poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 11 część 2 Księga III

Dziękuje Wesołemu Kostkowi za nominowanie mnie do bloga miesięca kwiecień i przypominam o głosowaniu <3 Dziękuje kochana! Jesteś mega *.*

http://sonda.hanzo.pl/sondy,243259,nLNH.html



"Wojna wszystkich przeciw wszystkim"

EZRA

- Jak to się, kurwa, stało, że ktoś opętał moją córkę?! - wrzasnąłem do Lucyfera, który jedynie przewrócił oczami i wrócił do swojego napoju.
 Trzymałem w rękach ciało swojej córki, która po opuszczeniu ducha po prostu opadła nieprzytomna na fotel.
 Odwróciłem się i postanowiłem zabrać ją do jej pokoju. Była taka leciutka, a ja dopiero teraz dostrzegłem, że w ostatnich tygodniach strasznie schudła.
 Przecież to diecko, palancie - przywaliłem sobie mentalnego liścia.
 Otworzyłem drzwi, a następnie podszedłem do łóżka i ją w nim położyłem, szczelnie okrywając kołdrą. Pocałowałem ją w czoło i opuściłem pokój, aby jej nie obudzić. Biegiem dotarłem do Lucyfera, który nawet nieruszył się z miejsca.
 - No, słucham - ponagliłem go.
 - Do diabła, Ezra - westchnął. - Czasami się zastanawiam co moja córka w tobie widziała. Przecież ani to mądre, ani ładne.
 - Pieprz się, dupku. I mów o co chodzi - warknąłem.
 - To normalne, że duchy wpychają się do naszych ciał. Szczególnie, gdy jest się osłabionym po wycieczce do Otchłani. 
 Milczeliśmy przez chwilę, nim on się odezwał:
– Koniec – rzekł stanowczo Lucyfer. – Musimy zwołać Radę. To... – westchnął – to zaszło za daleko.
 Spojrzałem na niego przerażony i omal nie zachłysnąłem się powietrzem. 
– Ty chyba sobie żartujesz! – wrzasnąłem. – Nie zrobimy tego!
– Za późno, Ezra – pokręcił głową. – Już wysłałem im wiadomość. Jeszcze dzisiaj się spotkamy.
 Król Piekła wstał i nim się obejrzałem utworzył portal, by następnie zniknąć w jego ciemnościach.
 Zostałem sam. Dopiero teraz poczułem, jak dreszcze przebiegają po moim ciele. Czułem się dziwnie, gdy tak siedziałem i wpatrywałem się w swoje dłonie. Miałem teraz chwilę na przemyślenie tej sytuacji. 
 Rada. Kiedy ostatnio była wzywana? Dokładnie wtedy, gdy Radzim Rivelash nas uratował. Ale nawet wtedy nie zdołaliśmy sobie pomóc. Dopiero ingerencja Nieba umożliwiła nam to. I teraz znowu mieli powrócić. Czy chciałem na nich patrzeć? Oczywiście, że nie. Wolałbym skoczyć w ogień niż spędzić z nimi kilka sekund.
 Parszywe gnojki. 
 Pieprzone kutafony.
Niewielki płomień pojawił się na stole. Zmienił swoją barwę na fioletową, a następnie po prostu wybuchł. Gdy brokat opadł dostrzegłem kartkę papieru. Rozwinąłem ją i przeczytałem zawartość: 
 „ Nadszedł czas spotkania Rady
 Lucyfer”

Wstałem i machnąłem ręką w powietrzu, tworząc niewidzialny łuk. Po chwili przestrzeń przede mną zaczęła się rozmazywać, tworząc zwierciadło, które zamieniło się w wodną falę o zielonym odcieniu. Przeszedłem przez nią wstrzymując oddech, aby zmniejszyć ból towarzyszący przejściu. 

Przeniosłem się do Otchłani, gdzie znajdowało się centrum naszych światów. To właśnie tu znajdowały się wszystkie urzędy i główna administracja. Dzięki temu panował, powiedzmy, ład między nami. 
 Małe pomieszczenie, które zawsze służyło jako cel naszych przejść łączyło się z wielką Salą Narad. Każdy z członków Rady miał swoje oddzielne pomieszczenie, aby nie kolidowało z teleportacją innych. Postanowiłem, jak najszybciej ruszyć do reszty osób, gdyż chciałem mieć to już za sobą i wrócić na Ziemię, do swojej córki. 
 Sala była zrobiona z czarnego marmuru, który zmieszano z anielskimi skałami, a w świecznikach, stojących przy ścianie w odstępie kilku metrów, płonął Piekielny płomień. Stół wykonany z kamienia przez cerisowiańskich rzeźbiarzy był naprzeciwko mównicy, na której zawsze przebywała osoba powołująca radę. My zaś zasiadaliśmy prze stole, który stworzono w kształcie łuku. Na meblach widniały patersowiańskie runy. Każdy z czterech światów miał tu jakąś swoją cząstkę. Z racji tego, że to my władaliśmy przestrzenią nie powoływaliśmy nikogo innego z innych krain. I tak nie chcieli się w to mieszać, a nam było to na rękę. Najważniejsze, że słuchali naszych poleceń i wykonywali je bez marudzeń. 
 Co innego dotyczyło się Ziemi. Dawni członkowie stwierdzili, że ich zdanie nie jest nam do niczego potrzebne, gdyż ich siła nie potrafiłaby nas wesprzeć w obliczu zagłady, więc usunięto ich członkostwo. Teraz, gdy przemierzałem do swojego miejsca dostrzegłem Gabriela, przywódcę irlandzkiej watahy tuż obok mnie, a za nim stała Grette, lider ziemskich Łowców. Skinąłem do nich i usiadłem na swoim tronie. Poprawiłem się na miejscu, gdyż było tu cholernie twardo. Spojrzałem na kamień przede mną, a moje imię wyryto na nim w starym języku. 
– Siemson, tatuśku – rzucił wesoło Scott, po czym usiadł obok. – Kurwa, ale tu niewygodnie – skrzywił się.
 Usłyszałem śmiech Gabriela za sobą i przewróciłem oczami. 
– Do diabła, Scott – warknąłem. – Zachowaj choć trochę kultury...

SCOTT

– Do diabła, Scott – warknął. – Zachowaj choć trochę kultury...
 Wzruszyłem ramionami. Chyba mam prawo do wyrażania swojego zdania, prawda? A to, że było tu strasznie niewygodnie, to nie moja wina! 
 Pochyliłem się nad stołem i dostrzegłem wazon z wodą i kilka szklanek obok niego. Od razu nalałem sobie picie i wypiłem jednym haustem. Gdy odwróciłem się do Ezry, ten tylko pokręcił głową i zasłonił dłonią oczy. 
 Omiotłem wzrokiem całą salę, aby poznać resztę członków. Była tam Łowczyni, z którą utrzymywałem kontakt przez ostatnie kilkanaście lat, gdy Samantha odeszła. Musiałem przejąć jej zadania i pilnować, aby ci idioci się nie pozabijali. 
 Odchrząknąłem, gdy dostrzegłem Gabriela. Był to wysoki blondyn. Dobrze zbudowany, lecz ukrywał to pod dużą warstwą ciuchów. Miał długie włosy, sięgające mu za ramiona. Przeczesał je ręką i spojrzał na mnie, jakby domyślił się, że go obserwuję. 
Padalec zasrany. 
Uśmiechnął się, obnażając białe kły, po czym rzekł: 
– Scott, jak mniemam Tyler to twój syn – stwierdził. – Cholernie podobny. Szkoda tylko, że wdał się w ojczulka...
 Kurwa. Kurwa. Kurwa! Zaraz pokażę temu zgredowi pierdolonemu!
– Scott... – ostrzegł król.
– Gabriel – rzekłem głosem przepełnionym słodkości. – Jak mniemam ojciec Mii. Szkoda tylko, że jęczy tak samo, gdy mój syn ją posuwa, jak ty gdy biegnąc przez las widzisz jakąś sukę w lesie. Ale mógłbyś ją od czasu do czasu zabierać. Już trochę mnie denerwują jej wrzaski, chociaż jestem dumny z mojego syna, że potrafi tak ją zadowalać. Nawet kilka razy pod rząd. Kilkanaście razy dziennie. – I co teraz skurwysynie?
– Och – Gabriel przyłożył rękę do klatki piersiowej – gdyby to była moja córka właśnie rozpieprzałbym ci twarz na tym kamieniu. Ale ona wyjechała tydzień temu na Bahamy z koleżankami.
– Czekaj – wyciągnąłem z kieszeni telefon i włączyłem galerię, aby znaleźć zdjęcie ich całujących się na kanapie. Prawdę powiedziawszy zrobiłem sobie z nimi selfie. W rogu po lewej uśmiechnąłem się, otwierając szeroko usta i wskazałem kciuk do góry, podczas gdy oni pochłaniali się na kanapie. – Czyli to nie ona? – pokazałem mu zdjęcie.
Gabriel zdębiał. 
Ezra głośno się roześmiał. 
– Już po tobie, Scott – westchnęła Grette i oparła głowę na dłoni. Jej czerwone włosy zakołysały się i dostrzegłem, jak jej drobna sylwetka zadrżała.
 Przywódca wilków skoczył na mnie, a Ezra się odsunął, aby nie oberwać. Ja rozłożyłem ramiona, jakbym chciał go przytulić, jednak gdy prawie dotarł do mnie położyłem dłonie na kamiennym oparciu i odepchnąłem się, aby uniknąć ciosu. Wilk uderzył w puste siedzenie, a gdy na mnie spojrzał jego oczy zmieniły barwę na bursztynową, a pazury stały się ostrzejsze i większe. Rozchylił wargi i głośno warknął, ukazując swoje długie kły.
– Mówiłem. Twoja córka wydaje taki sam dźwięk gdy dochodzi – zaśmiałem się.
 Gabriel ponownie na mnie skoczył, a ja bez żadnego problemu uniknąłem ciosu. To było tak, jakby po prostu tańczył przed nim. Dwa kroki w lewo, unik, piruet, skok w prawo.  A teraz położyłem się na ziemi, po czym zamachnąłem się, a uderzenie moich nóg powaliło stojącego wilka. Odskoczyłem wstając i przyłożyłem kolano do pleców leżącego blondyna. Pochyliłem się nad nim i szepnąłem:
– Jeśli ci życie miłe: nigdy ze mną nie zadzieraj. Inaczej skończy się ono w ciągu kilku sekund.
 Wstałem i udałem się do swojego miejsca. Ezra jedynie pokręcił głową i zaczął się śmieć. 
– To nie pomaga naszej reputacji – powiedział. – Dalej mają nas za idiotów i brutali.
– Ej! – oburzyłem się. – Nie uważają nas za idiotów. W końcu to my ocaliliśmy ich przed Samaelem – przypomniałem.
– Dobra, daj już sobie spokój. I zachowuj się – ostrzegł.
 Zrobiłem minę zbitego psa i wydąłem dolną wargę. 
– A pójdziemy później poćwiczyć? Prooooszę... Chcę znowu skopać ci tyłek – poprosiłem.
– Ktoś zalazł ci za skórę? – zaśmiał się.
– I to nie byle kto – warknąłem i odwróciłem się.
 Zauważyłem, że do pomieszczenie weszli kolejny członkowie Rady. Tym razem był to Marcus – król Patersu, w towarzystwie swojego dziedzica – Kaspara. 
 To dziecko wkurwiało mnie bardziej, niż fakt, że Tyler zniszczył Stephanie. 
 Tak. Nazwałem auto Stephanie i nie wstydzę nie tego. Ani trochę. 
 Ten dzieciak miał na koncie kilka set lat, ale wyglądał na osiemnastolatka? Bez przesady, górniarz przestał się starzeć w wieku szesnastu lat. Tak, jak ojciec, miał białe włosy postawione do góry. Nawet z daleka dostrzegłem spojrzenie jego zielonych tęczówek. 
 Ugh. Był okropny.
 Uśmiechnął się podnosząc głowę i spojrzał na nas kpiąco. Był trochę niższy ode mnie i byłem pewny, że powaliłbym go jednym ciosem. Prosto w twarz, aby ten jego przeklęty uśmieszek zniknął. 
 Co za gówniarz. 
– Witam panów – rzekł ochrypłym głosem.
 Otworzyłem usta i już miałem rzucić jakąś docinkom, gdy uprzedził mnie Ezra:
– Jak przystało w takich sytuacjach, Kasparze. A jak miewają się nasze interesy?
– Idą, w jak najlepszym kierunku – odpowiedział jego ojciec. – Widzimy się za kilka dni, nieprawdaż?
– Tak – przytaknął Ezra. – Już w tą sobotę odbędą się oficjalne zaręczyny i przypieczętowanie kontraktu.
– Świetnie – uśmiechnął się Marcus.
Czy już mówiłem, że go nie lubię Nie? To dobrze. Bo ja go NIENAWIDZĘ!
 Patersowiańczycy zajęli swoje miejsce, a ja spojrzałem gniewnie na króla.
– Nie odzywaj się – znów mnie uprzedził. – Porozmawiamy na ten temat w domu.
– Tak jest, wasza wysokość – powiedziałem kpiąco.
Na sali zasiedli niemal już wszyscy – Lucyfer stanął na mównicy, znajdującej się na środku sali, Kaspar usiadł obok mnie, następnym był Marcus, po czym siedziało kilka osób, których nigdy nie spotkałem. Jakiś starzec z wielką brodą, brunet z prawie zrośniętymi brwiami i Christoph. 
 Dawno go nie widziałem. Ale nie przerwaliśmy kontaktu. Od czasu do czasu dostałem od niego jakąś wiadomość z informacją o jego aktualnym pobycie i zdrowiu. No i gdy miał jakiś problem to wtedy pisał. Ale nie spotkaliśmy się od ponad dziesięciu lat. Po tym, jak Samantha odeszła pomógł mi stanąć na nogi. Był moim przyjacielem i nadal tak pozostało. Może brzmię, jak baba, ale wspierał mnie, dzięki czemu zrozumiałem, że nie mogę się poddać. Nie, gdy cenę za moją słabość poniosłaby rodzina. 
 Skinąłem głową, gdy na mnie spojrzał. W odpowiedzi uśmiechnął się i pomachał. 
 Dwa kolejne miejsca były puste, a na końcu naszej strony siedziały dwie kobiety, które nie znałem. Jedna miała długie włosy sięgające za tyłek i pulchną twarz, na której znajdowały się blizny. Jej wargę przeszywała blizna. Druga miała szpiczaste uszy i wielkie pazury. Poprawiła górę od swojej garsonki, eksponując przy tym swój biust. 
 Boże... Czy jako mieszaniec trzeba być wiecznie napalonym? 
 Zdecydowanie tak. 
– Witam was, droga Rado – zaczął Lucyfer. – Czy chcielibyście coś powiedzieć zanim rozpoczniemy zebranie?
 Bez wahania podniosłem rękę do góry.
– Tak, panie Blakwigh?
– Czy możemy zaopatrzyć tą salę w jakieś poduszki? To krzesło strasznie wbija się w...
– Scott! – upomniał mnie król Cerisu.
– ...w ciało – dokończyłem.
Ezra przywalił sobie dłonią w twarz i zaczął się śmiać. 
– W zasadzie to nie jest głupi pomysł – odezwał się staruszek.
 Lucyfer głośno odkaszlnął, po czym się odezwał:
– Coś jeszcze?
– I wolałbym coś mocniejszego do picia – dodał brewka.
– Ja też – poparłem go.
– Może frytki do tego? – warknął król Piekła.
– Z ketchupem! – zaśmiał się Gabriel.
– To... Skoro mamy już to załatwione... – podniosłem głowę i otworzyłem usta, aby coś dodać, lecz Lucyfer zbył mnie machnięciem dłoni. – Jeśli jeszcze raz się odezwiesz, Blakwigh, to urwę ci dupę przy samej szyi.
 Zamyśliłem się i wyobraziłem sobie to. 
– Ale to praktycznie nie jest możliwe – położyłem palec na brodzie i przechyliłem głowę. – Nie. Tak też się nie da.
 Demon zacisnął dłonie na mównicy. Kamień pękł. 
 O cholera...
– Dobra, następnym razem będziecie mieć poduszki, alkohol i jakieś jedzenie. A Blakwigh zostanie wykluczony z naszych narad!
– Niestety, ale...
– DOŚĆ, SCOTT!
– Ktoś tu ostatnio nie poruuuuchał sobie – zaćwierkałem cicho.
– Kurwa, BLAKWIGH! Zamknij tą gębę, albo ja ci ją zamknę!
– ZEBRALIŚMY SIĘ TUTAJ – wrzasnął – BO MAMY, KURWA, PROBLEM Z DEMONAMI.
– Zero kultury... – westchnął Marcus.
– Skoro tak chcecie, to dobra! Piekło upada! Nasze czary zanikają, przez co więcej demonów będzie w stanie się wydostać i to już będzie wasz problem, jak ich powstrzymać! – ryknął wściekle.
 W pomieszczeniu rozniosło się zbiorowe warknięcie. 
– Co wiemy? – postanowiłem już nie dręczyć mojego biednego ojczyma.
– Demony zeszły na Ziemię i pojawiły się w dwóch miejscach: W Irlandii i Kanadzie. Jak wiecie znajdują się tam dwa naturalne przejścia, które po połączeniu mogą bez problemu wydostać demona z każdej krainy – zaczął Ezra.
– Otchłań znajduje się między nimi, ale jest też Nicość, w której znajdują się naprawdę okropne istoty – dodała szpiczasto-ucha.
– Czego one chcą? – odezwał się król Patersu, jakby zastanawiał się na głos.
– Myślę, że chcą uwolnić Samaela – odpowiedział brewka. – I Aeszna wydostanie się wraz z nim.
– To niemożliwe – pokręciłem głową. – Żeby ona mogła się wydostać musiałby jej pomóc Śmierć.
– Niekoniecznie – pokręcił głową upadły. – Przepraszam, ale nie należy tego mówić przy nich – wskazał palcem Gabriela i Grette. – To... są nasze prywatne sprawy.
– Nie przeginaj, Chris – nadąsała się dziewczyna. – Jesteśmy tu, aby wam pomóc. Nam też zależy na tym, aby nikt nie ucierpiał.
– Nie – przerwał jakiś głos.
 Odwróciłem się i dostrzegłem jakiegoś bruneta w białym stroju, przypominającym habit. Z jego pleców wyrastały dwa potężne skrzydła, które pewnie rozłożone liczyły ponad trzy metry długości. Gdy szedł mieniły się na złoto. 
– Witaj, Gabrielu – przywitał się Lucyfer. – Dziękuję, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością – przewrócił oczami.
– Miły, jak zawsze – zaśmiał się anioł.
– Brakuje nam jeszcze dwóch osób...  Ezra, gdzie jest Lea?
To ona też jest członkiem?!
– Przykro mi, ale moja córka na razie nie będzie uczestniczyć w tych naradach – odparł spokojnie ojciec dziewczyny.
– Ale ona jest...
– Nie, Lucyferze – przerwał mu Cerisowiańczyk.
– Dobrze, jak chcesz – odpowiedziałem za demona. 
– Radzimir u mnie był, Gabuś. Nie jest za wesoło – zaczął.
– Wiem, Lucusiu. Radzimir miał rację – trzeba zwołać Bractwo Krwii.
No to mamy przesranę. 



Hejoł <3 
Kto się nie uczy na jutrzejszy sprawdzian z matmy i pisze rozdział?! Lonely!!! 
No więc... krótki, gdyż to druga część i tak wgl, to ja nie będę marudzić, bo nie mam na to siły...
 Opowiem wam jedynie bardzo śmieszną sytuację... hehe...
Otóż nie mogę się zalogować ze swojego laptopa na to konto, gdyż zawsze wyświetla mi się konto mojej przyjaciółki, która parę dni temu zalogowała się u mnie. 
Śmieszne, nieprawda? 
Dupson. 
Przepraszam, że nie skomentowałam nic u was... Jestem beznadziejna -,- 
Dupson. Mega dupson... 
Idę rozczulać się nad sobą przy matmie... 
I <3 Was 
Załamana Loncia...
PS. A i nie sprawdziłam błędów <3 Taki mi się włączył :*

2 komentarze:

  1. Heej ;) Ja jak zwykle spóźniona, ale ostatnio miałam poprawę z zawodowego a nie mogę go spierniczyć, bo mi się w tym roku kończy, więc powinnam się przyłożyć no i oczywiście kartkówka z matmy, z której nawiasem mówiąc i tak dostałam jedynkę, ale nieważne :D Przecież ważne, że w końcu jestem, po napisaniu rozdziału u siebie, przyszedł czas na nadrobienie zaległości i oczywiście zaczęłam od Ciebie ;)
    Haha rozwaliło mnie to, co Lucyfer powiedział: " Czasami się zastanawiam co moja córka w tobie widziała. Przecież ani to mądre, ani ładne." - normalnie z tego nie mogłam :D I nadal jak sobie to przypomnę to się śmieję :D
    Druga sprawa jaką zauważyłam dzisiaj to to, że... sama nie wiem, jak to określić, ale z tego rozdziału wyczułam wypływającą magię ;) niby w każdym coś się dzieje magicznego, ale tutaj tak jakoś mnie to urzekło i przykuło uwagę ;) No bo opisałaś portal i przenoszenie się przez niego, opisałaś jak, Lucyfer przysłał wiadomość w tym płomieniu na stole <3 cuuudo! ;)
    "– Do diabła, Scott – warknąłem. – Zachowaj choć trochę kultury..." - haha z tego też nie mogę :D Fantastyczne *,*
    Hahah ach ten Scott i jego uwielbienie Stephanie! :D Nie no, ale imię to ładne wybrał :D no i znowu nie mogłam, jak czytałam to, jak się kłócił z Gabrielem! *,* Cudowny rozdział po d względem humoru :D I ta ich bójka na koniec ;)
    Kaspar... Faaajne imię *,* uch, nie lubię ludzi z białymi włosami :D jakoś tak, z reguły :D Ale co do Kaspara to się okaże :D
    Hahaha ej no im dalej czytałam, tym bardziej się śmiałam! Z tymi poduszkami i alkoholem też było zarąbiste, a Scott to przeszedł po prostu samego siebie :D Uwieeeelbiam goo! <3
    Rozdział z humorem, lecz porusza na pewno ważne dla opowiadania sprawy - zebranie Rady no i powołanie tego całego bractwa. Mimo, że było mnóstwo śmiechu to też odrobina grozy pozostała. A co najważniejsze, poznaliśmy Kaspara i jego ojca. Wkrótce będzie zapewne o nich więcej (przynajmniej mam taką nadzieje, bo skoro mają być zaręczyny i wgl.) i wtedy dowiemy się na pewno czegoś interesującego :D Jestem ciekawa, jak zareaguje na niego Lea.
    Jak zwykle czuję mega niedosyt, no bo to ja, która zawsze chce pochłonąć historię w jedną noc a potem jęczy, że nie ma co robić i że jej życie się skończyło :D Tak by właśnie było, gdybym przeczytała twoje opowiadanie w postaci książki. Po skończeniu książki załamałabym się i wgl :D No ale nieważne! :D
    No cóż mogę dodać? Rozdział jak zwykle super, uśmiałam sie jak nie wiem, jest doobrze ;D
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko, ale uwielbiam robić sobie zaległości -,- Wybacz -,-
    Rozdział fajnej długości, Białe włosy! No kurde, fajnie i oryginalnie.
    Ciekawy wątek z radą i bractwem, mam nadzieję, że nam to rozwiniesz w kolejnym rozdziel :)
    CZEKAM !!! Mam nadzieję, że niedługo wrócisz!!!! <33333

    ps. rozdział na wampirach i lobotomi jeśli chcesz <3

    OdpowiedzUsuń