sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 2 Księga III

LEA


 Głośno zaczerpnąwszy powietrze, obudziłam się, jednocześnie siadając na łóżku. Szum w uszach powoli ucichał, ale ból głowy jeszcze mnie nie opuścił. Kilka razy przetarłam dłońmi twarz, jednak nie potrafiłam się rozbudzić. Cały czas miałam wrażenie, że wciąż płynę w mroku, a ciemność próbuje mnie dopaść. Uczucie lęku jeszcze mnie nie opuściło. Niestety.
 Puchowa kołdra zsunęła się z mojego ciała, gdy wstałam z łóżka. Moje gołe stopy zostały schowane do miękkich  pantofli. Ubrałam także jedwabny szlafrok, który leżał na oparciu fotela.
Przeszłam przez pokój, udając się do łazienki. Otwierając drzwi, usłyszałam zniesmaczony pomruk Nirry - demonicznego wilka, będącego jednocześnie moim opiekunem. Zwierze smacznie sobie spało, jednak przez moje kłopoty senne, było skazane na ciągłe, nocne pobudki.
 Łazienka nie należała do największych, patrząc na inne w tym pałacu. Większość komnat było tej samej wielkości. Każda sypialnia była tak samo urządzona. Drzwi wejściowe i łóżko było oddzielone małym salonikiem, składającym się z sofy, dwóch fotelów, małego stolika i kominka, naprzeciwko nim. W moim przypadku, pokój był w odcieniu niebiesko-fioletowym. Całe pomieszczenie, ze względu na to iż znajdowało się we wschodniej wierzy, kształtem przypominało okrąg. Ciemnobrązowe panele miejscami przykryte były małymi, fioletowymi dywanami. Na tle błękitnych tapet widniało kilka obrazów, które przedstawiały różne miejsca, w ziemskie zabytki. Moja fascynacja ich światem rosła z dnia na dzień. Chociaż nie mogłam w nim przebywać, wciąż mnie intrygował. Był zupełnie inny niż nasz. Patrząc pod względem czasowym, Ceris stanął w miejscu. Ludzie wyglądali inaczej i, w przeciwieństwie do nas, spokojniej. Nasze wilcze, jak i demoniczne, geny uczyniły z nas potwory. Oczywiście, gdy potrafiliśmy utrzymać tą ciemniejszą stronę, także przypominaliśmy ludzi, ale bardziej wojowników. Cechowaliśmy się nadmierną agresywnością i brutalnością. No, przynajmniej większość z nas. Ja byłam potulna jak kot, a mój ryk bardziej przypominał miauknięcie, niż ostrzeżenie przed atakiem. Wstyd mi się przyznać, ale ja na prawdę nie wyglądałam na pełnokrwistego Cerisowiańczyka Zwłaszcza, że moi rodzice wywodzili się z pradawnej półdemonicznej rodziny. Prościej mówiąc - musiałam świecić przykładem przed innymi.
 Przemyłam twarz zimną wodą, po czym spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, przystrojonym w złotą ramę. Szafirowe tęczówki, spoglądały na mnie, ukazując lęk i zagubienie. Zamrugałam kilka razy, ukrywając iskry strachu. Nikt nie mógł widzieć mojego przerażenia. Nie mogli znać moich słabości...
 - Kolejny koszmar? - Usłyszałam kobiecy głos za sobą. Mimowolnie uśmiechnęłam się, wiedząc, że jest przy mnie mój Anioł Stróż, w demonicznej wersji... Zawsze się pojawiała, gdy jej potrzebowałam.
Siedziała na brzegu wielkiej wanny, ze skrzyżowanymi nogami. Jej delikatne, niemal porcelanowe ciało, przystrojone było w krótką, koronkową sukienkę z wielkim wycięciem na plecach. Miało to na celu oszczędzenie materiału podczas wyłaniania się skrzydeł. Spoglądała na mnie czarnymi oczami. Jej twarz wyrażała troskę, zaś oczy - bezdenną pustkę. Bawiła się koniuszkami swoich czarnych włosów, sięgających jej do pasa. Mój anioł twierdził, że stróże są po części odzwierciedleniem swoich podopiecznych. No cóż... rzeczywiście wyglądała prawie tak jak ja. Nie licząc tego, że była o kilka lat starsza ode mnie, no i oczywiście różnił się kolor włosów i tęczówek. Ale rysy twarzy i posturę miałyśmy podobną.
  - Mam już tego dość - przyznałam. - Myślałam, że nad tym panuję, ale... jak widać, niezbyt.
  - Chodź tutaj - zawołała mnie. Zrobiłam parę kroków, stając przed nią. Chwyciła mnie za dłonie, a ja poczułam bijące od niej zimno. Zamknęła powieki, głośno wypuszczając powietrze. Delikatny strumień energii przepłynął między naszymi ciałami. Dzięki temu, że ofiarowała mi trochę swojej esencji, czułam się wypoczęta. Dostałam świeżą dawkę mocy.
 - Dziękuje - powiedziałam szczerze. Wszelka troska, jak i strach, zniknęła z mojego umysłu. Poczułam spokój.
 - Wyglądasz okropnie - powiedziała. Zaśmiałam się, gdyż to było takie podobne do niej... Zawsze mówiła prawdę, chociaż byłaby ona najgorszą rzeczą na świecie. - Idź się wykąp, a ja przyszykuje ci jakieś ubrania.
 Zrobiłam to, co mówiła. Po kilkunastu minutach wyszłam z łazienki, dostrzegając, że na zewnątrz zrobiło się już jasno. Zauważyłam leżącą na moim łóżku Nirrę, w towarzystwie stróża. Już wcześniej zdziwiło mnie to, że zwierze bardzo ją polubiło. Wilczyca pałała nienawiścią do każdej obcej osoby. Jak widać, prawie każdej...
 - Powinnaś co jakiś czas zająć się nią - kruczowłosa wstała, podchodząc do toaletki. Sięgnęła po szczotkę do włosów, po czym mnie zawołała. Usiadłam na krześle, pozwalając jej, aby zadbała o moje uczesanie. - Te stworzenia wymagają dużo uwagi. 
 - Poświęcam Nirrze większość mojego czasu, Sinee. Przecież to mój opiekun. Prawie nigdy się nie rozdzielamy.
 Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy wypowiedziałam jej imię. Sama kazała mi je wybrać, gdy pierwszy raz mi się ukazała. Wydawało mi się odpowiednie do niej. Jakimś cudem odzwierciedlało jej charakter. Poza tym, miałam wtedy tylko sześć lat i nie przypominałam zbytnio kreatywnej osoby.
  - Wymyśliłaś już swoje życzenie urodzinowe? - zagadnęła.
Na dźwięk tych słów, poczułam niemiłe skurcze w brzuchu. Urodziny. Czy nie powinien być to jakiś wspaniały dzień, dla solenizanta? Oczywiście dla wszystkich, oprócz mnie. Nie chodziło o to, że nie obchodzę ich, czy też są jakieś denne... Wręcz przeciwnie. Ojciec zawsze urządzał wielkie przyjęcie na moją cześć. Zostawałam obsypywana górą prezentów, o których nigdy w życiu bym nie zamarzyła, ale... To były moje szesnaste urodziny. Zgodnie z tutejszą tradycją, miałam wtedy poznać swojego narzeczonego, którego poślubię w dniu przejęcia władzy. Nie śpieszyło mi się do tronu, ale nie można wiecznie od tego uciekać.
 - Lea - odezwała się dziewczyna. - Nie odpływaj mi tu. Znowu o nim myślałaś, prawda?
Przytaknęłam.
 - A jeśli on mi się nie spodoba? Może okazać się jakimś starym prykiem, a zeswatanie nas miało na celu usunąć jakieś problemy w naszym kraju. Może dzięki niemu zwiększymy armię, czy coś w tym stylu?
 - Oj, kochanie - zaśmiała się. - Wierzę, że ojciec na pewno nie karze ci wyjść za mąż za kogoś, kogo nie lubisz, ani staruszka. Może i czasem wydaje się apodyktyczny, ale nigdy nie będzie chciał twojego nieszczęścia. Jesteś jego oczkiem w głowie. Więc teraz pomyśl nad życzeniem. To musi być coś wielkiego!
 - Po co? Do moich urodzin zostały jeszcze dwa miesiące. Mam czas.
 - Więc teraz mykaj na śniadanie, a ja przyjdę później - skończyła pleść mi warkocza, po czym po prostu zniknęła za drzwiami.
Z nie wiadomo jakich przyczyn nigdy nie teleportowała się przy mnie. 
 Ubrałam zwykłą kremową koszulkę i skórzane spodnie, jakie dla mnie przygotowała. Wychodząc z pokoju usłyszałam krzątającą się, po pałacu, służbę. Zamek znów zaczął żyć, więc postanowiłam udać się prosto do jadalni. Mój opiekun oczywiście kroczył przy mnie. Zanim jednak weszliśmy do komnaty, dołączyło do nas kolejnych dwóch strażników, należących do jej stada.
 - Nie zgadzam się! - Usłyszałam wściekły krzyk Scotta za sobą. Odwróciłam się i dostrzegłam jego córkę, zbliżającą się do mnie. Byłą ubrana w krótką, kwiecistą sukienkę, która zbytnio odsłaniała jej długie nogi. Na szyje założyła srebrną kolie, z mojej kolekcji biżuterii. Swoje długie, blond włosy rozpuściła i pozwoliła, aby falami spływały na jej ramiona. Niewinność malująca się na twarzy kontrastowała z jej wybuchowym charakterem. W tym jednym przypominała swojego ojca. Reszta odziedziczyła po swojej matce. Była równie piękna, jak ona.
Mrugnęła do mnie i, w przeciwieństwie do swojego ojca, uśmiechała się.
 - Cassandro! Mówię coś do ciebie! - krzyknął ciemnowłosy. - Nie spotkasz się z nim!
Dziewczyna nigdy nie przejmowała się jego słowami. Szczególnie, gdy chodziło o chłopaków, z którymi się spotykała. Zawsze się za nią uganiali. Zresztą, nic dziwnego, przecież była śliczna.
 - Tato... - jęknęła. - Ile razy będziemy to jeszcze przerabiać? Mama jakoś nie ma nic przeciwko temu.
 - Ale ja mam! Gdybyś ich tak często nie zmieniała, może bym się zgodził. Więc, gdy następnym razem kogoś przyprowadzisz, będzie to twój narzeczony! W innym przypadku nie pozwalam tobie się z nikim spotykać.
 - Dobrze! Więc uznajmy Travisa za mojego przyszłego męża. Pasuje?
Scott przystanął w miejscu na chwilę. Jego córka minęła mnie i weszła do komnaty.
 - Cassandro! - krzyknął za nią.- Jesteś za młoda, żeby wyjść za mąż!
Przewróciłam oczami i sama weszłam do środka. Ich kłótnie po prostu już mnie nudziły. Codziennie o coś się sprzeczali. Jak nie o jej ubiór, to zaczynał się temat jej partnerów. Z czasem zbrzydziło mi się słuchanie ich.
Zajęłam miejsce obok ojca, który pogrążony w rozmowie z Patrickiem, nawet nie zauważył mojej obecności. Kasztanowłosy posłał mi delikatny uśmiech.
 - Jeśli zwiększymy oddziały na wschodzie, będzie duża szansa na odparcie ich sił. Karz wojskom obejść ich od tyłu. W ten sposób nie będą się spodziewać naszego ataku.
 - Wtedy nasi ludzie musieli by przejść przez terytorium Patersów. Ich świat znajduje się między naszymi, więc będziemy musieli do nich wkroczyć.
 - Nasz nowy pakt obejmuje zgodę na przemieszczanie się po ich obszarach - odparł ojciec. - Jedynym minusem będzie szybsze przypieczętowanie umowy. Dzięki temu będziemy mogli połączyć nasze siły.
 - Chcecie połączyć nasze światy? - zapytałam zaciekawiona.
 - Dzięki nowemu przymierzu, mamy szanse na zjednoczenie naszych wojsk. W ten sposób możemy skuteczniej niszczyć demony, a sama zauważyłaś, że w ostatnich latach wzrosła ich liczba na Ziemi. Lucyfer próbuje zamknąć im przejście, ale nie ma pojęcia skąd oni przechodzą. To musi być jakiś nowy świat.
 - Kiedy macie wprowadzić wasz plan? - sięgnęłam po bułkę, którą posmarowałam masłem.
 - Siódmego lipca - odparł blondyn, po czym odchrząknął. Upuściłam nóż i spojrzałam w jego oczy. Widziałam w nich współczucie. Wiedział, że się na to zgodzę. W końcu dobro naszych podwładnych było dla mnie najważniejsze.
 - Czyli w moje urodziny... Ten ślub - przełknęłam ślinę, czując gule w gardle. - On będzie przypieczętowaniem umowy.
 - Przykro mi, Lea. Wiem, że obiecałem ci, że dopiero wtedy go poznasz, ale sytuacja niestety mi to uniemożliwia. Musimy połączyć nasze kraje. Dla naszego dobra i innych.
 - Rozumiem - powiedziałam, chociaż w głębi duszy nie chciałam, aby do tego doszło.
 - Nie przejmuj się, aniołku - dłoń ojca spoczęła na moim ramieniu.
 - Nie, na prawdę. Wszystko jest w porządku - obróciłam głowę, aby spojrzeć na nowych przybyszów. Do jadalni wkroczyła reszta rodziny Blackwigh. Ciocia Amanda rozmawiała z Tylerem, zaś Ethan prawie czołgał się za nimi. Na głowę założył kaptur, a jego ruchy bardziej przypominały stuletniego wilkora niż młodego chłopaka.
 - Nie mam nic przeciwko temu, abyście odwiedzali Ziemię, ale będąc tutaj, chciałbym, abyście się ubierali, jak przystało na Cerisowiańczyków - odezwał się król.
 - A Lea może ubierać się jak oni? - zaprotestował Tyler. Ojciec zmierzył wzrokiem mój ubiór. Fakt, miałam na sobie odzież, którą przyniosła mi Cass, robiąc zakupy w ludzkich sklepach.
 - Przynajmniej aż tak bardzo się nie różni od nas. Nie chcę, abyście chodzili w jakiś bluzach. Zresztą, powinniście mieć na sobie stroje bojowe. Zaraz po śniadaniu zaczynacie trening.
 - Mógłbyś nam chociaż dzisiaj odpuścić... - jęknął ciemnowłosy, ściągając z głowy kaptur. - Jeden dzień by cię nie zbawił.
 - Jeśli coś wam nie pasuje, możecie trenować ze swoim ojcem. O ile wiem, nasze treningi to wakacje, w porównaniu z jego w waszym wieku - na jego słowa, Scott uśmiechnął się.
 - W zasadzie... Chcieliśmy skoczyć przed obiadem jeszcze raz na Ziemię - wyznał jego brat. - Pokazalibyśmy  kilka miejsc Lei.
 Westchnęłam. Zaraz znowu się zacznie...
 - O nie! - zaprotestował ojciec. - Chyba dokładnie wyraziłem się na temat jej podróży. Tu przynajmniej jest bezpieczne!
 - Ale to tylko kilka godzin... My bylibyśmy przy niej i Nirra. Na pewno nic by się jej nie stało - do rozmowy dołączyła się Cass.
 - Koniec! Nie zmienię zdania.
 - Ale w zasadzie, co mogłoby mi zagrozić? - zwróciłam się do ojca. - W końcu mogłabym poznać ludzi.
 - Uczyłaś się historii? Więc powinnaś wiedzieć co zaszło kilkanaście lat temu na Ziemi. Jesteście zbyt słabi, aby rozpoznać demona, a teraz ich jest tam od grona. Nie dacie sobie z nimi radę.
 - Nirra będzie z nami - zaprotestowałam, czując jednocześnie, jak złość we mnie narastała. 
Wiedziałam, że nie dlatego nie pozwala mi na ten wyjazd. Miał ukryty motyw, o którym nie chciał mi powiedzieć. 
 - Lea. Już wystarczająco wyraziłem się na ten temat i nie zmienię swojego zdania. 
 - Dobrze! - krzyknęłam, nie wytrzymując już dłużej tego napięcia, po czym uśmiechnęłam się pod nosem. - W takim razie, jako moje życzenie urodzinowe, chcę pójść do ludzkiej szkoły. 
 W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy na chwilę przestali jeść i wpatrywali się we mnie zdumionym głosem. Sama do końca nie byłam pewna tego czego chcę, ale wujek Scott, jak i jego dzieci nieraz opowiadali mi o swoich przygodach na Ziemi. O ich tradycjach i zajęciach typowych nastolatków. W końcu sama zapragnęłam tam być. Odciąć się od władzy i chociaż przez chwilę zapomnieć o wszystkim. Czy chciałam zbyt wiele? Miałam już po prostu dość tego, jak podwładni mnie traktują. Jedynie w gronie rodzinnym byłam normalnie traktowana i skazana na docinki chłopaków czy Cass. Inni bali się mnie skrytykować lub zwrócić jakąkolwiek uwagę. Stąd też moja fascynacja zwykłym światem, gdzie dla większości mieszkańców, nikt nie znał naszego pochodzenia. Dla nich po prostu nie istnieliśmy. 
 - Lea - warknął na mnie król. 
 - Zawsze spełniasz moje życzenia urodzinowe, więc to też musisz spełnić - nie ukrywałam swojego zadowolenia. Przyparłam go do muru, a on nie miał możliwości ucieczki. Musiał się zgodzić.
 - Myślisz, że matka byłaby zadowolona z twojego zachowania? Po tym co przeszła na Ziemi na pewno nie chciałaby tam wrócić. I ty też nie powinnaś. 
 - To niesprawiedliwe! - oburzyłam się. - Nie masz prawa mieszać jej do tego. Gdyby tu była na pewno by się zgodziła. Sam twierdziłeś, że powinnam uczyć się na własnych błędach. Jeśli coś pójdzie nie tak, to wrócę i zostanę tu na zawsze. 
 - Lea ma rację, wujku - do rozmowy wtrącił się Ethan, który jakby, w końcu, ożył. - Jeśli i tak ma wyjść za tego gbura...
 - Ethan! - krzyknęła jego matka. - Nie masz prawa tak o nim mówić. Nawet nie wiemy kim jest.
- ... to powinna przynajmniej zasmakować innego życia niż tu na zamku. Myślę, że doświadczenie nabyte wśród plugastwa, mogłoby jedynie przyczynić się na dobre dla niej. Skoro i tak ma za dwa miesiące objąć tron, powinna zaznajomić się z każdym możliwym problemem. 
W milczeniu wpatrywałam się w niego. Chłopak za wiele nie mówił, ale gdy już się odezwał... to nie było to byle co. 
 - Dobrze! - krzyknął, kapitulując. - Ethan ma rację - przyznał, a szok malujący się na mojej twarzy, stawał się coraz bardziej wyrazisty. - To może być dobra lekcja dla przyszłej królowej, ale oczywiście nie będziesz sama. Dostaniesz kilku strażników, ale w szkole będą ci towarzyszyć Ethan, Tyler i Cass. Będą razem z tobą. 
- No nie! - oburzył się drugi brat. - Nie pisałem się na to! Dlaczego mamy cierpieć z powodu jej głupiego pomysłu?
 - Bo to jest twoja królowa, pacanie - warknęła jego siostra. 
 - W zasadzie, to nie będzie taki głupi pomysł - głos zabrał ich ojciec. - Przynajmniej może to ciebie czegoś nauczy - zwrócił się do ciemnowłosego.
 - Niby czego? - prychnął. 
 - Mnie nauczyło to szacunku dla starszych - mrugnął w stronę króla. Ojciec zaśmiał się pod nosem.
 - Mówisz przed czy po tym, jak spuściłem ci łomot? 
 - Wypraszam to sobie! To ja ci wtedy dokopałem.
 - Podważasz słowa króla? - uniósł brew do góry. 
 - Nie. Podważam słowa dupkowatego szwagra, który chyba cierpi na zanik pamięci. Jeśli chcesz, mogę ci to zaraz przypomnieć - wstał od stołu, uśmiechając się. 
 Widząc, że mój ojciec postanowił przyjąć jego wyzwanie, Amanda wtrąciła się między nimi.
 - Och, przestańcie! Zachowujecie się gorzej niż dzieci. Ezra, jeszcze chwile temu chciałeś zamknąć ją na zawsze w wierzy, pozbawiając wszelkiej wolności. A teraz? Chcesz po prostu pozwolić jej na uczęszczanie do jakieś publicznej szkoły? Wiesz, jak jest na Ziemi i pozwalasz jej na to?
 - Twój syn uświadomił mnie, że to może być dla niej jakaś lekcja, więc owszem, Zgadzam się na to.
 - To ja idę się pakować - powiedziałam, odchodząc od stołu. Sztuczce zagrzmiały, gdy rzuciłam je na talerz.
 - Ale jak to? Kiedy ty chcesz wyjechać?
 - Dzisiaj - odparłam uradowana. - Najlepiej zaraz! - krzyknęłam, gdy wybiegałam z jadalni, kierując się do swojego pokoju. 
 Nie mogłam się doczekać, żeby opowiedzieć o tym wszystkim Sinee. Wiedziałam, że ona również podzieliłaby moją radość. W końcu mogłam się od tego wszystkiego urwać i przez chwilę zapomnieć o przyszłości. Szczególnie o odpowiedzialności, jaka na mnie ciążyła. 


EZRA



 Wciąż zdumiony, wzrokiem odprowadzałem swoją córkę. W środku gotowałem się ze wściekłości, że zgodziłem się na jej pomysł. Ale co mógłbym zrobić? Lea była oczkiem w mojej głowie. Zrobiłbym dla niej wszystko, więc i na to też musiałem pozwolić. W końcu zawsze spełniałem jej życzenia urodzinowe, a patrząc na to co się stanie po urodzinach... zasługiwała na to. Widziałem ból w jej oczach, gdy oznajmiałem jej o ślubie. Rozumiała to i nie marudziła, tylko zgadzała się, ze względu na to, że był to jeden z obowiązków nałożonych na rodzinę królewską. Stawialiśmy dobro innych ponad własne, a Lea rozumiała to jak nikt inny. Pod tym względem bardzo przypominała mi Samanthę. Ona najwięcej poświęciła z nas wszystkich, abyśmy przeżyli. 
 - A wy na co się gapicie? - zwróciłem się do najmłodszych osób, zasiadających przy stole. - No już! Idźcie się pakować, wieczorem wyjeżdżacie - cała trójka, w milczeniu, wyszła z jadalni zostawiając nas samych. 
Gdy już zamknęli za sobą drzwi, usłyszałem parsknięcie Scotta.
 - Aż tak ci do śmiechu? - zapytałem, sam uśmiechając się pod nosem. 
 - Tak właściwie, to co ty planujesz, Ezra? Nie chce mi się wierzyć, że ot tak zgodziłeś się na jej pomysł - powiedział kasztanowłosy.
 - Nie bądź śmieszny, Patricku. Nigdy nie zgodziłbym się, na tak bezsensowny pomysł. 
 - Więc co planujesz? 
 - Co do jednego, muszę się zgodzić z Ethanem. Dobry władca powinien znać problemy swoich podwładnych. Nigdy nie uchronię jej przed tym światem, ale mogę ją do niego zniechęcić. Zresztą, sama zobaczy, że nie jest tak piękny, jak jej się wydaje - zgromiłem wzrokiem ciemnowłosego, który niewinnie wzruszył ramionami.
 - Blondasku - powiedział. - Twoja córka powinna znać historię swojego ojczulka. Włącznie z tym, ile razy dostał wpierdol od młodszego. 
 - To akurat mogłeś sobie darować. Ale tak po za tym, musimy przygotować wszystko na ich przybycie. 
 - A gdzie będą mieszkać? - odezwała się moja siostra.
 - Zaraz każę komuś wysłać wiadomość do Camill. Myślę, że będą mogli się zatrzymać w naszym dawnym mieszkaniu. 
 - W sumie, mogę zaraz wybrać się na Ziemię i załatwić wszystkie formalności związane z przyjęciem ich do szkoły. Tamtejsza wataha będzie miała na nich oko. Powiadomię też kilku Łowców. 
 - I wy też - powiedziałem. - Zostaniecie tam, ale tak, aby was nie zauważyli. Do tego chcę mieć co najmniej dziesięciu ludzi wewnątrz tej śmiesznej szkoły. I kilkunastu na zewnątrz. Chcę też, abyś codziennie mnie informował o ich poczynaniach. 
 - Czyli w zasadzie to tak, jakby mieszkali w zamku - stwierdziła Davina, która nigdy nie uczestniczyła w naradach. 
 - Ale będzie na Ziemi. Wśród ludzi, tak, jak chciała. 
 - A co zrobimy z jej aurą? Wilkołaki wyczują to, że nie przypomina żadnego Łowcę. Jest bardziej podobna do Nefilimów. 
 - Dlatego też Patersowianie chcą, aby ona poślubiła ich dziedzica. Skoro potrafi być taka czysta jak oni, może resztę też będą potrafili zmienić. 
 - Kiedy będą oficjalne zaręczyny?
 - Lea pozna swojego wybranka za pięć tygodni - powiedziałem, czując narastający smutek. - Wtedy też odbędą się zaręczyny. 
 - Myślisz, że będzie dla niej dobry? - zapytała Amanda, głosem pełnym wątpliwości. 
 - Musi być - odparłem stanowczo. - Inaczej zabije gbura. 


LEA

 - Gotowa? - usłyszałam głos Sinee za sobą. 
Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Nirra trąciła mnie w dłoń swoim pyszczkiem. 
 - Nie wiem, co ci do głowy odbiło, żeby iść do szkoły. Jakbym już nie miała dość słuchania twoich narzekań podczas codziennych ćwiczeń czy lekcji. Dlaczego w ogóle chcieć iść do takiej szkoły? 
 - Moja mama kiedyś była w szkole. Zmusiła Scotta, aby do niej uczęszczał i sama też chodziła.
 - Więc chcesz być w ten sposób, jakoś bliżej niej, czy jak? - zdziwił się stróż. 
 - Nie, to znaczy oczywiście, że bym chciała ją spotkać. Ojciec mówił, że aniołom czasem pozwalają zejść na Ziemię, więc chciałabym ją chociażby zobaczyć. Mówili, że wyglądam jak ona... Ale nie dlatego chciałam iść do szkoły. Z tego co wiem, mama była bardzo dobrym władcą. Chociaż w ten sposób, chciałabym zobaczyć co kierowało ją, żeby zmusić go do pójścia do szkoły. 
 - Ale czego mogłabyś się nauczyć? 
 - Nie wiem, ale bez powodu nie zmusiłaby go do siedzenia kilku godzin na jakiś nudnych lekcjach, prawda? Coś musiało się z tym wiązać. 
 - Czyli, albo jej się nudziło, albo po prostu szukała jakiegoś przystojniaka - Sinee wzruszyła ramionami, jakby oznajmiała zwykłą, najoczywistszą rzecz.
 - A ty znowu tylko o facetach... - przewróciłam oczami, głośno wzdychając. 
 - Tak po za tym, to przydałby ci się jakiś - stwierdziła.
 - Jakbyś nie wiedziała, to pragnę ci przypomnieć, że za dwa miesiące wychodzę za mąż, więc nie mogę się z nikim umawiać. 
 - Jeden niewinny romansik by ci nie zaszkodził. Przynajmniej rozluźniłabyś się. 
Wyszłam z pokoju, kierując się do teleportera, gdzie zapewne reszta moich przyjaciół już na mnie czekała. 
 - Jesteś moim aniołem stróżem. Nie powinnaś namawiać mnie do złego - rzuciłam w jej stronę. 
 - To nie jest złe. Ja po prostu chcę, abyś chociaż raz się w życiu zabawiła. Czy to jest aż tak złe?
 - Wręcz okropne - uśmiechnęłam się do niej. - A teraz uciekaj. 
Sinee zniknęła za rogiem. Weszłam do sali, dostrzegając swoich przyjaciół. Wokół nich ustawione były walizki. Cass uśmiechnęła się do mnie, zaś Tyler zgromił wzrokiem. Wiedziałam, że tak szybko nie wybaczy mi tej sytuacji, ale w końcu kiedyś to nastąpi. Z tego wszystkiego najspokojniejszy był chyba Ethan, który nie dość, że poparł mnie w moich planach, to teraz po prostu sobie spał, oparłszy głowę na jednej z walizek. 
 - Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała moja przyjaciółka.
 - Oczywiście, że nie. Ale teraz, jak ojciec w końcu się zgodził, nie zrezygnuję z tego.
 - Więc mam nadzieję, że nie będziemy tego żałować. Nie mam ochoty słuchać triumfującego głosu twojego ojca. Czasami potrafi być bardzo irytujący...
Uśmiechnęłam się pod nosem. O tak. Mój ojciec na pewno by się bardzo ucieszył, gdybym przyznała się do błędu, ale nie dam mu tej satysfakcji. Chociaż nie wiem, jak bym się męczyła, nie przyznam się do porażki. 
 Do komnaty wszedł król, w towarzystwie swoich przyjaciół. Machnął dłonią, a w powietrzu otworzył się portal w kształcie prostokąta. Wyglądało to tak, jakby postawiono taflę wody. Uśmiechnęłam się, gdy w wodzie ukazał się obraz miejsca, do którego miałam się udać. Jeszcze tylko chwila i mogłam zaznać zupełnie nowego życia. Chociaż przez najbliższe dwa miesiące zanim na zawsze zostanę związana z osobą, którą będę musiała spędzić wieczność...



Hejka Misiaki :*
Wreszcie nowy rozdział :D Trochę się z nim męczyłam i wgl, ale jest jaki jest -,-
Jak widzicie, na blogu zaszły małe zmiany. Otóż - nowy szablon, który ( mam nadzieję ) zostanie tu już na stałe. Powstały także nowe zakładki, z którymi polecam się zapoznać : *
Rozdziały są też powoli poprawiane. Korzystam z pomocy bety, więc wszystko jest dokładnie sprawdzane i, niektóre fakty, pozmieniane. Na razie poprawione są tylko 2 posty.
Jak widać powstała także ankieta, aby określić ile osób czyta moje opowiadanie, a ile jest tu po prostu przypadkowo, więc zapraszam do głosowania  :)
Pozdrawiam
Seo :*

2 komentarze:

  1. Heeej! Ale się wkurzyłam! Wczoraj obiecałam sobie, że przeczytam i dodam komentarz. Ale jak zwykle wszystko przeciwko mnie. I mi się internet ni z tego ni z owego wyłączył. Próbowałam i próbowałam, aż w końcu się wkurzyłam i wyłączyłam laptopa. A już miałam część komentarza napisanego -,-
    No ale nic. Najważniejsze, że dzisiaj mam i internet i czas i laptop nie ma żadnych odpałów :)
    Rozdział czytało mi się naprawę przyjemnie i szybko. Zauważyłam chyba z dwa błędy na początku - podajrze foteli, zamiast fotelów.
    Pomysł z chodzeniem do normalnej szkoły jak najbardziej mi się podoba. No bo czego by nie można się nauczyć w szkole? Wszystkiego tylko nie normalnej nauki :D która wlatuje jednym uchem, a wylatuje drugim :)
    Już się nie mogę doczekać rozdziału ze szkoły i o tym, jak się odnajdują tam. No i oczywiście zastanawiam się, kim będzie jej mąż. To trochę przykre, że w rodzinach królewskich niekoniecznie można decydować o tym, kogo się poślubi. Bo takie śluby z przymusu nie są dobre. Ale to chyba każdy wie. Mam nadzieję, że ten chłopak (tudzież mężczyzna) okaże się w porządku.
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć. Blog ładny. Jakbyś potrzebowała drobnej redakcji, mogę czasami pomóc. Zauważyłam kilka niezręcznych zdań. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń