czwartek, 12 marca 2015

Rozdział 9 Księga III



– Co myślisz o samobójcach?
– To tacy aniołowie, którzy mieli żyć na Ziemi. 
Ale świat i ludzie ich krzywdzili, tak mocno i skutecznie, a nie byli odporni na ból. 
Wręcz przeciwnie. Dlatego pisali po swoich nadgarstkach kreski.
Kreski, które były tajnym kodem.
Kodem, by dostać się z powrotem do Nieba, gdzie krzywda ich nie zastanie, a sami będą radośni.



LEA

 Zacisnęłam palce na broni, czując jej chłód. Zrobiłam krótkie rozeznanie, aby dobrze przygotować się do ataku. Demon wszedł na dach samochodu i wpatrywał się we mnie. Z jego gardła wydobywało się ciche warczenie, a z ust ciekła ślina - albo coś co ją przypominało. Skóra napastnika była cała czarna. Wyglądem przypominał zmutowanego człowieka, zmieszanego ze zwierzęciem.  Liczył sobie jakieś trzy metry wysokości, a z pleców wystawały mu nietoperze skrzydła. Nie widziałam jego twarzy.  Tak jakby na czaszkę została naciągnięta skóra, zostawiając jedynie miejsce na pysk, z rzędem ostrych kłów. 
 Lamia - tak właśnie nazywał się ten demon. Żywił się krwią i mięsem ludzi, jednak najbardziej smakowały mu niemowlęta. 
 Krzyknęłam, a następnie skoczyłam na potwora. Demon uniósł się kilka metrów nade mną, a następnie zanurkował po mnie, jakbym była jakąś rybą w stawie. W międzyczasie rozejrzałam się, upewniając, że nie ma w pobliżu żadnego łowcę czy wilka, którzy mogliby mi pomóc. Zostałam sama z demonem. Był jeszcze Cameron, ale na niewiele on się zdawał. Byłam pewna, że ta sytuacja go przerosła. 
 Lamia wystawiła swoje szpony przed siebie, aby mnie złapać. Na szczęście odskoczyłam, przez co potwór wbił pazury w asfalt. Ryknął i spojrzał na mnie. Nie dałam mu zbyt dużo czasu na zastanowienie się. Mocniej zacisnęłam dłoń wokół sztyletu i skoczyłam na niego. Złapałam się skrzydła i już po chwili siedziałam na jego grzbiecie. Wbiłam broń w bark, a demon ponownie zaryczał. W miejscu rany wydobywał się dym. 
 Moja broń składała się głównie z anielskiego metalu, który przy kontakcie z demonem palił jego skórę. Wytwarzał taki wewnętrzny płomień. 
 Potwór zaczął się szamotać, a ja spadłam, boleśnie lądując na ziemi. Przetoczyłam się pod niego i w miejscu gdzie powinno znajdować się serce, zanurzyłam swoją broń. 
 Miałam dosłownie chwilę, aby wydostać się spod jego ciała, zanim całkowicie spłonie. Jednak było to niemożliwe. Moja noga została uwięziona, przez niego i nie mogłam się ruszyć. 
 Lamia sterczała nade mną i spojrzała w dół. Mogłabym przysiąc, że uśmiechnęła się, jakby właśnie o to jej chodziło. 
 – Zginiesz ze mną, córko Samanthy – przemówił ochrypłym głosem. – Zapłacisz za grzechy matki. 
 – Pieprz się – warknęłam i wolną nogą kopnęłam go w brzuch. 
 Demon opadł na bok, lecz moja noga wciąż była uwięziona. Wsadziłam dłoń w jego serce, aby wydostać swój sztylet i spróbować odciąć kończynę, która mnie unieruchomiła. Potwór niestety już zaczął płonąć, aby jego ciało mogło się teleportować i jednocześnie uwięzić go, w jego prawdziwym domu. Miałam pewność, że dziadek Lucyfer odpowiednio zajmie się zbiegiem. 
 Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramiona i ciągnie do tyłu. Odchyliłam głowę i dostrzegłam Camerona, który z zatroskaną miną próbuje mnie uratować. Wyrwałam się jemu i usiadłam. Musiałam odciąć nogę potwora, zanim ogień także i mnie dopadnie. 
 – Lea! Ja chcę ci pomóc! – zawołał, lecz ja nie zważałam na jego słowa. Walczyłam o życie. 
 Odcięłam kończynę i od razu poczułam ulgę. Nic ani nie naciskało, ani nie wbijało się w moją nogę. Wyciągnęłam rękę w stronę chłopaka, a ten od razu pomógł mi wstać. Podczas gdy stwór płonął, a jego ciało stopniowo znikało, my uciekaliśmy. 
 Spojrzałam na swoją ofiarę, z której prawie nic nie zostało. Zabiłam demona. Swojego pierwszego w życiu potwora. 
 Jak się z tym czułam?
 Byłam głodna krwi. Nigdy bym nie przypuściła, że walka mogła być tak przyjemna. Zajęcia w Cerisie zdecydowanie różniły się od tego tutaj. 
 – Coś ty sobie myślała?! – warknął chłopak, dysząc ze zmęczenia. 
 Spojrzałam na niego. Wyglądał na kogoś, kto omal nie stracił życia podczas walki z demonem. A nie, to ja prawie spłonęłam żywcem i czułam się o wiele lepiej, niż on. 
 – Gdyby nie ona, byłbyś martwy – odezwał się kruczowłosy. 
 – A ty kim, kurwa, jesteś? – Cameron wydarł się na przybysza i zmierzył go wzrokiem.
 – Śmierć – powiedziałam. 
 Jakbym mogła opisać Kosiarza? Zdecydowanie przerażającego. Trupioblada postać z czarnymi włosami, ubrana w dopasowany garnitur. Jego ubiór wydał mi się trochę dziwny. Zresztą, nigdy wcześniej nie spotkałam Żniwiarza. 
 – Wybacz mu, panie, jego zachowanie – zwróciłam się do kruczowłosego. – W tych czasach ciężko o dobrego strażnika. 
 – Leo. – Kosiarz zmierzył mnie wzrokiem. Poczułam dziwne dreszcze na karku, gdy spojrzałam w jego oczy i tą bezdenną pustkę malującą się w nich. – Wiem, że dopiero co się dowiedziałaś o nim. Ale jestem pod wrażeniem – przyznał. 
 Poczułam się dumna z tego powodu. Chociaż nie wiedziałam dlaczego. 
 – Leo  – powiedział ostrzej, aby zwrócić moją uwagę. – Już od dawna cię obserwuję. Wiem czym jesteś i chciał bym ci dać pewną radę. 
 – Pan też uważa, że mogę pozostać tym, kim jestem?
 Śmierć westchnął. Wiedziałam, że nie powinnam zadawać jemu takie pytania, lecz chciałam znać opinię kogoś, kto nie jest ze mną w żaden sposób związany. 
 – Nie będę cię okłamywał, Leo. Obydwoje wiemy jaki los czeka wygnańców, chociaż to my panujemy nad naszym losem, niektóre rzeczy nie da się zmienić. A przynajmniej nie samemu – uśmiechnął się, a rząd śnieżnobiałych zębów zalśnił. – Dziękuje za to miłe spotkanie. Mam nadzieję, że nasze następne również będzie tak owocujące, jak te. – Odszedł kilka kroków od nas, aby otworzyć przejście.
 – Hej! – zawołałam za nim. – A co z moją radą? 
 Głęboki śmiech rozniósł się wokół nas. Nigdy bym nie przypuszczała o jakiekolwiek emocje , które posiadałby Kosiarz. Nawet bym nie przypuszczała, że tak bardzo będzie przypominał człowieka. 
 – Dam ci teraz drugą radę. Ja na twoim miejscu, jak najszybciej opatrzyłbym tą nogę, zanim wda się zakażenie – powiedział, a następnie po prostu zniknął. 
 Spojrzałam na swoją kończynę i dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo oberwałam. Nogawka od spodni była rozerwana, a na nodze znajdowała się wielka rana, która mocno krwawiła. 
 – Cholera – zaklęłam, po czym straciłam równowagę i boleśnie upadłam na pupę. – A ty co tak stoisz? – warknęłam w kierunku Camerona. – Albo pomożesz mi wejść do samochodu, albo zadzwoń do Patricka i każ mu tu przyjechać. 
 – Nie musisz być taka opryskliwa – mruknął pod nosem. 
 – A ty nie masz prawa zwracać uwagę księżniczce – odparłam. – W samochodzie powinna być apteczka Patricka. Usztywnisz mi nogę i wpakujesz do samochodu. Myślę, że kość może być pęknięta. 
 Jak to cholerstwo bolało! Miałam ochotę wić i krzyczeć z bólu, jednak duma mi na to nie pozwoliła. Starałam się być silna, chociaż czasem było to trudne do zrobienia. 
 – Nigdy nie widziałem tak wielkiej apteczki – usłyszałam głos bruneta za sobą. – Na cholerę wam tyle tego?
 No cóż... Miałam wielką dziurę w nodze, którą żaden drobny plasterek by nie zakleił. Byliśmy przecież wojownikami! Walczyliśmy, ginęliśmy, więc nie było żadnej mowy o drobnych skaleczeniach. 
 – Sprawdź przy kole zapasowym, czy jest tam butelka bourbonu – zignorowałam jego wcześniejsze pytanie. 
 Po chwili wielka czarna torba wylądowała tuż obok mnie, a Cameron wyciągnął dłoń z alkoholem przede mną. Chwyciłam ją i polałam cieczą ranę. Z moich ust wydobyło się ciche syknięcie. Rozerwałam nogawkę do kolan, abym mogła dokładniej przyjrzeć się ranie. Z racji tego, że często zostawaliśmy ranni w walce, każdy z nas musiał przejść kurs pierwszej pomocy. 
 Chłopak podał mi gazy, które przytknęłam do nogi. Wyciągnęłam usztywniacze i kilka bandaży, a po chwili moja noga była już opatrzona. Z trudem Cameron zaniósł mnie do auta, a następnie ruszyliśmy w stronę domu. Już sobie wyobrażałam reakcję ojca na moje zniknięcie i walkę. No i do tego wszystkiego dochodziła rana, która nie wyglądała najlepiej. Byłam pewna, że zostanie mi wielka blizna. 

SCOTT

 Rzuciłem broń, ociekającą czarną krwią, a po chwili dołączyła do niej kurtka i buty. Wiedziałem, jak bardzo Amanda nie cierpiała gdy zostawiałem za sobą ślady z krwi demona. No i ten smród siarki bardzo ją irytował. 
 Dlatego też zaraz po przekroczeniu progu ściągnąłem wszystko, co mogło by ją zdenerwować. 
 Postanowiłem skorzystać z łazienki na parterze. I o ile dobrze pamiętałem, znajdowała się ona tuż przede mną. 
 Otworzyłem drzwi i znalazłem włącznik światła w środku. Gdy w pomieszczeniu zrobiło się jasno, dostrzegłem dwójkę intruzów przede mną. 
 – Aaaa! – krzyknąłem bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. 
 Mój syn odwrócił się i także wydarł się, a następnie sięgnął po ręczniki, którymi zasłonili się wraz z jego towarzyszką. 
 Nie powiem, żeby to była jakaś super sytuacja, przyłapując syna na... Ale po Tylerze wszystkiego mogłem się spodziewać. 
 – Tato! – zawołał. – Co ty tu robisz tak wcześniej?
 – No cóż, wygrałem zakład z Patrickiem, więc to on został i zajął się porządkami – odpowiedziałem. 
 – A mógłbyś wyjść, żebym – odchrząknął. – dokończył sprawę? – kiwnął w stronę swojej dziewczyny, która była cała czerwona. 
 – Powiedz mi, kochanie, ile ty masz lat? Mam wrażenie, że skądś cię znam...
 – Dwadzieścia cztery, proszę pana – odezwała się piskliwym i przerażonym głosem. – Należę do stada Gabriela, więc może spotkaliśmy się, na którymś zebraniu. 
 – A no tak! – palnąłem się w czoło. – W zeszłym tygodniu na obradach! Ale interesu później – oznajmiłem. Oparłem się o futrynę i skrzyżowałem dłonie na piersi. – Powiedz mi, jak sprawuje się mój syn? Czy odpowiednio cię zadowala?
 Teraz stała się purpurowa, a uśmiech z mojej twarzy nie chciał zejść. 
 – Boże, tato! – krzyknął mój syn. 
 – Wybacz, młody, ale musicie stąd wyjść, chyba, że chcecie abym przy was urządził niezły striptiz?
 – Idź na górę i przed mamą urządzaj sobie striptiz, a teraz wyjdź – warknął syn. 
 – Nie ma bata – zaśmiałem się. – Muszę zmyć z siebie to świństwo, inaczej twoja matka urwie mi łeb przy dupie, jeśli nasmrodzę w domu, więc wypad – odsunąłem się, aby mogli przejść.
 Mijając mnie, Tyler zmierzył mnie wzrokiem, jakby chciał mnie zabić. Bardzo złe posunięcie, Lovelasie. 
 Gdy wyszli trzasnąłem drzwiami i wszedłem pod prysznic pod gorący strumień wody. Mydląc ciało śpiewałem piosenkę z reklamy płatków śniadaniowych, która wyryła się mi w pamięci.
 – Dziękuje – zwróciłem się do Samanthy, która siedząc na szafce podała mi ręcznik. Owinąłem się nim w pasie i wyszedłem spod prysznica. 
 – Nie ma za co – powiedziała swoim delikatnym głosikiem.
 Spojrzałem na nią zaskoczony i ponownie tego dnia po prostu wrzasnąłem. Odsuwając się od niej, poślizgnąłem się na kafelkach i wylądowałem na tyłku. A dokładniej na koszu na pranie, który pod moim ciężarem po prostu pękł.
 – Cholera, Sam! – Byłem pewny, że jeszcze dzisiaj zrobię sobie coś poważniejszego. I to wszystko było winą mojego pieprzonego instynktu, który nie informował mnie o czyjejś obecności.
 – Niezłe powitanie po latach – mruknęła, a następnie pomogła mi wstać.
 Chwyciłem się jej wyciągniętej ręki, która była strasznie zimna i bledsza, niż podczas naszego ostatniego spotkania. Ona również się zmieniła. Pomimo tej udawanej radości, w środku była pusta. Czułem, że to nie jest moja Samantha, tylko jakaś marna imitacja jej.
 – Jestem martwa, Scott – powiedziała, jakby czytając w moich myślach. – Jedynie taką powłokę mogę przybrać, aby móc tu z wami przebywać.
 Wstałem i poprawiłem ręcznik, który prawie ześlizgnął się z mojego ciała. Samantha w tym czasie śmiała się ze mnie i mojej purpurowej twarzy. Czułem, jakbym z dziewczyną mojego syna zamienił się miejscami i został przyłapany na czymś złym.
 – Hm... – mruknęła. – To może ty pójdziesz się w coś ubrać, a ja zaczekam w kuchni?
 – Ale nie znikniesz, prawda? – Chciałem się upewnić.
 – Nie – uśmiechnęła się. – Jestem tutaj, gdyż chciałeś ze mną porozmawiać, więc nie odejdę, póki nie wyjaśnimy sobie kilku spraw.
 Pobiegłem najszybciej, jak mogłem do sypialni, więc po kilku minutach znów znalazłem się w towarzystwie siostry. Czułem, że ta rozmowa nie będzie należeć do najprzyjemniejszych.

SAMANTHA

 Usiadłam na blat i sięgnęłam po jabłko, które po chwili ugryzłam. Słodki sok spłynął po mojej brodzie i kapał na czarną sukienkę, która zbytnio przylegała do mojego ciała, przez co nie mogłam swobodnie oddychać.
 No dobrze. Przyznam, że skłamałam. Nie byłam żadnym duchem. Wciąż miałam swoje ciało, a martwa byłam przez zaledwie kilka sekund. Trafiłam do Otchłani, którą w mgnieniu oka opuściłam. Do dziś nie specjalnie wspominałam tą wizytę.
 Żałowałam, że się tu znalazłam. Ale przecież nie mogłam całe życie uciekać, prawda? Okey... Powiedzmy kilkadziesiąt lat dałabym radę odkładać te wszystkie sprawy, jednak zważywszy na to, że jesteśmy długowiecznymi istotami, nie mogłam uniknąć tego spotkania. Zresztą, mogłam przynajmniej trochę pomieszać w ich głowach.
 Ucieszyłam się. Zapowiadała się niezła zabawa.
 – Rozmawiałaś jćuż z Ezrą? – odezwał się Scott wchodząc do kuchni.
 Jego obecny wygląd żadnego wrażenia na mnie nie zrobił. Co innego gdybym zobaczyła go po prawie szesnastu latach. Nie pierwszy raz znajdowałam się w tym domu i nie pierwszy raz ich obserwowałam. Oczywiście oni nie byli tego świadomi, lecz ja znałam ich życie tak jakbym sama z nimi je przeżyła.
 Jednak musiałam przyzna, że z tego młodego chłopczyka, którego zostawiłam, wyrósł duży mężczyzna. Przypominał teraz dojrzałego wojownika. Dostrzegłam kilka blizn na jego rękach, które wywołały mieszane uczucia.
 Pamiętałam, jak w dzieciństwie Scott prosił mnie, abym zaczęła go uczyć. Chciał własnoręcznie zemścić się na zabójcy swoich rodziców. Wiedziałam, że będzie wyjątkowym wojownikiem. I tak też się stało.
 – Nie – odparłam. – I odpowiem na twoje kolejne pytanie: Nie zamierzam się z nim spotkać i wiem, że tu go nie ma. W mieszkaniu znajdują się tylko dwie osoby, oprócz nas. W tym twój syn, który...
 – Dobra! – przerwał mi. – Jestem w pełni świadom, co mój syn teraz wyprawia.
 – Jaki ojciec, taki syn – zaśmiałam się.
 Prychnął.
 – Niech się bawi, póki może. Za rok przejdzie Wstąpienie i już nie będzie tak wesoło.
 Wyciągnęłam dwie butelki piwa z lodówki i otworzyłam je. Jedną podałam Scottowi, zaś z drugiej upiłam trochę alkoholu.
 – Przykro mi, braciszku, ale nie mam zbyt dużo czasu. Przyszłam, bo chciałeś mnie o coś zapytać.
 Mężczyzna wbił wzrok w butelkę i przejechał kciukiem po szkle. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił.
 – Dlaczego zrobiłaś to Lei? – zapytał. – Przecież to twoja córka...
 – Nigdy świadomie nie skrzywdziłabym nikogo z rodziny. – A przynajmniej zanim odeszłam. – Nie spodziewałam się tego, że to wszystko tak się skończy, ale nie to pytanie chciałeś mi zadać.
 Scott spojrzał na mnie, a w jego oczach zalśniły łzy.
 – C-czy moja wizja może się spełnić?
 Zaśmiałam się, po czym zeszłam z blatu i zaczęłam błądzić po pomieszczeniu.
 – Powiem ci, co ja widziałam – przejechałam dłonią po meblach. – Czasami też mam wizję, ale nie są tak przyjemne, jak twoje. Widzę w nich ból, gniew i śmierć ludzi, którzy podjęli błędne decyzje – ponownie się napiłam. – Tak samo jest z życiem. Mogę spojrzeć w twoją przyszłość i dostrzec kilkanaście tysięcy zakończeń. Gdybyś dzisiaj nie założył się z Patrickiem i pojechał za moją córką, aby jej pomóc, byłbyś martwy.
 – Dlaczego? – zainteresował się.
 Bo to jeden z przedstawicieli tego gatunku zabił twoich rodziców.
 – Tego już nigdy się nie dowiesz. – Znów usiadłam na blacie.
 Strach, nawet ten dawny, i niemal zapomniany, potrafi być paskudnym zabójcą.
 – Brakuje mi ciebie – wyznał w końcu.
 Przyznam, że jego słowa trochę mnie poruszyły. Nawet po tylu latach jego uczucia do mnie się nie zmieniły. Było to nawet trochę... miłe.
 – Dlaczego przyszłaś do mnie, a nie do Ezry albo Patricka? – Albo do swojej córki - te dwa niewypowiedziane słowa bębniły w mojej głowie.
 – Scott, obydwoje wiemy, jakby skończyło się moje spotkanie z nim. Przyszłam w pokoju. Nie zamierzam wracać, ani z czegokolwiek mu się tłumaczyć – westchnęłam. – Wyobrażasz sobie nasze spotkanie?
 Na twarzy Scotta zagościł grymas.
 – Taa... Prawdopodobnie doszłoby do rękoczynów, gdyby Śmierć ci towarzyszył.
 – Dla jego dobra radzę ci, żebyś z nim porozmawiał i spróbował go jakoś pohamować. Śmierć już ledwo wytrzymuje i, w końcu, jemu nerwy pękną. Wiesz, że za takie zachowanie Ezra powinien być już dawno ukarany?
 – Wiem, Sam. Ale nie możesz go winić za to, że cie kochał. Nie wiem, czy ty nadal odwzajemniasz jego uczucia, ale przypomnij sobie, jak się czułaś w jego obecności. – Scott wpatrywał mi się prosto w oczy, szukając zapewne jakiegoś śladu dawnej Samanthy. – Pomyśl o jego dotyku na twojej skórze. O jego pocałunkach i o tym, jak...
 – Wystarczy, Scott – powiedziałam spokojnie, a następnie uśmiechnęłam się cwaniacko. – To raczej nie jest temat, na który chciałbyś rozmawiać z własną siostrą.
 – Jestem gotów się poświęcić, bylebyś do nas wróciła – oznajmił poważnym tonem.
 Czy była możliwość, abym wróciła. Oczywiście. Mogłam to zrobić w każdej chwili, ale czy chciałam? Nie. Zdecydowanie nie.
 – Dobrze wiesz, że to jest niemożliwe – mój głos nie wyrażał żadnych emocji. Ani pozytywnych, czy jakiekolwiek negatywne. Byłam neutralna.
 – Miałem wizje... – zaczął. – Widziałem was wszystkich razem: Ezra i Lea, a między nimi ty. Wyglądaliście na bardzo szczęśliwych. – Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednak on machnął ręką, ignorując mnie. – Nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem, że wróciłaś do Ezry. Bardziej zdziwił mnie wygląd Lei.
 Oczywiście, że także miałam tą wizję. Lecz ja znałam prawdziwe zakończenie i ono bardzo różniło się od tego, o którym myślał Scott.
 – Wybór, Scott. To wszystko zależy od wyboru, a ja już go dokonałam i teraz mierzę się z konsekwencjami. 
 – Może i teraz stałaś się Śmiercią, ale wciąż do dupy idzie ci z kłamstwem – zaśmiał się.
 – Przyłapana na gorącym uczynku. No nic... Będę musiała się zbierać – ostatni raz się do niego uśmiechnęłam. – Żegnaj, Scott – a następnie po prostu zniknęłam.
 Albo... nie do końca. Byłam jedynie dla niego niewidzialna, lecz wciąż znajdowałam się w pomieszczeniu.
 Mężczyzna wypił całą zawartość piwa, po czym wyrzucił pustą butelkę do kosza. Oparł ręce na blacie i spojrzał w ciemność, malującą się za oknem.
 – Żegnaj, Sam – szepnął.
 Nagle poczułam słodką woń zmieszaną z wanilią. Ktoś się zbliżał.
 Wzięłam głębszy wdech. To były dwie osoby, a jedna z nich była poważnie ranna. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, kto zaraz przybędzie.
 Zmaterializowałam się tuż obok Scotta.
 – W zasadzie, mogę jeszcze chwilę zostać – powiedziałam.
 – Nie boisz się, że ktoś może cie zobaczyć? W każdej chwili mogą wrócić – mężczyzna przymrużył powieki, mierząc mnie.
 – Zaraz będziemy mieli gości – radość tryskała ze mnie na kilometr. – Idź przynieś jakieś opatrunki.
 – Wiem, że coś kombinujesz – powiedział podejrzliwie. – I nie waż się wykorzystać którekolwiek z nas. – Wyszedł, zostawiając mnie samą.
 Zeskoczyłam z blatu i bezszelestnie udałam się do holu. Przyznam, że jednym z kilku plusów mojej przemiany, było to, że potrafiłam robić ze swoim ciałem co tylko chciałam. Mogłam  robić się lekka, jak piórko, skakać po wszystkich meblach, czy po prostu dryfować w powietrzu. Wszystko było dla mnie możliwe.
 Drzwi z hukiem otworzyły się na oścież, a do środka wkroczył brunet, niosąc dziewczynę na rękach. Z przesiąkniętych bandaży kapała krew. Dziewczyna kurczowo trzymała się jego koszuli, sycząc cicho z bólu.
 – Potrzebujemy pomocy – wydyszał chłopak.
 – No co ty nie powiesz – mruknęłam. – Połóż ją na stole w jadalni – rozkazałam.
 Brunet zrobił to co kazałam. Słyszałam, jak dziewczyna coś majaczy pod nosem. Byłam pewna, że rana została zainfekowana demonicznym jadem.
 Po  chwili dołączyłam do nich, niosąc miskę pełną wody i kilka ręczników.
 – Złap ją za ręce. To może zaboleć. – Rozcięłam opatrunek, a moim oczom ukazała się ogromna dziura w nodze.
 Mogłam się domyślić, że to starcie z demonem może się tak skończyć... A teraz moja córka leżała na stole, a w jej krwi płynęła trucizna.
 – O kurwa! – krzyknął Scott, dostrzegając rannego. – Co tu się stało?! – zwrócił się do chłopaka.
 – Demon ich zaatakował, geniuszu – mruknęłam pod nosem. – Zajmę się nią, a wy idźcie po zioła do szklarni – mężczyźni, jak na komendę, wybiegli z jadalni. Zostałam sama z dziewczyną.
 – Leo, to ci się nie spodoba. – I Śmierci też nie.
 Ingerowałam w czyjejś życie, wbrew woli przeznaczenia. Użyłam swojej mocy, chociaż nie żądałam niczego w zamian.
  Trucizna prawie dostała się do serca. Przejechałam dłonią nad jej ciałem. W powietrzu uniósł się niebieski dym, który tuż po chwili zniknął.
 Obmyłam jej nogę i przytknęłam gazę do rany. Nie miałam czasu, aby ją zaszyć. Musiałam zniknąć.
 – Mamo? – usłyszałam ochrypły głos.
 Spojrzałam na jej twarz. Szafirowe oczy wpatrywały się we mnie. Dostrzegłam w nich siłę i chęć walki.
 Coś zakuło mnie w piersi. Pierwszy raz od szesnastu lat poczułam jakieś emocje. Smutek i żal.
 – Śpij – przejechałam dłonią nad jej powiekami, wprowadzając umysł w sen.
 To było niemożliwe...
 Przez ostatnie lata moje życie składało się głownie z zabawy. Wysyłałam cienie po dusze, albo sama udawałam się po ich odbiór. Czasami też zdarzyło mi się powalczyć z ofiarą o życie. Nudne gierki, czy też zagadki, które mogły im pozwolić przedłużyć ich żywot. Ale Śmierć zawsze dorwie swoją ofiarę. Jak nie osobiście, to dzięki zwykłemu przypadkowi.
 Pastwiłam się nad mordercami, zadając im ten sam ból, co oni swoim ofiarom. Przerobiłam setki ksiąg, dzięki którym zwiększyłam swoją moc. Byłam jedynie słabszą wersją Śmierci. Jednak wyrzekłam się uczuć. Szczególnie miłości.
 A teraz? Teraz stałam tuż obok mojej córki, która omal nie umarła. Uratowałam jej życie i odczułam potrzebę przytulenia jej. Czyli czegoś, czego nie powinnam czuć.
 Dawna Samantha odżywała we mnie, chociaż ja nie chciałam. Miałam nadzieję, że się jej pozbędę, lecz myliłam się. Nie można było oddzielić się od swojego prawdziwego oblicza.
 Czy to jakoś na  mnie mogło wpłynąć? Oczywiście, że nie. Ja byłam Śmiercią, a nie matką. Już od dawna nie wyrzekłam się tej strony i pozwoliłam na opanowaniu się ciemności.
 Tylko, że ta ciemna powłoka została porysowana, a w jej rysie zagościło światło.




Pam...pam... PAM   xd
No i jak wam się podoba rozdział? Piszcze, krytykujcie, zmieszajcie mnie z błotem :D Co tylko wam się będzie chciało xd 
Albo pochwalcie :3 Poprawicie mi tym humorek i dostanę mega kopa weny^^ Tak... Zaczęłam już kolejny rozdział i zacięłam się xd Macie może jakieś podejrzenia co będzie się dalej działo? :3 Piszcie :D 

Tekst nie wyjustowany bo mi przycisk nie działa i nie poprawiony bo mi się nie chciało drugi raz czytać xd 
Wiem... Jestem okropnym leniem^^
Pozdrawiam
Seo! <3

8 komentarzy:

  1. Tu będzie mój komentarz. Pewnie jutro <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, wybacz ;(

      Rozdział bardzo fajny, długi i treściwy i z sensem! <3
      Trucizna w nodze? WTF - sorry... kurde, dobrze, że Sam się pojawiła ! Ale coś mi tu nie pasi... Postaram się sama niedługo rozwikłać o co kaman. :)
      Super opisałaś walkę Lei ! aż się wczułam :)
      Oby więcej takich akcji.
      Jestem strasznie ciekawa, co się stanie po przebudzeniu!!!

      WENY :*:*:*

      [ ostatni--oddech ] notka ;*

      Usuń
    2. Wiem, że trucizna to już przeżytek, ale nic na to nie poradzę, że demony potrafią zatruwać innych xd Ale to będzie wytłumaczone w dalszym rozdziale :*
      To ja lecę do Ciebie na rozdziałek xd
      Pozdrawiam!
      Seo <3

      Usuń
  2. Heeej, już wczoraj widziałam, że dodałaś, ale kompletnie nie miałam siły, by przeczytać, a co dopiero skomentować sensownie, jeślibym w połowie nie padła ze zmęczenia :D No ale nieważne, ważne, że jestem ;)
    Na początku muszę Cię baaardzo pochwalić za dobór cytatu! Strasznie mi się spodobał <3 Jest taki... taki... normalny a jednocześnie ma w sobie to coś *,*
    Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że któreś z nich zostanie ranne! Bardziej obstawiałabym Camerona niż Leę, ale cóż :D Mimo tego, że przeczuwałam to i tak mnie zaskoczyłaś tą trucizną w jej nodze! Na moment serce niemal mi stanęło "Kurcze, ona nie może umrzeć, to nie miałoby w ogóle sensu!". Powiedziałam sobie w międzyczasie, by się uspokoić. No i na szczęście Sam wkroczyła do akcji. <3 Swoją drogą to nie podoba mi się ona... :( Znaczy to nadal moja jedna z ulubionych postaci tutaj, ale diametralnie się zmieniła. Albo tylko chce, żeby wszyscy ją tak postrzegali. Nie jestem tego pewna, może nie zdawała sobie sprawy, że jednak nie jest taka, jaka myśli, że jest :D czy to miało jakikolwiek sens? :D ^^ Strasznie się ucieszyłam (noo może nie od razu podskoczyłam z radości, ale szeroko się uśmiechnęłam), gdy czytałam końcówkę <3 i to, jak mimo wszystko uratowała Leę! Ostatnie zdanie wyjaśnia wszystko i jest takim super fajnym podsumowującym zdaniem, że o ja cię nie mogę! Normalnie się w nim zakochałam <3 chyba je sobie normalnie gdzieś zapiszę :D
    No ale ja tu już o końcówce, a tutaj taki wspaniały rozdział do omówienia ;)
    Najbardziej podobał mi się moment, gdy Sam podała Scottowy ręcznik, on jej normalnie podziękował a potem się dopiero skapnął kto to :D Cudowne <3 Nie wspominając już o Tylerze i tej dziewczynie ;) No żeby tak przy otwartych drzwiach? (czyt. nie zamkniętych na zamek albo klucz ;))
    Cudowna walka Lei! No i Cameron stracił trochę w moich oczach. Nie do końca ogarniam, kim o tak właściwie jest, ale jeśli choć trochę znałby się na czymkolwiek, co pomogłoby w tamtej chwili Lei to myślę, że powinien coś zrobić. Chyba, że jest praktycznie zielony w takich sprawach no to można by go usprawiedliwić jakoś. Nie mniej jednak brakuje mi tutaj tego obeznania, kim jest Cam! Już nie mogę się doczekać wyjaśnienia, by wszystko poukładać ;)
    Swoją drogą to Lea zachowała się dokładnie jak prawdziwa księżniczka. Trochę za wyniośle według mnie potraktowała Cama, ale to pewnie tylko dlatego, że się wkurzyła i była zła i była tak bliska śmierci ;)
    Czy istnieje jakakolwiek możliwość, że Sam wróci do siebie? :D Że jednak zrozumie, że dawnej siebie tak szybko z siebie nie wypleni? Że zostanie z nią, cokolwiek by się nie działo?
    Hahaha jestem mega ciekawa reakcji Ezry! I Lei po przebudzeniu. Czy będzie pamiętała swoją matkę? Kurcze, sama nie wiem, co byłoby dla niej lepiej ;)
    Jakoś tak mnie dzisiaj naszło a taki komentarz :D Rozdział cudowny, szybko go pochłonęłam, taki był wciągający! <3
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3
    Ps. Co to tego tekstu to dobrze wygląda :p Co ty się przejmujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, u mnie wyjustowanie normalnie działa ;)

      Usuń
    2. Faktycznie, Samantha strasznie się zmieniła :c I w kolejnych rozdziałach udowodni jaką jest zimną suką xd Dużo się zastanawiałam nad losami Lei. Masz rację, nie może umrzeć :D Chociaż, nie wiadomo co będzie dalej. Śmierć przychodzi nagle i nie jesteśmy w stanie się z nią uporać. Nawet jeśli twoją matką jest Śmierć xd Jeśli to ma sens...
      Powiem Ci, że jeśli chodzi o Tylera, Scotta i Sam, to ich trójkącik trochę się rozkręci :D I chyba wprowadzę do akcji tę jego dziewczynę. Boże... Jest tyle do opisania! Chyba ta Księga będzie mega duża xd
      Mam mały problem z opisaniem Lei... Dalszą część mam już za sobą, ale tą akcję nie potrafię opisać. Bo, jak może się ona czuć? xd Jest tyle kwestii do opisania, ale nie wiem od czego zacząć -,- No i takie tam moje żale...
      :D
      To chyba mój blogger odmawia posłuszeństwa...
      Pozdrawiam
      Seo <3

      Usuń
  3. Niesamowicie spodobał mi się cytat, tekst (?) na samym początku rozdziału - ten o samobójcach. Nie wiem, czy jest on Twojej twórczości, czy nie, ale jak dla mnie jest rewelacyjny. Zupełnie inaczej ukazuje samobójców - nie jako słabych ludzi, którzy z tchórzostwa pozbawiają siebie życia. Naprawdę piękny tekst.
    Jeszcze nigdy nie czytałam tak realistycznego opowiadania fantasy, dlatego bardzo się cieszę, że trafiłam na Twoją historię. Lamia to naprawdę niesamowicie obrzydliwy potwór, który przyprawił mnie o niezłe ciary! Nie dość, że obrzydliwy z wyglądu to jeszcze najbardziej lubił pożerać dzieci! Co za bestialstwo! W dodatku te skrzydła nietoperza... Podziwiam Leo za odwagę, naprawdę. Ja uciekałabym, gdzie pieprz rośnie (albo po prostu zachowałabym się jak Cameron xd), a ona wskoczyła na tego potwora i zaczęła toczyć z nim krwawą bitwę. Obrzydził mnie moment, gdy jej noga znalazła się w ciele potwora, ale cieszę się, że udało jej się ujść z tego cało. Omal z nim nie spłonęła! Ha, a Cameron niby chciał jej pomóc... Cóż, księżniczka doskonale dała radę sobie sama. Jego równie dobrze mogłoby tam nie być, naprawdę.
    Ze Scotta jest naprawdę niezły ojczulek xD. Nie mogłam uwierzyć, że nawet nie pozwolił Tyler'owi i jego dziewczynie "dokończyć sprawy" haha. Po prostu stał w progu, gapił się na nich i zadawał tej biednej dziewczynie pytania. Nic dziwnego, że była cała czerwona. I tak się dziwię, że, gdy usłyszała pytanie: "Czy mój syn cię zadowala" nie uciekła gdzie pieprz rośnie xD. No, ale Tyler nie miał nic do gadania. Ojciec musiał się wykąpać, by Amanda nie zabiła go za smród, który ze sobą przyniósł. Cóż... niby dobre wytłumaczenie jest.
    Samantha jest naprawdę bardzo tajemniczą postacią. Scott wciąż ceni ją sobie jako siostrę i widać, że bardzo chce, żeby wróciła. Dlatego wspomina jej o Lei i Ezrie (nie mam pojęcia, jak odmienić to imię ;o). Niby pani Śmierć była na to wszystko obojętna, ale coś w niej odżywało. Smutek, ból. Taki, jak w momencie, gdy ujrzała ranną córkę i bez wahania jej pomogła. Wtedy zrozumiała, że nie jest w stanie całkowicie pozbyć się dawnej siebie. Według mnie miłość do dziecka jest czymś, czego nie można zniszczyć i kto wie, może dzięki temu Samantha znowu będzie taka jak dawniej? Nie ukrywam, że szczerze na to liczę. Oby tylko nie straciła swoich żarcików względem brata ;).
    Opowiadanie jest naprawdę rewelacyjne. Przede wszystkim masz bardzo przyjemny styl pisania i realistycznie ukazujesz każdą sytuację, a to jest ciężkie w fantastyce. Tak, czy siak - bije pokłony i z pewnością będę czytała ;). Jeżeli masz ochotę zapraszam również do siebie: www.potomkinie.blogspot.com również fantastyka (chociaż pojawiają się wampiry mogę zapewnić, że nie będzie to tandetna historyjka). Będzie mi miło jeśli zajrzysz :). Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze uważałam samobójstwo za pewien akt odwagi. Nigdy za tchórzostwo. No bo trzeba mieć na prawdę niezłe jaja, żeby się zabić xd
    Tekst niestety nie jest mój. Kiedyś gdzieś go znalazłam i mam nadzieję, że dobrze go sobie przypomniałam :d
    Każdy Cerisiowiańczyk powinien stoczyć walkę z demonem, więc to nic dziwnego, że Lea ruszyła do boju :D A Cameron to Cameron xd Jest jaki jest, ale tylko ja znam jego tajemnicę^^
    Scott też za bardzo się nie zmienił :D Taka starsza wersja, niż w poprzednich Księgach. Ale wie, jak zrobić Tylerowi na złość i pomimo tego, że jest jego ojcem, będzie cholernie mu dokuczał :D On ma swoje metody wychowawcze i zobaczymy co z tego wyjdzie :D
    O Samanthcie nie będę za bardzo się rozpisywać, bo jeszcze coś niepotrzebnego zdradzę i będzie po ptakach xd
    Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie :) Każdy nowy czytelnik to coś niesamowitego :) O wiele przyjemniej się pisze, gdy wiesz, że ktoś Cię docenia ;D
    Pozdrawiam!
    Lonely<3

    OdpowiedzUsuń