czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XIV

Bo to jest piekło, a ja w nim tkwię”.



- Myślę, że może... tam!- wskazałam palcem na drugi koniec pokoju. Bezduszni słudzy, na mój rozkaz, przenieśli wielką dębową szafę w wyznaczone miejsce.
Stwierdziłam, że skoro zostaję tu na jakiś czas... dość długi czas, to przyda się temu pokojowi małe przemeblowanie. A zresztą, właśnie dostarczono nowy komplet mebli, który zamówiłam, więc trzeba było to wszystko jakoś ustawić.
 Pogodziłam się z tym, że mam tu zostać, ale nie, że mam poślubić Willa. Z tym to zdecydowanie poczekam, i to dość długo. Teraz czas na zmiany.
 Przeszłość przestała mnie męczyć, więc ruszyłam na przód, choć jakaś cząstka mnie, nadal do niej próbowała wrócić. Przecież, istniały jeszcze osoby, na których mi zależało i nie mogłam od tak się z nimi rozstać. Nawet wliczyłam w to Śmierć... Tęskniłam za tym dupkiem. Nie wspominając, jak bardzo tęskniłam za Scottem. Byłam świadoma, ze minął dopiero miesiąc i tak szybko o nich nie zapomnę, ale pogodziłam się, że pewnych osób już nie zobaczę, i już nigdy nie wrócą. Nawet mój plan zniszczenia Willa, przestał mną kierować. Po prostu, odpuściłam sobie wszystko. Mając nadzieję, że jeśli uda mi się przemóc, żeby go poślubić, uda mi się też go zmienić.
- My królowie nigdy nie będziemy szczęśliwi...- powiedziała do mnie kiedyś piętnastoletnia królowa, która miała poślubić, króla Francji, aby jej lud mógł przetrwać. Zostawiła całą swoją rodzinę i ukochanego... aby uratować kraj. Jak na swój wiek, była dosyć mądra i miała takie odważne spojrzenie... Choć była jeszcze dzieckiem, jej inteligencja przerastała nie jednego starucha. Gotowa poświęcić życie, tylko po to, aby oni przeżyli. I tak też się stało. Wyjechała do Francji i poślubiła go, jednak po kilku latach zmarła na zapalenie płuc, a jej mąż porzucił ukochany jej kraj, skazując go na klęskę. Szczęśliwe małżeństwo...
Prychnęłam.
 Szkoda tylko, że to działa w jedną stronę, ale cóż, najważniejszy był dla mnie mój lud. To ich szczęście i dobro powinno się dla mnie liczyć. No i tak też było. Moja podświadomość godziła się z nową rolą. Ja, jako przyszła Królowa Cerisu.
- Uważajcie!- krzyknęłam, gdy po raz kolejny otarli delikatne drewno o kamienna ścianę.
- Spokojnie kochana- usłyszałam rozbawiony głos Willa.- Widzę, że przywykasz do nowego domu?- Zapytał obejmując mnie w pasie.
- Nie, ale próbuję przywyknąć do tego pokoju i wymiana tych starych i zniszczonych mebli na te cuda- wskazałam nowy komplet.- Ułatwi mi to.
Zielonooki z lekkim grymasem na twarzy przytaknął.
- Ale łóżka nie zmienimy- oznajmił stanowczo.
- Nie trzeba, pasuje do kompletu... Tam!- zwróciłam się do pomagierów, którzy zabrali się za następny mebel. Tym razem wypadło na podłużną komodę. Zdenerwowałam się, widząc jak oni obchodzą się z tym przedmiotem. Na Anioła, wiem, że nie posiadają żadnej duszy, ale to nie znaczy, że nie powinni być delikatni.
- Spokojnie kocie. Chociaż jak się złościsz, jesteś taka słodka- pocałował mnie w policzek.
- A ty nie masz żadnych ciekawszych zajęć?- zapytałam odsuwając się od niego.
- W sumie... muszę jeszcze wysłuchać kilka osób w sali koronowej, więc mam nadzieję, że jak skończysz to,- wskazał na meble- to do mnie dołączysz- wyszedł z komnaty, nie czekając na mój sprzeciw.
Stałam jeszcze chwilę w pokoju, póki słudzy nie skończyli przemeblowania. Wyszłam z zamiarem dołączenia do Króla tak, jak to na przyszłą Królową przystało.


                                                 ***

 Po wysłuchaniu tych wszystkich próśb o nowe ziemię, zwierzęta... i nawet zdarzyły się skargi na najazdy patersów, wróciłam do komnaty. Miałam nadzieję, że w ciągu paru miesięcy uda mi się do tego przyzwyczaić. Umyta, położyłam się spać. Ominęłam kolację, gdyż nie byłam głodna, co nie spodobało się Królowi. Widząc moje zmęczenie, nie sprzeciwiał się. Pozwolił mi odejść, oczywiście w towarzystwie służki, która mnie odprowadziła i przygotowała do snu. Zdziwiłam się widząc jego troskę, jednak powoli zaczynałam się do tego przyzwyczaić. Przy mnie robił się łagodniejszy i przepełniony emocjami. Jego ton momentalnie się zmieniał, a ta troska o mnie... Słyszałam nieraz dobiegające ciche krzyki. Oczywiście wiedziałam, że to przez Will'a. Nawet ja nie mogłam nad nim zapanować. Skoro już wcześniej był takim potworem, to nie można było go, aż tak zmienić. Chyba, że nasz wspólny ślub mógłby pomóc. Wierzyłam, że naprawdę mogłabym go odmienić. Sprawić, żeby ze złego człowieka o zimnym sercu, stał się uwielbiany prze poddanych Władcą. Byłoby to ciężkie zadanie. Czy sprostałabym mu? Na pewno byłoby to ciężkie, jednak wierzyłam w siebie. Wierzyłam w to, że mi się uda.
 Chociaż dużo dzisiaj nie zrobiłam, to siedzenie i wysłuchiwanie ich, było dość męczące. Pozwoliłam aby zmęczenie mną zawładnęło, aż powoli usypiałam.
 Usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwiami. Wiedziałam, że to zielonooki przyszedł. Słyszałam jak tłucze się po pokoju, chociaż starał się robić to jak najciszej, ze względu na to, że ja śpię, to i tak marnie mu to wychodziło. Położył się obok mnie, a ja wtuliłam się w niego. Czułam jak obejmuje mnie ramieniem i dopiero teraz pozwoliłam sobie na sen.


                                                  ***


- Gotowa?- zapytał Will wchodząc do łazienki.
- Gdzie idziemy?- sięgnęłam po jedwabny, czarny płaszcz.
- Niespodzianka- złożył delikatny całus na moim policzku.
 Przywykłam już do tego i, na szczęście, nie posuwał się dalej.
Chwyciłam go pod rękę i ruszyliśmy w towarzystwie dwóch strażników na dziedziniec. Przed zamkiem czekała na nas biała karoca zaprzężona w dwa rumaki. Znów czułam się, jakbym wróciła do dawnych czasów. Moich ulubionych czasów, przepełnionych sztuką i kulturą. Piękne suknie i mężczyźni- dżentelmeni.
Weszłam pierwsza i w milczeniu podziwiałam krajobraz. Pierwszy raz miałam szansę obejrzeć Ceris.  Przyzwyczaiłam się do widoku z zamku, ale teraz byłam wniebowzięta. Barwa zdobiąca trawę, drzewa i niebo, była o wiele żywsza i intensywniejsza. Silny i odważny kolor kwiatów... To wszystko było przepiękne.
- Zaraz będziemy na miejscu- oznajmił mężczyzna, a ja przytaknęłam. Odwróciłam głowę na okno, aby dalej podziwiać widoki. Zbliżaliśmy się do wybrzeża. Słyszałam szum fal, odbijających się od zatoki.

  Po niecałych piętnastu minutach, byliśmy na miejscu. Will pomógł mi wyjść z powozu i od razu udaliśmy się w stronę plaży. Im bliżej wody, tym bardziej intensywniejszy był zapach słonej wody. Dawno nie byłam nad morzem. Tęskniłam za tą wodą. Uwielbiałam pływać. Wtedy czułam się taka wolna... Nic mnie nie ograniczało, i mogłam pozwolić sobie na to, co chce.
- Pięknie tu- wyszeptałam spoglądając na otwarte morze.- Nie wiedziałam, że woda jest tak blisko zamku. Przecież jechaliśmy zaledwie godzinę.
Zaśmiał się pod nosem.
- Teleportowałem nas. Jesteśmy kilkaset mil od zamku- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Kiedy? Kiedy on nas teleportował?! Przecież całą drogę obserwowałam krajobraz zza okna, więc powinnam zauważyć!
- Po co mnie tu przywiozłeś?- zapytałam spoglądając w jego zielone oczy. Widziałam w nich spokój i czułam, że przy nim będę szczęśliwa. A przynajmniej miałam taką nadzieję...
- Chciałem żebyśmy pobyli trochę w samotności...- poczułam jego ciepłą dłoń ściskającą moją rękę.  Przyjemne mrowienie rozchodziło się po mojej skórze.- Chciałem spędzić z tobą trochę czas bez jakichkolwiek świadków. Wiem, że jesteś nieszczęśliwa i to mnie boli. Chciałbym ci trochę uprzyjemnić ten pobyt tutaj. Przepraszam, że musisz przez to przechodzić- posmutniał.- Zawsze pomagał mi widok natury- stwierdził.-Jakimś cudem uspokajał mnie i dzięki temu wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. Teraz za każdym razem, gdy cię widzę tak się czuję. Po prostu wiem, że wszystko się ułoży i to dzięki tobie. Ale świadomość, że jesteś nieszczęśliwa wszystko niszczy...
 Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy byłam nieszczęśliwa? Nie. Może kiedyś. Teraz wiedziałam co powinnam zrobić i, lata maskowania swoich uczuć, mogą mi w tym pomóc.
- Will. To nie prawda. Jestem tu szczęśliwa- spojrzał na mnie zdziwiony.- Może wcześniej tego nie okazywałam, ale musisz to zrozumieć. Potrzebowałam czasu, aby do tego przywyknąć. To nie jest takie proste i ty to rozumiesz. Ale już się pogodziłam z tym i wiem, że teraz wszystko się zmieni. Tu jest mój dom i zawsze nim będzie. Więc jakbym mogła być tu nieszczęśliwa? Spójrz. Tu jest pięknie.
 W ciszy podziwialiśmy ten widok. Wiatr się zmagał, a fale z coraz większą siłą uderzały w brzeg niewielkiego klifu.
- Tak.- Przerwałam tą niezręczną ciszę.
- Co tak?- zapytał marszcząc brwi.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.- Wyjdę za ciebie.
Nim zdążyłam zamrugać, ten już mnie podniósł i kręcił wokół własnej osi. Czułam jego szczęście, które również mi się udzielało. Z dnia na dzień, mogłam lepiej rozpoznawać ludzi. Potrafiłam rozróżnić każde emocje. Z jego ciała wiły się drobne niteczki, przypominające kawałki włóczki w kolorze czerwieni i zieleni.-  Oznaczający miłość i radość. Z czasem potrafiłam wyłączyć to, ale teraz jego uczucia były zbyt silne.
Opuścił mnie trochę w dół tak, aby mógł dosięgnąć moich ust. Składał na nich delikatne pocałunki, a gdy ja je odwzajemniłam, stał się bardziej zachłanny. Jedną rękę oparłam na jego piersi, a drugą na policzku.  Delikatnie gładziłam go kciukiem. Całował namiętnie i jednocześnie delikatnie. Teraz jego dotyk mnie nie obrzydzał, wręcz przeciwnie. Sprawiał mi wielką przyjemność.
- Kocham cię- wyszeptał między pocałunkami, uśmiechając się przy tym. Odwzajemniłam uśmiech przepełniony szczęściem.
- Ja ciebie też- skłamałam.


 Podczas drogi powrotnej usnęłam. Obudziłam się w ramionach Will'a, gdy ten przenosił mnie do komnaty. Znów zamknęłam oczy, aby nic nie zauważył i dalej mnie niósł. Był silny, przez co czułam się bezpieczna.
Z powolnego snu wybudziła mnie zimna dłoń, powstrzymująca mój wrzask.
O matko... Ja chciałam krzyczeć zamiast walczyć... Zmieniłam się w jedną z tych niewiast, które zostają ratowane przez rycerzy w lśniących zbrojach, zamiast się samemu bronić?
- Tylko nie krzycz!- Usłyszałam szept mężczyzny.- Spokojnie, to tylko ja- zabrał rękę.
- Patrick? Co ty tu robisz!- wrzasnęłam na tyle, na ile pozwalał mi mój ściszony głos.
- Zabieramy cię stąd- oznajmił.- Ubieraj się... Nie mamy za dużo czasu- dodał pośpiesznie i odsunął się ode mnie.
- Żartujesz?- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Nie mogłam uwierzyć, że jednak te męczarnie mogą się skończyć. Mogę uciec od tego całego burdelu... Ale wrócę. Naprawię wszystko, tylko teraz musiałam się pozbierać. Te kilka miesięcy odbiły się na mnie i to w dość bolesny sposób. Tortury, niedoszła śmierć, Will, spotkanie ze Christophem... i Ezra. Pozwoliłam wszystkim po prostu odejść. Już nic mnie nie trzymało. Teraz byłam wolna.
- A tak w ogóle, to kto jest z tobą?- zapytałam, ubierając płaszcz, przyniesiony przez Patricka.
- Wszyscy. Estes też.
- Estes?- powtórzyłam zdziwiona. Myślałam, że odpuścił sobie to wszystko, po naszej wspólnej nocy. To znaczy wtedy, kiedy przyszedł do mnie we śnie. Byłam zbyt zmęczona, aby się bronić, więc pozwoliłam na wtargnięcie mu do mojej podświadomości.
- Słuchaj Sam...- zaczął niepewnie- wiem, że nienawidzisz go za to co zrobił, i w sumie nie dziwię ci się. Też bym tak zareagował na twoim miejscu, ale musisz wiedzieć, że nie zrobił tego z czystej niechęci do ciebie, czy czegokolwiek. On to zrobił bo cię kochał.
Prychnęłam.
- I dlatego pozwolił mi prawie umrzeć? A i jeszcze z takim wielkim entuzjazmem pomagał planować Willowi nasz ślub!- chłopak uciszył mnie gestem ręki.
- Jeszcze nas usłyszą- wyszeptał.- A miał inny wybór? Jedyne wyjście było zawarcie układu z tym upadłym- niemal wypluł ostatnie słowo.
- Upadłym? Masz na myśli Chrisa?
- Tak, właśnie jego- skrzywił się.- Widzisz, wyćwiczyliśmy twoje ciało tak, aby mogło przyjąć siłę twojej mocy, ale nie spodziewaliśmy się, że ona po prostu zacznie się w tobie kumulować. Wtedy, gdy używałaś jej do teleportacji, dzięki pomocy tego dupka, to był dla nas znak, że on wie jak ją uwolnić. Estes wiedział jaką cenę będzie musiał zapłacić, ale oddałby wszystko w zamian za twoje życie. Nawet widok innego mężczyzny, szczęśliwego u twojego boku, nie wydawał mu się taki zły. Ważne żebyś tylko przeżyła. Dlatego też zawarł z nim układ, a jego warunkiem było to, żebyś tu trafiła. Tylko tak potrafiłabyś zjednoczyć ciało z tą mocą. I tak też się stało- zbliżył się do drzwi.
 Czyli Ezra naprawdę mnie kochał. I kocha, a ja tak po prostu pozwoliłam mu odejść.
Zrezygnowałam z mężczyzny, z którym chciałam spędzić resztę swojego nędznego życia...
Idiotka!
Ale nie wszystko jest stracone. Jeśli uda nam się stąd wydostać, możemy wszystko naprawić. O ile on będzie tego chciał.
 Już miałam dość, zbierania w sobie tego całego bólu. Czas abym i to ja, w końcu, była szczęśliwa. I chciałam taka być u jego boku, ale jeśli on nie będzie tego chciał... To będzie jego wybór, a ja muszę uszanować każdą decyzję. Nawet taką, która zabijałaby cząstkę mnie codziennie.
- Dziękuje- cmoknęłam go w policzek. Mimo, że było dosyć ciemno, ja widziałam lekki uśmiech na jego twarzy. Jednak on nie jest z kamienia...
- Podziękujesz jak się stąd wydostaniemy... Masz- wręczył mi metalowe ostrze.- Prędzej czy później nas zauważą, więc bądź gotowa do walki z tymi umarlakami- zadrżał.
 Bezduszni. Dowiedziała się nieco o nich. Najważniejsze było to, że ciało bez duszy nie rozkładało się. To tak jakby był nieśmiertelny, ale wciąż nie mieli duszy. Ktoś musiał nimi kierować, w tym przypadku to był Will.
 Wychylił głowę przez drzwi i chwytając mnie mocno za rękę, wybiegliśmy z komnaty. Skradaliśmy się, kierując w stronę wyjścia. Minęliśmy dosyć sporą liczbę strażników, ale żaden nas nie zauważył. Lekko zdyszana, biegłam za nim. Przed nami widniała duża metalowa brama, pozwalająca na wydostanie się z terenu zamku, ale my wyszliśmy tyłem, gdzie czekali na nas chłopaki.
- No nareszcie- Natte wypuścił głośno powietrze z ulgi.
- Już myślałem, że was złap...- nie dokończył, gdyż nie mogłam wytrzymać tego całego napięcia. Po prostu ujęłam jego twarz dłońmi i przyciągnęłam do siebie, łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Tego mi było trzeba. Właśnie jego brakowało mi najbardziej. Mojego ukochanego.
- Dobra gołąbki, jeszcze znajdziecie sobie czas na gruchanie, ale teraz musimy się śpieszyć bo inaczej...-przerwał i spojrzał na wieżę z której dobiegał głośny ryk, alarmujący naszą ucieczkę.
- Cholera- odezwał się Tonny.
Pośpiesznie pobiegliśmy w stronę tylnego wyjścia, jednak było już za późno. Armia bezdusznych powoli zapełniała plac zamku. Wszyscy wyjęli broń.
- Pamiętajcie!- krzyknął Patrick.- Celujcie prosto w serca, wtedy szybko zdechną.
- Kierujcie się w stronę bramy, musimy ją stąd wydostać zanim reszta zdąży przyjść- powiedział Tonny.
Ezra spojrzał na mnie. Jego wzrok był przepełniony troską. Musnął szybko, ale czule, moje usta i ruszył na zgromadzony tłum umarlaków. Nie pozostaliśmy mu dłużni. Rzuciliśmy się za nim w wir walki.
Krew. Wszędzie tryskała krew. Byłam cała pokryta tą lepką mazią, jednak nie należała do mnie.
Z każdym kolejnym zabitym bezdusznym, w moim ciele rodził się niepokój, gdyż ta cała krew... ten ból i cierpienie w ich oczach... to wszystko mi się podobało. Nawet nie zauważyłam, że od bramy dzieli nas kilka metrów. Złapana za rękę i pociągnięta w jej stronę, ruszyłam chwiejnym krokiem.
Co się ze mną dzieje ?
 Wyrwałam się z uścisku i wróciłam do walki. Tęskniłam za tym. Kochałam zadawać ból, a ostatnio to oni zadawali mi go, a nie na odwrót. Teraz w końcu mogłam się wyżyć. I było mi z tym dobrze.
Nawet nie zauważyłam, że moje nerwy znów zczerniały. Zbyt zajęta walką, krwią i zadawaniem im bólu, nie zauważyłam czarnych nitek malujących się na mojej skórze.
 Poczułam zimną dłoń chwytająca mnie za nadgarstek. Kolejny bezduszny... Obróciłam się i trafiłam w niego. Ostrze przebiło jego pierś, tuż obok serca. Zaryczał, a moje serce przyśpieszyło.
Znałam ten głos. Mimo, że był bezdusznym, ja wciąż potrafiłam go rozpoznać. Wyrywając się z objęcia chłopaka, klękłam obok ciała. Krew w żyłach zaczęła się gotować. Złapałam za jego hełm i jednym płynnym ruchem odsłoniłam jego twarz. Łzy mimowolnie zaczęły mi ściekać po policzkach.
- Philip- wyszeptałam w przerwie między szlochaniami.- To naprawdę ty...
- N... Nie płacz... Aniele...- zadławił się krwią.- Po tylu latach w końcu jestem wolny...
- Zabiłam cię- wyznałam.
- Uwolniłaś mnie... Nawet nie wiesz jak długo siedziałem w tym więzieniu, próbując się wydostać.
- Zabiłam cię- powtórzyłam.- Już dwa razy cię straciłam.
- Nigdy mnie nie straciłaś. Ja zawsze byłem przy tobie i nadal będę. Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham i świadomość, że ty nadal mnie kochasz jest dość dobijająca. Powinnaś ruszyć dalej i zapomnieć o mnie. Aniele...obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa beze mnie- kolejny raz zakaszlał plując krwią.
- Byłam szczęśliwa przy tobie i tylko z tobą taka pozostanę.
- Nie będziesz. Ja już odchodzę. Pamięć o mnie cię zniszczy, tak jak robiła to przez ostatnie lata. Już tak dużo straciłaś...Kocham cię- wyznał. Spojrzał mi w oczy.- Czas już na mnie- ostatni raz nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Przyjemne i znajome mrowienie przeszło przez moje ciało. Czułam jak wraz z jego duszą, część mnie odchodzi.- Pamiętaj... bądź szczęśliwa. Zrób to dla siebie. Ale zapomnij o mnie Aniele... Nie pozwól mu wygrać- zamknął oczy, a ja czułam jak odchodzi. Nie mogłam nic z tym zrobić. Po raz kolejny moja moc mnie zawiodła.
- Nie jestem aniołem- wyszeptałam przez łzy, ściskając jego martwą dłoń.- Demon nigdy nie stanie się aniołem- zamknęłam oczy, a jedyne co poczułam to ból rozprzestrzeniający się przez moje ciało.



                                                       ***

 Biegłem, trzymając Samanthę za rękę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ją tak trzymałem, ale jestem pewny, że wtedy jej dłoń była mniejsza... Cholera... Idiota... Zamiast uważać w trakcie walki, ja zajmowałem się jakimiś bzdetami!
- Piękna, zaraz będziemy bezpieczni- odwróciłem się do niej i znieruchomiałem.
- Spokojnie stary- moje serce przyśpieszyło.- To, że trzymasz mnie za rękę jeszcze jakoś zrozumiem, ale te czułe słówka możesz sobie darować. Wystarczy dobre wino, a zalany na pewno bym ci się oddał. Niechętnie, ale cóż... pijany nie panuję nad sobą...
- Zamknij się Natte!- wrzasnąłem.- Gdzie jest Sam!- zacząłem gorączkowo rozglądać się dookoła. Kilka kroków dzieliło nas od wyjścia. Wszyscy byli przy bramie, oprócz niej... Wzrokiem błądziłem po polu walki.  Widziałem Christopha, który walczył z bezdusznymi, obok niego Patrick i Natte, który właśnie do niego dołączył. Walczyli z kolejnymi upiorami. Czułem zimny pot na karku. Ich widok przyprawiał mnie o mdłości. Takie martwe ciała... nie zdolne do samodzielnego myślenia i skazane na wieczną służbę.
- Widzę ją!- krzyknął Tonny wskazując ręką.
 Wystrzelony jak z procy, biegłem w jej stronę. Klęczała przed ciałem jakiegoś bezdusznego. Zbliżając się do niej, zauważyłem kto tam leżał. Zobaczyłem też jej skórę... Czarne paski znów malowały jej ciało, ale tym razem była przytomna. Wszystkie mięśnie były napięte, a trucizna już dotarła do jej serca. Było już za późno...
 Podszedłem bliżej i usłyszałem jak głośno dyszy. Spojrzała na mnie, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jej oczy były całe czarne. Spojrzenie pełne nienawiści i bezduszności. Ryknęła, a ja cofnąłem się o krok. Znowu ryk. Jej głos był przepełniony bólem. Czułem jakby ktoś ściskał moje serce.
Znowu ją tracę.
Podniosła głowę i spojrzała przed siebie. Bezduszni zatrzymali się przed nią i opadli na kolana. Puściła ciało Philipa i lekko chwiejąc się, wstała. W powietrzu unosił się nieprzyjemny metaliczny zapach krwi. I było coś jeszcze... jakby śmierć miała zapach, to właśnie nią była przesiąknięta.
Pachniała śmiercią.
 Nagle klęknęła na jedno kolano i odepchnęła się od ziemi. Dwa wielkie skrzydła, wyglądem przypominające skrzydła kruka, wyrosły z jej pleców. Były piękne, a zarazem przerażające. Czarne pióra, wyglądały na silne i delikatne. Energicznie nimi machając, oddalała się. Wpatrywałem się w jej znikające ciało na niebie. Gdyby nie ich ciemny kolor, wyglądałaby jak anioł.
Anioł śmierci.
Straciłem ją na zawsze...


Witam was wszystkich :D 
Więc, oto wstawiam ostatni rozdział. Według mnie, najlepszy ze wszystkich pozostałych xd
Głosowanie nadal trwa ;), jednak ja nie mogłam się już doczekać i zaczęłam pisać I rozdział II Księgi :*
Oczywiście dodam go po wynikach, więc głosujcie! <3
Chciałam wszystkim podziękować, którzy czytają, bądź komentują tego bloga. Nigdy nie przypuszczałabym, że będę mieć ponad 3000 wyświetleń :D Oczywiście dziękuje za to wam <3 
Właśnie widok coraz większej liczby odwiedzin motywował mnie do dalszego pisania. Ale komentarze najbardziej :*
Jeszcze raz wszystkim DZIĘKUJE!!!  :*

PS. Zapraszam na nowy rozdział     http://cien-upadlej-gwiazdy.blogspot.com/




2 komentarze:

  1. Pisz 2. część!! Myślę, że niewiele zmieni się w tej ankiecie - znaczy nie zmieni się, że wiesz, że nadal będzie przewaga głosów na tak!
    "My królowie nigdy nie będziemy szczęśliwe" - "my królowe" lub zmiana "szczęśliwe" na "szczęśliwi". Zależy, czy chodziło Ci o władców ogółem, czy tylko o królowe.
    Jest taka sala koronowa? Słyszałam o sali tronowej, ale o tej Twojej to chyba nie...
    " póki słudzy nie skończyli przemeblowanie" - przemeblowania - ale to mogło Ci umknąć przez nieuwagę :)
    "Moich ulubionych czasów, przepełnione sztuką i kulturą" - "przepełnionych sztuką i kulturą."
    "Odwróciłam głowę na aby dalej podziwiać widoki" - na co odwróciła głowę? Chyba umknęło Ci jakieś okno, czy coś :)
    "że nie zrobił to z czystej niechęci " - "nie zrobił tego..."
    Masz rację, ten rozdział był najlepszy!!! Czytałam jednym tchem. Zaczęło się tak niewinnie, a potem!! Śliczne wyznania Philipa!! Potem takie tam z Ezrą i Nattem :D i na końcu taka bomba!! I ty śmiesz twierdzić, że możesz nie pisać dalej? Ani mi się waż!! Nie pozwalam Ci, słyszysz? Nie zwracaj uwagi na tą ankietę - to znaczy się zwracaj na nią uwagę, bo jest 15? jeśli się nie mylę głosów na tak, więc masz dla kogo pisać! Twoje opowiadanie tak bardzo mi się podoba, że nie mam już słów, by to jakoś wszystko opisać ;p
    Jestem megamocno ciekawa, co się stanie!! Jak zareaguje Will, co się będzie działo z Sam i Ezrą i co tam u Amandy i Scotta? :D A co ze Śmiercią? Tyle niewiadomych ;p
    Najbardziej podobało mi się to, jak Sam opowiadała o tej królowej Francji. To było coś... coś ślicznego i zarazem smutnego. I oczywiście scena z Philipem i końcówka to już w ogóle zarąbista.
    Pozostaje mi tylko czekać na kolejną cześć. Będzie epilog? Jeśli tak, to czekam na epilog :D
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz :*
      Wszystkie błędy już zostały poprawione. Dopiero teraz uświadomiłaś mi, że właściwie nic nie wyjaśniłam xd Zostało tyle niewiadomych :D
      Epilog dodam w poniedziałek :*
      Pozdrawiam <3

      Usuń