czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 14 Księga III

"Kaleczymy ciało, żeby zabić duszę"

EZRA


   Wszedłem, a raczej wparowałem, do Sali Narad, w której czekało na mnie kilku dowódców. Część z nich wyruszyła na wojnę, a część postanowiła pozostać, aby na spokojnie przemyśleć kolejny plan działań.
  Tak, właśnie. Demony postanowiły nas zaatakować. Nie powiem, że byliśmy jakoś na to przygotowani, ale myśleliśmy, że zrobią to dopiero za kilka dni. Byłem przekonany, że wparują tu w dniu Jesiennej Róży – święcie, w którym każdy demon zyskuje dodatkową moc. Tylko na 24 godziny, ale to by wystarczyło, aby nas zniszczyć. 
Na wielkim stole leżały rozłożone mapy. Dowódcy podzielili się terytoriami, aby skuteczniej pozbyć się tych gnid. 
– Coś się zmieniło? – zapytałem w nadziei, że któryś z nich mi powie, że liczba demonów zmalała. 
– Przykro mi, panie – skinął dowódca wschodniej części Cerisu. 
– Przychodzą z czterech punktów – odezwał się Carter. – Wojska wyruszyły, aby zamknąć przejścia. Czarownicy dołączą na miejscu i mają im pomóc. 
Co robił tu upadły? 
– Ilu żołnierzy już straciliśmy? 
– Przestaliśmy już liczyć, panie – odparł Wschód. 
Mieliśmy bardzo liczne wojska. Ale patrząc na liczbę demonów wybiją nas w ciągu kilku godzin. 
– Wyślijcie kolejnych ludzi, aby rozprowadzili czary ochronne wokół miasta. Zabierzcie wszystkie kobiety i dzieci na Ziemię i umieśćcie w dwóch bunkrach. Z daleka od jakichkolwiek naturalnych przejść. 
Jeden z dowódców skinął na strażnika, który wybiegł z sali. Zapewne on zajmie się przenoszeniem mieszkańców. Musieli stąd zniknąć, jak najszybciej. Obawiałem się, że te potwory i tak ich dorwą. Choćbym zabrał ich na koniec świata i tak czekała ich śmierć. 
– Demony odgradzają nas od więzienia, w którym przebywa Samael – z myśleń wyrwał mnie głos Cartera.  – Podzieliły się na dwie grupy: jedna odgradza nas od niego, a druga atakuje naszych ludzi. 
– A co z Patersem? – zmarszczyłem brwi. Dlaczego jeszcze się tu nie pojawili? 
– Nie odpowiadają, panie – mruknął kolejny dowódca. Zachodu? 
– Zamknęli wszystkie przejścia i odgrodzili się od nas.
Wiedziałem! Po prostu wiedziałem, że nie należy im ufać. 
– Przygotujcie się na kolejny atak – oznajmiłem obojętnym głosem. – Macie utrzymywać demony, jak najdłużej od zamku. Carter, zabierz ze sobą kilka osób i pójdziecie podziemnym przejściem do więzienia. Nie mamy wyjścia. Musimy zabić Samaela. 
– To możliwe? – zdziwił się Zachód. 
– Nie, ale dzięki kamieniowi będziemy mogli wessać jego energię. 
Tak, jak dzięki niemu wyciągnęliśmy Samaela z ciała Samanthy. Może gdy go użyjemy będziemy mogli zapanować nad demonami?
– Oczywiście – skinął Carter i wyszedł. 
– Czy moja siostra i reszta rodziny jest bezpieczna? – próbowałem ukryć swoje zaniepokojenie. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby Amanda albo Lea znalazły się w środku tej walki. 
– Amanda z chłopakami ruszyli do walki. Nie chcieli słyszeć o przeniesieniu. Tak samo było z Patrickiem i Daviną. Nikt z nich nie chciał uciekać. 
– CO?! – krzyknąłem wkurzony. Jeszcze stanie im się jakaś krzywda! – Gdzie jest Lea i Cassandra? Mam nadzieję, że chociaż one się przeniosły.
– Nikt ich nie widział od wczoraj – wyjaśnił Wschód. – Scott także zniknął. 
Zachwiałem się i gdybym nie złapał się krzesła zapewne leżałbym już na podłodze. Lea. Moja mała córeczka zniknęła... Nie, to nie było możliwe. Oni jej nie mogli zabrać. 
– Znajdźcie ją – poprosiłem szeptem. – Znajdźcie i zabierzcie w bezpieczne miejsce...
Żaden z nich się nie odezwał. Wszyscy w milczeniu się mi przyglądali. A przynajmniej tak myślałem, póki nie uniosłem głowy i nie dostrzegłem kolejnej osoby pojawiającej się w sali. 
– Twoja córka jest w bezpiecznym miejscu – odezwał się w końcu przybysz. Śmierć. Tylko jego mi tu jeszcze brakowało. 
– Jeśli nie przyszedłeś pomóc, możesz już iść – nie wyrażałem żadnych emocji. Może troszeczkę mnie wkurzył. 
– Ja jestem tu tylko po to, żeby się pożywić. Cerisowanie są bardzo silnym pożywieniem – uśmiechnął się, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. 
– Wynoś się – syknąłem. 
– Samantha jest na polu i żywi się demonami – zignorował moje poprzednie słowa. – Nie rozumiem, dlaczego nie chce się wami pożywić. Jesteście przepyszni – zacmokał. – Ale chciałem ci przekazać pewne informacje... Twoja córka właśnie odbywa sobie bardzo przyjemną rozmowę z Samaelem. Możesz już szykować dla niej trumnę. Tym razem zostanie w Czyśćcu trochę dłużej niż ostatnio.



SAMANTHA


Wciągnęłam powietrze przez nozdrza czując, jak energia rozprzestrzenia się przez moje ciało. To było takie przyjemne... Miałam wrażenie, że delikatne piórka łaskoczą moją skórę. Po chwili otworzyłam oczy i ujrzałam nieprzytomnego Scotta na podłodze. Tak, jak tu dotarł, tak nie ruszył się nawet na centymetr. Mogłam wyznaczyć jakieś miększe miejsce, żeby nie zaliczył nieprzyjemnego lądowania. Rana na czole zagoiła się i został po niej tylko ślad krwi. 
Podeszłam do niego i dotknęłam czoła. Przelałam jemu trochę swojej mocy, aby się ocknął. Zadziałało to, jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody. Od razu oprzytomniał i podniósł się do pozycji stojącej. 
– C-co? Gdzie jestem?! – rozglądał się po pomieszczeniu. – Gdzieś ty mnie zabrała?!
– To mój dom – oznajmiłam spokojnym głosem. 
Scott rozejrzał się po pokoju i zmarszczył brwi. 
– Ty nie mieszkasz ze Śmiercią? – zdziwił się. 
– Nie. 
Westchnął. Podrapał się po głowie i znów na mnie spojrzał. 
– To... Co my tu robimy? 
– Jesteśmy tu tylko dlatego, że jesteś idiotą – warknęłam. 
– Aha – skomentował. 
– Scott! Mówię poważnie – zdenerwowałam się. – Co by ci się stało, gdybyś choć raz przeczytał książkę? Podręcznik Łowcy... 
– Zapewne by mnie tu nie było – uniósł brew. Na jego twarzy zawitał dziwny uśmieszek. Och, Scott, dlaczego mi to robisz? 
– Rykes to potężny demon, Scott. Gdy zniszczysz jego materialną formę przenosi się do kolejnego nosiciela i żywi jego dobrem. Wyzwala negatywne cechy, doprowadzając swoją ofiarę do autodestrukcji. Przyczynia się do jego śmierci. 
– Czyli... To przez niego mam taką depresję? 
– Scott! Słyszałeś co przed chwilą powiedziałam? ON BY CIĘ ZABIŁ!
Nie do wiary! Czy mój braciszek był rzeczywiście, aż taki tępy? 
– To, że mam depresję nie oznacza, że jestem głuchy, Sam – przewrócił oczami. 
Zamknęłam oczy, próbując jakoś ogarnąć swoje myśli. Mój braciszek oczywiście... Zaraz. Stop. Jesteś Śmiercią, Sam. Nie powinnaś się nim przejmować. Oni już dla ciebie nie istnieją.
– Coś się stało? – zapytał spoglądając na mnie podejrzliwym wzrokiem. 
– Nie. 
– Przed chwilą... – wypuścił głośno powietrze. – Przed chwilą wyglądałaś, jak moja siostra. A teraz mam wrażenie, że ktoś przywalił ci pięścią w twarz i znów jesteś kimś innym. Nie jesteś Śmiercią, Sam. Nie udawaj, bo wiem, że to nie ty – rzucił oskarżycielsko. Zrobił krok w moją stronę. – Wróć do nas, Sam. Jak widzisz, potrzebuję cię. Proszę...
Zacisnęłam dłonie w pięści. Co się ze mną działo? Miałam ochotę... płakać. 
– Przez ostatnie szesnaście lat dzień w dzień budziłam się tylko po to, żeby zabić kolejną osobę. Wstawałam, a pierwsza myśl, jaka przychodziła mi do głowy, to to, kim będzie moja kolejna ofiara? Czy przyjdę po ciebie, Ezrę, Patricka czy kogoś innego z mojej rodziny. Budziłam się z obawą, że będę musiała oglądać śmierć własnego dziecka. A gdy i to już zobaczyłam wszystko przestało się dla mnie liczyć. 
– Ale ona nie umarła – przypomniał mi. – Przecież żyje. Jest w Cerisie bezpieczna. 
– Zaatakowali Ceris – westchnęłam. – Nikt już nie jest tam bezpieczny. 
– CO?! Muszę wrócić! Amanda i dzieciaki... Boże!!! – zaczął panikować. 
– Nic im nie będzie – zapewniłam go. – Przeżyją, chociaż gorzej będzie z tobą.
Scott zbliżył się do mnie i spojrzał prosto w oczy. Do diabła, co się ze mną stało? Dlaczego znów mi zależało?
– Zabierz mnie do domu – poprosił. – Muszę im pomóc. 
– Jeśli pójdziesz - zginiesz. Taka jest twoja przyszłość. 
– Ale oni będą bezpieczni. Dla nich mogę nawet w tym momencie umierać – mówił poważnie. 
Przejechałam dłońmi po twarzy. 
– Nic im nie będzie. Pilnuję ich. 
Mężczyzna podszedł i po prostu mnie przytulił. Ściskał mocno moje ciało, jakbym zaraz miała zniknąć. Może tego właśnie się obawiał? Pojawiałam się i zaraz uciekałam.
– Wyduś to z siebie – powiedział. – Wiem, że chcesz to powiedzieć na głos. Nie pasujesz tutaj. 
– Ale to jest moje życie, Scott. Samael zmienił mnie. Zmusił do karmienia się innymi, abym sama mogła przeżyć. Będąc Śmiercią nie muszę się obawiać. Moje czyny są usprawiedliwione. 
– A co z Leą? Ezra, Amanda, Davina... Wszyscy za tobą tęsknią – przypomniał mi. 
Nie wytrzymałam. Po prostu... pękłam, a słowa same opuszczały moje ciało.
– Ja już tak dłużej nie mogę, Scott – załkałam. – Tęsknie za nimi. Nie chcę tu być. Tu jest tak cicho... Boję się samotności – pękłam. Rozryczałam się w ramionach mojego brata. Scott tulił mnie i głaskał po plecach. 
– Zrobiłbym nam wielki puchar lodów i włączył jakiś horror – odezwał się. – Ale coś czuję, że nie mamy na to czasu. 
Roześmiałam się. Brakowało mi naszych smętnych wieczorów. Gdy jeszcze razem mieszkaliśmy i któregoś z nas coś męczyło, zawsze siadaliśmy przed telewizorem, włączaliśmy okropnie straszny film i zajadaliśmy się łakociami. To było takie miłe, że o tym pamiętał.
– Przykro mi. Musimy znów uratować świat – klepnęłam go w ramię. – Bierzmy się do roboty. 
Odsunęłam się od niego i otworzyłam portal. Jednak zanim przez niego przeszłam, wyciągnęłam otwartą dłoń w stronę mężczyzny i pochłonęłam całą obecność Rykesa. Scott znów był wolny. 
Wiedziałam, że za to co zamierzałam zrobić zapewne zostanę wysłana do Otchłani. Albo zamknięta razem z Samaelem w jednej celi. Ale nie obchodziło mnie to. Moja rodzina potrzebowała pomocy.
Scott minął mnie i stanął przed przejściem. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął. 
– Dziękuje – odezwał się. – Pamiętaj, Sam. Ty nigdy nie będziesz sama. Masz nas, swoją rodzinę. Zawsze ci pomożemy. – Po tych słowach zniknął w ciemnej dziurze. 
Ruszyłam za nim, lecz przejście znikło. Zmarszczyłam brwi, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
 – Odchodzisz, prawda? – zapytał Macey. Znajdował się kilka metrów ode mnie. 
– Przepraszam. Zbyt długo zwlekałam z powrotem – przyznałam. – Śmierć, ja nadal ich kocham. Kocham Ezrę i chcę wrócić do córki. O ile znów mnie przyjmą...
– Przyjmą – zapewnił. – Wiedziałem, że to zrobisz. Chociaż miałem nadzieję, że jeszcze trochę wytrzymasz. 
– Nie mogę pozwolić, aby któreś z nich zginęło. Muszę iść. – Stworzyłam kolejne przejście. – Chcesz mi coś powiedzieć na pożegnanie? 
Śmierć zaśmiał się. Na jego bladej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Znów wyglądał, jak młody chłopiec. Miał dziecięcą urodę. 
– Wiesz, że wiem co się stanie. Mam za sobą kilka tysiącleci doświadczenia w przeciwieństwie do ciebie. Widziałem różne wojny, bunty i zatargi. Wiem, jak zostały stworzone światy i wiem, co się później wydarzy. 
– Może jakaś rada? – uśmiechnęłam się do niego. 
– Oj, Samantho – pokręcił głową. – Z racji tego, że cię lubię, powiem ci, że demony przygotowały wielkie wejście. Jeśli je nie powstrzymacie, cztery główne światy w jedno miejsce się zmienią. Góra będzie dołem, a dół górą. 
– Boże, Śmierć! – warknęłam. – Mów jaśniej! Nie cierpię twoich zagadek. 
– Ktoś dzisiaj zginie, Samantho. I nie ratuj go – po tych słowach po prostu zniknął.  


LEA


– Nie zbliżaj się do mnie! – wrzasnęłam i wyciągnęłam miecz z pochwy. Mocno zacisnęłam dłonie na rękojeści, celując ostrzem w demona. Cofnęłam się do tyłu, lecz moje plecy zaraz spotkały się z zimnym metalem krat. 
– Uspokój się, dzieciaczku. Nie mam zamiaru cię zabijać – westchnął. 
Samael machnął ręką a płomień pochodni zajaśniał w pomieszczeniu. Znajdowaliśmy się w jaskini, z której stworzono więzienie. 
– Jeszcze jedno słowo, a zginiesz! 
– Myślałem, że jak na wygnańca będziesz lepiej reprezentować nasz ród.
Zachwiałam się i spojrzałam na niego niedowierzająco. Nasz? My? Czyli on też jest...?
– Tak, dziecinko. Ja też jestem wygnańcem – zirytował się. – Tak samo, jak ten twój przyjaciel Carter i Rhen.
 – Co? – przeraziłam się. Jakim cudem Carter był wygnańcem?!
– Dobra, żartowałem. Ale Camill jest wygnańcem. Aeszna też nim była, póki nie wysłano jej do Otchłani. Tam jest cała nasza rodzinka. 
– Zamknij się – warknęłam. – Nie wierzę w żadne twoje słowo! 
– Nie moja wina, że Lucyfer cię nie wyszkolił. Przecież to było wiadome, że z tak potężnego demona wyjdzie wygnaniec – zamyślił się na chwilę. – Albo Samantha miała nadzieję, że po oddaniu duszy Macey'owi zapewni ci Niebo? Wiesz... Posiadasz dużo DNA anioła. Nie jesteś takim stuprocentowym wygnańcem. Może w 70 procentach? 
Odwróciłam się od niego i zaczęłam szukać jakiegoś wyjścia. Musiałam się stąd szybko wydostać. 
– Nie licz na cud – zawołam Samael. – Siedzę tu szesnaście lat i nic nie wymyśliłem. Ty w ciągu czterech godzin też nic nie wskórasz.
– Zamierzasz mnie zabić za cztery godziny? Dlaczego nie teraz?
Samael ociągnął się i podszedł bliżej. 
– Nie zamierzam cię zabijać, ale za cztery godziny wszyscy zginiemy. 
– Jak to? – zdziwiłam się. Czemu za cztery godziny? O co mu, do diabła, chodzi?!
– Za cztery godziny demony zbiorą odpowiednią ilość mocy, aby otworzyć własne przejście do Otchłani – wyjaśnił. 
– Mają zamiar wypuścić Aesznę?! – Okey... Teraz to się dopiero przeraziłam. 
– Oczywiście, że nie – przewrócił oczami. – Co wyście robili przed atakiem demonów? 
– Mów.
– Ciesz się, że jesteś taka, jak ja. Inaczej bym cię zabił.
– Nie jestem taka, jak ty – zaprzeczyłam. – Chciałeś zabić moją matkę! 
– Wcale nie! – wyparł się. Zgromiłam go wzrokiem. – Dobra... Zostałem do tego zmuszony. Nie chciałem jej zabijać. Radzimir mnie do tego zmusił. 
– Chwila... Oni chcą wskrzesić Radzimira? – Nagle wszystko stało się jasne. Aby wyciągnąć martwego z zaświatów trzeba połączyć wszystkie główne światy. To dlatego demony pojawiały się w każdym miejscu, gdzie istniały naturalne przejścia. Dzięki temu ich moc się zwiększała. – Przecież to niemożliwe...
– Owszem, ale twoja mamusia ma pewien ukryty dar – uśmiechnął się, jakby ta cała sytuacja go cieszyła. – Potrafi wskrzeszać zmarłych. Sięga do Drugiej Strony i wyciąga duszę. 
– Wiem – przyznałam. – Wujek Scott mówił, że go uratowała. 
– Ciebie też – przypomniał. 
– Zaraz. Jakim cudem Radzimir kazał ci ją zabić?
Samael rozłożył się na kawałku kamienia, który przypominał prowizoryczne łóżko. 
– Długa historia. Powinnaś wiedzieć tylko to, że ja i Aeszna zrobiliśmy to wbrew własnej woli. Twoja rodzinka jest bardzo potężna. Nic dziwnego, że inne światy chcą zabić Rivelashów. 
– O nie! W to, to ci nie uwierzę. Dlaczego niby chcą nas zabić? Dlaczego wszyscy mówią, że Rivelash to taki potężny ród? – Sama zaczęłam się irytować tą sytuacją. Nie raz wyczytałam w książkach, że nasze rodzinne korzenie są bardzo obszerne. Moc, władza... Byliśmy niezwyciężeni, a nie potrafiliśmy ochronić własną rodzinę. Śmieszne, prawda?
– Zostaliście stworzeni przez dwóch braci - anioła i demona. Umieścili w was ich pierwotną moc. Pragnęli stworzyć człowieka niezwyciężonego. Idealnych wojowników do Bractwa. Ale jak zwykle coś poszło nie tak i wybuchło takie gówno... Patersowie od wieków próbują się was pozbyć tylko dlatego, że jesteście silniejsi od nich. 
– To jest chore – skomentowałam to. Usiadłam na ziemi, a miecz położyłam obok. Może postąpiłam głupio, ale czułam, że Samael mnie nie skrzywdzi. Dziwne? Po tym co wyczytałam w podręcznikach i o czym powiedział mi wujek Scott czy Patrick, ja stwierdziłam, że nic mi nie grozi. 
– Oczywiście, że tak – przytaknął demon. – Już na początku mówiłem, że to nie wypali, ale kto by mnie słuchał? Jestem zwykłym aniołem śmierci. No, przynajmniej byłem nim kiedyś – skrzywił się, przypominając sobie swoją przeszłość.
 Zrobiło mi się go szkoda. 
Boże, Lea! Ogarnij się...
– Ale co ma z tym wszystkim wspólnego Radzimir? Przecież uratował nas przed Aeszną...
– Którą sam na was nasłał – przerwał mi. – Radzimir to wygnaniec. Wkupił się w łaski aniołów, więc bez problemu jemu zaufali. Aeszna też jest wygnańcem i moją siostrą... Radzimir stworzył jakiś zasrany kamień, który może przejmować kontrolę nad innymi. Z racji tego, że my wszyscy byliśmy wygnańcami, potrafił przejąć kontrolę nad nami. Zmusił ją do zaatakowania Cerisu, a nikt z nich nie widział, jak bardzo cierpi zabijając półdemonów! – uniósł się. – Nikt nie widział, że sama potrzebuje pomocy!
Samael zaczął głośno oddychać, próbując się uspokoić. Teraz trochę mnie wystraszył, ale nie dałam tego po sobie poznać. 
– Mnie opętał kilka lat temu – kontynuował, a jego wzrok nie wyrażał żadnych emocji. Obojętność. To chyba najgorsze, co może wyrażać wygnaniec. – Wszyscy myśleli, że to przez starego króla zostałem nasłany, ale to była tylko przykrywka. Radzimir kazał mi zmienić Samanthę w wygnańca, chociaż to było praktycznie niemożliwe. Samantha urodziła się półdemonem i półaniołem. Tak, jak pierwotnie chcieli stworzyciele, wojownik niezwyciężony. Była idealnym kandydatem na przywódcę Bractwa, ale na szczęście Macey wziął ją pod swoją opiekę.
– Teraz ja zajęłam jej miejsce – burknęłam pod nosem. – Jak to się stało, że stałam się wygnańcem? 
– Hm... – zamyślił się. – Nie jestem pewien, ale chyba Gabriel maczał w tym palce. Zawarł pakt z Śmiercią i tak oto powstałaś ty – wskazał na mnie palcem. – Gratuluję aniołowi. Świetnie wykonana robota. 
Zacisnęłam zęby, a gniew przeszył moje ciało. Co on sobie wyobrażał? To był demon... Oni wszyscy kłamali. 
Lea... Nie możesz im wierzyć
– Najbardziej moralna z moralnych – zachichotał. – Nie bierz tego do siebie, ale aniołowie często ingerują w wasze życie. Nie chcą mieć później za dużo po was sprzątania. Chociaż teraz chyba skiepścili robotę – przechylił głowę i spojrzał w górę. 
Powiodłam wzrokiem do miejsca, w które się wpatrywał. Była to zwykła skała. Lekko drgała. 
– Czas się kończy, cukiereczku – szepnął. 
– Nie dam ci się zabić – syknęłam i znów stanęłam na nogi, zaciskając mocno w dłoniach miecz. 
– Weź się uspokój – przewrócił oczami. – To nie ja chcę cię zabić. 
Przyjęłam bojową postawę, będąc gotowa na każdy jego ruch. 
– Jak nie ty, to kto? 
– Radzimir – warknął. – Demony sprowadzą Radzimira z zaświatów. Jeśli tylko otworzą przejście do Drugiej Strony trzy światy w jeden się zmienią. Niebo i Piekło znikną, a Ceris i Paters w Ziemię się zamienią. 
Czułam, jak moje ciało staje się bardziej wiotkie, a nogi uginają się pode mną. Zrobiło mi się słabo. 
– J-jak to? – zapytałam przerażona. Przecież to niemożliwe...
– Przejście do Otchłani jest przejściem do Cerisu, Patersu i Ziemi. Demony chcą to wszystko połączyć. Ceris przeniesie się na Ziemię, tak, jak Paters. 
– A co się stanie z nami? – zmartwiłam się. 
Przecież nikt nie przeżyłby takiego przeniesienia... Prawda? 
– Ja, ty, Aeszna, Camill, Jaffar, Nidaviel i jeszcze paru innych wygnańców staniemy po stronie Radzimira. Staniemy się jego osobistym Bractwem. 
Wyczułam, jak sam Samael się zaniepokoił. 
– Mówiłeś, że Radzimir sam zaaranżował atak na Ceris przez Aesznę – przypomniałam mu. – Co się stało z Bractwem w tamtych czasach? 
Demon oprzytomniał i spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłam niezrozumienie. 
– Nic się nie stało – powiedział zdziwiony. – Bractwo rozeszło się, a każdy podążył we własną stronę by później ich moc odrodziła się w waszych ciałach. W tobie siedzi Jaffar. Pierwszy wygnaniec Bractwa Krwi. Teraz ty musisz poświęcić siebie, żeby inni byli bezpieczni. 
Samael zbliżył się do mnie. Jego delikatna twarz w blasku płomieni wyglądała bardzo dziecięco. Przeczesał dłonią ciemne włosy i spojrzał mi prosto w oczy. 
– Wybacz mi, Lea. Nigdy nie chciałem, żeby stała się jakaś krzywda twojej rodzinie. Kochałem Asbiele Rivelash i obiecałem chronić jej potomków. Teraz cała nadzieja leży w twoich rękach. Musisz zjednoczyć wszystkie światy inaczej demony zabiją was. 
– O czym ty mówisz, Samael? Ja jestem tylko dzieckiem! Nie mam żadnej siły. Nic nie mogę zrobić... Jeśli Radzimir znów powstanie, opęta nas wszystkich... Jest silniejszy ode mnie. Może nami przecież rządzić. – W moich oczach pojawiły się łzy. Poległam. Wszystko zostało zniszczone. Nie dałam radę ich obronić.
– Lea, posłuchaj mnie teraz. Radzimir jest potężny, ale ty jesteś silniejsza. Może i ma za sobą miliony demonów i kilkanaście wygnańców, ale to ty dzierżysz w rękach miecz stopiony z anielskiej skały i połączony z piekielną esencją. Powstał z mocą kilkudziesięciu aniołów, którzy oddali swoją cząstkę, aby ją stworzyć. Trzymasz w rękach naszą nadzieję. Jeśli Radzimir ją dopadnie, wszystko stracimy. Jesteś Leą Rivelash. Naszą przyszłością. Dzięki tobie istnieje szansa na zbawienie – złapał mnie za rękę. – Lea, Radzimir ma nad nami kontrolę, ale to tobie oddajemy naszą siłę. Każdy wygnaniec ofiaruje ci swoją cząstkę. Nie zmarnuje tego. 
Czułam, jak energia przechodzi przez moje ciało. Było to bardzo przyjemne uczucie. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę przez tą moc. Ale dzięki temu nadzieja powróciła. Wiedziałam, że mogę to zrobić. Mogę ich uratować.
– Teraz trochę zaboli, Leo. Przepraszam. – Nim zrozumiałam jego słowa, demon wykręcił mi rękę, a ostrze przeszyło moje ciało. Przerażona spojrzałam na ranę. Czarna krew sączyła się z brzucha, przesiąkła materiał i ciurkiem lała się po moich nogach. Uniosłam głowę na Samaela, ale on stał już kilka metrów ode mnie. Skulił się w ciemnym kącie i nie patrzył na mnie. Upadłam na kolana i zaczęłam dławić się krwią, która spływała po mojej brodzie. Ból przeszywał moje ciało.
Nie mogłam uwierzyć, że zaufałam temu demonowi. On chciał mnie tylko zabić, a ja, jak głupia uwierzyłam w te kłamstwa. Teraz mam za swoje...
Zamknęłam oczy i upadłam na bok. Czułam zimny kamień pod ciałem i ciepłą ciecz, która stopniowo mnie pochłaniała. 



TADAM! Co sądzicie o tym rozdziale? :D Taki trochę... dziwny? Nie... To zbyt łagodne słowo :/ Mniejsza o to :d Domyślacie się któż to będzie martwy w następnym rozdziale? Lub, jak potoczą się dalsze losy Cerisu i jego mieszkańców? 
Tak ogólnie mówiąc, to nie jest koniec tej historii. Postaram się zmieścić wszystko w jednej księdze, żeby nie musieć ciągnąć to jeszcze przez jedną :3 Widzę, że powoli chyba już wam się to nudzi, więc postaram się, jak najszybciej to skończyć :c 
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą - Wilcza miłość została przeniesiona na Wattpada, W imię wolności... powoli też tam się znajduje, no i reszta z czasem też się pojawi ;)
Lonely xx

6 komentarzy:

  1. Heej ;) Czyżbym przeczuwała, że chcesz uśmiercić Ezrę? Błagam, tylko nie Lee i Scotta :p Zmieniam obóz i śmierć Ezry jest mi już obojętna, nawet jeśli Sam ma do niech wrócić ;)
    Cóż, co do reszty... Bardzo mi się podobała rozmowa Lei z Samaelem ;) On wygląda jak normalny człowiek? ;) To mnie zawsze ciekawiło ;) Bo wcześniej myślałam, że po prostu jest... A teraz Lea z nim rozmawiała i go widziała. I wspominałaś coś o tym, że miał delikatną twarz, która była dziecięca... ;) Ale jak to mnie interesuje WSZYSTKO! :D
    Ach ta Śmierć, zawsze wie, co powiedzieć :D I choć później te słowa choć trochę się wyjaśniają no to Sam i tak nie wie, o co chodzi. Mam również nadzieję, że pod jej nieobecność Scott niczego nie odwali :D No bo to byłby już szczyt wszystkiego :D Bardzo dobrze ukazałaś dzielącą ich więź brat-siostra. Strasznie mi się to podoba <3
    Nie wiem, co by tu jeszcze dodać... Nie mam pojęcia, co stanie się dalej (nooo może mam pewne przypuszczenia, ale to taka mgła, której nie potrafiłabym opisać, więc nawet nie wspominam :D).
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oooj ;) Czyżby ktoś się tu spóźniał z rozdziałem? ;)

      Usuń
  2. Przepraszam za spóznienie -,-

    Rozdział bardzo mi się podobał <3
    Zaciekawiła mnie i zaintrygowała rozmowa Lei.... Samael wygląda zwyczajnie? Cóż ^^. Miłe zaskoczenie.
    Ale zaqraz zaraz? Ezra ! planujesz ją ukatrupić czy coś? :P

    weny kochana <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Intrygujące to małe słowo.
    Genialne pasuje tu o wiele bardziej.
    Strasznie intruje mnie ten Radzimir.
    Wydaje się być dwulicowy.
    Z jednej strony pomaga a z drugiej pokazuje drugą twarz a przynajmniej ja odniosłam takie dziwne wrażenie.
    Łowcy... demony rety w tym opowiadaniu jest wszystko o uwielbiam i nie ma w tym nic dziwnego.
    Po prostu jakoś tak kocham ten mroczny i pełen niebezpieczeństw świat.
    z bohaterów dzisiejszego rozdziału najbardziej wolę Samanthę. Właściwie ciężko mi się określić po przeczytaniu jednegorozdziału i mam zamiar cofnąć się w przeszłość by zobaczyć jak wszystko się zaczęło gdyż naprawdę mnie zaintrygowałaś.
    Umiesz pisać i wciągnąć czytelnika w całą przygodę. I czyżbyś planowała morderstwo? Nazwij mnie sadystką ale byle było okrutne! Uwielbiam jak bohaterowie trochę sie nacierpią i podobno czasami wręcz w tym przesadzam! Nie bym była jakąś sadystką czy coś. Po prostu mam dość specyficzny gust i jestem pewna że jeszcze o mnie usłyszysz gdy ponownie zawitam na blogu a tego się spodziewaj.
    pozdrawiam mocno.
    www.mrok-wyobrazni.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mnie wciągło, czekam na kolejne. Co rozdział to lepszy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Już przecież jest kolejny. :) Polecam, jeszcze lepszy.

    OdpowiedzUsuń