czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział XIII

Nie został już nikt, kogo bym kochała”





                                                                             Dwadzieścia lat wcześniej



  Lekko otumaniona alkoholem wyszłam z clubu. Muszę przyznać, że zabawa była nawet fajna, nie licząc tych klejących się do mnie pijaków. Ale z czasem można do tego przywyknąć. Stanęłam przy ulicy, rozglądając się za zamówioną przeze mnie taksówką. Skrzyżowałam ręce na piersi. Było dosyć ciemno, a o drugiej w nocy nie jest najcieplej. Po raz kolejny rozejrzałam się za długo oczekiwaną taksówką i nic. Już współczuje temu kierowcy...
Usłyszawszy dziewczęcy pisk, odwróciłam się. No pięknie... komuś jeszcze gwałtu się za chciało. To nie była moja sprawa. Dziewczyna powinna bardziej uważać, a pewnie latała i świeciła dupskiem. Teraz ma za swoje.
Odwróciłam się, ale krzyki nie dawały mi spokoju. Wiedziałam, że tylko ja ją słyszę i nikt zapewne jej nie pomoże.
 Eh... Westchnęłam i udałam się do ciemnego zaułku, z którego dochodziły niepokojące mnie wrzaski. Pomimo, że było ciemno, ja dobrze widziałam. Chociaż niewyraźnie, ale zawsze to coś. Zbliżając się do tego miejsca poczułam metaliczny smak krwi w ustach. Przez moją skórę przeszły dreszcze, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach śmierci. Demon.
Wyciągnęłam ostrze z torebki i szybko ruszyłam w jego stronę. Potwór pochylał się nad roztrzęsionym facetem, obok którego leżało ciało jakieś dziewczyny. Cicho podchodziłam do niego. Zwykły atak z zaskoczenia wystarczy. Analizowałam każdy przedmiot przede mną, żeby się nie zdradzić. Wszędzie walały się śmieci. Kilka koszy było przewróconych, a reszta po prostu stała w opłakanym stanie. Chyba dawno nikt tu nie zaglądał, a szczególnie śmieciarka. Ostrożnie minęłam odległość, dzielącą mnie od demona i teraz, stojąc może ze dwa metry od niego, nadepnęłam na szklaną butelkę, która pod moim butem, roztrzaskała się na kilkaset kawałków. Nie umnknęło to jego uwadze i szybko odwrócił się w moją stronę. To była moja szansa.  Jednym, płynnym ruchem, przebiłam jego pierś, dzieląc serce na dwie części. Martwe ciało opadło na ziemię, a ja kopnęłam je, odsłaniając faceta. Wyglądał na około siedemnaście lat. Cały się trząsł, a z oczu spływały mu łzy. Chwyciłam go za ramię z zamiarem podniesienia, a ten głośno wrzasnął. Musiałam kilka razy zamrugać, by oprzytomnieć. Czułam, że te kilka drinków robi swoje.
- Już dobrze- powiedziałam.- On nie żyje.
- C...Co... to było?- zapytał wskazując na potwora, którego ciało zaczęło się wić w przeróżne strony, zanikając.
Zdziwiło mnie to pytanie. Zanim mu odpowiedziałam, dokładnie zmierzyłam go wzrokiem.
- To był demon, ale powinieneś to wiedzieć.
Czułam dziwną moc, która emanowała z jego ciała. Nie było to nic mrocznego, a raczej zachęcającego. Jego ciało wołało mnie. Tak jakbym go potrzebowała. Teraz bez żadnego oporu, pozwolił się podnieść. Spojrzał na małą chmurkę dymu, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżał demon.
- Nigdy nie widziałam demona.- jego głos momentalnie się zmienił. Zamiast tego roztrzęsionego chłopaka, pojawiła się opanowana, bezwzględna osoba. Już wiedziałam, że go polubię.
- Nawet nie wierzyłem w nie- wyszeptał.
- Dziwne- stwierdziłam.- Jako Łowca powinieneś to wiedzieć.- to właśnie wyczułam. Kolejnego Łowcę. Ale czy to możliwe, że przeszedł Wstąpienie i nie wiedział o tym?
- Jaki Łowca?- zapytał unosząc jedną brew.
- Ile masz lat?
- Szesnaście- wyszeptał.- Co jest?
Czyli jeszcze nie przeszedł ceremonii, ale to na niedługo nastąpi. Jego urodziny się zbliżały, dlatego też go wyczułam.
- Powiedz, czy chciałbyś móc walczyć z takimi potworami? Mogę ci pomóc opanować kilka sztuk walki, tak abyś nigdy nie musiał już się bać. Będziesz silniejszy i sprawniejszy. Staniesz się Łowcą Demonów, takim jak ja. Będziesz lepszy. Chcesz tego?
Zatrzymaliśmy się przed wyjściem z zaułku. Chłopak spojrzał ostatni raz na ciało, przypuszczam, że swojej dziewczyny.
- Tak- powiedział lodowatym głosem.- Chce tego.
Uśmiechnęłam się. Przez te kilkanaście lat unikałam ludzi jak ognia, a teraz? Po prostu coś mnie do niego ciągnęło. Zamierzałam mu pomóc. Widziałam, że potrzebuje mnie, a ja w jakimś stopniu potrzebuje jego.
- Taksówka już czeka. Idziesz?- zapytałam, a on odwrócił się i teraz patrzył na mnie. Wzrok pełen wdzięczności przeszywał mnie.
- Robert Blackwigh- powiedział i ruszył za mną.
Przystanęłam na chwilę. To nazwisko było mi już trochę znane. Byłam pewna, że już się z nim spotkałam. No nic. Teraz nic nie wymyślę. Otworzyłam drzwi do taksówki pozwalając jemu pierwszemu wsiąść.
- Samantha Ravel- następnie podałam adres taksówkarzowi i ruszyliśmy do mojego mieszkania.




                                                                             ***

                                                                                                                                 Ceris, czasy obecne


 Weszłam do pierwszej lepszej komnaty, i w ciemności oparłam się o zimną ścianę. Głośno dysząc opadłam na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Czułam jak całe moje ciało się trzęsie.
Co się zaraz stanie?
Proste- moja dusza umrze.
Chyba, że zdołam to powstrzymać...
 To już się kiedyś wydarzyło...tylko, że tym razem było o wiele gorzej. Demon w moim ciele powoli się budził, opanowując moje ciało... Dopiero teraz wiedziałam co to wszystko oznacza.
Takie są skutki mając matkę demona i ojca anioła...
Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego demoniczna strona była tak silna?
 Jedynie co mi zostało, to czekać cierpliwie aż Jaśnie Pani, moja matka, pojawi się z wizytą i wytłumaczy mi to dziadostwo! No i chętnie poznałabym tożsamość mojego ojca... Cholera! Jeszcze parę dni temu, miałam ich wszystkich w dupie. Nie no, ja nie wytrzymam tej walki w sobie. To wszystko wyglądało tak, że moja anielska dusza próbuje przejąc kontrole nad ciałem, które należało do demona, i na odwrót. I ta wojna w kółko się powtarzała, niszcząc mnie...
A moja moc? To była jedna wielka tajemnica. Na cholerę mi ona? Po ostatnim bałam się jej użyć, a przecież jakoś muszę się stąd wydostać.
 Zamyślona, nawet nie zauważyłam, że uspokoiłam się. Oddech się ustabilizował, a ciało znów wróciło do swojego poprzedniego stanu.
Podniosłam się na równe nogi i z zadartą głową do góry, która nic nie wskazywała na to co się przed chwilą stało, wyszłam z komnaty.
Godzinami krążyłam po zamku, póki nie trafiłam do odpowiedniego pomieszczenia. Dwudrzwiowe wrota otworzyły się, pod wpływem mojego lekkiego pchnięcia. Moim oczom ukazały się dziesiątki regałów wyłożone książkami.
Tak! Właśnie tego mi było trzeba! Dobra lektura na poprawę humoru...
Na środku komnaty stały trzy sofy przed kominkiem. To chyba był podstawowy wystrój każdego większego pokoju.
 Zlustrowałam wzrokiem całe pomieszczenie i ruszyłam w jego głąb. W rogach znajdowały się kręte schody, prowadzone na piętro z kolejnymi regałami. Do nich był też przyczepione małe drabinki, umożliwiające łatwy dostęp do wyższych półek. Naprzeciw drzwi, było dębowe biurko, jednak nikt nie siedział za nim. Dołożyłam kilka klocków drewna do ognia i wzięłam się za poszukiwania lektury.
Błądziłam po regałach szukając odpowiedniej książki. Wcześniej znalazłam już jedną, ale w połowie jej czytania, uznałam, że jest zbyt nudna i odłożyłam ją na miejsce. Moją uwagę przykuła wielka księga ze złotymi ozdobami po bokach. Weszłam na drabinę i wyciągnęłam ją. Była dość ciężka i stara... Dmuchnęłam w nią i przetarłam ręką, zgarniając kurz. Teraz mogłam przeczytać wyblakły tytuł. Łowca- Wstąpienie.
To jest to!
 Może znajdę w niej kilka odpowiedzi na moje pytania?
Wzięłam świecznik i krętymi schodami weszłam do góry. Nie chciałam aby ktoś przeszkodził mi w czytaniu, a tak trochę schowana, miałam zagwarantowany spokój. Otworzyłam na pierwszej stronie i przejechałam po niej dłonią. Była już stara i istniała duża szansa, że przez moje energiczne ruchy, może się rozwali.
Pierwszy rozdział zaczął się przysięgą. Jednak i teraz nie była ona przetłumaczona.
Starannie przewróciłam delikatne kartki i zaczęłam przyglądać się znakom. Zdziwiłam się widząc tyle nieznanych mi wywijasów.
 Jedne mówiły o daru przemienianiu się w innych ludzi, inne o przewidywaniu przyszłości, a jeszcze inne o mocy panowaniu nad żywiołami? To ostatnie trochę mnie przeraziło. Przecież, jeśli taki łowca z tymi umiejętnościami spotkałby demona, oj to biada mu... Przeczytałam jeszcze kilka stron ze znakami, póki nie znalazłam jego. Tricelion. Zaciekle analizowałam tekst opisujący go. Pod koniec wybebeszyłam oczy. Tego się nie spodziewałam. Mój mały Scott... Biedactwo... Niezbyt rozumiałam ten tekst, ale wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
 Z hukiem zamknęłam książkę i odstawiwszy ją na miejsce, udałam się do swojego pokoju. A raczej naszego...
Na samą myśl z lekkim obrzydzeniem przewróciłam oczami. Jak długo to wszystko będzie trwać?
A i jeszcze ten bal... Z okazji mojego „wielkiego powrotu”, Will zorganizował bal maskowy. Dziś wieczorem miała się odbyć przymiarka sukni. Jak widać, bardzo tego unikałam. Nie miałam ochoty na żadne tańce, a tym bardziej z Królem. Byłam pewna, że będę musiała poświęcić mu tam, jak najwięcej uwagi.
Nogi same zaciągnęły mnie do kuchni. W końcu ominęłam śniadanie i zapewne obiad. Nawet nie wiedziałam która była godzina. Stanęłam w progu pomieszczenia i wszystkie osoby zwróciły na mnie swoją uwagę. Zliczyłam, że w tym pokoju dosłownie gapiło się na mnie ponad dziesięć osób.
- Przepraszam...- wydukałam.- Dostanę coś do jedzenia?
Kucharz w białym fartuchu podszedł do mnie. Miał na twarzy dosyć spory czarny zarost, krótkie włosy na głowie były przysłonięte białą czapką. Miał lekką nadwagę.
- Co Panienka sobie życzy?- zapytał chrapliwym głosem. Widziałam przerażenie w jego oczach. No pięknie...
 Po lekkim sporze, pozwolił mi na zjedzenie przygotowanego posiłku wraz z nimi w kuchni. Prosił mnie żebym wróciła do swojej komnaty, a jedzenie przyniesie któraś ze służek. Oczywiście ja, musiałam się sprzeciwić. Chciałam im pokazać, że nie jestem taka straszna za jaką mnie uważają. Nawet starali się ze mną normalnie rozmawiać. Opowiadali mi co nieco o zamku. Mówili, że Król jest dobry, ale tylko jeśli przestrzega się ustalonych zasad. Wiedziałam, że nie są ze mną szczerzy, ale nie chciałam drążyć tego tematu. Obiecałam Will'owi, że sama się przekonam, jaki on jest naprawdę. A ja nigdy nie złamałabym żadnej obietnicy.
- Księżniczko!- piskliwy głos rozniósł się po kuchni. Z ustami przywartymi do kubka z rumem, obróciłam się do dziewczyny.- Król wszędzie Panią szukał!- krzyknęła zaniepokojona.
Przewróciłam oczami. Tak dobrze mi się z nimi rozmawiało. Pozwolili mi zapomnieć o tym całym burdelu, który powstał w moim życiu. Wstałam i otrzepałam sukienkę. Spojrzałam na Rodneya- grubego kucharza siedzącego obok mnie. Bez zbędnych słów, zrozumiał mój przekaz i dolał mi alkoholu. Jednym duszkiem wypiłam jego zawartość.
- Dobra chłopaki, miło było ale wielce Pan czeka.- powiedziałam i ruszyłam do młodej służki.- Ale musimy to powtórzyć!- krzyknęłam wychodząc i usłyszałam ich, jak wznoszą za mnie toast. Uśmiechnięta szłam za młodą służką. Przynajmniej przestali się mnie bać. A mieć po swojej stronię jakiś sojuszników, nawet kucharzy, jest dobrym początkiem.
Weszłam do naszej komnaty, zostawiając na korytarzu służkę, i od razu zostałam powitana uściskiem.  Poczułam ciepłe wargi na moim czole i wtuliłam się w niego. Od razu przypomniało mi się to, jak sprowadziłam Amandę na Ziemię i tak zostałam zaatakowana przez mojego ukochanego. Ile bym dała aby wrócić do tego momentu... Byłam wtedy szczęśliwa i nieświadoma tego, że to wszystko było udawane... Momentalnie odsunęłam się od niego, a ten spojrzał na mnie. Jego twarz wyrażała troskę. Cholera, Sam! Przestań!
- Martwiłem się o ciebie. Zniknęłaś tak nagle... Gdzie się podziewałaś?
- Will, chyba nie muszę ci się spowiadać z każdego mojego wyjścia?- rzuciłam gniewnie, a następnie opadłam na kanapę.
- Wiem, ale mogłabyś uprzedzić, że znikniesz na kilka godzin i nic ci nie jest. Szukaliśmy cię po całym zamku! Mogłabyś przynajmniej powiedzieć, gdzie byłaś?- dociekał.
Wypuściłam głośno powietrze.- Jeśli już musisz wiedzieć to byłam w bibliotece. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego. Myślałam, że znajdę może dwa, ewentualnie trzy regały po brzegi wypełnione książkami, a tu proszę. Całe pomieszczenie.
- Spodobała ci się?- zapytał siadając obok mnie.
- Tak. Mogę z przyjemnością stwierdzić, że jest piękna - mówiłam entuzjastycznie.-Cała ta kolekcja jest po prost niesamowita!
- Ciesze się, że ci się podoba.- stwierdził przytulając mnie. Nie miałam zamiaru go odrzucać. To był idealny moment, aby wkupić się w jego łaski. Już niedługo po prostu będzie jadł mi z ręki.- Amanda dużo mi wtedy o tobie opowiadała. Mówiła, że uwielbiasz książki i broń- zaśmiał się.
- Jak ona cię nie rozpoznała?- spojrzałam na niego. W świetle ognia jego twarz pociemniała dodając mu kilka lat. Cienie pod oczami zrobiły się większe, ale i tak uśmiech wszystko maskował.
- Urok. Zobaczyłam ją i chciałem sprowadzić tutaj. Najpierw chciałem się dowiedzieć co ona tu robi i wtedy zaczęła opowiadać mi, że jest z tobą na zakupach. Scharakteryzowała mi cię trochę. No i jak wspomniała o książkach, zrozumiałem, że jeśli kiedykolwiek tu trafisz, na pewno ucieszy cie moja kolekcja. Musiałam tylko trochę ją uporządkować i proszę.
- Dziękuje- wyszeptałam i złożyłam delikatny całus na jego policzku. Oczywiście jego twarz rozpromieniła się. Ja też się uśmiechnęłam.

 Jednak nie ominęła mnie wieczorna przymiarka. Po jakieś godzinie do komnaty przyszła krawcowa- ruda, młoda dziewczyna z jasną karnacją. Dokładnie zmierzyła, chyba każdą część mojego ciała i zapisawszy kilka moich życzeń, związanych z suknią, wyszła. Zostałam sama, nie licząc towarzystwa dwóch wilków, zajmujących swoje miejsce tuż przed kominkiem. Polubiłam te dwa zwierzaki, a szczególnie Morta. Wydawał się być taki potulny, ale wiedziałam, że ma dzikie wnętrze, gotowe do ataku.
- Więc jak dzisiaj śpimy?- usłyszałam łagodny głos Williama.
- A mam jakieś wyjście?
- Nie- odpowiedział dumnie.- Ale możesz wybrać czy z Mortem czy bez niego.
- Hm... Jeśli wybiorę jego- wskazałam na wilka- to ty i tak będziesz kazał mu w nocy wyjść?
- Mhm- uśmiechnął się.
- Więc chyba nie mam żadnego wyboru.
- Masz- powiedział kładąc się obok mnie.- Albo uśniesz w moich ramionach, albo w nocy wtulisz się we mnie.
- A co jeśli nie chce?
- Myślę, że to jest wbrew twojej woli. Jak już mówiłem, nie dotknę ciebie bez twojej zgody. Owszem kazałem wilkom w nocy zejść z łóżka, ale to ty wtuliłaś się we mnie. Ja do niczego cię nie namawiałem.
Jego wypowiedź mnie zamurowała. Ton jego głosu wskazywał na to, jakby mówił „ choć przytulę cie, albo to źle się skończy. Dla ciebie”.
- Wiesz... chyba wolę zrobić to nieświadomie- oznajmiłam kładąc się obok niego.
- Jak chcesz – powiedział przykrywając nas kołdrą.
 Nie wiem czemu, ale czułam spokój. Tak, jakbym w końcu pogodziła się z całą tą sytuacją. Już nie przejmowałam się tym, że straciłam ukochanego, jestem przetrzymywana w zamku, nie mam żadnego kontaktu ze Scottem, a mój demon powoli się budził. To była tylko kwestia czasu, że się wybudzi, przejmując kontrolę nad moim ciałem. Dlaczego tak się bałam? Bo wtedy to on będzie kierował wszystkim we mnie. Może cząstka prawdziwej mnie, będzie gdzieś w środku, ale teraz z całą tą tajemniczą mocą, zniszczy wszystko i wszystkich, którzy staną mu na drodze. Najzabawniejsze było to, że ci którzy wiedzieli o mojej mocy i uważali, że to ona jest demonem, nie wiedzieli co tak naprawdę się we mnie kryje. Wtedy to na pewno chcieliby jak najszybciej mojej śmierci. I szczerze mówiąc, nawet ja miałam takie w życiu momenty, w których po prostu chciałam umrzeć i dać innym spokój. Wraz z moim pojawieniem się, przybywała śmierć i cierpienie. Niszczyłam wszystko, co było dla mnie ważne.
 Cóż za ironia... Śmierć nierozłącznym moim towarzyszem.

 Dzień minął mi nawet bardzo przyjemnie. Może to dlatego, że nie obudziłam się w jego objęciach? Chociaż byłam już przyzwyczajona do takich pobudek, śpiąc z kimś w jednym łóżku, to tera cieszyłam się, że ten nawyk powoli zanikał. Zaraz po śniadaniu zaszyłam się w bibliotece, ślęcząc nad dalszą częścią wczorajszej książki. Nie dowiedziałam się niczego więcej, gdyż albo było za mało napisane, albo nieprzetłumaczone. Chociaż znam dosyć sporą liczbę języków, ten był mi kompletnie obcy. Będąc znów w swojej komnacie, długo nie zastanawiałam się nad sensem zapisanych słów. Miałam teraz przed sobą bal, na którym miałam poznać tajemniczego gościa. Nawet trochę denerwowałam się spotkaniem z nim, ale cóż, bardziej przejmowałam się swoim wyglądem niż nim. Moja suknia, gotowa, leżała na sofie. Nie był to mój wymarzony projekt, który był gotowy już rano. Will widząc mój poprzedni strój nie ukrywał niezadowolenia.  Chciałam prostą sukienkę, w końcu nie miałam się przed kim stroić, ale zrozumiałam, że powinnam ładnie wyglądać, przynajmniej dla siebie. Umyta, wraz z pomocą służki, wzięłam się za ubranie stroju. Tak jak on chciał, była dość bogato ozdobiona z lekką nutką skromności, której po prostu nie mogłam odpuścić. Ubranie było całe białe. Odsłaniała połowę moich pleców, na które spuściłam włosy. Lekko falowane, łaskotały moją odsłoniętą skórę. Rękawy sięgały mi do łokci. Całe ubranie było przykryte srebrną płachtą, na której wiły się brokatowe wywijasy. Długi ogon od sukienki, podążał za mną. Oczy pomalowane zostały czarną kredką, a usta czerwoną szminką. Gdyby nie maska, w kolorze sukni, powiedziałabym, że wyglądaj jak panna młoda. Ostatni raz spojrzałam na siebie w lustrze. No cóż... wyglądałam olśniewająco. Zresztą potwierdziły to też komplementy służki na temat mojego wyglądu. Odwróciłam się, by spojrzeć na swój tył.  Spojrzałam na swoje plecy i chwyciłam włosy, odsłaniając plecy. Na moich łopatkach znajdowały się dwie podłużne szramy. Jak dobrze pamiętam, to pojawiły się ona po moim Wstąpieniu i, no cóż, nie zniknęły. Po prostu te dwa znamiona, czy też blizny, gościły na moich plecach. Na szczęście można je było przykryć włosami.
 Po kilku minutach, do pokoju wszedł Król, aby zaprowadzić mnie na bal. Biały garnitur z czarną koszulą, wyglądał nieziemsko na nim. Uśmiechnął się na mój widok. Oczywiście nie obeszło się bez kilku komplementów. Tak więc gotowi, wyszliśmy z komnaty i trzymając się pod rękę Willa, dotarliśmy przed salę balową. Trochę się denerwowałam, ale byłam strasznie ciekawa, kto przybył aby „powitać Księżniczkę w domu”. Właśnie tak, ten bal był przygotowany z mojej okazji, dlatego też miałam wyglądać „ nieziemsko” jak to stwierdził Władca. Zapowiedziani, weszliśmy do środka, a wszyscy zwrócili swoją uwagę na nas. Niezbyt mi się podobało to, że musiałam tam przyjść jako jego towarzyszka, ale no cóż... z Królem się nie dyskutuje. Przynajmniej w tej sprawie.
Will rozpoczął swoją wypowiedź, dziękując im za przybycie, a następnie zaczął wypowiadać się na mój temat. Wciąż powtarzał, jak to on cieszy się z mojego przybycia, co mnie już lekko irytowało. Nawet nie zwracałam szczególnej uwagi na jego słowa. Byłam zbyt skupiona na wystroju pomieszczenia niż na Królu. Wielkie pomieszczenie było ustrojone czerwonymi różami. Z sufitu zwisały biało-czerwone szaty, oplatając kolumny. Po bokach znajdowały się stoliki zastawione beżową zastawą. Na szczęście, przemowa nie trwała zbyt długo. Zeszliśmy razem ze schodów, do zebranego tłumu i rozpoczęliśmy bal walcem. O bogowie!  Zniosę wszystkie tortury, ale proszę, tylko nie walca! Ostatni raz tańczyłam go z Philipem i unikałam go jak ognia. To była nasza ostatnia noc razem, gdy porwał mnie w swoje objęcia i razem tańczyliśmy pośrodku lasu. Nasze ostatnie wspólne chwile szczęścia... Od tamtej pory ani razu nie zatańczyłam tego piekielnego tańca. A teraz? Pozwalałam prowadzić jemu. Jedną rękę trzymał na mojej talii, a w drugiej trzymał moją dłoń. Tańcząc, cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Nie zauważałam nikogo, oprócz niego i tych pięknych zielonych oczów.
- Mam nadzieję, że w końcu się zgodzisz- wyszeptał mi do ucha kończąc taniec. Nawet nie zauważyłam jego koniec i gdyby nie ten głos, pewnie stałabym nadal, gapiąc się w jego oczy.
Poznałam wiele osób, pochodzących z różnych, dość bogatych rodów. Cały czas przemieszczałam się po sali, szukając odpowiedniego dla siebie miejsca. Zresztą, gdzie bym nie poszła, to czułabym spojrzenie Estesa na sobie.
- Sam!- usłyszałam głos Willa za sobą.- Chce ci kogoś przedstawić.
Oho! Chyba tajemniczy gość przybył. Zrezygnowana odwróciłam się i znieruchomiałam. Ciemnowłosy uśmiechnął się do mnie, a ja wydęłam usta w zaskoczeniu.- To jest Christoph- powiedział wskazując na przybysza.
- My już się znamy- oznajmił Chris.
- Skąd?- zapytał zaskoczony Władca.
- Poznaliśmy się na Ziemi. No wiesz... Łowca i taki przystojniak- wskazał na siebie.- Trudno jej było odmówić- zaśmiał się.
- Chciałbyś- powiedziałam oburzona.- A wy? Skąd się znacie?
Obydwoje spojrzeli na siebie zdziwieni. W końcu kasztanowłosy przerwał ciszę.
- Chyba na którejś z bitew?- zwrócił się do złotookiego.- Christoph uratował mi życie, no i tak jakoś się złożyło- wzruszył ramionami.- No nic, zostawię was samych. Na pewno macie wiele do obgadania, a tobą osobiście zajmę się potem- złożył delikatny buziak na moim policzku i oddalił się.
Christoph od razu przeszedł do sedna, pytając się co nas łączy. Wytłumaczyłam mu to i owo, nie zdradzając mojego planu zniszczenia Williama.
Ciemnowłosy wyprowadził nas z zamku, abyśmy mogli w spokoju porozmawiać. Minąwszy kilku strażników, dotarliśmy przed małą fontanną w ogrodzie.
- Czemu?-zapytałam.- Czemu przyjaźnisz się z nim?
- Wiem, jaki on jest, ale wiele razy uratował mi życie, tak jak ja jemu i w przeciwieństwie do innych, jest dla mnie miły. Więc tak jakoś wyszło- wzruszył ramionami.- A co z tobą? Myślałem, że go nienawidzisz? A tu proszę! Mieszkacie razem...w jednej komnacie...śpicie w jednym łóżku... pewnie jeszcze razem się pie...- nie dokończył przy bliskim spotkaniu z moją pięścią. - Ała!- krzyknął masując obolałe ramię.
- Nie chce tu być- wyszeptałam.- Mam tego serdecznie dość Chris! Chce się stąd wydostać...- mężczyzna przytulił mnie.
- Myślę, że nie jest taki zły...
- On chce mnie poślubić.- W końcu wyrzuciłam to z siebie.
- Co?!- krzyknął roztrzęsionym głosem.
- Tak. Wciąż próbuje mnie namówić. W końcu jestem Księżniczką...
- Ale ty tego nie chcesz?- zapytał niepewnie.
- Nie! Oczywiście, że nie chce! Mam już dość miłosnych historyjek.
- Aaaa! Więc chodzi o tego blondynka tak?- kiwnęłam głową i opowiedziałam mu o wszystkim. Ten z uwagą słuchał o wszystkim, pocieszając mnie. Nie wiem czemu, ale dopiero przy nim poczułam cały ten ból. Wcześniej tylko pustka gościła we mnie, ale on uwolnił wszystko.
- Wydostanę cię stąd- powiedział, gdy skończyłam opowiadać. -Nie wiem jak, ale wydostanę cie stąd, tak abyś już nigdy więcej nie musiała patrzyć na niego. Chyba, że się zgodzisz, wtedy nieco zniszczę blondynkowi tę jego buźkę.
- On jest jego doradcą. Nie wydaje mi się, żeby Will ci to odpuścił...
- Nie obchodzi mnie to. Skrzywdził cię, a ja nie odpuszczę mu tego.
 Byłam mu wdzięczna za to, że tak mnie wspiera. Czułam, że mogę na kogoś liczyć. Nie jestem w tym burdelu sama.
- Obiecaj, że za kilka dni się spotkamy- wyszeptałam wtulając się w niego. Czułam jak się uśmiecha.
- Obiecuję- pocałował moją skroń i wziął mnie pod rękę, prowadząc do swojej komnaty.
- Chris? Powiedz, co jest z tymi strażnikami?- wskazałam na dwóch mężczyzn przy drzwiach.
- To są jego słudzy- oznajmił.
- Tak, ale zobacz- podeszłam do jednego z nich i zaczęłam walić go w pierś.- Nic. Nawet nie drgnie.
Usłyszałam głośny śmiech złotookiego, który szybko przerwał. Teraz z powagą patrzył się na mnie.- Oni nie mają duszy. To są zwykłe ciała, gotowe na każde rozkazy Władcy.
- To tak, jak te wilkołaki na Ziemi?
- Nie. Widzisz, oni są pozbawieni duszy, która wzmacnia Willa. Służą jemu. Nie są niczego świadomi, a ci na Ziemi to coś innego. Ktoś próbował naśladować jego poczynania, ale potrafił tylko uwięzić duszę w ciele, przez co zapadali w taką jakby śpiączkę. Wyglądali na martwych, a ci- wskazał na strażników- są pozbawieni duszy. Chodźmy, jest już późno.
 Dopiero teraz dotarło do mnie to, jak bardzo jestem zmęczona. Nawet nie pamiętałam jak znalazłam się w łóżku, tuląc się do poduszki. Zamknęłam oczy, pozwalając aby sen mną zawładnął.


                                                                  ***

 Leżałam na trawie, pochłaniając ciepło słońca. Uwielbiałam ogrzewać się nim. Chociaż nie zdołałabym nigdy się opalić, wystarczyło mi jego ciepło. Leżąc w miękkiej trawie, zupełnie zapominałam o otaczającym mnie świecie. Mogłam pozwolić odpłynąć moim myślą, daleko stąd, by dały mi święty spokój. Jakiś cień przysłonił mi słońce, co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Przede mną stał mężczyzna, jednak słońce nie pozwoliło mi na zobaczenie jego twarzy. Znów zamknęłam oczy, pozwalając jemu położenie się obok mnie.  Tak też zrobił, tylko że pochylił się nad moim brzuchem i zaczął składać na nim pocałunki. Byłam w samym stroju kąpielowym tak, aby jak najwięcej ciepła mogło dotrzeć do mojego ciała, co też umożliwiło mu dotknięcie mojej skóry. Zaczęłam się śmiać, przez co mężczyzna przestał muskać wargami moją skórę i przywarł policzkiem do mojego rozgrzanego ciała.
- Masz łaskotki?- usłyszałam dobrze znany mi głos. Następnie złożył kilka pocałunków na brzuchu, kierując się ku górze.
- Tęsknie za tobą- wyszeptałam nim nasze wargi się złączyły.
- Ja też- oznajmił.-Ale musisz pozwolić mi odejść.
- Nie chce- łzy zbierały mi się w oczach.- Chce cię mieć znów przy sobie...
- Ja też Sam, ale nie mogę do ciebie wrócić- posmutniał.
- Proszę...- pozwoliłam łzą na wydostanie się z moich oczów.- Na pewno da się to jakoś wytłumaczyć. Ja ci wybaczę- ujęłam dłońmi jego twarz.
- Wiem- pocałował moją skroń.- Ja nigdy nie będę mógł wybaczyć sobie tego, co ci zrobiłem. Powinienem to jakoś dokładniej przemyśleć, a nie postąpić jak idiota.
- Przestań Ezra, po prostu wróć do mnie i zabierz mnie stąd.
- Nie mogę- oderwał się ode mnie i oparł na rękach.- Sam, musisz pozwolić mi odejść...
- Nie chce. Proszę zostań ze mną- przytuliłam się do niego. Nie powstrzymałam łez. Spływały po moich policzkach, mocząc jego koszulkę.
- Piękna, musisz o mnie zapomnieć. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie...
- Lepiej będzie mi z tobą- nie oderwałam się od niego. Wciąż wtulona, pochłaniałam tak dobrze mi znany zapach.
- Nie będzie. Sam, musisz mi obiecać, że dasz mi odejść i zapomnisz o wszystkim co jest ze mną związane.
Oderwałam się od niego i cała zapłakana, spojrzałam na tą ukochaną twarz.
- Nie.- wyszeptałam przed kolejną falą łez. Ezra złapał mnie za nadgarstki i namiętnie pocałował w usta.- Nie odchodź...
- Muszę, a ty musisz mi obiecać, że o mnie zapomnisz.
- Ale ja nie chce!- odparłam oburzona.- Nie chce tego wszystkiego zapomnieć. To co nas łączyło...
- Skończyło się. Proszę... daj mi odejść.
 Silne ukłucie w sercu, powoli zanikało. Zrobiłam to co chciał. Pozwoliłam mu odejść. Przecież nie mogłam przytrzymać go przy sobie, skoro on tego nie chciał. Musiałam to zrobić. Zamknęłam oczy, próbując jakoś się z tym pogodzić.
- Dziękuje- wyszeptał i złożył ostatni pocałunek na moich wargach. Ostatni raz mogłam zasmakować jego usta. Ciepły i delikatny dotyk i jego zapach... Zamknęłam oczy, a wszystko powoli zanikało tak, jakby nigdy nie istniało...


                                                                      ***
                                                                     Ezra

  Wpatrywałem się w ciemną przestrzeń za oknem zamku. Jak ona po tym wszystkim mogła jeszcze mnie kochać? Nawet nie potrafiłem spojrzeć w lustro, wiedząc do czego taki potwór jest zdolny... Teraz to koniec. Miałem nadzieje, że wtargnięcie w jej sen, coś pomoże. W końcu dała sobie spokój ze mną, a ja jestem pewien, że byłaby o wiele szczęśliwsza nigdy nie spotykając mnie.
Pokręciłem głową.
Wtedy byłaby już dawno martwa, albo ten Christoph pomógłby jej.
Ścisnąłem mocniej kamienny parapet, a moje kostki zbielały. Moje kły wyrosły, a oczy zmieniły kolor. Zawarczałem.
Zabije go. Po prostu zabiję!
 Wyszedłem z pokoju i udałem się w stronę jej sypialni. Wiedziałem, że spotkam go po drodze. W końcu jeszcze przed chwilą szedł ją odprowadzić. Minąwszy kilka zakrętów, usłyszałem kroki.
 Znajomy zapach upadłego. Zobaczyłem go. Pewnie maszerował przez korytarz. Miałem ochotę wybić mu ten uśmiech z twarzy. Rzuciłem się na niego, przywierając do ściany. Nadal się śmiał...
- I co teraz?- zapytał.- Masz zamiar mnie zabić? I myślisz, że to wszystko zmieni? Ona i tak cię nienawidzi, a zabicie jej przyjaciela na pewno nie polepszy sytuacji.
- Zamknij się!- warknąłem.- Przynajmniej więcej jej nie dotkniesz- mocniej przywarłem rękę do jego szyi, a ten się tylko zaśmiał.
- Uwierz mi, straciła już tak dużo, a ty chcesz zabrać jej jedyną osobę której ufa?
Prychnąłem.
- To przez nią tu jest- oznajmiłem.
- O nie!- krzyknął.- To ty spieprzyłeś całą sprawę, ale ja dotrzymałem swoją część umowy. Uwolniłem jej moc.
- Idioto! Ona o mało przez ciebie nie zginęła!- gdybyś tylko ją wtedy widział...- mój głos się załamał.
- Słuchaj- odepchnął mnie od siebie, a ja stałem i wpatrywałem się w niego.- Ostrzegałem cię, że może tak się skończyć, ale ty nie chciałeś słuchać. Ważne było tylko jej życie i to za wszelką cenę, więc teraz masz za swoje- ruszył przed siebie.
- Ona nigdy cię nie pokocha!- krzyknąłem za nim. Wiedziałem, że ciągnie go do niej, jak rybę do wody, ale nie mógł jej mieć, bo jej serce zajął ktoś inny. Ktoś kto nigdy nie powinien się zjawić w jej życiu...
- Jeszcze się przekonamy. Widziałem jak na mnie patrzy- łobuzerski uśmieszek zawitał na jego twarzy.
- Ja też widziałem, i wierz lub nie, ale to nie jest miłość.
- Zobaczymy- krzyknął znikając za rogiem.
- Ta... zobaczymy- wyszeptałem.


  Wiedziałem, że ona do niego nic nie czuje. Byłem pewny, że nigdy też nie poczuje. Parzyła na niego, jak na zwykłą osobę, nie jak na ukochanego. Wiedziałem jak wtedy wyglądało by jej spojrzenie. Przez te lata, w ciągu których ją pilnowałem, zdążyłem ją poznać i widziałem jak wygląda jej spojrzenie pełne miłości. W życiu spojrzała tak tylko na dwie osoby. Na swojego narzeczonego i... na mnie. I obydwie osoby odeszły z jej życia, przez co ta druga o mało ją nie zabiła...



No i kolejny rozdział za nami xd Już za tydzień dodam ostatni :c 
Powoli już planuje kolejną Księgę, ale to od waszych głosów zależy czy ją dodam :D 
Tak więc zachęcam do głosowania!
Myślę, że ten rozdział wam się spodoba, chociaż miałam mały problem z opisaniem jej sukni ( jak zwykle) : * ogólnie to wyobraziłam sobie ją inaczej, ale nie potrafiłam tego opisać xd 
Miłego czytania :*

PS. Zuza M. powodzenia na konkursie :*



4 komentarze:

  1. "i teraz stojąc może ze dwa metry od niego, nadepnęłam butelkę" - po teraz przecinek. I może warto by dodać, że ta butelka była szklana? Bo plastikowa nie rozwaliłaby się na kawałki tylko zgniotła.
    Nie przeszło to jego uwadze" - może nie umknęło? To przeszło mi jakoś dziwnie brzmi...
    "Czułam dziwną moc emanowaną z jego ciała." - to emanowaną... No nie wiem, czy to dobrze, nie za dobrze znam się na polskim, ale można by to zamienić na "która emanowała" - takie coś chyba na pewno jest w języku polskim :)
    "jej głos momentalnie " - jego? Bo mówimy ciągle o tym chłopaku jak mniemam?
    Oo kimże jest ten zacny Robert? :) Nowa ważna dla opowiadania postać czy tylko taki epizodyczny bohater? Ciekawie, ciekawie :)
    "topiąc twarz w dłoniach" - topiąc? Przepraszam, ale to mi się kojarzy tylko... ze śniegiem :) Może chowając? Ukrywając?
    "Na środku komnaty były osadzone trzy sofy przed kominkiem" - nie może być po prostu stały? I wtedy unikniesz powtórzenia, bo w kolejnym zdaniu jest czasownik "być".
    "miałam zagwarantowany spokoju. " - spokój.
    "Wielkie pomieszczenie " - może wielka sala? Bo w poprzednim zdaniu było już słowo "pomieszczenie"
    "walec" - walc!!! Błagam Walc!! Walec to wiesz, taka maszyna...
    "Dopiero teraz doszło do mnie to" - dotarło? Doszło no wiesz... że iść raczej.
    oczów - oczu. tak mi się przynajmniej wydaje. i łzom a nie łzą.
    O matko! Jakie to śliczne było!! Aż się wzruszyłam *,* ten sen i to, co było po nim!! Bardzo dobrze opisane. Podobało mi się, że hoho :D
    Już nie mogę się doczekać kolejnej części!! Zżera mnie ciekawość, co tam jeszcze wymyślić. Bo w twoim opowiadaniu jest tyle rzeczy nowych, takich wiesz oryginalnych!! Uwielbiam takie blogi! Matko, wiem, że mój komentarz jest bez życia, ale na nic więcej mnie nie stać. Miałam dodać rozdział na bloga, ale dzisiaj nie zdążę, bo była ceremonia otwarcia igrzysk, której nie mogłam przegapić - i tak połowy nie oglądałam, ale mniejsza o to.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny!!
    Ach dziękuję Ci kochana! ;* na szczęście dzisiaj się okazało, że pani przesunęła termin eliminacji o tydzień, więc mam jeszcze trochę czasu na naukę :)
    Pozdrawiam cię serdecznie!
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. zostałaś nominowana do lba! pytania znajdziesz tutaj --- http://hermiona-kontra-draco.blogspot.com/ Zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię Christopha, idiota. były narzeczony Sam mnie intryguje. Opis sukni wyszedł Ci świetnie. Mam nadzieję, że Sam i Ezra jednak pokonają przeciwności losu i będą razem... i że plan Sam się powiedzie i zdoła zrobić Willa w bambuko i uciec :P
    pozdrawiam
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadrobiłam zaległości w czytaniu, w końcu! Ostatnio brakowało czasu na nadrabianie :) No, ale w końcu sie udało znaleźć chwile.
    Co do notki to bardzo mi się podoba. Jednak drażni mnie postać pana C. No, ale zawsze musi być taka osoba.
    Pozdrawiam <3

    http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń