piątek, 22 maja 2015

Rozdział 13 Księga III

Ważna notka pod rozdziałem.



Być może nie świecisz, jak słońce, ale potrafisz wyprowadzić z mroku.



SAMANTHA


Gdybym napisała listę rzeczy, których nienawidzę, pewnie ciągnęłaby się przez kilkaset światów, a na pierwszym miejscu znalazłaby się pomoc innym. 
Tu nie chodziło o zwykłe pomaganie. To był pewien rodzaj wymiany. 
Śmiertelnicy zawierali z nami umowę, chcąc zmienić w ten sposób swoje życie. W zamian za ich duszę ubarwialiśmy ich egzystencje, co nie zawsze wychodziło na dobre. Co z tego, że zaznasz w ciągu kilku sekund więcej przyjemności niż przez całe żywot, skoro ja będę się karmić twoją duszą? Oni praktycznie nic nie zyskali, zaś my zwiększaliśmy dzięki temu naszą moc. 
Teraz było podobnie. Wyczułam duszę, która mnie potrzebowała i ruszyłam po nią. Dopiero później zorientowałam się kim będzie mój przyszły żywiciel. Odkładałam to, jak tylko potrafiłam, ale im bardziej zwlekałam, tym większa szansa rosła, że Macey postanowi zaingerować w moje działania. A tego nie chciałam.
– Scott? – szepnęłam.
Mężczyzna przede mną odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok wyrażał smutek, żal i niemą prośbę o ratunek.
 Dlaczego nie potrafiłam go znienawidzić? 
– Co tu robisz? – zmarszczył brwi.
Rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się w centrum miasta na dachu szpitala. Scott stał przy samej krawędzi, spoglądając na stojące budynki przed nami. Mieliśmy idealny widok na wschodnią część, a dokładnie na park i główną ulicę, przez którą zawsze szła parada w święta.
– Przybywam ci na ratunek!  zaśmiałam się. Podeszłam do niego i usiadłam na skraju budowli, machając nogami w pustą przestrzeń. 
Scott prychnął. 
– Czy to jest ten moment, gdzie zawieram z tobą umowę, aby polepszyć sobie życie? – uniósł brew. – Chcesz moją duszę?
 – Ja... 
– Proszę. Weź sobie ją – powiedział głosem przepełnionym jakichkolwiek emocji. 
Zdziwiła mnie jego reakcja. Scott ostatnimi latami stał się doroślejszy i uważałam go za tego pana moralnego. A prawda była zdecydowanie inna niż sądziłam. Sam borykał się z trudnościami. Bez żadnego wsparcia. 
Powiedzmy sobie szczerze... Zawsze mi o wszystkim mówił, albo Śmierci. Ewentualnie Christophowi. Teraz nie miał zbyt komu zaufać.
– Życie ci nie miłe? – zdziwiłam się. – Wiesz co się dzieje z duszami, które zabieram? 
Przytaknął, ale miałam wrażenie, że to go nie obchodziło. 
– I dobrze – oznajmił. – Moja i tak nie trafi do lepszego miejsca. 
Okeeey. Teraz mnie trochę przeraził, Mnie  Śmierć!
To w ogóle było możliwe? 
– Przypuszczam, że coś się stało? – rzuciłam zaczepnie, choć miałam pewne podejrzenia.
Scott spojrzał na mnie, a następnie popatrzył w dal, jakby na coś czekał. Albo na kogoś. 
– Myślę, że wiesz co zaszło – szepnął. – Sama pewnie też to widziałaś. 
Zamknęłam oczy przypominając sobie ostatnią z nim związaną wizję. 
Widziałam krew. Dużo krwi. Ta maź spływała po całym mieszkaniu, jakby ktoś opryskał ściany wodą z węża ogrodowego, lecz zamiast przejrzystej cieczy, wydobywał się krwisty płyn. W salonie leżała kupka szmat – a przynajmniej tak na początku sądziłam. To byli ludzie. Wszyscy zostali zamordowani. Wszyscy należeli kiedyś do mojej rodziny. 
– Wizje można zmienić – powiedziałam, wiedząc z własnego doświadczenia, że nie wszystko się spełniało. Czas, decyzja i ludzie. To była wybuchowa kombinacja, która często krzyżowała moje plany.
Po mojej przemianie, gdy zalała mnie fala obrazów z przyszłości, potrafiłam wybrać poszczególne, kształtując je w odpowiednią wizję. Stopniowo dzieliłam na te niespełnione, mało prawdopodobne i pewne. Pierwsza kategoria pękała w szwach, druga była w połowie pełna, a trzecia... Ona była najgorsza z nich wszystkich. 
Widzieć śmierć swoich bliskich potrafi zmienić każdego człowieka. Nawet w Śmierci wzbudza jakiś lęk. 
– To chore... – szepnął. – Chore! – Odwrócił się twarzą do mnie, a w oczach dostrzegłam błysk szaleństwa. 
Zmarszczyłam brwi spoglądając na niego. Coś mi tu nie pasowało. Jako nastolatek, Scott zawsze sprawiał problemy. Ale czasy się zmieniły. Wciąż widziałam w nim wojownika, który jest gotów poświęcić dla rodziny wszystko. Nawet życie. 
Teraz to nie był ten sam chłopak. Widząc jego ostatnie poczynania, tłumaczyłam sobie, że jest to spowodowane tym, że musiał tak szybko dorosnąć... Z dnia na dzień odrzucić dobrą zabawę i beztroskie życie dla dziewczyny, którą kochał ponad życie. 
W tym momencie nie miałam przed sobą Scotta  wojownika. To było tak, jakby jego stare, negatywne cechy dostrzegły światło dzienne. Stary Scott powracał.
Chociaż...?
– Scott. Skup się – warknęłam. Uniosłam jego podbródek i przyłożyłam kciuki do gardła. – Jaki był ostatni demon, którego zabiłeś? 
Potrząsnął głową, jakby próbował odsunąć się od mojego dotyku. Wyraźnie wyczułam w nim coś niepokojącego. Ale nie mogłam dojść, co to było. Jakby to wytwarzało osobną barierę ochronną przede mną!
– R-rykes. Chyba – szepnął. 
Ech... Wiedziałam, że znowu mi się oberwie, ale nie mogłam zostawić go samego. Nie w takim przypadku. 
Pchnęłam go do tyłu, a przez to, że stał na krawędzi, zachwiał się. Użyłam swojej mocy, zrzucając go z budynku. Głośno wrzasnął i zwinął się w kulkę, lecąc w dół. Otworzyłam portal, do którego wpadł i sama poszłam w jego ślady. Obydwoje zniknęliśmy w czarnej pustce. 

LEA

Nie chciałam niczego ze sobą zabierać. Wszystko co dostałam, czy kupiłam, w tym świecie, związane jest z jakimiś wspomnieniami, które zapewne będą mnie dręczyć przez kolejne lata. Dlatego też wolałam nie wywoływać dodatkowego cierpienia patrząc na te przedmioty. 
– To wszystko? – zapytał Carter spoglądając na moją walizkę. Jedną, niewielką... 
Od godziny straż znosiła rzeczy Cassandry i jej braci. A ja miałam tylko to. 
– Tak. Gotowy? 
Upadły uśmiechnął się i sięgnął do tylnej kieszeni. Wyciągnął z niej list i mi go podał. 
– Mój dawny przełożony kazał ci to przekazać. – Odebrałam od niego kopertę. – Ja również otrzymałem takie zaproszenie. 
Delikatnie rozerwałam papier. W środku znalazła się mała kartka z Wzywam Cię w piekielnym języku. W tych słowach zawarta była moc przejścia. Wystarczyło przerwać kartkę na pół, a przenosiła cię ona pod wskazane miejsce. W odpowiednim czasie, oczywiście. 
Schowałam wiadomość do kieszeni i sięgnęłam po torbę. 
– Idziesz? – Ciekawiła mnie rola Cartera w tym wszystkim. 
– Jasne – wzruszył ramionami. – Nie codziennie dostaje się takie wezwanie. Nie jestem pewien o co chodzi, ale i tak wezmę w tym udział. A ty?
– A mam jakieś wyjście? – uniosłam brew. Upadły pokręcił głową i roześmiał się. 
– Wiesz... Myślałem, że mój upadek był tragedią. Teraz pociesza mnie fakt, że masz bardziej spierdolone życie ode mnie. 
– Dzięki – mruknęłam pod nosem.
Udaliśmy się do salonu, gdzie powoli wszyscy zabieraliśmy się do domu. W tłumie domowników dostrzegłam dawno nie widzianą twarz...
– Rhen? – zawołałam go. – Co ty tu robisz?
Chłopak roześmiał się. Dopiero teraz wyczułam dziwną aurę wydobywającą się z jego ciała.
No nie... On też jest mieszańcem?!
– Idę z wami – wyszczerzył się w uśmiechu. 
– Ale... – jęknęłam. – C-co z...
– My też idziemy – odezwał się ktoś za mną. Odwróciłam się i dostrzegłam resztę chłopaków z zespołu Rhena. Ale, że wszyscy...? 
Nie!!! Tyle było mieszańców wokół mnie, a ja nikogo nie rozpoznałam?
– Travis! – zawołała Cassandra. 
Wysoki brunet z przydługawą grzywką odwrócił się w jej stronę, a ta wpadła, jak proca, w jego ramiona. Zawiesiła się mu na szyi i mocno tuliła. 
– Miłość kwitnie w powietrzu – skomentował to Rhen. 
– To jest ten Travis, o którego kłócili się w Cerisie?  – zwróciłam się do cioci Amandy, która śmiejąc się kręciła głową.
– Tak. Przystojny zięć mi się trafił, prawda? 
– Mamo! – zbeształa ją dziewczyna. 
– No co? Stwierdzam fakty. 



CAMERON




W końcu następuje pewien moment, w którym nie wiesz co dalej począć. Ja właśnie się w takim znalazłem. Przyszłość mnie przerażała. Chciałem zacząć wszystko od nowa, ale nie można uciec od przeszłości, jeśli się jej nie akceptuje, prawda? 
Unikałem jej, jak ognia. 
Ostatni raz spojrzałem na swoje mieszkanie, z którym łączyła mnie jakaś normalność. To było moje miejsce. Jedyne, które ojciec mi nie odebrał. 
Już miałem wychodzić, gdy wyczułem kumulującą się moc w salonie. Ktoś przybywał w odwiedzinach do mnie. Albo to był atak?
Błękitny wir otworzył się tuż za kanapą, a z jego wnętrza wyszedł nie kto inny, jak mój kochany braciszek... Kaspar. 
Na mój widok wyszczerzył się, jak idiota. 
– Dawno się nie widzieliśmy – powiedział. 
Nienawidziłem go, ale jednocześnie kochałem. Był moim bratem. Krew z krwi, jak to powiadał ojciec. No i właśnie za to go nienawidziłem. Zbytnio mi go przypominał. 
– Ja nie mam wstępu do Patersu, za to ty mogłeś tu przychodzić kiedy tylko miałeś ochotę – posłałem mu szeroki uśmiech, a następnie wpadliśmy sobie w ramiona. Przyznam, że się trochę za nim stęskniłem. 
– Ojciec mnie przysłał – oznajmił w końcu. 
Cała radość upuściła moje ciało. Przybrałem obojętny wyraz twarzy. 
– Czego znowu chce? Przecież zawarliśmy umowę – przypomniałem mu. 
– Daje ci ostatnią szansę. Możesz wrócić do domu. Do rodziny. 
– I iść na gotową śmierć? Jasne! – warknąłem wściekły. – Nie poprowadzę wojowników przeciwko demonom. To będzie rzeź, a nie uczciwa walka. 
Kaspar rozsiadł się na kanapie i oparł nogi na szklanym stole. Złączył dłonie na brzuchu, a na jego twarzy zawitał chytry uśmieszek. 
– Nikt od nas nie zginie. Pozwolimy Cerisowiańczykom działać. Niech oni poświęcą swoich ludzi, dopiero wtedy ruszymy na potwory. 
– CO?!
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Mój kochany ojczulek pragnął ich wykiwać? Jak on śmie?!
– No tak. Nie udawaj głupca, bo wiem, że znasz się na tym lepiej niż ja. Chcemy wprowadzić twój plan. 
– Nie – warknąłem. – To nie jest mój pomysł. Wy po prostu chcecie poświęcić Cerisowiańczyków! Tak chcecie ich zniszczyć? A co z twoim ślubem? 
Kaspar wzruszył ramionami. 
– Ślub się odbędzie. Widziałem swoją przyszłą żonę. Nawet się nadaje. Będzie ostatnią z nich. 
– Wynoś się – syknąłem wściekły. – Jeśli nie dotrzymacie warunków traktatu, zniszczę was – ostrzegłem. 
Mój braciszek roześmiał się głośno. 
– I myślisz, że kto będzie sprowadzał ten twój proszek, dla kochanego przyjaciela? Mam większe wpływy niż ty. 
Rhen się załamie... Jeśli nie dostanie swoich lekarstw, oszaleje. Zacznie zabijać bez opamiętania. 
Kaspar wstał i machnął ręką w powietrzu formułując portal. Odwrócił się do mnie i spojrzał prosto w oczy. Uśmiechał się cwaniacko, jakby odczuwał wielką satysfakcję niszcząc mi życie.
 – Może i masz władze – zacząłem – ale wiąże się ona tylko ze strachem. Mój lud zawsze będzie mi lojalny. Nigdy nie pójdzie za królem, który bez skrupułów zabija niewinnych – powiedziałem, a następnie zniknąłem we własnym portalu. 
Nie bez powodu uciekłem stamtąd. To nie było normalne, aby król tak się zachowywał. Ale to też nie było rozsądne z mojej strony, abym zostawiał ich wszystkich w potrzebie. Z dnia na dzień zniknąłem. Oczywiście staruszek próbował różnych metod, na przekupienie mnie do powrotu. Na szczęście na marne. Nie uległem. Zostałem tutaj. 
Dwadzieścia lat temu odszedłem z Patersu zabierając ze sobą kilku najlepszych i najwierniejszych wojowników, którzy stali się dla mnie bliżsi niż rodzina. Uciekłem od tego zła, które się tam kumulowało. 
A teraz wypowiedziałem im wojnę. Ja, pierwotny dziedzic patersowiańskiego tronu, stanę przeciwko własnemu ojcu. 

LEA

Od jakiegoś czasu odczuwałam niemiłe kłucie w ciele. Było to strasznie irytujące, szczególnie, gdy próbowałam się nad czymś skupić. To było tak, jakby ktoś powoli wbijał mi igłę między żebra. Coś chciało dotrzeć do mojego wnętrza. 
To uczucie nasilało się w różnych momentach, a ja nie powiązałam ich ze sobą... Aż do teraz. 
Pierwotnie rozpoczęło się w dniu, w którym dowiedziałam się, że jestem wygnańcem. Taki idealny cios w serce, który powinien zabić mnie od razu, lecz tego nie zrobił. Czekałam na swoją kolej.
Moja śmierć miała nastąpić parę dni temu, gdy Samantha postanowiła przywrócić mnie do świata żywych. Byłam po drugiej stronie – przez krótką chwilę. Trwało to parę sekund, choć wystarczająco długo, abym dostrzegła przyszłość naszego kraju. Śmierć, łzy i cierpienie – to właśnie nas czekało. 
Więc co mogłam z tym zrobić? Nic. 
Nie miałam wystarczająco sił, aby się temu sprzeciwić. Byłam sama. Niezrozumiała przez otaczających mnie ludzi. Rzucona na głęboką wodę, dzięki czemu zaczęłam się topić. Walczyłam o ostatni oddech, wiedząc, że koniec niedługo nastąpi. Czekałam na swój moment. 
Ale nastąpiła zmiana scenerii i już nie umierałam. Wręcz przeciwnie, starałam się ze wszystkich sił ratować to, co mi pozostało. A miałam tego sporo na głowie.
Mijałam na korytarzach służbę, która ze łzami w oczach i litością na mnie spoglądała. Miałam tego serdecznie dość. Nie chciałam, aby się nade mną użalano. 
Widziałam swoich poddanych, którzy poszliby za mną nawet w ogień, a nie zdawali sobie sprawy z tego, że my wszyscy płoniemy. Ten wewnętrzny ogień nas zabijał. Powoli i okrutnie.
Zrobiłam to, co zrobiłam i, chociaż nie jestem w pełni dumna ze swojego pomysłu, nie zamierzałam zmienić decyzji. Dlatego też właśnie w tym momencie stałam przed okrągłym stołem i z kamienną twarzą spoglądałam na siedmiu pozostałych towarzyszy. Czekała nas trudna droga do przebycia. 
– Zaczynamy? – odezwał się Carter. 
Darzyłam go stu procentowym zaufaniem. Był moim doradcą. Próbował naprowadzić na właściwą drogę i wyperswadować mi niektóre głupie pomysły. Dzięki niemu nie straciłam nadziei. 
– Przedstawcie się – rozkazałam. 
Pierwszy z nieznajomych wyszedł na środek, ściągnął kaptur ukazując swoją twarz i spojrzał mi prosto w oczy. Miał smutny wzrok, jakby to spotkanie było jakąś formą kary dla niego. Płomień, który palił się w wielkim półmisku tuż obok niego, oświetlał delikatną twarz nieznajomego. 
– Nazywam się Urfiel – rozpoczął. Przełknął głośno ślinę. – Reprezentuję wilków z Ziemi. 
Odszedł, a jego miejsce zajęła kolejna osoba. Po zdjęciu przebrania okazała się być młodą kobietą, z burzą czarnych loków. Jak u jej poprzednika, w oczach widniał żal. 
– Elenor. Ziemscy Łowcy. – I odeszła. 
– Rhen. Reprezentuję Paters. Jestem potomkiem nefilima i upadłego. 
– Carter. Upadły. 
Następny był rudy mężczyzna o skromnej posturze i dziecięcej twarzy.
– Asmodeusz. Piekło. 
Jego miejsce zajął potężny mężczyzna w białej szacie. Od razu wyczułam skąd pochodzi.
– Rafael. Niebo. 
– Cassandra. Ceris. 
Wszyscy powrócili na swoje miejsca, tworząc krąg. W milczeniu spoglądali na mnie, a ja z trudem powstrzymałam się przed ucieczką. Stawiałam niepewne kroki, kierując się na środek. W duchu czułam, jak wspiera mnie Carter. 
– Nazywam się Lea. Jestem wygnańcem i od dziś będę przewodzić Bractwem. 
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce. Płomienie we wszystkich pochodniach zapaliły się, a salę rozświetlił ich blask. Czułam, jak wszystkie nerwy opuszczają moje ciało. 
– Jesteś następcą tronu – zwrócił się do mnie Urfiel. – Czy nie powinnaś zająć się sprawami swojego kraju? 
To było bardzo dobre pytanie...
 – Dzięki Bractwu mam zamiar ich chronić – odparłam spokojnie. – To, co tu usłyszycie nie ma prawa wyjść poza nasz krąg. Jesteście teraz członkami Bractwa i nie możecie dzielić się naszymi tajemnicami z innymi. 
– A co z Cerisem i Patersem? – zapytała zaciekawiona Cassandra. Moje zdziwienie jej obecnością w tym miejscu z sekundy na sekundę nie ustało. 
– Nasze moce zostały połączone – wtrącił Carter. – Teraz będziemy tworzyć jedność.
– Pomimo paktu, jakiego zawarli, nie jestem przekonana czy Patersowianie dotrzymają swojej części umowy. Dlatego też sami rozwiążemy problem z demonami – wyjaśniłam. 
Moje słowa wywołały lekki sprzeciw u pozostałych. Tylko anioł wciąż milczał. 
– Zamierzasz stanąć przeciwko demonom? Nasza ósemka przeciwko... Siedmiu milionom potworom?
– Nie – w końcu głos zabrał Rafael. – Nasza siódemka prowadzona przez wygnańca stanie przeciw im. Z mocą Rivelashów nic nie jest niemożliwe. 
Elenor i Urfiel podeszli do mnie, niosąc coś na rękach. Niepewnie odkryłam przedmiot, a moim oczom ukazał się miecz ze srebrną rękojeścią i czarnym ostrzu. Wzięłam broń, czując, jak w moim ciele buzuje energia. 
– Miecz Rivelashów – szepnęłam. – Czy to nie pierścień Scotta znajduje się przy rękojeści? – zdziwiłam się. 
Czarny kamień spoglądał na mnie, jakby chciał wchłonąć i moją moc. 
– Scott dostał go od Samanthy. Jest w nim zawarta moc twoich potomków – wyjaśniła Cass. 
– To ten sam miecz? 
– Tak – potwierdził anioł. – Znalezienie poszczególnych jego elementów nie było łatwe, ale daliśmy radę. 
Machnąłem kilka razy ostrzem w powietrzu. Był o dziwo bardzo lekki, lecz ostry niczym brzytwa.
– Razem przeciw demonom. Przygotujcie się na wojnę – rozkazałam. 
Członkowie Bractwa skinęli głowami i zniknęli. Każdy wrócił do domu. Zostałam sama w pustej sali. 
Przyczepiłam miecz do pasa i ostatni raz omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Teraz to się dopiero zacznie. W uszach słyszałam odgłosy walki, od której próbowałam uciec. Oczywiście, na marne...
Wyciągnęłam z kieszeni list, który otrzymałam i jeszcze raz przeczytałam jego treść. Rozerwałam kartkę na pół, a jej części wrzuciłam do ognia. Płomień zmienił barwę na niebieską, a świat zaczął wirować. Z trudem utrzymałam równowagę. 
Nagle wszystko ustało. Światło zniknęło, a ja czułam, jak przenoszę się w inne miejsce. Automatycznie dotknęłam pochwy, aby sprawdzić czy nadal miałam przy sobie broń. Odetchnęłam z ulgą i próbowałam przystosować wzrok do nowego miejsca. 
Było tu zimno i ponuro. W oddali słyszałam głos lejącej się wody i cichy oddech. Nie byłam tu sama.
 – Kim jesteś? – rzuciłam w ciemną przestrzeń przede mną. Coś się obruszyłam, a ja dostrzegłam, jak ktoś idzie w moim kierunku. 
 Zacisnęłam palce na rękojeści. 
– Myślę, że wiesz kim jestem, Leanne. – Usłyszałam nutkę rozbawienia w jego głosie. 
Przez moje ciało przeszły zimne dreszcze. Już wiedziałam, gdzie byłam – cerisowiańskie więzienie. Umieszczone wysoko w górach, aby nikt nie mógł do nich dotrzeć. Przeznaczone dla najgorszych demonów. Jednym z nich właśnie dzieliłam celę. 
Przełknęłam głośno ślinę i powiedziałam:
– Samael. 




Nie uważacie, że ta historia się trochę ciągnie? :d Tak z ciekawości pytam bo mam drobny dylemat z zakończeniem. Chciałam zakończyć już przy 2 księdze, ale postanowiłam jeszcze trochę to pociągnąć i teraz najbardziej by mi pasowało, żeby stworzyć jeszcze 2 części :D Jest jeszcze tyleeeee rzeczy, które trzeba wyjaśnić, dodać i tyle osób do uśmiercenia ( nie macie nic przeciwko, jeśli pożegnamy się z Ezrą? :D) , no i tak mało czasu! Znaczy się... Dużo czasu, ale chciałam zakończyć do 20 rozdziału, a chcę wam zrobić taką niespodziewaną niespodziankę na zakończenie tej części :D Tak, żebyście się nie spodziewali takiej końcówki xd 
Jest trochę roboty z tym blogiem... Chciałabym do wakacji poprawić I Księgę, ale chyba nie mam tyle czasu :D W końcu koniec roku, poprawy, egzaminy itp... Ale myślę, że jeśli przetrwam następny tydzień to od poniedziałku biorę się za robotę! Wszystkie zaległości i poprawy rozdziałów! 
Bądźcie jedynie trochę cierpliwi :3 
Pozdrawiam! 
Lonely <3

PS. Na Wattpadzie są już poprawione rozdziały. Link znajdziesz w menu.

9 komentarzy:

  1. Wieeeedeeeeeedziałaaaaaaaam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! O kurde nie mogę! Na początku myślałam, że Cameron będzie tym całym, co Lea miała go poślubić. Później się okazało, że to Kaspar. A dzisiaj się dowiaduję, że to Cameron jest pierwszym synem? :D Sama się siebie zaczynam bać O.o Jeeeeeeeeeejkuu! Hahaha nie no nie mogę, muszę się ogarnąć, ale nieeee :D Czekaj chwilkę :D





    Okej, chyba już....
    Czyli, że gdyby Cam się nie sprzeciwił i nie uciekł to on brałby ślub z Leą? :D Hahha nie no kurcze, nie mogę :D
    Ale opanujmy się i przejdźmy dalej ;) Czy mnie coś ominęło związanego ze Scottem? Kurcze, naprawdę mnie zdziwiła i zaskoczyła pierwsza perspektywa... Chciał się zabić, czy jak? I o co chodziło z tym jego podłamaniem? No i o jakiej wizji rozmawiali? Najbardziej zaskoczyło mnie to, że stał na tym dachu, bo resztę to jakoś ogarnęłam, ale na początku wydawało mi się, jakbym coś ominęła. Może to i prawda :D Bo przez ostatni tydzień całkowicie nie kontaktuję, bo jestem chora, więc proszę o wyrozumiałość ;)
    Ale lećmy dalej ;) Kurcze, Lea przywódczynią bractwa? Wydaje mi się, czy jakby nie zrobiło to na niej wrażenia? Zastanawia mnie, jak to się stało, że oni się tam pojawili, cała ósemka i wiedzieli już o wszystkim. Chyba muszę przeczytać to wszystko jeszcze raz :D Bo strasznie dużo wątków w tej części jest i powoli zaczyna mi się gmatwać -,- cóż, może dlatego, że jestem chora (mam nadzieję, że tak właśnie jest) ale na pewno z chęcią wrócę do początku opowiadania ;)
    Bardzo podobał mi się fragment... "Nie miałam wystarczająco sił, aby się temu sprzeciwić. Byłam sama. Niezrozumiała przez otaczających mnie ludzi. Rzucona na głęboką wodę, dzięki czemu zaczęłam się topić. Walczyłam o ostatni oddech, wiedząc, że koniec niedługo nastąpi. Czekałam na swój moment. " i jeszcze kawałeczek dalej <3 jest cudownyyy!
    Znalazło się parę błędów, ale jak już dotarło do mnie, ze mogłabym je skopiować i wskazać, no to stwierdziłam, że to bez sensu, skoro tego nie robiłam od początku notki :D No i może trochę mam lenia i mi się już nie chce po prostu szukać ;D
    Czy ja wiem, czy ciągnie? Jest obszerna, to trzeba przyznać, czasami trzeba się trochę zastanowić, by wszystko sobie ułożyć po kolei (no jak widać ja sobie jeszcze nie ułożyłam, ale spokojnie, dojdziemy do tego :D). Ale nie wydaje mi się, żeby się ciągła. Gdyby się ciągła, byłaby nudna (przynajmniej ja to tak rozumiem), a twoje opowiadanie nie jest nudne. Wręcz przeciwnie! Zawsze się coś dzieje i to naprawdę zaskakującego! ;) A co do zakończenia... Już mnie chyba nic nie zdziwi! Ty tam wszystkich uśmierciłaś, nawet główną bohaterkę (swoją drogą tak jak ja O.o) więc mnie już chyba nic w tej kwestii nie zdziwi, chociaż jeśli będzie inaczej, to woww! :D Dzisiaj jestem bierna na cokolwiek więc lecę tępo pogapić się na Step up 4, żeby już nie paplać głupot i się bardziej nie pogrążać -,-
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: Twoja bohaterka nie umarła. Szykuj się xd Niedługo zdaje prawko, więc jeśli ona nie zmartwychwstanie wbijam do Ciebie!!! I to nie będzie zbyt przyjemne spotkanie :D
      WIem, że są błędy... Jakoś tak nie miałam ochoty tego sprawdzać... :D
      Właśnie. Jest bardzo obszerna. I to mnie trochę denerwuje. Stworzyłam za dużo wątków i szczerze powiedziawszy sama się w tym gubię. Dlatego też w tym rozdziale nie jest aż tak dużo opisane. Spotkanie Bractwa skróciłam, gdyż nie widziałam sensu, aby opisywać, jak każdy z nich dostaje zaproszenie/wezwanie.
      I pamiętaj ---> Twoje komentarze są boskie!!!! I życzę dużo zdrowia :D Ja w zeszły weekend zdychałam :<
      Pozdrawiam
      Lonely <3

      Usuń
    2. Hahaha skąd taka pewność, że nie umarła? I jak mogłaby zmartwychwstać? O.o Hahah no to czekam, zrobię jakieś ciasto, kawę i sobie pogadamy :D Bo na pewno będziemy miały o czym, oj taaak *,*
      Dziękuję <3 haha a mnie od tamtego weekendu jeszcze trzyma :/
      Zuza <3

      Usuń
    3. Moja Lea zmartwychwstała! :D Twoja Prue także może :) Czyżbyś mi już zdradziła, że Prue zginie? o.O Nawet się nie waż! xd
      Wpadnę... Zobaczysz! :D A będziemy miały o czym gadać... Tsa... Spotkało się dwóch pisarzy... póki nie zagadali się na śmierć xd
      Zdrowie, kochana! ;)
      L <3

      Usuń
    4. Dooobra ja już nic nie mówię, bo potem będzie, że Ci wszystko zdradzam :p
      A z Leą to wiesz, ja się nie dziwę, bo u Ciebie to wszystko jest możliwe :D Sam została śmiercią a przecież też tak jakby umarła :D
      Oki to się zagadamy :D Najwyżej nie dokończymy naszych opowieści :p
      Zuza <3

      Usuń
  2. Jestem!!! Rozdział bardzo mi się podobał. Jestem zaskoczona tym, że Lea jest przywódczynią bractwa , ale ona jak widać chyba jakoś neutralnie to przyjęła do wiadomości ?
    Zaniepokoiło mnie zachowanie Scotta... hmmm... o co chodziło tak naprawdę? Jestem ciekawa i czekam na kolejny rozdział kochana <3

    Ciągnie? Ciągnie to się mordoklejka! Ja czekam na twoje dalsze rozdziały i proszę cię, nie kończ mi tej historii :((( BŁAGAM!!!!

    WENY <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjęła neutralnie, bo stwierdziłam, że lepsza obojętność niż rozpacz xd
      Ze Scottem nie jest za wesoło, ale więcej na ten temat w następnym rozdziale^^
      Ech... Narobiłam dużego zamieszania w tym opowiadaniu, więc chcąc nie chcąc chyba jestem zmuszona do napisania 4 Księgi i ostatniej... Po prostu stwierdziłam, że lepiej podzielić to, co chcę napisać na 2 części. Wtedy będę miała większe pole do popisu, no i te rozdziały będą jakoś w miare wyglądać ;)
      Pozdrawiam
      Lonely <3

      Usuń
  3. Jestem tu po raz pierwszy i na początek mam jedną uwagę.
    Przede wszystkim jedną najważniejszą jest narracja.
    O wiele lepiej jest opowiadanie pisane z perspektywy jednej postaci ewentualnie dwóch lub narracji. W tym wypadku chociaż podkreślasz kto mówi można się pogubić na samym początku.
    To taka jedna najważniejsza z uwag na którą zwróciłam na samym początku.
    Wracając teraz do tematu rozdziału. Sam, Samantha. Zaskakująca postać. Podobnie jak sama Leah. Mi jednak najbardziej do gustu przypadła postać Camerona. Wręcz uwielbiam takich boharów jak on. Da się w nim wyczuć wiele więcej niż widać z początku.
    Może i trochę narobiłaś zamieszania ale nie wyszło ono na złe.
    pozdrawiam mocno i życze weny.

    www.mrok-wyobrazni.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz :)
      Wiem, że jest wszystko zagmatwane z tą narracją, ale stwierdziłam, że tak będzie lepiej, jeśli ukażę wszystko w różnych perspektyw :D Ukazać to wszystko przez innych bohaterów. Dziękuję za radę ;) Nawet wcześniej się nad tym zastanawiałam, aby ograniczyć się tylko do 2 osób :) Zobaczymy co z tego wyniknie :D
      Pozdrawiam :*

      Usuń