piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 6 Księga III

A tylko spróbujcie mi ponarzekać, że rozdział jest za krótki!
Jak tam mija wam tydzień? Uwierzycie, że właśnie kończą mi się ferie? ;__; Aż strach pomyśleć o powrocie do szkoły i tej pięknej stercie książek na biurku... Ta nauka w końcu mnie dobije xd
 No i niestety wpłynie na moje blogi :c Nie wiem, kiedy dodam nowy rozdział. Najbliższe weekendy mam zawalone...
Dobrze, nie będę Wam już marudzić xd Miłego czytania i czekam na waszą ocenę!

I na koniec taka mała prośba do Was... Postanowiłam wziąć udział w konkursie i dzięki temu powstała pierwsza moja opowieść Harlequina :D Jeśli spodoba się wam, to poprosiłabym o polubienie posta ( głosowanie odbywa się na facebooku) :3


Z góry dziękuje!
Seo <3



LEA


 Czas mijał coraz szybciej. Obojętnie czy dzień poświęciłam czystemu lenistwu, czy był przepełniony robotą. Za każdym razem, gdy spojrzałam na zegarek, wskazówki coraz bliżej znajdowały się siebie i równocześnie oznajmiały kończący się dzień. A to była najgorsza wiadomość, jaką ktoś mógłby mi powiedzieć. 
 Szkoła okazała się być dla mnie drugim domem. Już nie byliśmy żadną sensacją - znaczy się ja, gdyż Cass tryskała energią i zagadywała do kogo popadnie. Napotkała się z dużą aprobatą innych uczniów, zaś jej bracia - Ethan i Tyler - odkryli w sobie nowy talent. Okazało się, że nasz ludowy instrument bardzo przypomina tutejszą gitarę, na której Ethan potrafił grać z zamkniętymi oczami. Tyler zaś ujawnił swój wokalny talent. Nawet założyli razem z jakimiś uczniami zespół.
 Spędzałam dużo czasu w pracowni malarskiej. Od kilku dni pracowałam nad obrazem, który przedstawiał nasz rodzinny dom. Chciałam podarować go ojcu, który niemalże codziennie mnie odwiedzał. Jego pojawienie się, było witane gromkim śmiechem Camill. Nie rozumiała troski ojca, lecz ja nie zamierzałam jej tego tłumaczyć. Starałam się być wyrozumiała i nie narzekać.
 Dziś w końcu udało mi się dokończyć swoje dzieło. Wpatrywałam się w płótno, zastanawiając się co można by było jeszcze dodać. Niestety, obraz był kompletny. Wyróżniłam każdy szczegół, jednak coś mi nie pasowało. 
 - Piękny - aż podskoczyłam, słysząc czyiś głos za sobą - Przepraszam... - powiedział chłopak. 
 Stał tuż za mną. Jak mogłam tego nie zauważyć? Gdyby mój ojciec dowiedział się, że byłam zbyt pochłonięta malowaniem, że aż straciłam czujność, jak nic wylądowałabym w domu. W Cerisie. 
 - Nie strasz mnie, Cam - zaśmiałam się. - Zmieści się w twoim samochodzie? 
 Zapomniałam wspomnieć, że moje relacje z Cameronem nieco się... polepszyły? Od tygodnia codziennie zawoził mnie do domu ze szkoły, jak i rano do niej przywoził. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu i chyba nawet go polubiłam. Śmieszyła go moja niewiedza i przy nim nie było to upokarzające lecz słodkie. A przynajmniej w jakimś tam sensie. 
 - Jasne - uśmiechnął się. - Zaraz go zapakuje... A tak w ogóle, to co to za miejsce? Nigdy go nie widziałem.
 - Nie wiem - odparłam zbyt nerwowo. - Spróbowałam stworzyć coś z wyobraźni i jakoś tak to namalowałam... Ciekawe, prawda?
 - Bardzo - jeszcze raz spojrzał na rysunek. Tym razem zmarszczył brwi, przez co na jego czole pojawiła się zmarszczka. 
 Dotknął palcem róg obrazu, na którym widniał nasz herb - wyjący wilkołak na czerwonym tle. Po jego bokach można było dostrzec dwa skrzyżowane miecze.
 - I sama to wszystko wymyśliłaś? - zapytał podejrzliwie. 
 - No coś ty! - coraz bardziej denerwowałam się jego zachowaniem. - Połączyłam kilka obrazów. Woda i góry w tle są wzorowane jeziorem Alberta Wektora, zaś zamek to mała przeróbka tego ze Stuttgartu. Jest trochę większy niż Hohenzollnerów. A ta wioska wokół niego to mój mały dodatek. 
 - Picasso nie namalowałby tego lepiej - dodał z uznaniem, a ja uśmiechnęłam się. 
 - Picasso nie pobierał żadnych lekcji malarstwa trzy godzinni dziennie, przez siedem dni w tygodniu. Chcę go podarować ojcu, żeby zobaczył, że jego starania nie poszły na marne. 
 - O Boże! - położył dłoń na piersi, krzywiąc się z bólu, jednak kąciki jego ust pięły się do góry, tworząc delikatny uśmiech. - Twój ojciec musiał być tyranem. Tak zniszczyć dziecko? Zero technologi, tylko jakieś średniowieczne zajęcia. Dziwie się, że w ogóle pozwalał ci opuszczać dom. Gdyby mógł, pewnie zamknął by cię w takim pałacu - wskazał jedną wierze na obrazku. 
 Wybuchłam śmiechem. To było akurat niedaleko mojej sypialni.
 - Chodźmy już - powiedziałam. 
 Cameron przerzucił sobie moją torbę przez ramię i ostrożnie chwycił obraz, a następnie ruszyliśmy na szkolny parking. 

 Powróciwszy do domu od razu ruszyłam w stronę łazienki. Musiałam szybko doprowadzić się do jakiegoś porządku, szczególnie, gdy moje ubranie, i o dziwo włosy też, były lekko ubrudzone farbą. 
 - Wow! Dziewczyno, uspokój się! - zawołała Sinee, pojawiając się w mojej sypialni. Jak zwykle wyglądała idealnie. 
 - Nie mam czasu! - krzyknęłam, wychylając się z łazienki. - Zaraz przyjdzie ojciec na obiad. W ogóle chyba wszyscy wpadną z wizytą! 
 - Nerwy? - zaśmiała się. - Nie przesadzaj... To tak, jakby zwykły obiad w Cerisie. 
 - Nieprawda - zaprzeczyłam. - Tym razem to będzie zupełnie coś innego.
 - A później nie wybierasz się na ten koncert? Z tym przystojniakiem - poruszyła śmiesznie brwiami. 
 - Jesteś okropna - wybuchłam śmiechem. - A tam przy okazji... Zastanawiałam się, czy nie chciałabyś także uczestniczyć w tej kolacji? Przebierzesz się w coś normalnego i nikt nie musiałby wiedzieć, że jesteś moim aniołem stróżem. Udasz zwykłą dziewczynę. 
 Sinee pokręciła głową, a następnie rozłożyła się na moim łóżku. 
 - Już to omawiałyśmy, Lea. Nikt nie może mnie zobaczyć. W twoim przypadku zrobili wyjątek, po... No wiesz... - zmieszała się. 
 - Po śmierci mojej matki - powiedziałam. - Nasz lud nie zasługuje na pomoc z Nieba. Patersi też tak mówią - warknęłam. - Więc nie wiem, dlaczego zgodziłaś się zostać moim aniołem stróżem. Przecież jestem spokrewniona z demonem, a nie nefilem. Dziwie się, że tak długo ze mną wytrzymałaś! - wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Usłyszałam za sobą wołanie anielicy, jednak miałam ją po dziurki w nosie. Kolejna osoba, która oceniła mnie ze względu na moje pochodzenie. Patersowianie też tak robili. Twierdzili, że powinni z nami walczyć, gdyż także posiadamy zabójcze instynkty jak demony. Może i byliśmy Łowcami, ale nie mogliśmy ukryć naszej natury - a przynajmniej oni tak twierdzili.
 Usłyszałam za sobą wołanie Sinee i otwierające się drzwi mojej sypialni. Jednak zaraz je zamknęła, gdyż zza rogu wyszła Cassandra.
 Może i dobrze, że nie mogła ujawnić się innym?
 - Wołałaś mnie? - zapytała dziewczyna.
 - Nie - powiedziałam, jednak później zdałam sobie sprawę, że przecież krzyczałam w pokoju i na pewno ktoś to musiał usłyszeć. - Widziałaś Nirrę?
 - W kuchni - odparła. - Czyha na obiadek - zaśmiała się, a następnie minęła mnie udając się w stronę własnego pokoju.
 Zeszłam na dół, szukając swojego strażnika. Byłam zła, że nie jest przy mnie. A gdyby coś mi się stało? Powinna wiernie trwać u mojego boku! No dobrze... Trochę przesadzałam, ale to tylko dlatego, że byłam zdenerwowana.
 Ledwo zeszłam z ostatniego schodka, gdy przede mną ukazał się portal. Prostokąt, przypominający wodną ścianę. Jednak była koloru czerwonego. Każdy, kto miał wystarczająco dużo mocy, aby utworzyć przejście między światami, miał też swój własny portal. Wiedziałam, że babcia tworzy niebieskie przejście. Moje zaś było zielone. I potrafiło przenieść kogoś wielkości polnej myszy. Kolejny dowód na to, że nie zasługuję na koronę...
 Przez portal przeszedł ojciec - oczywiście musiał być pierwszy ze wszystkich.
 - Lea! - zawołał, a następnie przytulił mnie. - Ale ty wyrosłaś od naszego ostatniego spotkania...
 - Czyli od wczoraj - westchnęłam. - Nie jesteś za wcześnie?
 - Wyganiasz staruszka? - zaśmiał się. - Nie ukrywam, że nie mogłem się doczekać tej wizyty, szczególnie, gdy moja córka postanowiła zapędzić mnie do grobu...
 - Tato! - zdenerwowałam się. - To nie moja wina, że tak się przejmujesz. Jak widzisz nic mi tu nie grozi. Jestem cała i zdrowa.
 - Wiem, Lea - nagle jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Uśmiech zniknął ustępując miejsce smutkowi. Wyglądał o wiele starzej niż wcześniej. Fakt, nie byliśmy nieśmiertelni, tylko bardzo wolno się starzeliśmy, a on miał już kilka setek na karku, jednak wciąż przypominał trzydziestolatka. Bardzo zmęczonego i zmartwionego trzydziestolatka.
 - Tato - spojrzałam na niego uważnie. - Powiedz mi, co się dzieje?
 - Nie chcę cię martwić, aniołku - przejechał kciukiem po moim policzku. - Te sprawy nie dotyczą ciebie.
 Złapałam ojca pod rękę i zaprowadziłam go do salonu. Camill przywitała się z nim, po czym wróciła do przygotowywania posiłku. Usiedliśmy na kanapie.
 - Za niedługo te sprawy będą mnie dotyczyć - oznajmiła. - W domu zawsze mi o wszystkim mówiłeś, więc czemu miałoby być teraz inaczej?
 - Bo tu jesteś bezpieczna - rzekł. - Masz rację, powinienem ci o tym powiedzieć... Patersi naciskają na nasz układ. Nie tylko my mamy problem z demonami. Jakimś cudem udało się opanować ich ataki na Ziemi. Większość powróciła do Piekła i teraz Lucyfer się nimi zajmuje. Ale złamali bariery ochronne i teraz potrafią wejść na nasz teren. Straciliśmy już zbyt wielu żołnierzy, a wojna nadal trwa.
 Zasmuciła mnie ta informacja. Już od dłuższego czasu podejrzewałam, że coś się dzieje, ale nie myślałam, że jest aż tak źle.
 - Damy radę, tato - próbowałam dodać mu otuchy. - A czy oni nie mogą przesłać nam swoje wojska przed tym ślubem? Przecież traktat jest prawie podpisane. Zaręczyny doszczętnie przypieczętują umowę. Nie mogliby wysłać posiłki wcześniej?
 - Sami też mają problemy i nie chcą na razie ryzykować... Jeśli chcesz, to możemy omówić to przy obiedzie.
 - Z Patrickiem i Scottem? - zapytała.
 - Z Patrickiem i Scottem - potwierdził ojciec. Przytuliłam się do niego.
 - A teraz mam dla ciebie zadanie - uśmiechnęłam się. - U mnie w pokoju znajduje się prezent dla ciebie.
 - I mam go znaleźć?
 - Otóż to, staruszku - wyszczerzyłam się jeszcze bardziej. - Masz dziesięć minut i jeśli spóźnisz się na obiad, możesz się pożegnać z jedzeniem.
 Ojciec zaśmiał się, ale ruszył na poszukiwania. Dzięki czemu miałam chwilę na rozmowę z Camill.
 - Mam do ciebie sprawę - zwróciłam się do dziewczyny.
 - Czy to ma coś wspólnego z twoją dzisiejszą randką z Cameronem? - zapytała, uśmiechając się.
 - To nie jest żadna randka! - oburzyłam się. - Idziemy na jakiś koncert jego przyjaciela... I jeśli ojciec się o tym dowie, zejdzie na zawał.
 - Tak jest, księżniczko - zakpiła.
 - Bardzo śmieszne - oburzyłam się. - Zresztą, to nie był rozkaz, tylko zwykła, przyjacielska prośba.
 Dziewczyna zaczęła wykładać jedzenie do misek.
 - I tak się zgadzam - wzruszyła ramionami. - Nie powiem królowi, choć obiecałam mu pod groźbą śmierci, że będę go o wszystkim informować. Nie dowie się, że idziesz z Cameronem do Cherry. Sama.
 - To... świetnie - zmarszczyłam brwi.
 Nakryłam stół, po czym zawołałam resztę domowników na obiad. Oczywiście, gdy pojawiła się Amanda i Davina musiały najpierw mnie wyściskać, a dopiero później zacząć jeść. I tak popołudnie minęło nam w przyjemnej atmosferze. Wraz z Cassandrą opowiadałyśmy o szkole. Pomimo wcześniejszych protestów jej braci, nawet podobało im się uczęszczanie do niej. Szczególnie, gdy teraz stali się gwiazdami.
 - To my się zbieramy - oznajmiła Amanda. - Lea, na pewno nie chcesz z nami iść?
 - Dokąd? - zainteresował się ojciec.
 Powstrzymałam się przed wybuchem śmiechu. Słyszałam ten przerażony ton za każdym razem, gdy chciałam opuścić pomieszczenie.
 - Na zakupy - powiedziała jego siostra. - Wiesz, moja córka była tak wspaniałomyślna, że zamiast odpowiedzieć na mój list, przesłała mi listę rzeczy, które chciałaby dostać - wyciągnęła kartkę z torebki, a następnie rozłożyła ją na stole. - To jest jeden z siedmiu listów, jakie dla mnie przygotowała.
 - Ja także przygotowałam listę dla siebie - dodała Davina.
 - No nie! - jęknął jej mąż. - Czy zmieści się to w naszej sypialni? Czy mamy zająć kolejną, gościnną?
 - Nie marudź, kochanie - cmoknęła go w policzek. - Idziemy!
  Dziewczyny wstały, a zaraz za nimi ruszyli Ethan i Tyler.
 - Proszę, powiedzcie mi, że to nie prawda... - wyszeptał Scott. Schował twarz w dłoniach. - Powiedzcie, że nie idziecie na zakupy. Że zabieracie się z nimi do miasta, ale pójdziecie... Do biblioteki!
 Ethan parsknął śmiechem.
 - Jasne, tato. Idziemy do biblioteki. Ale najpierw skoczymy po dziewczyny i udamy się do baru. Później powinniśmy skoczyć na jakąś imprezę. W końcu jest piątek - wzruszył ramionami.
 - Dzięki Bogu! Już się wystraszyłem...
 - Twój syn właśnie oznajmił ci, że zamierzają całą noc pić i imprezować. Podejrzewam, że zostaną u tych dziewczyn na noc - wtrącił się Patrick.
 - Z racji tego, że sam urodziłem się i wychowałem na Ziemi, wiem co jest dobre dla takich chłopców, jak oni. A patrząc na dzisiejszą młodzież, lepiej żeby imprezowali niż z wielkim entuzjazmem kupowali jakieś fatałaszki.
 - A ty, kochanie, nie idziesz z nami? - zapytałam Amanda wracając do salonu. - Mówiłeś, że przydałoby ci się kupić nowy pasek do spodni.
 Scott obrócił się w jej stronę, jednak zdążyłam zauważyć jak jego twarz przybiera bordowy kolor.
 - Na broń, kobieto! Potrzebowałem nowy pas na broń!
 Po paru minutach zostaliśmy sami w domu. Znaczy się, siedzieliśmy przy stole popijając kawę - ja herbatę - i jedliśmy ciasto jabłkowe, które przygotowała Camill. Była wspaniałą kucharką.
 Przed nami leżała mapa Cerisu, a na niej zaznaczone były punkty, gdzie wykryto demony. Czerwone punkciki tworzyły jakby łuk wokół naszego miasta. W niektórych miejscach zaznaczono ich więcej. Szczególnie po bokach, jakby chcieli oni odwrócić naszą uwagę od czegoś... No jasne!
 - Co jest w tych górach? - wskazałam palcem na mapie.
 Mój ojciec wraz z Patrickiem wymienili się wzrokiem.
 - Nic - odparł w końcu jeden z nich. - Kiedyś przetrzymywaliśmy tam więźniów, ale od dawna już tego nie robimy.
 - Czy był tam portal?
 - Nie na stałe - wtrącił ojciec. - Pojawiał się tylko podczas przenoszenia więźniów.
 - W tym samym miejscu? - zapytałam, na co oni przytaknęli. - Więc została tam utworzona pewna energia, którą oni wykorzystują. Spójrzcie - wskazałam na grupę czerwonych punktów znajdujących się na północy i południu od zamku. - Im bliżej te obozy są siebie tym mniej jest demonów. Oni nie chcą zaatakować miasta. Próbują odgrodzić was od ich portalu. Odwrócić waszą uwagę.
 Ojciec przyjrzał się uważnie mapie, po czym spojrzał na swoich przyjaciół.
 - Cholera - zaklął. - Patrick, wyślij wiadomość Lucyferowi żeby przybył tu, jak najszybciej. Muszę wrócić do zamku i wydać odpowiednie rozkazy, więc wrócę za niedługo - powiedziawszy to po prostu wyszedł z pomieszczenia. Słyszałam tylko dźwięk tworzącego się przejścia.
 - Dziecko mądrzejsze od trzech generałów - skomentował to Scott.
 - Ty generał? - zaśmiał się kasztanowłosy. - Dobrze generale, ja idę do Piekła, a wy spójrzcie na to jeszcze raz.
 Za poleceniem Patricka, przyjrzałam się jeszcze raz tej mapie. Na kartce bazgroliłam różne schematy taktyczne. Nie byłam pewna czy oni chcą odciąć nas od tych gór, czy te góry od nas. No i doszła jeszcze sprawa tego więzienia, o którym ja nigdy nie słyszałam.
 - Po co tyle demonów gromadzi się przed górami? - pomyślałam na głos. - Chyba, że...
 - Chyba, że...? - ponaglił Scott.
 - Chyba, że jesteś okropnym strategiem. I dowódcą - zaśmiałam się.
 - Gdybyś była moim żołnierzem właśnie biegłabyś mały maraton. Dwadzieścia. Kilometrów. Trzykrotnie - podkreślił każde słowo.
 - No, ale spójrz - próbowałam zachować powagę. -  One chcą coś z tych gór. A tak w ogóle kogo tam przetrzymywaliście?
 - Tego nie mogę ci powiedzieć, dziewczynko - skrzyżował ręce na piersi, po czym zaczął się bujać na krześle. - To były bardzo złe demony.
 - A dlaczego tam je trzymaliście, a nie w Piekle? - zainteresowałam się.
 Przecież takie demony były palone ogniem piekielnym lub odsyłane do najciemniejszych zakamarków pałacowych lochów. Strzeżonych przez kilkunastu najlepiej wyszkolonych strażników. No i zamkniętych czarami.
 - To były potężne demony - wyznał. - Nie dało się ich unicestwić w Piekle, gdyż zostali tam stworzeni - westchnął, a krzesło z hukiem stanęło na wszystkich nogach. - Wiem tylko tyle, że użyto do nich specjalnych zaklęć.
 - Jak mam wam pomóc, jeśli nie wiem co oni stamtąd chcą? Musicie mi powiedzieć! - oburzyłam się. - Przecież powinnam wiedzieć o wszystkich sprawach, dotyczących mojego królestwa.
 - Lea - pokręcił głową. - Są takie sprawy, o których nie powinnaś wiedzieć.
 - To zaczyna być chore! - teraz gotowałam się ze złości. - Nie mogę pomóc, bo nie wiem co tam jest. Nie mogę opuścić królestwa, bo grozi mi tu niebezpieczeństwo. Nawet nie mogę wiedzieć co stało się z moją matką! Nic nie wiem!
 - Przykro mi - powiedział.
 Miałam wrażenie, że te słowa są powiedziane nieszczerze.
 - Jeśli te stwory nadal są tam uwięzione, to demony mogą chcieć je uwolnić. Stworzyć portal łączący Ceris i Piekło. Poświęcą się dla nich. Przekażą moc. To będzie potężna dawka energii, jeśli dodamy do tego Patersów.
 - Skąd ty to wiesz? - zainteresował się.
 - Z lekcji historii - odparłam z beznamiętnym wyrazem twarzy. - Jak się nie mylę, to podczas drugiej kadencji Harhucków. Demony oddały życie, aby wydobyć jakiegoś upadłego z Piekła. Ta sama strategia, jednak na większą skalę. Więc, albo chcą wydostać kilka demonów, albo jest on naprawdę potężny.
 - Samael - szepnął coś niezrozumiałego.
 - Co? - zmarszczyłam brwi, nie dosłyszawszy jego słowa.
 - Samantha - powiedział. - Twoja matka była najlepszym strategiem, jakiego w życiu poznałem. Potrafiła w ciągu kilku minut zrobić z doświadczonego generała idiotę. Bardzo mi ją przypominasz.
 - Sama chciałabym się o tym przekonać - warknęłam. - Nawet nie wiem, jak ona wygląda!
 - Jeśli powiem, że to dla twojego dobra, uwierzysz?
 - Nie... Co jest złego w tym, że chciałabym chociaż zobaczyć swoją matkę? Nie mogłam jej poznać, ale zobaczyć także nie?
 - Doszliście już do czegoś? - zapytał mój ojciec pojawiając się w salonie.
 - Tak - odparłam, nie spuszczając wzroku ze Scotta. - Generał Blackwigh zaraz ci wszystko wyjaśni.
 Wstałam i po prostu odeszłam od stołu. Postanowiłam przygotować się do spotkania z Cameronem i spróbować jakoś uspokoić się po tej niekomfortowej rozmowie ze Scottem.
 Poczułam zbierające się łzy w oczach. Jak on mógł tak powiedzieć? Miałam prawo znać historię swojej rodziny. Szczególnie, gdy dotyczyło to mojej matki.

 EZRA


  Uważnie przysłuchiwałem się temu co miał mi do powiedzenia Scott. Byłem pod wrażeniem umiejętnościami mojej córki. Pomimo niewiedz, potrafiła nam pomóc. I to bardzo skutecznie.
 - Co wiemy na temat tamtego miejsca? - zapytał mnie Scott.
 To miejsce było najbardziej skrytym więzieniem w całym naszym królestwie. Wiedzieli o nim nieliczni, dlatego też nie dziwiłem się, że nie był poinformowany. Przypominało nam to o naszej porażce.
 - Kilkaset lat temu został uwolniony potężny demon. Aeszma - demon gniewu i nienawiści. Lea nie myliła się - potwierdziłem słowa córki. - Za panowaniem starego Harhocka ujrzała światło dzienne. Jej więzienie składało się z kilku drobnych zaklęć, które obezwładniło moc demonicy. Ale nie spodziewaliśmy się, że inne demony będą zdolne do autodestrukcja. Dzięki zwiększonej sile potrafiła przełamać wszelkie bariery i wydostać się ze swojej celi - skrzywiłem się. Nie było mnie wtedy, jednak mogłem wyobrazić sobie poczynania tego potwora. Rozpacz rozbitych rodzin. - Wtedy właśnie zaczął się nasz konflikt z Patersami.
 - Dlaczego? - dopytywał ciemnowłosy.
 - Bo to był ich więzień, a my zobowiązaliśmy się do jego strzeżenia - powiedział Patrick, wracając z Piekła. Towarzyszył mu Lucyfer. W szlafroku.
 - Wtedy właśnie pojawił się pierwszy przodek Samanthy - Radzim Rivelash. Nikt nie wiedział skąd się tam wziął.
 - Od kilku dni zamek był plądrowany przez demony - wtrącił Patrick. - Budowla wytrzymałaby może jeszcze trochę, gdyby nie on. Nasze czary ochronne powoli ustępowały.
 Zmierzyłem przyjaciela gniewnym wzrokiem. Sam chciałem opowiedzieć tą historię! Nie musiał się wtrącać...
 - Pomógł nam w walce - przerwałem mu. - Wyciągnął kamień, umieszczając go w sercu miecza. Wbił go w skałę i uwolnił drzemiącą w nim energię. Oddał życie za kraj. Za lud, do którego nie należał.
 - Po... - zaczął kasztanowłosy, ale zaraz mu przerwałem.
 - Jeśli zaraz się nie zamkniesz, to awansujesz ze stopnia królewskiego doradcy na królewskiego więźnia - warknąłem i kontynuowałem powieść. - Mówiono, że przysłał go sam Szatan. Zanim Lucek objął władzę.
 - Nazwij mnie tak jeszcze raz, a sam awansujesz ze stopnia żywego na piekielnego umarlaka - zagroził król Piekła.
 Zignorowałem jego uwagę. - To właśnie on był pierwszą osobą, która nauczyła posługiwać nas anielskim ostrzem. Stworzył więzienie, które było niezniszczalne i potrafiło utrzymać najpotężniejszego demona. Połączył boską moc z naszą krainą. Otworzył bramę do lepszego świata.
 - Ale skąd on je znał? - odezwał się Scott.
 - Nikt tego nie wie - odpowiedziałem.
 - Prawie nikt - poprawił mnie Lucek.
 - Istnieje pewna księga, która jest przekazywana tylko członkom rodu Rivelash. Inni nie mają do niej dostępu. 
 - Oprócz mnie - dodał dumnie król Piekła.
 - Ty się nie liczysz - westchnąłem. - Nie masz prawa nam tego powiedzieć.
 - Ja nie, ale Lilith może. Nie było żadnej przysięgi, żeby nie zdradzać innym. Jeśli moja żona się zgodzi, może podzielić się z wami tą informacją.
  Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc tego.
 - Więc dlaczego Samantha nie powiedziała mi o tym? Mogła podzielić się ze mną tą informacją, tak, jak Lilith z tobą - diabeł uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.
 - Bo dowiedziała się o czymś, o czym nie chciała mówić - odpowiedział Scott. - Sam miała tendencje do ukrywania takich rzeczy. Jednak zawsze zostawiała jakieś wskazówki.
 - O czym ty mówisz? - zapytał Patrick. - Twierdzisz, że zostawiła dla nas wiadomość?
 - Tak - potwierdził. - A wasza historia jest tego dowodem.
 Wymieniliśmy się z Patrickiem zdziwionymi spojrzeniami.
 - Nareszcie! - krzyknął Lucyfer. - Ktoś w końcu wyprostuje tą historyjkę!
 - Samantha opowiedziała mi o swojej rodzinie - zaczął Scott. - I opowiedziała mi o tym kamieniu. Jest on symbolem jej rodu, gdyż został stworzony przez dziewięć najpotężniejszych istot - Metatrona, Raziela, Zafkiela, Zadkiela, Rafaela, Kamaela, Haniela, Michała i Gabriela. To była pierwsza ingerencja archaniołów w życie tutaj.
 - To jest bardzo ciekawa historia, chłopaki, ale nie mamy na to czasu - wtrącił demon. - Radzim miał misję do wykonania i nie miała ona na celu ratowanie was. W Niebie panował chaos. Nie uznawano Nefilimów za sprzymierzeńców, lecz za wrogów. Was też. Ale, że idioci, Patersi, przysięgli chronić Ziemię przed demonami, kazano oszczędzić ich żywot. Gorzej z wami. Krew demona i te sprawy - wzruszył ramionami.
 - Radzim Rivelash nie był waszym sprzymierzeńcem, tylko wrogiem - kontynuował ciemnowłosy. -
Wywodził się z anielskiego rodu. Obdarzony wielką mocą, ruszył na ratunek nie wam, lecz mieszkańcom Ziemi. Miał czekać, aż demonica rozprawi się z wami, a później ją zabić. To właśnie ofiarowali mu archaniołowie - kamień o anielskiej sile, jaką żadna przyziemna istota nie widziała. Jednak był wysłannikiem Boga i nie potrafił znieść patrzenia na wasze cierpienie. Postanowił dać wam jeszcze jedną szansę, co okazało się być zgubą dla niego. Nie zginął przez poświęcenie dla kraju, zginął gdyż moc nie została prawidłowo wykorzystana - zrobił krótką przerwę.
 Dostrzegłam uśmieszek błąkający się na jego twarzy. Miał z czego się cieszyć - pierwszy raz wiedział coś więcej niż my. W zasadzie znaliśmy tylko część historii, która w większości okazała się być kłamstwem.
 - Został ukarany, że tak powiem upadkiem, chociaż nie był aniołem. Cała dobra moc zmieniła się w złą.
 - Dlatego ród Rivelash był tak potężny - dodał diabeł. - Jego moc pochodziła z Nieba, zaś później połączyli ją z demoniczną siłą. I tu masz odpowiedź na swoje pytanie, Ezra - żaden potomek Radzima nie przyzna się, że nie pochodzi od demona tylko od anioła. Dla Cerisiowiańczyka to hańba. Szczególnie, gdy znajduje się on na tak wysokim szczeblu politycznym.
 - Ale skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałem.
 - Poproszono mnie o oddanie cząstki mocy w celu stworzenia kamienia - skrzywił się. - Nie zgodziłem się. Ale to ja stworzyłem miecz.
 - Uczynny, jak zwykle - skomentował kasztanowłosy.
 - Wy chyba jesteście tępsi niż przypuszczałem - warknął. - Miecz jest jednym z czterech elementów innej większej broni. O niej pewnie też nie słyszeliście - zaśmiał się. - Potężne ostrze, które w odpowiednich rękach zdziała cuda.
 - Potrafiłby zniszczyć tak potężnego demona, jak Aeszna? - chciałem wiedzieć.
 - Zdecydowanie - potwierdził. - I nawet potężniejsze.
 - Więc czemu nie znajdziemy je i nie użyjemy tej energii do zniszczenia demonów? - zapytał ciemnowłosy.
 - Och, to bardzo proste. Po pierwsze: Miecz widziałem jakieś dwa tysiące lat temu, po czym nagle zniknął. Po drugie: Kamień jest u Patersów. Po trzecie: Radzim stworzył przedmiot, który miał symbolizować jego ród, a z czasem ta wiedza po prostu przepadła. I po czwarte: Tą bronią może władać tylko ktoś z rodu Rivelash.
 - To chyba nie jest żaden kłopot, prawda? - zasmuciła mnie ta informacja. Już miałem nadzieję, że uda nam się jakoś ich powstrzymać.
 - Kłopot w tym, że każdy z rodu Rivelash musi zrzec się swojej mocy na rzecz potomka.
 - Więc Lea potrafiłaby się nią posługiwać? - zapytał przyjaciel.
 - Nie - Lucyfer pokręcił głową. - Samantha nie oddała jej całej mocy. Ale ona także nie mogłaby użyć tej broni.
 - Nie rozumiem - wyznałem. - To ma być potomek, ale jednak nie. Ma pochodzić od Rivelashów, ale coś jeszcze...
 - Zastanawiam się, jakim cudem ten kraj jeszcze przetrwał mając takiego władcę - zaśmiał się diabeł. - Jak już na początku wspomniałem, ta moc pochodzi z Nieba. Czyli anioł może tylko się nią posługiwać. Albo Nefilim.
 - No to jesteśmy w dupie - skomentował Scott.
 - Nie koniecznie... - zaczął Patrick.
 - Do jasnej cholery! Kolejne sekreciki?! - warknąłem, jednak przyjaciel nie zrobił sobie nic z mojego wybuchu.
 - Samantha oddała jej moc - powiedział. - Tylko swoją anielską część.
 Miałem ochotę się załamać...
 - To możliwe? - zwróciłem się do diabła.
 - Jak najbardziej - przytaknął. - Można oddzielić dobro od zła. Oddała jej swojego anioła, a sama stała się w pełni demonem.
 Chyba przeszedłem coś co nazywane jest załamaniem nerwowym.
 - Kurwa! - wrzasnąłem. - Czyli chcesz mi powiedzieć, że Lea jest Nefilimem?
 - Czy ktoś rozmawiał z tobą o pszczółkach i ptaszkach? - zaśmiał się Lucek. - Więc ja ci to wytłumaczę...  Gdy ty zapłodniłeś moją córkę, przelałeś swoje DNA. Więc Lea jest aniołem - ze strony matki. I po części półdemonem - z twojej strony. Rozumiesz? - przytaknąłem. - To teraz wróćmy do ciebie, Patricku. Podejrzewałem, że moja córka zmieniła się za sprawą Samaela, ale nie myślałem, że coś takiego nam wywinie - pokręcił głową, klnąc pod nosem. - To wiele wyjaśnia...
 - Czyli? - ponagliłem go.
 - Czyli to, kochany zięciu, że twoja córka stoi na pograniczy wygnania. Nie należy do demonów z Piekła, ani do aniołów z Nieba.
 - Jest wygnańcem?! - krzyknąłem przerażony. Świetnie. Chyba lepiej być nie może.
 - Kim jest wygnaniec? - Podskoczyliśmy słysząc ten delikatny głos. Scott pisnął ze strachu.
 Obejrzałem się za siebie i dostrzegłem swoją córkę, stojącą w korytarzu. Na policzkach miała ślady po łzach.
 - Chyba czas w końcu na odpowiedzi, Ezra - szepnął diabeł.
 Nie wiedziałem co miałem robić. Byłem rozdarty. Mogłem opowiedzieć jej o wszystkim, ale też mogłem oszczędzić jej tego bólu.
 - Czas na zabawę! -  gdy usłyszałem ten znienawidzony głos, miałem ochotę pogrzebać się żywcem.
 Śmierć postanowił zaszczycić nas swoją obecnością.







6 komentarzy:

  1. Skończyć w takim momencie?! Jak możesz?!
    Dzisiaj będzie krótko, bo piszę z komórki, musisz mi wybaczyć.
    Zabieram się oczywiście za czytanie twojej opowieści. A teraz ogólnie o tym rozdziale. Co prawda miałam nadzieję, że Śmierć pojawi się w tym rozdziale na dłużej, ale co tam, poczekamy!
    Rozdział strasznie interesujący, w dodatku ta cała historia z Leą. Ciekawe co teraz Ezra powie swojej córeczce. Teraz ma na karku nie tylko Śmierć, ale też córkę. Będzie się działo w następnym rozdziale! Nie mogę się doczekać.
    Wypuścili demona i mają problem, było lepiej zabezpieczyć więzienie. Teraz Lea musi zająć się demonem, biedna dziewczyna. Ale od czego ma się przyjaciół.
    Rozdział super i z niecierpliwością czekam na więcej. Następny komentarz będzie dłuższy, obiecuję :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że końcówka także dla mnie była zaskoczeniem :D Miało się skończyć na tym, że Lea wszystko słyszała, ale co tam! Stwierdziłam, że lubię sobie utrudniać życie i niech jeszcze Śmierć pokomplikuje to wszystko XD Nie mam pojęcia co wyniknie z Kosiarzem :D
      Z tym więzieniem myślę, że w następnym rozdziale dokładniej wytłumaczę, gdyż ono było zabezpieczone. I to bardzo dobrze :d
      Pozdrawiam :*
      Seo

      Usuń
  2. Rozdział emocjonujący.
    Śmierć tak szybko odeszła? Hmmm mam nadzieję, że nie na zawsze? Bardzo mnie to zaciekawiło.
    Z tym Demonem to za fajnie nie będzie. Mam nadzieję, że Lea sobie poradzi.
    Bardzo mi się podobało wszystko. życzę ci weny i czekam na kolejny rozdział, ale nie kończ nam w takich momentach <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego wszyscy zakładają, że to jednak Lea będzie musiała walczyć z tym demonem? A może akurat ona zostanie wykorzystana do czegoś zupełnie innego? :D
      Śmierć dopiero co się pojawił i to w najgorszym momencie ^^ Chociaż on nigdy nie pojawia się sam, więc myślę, że następny rozdział będzie naprawdę ciekawy :D
      Pozdrawiam
      S.

      Usuń
  3. Ale się załamię! Nie opublikował mi się komentarz! ;( Głupi internet!
    No więc tak, przepraszam, że wcześniej nie wpadłam, ale na początku się pakowałam, potem pisałam notkę na bloga swojego a wczoraj, jak już miałam przeczytać to mi internet szwankował -,- Ale już jestem ;)
    W końcu pojawił się Śmierć. Już dawno go nie było! Mam nadzieję na jakąś akcję z nim w następnym rozdziale :p
    Według mnie Lea zasługuje na to, by Ezra powiedział jej choć część prawdy :) A to, że dzisiaj tak zabłysła to mnie nieco zdziwiło :) I nie tylko mnie. Tak wspaniale rozpracowała plany wroga i w ogóle wszystko przemyślała i ogarnęła ^^
    Tak mi przez głowę przeszło jak czytałam, że Cameron mógłby być jej przyszłym narzeczonym ^^ I w sumie fajnie by było. Poznali się już trochę i tak ich do siebie przyciąga :p Ach ta moja natura romantyczki :D Czeekam z niecierpliwością na ten koncert i co się na nim wydarzy! ;)
    W ogóle tak mnie wciągnął ten rozdział, że nie zaglądałam do pieca i mi zgasło -,- :D Ale czego się nie robi dla czegoś tak cudownego! ;) Ta opowieść chłopaków wspaniała ^^ Ja nie wiem, jak ty takie rzeczy wymyślasz! ;)
    Przepraszam, jeśli coś pominęłam, ale strasznie się czuję, chyba coś mnie bierze :(
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie też powinna znać prawdę. Ale co jeśli jest ona gorsza niż przypuszczała?
      Powiem Ci, że ostatnio stałam się romantyczką xd też mi to przyszło na myśl :D Uwielbiam czytać Wasze przypuszczenia xd
      Historię tą wymyśliłam na spontanie, że tak powiem :) Ale ja uwielbiam takie bajeczki ^^
      Sama jestem dumna z tego rozdziału :D Jeden z lepszych, jaki powstał z mojej ręki xd
      Mam nadzieję, że się nie zaprawiłaś na ferie :D to pewnie przez to, że zmarłaś, co jest chyba moją winą :D
      Pozdrawiam!
      S <3

      Usuń