czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział X

  "Zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie.”                                                  



                                                     ***

   Obudziłam się pod wpływem zimnych dreszczy. Przetarłam ręką po pościeli. Nie było go.
Nie było mojego kochanka, który by mnie przytulił i ogrzał. Niechętnie otworzyłam oczy. Rozglądnęłam się po pokoju- cisza. Trochę się zaniepokoiłam. Mój wzrok spoczął na tacy leżącej przy łóżku. Ezra przygotował mi śniadanie. Uśmiechnęłam się. Obok jedzenia leżała duża czerwona róża z doczepioną kartką. Usiadłam, opierając się o ścianę i położyłam tacę na udach. Sięgnęłam po liścik i otworzyłam go.
Piękna,
przepraszam, że mnie nie ma przy Tobie,
ale musiałem pojechać do miasta. Mam nadzieję,
że się nie gniewasz, a jeśli tak, to spróbuję Ci to wynagrodzić.
                                                                         Ezra
-Oj, kochanie, na pewno będziesz mi musiał to odpokutować.
Zjadłam przygotowane przez niego śniadanie i poszłam do łazienki. Umyta i ubrana klęknęłam przy łóżku.  Spod materaca wyciągnęłam dużą, drewnianą skrzynkę. Znajdowały się w niej różne, cenne przedmioty, które zbierałam przez lata. No i znajdowała się też tam szkatułka, którą przechowywałam.
 Wyciągnęłam przedmiot i udałam się do pokoju Scotta.


                                                    ***
                                                 SCOTT



  Znów w swoim łóżku...Nareszcie! Pomimo tego, że u Śmierci nie było aż tak źle, to nie ma to jak u siebie. Tęskniłem za tym starym skrzypiącym przedmiotem. Leżałem plecami przywartymi do niebieskiego materacu, gapiąc się w sufit. Myślałem, a raczej zastanawiałem się nad tym, co teraz się stanie. Dziś był mój wielki dzień. W końcu po wielu latach ciężkiego treningu, miałem być nagrodzony. Czym? Nie wiem i, właśnie to mnie drażniło. Co się dzisiaj stanie? Nie wiem. Będzie bolało? Powinno, skoro cały mój organizm miał przejść przemianę. Ale jaką? Tego, też nie wiem.
- Wszystkiego najlepszego Scott.- wzdychnąłem.
Usłyszawszy pukanie do drzwi, usiadłem na łóżku.
- Proszę!-powiedziałem.
To była Samantha, moja siostra. Jedyna bliska mi osoba. Patrzyłem się na nią i, wyszczerzyłem swoje zęby tworząc uśmiech. Pomimo tego, że sprawiłem jej tyle przykrości, ona wciąż mnie kochała i opiekowała się mną. Tyle jej zawdzięczam...
- Najlepszego! - krzyknęła tuląc mnie i całując w policzek- Jakieś życzenie?-zapytała.
- Myślałem, że po dwunastych urodzinach nie będziesz spełniać żadnych moich urodzinowych życzeń.
- No wiesz, po kąpieli w jajecznicy i skoków na bangi, bałam się następnych życzeń. Jeszcze mam niemiłe wspomnienia z demonicznej imprezy....- niemiło uśmiechnęła się.- Ale dzisiaj jest szczególny dzień, więc myślę, że dam radę spełnić twoją prośbę. Tylko jedną! I żeby nie było to nic głupiego.-zastrzegła.- Wiesz już co chciałbyś dostać?
- Nie chce żadnych prezentów, ale owszem. Mam już przygotowane życzenie.
- Mam się bać?- zapytała udając lekkie zaniepokojenie.
- Nie.- przytuliłem ją do siebie.- Chcę abyś porozmawiała z Christophem.
Widziałem jak marszczy brwi. Była zła. Tego właśnie się spodziewałem. Ale w końcu to moje urodziny, a ona zawsze spełniała moje życzenia i to też spełni.
.- Proszę...- wręczyła mi metalową szkatułkę, dosyć sporej wielkości. Widziałem, że trochę się denerwuje. W sumie...nie dziwię się jej. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, myśląc wciąż o dzisiejszym dniu... Ale widziałem też, że pomimo tej troski, jest szczęśliwa. Od dawna nie widziałem jej takiej. Odkąd byłem mały tylko wobec mnie, okazywała jakieś ludzkie uczucia, dla innych była...bezwzględna. A teraz? Po prostu promienieją od niej emocje. Do wszystkich.
- Sam...nie trzeba było...- wydukałem.
- To nie ode mnie.- zrobiła krótką przerwę, a jej mina posępniała.- To od twojego ojca.
Co? Jakim cudem mój ojciec mógł...przecież jest martwy!
- Zanim zginął dał mi to do przechowania. Nie martw się, nie zaglądałam do środka.- próbowała wydobyć się na uśmiech, jednak było to dla niej zbyt trudne.-Chciał, abyś otworzył to przed Wstąpieniem.
- Dziękuje.- odpowiedziałem oschlej niż się spodziewałem. Widziałem, że sprawiam przykrość Sam, ale tego się nie spodziewałem. Ta sytuacja w zupełności mnie zaskoczyła.
- To ja zostawię cię samego...A tak w ogóle to śniadanie jest już gotowe.
Przytuliłem ją mocno do siebie.- Zejdę później, nie czekajcie na mnie.
Spojrzała na mnie i, po chwili, wyszła z pokoju. Wiedziałem, że mnie rozumie. Obawiałem się zawartości tej szkatułki. Przecież, co mógł mój ojciec chcieć mi przekazać?
Położyłem ją na łóżku i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w nią. Nim ją otworzyłem, musiałem wiele przemyśleć. W końcu przełamałem się. Otworzyłem zimne metalowe wieczko. Był na niej wyryty dziwny napis, którego nie rozumiałem.
  W środku znajdował się list, zapieczętowany czerwoną pieczęcią. Wielka litera B znajdowała się na niej. Wyciągnąłem kopertę, pod nią znalazłem kolejny przedmiot- sztylet. Powoli wyciągnąłem go z pochwy. Zwykłe niebieskie ostrze z kolejnym dziwnym napisem na rękojeści. Przyjrzałem się mu dłużej.
Jednak nie było to zwykłe ostrze... Pod wpływem dotyku, niebieski metal lśnił. Nie na długo, ale emanował przy tym dziwną energią. Podobną do tej co u Sam, znaczy się, co u jej ostrza. Miała podobnej wielkości sztylet. Zawsze nosiła go przy sobie, gdy szła zabić demona. Mówiła coś chyba o demonicznym ostrzu? No cóż, chyba niedługo dowiem się więcej na temat tego metalu.
List. To była dla mnie wielka przeszkoda. Trudno było mi się przełamać i zacząć czytać słowa, napisane przez mojego martwego staruszka.
Scott ty tchórzu!- skarciłem się w myślach.
Dobra! Czas wziąć się do roboty!
 Sięgnąłem po kopertę i jednym ruchem zerwałem pieczątkę. Głośno wypuściłem powietrze i wyciągnąłem jej zawartość.

Drogi Scocie.

Synu...nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko jest mi to pisać. Świadomość, że nie mnie ma przy Tobie, jest dość dołująca.
Przepraszam, że mówię ci to w taki, a nie inny sposób, ale jestem świadom tego, że dostałeś ten list, gdyż jestem martwy.
Pomimo tego, że starałem się być przy Tobie w tym wielkim dniu, nie można uciec przed przeznaczeniem. Miałem bardzo rzadki dar, widziałem przyszłość. Krótkie urywki, jednak bardzo znaczące. Widziałem Cię, już jako dorosłego mężczyznę, jednak nie było mnie przy Tobie. Wtedy już nie żyłem. Zrozumiałem, że wcześniej byłeś zbyt młody, aby dowiedzieć się o Twoim dziedzictwie, dlatego też musiałem się wstrzymać z powiedzeniem ci prawdy. Otóż jesteś Łowcą, ale to już sam pewnie wiesz. Mam nadzieję, że Samantha się dobrze Tobą opiekuje. Jest świetną Łowczynią, jednak wiem, że jest też kimś więcej. I tu właśnie zaczyna się Twoja rola...
Nasza rodzina ma ciekawe korzenie. Sam do końca nie jestem pewien, skąd się to wszystko wzięło. Gen łowczy jest u nas o wiele bardziej rozwinięty, niż u innych Łowców. Co wiąże ze sobą kilka innych spraw. Nie wiem, jak u Ciebie się on rozwinął, ale pewnie za nie długo sam się dowiesz. Jednak wiem, że to wszystko ma związek z Samanthą. Trzymaj się jej jak najbliżej, a ona z pewnością będzie umiała Ci pomóc. Teraz w Twoim organizmie zajdzie wiele zmian. Bolesnych, ale pięknych. Staniesz się silnym mężczyzną. Wiem to, gdyż widziałem Cię. Byłeś szczęśliwy u boku swojej pięknej żony... ale nie o tym chciałem napisać.
Twój dar w czasie Wstąpienia się uaktywni. Dostaniesz ich dokładnie trzy i każdy zostawi po sobie jakiś ślad na Twoim ciele. Pierwszy z nich będzie nieśmiertelność, aby go przyjąć, będziesz musiał złożyć przysięgę. Dowiesz się o niej podczas przemiany. Drugim, będzie prawdopodobnie visum. Tak jak ja, będziesz widział przyszłość. Pamiętaj, że ma to swoje pozytywne jak i negatywne skutki. Musisz nauczyć się jak z niego korzystać. Początkowo z bólem będzie pojawiać się każda nowa wizja, ale z czasem przywykniesz do tego, a ból zaniknie. Telepatia to potężny dar. Jeśli go dobrze wyszkolisz, będziesz mógł samodzielnie przywoływać obrazy, pamiętaj aby dobrze go wykorzystać.
O tym chciałem Ci powiedzieć. Wiem, że ten dar odziedziczysz po mnie i, że jest on przekleństwem. Przepraszam. Widziałem przyszłość. Przed wami wiele przeszkód. Nie życzyłbym nawet największemu wrogowi tego, co ma was spotkać. Musisz być silny dla siebie, jak i dla swoich bliskich. Pomimo tego, że miałeś tylko nas, znalazłeś sobie nową rodzinę, za którą poświęciłbyś swoje życie. Jestem dumny, że mam takiego syna i wiedz, że zawsze będę przy Tobie, pomimo tego, że mnie nie widzisz.

                                                              Robert Blackwigh


  Zgniotłem papier w dłoni i cisnąłem go w najbliższy kąt. Nie miałem ochoty czytać pozostałe listy. Ten miał być pierwszy...i zarazem ostatni. W najbliższym czasie nie zamierzam czytać kolejnych bzdur. Owszem, kochałem ich, kiedyś. Teraz wszystko się zmieniło. Może i byłem w tym momencie egoistą, ale uważałem tylko Sam, za moją rodzinę. Moi rodzice byli dla mnie obojętni... Niewiele się teraz to zmieniło. I nie zmieni. Zamknąwszy szkatułkę, odstawiłem ją chowając do szafy. Wszedłem do łazienki z nadzieją, że prysznic coś pomoże.
 Wyszedłszy z kabiny, otulony w pasie ręcznikiem i zacząłem wycierać mokre włosy. Spojrzałem na lustro, naprzeciwko mnie. Całe było pokryte parą. Ale było coś tam jeszcze. Coś czarnego, mrocznego, stojące za mną...! Szybko się odwróciłem, jednak nic nie dostrzegłem.
Scott świrujesz!
Wyszedłem z łazienki, ubierając czarną koszulkę i szare, luźne dresy. Tricelion pięknie demonstrował się na moim ramieniu. Strasznie korciło mnie, żeby podrapać podwrażliwioną skórę, jednak nie mogłem. Skóra była świeżo wytatuowana, więc mógłbym zniszczyć go przy tym.
Schodząc na dół, było już południe. Pora obiadu. Czułem jak w brzuchu mi burczy, w końcu ominąłem śniadanie.
 Mijając okno, widziałem Samanthę na dworze w towarzystwie Patricka. Znów ćwiczyła. Wszedłem do kuchni. Wszyscy chyba już zdążyli zjeść, bo została tylko jedna porcja obiadowa. W salonie zauważyłem Amandę, która czytała jakąś książkę. Na mój widok uśmiechnęła się. Oczywiście odwzajemniłem to. Podeszła do mnie i przytuliła.
- Wszystkiego najlepszego.- wyszeptała, a następnie pocałowała w policzek. Przyjemny dotyk jej ciepłych warg, spowodował u mnie miłe dreszcze. Owszem, dziewczyna była piękna i nawet coś do niej poczułem, ale nie jestem pewien czy to miłość czy zwykłe zauroczenie. Pożyjemy zobaczymy.-pomyślałem.
-Dziękuje.- odparłem.
- Przepraszam,- posmutniała- że nie mam dla ciebie żadnego prezentu, ale kompletnie nie miałam pojęcia co ci kupić.
- Nie trzeba.- uśmiechnąłem się.
- No, ale jest mi głupio, bo ty masz urodziny i trzeba przecież to jakoś uczcić...
- Więc pójdziesz ze mną dzisiaj na imprezę?
- Co?-zapytała lekko zszokowana.
- Na zabawę. Pobawimy się, potańczymy może trochę wypijemy... No więc chciałbym abyś mi towarzyszyła.
- Z przyjemnością.- odparła składając kolejny pocałunek na moim policzku.


                                                           ***

  Znów byłem w swoim pokoju. Myślałem o treści listu i innych, znajdujących się w szkatułce. Ten sztylet... W sumie to nie znałem całej zawartości tego pojemnika. Nie miałem ochoty na poznanie go, przynajmniej na razie. Pustym wzrokiem wpatrywałem się w przestrzeń za oknem. Zastanawiałem się, co takiego ma nam się przytrafić. W sumie wiedziałem, że Samantha jest w wielkim niebezpieczeństwie i te treningi mają jej pomóc, ale wiedziałem też, że pomoże jej rozmowa z Christophem. Będąc u Śmierci, odwiedził nas parę razy. Dużo rozmawialiśmy. Szukał sojusznika, do przekonania jej, że kierują go jak najlepsze intencje. Nie wierzyłem mu, ale cóż...jedna rozmowa im nie zaszkodzi, poza tym, chciałem również aby ona dowiedziała się, tego co ja.
 Wyszedłem z pokoju, z nadzieją na spotkanie z Sam. Stała w kuchni, zachłannie pochłaniając wodę. Uśmiechnąłem się. Ta satysfakcja, że to nie ja, jestem tak zmęczony i wykończony treningiem, była dość przyjemna.
- Jakieś plany na dzisiaj?- zapytała, gdy wszedłem do pomieszczenia.
- Myślałem żeby zabrać Amandę do tego nowego klubu. Zresztą chłopaki też chcieli się zabawić, więc wieczorem wychodzimy.
Widziałem niezadowolenie, malujące się na jej twarzy. Niechętnie, ale zgodziła się na nasz wypad.
- Najpóźniej o jedenastej widzę cię w domu. Ceremonia zacznie się o dwunastej, więc będę musiała cię jeszcze przygotować.
- Dziękuje.- pocałowałem ją w policzek.- Nie chcesz iść z nami?
- Pomyślmy...- w śmieszny sposób złapała się za brodę.- Mam tańczyć i bawić się wśród nawalonych i napalonych nastolatków, z nadzieją, że żaden z nich nie sprowokuje mnie aż tak, żeby nieświadomie użyć mojej tajemniczej mocy? Nie dzięki, wolę zostać w domu.
- Oj, nie przesadzaj. Będzie fajnie! Przecież nie zostawię cię samej...
- Nie mam ochoty na takie zabawy, zresztą zostanę z Ezrą, więc nie będę sama.
- Rozumiem.- uśmiechnąłem się do niej, sięgając po wodę z lodówki.- A tak w ogóle, to wy na poważnie jesteście razem?
- Tak,- zdziwiła się.-czemu mielibyśmy nie być?
- No wiesz...niezbyt pałałaś do niego miłością w barze... albo w szkole.
- Dobrze, już dobrze.- uśmiechnęła się.- A powiedz jak tam z Amandą?- zapytała zaciekawiona.
- A co ma być?- kurde. Aż tak to było widoczne?
- Widzę, jak na nią patrzysz.- wpatrywała się we mnie, próbując rozszyfrować jakiekolwiek uczucia związane z nią. Jednak ja znałem jej sposoby. Przez lata ćwiczyłem to, więc żadne emocje nie wyjdą na jaw bez mojej woli.
- Próbuje być miły. Sama chciałaś abym się z kimś zaprzyjaźnił.- z jej twarzy zniknął uśmieszek. Czyżbym ją przekonał?
- Ta... jasne. Dobra, nie chcesz mówić to nie.-wzruszyła ramionami.
- Kiedy masz zamiar porozmawiać z Christophem?- nieświadomie wypaliłem to pytanie.
Idiota! Idiota! Idiota! - krzyczała moja podświadomość.
- Jakim Christophem?- zapytał Ezra wchodząc do kuchni.
Od razu udał się do Sam i pocałował ją. Poczułem wielką radość widząc, że jest ona szczęśliwa. W końcu już tyle wycierpiała... a to nie koniec...
- Takim jednym Aniołem, przez którego Scott o mało nie zginął.-odparła obojętnie.- Jutro się z nim spotkam, dobrze?- zwróciła się do mnie.- A więc dlatego nie było cię rano?- zapytała przeczesując jego włosy.
Widać było, że jest niezbyt zadowolona faktem, że Ezra dowiedział się o nim.
- Nie do końca, ale pomyślałem żeby je trochę skrócić. Lepiej?- w odpowiedzi dostał kolejnego całusa od niej.- Po co miałabyś się z nim spotykać?- zapytał obejmując ją w pasie.
- Chris chce ze mną pogadać i tyle.
- Ok, to jutro po treningu pójdziemy się z nim spotkać.
- O nie! To ja pójdę, a ty zostaniesz tutaj. I nie ma żadne ale. On coś ode mnie chce i jestem pewna, że nie powie tego przy tobie czy przy innych. Więc,- zwróciła się do mnie- możesz mu powiedzieć, że jutro popołudniu spotkamy się w mieście.- skinąłem głową i opuściłem pomieszczenie. Z butelką wody w ręce, wyszedłem z domu. Miałem zamiar pobiegać, jednak zauważyłem Amandę siedzącą przy jeziorze. Poszedłem do niej.
Lekko wzdrygnęła.
- Wystraszyłeś mnie.- oznajmiła robiąc mi miejsce obok siebie na drewnianym pomoście.
- Przepraszam.- oczywiście uśmiechnąłem się, jak za każdym razem gdy ją widziałem.
Usiadłem obok niej, a ta przybliżyła się do mnie. Stykaliśmy się ramionami. Choć moje ciało gotowało się pod wpływem jej dotyku, to ona lekko drżała. W końcu była już jesień. Lekki wiatr muskał nasze ciała. Ja miałem na sobie bluzę, więc mi nie było zimno, za to ona była w samej krótkiej, cienkiej sukience. Szybko ściągnąłem górę od mojego dresu i przykryłem ją.
- Lepiej? -zapytałem.
- Trochę...
Przybliżyłem się jeszcze do niej i przytuliłem. Bez żadnego oporu, przywarła do mojego ciała, opierając głowę o mój kark.
- Tu jest pięknie.- wyszeptała- Tylko zimno.
Uśmiechnąłem się. Miała rację. Było zimno, ale warto trochę pomarznąć i być przytulonym do niej.
- Czemu nie wrócisz do środka?
- Nie potrafię znaleźć odpowiedniego miejsca dla siebie.- stwierdziła.- Czuje się obco tu, a to- wskazała na staw znajdujący się przed nami.- przypomina mi dom. Nie było to najpiękniejsze miejsce, ale wychowałam się tam. A ty? Czemu nie jesteś w środku?
- Z tego samego powodu. Nie mogę usiedzieć w jednym miejscu.
- W twoim wypadku to zrozumiałe. Przechodzisz to całe Wstąpienie tak? - kontynuowała nie czekając na moją odpowiedź.- Nie znam się na tym, ale to chyba przez to tak się czujesz?
- Chyba.- powtórzyłem.- A może po prostu mam dość patrzenia, jak oni się migdalą na każdym kroku.
Amanda parsknęła śmiechem.
- Ale to jest słodkie! Oni tak się kochają...
- Wystarczy, że okazują sobie to w nocy.- spojrzałem na dziewczynę, która czule przyglądała się mi.
- Masz coś przeciwko takiej czułości?- zapytała poważnym tonem, co mnie trochę zmieszało.
- Nie no skądże! Sam bym chętnie cię pocałował, ale...- przerwałem uświadamiając sobie, co takiego właśnie powiedziałem.
- Idiota.- klepnąłem się w czoło.- Przepraszam.
Amanda zaczęła się śmiać. Zawstydzony spojrzałem na nią.
Cholera. Co się ze mną dzieje? Nie potrafiłem się normalnie zachowywać przy niej. Czy to przez to Wstąpienie?
- Następnym razem, po prostu to zrób.- oznajmiła.
Nie pozostałem dłużny. Teraz był ten następny raz. Ująłem jej twarz i delikatnie pocałowałem. Od razu odwzajemniła pocałunek. Jej skóra była taka delikatna, a usta...! Przez chwilę pieściliśmy nawzajem swoje podniebienia, ale niestety, musiałem oderwać się od niej. Spojrzałem za siebie.
- Tonny! Mógłbyś nam nie przeszkadzać?- zapytałem trochę zirytowany. Spojrzałem na dziewczynę, która zarumieniła się. Wyglądała tak słodko...
- Dobrze, już dobrze.- uniósł ręce.-Zbierajcie się! Za dwie godziny wychodzimy! Cholera, muszę sobie naprawdę kogoś znaleźć....- dodał, idąc w stronę domu.
 Amanda uniosła głowę i pocałowała mnie w usta. Krótko, ale namiętnie. Pomogłem jej się podnieść i ruszyliśmy za ciemnowłosym przed nami.


                                                      ***

  Umyty i przebrany w ciemne jeansy i jasny podkoszulek, zszedłem na dół. Z nie wiadomo jakich przyczyn, wziąłem ze sobą sztylet. Chyba w jakiś sposób czułem się bezpieczniej mając go w kieszeni. Chłopaki czekali na nas w samochodzie. Amanda jeszcze się stroiła, więc opadłem na kanapę i włączywszy telewizor, czekałem na nią. Odwróciłem się, słysząc kroki. Niestety, to nie ona tylko Ezra. Usiadł obok mnie.
- Czekasz na Sam?- zapytałem.
- Tak, zabieram ją na kolację.- stwierdził.
Zmierzyłem go nieprzyjemnie wzrokiem. Owszem, nie lubiłem go, ale ze względu na to, że Samantha coś do niego czuje i, że to jest brat Amandy, postanowiłem jakoś znieść jego obecność.
- Czy teraz czeka nas TA rozmowa, w której powiesz, że jeśli ją skrzywdzę czy zranię, to mnie zabijesz?- zapytał lekko uśmiechając się.
- Nie. Jeśli ją skrzywdzisz to sama się tobą zajmie. I uwierz, wolałbyś wtedy spotkać się ze mną, niż z nią.
- Nie martw się, nie mam zamiaru skrzywdzić jej, nigdy. Nie potrafiłbym jej zranić. Sam bym tego nie przeżył, gdyby stała jej się krzywda.
- No ja myślę.- wstałem usłyszawszy kroki na górze.- Ale i tak mam cię na oku.- stwierdziłem spoglądając na Ezrę.
- Ej! Nie myśl, że tego nie zauważyłem, ale uwierz, potrafię być naprawdę nieprzyjemny, jeśli chodzi o moją siostrę.- zmarszczyłem brwi.- Widzę jak na nią patrzysz. Będę cię pilnować. Więc jeśli...- przerwał spoglądając na schody. Mój wzrok również powędrował na nie.
- Nie martw się o to.- powiedziałem szeptem.- Zadbam żeby była szczęśliwa.
Pomimo tego, że go nie lubiłem, wiedziałem, że nie skrzywdzi jej. No cóż, jako jej brat, musiałem przejść przez TĄ rozmowę. Ale zyskał u mnie duży plus, za to, jak się martwił o swoją siostrę. Ja również nie zamierzałem jej skrzywdzić, tak jak i on, nie potrafiłbym tego zrobić. Teraz miałem przynajmniej pewność, że jest w dobrych rękach, chociaż szkoda mi było Chrisa...
Ze schodów zeszła Amanda. Miała na sobie piękną sukienkę. Góra była czarna, a dół w kolorze delikatnego różu, na którym spoczywało kilka czarnych koronek. Nie była za długa. Sięgała jej do połowy ud. Do tego miała dobrane buty na koturnie, w kolorze dolnej części sukni. Ubranie podkreślało jej idealną figurę i delikatność ciała. Zarumieniła się, widząc jak wpatruję się w nią. Nie mogłem przestać. Wyglądała ślicznie. Włosy miała spięte w kok i kilka pasemek spuszczonych na twarz. Żadnego makijażu. Nie potrzebowała go, bez niego wyglądała olśniewająco...
- Wyglądasz...- wydukał Ezra i zaniemówił. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Pięknie.- dokończyłem za niego. Chwyciłem skórzaną kurtkę i otworzyłem drzwi, przepuszczając ją pierwszą. Miałem wielkie szczęście, że mogłem spędzić ten dzień, w towarzystwie tak pięknej dziewczyny.
 Zamknąwszy drzwi, skierowałem twarz w stronę dziewczyny. Nasze wargi znów się zetknęły...
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.- uśmiechnęłam się, a nasze usta znów złączyły się w namiętnym pocałunku.
- Chodźmy.- ponagliła.- Chłopaki czekają.
Objąłem ją ramieniem i ruszyliśmy w stronę czarnego jeepa, stojącego na podjeździe.



                                                              ***
                                                         Samantha

  Wyszłam z łazienki opatulona ręcznikiem. Poświęciłam swój czas, aby pomóc przygotować się Amandzie, a sama zapomniałam się wyszykować. W końcu Ezra musi jakoś odpracować swoją nieobecność dziś rano.
Na łóżku leżała wcześniej przygotowana przeze mnie ubranie. Zwykła, ściągana w pasie, szara sukienka. Do niej dobrałam czarne szpilki. Szliśmy do restauracji na kolację, więc trzeba jakoś wyglądać. Zrzuciłam z siebie ręcznik i ubrałam skąpą, czarną bielizną, a na nią sukienkę. Rozpuściłam swoje czarne włosy, wcześniej trochę podkręcając je. Poczułam przyjemne muśnięcia na plecach. Założyłam szpilki i zeszłam na dół, gdzie na pewno czekał już na mnie mój kochanek.
Stał oparty o komodę, znajdującą się naprzeciw schodów. Wraz z moim pojawieniem się, wyszczerzył zęby. Ja też uśmiechnęłam się. Będąc na ostatnim stopniu, złapał mnie i uniósł, a następnie czule pocałował.
- Ja to mam szczęście.- stwierdził.- Taka piękna kobieta i tylko moja...
Uśmiechnęłam się- No Romeo, więc zabierz tą swoją piękną kobietę, bo zapewne umiera już z głodu.- znów pocałował mnie w usta.
- Ty to byś tylko jadła.- zaśmiał się.- Ale, w sumie to ja też już powoli głodny się robię, więc nie będę marudził.- postawił mnie na podłodze i ruszyliśmy do auta.
 Ku mojemu zdziwieniu, nie udaliśmy się do zwykłej, restauracji. Ezra zabrał mnie do hotelu „ La Riv”, ale nie zajęliśmy żadnego tam miejsca. Ujął moją dłoń i splótł nasze palce ze sobą. Poszliśmy na górę. Nie wiedziałam po jaką cholerę on mnie tam ciągnie, ale nie protestowałam.
Stanęliśmy przed wielkimi metalowymi drzwiami, które zapewne prowadziły na dach. Ezra spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Rany...jak ja kochałam jego uśmiech...
- Zamknij oczy.- rozkazał miłym i łagodnym tonem.
- Ezra, po co...- nie pozwolił mi dokończyć.
- Proszę.- pocałował mnie w usta. Zrobiłam to co chciał. Usłyszałam jak otwierają się wrota i powoli weszliśmy do środka, a raczej wyszliśmy. Niepewnie wyszłam, prowadzona przez niego.
Zrobiliśmy kilka kroków i zatrzymaliśmy się.
- Możesz je otworzyć.- szepnął mi do ucha.
Znieruchomiałam. Cały dach był pięknie przystrojony. Płatki czerwonych róż walały się po podłodze wraz ze świeczkami. Kilka lampek zawieszonych wokół tego budynku i pełno kwiatów. Na środku znajdował się stół nakryty dla dwóch osób.
Rzuciłam się w objęcia Ezry i namiętnie zaczęłam go całować.
- Dziękuje.-wyszeptała robiąc przerwę.
- Cieszę się, że ci się podoba.- przytulił mnie mocniej do siebie.-Chodźmy, bo jedzenie nam wystygnie.- dodał uśmiechając się.
Nie mogłam uwierzyć, że mógł się dla mnie aż tak poświęcić. Przecież rzadko bywało, że facet potrafi być romantykiem, a mój to w szczególności. Chyba pobił wszystkich w tej dziedzinie. Tyle przygotowań...i tylko po to żeby mnie uszczęśliwić.
- Kocham cię.- wyszeptałam.
- Ja ciebie też.-powiedział czule mnie całując.
 Coś czuję, że to dopiero początek naszych pocałunków...
Przed jedenastą byliśmy już w domu, niestety... Wieczór spędziłam w bardzo przyjemny sposób z moim kochankiem. Niechętnie wróciliśmy do domu. Za niedługo zaczynała się ceremonia i musiałam, jak i również Scott, się do tego przygotować. Chyba bardziej się denerwowałam od niego. Na szczęście, oni zdążyli już wrócić i, ku mojemu zdziwieniu, Scott nie był wcale pijany. Byłam pewna, że wypije chociaż kilka piw, ale ten nic. Czyżby po ostatnim mu wystarczyło?
Przebrałam się w luźne ciuchy i zeszłam do piwnicy. Właśnie tam miała się odbyć Wstąpienie.
11:26 do ceremonii zostały 34 minuty...
 W piwnicy była nasza sala treningowa, w której ćwiczyliśmy głównie zimą. Włączyłam światło, które oświetliło całe pomieszczenie. Był to dość spory kawałek, zważywszy, że piwnica rozciągała się pod całym domem. Nie była zbyt ładnie urządzone. Ciemno szare ściany, czarna kafelkowana podłoga. Kilka materacy, jakieś sprzęty do ćwiczeń , no i oczywiście broń. Pełno broni, przyczepionej do ścian. Między nimi białe drzwi, prowadzące do łazienki, no i szafa. Czarna, zwykła szafa, w której chowałam niepotrzebne rzeczy.
Wyciągnęłam z niej niewielkie pudło. Niosąc je na środek sali, cały czas brzdękało. Rzuciłam je na ziemię i zaczęłam wyciągać jego zawartość. Ułożyłam łańcuchy wzdłuż pudła i przyczepiłam ich końce do metalowych uchwytów, odstających z podłogi.
11:48 zostało 12 minut. Czas zaczynać.
-Scott!-krzyknęłam, a po chwili chłopak stanął u mojego boku.- Zaczynamy.- powiedziałam siląc się na uśmiech. Ezra wraz z siostrą weszli do pomieszczenia, jednak wyprosiłam ich. Nie chciałam żeby patrzyli jak on cierpi. Wystarczy, że ja będę musiała znosić jego krzyki...
- Ściągaj to.- wskazałam na ciuchy.- Zniszczą się.- chłopak rozebrał się do samych bokserek i stał patrząc się na mnie. Denerwował się, zupełnie tak jak ja.
Zaczęłam przyczepiać łańcuchy do jego nóg, a ten się lekko skrzywił.
- Uwierz mi, to dla twojego dobra.- skończywszy doczepiać ostatnie metale do jego rąk, wstałam. Wyciągnęłam z pudła czarny tusz i narysowałam symbol łowczy na jego piersi. Wielki, czarny wywijas przypominający poziomo literę Z przeciętą w połowie, zdobił jego pierś.
- Gotowy?- zapytałam niepewnie. Chłopak skinął głową.
- Co teraz się stanie?- podniósł rękę, a łańcuchy zadzwoniły.
- Twoje ciało musi przejść przemianę. Każda komórka ludzka zostanie zastąpiona łowczą.- posmutniałam.
- To zaczynamy?- zapytał, a ja spojrzałam na zegar znajdujący się nad framugą drzwi, prowadzących do łazienki. Zostało pięć minut.
- Zaczniemy od przysięgi nieśmiertelności, jeśli jeden z twoich darów będzie właśnie nim, będziesz żył wiecznie, chyba że nie chcesz.- nie odpowiedział, więc kontynuowałam.
Zaczęłam wymawiać słowa przysięgi, w nieznanym mi języku. Po chwili Scott dołączył do mnie. Czarny znak wchłonął się w jego ciało i zniknął. Kolejny czarny wywijas pojawił się koło jego nadgarstka.. Więc pierwszym jego darem była nieśmiertelność. Odetchnęłam. Nie musiałam się z nim rozstawać. W końcu będziemy żyć wiecznie.
12:00 czas na dalszą część.
Spojrzałam na niego z politowaniem. Czas na najgorsze...
 Usłyszałam dźwięk łamiących się kości. Łzy napływały mi do oczów. A to dopiero początek...
Scott klęczał na podłodze, głośno dyszał.
Kolejne dźwięki łamiących się kości.
Krzyki chłopca.
Łzy cieknące po moich policzkach.
Widziałam jak jego kończyny wywijają się w różne strony. Właśnie tak uaktywniał się Łowca... Po prostu niszczył wszystkie komórki ludzkie, zastępując swoimi genami. Czułam jego ból. Ten potworny ból...gdybym tylko mogła jakoś mu pomóc...
12:25 niedługo koniec. Ostatnie, a zarazem najgorsze, kilka minut.
Jego ciało opadło na zimną podłogę. Słyszałam syczenie wychodzące z jego ust. Nie miał już sił.
Klęknęłam koło niego i ujęłam jego twarz w dłoniach. Czułam jak jego skóra płonie.
-Scott!- krzyknęłam widząc jak powoli odpływa.- Scott! Nie poddawaj się teraz! To już prawie koniec...
- S...Sam...- wyszeptał, a następnie głośno zawarczał.
Ryk wydobywający się z jego ust.
Dreszcze przeszywające moje ciało.
Ucichając, położył głowę na ziemie.
Nareszcie koniec.
 Dotknęłam jego ramienia, a tatuaż zaczął emanować dziwnym światłem. Po chwili jednak przestał.
Dziwne...
Odczepiłam łańcuchy i pomogłam mu wstać. Zaniosłam go do pokoju i położyłam na łóżku. Czułam jak ból ustępuje z jego ciała. W końcu. Czuwałam przy nim, dopóki nie zasnął. Kilka razy zmieniłam zimne okłady na jego czole, które miały ochłodzić ciało.
Wyszłam z pomieszczenia zastanawiając się, co ten znak z tatuażem miał oznaczać. No nic, będę musiała poszukać jakiś informacji o tym.
Zeszłam na dół i wyciągnęłam picie z lodówki. Ezra leżał na kanapie lekko przysypiając. Wyłączyłam telewizor i pocałowałam go w skroń na dobranoc.
- Co?- wzdrygnął.- Oh! Musiałem usnąć.- przetarł ręką po twarzy.- Już po?
- Mhm...
- I jak z nim?
- Lepiej. Ciężko zniósł przemianę. Cierpiał...-posmutniałam.- Ale myślę, że jest już lepiej.
- To dobrze... Idź spać, miałaś ciężki dzień. Musisz się wyspać.
- A ty? Chyba nie będziesz spać na kanapie? Ruszaj się! Idziemy do mojego pokoju.-oznajmiłam.
Ten uśmiechnął się i czule mnie pocałował.
- No chodź,- ponagliłam.- jestem zmęczona. A bez ciebie nie usnę.
Ezra przytulił mnie, a następnie podniósł i zaniósł do pokoju.
Jego bliskość doprowadzała mnie do szaleństwa. Przy nim nie mogłam racjonalnie myśleć. Miłość emanowała z jego ciała równie silnie, co z mojego. Ale czułam coś jeszcze...coś co mnie bardzo zaniepokoiło. Czy to był współczucie?




Kolejny rozdział gotowy! A tak wgl, to wybaczcie mi tą żałosną scenę ze Wstąpieniem. Kompletnie nie wiedziałam jak to opisać, choć w głowie miałam już pewny jej zarys. No cóż... wyszło jak wyszło :D 
X rozdział... chyba czas już kończyć Księgę I... Nie sądzicie? :D 

                                                           ***
PS. Dziękuje i jednocześnie cię przepraszam Kata rino, za wielogodzinne wysłuchiwanie mojego stękania, związane z tym blogiem. Ale dzięki tobie jestem już o 2 rozdziały do przodu! Wiem, wiem ... jak zwykle marudzę :D Ale tak szczerze, to trudno jest stworzyć samemu takiego opowiadania. Ten natłok różnych wydarzeń miesza się w głowie, a takie opowiedzenie komuś( szczególnie Tobie) pomaga ogarnąć to wszystko  <3 

Zapraszam -----> http://smiertelnapasja.blogspot.com/






6 komentarzy:

  1. Witam serdecznie :)
    Nominowałam cię do Liebster Blog Award
    Więcej informacji :
    http://hope-i-jonathan.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-blog-award.html

    Pozdrawiam,
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Należy Ci się kop, bo nie poinformowałaś mnie o rozdziale :P
    2. Scenę Wstąpienia owszem czytało się nieprzyjemnie, ale to tylko dlatego, że Scoot tak cierpiał :c opisałaś je świetnie.
    Tatuaż mnie nie pokoi, czyżby Śmierć coś wykombinował? No i Scott i Amanda ^^ miłość kwitnie. Kolacja dla Sam była przeurocza. Jestem ciekawa jej rozmowy z Chrisem. Troszkę mi szkoda, że Scott tak pała nienawiścią do swoich rodziców. Nie ich wina, że zmarli i nie mogą przy nim być :C
    rozdział świetny, czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam :) xx
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem :c przepraszam :*
      Po opublikowaniu rozdziału nie miałam czasu na poinformowanie :c chciałam to zrobić wieczorem, ale mnie uprzedziłaś <3
      Scott ich po prostu nie cierpi, nie za to, że nie ma ich przy nim, ale za to, że mogli wybrać rodzinę, zamiast łowy xd Jak widać przed Wstąpieniem trzeba wymówić przysięgę. Uaktywnia gen łowczy i dzięki niemu można otrzymać dar nieśmiertelności, jak w tym przypadku. Bez tej przysięgi, człowiek nie może stać się Łowcą, ale z czasem może też z tego zrezygnować, choć rzadko to bywa. Dlatego też ich nienawidzi. Mogli zrezygnować, gdy ich syn się urodził, ale poświęcili rodzinę dla demonów.
      Dziękuje za komentarz i zaraz biorę się za czytanie waszego bloga <3

      Usuń
  3. Haha biedny Tommy!! Tak mi go szkoda :) Sam wśród takiej dawki miłości! ;o
    Ah, TA rozmowa mnie rozbroiła. Zawsze chciałam mieć starszego brata - pewnie jak większość dziewczyn, które takowego brata nie mają - ale niestety nie mam.
    Ten list był... Wzruszający. Kompletnie nie wiem, dlaczego on jest na ojca zły, ale może ta sprawa ma jakieś drugie dno, którego na razie nie widać.
    Walać kojarzy mi się bardziej z czymś niedobrym... Ale jakoś nie potrafię znaleźć słowa, które mogłoby je zastąpić w znaczeniu całego zdania, więc nic nie mówię :D
    Tak, trochę brakowało mi opisu tego Wstąpienia, ale cóż, ważne że jest i że już jest po, bo z tego co pisałaś to to łamanie kości.... musi być nieprzyjemne.
    Rozdział mi się podobał! Jeśli coś ominęłam, to przepraszam, ale czytam już któreś opowiadanie dzisiaj - ludzie się chyba wściekli i masowo coś dzisiaj dodają :D - więc mogłam czegoś nie zauważyć, a co powinno być w komentarzu napisane.
    Czekam na kolejny. I już będziesz kończyć księgę 1? No tego to się kompletnie nie spodziewałam! :)
    Pozdrawiam
    Zuza ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, mam już dość twojego gadania o blogu. Co tam? Zastanawiam się nad sceną. Dzwonisz. Co tam? A co byś powiedziała no to, żeby Sam... albo Ezra... bla bla bla. W kółko jedno i to samo i tylko blog, blog, blog... Żartowałam. Tak na serio to uważam za zaszczyt to, że mówisz mi, co zamierzasz napisać <3 cieszę się, że tak Ci idzie, dziękuję za wysyłanie mi każdego nowego zdania :D Uwierz mi 1000 razy lepiej znosi się szkołę czytając nowe opowieści w blogu niż bez tego <3 masz mega wyobraźnie i mega pomysły. Nie skomentuję wydarzeń, bo wiem, co będzie dalej i nie chce zdradzić tego czytelnikom. Jestem zaszczycona, że na e-mailu mam już następny rozdział gotowy do dodania :D Czytelnicy, nie liczcie na to, że będziecie mieli tak dobrze, jak ja z nią <3 Tak wgl. to dziękuję, za promowanie mojego bloga, wiele to dla mnie znaczy, chociaż u tak podoba się on tylko i wyłącznie Tobie. Wiedz, że Cię kocham jako moją przyjaciółkę i jeszcze raz życzę sukcesów ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! Twój mega blog został nominowany do LBA i więcej informacji znajdziesz u mnie http://przed-miloscia-nie-ma-ucieczki.blogspot.co.at/

    OdpowiedzUsuń