poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 5 Księga III

Rozdział miał być nieco wcześniej... ale po drobnych komplikacjach dopiero teraz mogę go opublikować :*
Chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku i żeby był oczywiście lepszy od poprzedniego!
Pozdrawiam 
Seo <3

PS. Na wattpadzie pojawił się nowy rozdział.


***

 - I jak? - zapytał ciemnowłosy patrząc na swoją partnerkę.
 Stała tuż obok niego, jednak kilkudniowa rozłąka z nią wzbudziła w nim dziwne uczucia, których nie znał. Chociaż wszystko co wiązało się z nią przerażało go.
 - Nic nowego - wzruszyła delikatnie ramionami, a jej włosy połaskotały skórę dziewczyny. - Czuję, jak jej moc wymyka się spod kontroli. Nie śpi, więc organizm jest jeszcze bardziej zmęczony i niezdolny do walki. Nie ma siły, aby się bronić.
 - Więc, chyba w końcu nadszedł czas, aby ujawnić jej problem? - założył jej niesforny kosmyk za ucho.
 Musnął usta dziewczyny, czując smak warg, za którymi tęsknił. Ten pocałunek był obietnicą. Czegoś, co już wkrótce chciał spełnić.
 - Jesteś pewien? - zapytała wpatrując się w jego oczy. Dostrzegł w nich tą samą pustkę, jaka mu towarzyszyła od wieków.
 - Tak - przyznał. - Czas w końcu rozpocząć zabawę.

LEA

 Popołudnie wśród zwierząt nieco mnie odprężyło. Uwielbiałam jeździć konno. To było jedno z moich ulubionych zajęć w Cerisie, jak i na Ziemi. Czując wiatr targający moje włosy i widząc zieleń wokół mnie, mogłam przez chwilę zapomnieć o problemach. Do zaręczyn pozostało prawie dwa tygodnie. Przygotowania do ślubu były już w toku - jak twierdził mój ojciec.
 Właśnie odprowadzałam Lady - czarnego wierzchowca - do boksu, gdy usłyszałam radosny głos Camerona, wołającego mnie.
 - Już kończę! - odkrzyknęłam, jednak zanim się obejrzałam chłopak był już przy mnie. - Za dziesięć minut będę gotowa.
 - Daj - wyrwał lejce z mojej dłoni. - Ja zajmę się koniem i spotkamy się zaraz przed budynkiem, okey?
 Przytaknęłam i ruszyłam po swoją torbę.
 Po paru minutach wyszłam ze stajni przebrana w swoje ubrania. Cameron czekał na mnie obok swojego samochodu, stukając palcami w to śmieszne urządzenie, które nazywano telefonem.
 - Nie masz nic przeciwko, żebyśmy najpierw skoczyli na małe zakupy zanim cię odwiozę? - zapytał, po czym otworzył drzwi auta od strony pasażera.
 - Jasne - odpowiedziałam wsiadając do środka.
 Chłopak zajął miejsce kierowcy.
 - Możemy też skoczyć na lody - zaproponował, a następnie odpalił pojazd.
 - Na lody? - zdziwiłam się. 
 Za cholerę, nie wiedziałam czym są te całe lody. Chociaż już wcześniej spotkałam się z tym słowem, niezbyt ciekawiło mnie dowiedzenie się o jego znaczeniu. 
 - Tuż obok spożywczaka stoi budka z lodami. Nie ma tam jakiegoś wielkiego wyboru, ale te co są, są naprawdę pyszne. 
 - Czekaj... ale czym są te całe lody? - zapytałam czując, jak delikatny rumieniec wypływa mi na twarzy. 
 Cameron parsknął śmiechem. Skrzyżowałam ręce na piersi udając oburzoną. 
 - Ty tak na poważnie? - zapytał zdziwiony. 
 - Raczej tak bez powodu nie robiłabym z siebie idiotki. 
 - No dobrze... Lody to są... - postukał palcem o brodę, udając zamyślonego. - To jest po prostu zamrożona woda o jakimś smaku. 
 - Nie brzmi to zbytnio ciekawie - przyznałam. 
 - Nie. Albo ja po prostu kiepsko tłumaczę. Spróbujesz i sama ocenisz. 
 Zrobiliśmy zakupy, chociaż to bardziej Cameron je robił niż ja. Gdy szukałam jakiegoś cholernego makaronu chłopak zdążył już zebrać cały koszyk różnych artykułów. To były moje pierwsze zakupy i, jak widać, bardzo kiepskie. Gdyby wszystkie artykuły ustawiono alfabetycznie, ludzie nie mieliby żadnego problemu z ich znalezieniem. Albo to ja miałam z tym jakiś problem?
 Zapakował zakupy do samochodu, po czym ruszyliśmy do niewielkiej białej budki z jakimiś rysunkami po bokach. 
 - Lubisz truskawki? - zapytał.
 - Zamrożona woda o smaku truskawkowym? - zapytałam, przez co rozśmieszyłam chłopaka. 
 - Po proszę jedną czekoladową i dla tej pani truskawkową - zwrócił się do sprzedawcy. 
 - Proszę - powiedział starszy mężczyzna podając mi rożek z różowo - czerwoną kulką. 
 Nie bardzo wiedząc, jak miałabym to jeść, zaczekałam aż Cameron dostanie swoją porcję. Zapłacił sprzedawcy, a następnie ruszyliśmy w stronę niewielkiego parku.
 Pogoda jak na tą chwilę wydawała się bardzo ładna. Przez ostatnie dni było pochmurnie, a od czasu do czasu padał deszcz, więc teraz, gdy promienie słoneczne oświetlały krajobraz... Właśnie taka pogoda najbardziej przypominała mi dom, który ostatnio zbyt często wspominałam. Wiedziałam, że następna wizyta tam nie będzie należała do najprzyjemniejszych. 
 - Lea, wróć do mnie - usłyszałam rozbawiony głos chłopaka. 
 - Przepraszam - zawstydziłam się. - Zamyśliłam się. 
 - Mam nadzieję, że rozmyślałaś tak o mnie - zasugerował. 
 Uderzyłam go lekko w ramię. 
 - Wystarczy, że śnisz mi się po nocach. Tym razem rozmyślałam o domu. 
 - Tęsknisz za nim? 
 - Nigdy nie wyjeżdżałam na tak długo - przyznałam. - Myślę, że powoli czas wracać do domu, zanim wyjadę w kolejną podróż. - Czekała mnie jeszcze przecież podróż poślubna...
 - Chcesz mnie zostawić? - zaśmiał się, przez co dałam mu kuksańca w bok. 
 - Jestem okropną egoistką - wyznałam. 
 - Dobra, koniec gadania. Jedz loda, inaczej się rozpuści - polecił. 
 Stanęłam w miejscu spoglądając na rożek. Następnie mój wzrok powędrował na chłopaka. Widząc moje zmieszanie ponownie się roześmiał i polizał swoją porcję. Poszłam w jego ślady, a mój język zmierzył się z zimnym jedzeniem. 
 Poczułam przepyszny smak truskawek w ustach. Był delikatny i puszysty. 
 - O matko! - jęknęłam. - Ale to dobre. 
 - Czekoladowe są lepszy. Chcesz? - wyciągnął dłoń z lodem w moją stronę. 
 Spróbowałam je, czując jeszcze lepszy smak. 
 - Kocham lody - przyznałam rozmarzonym głosem. 
 - To dobrze, bo od tej pory będę cię częściej na nie zabierać. - Trzeba nadrobić te stracone lata.
 - Jestem za - posłałam mu delikatny uśmiech. 
 - Wróćmy do naszego poprzedniego tematu - zasugerował, przez co zmarszczyłam brwi. - Powiedziałaś, że śniłem ci się w nocy?


EZRA

 Siedziałem w pokoju czytając jakąś nudną lekturę. Próbowałem zająć czymś myśli, aby choć przez chwilę nie martwić się o swoją córkę. Wciąż obwiniałem siebie, za to, że zgodziłem się na ten bezsensowny wyjazd. Zamiast czuć się spokojniej i lepiej, że moja jedyna córeczka dobrze sobie radzi i wygląda na bardzo zadowoloną - według Patricka i Camill, ja wciąż się martwiłem. Ale to chyba normalna rodzicielska rzecz. Dzieci stawialiśmy na pierwszym miejscu. 
 W końcu nie wytrzymałem i wyrzuciłem książkę na stos innych, znajdujących się obok kanapy. Udałem się do kuchni, gdzie miałem nadzieję spotkać Andreę. 
 Nie myliłem się. Rudowłosa była tam i właśnie przygotowywała menu na przyszły tydzień. 
 - Panie - powiedziała, dostrzegając mnie. 
 - Andrea, chciałbym wprowadzić kilka zmian związane z zaręczynami. Mam nadzieję, że nie jesteś zbytnio zajęta.
 - Oczywiście. Mam nadzieję, że termin się nie zmienił...
 - Nie - zaprzeczyłem. - Za dziesięć dni zamek zostanie zapełniony szlacheckimi cerisowiańczykami, jak i patersowianinami. Rozmawiałem dzisiaj z córką i chciała... - westchnąłem. - Chciała, aby na deser podano lody. 
 - Lody? - powtórzyła dziewczyna. - Nie jestem pewna, czy mamy odpowiednie warunki, aby przetrwały one do przyjęcia. 
 - Tym proszę się nie przejmować. Otworzę przejście, dzięki czemu będzie można je przenieść. Chciałbym jednak, aby kilka osób wcześniej przenieść na Ziemię, aby przygotowały wszystko. Mam nadzieję, że się tym zajmiesz - spojrzałem na dziewczynę. Uśmiechnęła się delikatnie, lecz na mojej twarzy nie widniało żadne rozbawienie czy radość. 
 - Oczywiście. Czy chciałby król wprowadzić jeszcze jakieś zmiany?
 - Tak. Lea chciała...
 - Ezra! - przerwał mi krzyk przyjaciela. 
 Odwróciłem się w jego stronę i dostrzegłem, jak biegnie w moim kierunku. Czułem, że miał dla mnie niezbyt miłe wiadomości, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałem. 
 - Przepraszam - zwróciłem się do dziewczyny. - Dokończymy tą rozmowę później. 
 Kobieta zawróciła, kierując się do kuchni.
 - Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś dobre wieści - rzuciłem, gdy już dobiegł do mnie.
 - Miłe przywitanie - mruknął. - Mam list od Cassandry dla Amandy. 
 - Są na tarasie. W międzyczasie możesz mi opowiedzieć co się stało.
 - Okey - westchnął. - Mieliśmy małe... komplikacje.
 - Komplikacje?! - wrzasnąłem. - Co z Leą?!
 - Spokojnie, tatuśku, nic jej nie jest. Podejrzewam, że nawet nic nie zauważyła. 
 - Jeszcze trochę, a wyrwę sobie wszystkie kłaki, jeśli ta dziewucha nie wróci tutaj - wyznałem. - Co się właściwie stało?
 - W szkole jeden z wilkołaków wyczuł coś niepokojącego. Łowcy ruszyli, aby to sprawdzić. Myśleli, że to demon, ale ten zapach był zbyt dziwny, więc wezwali mnie. 
 - Mam nadzieję, że rozpoznałeś intruza - warknąłem. 
 - Och, zamknij się chociaż na chwilę! Nic jej nie jest! I daj mi, do diabła, w końcu skończyć!
 - Przepraszam - powiedziałem, nie spodziewając się takiego wybuchu z jego strony.
 - No więc poszedłem tam i sprawdziłem wszystko. Nie uwierzysz kto się pojawił - spojrzałem na niego zaniepokojony. 
 Chyba czas, aby Lea wróciła do domu.
 - Samantha - powiedział. 
 Zatrzymałem się.
 - Przepraszam, czy możesz powtórzyć? Wydawało mi się, że powiedziałeś...
 - Samantha - powtórzył. - Ona tam była. Przez kilka sekund, a następnie po prostu zniknęła. Co lepsze - ciągnął. - Śmierć się ze mną skontaktował, gdyż ty nie odpowiadasz na jego zaproszenia. 
 - Wybacz, ale nie mam ochoty się z nim spotykać. 
 - Myślę, że jednak powinieneś. Nie będzie przy nim Samanthy. Chce się z tobą spotkać sam na sam. 
 - Życz mu szczęścia - warknąłem. - Póki żyję nie zamierzam z nim się widzieć, a tym bardziej rozmawiać. 
 - No cóż... To może trochę utrudnić sprawę z Leą - przyznał. 
 - Patrick. Jeśli mojemu dziecku nic nie zagraża nie widzę żadnej przyczyny, aby się z nim spotkać. Swoją drogą, myślę, że powiększyłeś straże. 
 - No jasne! - odparł urażony. - Ale nie sądzę, żeby ona chciała ją skrzywdzić. Przecież to jej córka. 
 - Mogła wrócić. Prosiłem, żeby to zrobiła, ale ona nie chciała. Teraz jest już za późno. 
 Chłopak złapał mnie za ramię i spojrzał w oczy. Dostrzegłem w nich cierpienie zmieszaną z troską. 
 - Dla dobra Lei radziłbym ci się z nim spotkać. 


Już biorę się za nadrabianie zaległości!

5 komentarzy:

  1. Oooo! Konfrontacja Ezra - Śmierć. To będzie interesujące. Lea tak mało wie o świecie ludzi. Jak można nie wiedzieć, co to są lody! Są takie cudowne...
    Pierwsze co się rzuca w oczy to to, że rozdział jest zdecydowanie za krótki. Robisz czytelnikom smaka, a później zostawiasz ich z niedosytem. Jedyna nadzieja, że nowy rozdział pojawi się niedługo. Nie mogę się doczekać spotkania Ezry i Śmierci. Ciekawe o co chodzi temu drugiemu? O jaką zabawę mu chodziło? Nie ogarniam :)
    Odnoszę wrażenie, że Sam nie za bardzo chce brać w niej udział.
    Cameron. Z jakiegoś powodu uwielbiam to imię. Ciekawe co zrobi jak cię dowie kim jest Lea? Może wpadnie na ślub i tak jak w Shreku krzyknie: Nie zgadzam się!
    Błędów w rozdziale nie zauważyłam, ale nie mam pewności, bo żadna ze mnie pani profesor. Rozdział jest świetny, lekko napisany i w ogóle.
    Życzę więc dużo weny i pozdrawiam,
    Mentrix
    P.S. Zapraszam do mnie. Pojawił się nowy rozdział jeśli oczywiście masz ochotę: apprentice-rangers.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihi a jak to ja znalazłam parę błędów, ale będąc na telefonie nie potrafię ich wskazać. Głównie chodziło o przecinki, więc nie ma jakiejś tragedii, że ktośby nie zrozumiał tekstu.
    Oczywiście to dziwne, że Lea tak mało wie o naszym świecie. Dziwne dla nas, bo my tu żyjemy od urodzenia i znamy wszystko doskonale. Natomiawt gdyby nas tak teraz przeniesiono do jej świata okazałoby się, że czulibuśmy się tak samo zagubieni jak ona. Bardzo mi się podobał ten fragment. Taki naprawdę życiowy problem, jeśli to tak można nazwać. No i przezabawny, bo co by nie powiedzieć pierwsze zakupy i jedzenie lodów musiało być zabawne. Bardzo fajnie opisałaś te dwie sytuacje.
    Rzeczywiście rozdział króciutki. Przyzwyczaiłaś nas do znacznie dłuższych notek, ale co niczego jej nie odejmuje ;D tylko podsyca nasz apetyt na dalsze rozdziały, bo tyle różnych rzeczy wprowadziłaś! Śmierć chcąca spotkać się z Ezrą, to całe kombinowanie na początku rozdziału i oczywiście Samantha pod szkołą. Ciekawe, co wymyślozz tym razem ;) I oczywiście dochodzą do tego wszystkiego zaręczyny a potem ślub!!
    Cameron zyzkuje w moich oczach, na początku nie wiedziałam, co o nim myśleć. Na razie wydane mi się spoko. Zobaczymy, jak dalej się akcja rozwinie ;p hihi i ten fragment o śnie Lei, gdzie powiedziała, że śniła o nim, a on potem do tego wrócił w rozmowie *,* uuuuwielbiam!
    Cudowny rozdział! Szkoda, że się tak szybko skończył :( ale mam nadzieje, że niedługo dodasz kolejny! :)
    Na Piekielny dar wpadnę chyba dopiero jutro, bo strasznie mi się pisze komentarz na telefonie :( jak dodam jutro u siebie rozdział (bo jutro urodzinki mojego bloga ;D) to od razu zawitam u ciebie! ;)
    pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Od dłuższego czasu, próbuję komentować, ale net mi to skutecznie uniemozliwia -,- to moja chyba szósta próbba ;/

    Rozdział bardzo mi się podobał <33
    Troszkę krótki, ale i tak fajny.
    Lea widzę zagubiona... lody przecież są wspaniałe :D
    Następny proszę dłuższy kochana !

    WENY ;*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award! Po więcej informacji zapraszam na stronę:
    http://animasomniantis.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ładny szablon, uwzględniając w tym wszystkie dodatki.
    O rozdziale mogę powiedzieć to samo. Piszesz bardzo przyjemnie. :)
    Zobaczyłam adres bloga na jakimś spisie, więc stwierdziłam, że brzmi zachęcająco i oto jestem.
    Pozdrawiam, http://w-popiolach-igrzysk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń