piątek, 11 kwietnia 2014

Księga II: Rozdział VII


Martwe dusze i opętane ciała. Nienasycone, wciąż łaknące krwi”.


   Zabijesz kogoś. I to już niedługo...
Te słowa co dzień mnie budziły. Słyszałam odbijające się echo w mojej głowie. To coś twierdziło, że potrafiłabym kogoś zabić... Może i bym mogła? Przecież nie znałam swojej poprzedniej wersji. Nie wiedziałam co się stało. Czy byłam zdolna aby zabić? Nie wiedziałam tego, chociaż sama twierdziłam, że nie byłabym zdolna do skrzywdzenia innego człowieka, to ona dała mi wiele do myślenia. Wypuściłam głośno powietrze. Co ma być to będzie, ale na pewno nikogo nie zabije! Zeszłam na dół i w kuchni ujrzałam rozbawionego Natte. Tak, jego mogłabym zabić. A przynajmniej za to co mi zrobił...
- Z czego rżysz?- rzuciłam na dzień dobry.
- Oj, dalej się będziesz o to dąsać? Mała, przecież przeprosiłem- przewrócił teatralnie oczami.
- To nie znaczy, że ci wybaczyłam. I w najbliższym czasie nie licz na to.
- To tylko auto! Kupisz sobie nowe!
- To nie było zwykłe auto- warknęłam.- To moje Camaro... A teraz leży sobie rozłożone w jakimś warsztacie.
- No i naprawią go- pocieszył mnie.- Jeszcze zobaczysz.
- Czasem mam ochotę po prostu cię zabić- stwierdziłam.- I uwierz mi, za niedługo to zrobię- zagroziłam, a ten tylko się zaśmiał.
- I kto wtedy będzie cię denerwować?- drażnił się ze mną.
- Tonny nadaje się do tego.
- Daj mu spokój. Widzisz w jakim jest dole?- wykrzywił usta.
- Ja też jestem- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Jak ty byś zareagował, gdybym rozbiła twój motocykl?
- To co innego.
- Nieprawda! A teraz przez ciebie nie mam jak dostać się do Lukasa...
- Uuuu... Lukas? To nasz blondynek ci się znudził?- opadł wesoły na kanapę.
- To weterynarz. Dzwonił, że obroża jest już gotowa.
- No to weź auto Ezry.
- Przecież on go wziął... Patrick też pojechał swoim, a ja nie potrafię jeździć autem Tonny'ego.
- Więc weź mój motor- powiedział, włączając telewizor.
- O Boże... Jak ja mam wziąć psa ze sobą?
- A po co masz brać tego kundla?- chłopak spojrzał na Nirrę, która właśnie zaczęła na niego warczeć.
- Musi przyjąć jeszcze jeden zastrzyk- podniosłam zwierzę.
- Przywieź zastrzyk ze sobą. Patrick jest przecież lekarzem, więc będzie mógł go wykonać.
- Lekarz a weterynarz to różnica idioto! Zresztą nie ufam mu w tej kwestii. Według mnie nie nadaje się na lekarza.
- To zamów sobie taksówkę, nie wiem...- wzruszył ramionami.
- Eh... z racji, że skasowałeś moje auto, zapłacisz za nią!- pogroziłam palcem.
- Niech ci będzie, ale przestań marudzić- odparł znudzony.
Po dwudziestu minutach, na podjazd wjechało czarne auto z żółtym napisem „taxi” na dachu. Wzięłam suczkę pod ramię i wsiadłam do auta.
- Hej- przywitał mnie ***, gdy weszłam do zoologicznego
- Cześć. To jak z tą obrożą?
- Jest na zapleczu. W sumie możesz już tam iść i położyć ją na stole. Ja zaraz przyjdę tylko obsłużę tamtych gości- wskazał na dwóch mężczyzn, którzy bacznie przyglądali się pająkowi w terrarium. Nie chcąc zobaczyć tego włochatego wielkoluda, posłusznie weszłam na zaplecze. Nirra grzecznie siedziała na metalowym stole, a ja opadłam na skórzany taboret, który stał przed blatem. 
     Po chwili dołączył do nas Lukas z pakunkiem w ręce. Podczas, gdy on podawał psu ostatni zastrzyk, ja otworzyłam paczkę. Znajdowała się w niej zamówiona obroża. Biały, skórzany pasek, do którego doczepiono metalowy emblemat z wyrytym imieniem psa, a także moim numerem telefonu. Zamówiłam ją w dwóch rozmiarach na wypadek, gdyby pies przerósł poprzednią. Założyłam Nirrze nową ozdobę, i postanowiłam przyjąć prośbę chłopaka, i zostać jeszcze trochę. Nie miałam ochoty wracać do domu, w którym był Natte. Wkurzyłam się na niego. Chciałam dobrze, przeprosiłam za tą akcje na Cyprze i nawet pożyczyła mu swoje ukochane autko. A on co zrobił?! „Wybacz. Nie zauważyłem tego drzewa. Zdarza się”. Gdy to usłyszałam, myślałam, że go po prostu zabiję. Uduszę gołymi rękami. Bo przecież drzewa czasami wstają sobie i udają się na przechadzki. Idiota pijany prowadził moje autko, więc nic dziwnego, że się rozbił. Na szczęście jemu nic się nie stało.
     Z Lukasem przyjemnie mi się rozmawiało. Chociaż co chwilę znikał, słysząc dzwoniący dzwonek przy wejściu do sklepu, to nie narzekałam.
- Wybacz, ale ten klient jest nieco podirytowany- powiedział wchodząc na zaplecze.-Chyba będę musiał z nim się trochę pomęczyć- posmutniał.- No, ale cóż... pan Mięśniak nie da mi spokoju...
- Nie martw się- pocieszyłam go.- Kiedy indziej dokończymy naszą rozmowę- ruszyłam w stronę wyjścia.
- Wpadniesz tu jeszcze?- uśmiechnął się.
- Jasne- odparłam.
Wychodząc z zaplecza, wybuchłam śmiechem na widok mężczyzny. Miał skrzyżowane ręce, a na twarzy zawitał lekki grymas. Jego blond włosy były nieco zmierzwione. Stał opierając się o blat.
- Co tu robisz?- zapytałam podchodząc do niego. Ten wbił się wargami w moje usta, namiętnie mnie całując.
- Natte dzwonił, że jesteś na mieście, więc pomyślałem, że cię odbiorę- powiedział odrywając się ode mnie.
- I nie ma to żadnego związku z tym, że powiedziałam jemu o moim spotkaniu u weterynarza?- usłyszała cichy śmiech Lukasa.
- On inaczej to sformułował...
- Przepraszam- zwróciłam się do chłopaka stojącego za mną.- Lukas, to jest Ezra, mój narzeczony. Ezra poznaj Lukasa, przyszłego weterynarza- mężczyźni podali sobie dłoń, choć widać było, że mój blondyn najchętniej obiłby mu tą buźkę. Wyglądał tak słodko kiedy się złościł...albo gdy był zazdrosny.
- Skoro już tu jesteśmy, może wstąpimy do jubilera?- zapytał.
- Po co?- zmarszczyłam brwi.
- Wybrać obrączki- znów nasze usta się złączyły.
- To chodź- splotłam nasze palce ze sobą.- Pa Lukas!- krzyknęłam wychodząc.- Do zobaczenia!

        W sklepie przejrzeliśmy kilka par pierścionków, jednak nie mogłam znaleźć odpowiedniego dla nas. Zresztą, Ezra też nie wyglądał na zadowolonego z proponowanych przez sprzedawcę obrączek. Spędziliśmy trochę czasu, chodząc po mieście, jednak po paru godzinach musieliśmy wracać do domu, gdyż Nirra była już zmęczona. Blondyn i tak musiał za niedługo jechać. Miał do załatwienia jeszcze jakieś sprawy, nawet mi o nich wspominał, ale nie miałam ochoty go słuchać. Nie interesowałam się jego biznesowymi spotkaniami. Nawet dobrze nie wszedł do domu, gdy dzwonek jego telefonu rozbrzmiał w kieszeni. Pożegnał się przepraszając i odjechał. Od razu udałam się do swojego pokoju i zmęczona opadłam na łóżko. Spędziłam trochę czasu z Nirrą. W końcu była jeszcze szczeniakiem, więc należało jej się dużo uwagi. Mała drażniła się ze mną, próbując wyrwać wybraną przeze mnie zabawkę. Śmiesznie to wyglądało, gdy tak się siłowała.      
        Usłyszałam jakiś huk i zeszłam na dół. Stojąc na schodach, zauważyłam pijanego Natte. Co weekend wychodził na imprezy. Nie miałam nic przeciwko temu. Był młody i korzystał z życia, ale na litość boską... Niech się ubierze! Wszedł w samych bokserkach, podśpiewując głośno jakąś piosenkę. W jednej dłoni trzymał klatkę... z papugą? Drugą obejmował jakąś dziewczynę. Również pijaną... Eh... Wróciłam do siebie, chcąc kontynuować zabawę ze zwierzakiem. Wciąż słysząc jego podśpiewywanie, zeszłam wkurzona na dół. Wszędzie walały się śmieci. Puste butelki po piwie, wskazywały drogę do pokoju bruneta. Zaklęłam, słysząc różne dźwięki wydobywające się zza drzwi. Ruszyłam do kuchni, zbierając po drodze śmieci. Przed blatem kilka taboretów było przewróconych. Chipsy i inne przekąski walały się po nim. Otworzyłam szafę, chcąc wyciągnąć z niej miotłę, i pisnęłam. Wyleciała z niej...papuga. Ptak pofrunął w głąb mieszkania. No pięknie Natte... Zmiotłam wszystkie okruchy i, po sprzątnięciu tego bajzlu, opadłam zmęczona na kanapę. Nie wiedziałam jak Amanda to robi, że w jeden dzień potrafi posprzątać cały ten cholernie wielki dom... Teraz będę musiała ją w tym wyręczać. Chociaż perspektywa zatrudnienia pomocy domowej, nie wydawała się aż taka zła. Już wcześniej chłopaki chcieli kogoś wziąć. Mieliśmy jeszcze kilka wolnych pokoi na górze, więc dziewczyna mogłaby z nami zamieszkać. Gotowałaby, sprzątała i prała ich obrzydliwie śmierdzące ciuchy. Wzdrygnęłam przypominając sobie smród w pralni.
Sięgnęłam po telefon, który zaczął brzęczeć na stole.
- Słucham?
- Pani Samantha Ravel?- odezwał się doniosły, męski głos.
- Tak...
- Dzwonię z warsztatu Munster Garage, chciałbym prosić panią o odebranie samochodu.
- Świetnie!- odparłam uradowana.- Kiedy będę mogła po niego przyjechać?
- Może pani nawet teraz...
- Więc widzimy się za pół godziny- rozłączyłam się, nie zważając na dalsze jego słowa. Pobiegłam na górę i wyciągnęłam płaszcz z szafy. Na dworze było już ciemno i robiło się coraz zimniej. Przerzuciłam przez ramię torbę i zeszłam na dół, czekając na taksówkę. Nirra pobiegła za mną strasznie skamlając.
- Zaraz wrócę- pogłaskałam ją za uchem.- Jadę tylko po samochodów i za niedługo się zobaczymy- suczka zaczęła szczekać, nie chcąc mnie wypuścić. Zmuszona byłam do zamknięcia jej w pokoju. Pobiegłam jeszcze do kuchni, zostawiając kartkę temu bucowi, że gdyby znudziło mu się „zabawianie” tych pustych lalek, i stęskni się za mną, ja będę w drodze do warsztatu po moje autko, które ON skasował. Dla własnej satysfakcji, podkreśliłam ostatnie słowa.
       Przyczepiłam kartkę magnesem do lodówki, aby nie umknęło jego wzrokowi i wyszłam z domu.
Droga do warsztatu, ciągnęła się w nieskończoność. Na dworze zrobiło się ciemno, a ja miałam coraz gorsze przeczucia. Nie chodziło o tego taksówkarza, który zachowywał się dziwnie. Męczyło mnie coś innego. Zaparkował przed wielkim budynkiem, gdzie świecił neonowy napis Munster Garage. Udałam się do tylnego wyjścia, którym wcześniej nieraz wpadałam, sprawdzając poczynania mechaników. Wielkie, metalowe drzwi były otwarte, dając mi dostęp do mojego Camaro. Zrobiło mi się cieplej na sercu, widząc go w jednym kawałku. Weszłam do środka, a następnie błądziłam dłonią po zimnej ścianie, aby znaleźć włącznik.
- Halo?!- zawołałam.- Jest tu kto?- w ciemności rozglądałam się za mechanikiem, który do mnie dzwonił. Nikogo nie było, a włącznika nadal nie mogłam znaleźć. Wchodząc w głąb, usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Szybko odwróciłam się i zauważyłam, że metalowe wrota, którymi dostałam się do środka, są zamknięte. Do mojego ciała napływało coraz więcej strachu. Przywaliłam biodrem w szafkę z narzędziami, wydając z siebie cichy jęk. Zasłoniłam dłonią usta, słysząc czyjeś kroki. Nie byłam sama. Ktoś krył się w ciemności i na mnie polował. Ostrożnie i po cichy chwyciłam ręką jakiś ostry przedmiot, chowając go do kieszeni.
- Saaamantho!- usłyszałam ponownie głos mężczyzny, który wcześniej dzwonił do mnie. Teraz wiedziałam, że to pułapka.- Wiem, że tam jesteś!- wołał rozbawiony.- Taka samotna! Bezbronna! Czas, abym to ja zemścił się na tobie!
Łzy spływały mi po policzkach. Bałam się. Tak cholernie się bałam, że może mnie skrzywdzić, a przecież nikt nie wie gdzie ja jestem. Oprócz Natta, który pewnie nawet nie zauważył wiadomości.
- Tu jesteś!- krzyknął, materializując się przede mną. Zaczęłam krzyczeć, próbując wydostać się z jego uścisku. Jednak to było na nic. Mężczyzna przywarł mnie do ściany, jedną rękę zaciskając na mojej szyi. Wiedziałam że zginę.
Powoli brakowało mi powietrza, przez co on był coraz bardziej rozbawiony.
- I co teraz? Już nie jesteś taka silna? Tak mi przykro z powodu twojej pamięci- kolejny śmiech nieznajomego. Jego dłoń coraz mocniej ściskała się na moim gardle.- Wiesz, że oni cię okłamują?- wolną ręką pogłaskał mnie po policzku. Poczułam kolejne nieprzyjemnie dreszcze.- Boją się ciebie i tego co możesz im zrobić. Nie mają odwagi na zabicie cię, bo obawiają się twojego demona...
Demon. Co on mógł o nim wiedzieć? Ja musiałam go już wcześniej poznać... I jak się zdążyłam domyśleć, nasze spotkanie nie należało do tych najprzyjemniejszych.
- Nawet nie powiedzieli ci kim tak naprawdę jesteś- zaśmiał się.- Wielka i potężna Samantha, zginie przez to, że kochaś zbyt mocno pragnął ją ochronić. Chciał dać jej życie, którego tak bardzo pragnęła. Żałosne nie?

***

Samantha chwyciła dłoń napastnika. W mocnym uścisku, usłyszała jego pękające kości.
- Głupcze- odezwała się.- Myślisz, że zostawiłbym ją taką bezbronną?
- Ja...ja nie wiedziałem. Proszę...- skamlał żałośnie błagając o życie.
- A czy ty byś jej darował? Chciałeś nas zabić. Myślisz, że ja ci to odpuszczę?
- Nie chciałem zabić... tylko nastraszyć. On zapłacił mi za to. Chciał, aby ona się dowiedziała prawdy- opadł na kolana.- Proszę... daruj mi życie...
- Kto ci zapłacił?!
- Nie wiem. Miał kaptur. Zapłacił dosyć sporą sumkę, abym powiedział jej o tobie.
Demon zacisnął dłoń na gardle mężczyzny, podnosząc go jedną ręką.
- Myślisz, że ci w to uwierzę? Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz- stwierdził z kaprysem. Z płaszcza wyciągnął śrubokręt, którym przebił płuco napastnika. Mężczyzna cicho jęcząc, próbował złapać oddech. Niestety, nie udawało mu się to. Demon rzucił jego ciałem w głąb warsztatu, przewracając kolejne półki z narzędziami. Z kieszeni wyciągnął telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Samanthy z Ezrą. Jej ukochany próbował się do niej dodzwonić. Już kilkakrotnie odrzucił jego połączenie. Demon wiedział, że zbliża się do warsztatu. Podszedł do umierającego mężczyzny. Powoli wykrwawiał się, ale był jeszcze przytomny. Chwycił go pod brodę, kierując twarz na siebie.
- Pozdrów ode mnie tatusia- wbił kolejne narzędzie w jego ciało. Wstał, udając się w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszedł z warsztatu, ujrzał jadące z dużą szybkością auto. Samochód zaparkował niedaleko niego.
On zrobił już swoje. Dziewczyna była bezpieczna, więc mógł znów wrócić do swojego cienia.

***

      Opadłam na ziemię, mocno uderzając kolanami o kamyki. W słabym świetle neonowym, widziałam krew na moich dłoniach. Wiedziałam skąd ona się wzięła. Ja tam byłam. To ja to zrobiłam
Jestem demonem.
Moje ciało zaczęło drgać pod wpływem płaczu. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Wiedziałam kto to był. Nie musiałam nawet na niego spoglądać w tym momencie, aby wiedzieć, że właśnie on się o mnie troszczy i z wielkim bólem i poczuciem winy, patrzy na mnie. Czułam dziwną energię wydobywającą się z jego ciała. Coraz bardziej byłam przerażona.
- Już dobrze- wyszeptał, mocniej tuląc mnie do siebie. Gdyby nie on, leżałabym właśnie na ziemi, gdyż nogi odmawiały mi posłuszeństwa.- Co się stało?
- Ja...- zająknęłam się, znów przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku chwil.- Ja go zabiłam- wyszeptałam oblewając się kolejną falą łez.

***



     Zimne powietrze ocierało się po mojej twarzy, nadając policzkom różowego odcieniu. Stałam przed otwartym oknem, delektując się tym bólem. Skóra na dłoniach zmieniła się z bladej na czerwoną. Palce zastane w bezruchu, zaczynały powoli dawać o sobie znaki. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Może jeszcze kiedyś dane mi będzie zachwycić się tym widokiem? W tym momencie nie potrafiłam tego zrobić. Każda moja myśl skierowana była do tego nieszczęsnego wieczoru. Odebrałam w nieludzki sposób komuś życie. Zabiłam niewinną osobę.

On chciał nas zabić. Nie był niewinny- wyszeptał demon.
      Odkąd ujawnił się i przejął na chwilę kontrolę nad moim ciałem, bez przerwy się do mnie odzywał. Tylko ja go słyszałam. Jego przerażający i zimny głos rozchodził się po mojej głowie.
Moja podświadomość miała rację. Jestem potworem. Wcześniej też zapewne nim byłam.

Od tygodni miałam tą scenę przed oczami. Ciemność, która gościła w moim ciele, chęć zabicia i oddzielenia duszy od ciała, była tak wielka, że zmieniła się w potężny głód, który niestety musi być zaspokojony- śmiercią. Pragnienie jego duszy było straszne, a zarazem przyjemne. Strach pozwolił mu na przejecie inicjatywy. Opętał mnie demon. To on był zabójcą, nie ja.
Nie mów ze ci się nie podobało.
Nie jestem zabójca- powtarzałam w myślach.
Ty nie, ja tak.
Odejdź ode mnie! Zostaw mnie w spokoju!
     Zalewając się łzami, ruszyłam do łazienki, jednak nie potrafiłam spojrzeć na siebie w lustrze. Zamiast Samanthy, tej nowej, którą usilnie próbowałam ukształtować, widziałam potwora. Moje oczy zmieniały swoją barwę z czarnych na bursztynową, co mnie w ogóle już nie dziwiło. Nie potrafiłam odróżnić fikcji od rzeczywistości. Nie wiedziałam czy to prawda, ale jedyne czego byłam pewna to to, że jestem potworem. Bestią czyhającą na to aby zadać komuś ostateczny cios.
Wiem, że tego chcesz- odezwał się cichy głos w mojej głowie. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer.


*** EZRA***


      Siedziałem tępo wpatrując się w żar w kominku. Drewno pękało pod wpływem ciepła ognia. Siedziałem i czekałem. Nie mogłem nic zrobić. Ona nie chciała mojej pomocy. Zamknęła się w sobie i odtrąciła wszystkich od siebie. Nawet mnie. Cierpiała w samotności, nie pozwalając do siebie dotrzeć. Od tygodni nie wychodziła z pokoju. Nie widziałem jej już kilka dni. Nikt nie mógł dostać się do jej pokoju, gdyż Nirra pilnowała wejścia i atakowała wszystkich, oprócz mnie. Jednak Sam nie chciała ze mną rozmawiać. Nie chciała mnie nawet widzieć. Bolało mnie to.
- Trzeba jej powiedzieć- ciszę przerwał brunet.
- Nie. Widzisz co się z nią teraz dzieje? Chcesz żeby do końca się załamała?- nie ukrywałem złości, wypowiadając te słowa.
- Nie powiedzieliśmy jej i jak skończyła?- głos zabrał Tonny. - Słuchaj, ona wie co się tam stało. Wie, że ktoś nią kierował do tego. Sam mi powiedziałeś, że demon ją opętał. Mówiłeś, że widziałeś jego spojrzenie. Jak myślisz? Co ona może teraz czuć, skoro nawet nie wie co się dzieje?
Ciemnowłosy od kilku dni dawał mi jasno do zrozumienia, że to wszystko nie wydarzyłoby się, gdybyśmy jej powiedzieli. Jako jedyny był przeciwny temu, aby trzymać ją w niewiedzy. Ale teraz zrozumiałem swój błąd. Powinna wiedzieć, i zamierzałem wyznać jej prawdę. Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę jej pokoju. Nie obchodziło mnie czy będzie chciała ze mną rozmawiać, czy też nie. Musiała to usłyszeć i koniec. Zacząłem wchodzić po schodach, gdy zatrzymałem się w połowie drogi i ze zdziwieniem spojrzałem przed siebie.
- Sam? A...ale ty przecież...- bezradnie gestykulowałem rękami- nie chciałaś wyjść.
- Jak widać wyszłam- usłyszałem jej chłodny ton.- Nie mogę tam wiecznie siedzieć.
Nie mogłem uwierzyć w jej słowa. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Moja dawna Sam powracała.
- Jak się czujesz?
- A jak mogę się czuć? Odebrałam niewinnej osobie życie. Nawet policja się tym nie zainteresowała. Morderca jest na wolności i nikt się tym nie przejmuje!
- Nie jesteś mordercą- zaprzeczyłem.- Mówiłem ci, że on przeżył. Zamknęli go w wię...
- Proszę cię...- przerwała mi- chociaż tym razem nie kłam.
- Sam, ale...

- Pogadamy wieczorem, jak wrócę- powiedziała szorstko.
- Gdzie idziesz?- zmartwiłem się.

- Idę spotkać się z Daviną. Sam przecież powiedziałeś, że nie jestem mordercą. Nie jestem demonem, więc dlaczego mam się tak czuć? Lub zachowywać? Idę się spotkać z przyjaciółką, a ty tu zostajesz. Jak zauważyłeś, nie potrzebuje niańki. 
    Trzasnęła drzwiami i wyszła w towarzystwie Nirry. Pies nie odstępował jej nawet na krok, za co byłem wdzięczny. Wiedziałem przynajmniej, że przy niej będzie bezpieczna.


***SAMANTHA***


- To gdzie jedziemy?- zapytała wesoła blondynka, która nawet nie wiedziała, że siedzi z bezlitosnym mordercą w jednym samochodzie. Z niewiadomych przyczyn zabijałam. Nie chciało mi się wierzyć, że robiłam to tylko dlatego, że byłam zagrożona. Jednak zauważyłam, że w moim ciele powstała jeszcze jedna osoba. Stworzyłam demona, którego nazywałam swoją ciemną, morderczą stronę. To tak jakby dwie osobowości gościły we mnie. Z pozoru zwykła dziewczyna, wewnątrz potwór. Potrzebowałam psychiatry. A najlepiej byłoby, gdyby zamknęli mnie w psychiatryku...

- Castle Hill- posłałam jej delikatny uśmiech. Davina nie wiedziała o tym co zaszło. Moje zwolnienie przyjęła w dość łagodny sposób. Sama wiedziała, że długo nie popracuję, gdyż nie ma takiej potrzeby. Nie potrzebowałam pieniędzy. Matka miała ich całe mnóstwo, chociaż nie chciałam z nich korzystać.
Już niedługo się spotkamy.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie mogłam doczekać się tego. Chciałam go spotkać. Pozwolić znów przejąć nad sobą kontrolę. Poczuć tą przyjemność śmierci. 



W końcu upragniony weekend! Po takim tygodniu tylko o tym marze.... A jeszcze zostało mi zakończenie projektu i biologia :c Szczerze mówiąc, to im bliżej wakacji, tym gorzej ( jeśli chodzi o naukę). A tak wgl, to ostatnio liczyłam dni do wakacji i ( u mnie) zostało 45 :D nie licząc weekendów :*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam
Seo

6 komentarzy:

  1. Jak dla mnie czasami za dużo się całują w miejscach publicznych. Mnie na przykład byłoby aż głupio całować się, gdy obok stoi ktoś, z kim przed chwilą rozmawiałam. Ten ktoś mógłby uznać, że go olewam. Rozumiesz, co co mi chodzi?
    Poza tym, jak ty to robisz? Masakra, co tydzień równiutko publikujesz nowe rozdziały, do tego dosyć długawe, przy czym ja przez dwa tygodnie napisałam tylko jedną stronę zeszytu? -,- Nie mam zielonego pojęcia, kiedy ty znajdujesz czas na pisanie. Mnie czasami brakuje na porządny obiad! :)
    Niesamowity ten fragment, gdzie opowiada Sam, przed tym jak zaczyna się dziać z perspektywy Ezry! Bardzo dobrze oddałaś to jej wewnętrzne rozdarcie, nie wiem, jak to dokładnie nazwać. Ale bardzo mi się podobało. No i oczywiście moment walki i t jak demon przejął kontrolę! Mega!
    Jak dla mnie to był jeden z tych lepszych rozdziałów! No i niesamowicie mnie zaciekawiłaś! Co się wydarzy dalej? tego nie wiem, ale mam przeczucie, że będzie o czym pisać :)
    Nie mam pojęcia, jak ja przeżyłam ten tydzień. Wczoraj w pracy domowej miałam chyba z 60 zadań na dzisiaj! Wszyscy się powściekali -,- Ostatnio też liczyłam i też mi tak gdzieś koło tego wyszło! jakieś półtora miesiąca! Jedynie ta myśl mnie pociesza :)
    Lecę pisać rozdział, bo nawet nie mam pomysłu, jak go zacząć -,-
    Pozdrawiam!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ezra to robi z zazdrości :D Widząc jakiegoś faceta u boku swojej narzeczonej chce mu pokazać w "łagodny" sposób, że są razem.
      Jeśli chodzi o rozdziały, to tak jakoś to wychodzi. Jest jakiś pomysł i muszę przelać go na papier inaczej będzie mnie dręczyć :D Moja wyobraźnie jest wielka :D więc szybko idzie mi pisanie nowych rozdziałów. Chociaż pisząc Księgę II wiedziałam tylko, że Sam straci pamięć. Zaczynając jakiś rozdział wychodzi mi pomysł na następny :)
      Mam nadzieje, że dodasz jak najszybciej kolejny rozdział bo nie mg się już doczekać :D
      Pozdrawiam
      Seo

      Usuń
  2. Mi też rozdział sie bardzo podobał!!!
    Cieszę się, że Sam powoli "wraca do swojej dawnej postaci". Zaczęło się tez robić bardzo ciekawie, a akcja znacznie przyspiezyła co jest bardzo fajne. No i dobrze, że zaczynasz powracać do świta, w którym oni wszyscy żyli przed utratą pamięci przez Sam.
    Szczerze mówiąc to mam nadzieje, że dziewczyna odzyska pamięć i jednocześnie znowu będzie miał taki sam charakter jak w księdze I ;) .
    A i mam taką prożbę może byś,kiedyś w jakimś tam rozdział przy okazji wplotła to w jaki sposób oni ją znależli pod koniec I księgi i co Sam robiła gdy oni jej szukali i jak oni jej szukali. Bo wciąż nie daje mi to spokoju.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pomyślałam nad tym, ale mogę Ci powiedzieć, że pojawi się taki rozdział dodatkowy, który będzie właśnie opisywał co się działo podczas jej nieobecności. Jednak nie wiem kiedy on się pojawi.... Może pod koniec kwietnia?
      Pozdrawiam :*
      Seo

      Usuń
  3. Jak to autko skasowane :c Będę płakać ! Stara zostawiłaś gwiazdki ! :D Ja bym na miejscu Samanty wyprowadziła się od nich -,- Też chcę mieć swojego demona chroniącego mnie :D Rozdział jak zawsze świetny, nie ma co więcej mówić ;)
    Pozdrawiam,
    Katarina
    smiertelnapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle świetny, a ten w szczególności mi się podoba ^^
    Ten moment, kiedy poszła do warsztatu był dosyć mocny. Trzymał w napięciu, ale też zaciekawił. No i powrót pamięci :)
    Co dodać? bardzo się podobało i czekam na więcej :)
    Pozdrawiam,
    Puzzel.

    OdpowiedzUsuń