego chciała, ona zmieni się w jedno z tych bezdusznych żołnierzy. Będzie w pełni oddana mi, gotowa na każdy rozkaz. Nawet na to, aby poświęcić za mnie życie.
Kasztanowłosy opadł na łóżko, opierając dłonie na kolanach. Przez chwilę wpatrywał się w podłogę, nim odezwał się do mnie.
- Dlaczego ty jej to zrobiłaś? Czemu chcesz mi ją odebrać...
- Przepraszam, to naprawdę nie jest moją winą. Obiecuję, że zrobię wszystko, aby ona została z tobą. Myślę, że będę potrafiła uwięzić demona tak, aby nikomu nie zagrażał. Wtedy będę wolna. My wszyscy będziemy.
- A co z Ezrą? Wrócisz do niego? Wiesz, że on cię kocha...
- Ja też go kocham.
- Twój list mówił coś zupełnie innego.
- Gdybym napisała, że go nadal kocham, ale nie możemy być razem, odpuściłby? Czy szukałby jakiegoś sposobu, abym wróciła. Wiem, że jest zdolny do tego, aby poruszyć wszystkie światy, tylko po to, żebyśmy byli razem.- Chłopak przytaknął.- Powiedz mi, jak tam Scott i Amanda? Urodziła już?
- Tak, dzisiaj w nocy. Mamy dwójkę chłopczyków teraz w domu. Dwie dziewczyny i siedmiu facetów. Tak jak sama wykrakałaś- zaśmiał się, a ja jedynie wydobyłam się na uśmiech, aby nie zobaczył mojego niepokoju.- On tęskni za tobą- zaczął, widząc moją minę. Aż tak się zdradzałam?- Codziennie myśli o tobie.
- Myślisz, że ja o nim już zapomniałam? Ja go kocham! Gdybym tylko mogła, wróciłabym, ale to nie jest takie proste.
- Więc pozwól sobie pomóc. Jesteśmy twoją rodziną i możesz na nas liczyć. Znajdziemy sposób, abyś...
- Chce z nim porozmawiać- przerwałam.


          Po kilku minutach, chłopak po prostu zniknął. Wiem, że nie powinnam się z nim dzielić moimi uczuciami, ale po prostu potrzebowałam rozmowy z kimś, kto mnie rozumie. A on doskonale to potrafił. Był idealnym słuchaczem. Nawet jego rady nie były najgorsze. Zrozumiał mnie, że chce, aby nasza rozmowa pozostała w tajemnicy. Nawet to, że zamierzałam do nich przyjść. Nikt o tym nie wiedział, oprócz niego. Mogłam mu zaufać i to zrobiłam. To pozostało między nami. Nasza słodka tajemnica...
        Moje spotkanie z Ezrą będzie... na pewno niezręczne. Informacja, którą chciałam się z nim podzielić, była najgorszą wiadomością, jaką mogłam mu przekazać. Oczywiście on nie będzie świadomy tego. Tylko ja i Śmierć wiemy, co się z tym wiąże.
        Sięgnęłam po kartkę i pióro, które zanurzyłam w atramencie. Kolejny minus takiego świata. Nie cierpiałam pisać piórem. Zawsze brudziłam się atramentem, a moja radość związana z wynalezieniem długopisów, była wielka. Nabazgrałam kilka słów na papierze i zwinęłam go, gdy wyrazy już przeschły. Mały kwadracik schowałam w dłoni. Zamknęłam oczy, skupiając swoją moc. Nie mogłam się przenieść, dlatego te chciałam przesłać wiadomość. Oby się udało.
Skupiona na tym co robię, otworzyłam niewielki portal, do którego wrzuciłam papier. Wir zamknął się w momencie, gdy do pomieszczenia wparowała straż w towarzystwie Will'a.
- Ostatni raz się ciebie pytam, czy jesteś pewna, że to byłaś ty?- Zagadał poważnym tonem.
- Tak. I nie zmienię zdania.
- Dobrze, w takim razie za niedługo zostaniesz przeniesiona- spojrzał na swoich towarzyszy, którzy zrozumieli jego gest i wyszli z komnaty, zamykając za sobą drzwi.- Sam, po co ty to robisz? Obydwoje wiemy, że to nie byłaś ty. Co chcesz przez to udowodnić?
- Że jestem potworem? Że zabiłam więcej ludzi, niż ty widziałeś na oczy? Że wciąż, nieświadomie krzywdziłam swoją rodzinę, przez co omal ich nie zabiłam? Przeze mnie na mojego brata nałożono klątwę. Jeśli tak dalej pójdzie, wszyscy zginą. Oprócz mnie.
Will spojrzał mi w oczy. Jego dłoń spoczęła na mojej talii, przez co przysunął mnie do siebie. Czułam jego oddech na sobie. Dzieliło nas jedynie kilka milimetrów.
- Nie pozwól sobie wejść na głowę. Demony są cwane, ale ty jesteś zbyt inteligentna i silna, aby oni mogli ci coś zrobić. W razie czegoś, to po prostu ich zabij. Odeślesz ich do innego wymiaru.
- Dziękuje, za wszystko. Ty jako jedyny rozumiesz mnie.
- Wiem jak to jest być uważanym za potwora. Ktoś zupełnie obcy potrafi zniszczyć wszystko. A ty jako jedyna mnie rozumiałaś. Nie oceniłaś po pogłoskach, tylko sama postanowiłaś się przekonać, jaka jest prawda.
Nawet nie wiesz jak się mylisz...
Odgarnął mi niesforny kosmyk za ucho i uśmiechnął się.
- Będę tęsknić- powiedział, po czym złączył nasze usta w pocałunku. Nie chciałam go odpychać. Przecież to miał być mój przyszły mąż, więc powinnam być przygotowana do takich gestów. I nie tylko...
- Przecież jeszcze się zobaczymy- odparłam odrywając się od niego.
- Mam taką nadzieję.
Drzwi od komnaty ponownie się otworzyły, a w ich progu stanął Chris. Posłał mi pocieszający uśmiech. Czy Piekło rzeczywiście było tak straszne?!
- Już czas- oznajmij, stając kilka kroków przed nami. Ostatni raz złączyłam nasze usta w pocałunku i ruszyłam za Upadłym.
Tato, nadchodzę.


***

        Mężczyzna wystukał ostatnie dźwięki na klawiszach, po czym opuścił klapę, zamykając białe zęby fortepianu. Od kilku dni chodził cały poddenerwowany. Może było to spowodowane brakiem dusz, które ciało dosyć mocno odczuwało? Albo spotkaniem z kruczowłosą.
Zdecydowanie to drugie. Informacje jakie ujawniła, nieźle go zdołowały. Myślał, że będzie tak łatwo... a tu proszę. Ktoś postanowił dodać swoje pięć groszy. Tym razem było to za dużo. Wszystko się skomplikowało. Ale kiedy?
        Kiedy to wszystko po prostu wyśliznęło mu się z rąk? Przecież był zawsze przygotowany na wszelkie ewentualności. Tylko nie na to, że ona sama zacznie podejmować decyzję. Zawsze kierowała się jego zdaniem. Czasami nawet manipulował nią, jednak ona o tym wiedziała.
Ponownie przejrzał zabraną książkę. Ostatnie kartki wciąż się zmieniały. Ona jeszcze nie podjęła decyzji. Wciąż się wahała. Jednak wiedziała, że cokolwiek wybierze, będzie to oznaczało dla niej śmierć .
       Schował lekturę za szklaną gablotkę, która ukryta była czarami. Zbyt dużo osób potrafiło tu dotrzeć, a ta książka była zbyt cenna, aby ponownie ją stracić. Gdy już zamierzał wyjść z pomieszczenia, zauważył na kanapie zwiniętą kartkę. Otworzył ją czytając treść. Wiedział od kogo jest ten list. Dobrze znał to pochyłe pismo, z zawijasami. Piękne i tajemnicze, tak jak właścicielka. Rzucił świstek, który spadł na podłogę. Nie miał zbyt wiele czasu. Musiał się śpieszyć, inaczej dojdzie do wielkiej tragedii. Zbyt dużo osób umrze, a nawet dla Śmierci, to było za dużo.



Strażnicy gotowi. Demoniczna armia powstaje ~ S



Wilkor- były wilkołak, który został w swojej zwierzęcej postaci, wyrzekając się człowieczeństwa.
________________________________________________________________________________

Hej kochani :* Tak więc, to kolejny rozdział i... miał być ostatni z tej księgi. Jednak stwierdziłam, że pisanie III Księgi nie opłaca się i połączyłam te dwie ze sobą. Jednak rozdziały już nie będą dodawane co piątek. 
W związku z kończącym się rokiem szkolnym, zaczął się czas popraw ocen. Moja choroba dodatkowo zmusiła mnie do wzięcia się w garść. Zrobienie sobie tych kilku dni wolnych od szkoły, nie wyszło najlepiej, ale z gorączką przecież tam nie pójdę. Mam nadzieję, że rozumiecie mnie. Rozdziały są długie, przez co potrzebuję trochę czasu na napisanie tego, jak i wymyślenie. Następny rozdział opublikuję za dwa, lub trzy, tygodnie w piątek :*
Pozdrawiam
Seo.

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy rozdział. Zobaczy się z tatą, a ja się z tego cieszę. Wgl. chciałabym tu tyle napisać, ale zdradziłaś mi co dalej, więc muszę uważać, żeby nie wypaplać tego :* Pierwszy raz spotkałam się z określeniem "Wilkor". Fajne stworzonko :p I na przyszłość, wytłumaczenie do gwiazdki dodawaj w nawiasie za słowem, albo coś, ale nie na dole. Trzeba wtedy zjechać na dół, a potem szukać, gdzie się skończyło :D
    Pozdrawiam,
    Katarina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma bata :* wyjaśnienia na końcu! Tak mi się bardziej podoba ^^
      Serio? Powiedziałam Ci co dalej? Jedynie zdradziłam Ci zakończenie... które zresztą czytałaś bo jest teoretycznie gotowe. Ale wątpi żebym Ci powiedziała co będzie dalej, skoro sama jeszcze tego nie wiem :D

      Usuń
  2. Rozumiem Cię i będę czekała na kolejny rozdział. A Ty się nie przejmuj i wracaj do zdrowia. :D
    Co do rozdziału... Nie wiem co mam napisać.
    Jak zwykle jest świetny. Pewnie napisałabym coś jeszcze, ale nie mam zbytnio zdolności do komentarzy, o czym sama dobrze wiesz.
    Więc niecierpliwie czekam tu na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Mroczna

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział...
    Wciągający, na pewno przeczytam też inne. :)
    W wolnej chwili może zajrzysz do mnie?
    http://skryte-wnetrze-duszy.blogspot.com/
    Z góry dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha dobra ta rozmowa z kościotrupami! "I believe... "przypomniało mi jak na fizyce sobie nuciłam z przyjaciółkom i gdy ogólnie nam odwalał, więc to bardzo miłe wspomnienia :D Takie taam, nieważne :D
    Fajne też były te wtrącenia Chrisa. Tutaj rozmowa albo opis czegoś i nagle taka jego myśl wtrącona. Bardzo mi się to podoba. Nadaje takiej lekkości tekstowi.
    Matko, co ten Patrick znowu wyczynił??? ;o To jest dopiero magiciel! :D
    Mogę się spytać, dlaczego to robisz? Dlaczego zawsze kończysz w TAKIM momencie? Dlaczego zawsze gdy przechodzisz z jednej narracji do drugiej mam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi? ;p
    Super Ci wszystko powychodziło. Matko, serio! Świetnie opisałaś każdą scenę. Wiesz, że zrobiłaś ogromne postępy? Widzisz to? :D Bo ja i owszem :)
    Cały rozdział czytało mi się przyjemnie i szybciutko!
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta piosenka przez następne kilka dni siedziała mi w głowie -.- Już moja mama się darła, bo co mnie widziała, to śpiewałam tą piosenkę xd
      Jeszcze nigdy nie opisywałam z jego perspektywy, więc to musiało się jakoś różnić od pozostałych ;)
      Jeśli chodzi o Patrick'a, to on po prostu martwi się o Dav, tak jak i o Sam. Chce pomóc chociaż nie wie, że jest już za późno. A tak wgl, gdybym nie kończyła w takich momentach, to byście się zanudzili :D
      Dziękuje Ci za pomoc. Gdyby nie Ty, na pewno nic by z tego nie było. Twoje poprawki pod rozdziałami i rady na prawdę wiele mi pomogły, więc dziękuje :*
      Pozdrawiam
      Seo

      Usuń
  5. "I believe I can fly" mnie zabiło, hahahaha, masz pomysły =D
    Cieszę się, że dzieciaczki są całe i zdrowe, już się bałam :') Will(?) mnie wkurza, niby jest w porządku, ale mu nie ufam, trzymam kciuki za Sam i Ezrę i mam nadzieję, że nie dojdzie do jej ślubu z Willem :P dobrze, że się wygadała Patrickowi, w razie czego jest choć jedna osoba, która wie o wszystkim i w razie potrzeby jej pomoże. Obawiam się o Devinę (przepraszam, nie mam pamięci do imion), oby Sam jakoś ją z tego wybroniła. i niech ten demon Sam pójdzie już w cholerę, bo mi działa na nerwy =P
    Rozumiem, że masz dużo nauki, chyba jak każdy z nas teraz, więc jakoś nam zleci czas do następnego rozdziału, powodzenia w szkole!
    Pozdrawiam =) xx
    [escape-from-this-world.blogspot.com i-remember-it-all-too-well.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież Will jest fajny <3 Ma swój powód do takiego traktowania innych, który wyjdzie niebawem na jaw, za co przyjdzie im dużo zapłacić :d
    Śmierć też jest po jej stronie ;c A Patrick za wiele nie pomoże, jedynie martwi się o Dav no i swoich przyjaciół. Chce dla nich jak najlepiej. Ale zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
    Dziękuje i Tobie również życzę powodzenia. Mam nadzieję, że Wy przynajmniej tyle nie macie do zaliczeń co ja xd
    Pozdrawiam :*
    Seo

    OdpowiedzUsuń