piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział VIII



Witam was Kochani! 
Dzisiaj mamy szczególny dzień, gdyż na tej stronie pojawiło się już 1000 widzów!
Z tej okazji rozdział nieco wcześniej :D 
No i oczywiście taki mały bonus w postaci jego długości xd
Mam nadzieję, że się spodoba :3
Dobrze, a więc ja mykam świętować! Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się ciesze :D 
Liczę na dużo komentarzy <3333 
I oczywiście dziękuję wam wszystkim za obecność : 3


Nie bój się cieni. Chyba, że zobaczysz mnie wśród nich.



 – Jak to Księżniczką? – wykrzyczałam, uwalniając się z jego uścisku.
  Ezra nawet nie próbował mnie powstrzymać. Patrzył zrezygnowany na każdy mój ruch.
– Właśnie o tym chciałem pogadać – westchnął. – Sam, jesteś księżniczką i grozi ci wielkie niebezpieczeństwo.
– Wróć... Jaka księżniczka?! – Ponownie zapytałam, gestykulując ręką przed nim.
– No tak. Kiedy matka jest królową jej córka jest księżniczką – powiedział z lekkim uśmiechem, próbując złagodzić zaistniałą sytuację.
– Wiem jak to działa – odburknęłam. – Chodzi mi o to... Kim jest moja matka i... kim ty jesteś?! – Przy ostatnim pytaniu wskazałam palcem na Ezrę przymrużając lekko powieki.
– Ech... – pokręcił głową. – Usiądźmy, a ja ci wszystko wyjaśnię.
 Zajęłam miejsce na kanapie, a wilkołak stanął przede mną. Ubrawszy spodnie usiadł na fotelu, kierując twarz w moją stronę.
– To zaczniemy od początku. Tak naprawdę nazywam się Estes Maltali, nie jestem wilkołakiem...
– Estes? – przerwałam mu zdziwiona.
– To moje prawdziwe imię – wyjaśnił. – W tym świecie brzmi Ezra.
– Ok. Więc niby czemu nie jesteś wilkołakiem? Przecież wyczuwam twoją moc. – Skupiłam swój wzrok na nim szukając... w sumie nawet nie wiem czego. Wciąż był dla mnie wilkołakiem.
– To przez czar. Widzisz to? – zapytał pokazując mi rękę z blizną, w kształcie odwróconej litery „v”, na nadgarstku. – To zaklęcie maskujące. Dzięki niemu mogłem udawać wilkołaka i tak wtopiłem się w tłum.
– Po co?
– Żeby mieć cię na oku. – Na jego twarzy zawitał łobuzerki uśmieszek. – Nie od dziś cię pilnuję. Prawie zawsze byłem w pobliżu.
– Skoro tak, to czemu dopiero teraz się ujawniłeś? – rzuciłam oskarżycielsko.
  A to ci śmieszne. Mam opiekuna, w sumie to tak jakbym miała „anioła stróża”. Na samą myśl o tym zrobiło mi się niedobrze. Anioły, demony... Już miałam tego wszystkiego dość!
– To akurat było przypadkowo. Nie zauważyłem cię wtedy i musiałem jakoś z tego wybrnąć. Przepraszam... – burknął pod nosem. – Moje zachowanie było niedopuszczalne. Mam nadzieję, że zbytnio nie uraziłem twojej godności...
  Chciałam parsknąć śmiechem. Sposób w jaki on mnie przepraszał, powaga w jego głosie, no i ta gadka. Jakby rzeczywiście zwracał się do księżniczki. To wszystko było śmieszne. No ale cóż, jako księżniczka musiałam ukarać go w odpowiedni, do tej roli, sposób.
– Wiesz, że za zniewagę księżniczki zwykle zostaje się skazanym na stryczek, poprzedzając oczywiście torturami. – Aż sama przeraziłam się powagą w swoim głosie, choć w środku gotowałam się ze śmiechu.
– Wiem i w pełni rozumiem twoją decyzję. Oczywiście poddam się karze, ale wcześniej chciałbym ci wszystko wyjaśnić.
– Serio? – powiedziawszy to wybuchłam śmiechem.
– No tak. Takie panują zasady na dwo... Żartowałaś tak? – w śmieszny sposób uniósł jedną brew, czekając na odpowiedź. Niestety mój śmiech nie pozwolił mi na wypowiedzenie ani jednego słowa.
– Skąd ty znasz dworskie zasady?
– Spędziłam parę lat wśród arystokratów. Wiesz te maniery, zachowanie...Musiałam wszystkiego się nauczyć – mówiłam gestykulując ręką.
– Czyli jednak nie chcesz mnie zabić? – zapytał z lekką niepewnością.
– Zastanowię się nad tym. Więc czym jesteś? – znów próbowałam się skupić na jego energii. Niestety z marnym skutkiem.
– W sumie, jestem pod pewnym względem podobny do ciebie. Jestem w połowie demonem, przez co mogę przemienić się po części w wilka. Teraz dzięki temu czarowi, mogę przyjąć pełną przemianę.
– Jak to możliwe?
– Nie jest to trudne, wszyscy z naszego świata tak potrafią po Wstąpieniu.
  Zmarszczyłam brwi. Z naszego świata?
– Uprzedzając twoje pytanie, tak z naszego świata. Obydwoje pochodzimy z Cerisu. Tak jak ja, urodziłaś się tam. Ja również się tam wychowałem, w przeciwieństwie do ciebie.
– Jak się stamtąd wydostałeś? – skoro on jakimś cudem uciekł, to może i Amandzie się uda? Wtedy będzie bezpieczna, z dala od tego psychicznego króla.
– Nie było to proste, mój ojciec musiał poświęcić życie abym uciekł...
  Nagle ogarnął mnie smutek. Patrzyłam na niego i poczułam, jak emanuje żalem. Wiedziałam, jak to jest stracić ukochaną osobę, ale nigdy nie czułam tak mocnych emocji od innych. Zawsze kończyło się na tym, że potrafiłam rozpoznać czym jest dana osoba. Nie co czuje.
– Przykro mi – przerwałam milczenie.
  Nie było to kłamstwo, naprawdę było mi go w tym momencie żal.
– Nie musisz. Już dawno temu pogodziłem się z jego śmiercią. Dobrze... – powiedział z wymuszonym uśmiechem. – Wracając do naszego tematu. Twoja matka była demonem, Królową Cerisu, a ja jestem jej sługą i twoim opiekunem.
– Nie potrzebuje opiekuna – powiedziałam oburzona.
  Jakbym sama nie dawała sobie... Chociaż ostatnio faktycznie kiepsko mi z tym szło.
 – Królowa wysłała mnie, żebym się tobą zaopiekował. Nie chcę, aby ci się stała jakakolwiek krzywda.
– Jakim cudem ona żyje? – przewróciłam teatralnie oczami. Moje pytania same doprowadzały mnie do szału. Po co, dlaczego, czemu.... On nie miał już tego dość?
Uśmiechnęłam się sztucznie.
– Tak więc, gdy wybuchła wojna, królowa uciekła, ratując tobie życie.
Amanda nic nie wspominała o wojnie – pomyślałam.
– Amanda? Moja siostra? – patrzył na mnie zaskoczony. – Przecież ona została w Cerisie, jakim cudem z nią rozmawiałaś?
  Zamarłam. Nie dość, że ZNOWU wypowiedziałam to na głos, to właśnie dowiedziałam się, że Ezra ma siostrę.
  Przyjrzałam mu się i dopiero teraz, zauważyłam podobieństwa między nimi. Ten sam kolor włosów, podobne rysy twarzy, jasna karnacja i wąskie usta... Jedyne co ich różniło, nie licząc charakteru, to barwa oczu. U Ezry widniał intensywna zieleń, za to Amanda miała szare tęczówki.
– Śniłam – szepnęłam. – .Amanda mówiła, że przeniosłam się tam podczas snu –dodałam po chwili, widząc jego zdziwienie.
 – Więc twoja moc powoli się uaktywnia. Jest gorzej niż przypuszczałem – mruknął pod nosem. – Musimy zacząć jak najszybciej trening, inaczej możesz zginąć od nadmiaru siły.
– Dobra... Teraz wytłumacz mi, o co chodzi z tą pieprzoną mocą?!
  Słyszałam jak głośno wypuszcza powietrze. Spojrzał na mnie, a błękit jego oczu przeszywał mnie od środka.
– Masz w sobie wielką moc Sam. Jak już wcześniej zauważyłaś, potrafisz sprowadzić duszę z powrotem do ciała. Nie wiem dokładnie co jeszcze możesz, ale w swoim czasie na pewno się przekonamy. Królowa nie chciała zdradzić mi wszystkiego, dała jasne rozkazy, jak mam z tobą ćwiczyć, no i oczywiście mam cię chronić.
– Czemu nagle zaczęło jej zależeć? – palnęłam bez zastanowienia się.
  Zaczęła bawić się w dobrego rodzica? Przez tyle lat nie interesowała się mną, a tu proszę! W końcu odezwał się w niej matczyny instynkt?
– Nie miej jej tego za złe...
 Czy on kpił sobie ze mnie? Całe życie tłukłam się z miejsca na miejsc. Będąc dzieckiem odsyłano mnie do coraz to nowszej rodziny. I to tylko przez to, że mnie zostawiła, a ja miałam jej to, tak po prostu wybaczyć?
– Musiała cię opuścić, żebyś przeżyła. Zrobiłaby wszystko dla swojej rodziny.
 Prychnęłam.
–Tak bardzo ceniła sobie rodzinę, że wolała podrzucić mnie obcym ludziom? – wstałam i udałam się do kuchni. W tej chwili potrzebowałam coś mocniejszego do picia, niż sok pomarańczowy. Na szczęście, w szafce znalazła pełną butelkę bourbonu. Czułam się, jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę. Wzięłam szklanki i wróciłam do salonu. Nalałam do nich alkohol, podałam jedną wilkołakowi, a drugą wzięłam do ręki i jednym chlustem wypiłam jej zawartość.
– Myślę, że to jest zły... – przerwał widząc moją groźną minę.
 Ponowiłam czynność jeszcze dwa razy i czując, jak mój umysł rozluźnia się, gotowy na przetrawienie dalszych informacji, poprosiłam Ezrę, żeby kontynuował, pomijając moje ostatnie pytanie.
– Nie mogę ci zbyt dużo powiedzieć, sam niewiele wiem. Królowa zwróciła się o pomoc do mojego ojca, ale był za stary żeby wypełnić jej polecenia. Wysłał mnie w swoim imieniu, tylko że, wcześniej nie zaszczycił mnie wyjaśnieniami... – zrobił chwilę przerwy na łyk alkoholu. – Przed wiekami w naszym świecie wybuchł bunt, czy wojna, wszystko jedno – pokręcił głową. – W ten sposób zginęli żołnierze dawnego króla, jak i on sam. Ich dowódca, z pomocą królowej Patresu, objął tron i zamknął przejścia między światami. Wiesz ile jest światów poza naszym?
– Trzy – odparłam dumnie, zadowolona, że chociaż to wiem. – Piekło, Niebo i Ziemia.
– W sumie... Są ich dziesiątki, ale jest pięć głównych. Do Piekła i na Ziemię nie jest trudno trafić. Za to do Nieba wstęp mają tylko Aniołowie.
  Miałam mętlik w głowie. Cały czas żyłam w nieświadomości tego, co mnie otacza. I czyja to była wina? Moja. Nie chciałam wiedzieć, więc unikałam tego wszystkiego. A teraz nie powinnam się dziwić, że czuję się jak tępa idiotka.
 Sama tego chciałaś – odezwał się cichy głos w mojej głowie. Oczywiście miał rację.
– Masz w sobie moc, która może uwolnić nas od jego żądów.
 Przerwał na chwilę, znów nawilżając gardło napojem.
– Sam, jesteś naszą jedyną nadzieją na odzyskanie wolności... – W dłoniach obracał szklankę lekko zdenerwowanymi ruchami.
– Samantho, proszę, powiedz coś...
 Wpatrywałam się w niego bez słowa. W końcu co miałam mu powiedzieć? Musiałam przemyśleć wszystko na spokojnie, bo w tym momencie moja matka była dla mnie dziwką, która miała wszystko, a i tak to było dla niej za mało. Byłam córką zdrajczyni, przez którą ludzie od wieków cierpieli w okropnych katuszach. I tylko dlatego, że przespała się z Archaniołem.
  Teraz jedyne co mnie ciekawiło to to, że skoro przez nią tyle wycierpiano, to co stało się z moim ojcem? Jakie skutki powstały w jego świecie? O ile cokolwiek może stać się w Niebie.
– Sam... proszę. – Słyszałam lekką nutę rozpaczy w jego głosie.
– Czemu Ceris? – To było jedyne „zwykłe” pytanie, jakie przyszło mi do głowy.
  Widziałam, jak patrzy na mnie zdumiony- Czy ty słuchałaś mnie w ogóle?
– No tak... i dlaczego Patres? – patrzyłam na niego, a on tylko pokręcił głową.
– Te nazwy wywodzą się ze starego języka – tłumaczył. – Ceris oznaczało wojownika, a Patres dobro.
 Zaczęłam się śmiać. Patres oznaczało dobro... A to dobre!
– Takie dobro, że ich królowa przyczyniła się do śmierci tylu osób?
– Zrobiła to w tajemnicy, choć w końcu wszystko się wydało i teraz przebywa w swoim własnym więzieniu – powiedział jednym tchem.
– To kto tam panuję? – zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
– Jej brat. Jeszcze jakieś pytania?
– Czym ty jesteś?
– Już ci mówiłem – powiedział lekko poirytowany. – Półdemonem. Wszyscy z naszego ludu nimi są.
– Tak, ale mówiłeś coś o Wstąpieniu, a tylko Łowcy to przechodzą. – Czyżbym znów coś pomieszała?
– Właśnie – uśmiechnął się. – My jesteśmy łowcami Sam. Urodziliśmy się nimi, tylko, że wtedy nasz lud był o wiele silniejszy. W połowie ludzie i w połowie demony – zakpił. – Jesteśmy ich potomkami i mamy niektóre ze zdolności demonów. Ci obecni w tym świecie, są tylko po części tak potężni, jak my kiedyś. Zbyt duża ilość krwi ludzkiej osłabiła ich, a demoniczna część, tak jakby do końca zanikła, pozwalając tylko niektórym na przemianę. Patresowianie to pół aniołowie, inaczej mówiąc nefilim.
– Dobrze. Łowcy, nefilim – wymieniałam. – A czym ja jestem?
– Tego właśnie nie wiem. Masz bardzo potężnych rodziców, a ich moc powoli się w tobie uaktywnia. Wszystko było uśpione, do czasu tego feralnego wypadku... – pokręcił głową. – Twoja siła się wybudza, a jeśli nie będziesz umiała nad nią zapanować, zginiesz.
 Nagle zależało mu na moim życiu? Nie, zależało mu na życiu Kksiężniczki, która miała ich wszystkich ocalić. Posprzątać bałagan, jaki narobiła jej matka.
 – Czemu dopiero teraz? Znaczy się, wcześniej dużo osób, szczególnie mi bliskich, umarło, ale dopiero teraz, przy Scocie się ujawniła.
 Ezra przez chwilę patrzył się na mnie, szukając jakieś sensownej odpowiedzi.
 – Myślę, że to przez pierścień – wskazał palcem na moją rękę.
  Rzeczywiście, znów miałam go założonego na palcu.- Pierścień należał do Królowej, symbolizuje jej ród. Część mocy była w nim zawarta i to ona spowodowała uaktywnienie twojej mocy. Skąd go masz? Byłem pewien, że... – przerwał.
 Widziałam błysk w jego oczach i lekki uśmiech malujący się na twarzy. On wiedział skąd ten pierścień znalazł się u mnie, a ja byłam tego cholernie ciekawa.
– Czego byłeś pewien?
– Nicze... Ała!– krzyknął, śmiejąc się i masując ramie, które przed chwilą miało bliskie spotkanie z poduszką. – Nie musisz znowu, rzucać we mnie przedmiotami.
– Ciesz się, że tym razem to poduszka. A teraz mów! – uśmiechnęłam się do niego, choć wcale nie było mi do śmiechu.
 Ta sytuacja była zbyt dobijająca. A wiedziałam, że to dopiero początek problemów.
– Jeden z moich ludzi musiał ci go podrzucić i to w takim momencie – pokręcił głową. – Gdyby nie to, pewnie Scott byłby martwy, a twoja moc wtedy wybuchłaby cała, zabijając ciebie i przy okazji kilkaset innych osób.
Więc było ich więcej? To znaczy nas... Ugh! Ten mętlik w głowie... Miał wspólników, moich poddanych, czy jakoś tak?
– Ile was jest?
– Tutaj? – zapytał lekko zdziwiony. – Czterech.
– Gdzie oni są?
  Byłam ciekawa jak wyglądają i czy też są pod wpływem tego całego „czaru”. Miałam tylko nadzieję, że nie będą równie irytujący jak on.
– Za niedługo ich poznasz – znów uśmiech zawitał na jego twarzy. Nim zdążyłam zadać kolejne pytanie ten wstał oświadczając, że idzie wziąć prysznic.
– No i tyle z moich odpowiedzi... – mruknęłam, znów wypijając zawartość szklanki.


                                                                        ***

– Gdzie ona jest?! – zapytał blondyn, wchodząc do salonu.
 Stanął w progu drzwiach i wpatrywał się na siedzących na kanapie mężczyzn. Jego oczy wręcz płonęły ze złości i nienawiści. Głośno dysząc, ścisnął dłonie w pięść, tak mocno, aż mu kostki zbielały.
 – Kto? – zapytał ze zdziwieniem Kosiarz.
– Nie udawaj głupca! Gdzie jest Sam?! – ledwo opanowywał się od wybuchnięcia i zaatakowania go.
– Jak widać tu jej nie ma – odparł beztrosko.
– Tyle to ja też zauważyłem – spojrzał na chłopaka obok Śmierci, który biernie przyglądał się całej akcji. – Scott! – zwrócił się do niego. – Gdzie ona jest?
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie mówiła gdzie się wybiera.
– Czemu jej nie powstrzymałeś?
– Bo ona i tak dopięłaby swego – odpowiedział za chłopaka Śmierć.
– Kiedy uciekła? – gdy ju blondyn trochę ochłonął, usiadł naprzeciwko nich na fotelu.
– Wczoraj rano – odparli jednocześnie.
– Co?! – znów złość emanowała z jego ciała. – I dopiero teraz mnie o tym informujecie?
– Nie widzieliśmy żadnego powodu, żeby w ogóle ci o tym mówić – wyjaśnił najmłodszy z trójki. Ułożył swoje karty na szklanym stoliku i uśmiechnął się do Śmierci. – Mały strit. Bulisz, dupku.
Jego przeciwnik rozłożył swoje karty. – Kolor – oznajmił i przyciągnął w swoją stronę wszystkie żetony znajdujące się na stole. Roześmiał się widząc minę Scotta. 
  Złotooki wstał i stanął przy oknie, przetarł ręką swoje blond włosy, na których teraz było widać kilka srebrnych pasków i odwrócił się do Kosiarza.
– I co teraz? – spytał oburzony Scott.
– Musimy ją znaleźć i sprowadzić tutaj. Teraz to jest najważniejsze – odparł z obojętnym wyrazem twarzy.
Śmierć przez chwilę przyglądał się mu, następnie uniósł lekko kącik ust, tworząc uśmiech.
– Ja na twoim miejscu zająłbym się jej ojcem. Archaniołem – powiedział z lekką kpiną. – Ciekaw jestem co on na to, jak dowie się, że jego córka uciekła od swojego aniołka.
  Przez chwilę obaj mężczyźni oskarżycielsko patrzyli się na siebie. W końcu Christopher odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Słychać było tylko huk zatrzaskujących się drzwi za nim.


                                                                      **********




 Przez całe następne dwa dni Ezra nie odstępował mnie nawet na krok, oczywiście nie licząc łazienki i łóżka. Miałam już tego serdecznie dość! Obojętnie, gdzie bym nie spojrzała, zaraz pojawiał się, naturalnie twierdząc, że w każdej chwili ktoś mnie zaatakuje. Nie wiedziałam dokładnie przez kogo, bo Ezra nic więcej nie chciał powiedzieć. Nawet na zakupy nie mogłam sama iść. 
 Stałam właśnie między dwoma regałami, a Ezra kręcił się w pobliżu, dając mi chwilę na „odetchnięcie” od niego. Wyczuwałam jego obecność zaledwie kilka metrów ode mnie. 
 Tyle było z mojej wolności... 
 W końcu przyszedł mi do głowy pewien pomysł. 
 Zaczęłam biec między półkami sklepu. Starałam się jak najciszej, żeby trudniej mu było mnie znaleźć. I udało się! 
 Po kilku sekundach wyszłam szczęśliwa z budynku, czując go daleko za sobą. Nie zamierzałam marnować tej chwili samotności i od razu ruszyłam na piechotę do centrum. Byłam pewna, że jak wrócę do domu, o ile on wcześniej mnie nie znajdzie, wybuchnie wielka kłótnia, ale teraz zamierzałam się dobrze bawić i korzystać z mojego wolnego czasu. Zbliżało się już popołudnie, więc ruch na ulicach się wzmógł, a ja mogłam bez problemu wtopić się w tłum. Zostawiłam sklep daleko za sobą i dla pewności skręciłam jeszcze w kilka małych uliczek. 
 Od razu pożałowałam swojego pomysłu, gdy dostrzegłam znajomą twarz na końcu alei. Z desperacją w oczach zaczęłam się rozglądać za drogą ucieczki, ale oczywiście musiałam wybrać zaułek, gdzie nie było żadnej możliwości do wymknięcia się. 
 Widziałam, jak złość malowała się na jego twarzy. Powoli zbliżał się do mnie, jakby oczekiwał jakiegoś ruchu od swojej ofiary, lecz ja stałam jak wryta, gapiąc się na niego. Kilka sekund później znalazł się tuż obok mnie. Uniosłam głowę, aby spojrzeć w jego złociste oczy. 
 – Sam, musimy pogadać – powiedział spokojnie, choć widziałam, jak w środku płonie ze złości. 
 – Chyba wyraziłam się jasno, mówiąc, żebyś zabrał swój anielski tyłek jak najdalej ode mnie. – Nie spuszczałam wzroku z jego oczu.
 Zazdrościłam mu tego koloru, choć niezbyt by pasował do moich kruczoczarnych włosów. W głębi duszy cieszyłam się ze swoich czarnych tęczówek. 
 – Wiem, ale musisz mnie wysłuchać – westchnął. – Twoja moc jest coraz większa, a ja nie chcę, żeby stała ci się krzywda. Proszę, pozwól sobie pomóc. – Podniósł dłonie i ujął moją twarz.
 Opuszkami kciuków głaskał mnie po policzkach. Jego dotyk był taki przyjemny... Nawet chciałam mu ulec, gdyby nie to, że po zamknięciu oczu nadal widziałam nasz wypadek. Jak wychodził z auta, a następnie znikał, widząc, że nie miał szans na wygraną, pozostawiając mnie z umierającym chłopakiem. 
 Złapałam go za rękę i odepchnęłam. Otworzyłam oczy i dostrzegłam jego zaskoczenie. 
 – Nie – odparłam. – Nie będziesz mnie trenował. Nie po tym, co się stało. 
 – Sam, ile razy mam cię jeszcze przepraszać? Wiem, że to, co zrobiłem, było głupie, i jestem w pełni tego świadom. Zrozum, teraz najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo – próbował mnie przekonać. – Musisz pozwolić mi siebie szkolić, inaczej... – Nie zdążył dokończyć, gdyż mu przerwałam. 
 I tak wiedziałam, co chciał powiedzieć. 
 – Nie obchodzi mnie to, ile razy masz zamiar mnie jeszcze przepraszać. Nigdy ci tego nie wybaczę i nie zamierzam z tobą trenować! – wykrzyczałam mu prosto w twarz. 
 Poczułam ulgę, ale jednocześnie smutek, że tak go potraktowałam, choć zasłużył sobie na to. 
 – Więc znajdę kogoś innego, z kim będziesz trenować. Tylko proszę. Zgódź się – błagał mnie. 
 Chciałam już przystać na jego ofertę, gdy nagle poczułam znajomy zapach. Mój nie-wilkołak zbliżał się z ogromną szybkością... i złością. Znajdował się kilkanaście metrów od nas, a ja już wyczuwałam jego gniew. Nie chciałam, aby ci dwaj się spotkali. Nie wiem dlaczego, ale czułam,że z tego nie wyszłoby nic dobrego. 
 – Już znalazłam – powiedziałam z lekkim uśmiechem. – I zostaw mnie w spokoju – warknęłam, a następnie szybko od niego odeszłam. Nie musiałam się obracać, by wiedzieć, że anioł za mną nie szedł. – Na szczęście... – westchnęłam. 
 Wyszłam na główną ulicę i zobaczyłam, jak Ezra przedziera się przez tłum ludzi, idąc w moją stronę. Cała jego twarz przybrała czerwoną barwę. Śmiesznie to wyglądało z jego blond włosami. Nie zostało mi nic prócz czekania na niego. A szczególnie na jego opiernicz. 
 Tak, jak się spodziewałam, gdy podszedł, chwycił mnie mocno za łokieć i pociągnął za sobą w stronę samochodu. Nie obeszło się bez krzyków typu: Co ty sobie wyobrażałaś?! Jak mogłaś zachować się tak bezmyślnie?! I kilku podobnych... 
 Nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. W sumie teraz dotarło do mnie, jak głupio się zachowałam. On chciał mnie tylko ochronić, a ja po prostu uciekłam. 
 Siedziałam na łóżku w swoim pokoju i w ciszy próbowałam skupić się na książce. Nawet czytając moją ulubioną powieść A Tale of Two Cities, nie potrafiłam się skupić. Sumienie wciąż dawało się we znaki. Chciałam go przeprosić za to, co zrobiłam, ale moja duma mi na to nie pozwalała. W końcu przełamałam się i ruszyłam do niego. 
 Gdy otworzyłam drzwi, lekko się wzdrygnęłam. Przede mną stał Ezra z uniesioną ręką, gotową, by zapukać do drzwi. Spojrzałam zaskoczona w jego zielone oczy, a po chwili Ezra opuścił dłoń wzdłuż ciała. 
 – Przepraszam – wyszeptał. 
 Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się tego po nim. To ja byłam tym, kto zawinił, a nie on. To ja powinnam go prosić o wybaczenie, a nie on. W końcu to była moja wina! On chciał tylko dobrze i oczywiście uniemożliwiłam mu to. 
 – Za co mnie przepraszasz? – wydukałam. 
 – Nie powinienem tak na ciebie naskoczyć. Nie miałem prawa podnosić głosu na księżniczkę... 
 – Przestań! – przerwałam mu. – To ja powinnam ciebie przeprosić, nie ty mnie! Uciekłam, a ty tylko wykonywałeś swoje zadanie... Przepraszam – burknęłam. 
 – Nie masz za co. – Na jego twarzy zawitał słaby uśmiech. – Dostałem rozkazy i powinienem je wykonać jak najlepiej, a to, że uciekłaś, nie daje mi powodu do takiego traktowania księżniczki. 
 – Moich rozkazów też powinieneś słuchać? – zapytałam niepewnie. 
 – Tak – odparł słabym głosem, mrużąc przy tym oczy. 
 Miał minę, jakby spodziewał się ataku z mojej strony. 
 – Więc rozkazuję ci, abyś przestał traktować mnie jak księżniczkę! 
 – Sam, nie mogę... 
 – Masz słuchać rozkazów. – Uśmiechnęłam się do niego. 
 – Dobrze, postaram się. – Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu on odwzajemnił mój uśmiech i odszedł. 


*** 

 Poszłam na dół po tym, jak Ezra mnie zawołał. W końcu miałam poznać innych mieszkańców Cerisu. Trochę się denerwowałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. 
 Niepewnie szłam po schodach, patrząc w stronę salonu, gdzie zauważyłam wszystkich czterech mężczyzn. W momencie, gdy stanęłam w drzwiach, chłopcy odwrócili się w moją stronę, przerywając dotychczasowe rozmowy. Czułam się dziwnie z ich spojrzeniami na sobie. Na szczęście milczenie przerwał Ezra, wstając. Zrobił kilka kroków w moją stronę i odwrócił się twarzą do pierwszego nieznajomego siedzącego na kanapie. 
 – Sam, to jest Patrick. – Wskazał ręką. 
 Wyglądał młodo, zresztą wszyscy tak wyglądali. Wiekiem nie różnili się od Ezry. Nieznajomy miał krótko ścięte, kasztanowe włosy i piwne oczy. Nie był zbyt umięśniony, choć czułam, jak emanowała z niego silna energia. 
 Cicha woda brzegi rwie – pomyślałam. 
 Patrick wstał i uklęknął na jednym kolanie, na którym położył dłoń, i skinął głową, kłaniając się przede mną. Poczułam się dziwnie. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na następnego z nich. Jego ciemnobrązowe oczy były skierowane na mnie. 
 – Nathaniel – odezwał się, po czym uklęknął obok Patricka. 
 Mój wzrok powędrował na ostatniego z nich i zamarłam. Znałam go. 
 – Tonny – odezwałam się, uprzedzając go. 
 – Skąd go znasz? –zapytał zdziwiony Ezra. 
 – Ze szkoły – odparłam z lekkim zdenerwowaniem i przewróciłam oczami. 
 Mój szkolny prześladowca uklęknął obok pozostałych towarzyszy, a ja w osłupieniu gapiłam się na nich. Wszyscy mieli wzrok skierowany w dół. Przybliżyłam się do Ezry, który stał krok ode mnie i cały czas się uśmiechał. 
 – Czemu oni nie wstają? – szepnęłam do niego. 
 – Dobra, chłopaki! Wystarczy! – zwrócił się do nich. 
 Wraz z jego słowami podnieśli się. 
 – Ale przecież to księżniczka! Trzeba oddać jej należyty szacunek – odparł zły Patrick. 
 – Ona tego nie lubi – wytłumaczył im. 
 Przez chwilę trwaliśmy w niezręcznej ciszy, a oni pochłaniali mnie spojrzeniem. Na szczęście, tę męczarnię przerwał blondyn. 
 – Jakieś pytania? – tym razem zwrócił się do mnie. 
 – Tak. W zasadzie to mam pytanie. Jakie są ich prawdziwe imiona? 
 Ezra spojrzał na mnie i uśmiechnął się po raz kolejny. 
 – Nidavell, Paryiel i Tauriel – odparł, wskazując po kolei na każdego z nich. 
 – Skoro już mamy wszystko wyjaśnione, bierzmy się do roboty! – powiedział Ezra, kierując się w stronę drzwi wyjściowych. 
 – Do czego? – zapytałam zdziwiona. 
 – Dziś zaczynasz swój pierwszy trening! – krzyknął z dworu. 
 Głośno wzdychając, poszłam za nim. To będzie długi dzień...

***


– Jeszcze raz! – usłyszałam, a następnie silna męska dłoń pomogła mi wstać.
 O tak! Po raz kolejny leżałam na ziemi. Ku mojemu zdziwieniu, Ezra był o wiele silniejszy ode mnie. Myślałam, że wieloletnie treningi dość sporo mnie nauczyły, a tym razem znów znajdowałam się na ziemi, zwijając się z bólu. Moje rany coraz szybciej się goiły – ale wciąż za wolno – stwierdził Ezra.
 Za każdym razem, gdy spoczywałam płasko na ziemi, ten śmiał się stojąc nade mną. To powtarzało się kilka razy dziennie, w ciągu zaledwie tygodnia. Tak. Już od tygodnia ćwiczyliśmy razem, a ja nie robiłam żadnych postępów... Miałam spore zaległości i musiałam popracować nad instynktami łowieckimi, czyli bardziej rozwinąć słuch, węch, siłę, szybkość i zręczność.
 Słysząc jego kolejny śmiech, nie wytrzymałam. Pod nagłym wpływem adrenaliny szybkim ruchem podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę nie-wilkołaka. Nie zbyt go zaskoczyłam i odwzajemnił atak, tylko że, tym razem było zupełnie inaczej.
 Zwolniłam ruchy, niemal zatrzymując się w miejscu. Przepełniał mnie gniew i chęć zemsty. Zaczęłam rozglądać się dookoła, a czas jakby spowolniał. Spojrzałam na Ezrę. Teraz widziałam, jak próbuje mnie zaatakować przy użyciu prawej ręki. Słyszałam głośno walące bębny, które okazały się być dźwiękiem bijących serc. Kilka pasemek włosów przylepiły mu się do spoconego czoła, po którym spływały drobne krople potu. Podeszłam do niego bliżej i bez problemu powaliłam go. Teraz to on leżał na ziemi, a ja cieszyłam się jak głupia, że wygrałam ten jeden jedyny raz, podczas gdy on wygrywał już setki starć.
 Ezra z wymuszonym uśmiechem wstał i otrzepał się z ziemi.
 – No... W końcu ci się u... – nie dokończył.
 Pod wpływem emocji rzuciłam się mu na szyję i nasze usta się złączyły. Chłopak, choć zdezorientowany, odwzajemnił pocałunek. Staliśmy tak przez kilka sekund. Delektowałam się jego dotykiem. Ciepłe i delikatne ręce błądziły po moim ciele, zostawiając za sobą przyjemne dreszcze. Wplotłam rękę w jego jedwabne blond włosy, a druga spoczęła na jego karku i przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie. 
 Jego usta... smakowały, jak ambrozja. To było coś niesamowitego. Ten pocałunek był inny niż pozostałe. Był po prostu idealny.
 Oddech przyspieszył, a przyjemny prąd przebiegał przez moje ciało. Chciałam więcej. Chciałam mieć go całego, ale nie mogłam. To wbrew moim zasadom. Ostatnio spędzaliśmy dużo czasu ze sobą i to nawet w bardzo przyjemny sposób, ale to to było coś o wiele lepszego niż dotychczas.
 Nagle wszystko umilkło. Jego ręce zniknęły z mojego ciała, a on odszedł kawałek ode mnie.
 – Ja... – wydukał. – Przepraszam.
 Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ten zniknął między drzewami, zmieniając się w wilka.
 Położyłam palce na ustach, które jeszcze przed chwilą były złączone z jego ustami.
 Zostawił mnie samą wraz z uczuciem, przeszywającym każdą moją kończynę, pozostawiając po sobie pustkę i dziwne uczucie smutku.

***

 Kolejne dni mijały, a ja wciąż nie mogła spotkać Ezry. Ewidentnie mnie unikał. Codzienne treningi prowadził teraz Patrick – który był o wiele bardziej wymagający. Jednak nie robiłam żadnych postępów. To co wtedy stało się z moim ciałem zniknęło i już więcej nie wróciło.
 Po ciężkim dniu ćwiczeń marzyłam tylko o prysznicu. Wróciłam do domu i będąc już w swoim pokoju, wskoczyłam do kabiny i pozwoliłam, aby ciężkie krople wody masowały moje plecy. Oparłam zmęczone dłonie na ścianie i próbowałam się, chociaż przez chwilę, odprężyć. Słyszałam dźwięk bijącej wody i ciche szepty dobiegające z salonu. Rozpoznałam głos Tonny'ego i Patricka. Właśnie byli w trakcie zmiany „warty". Pośpiesznie wyszłam z kabiny, przebrałam się i zeszłam na dół. Patrick zdążył już wyjść zostawiając nas samych. Tonny wychylił się z kuchni, słysząc moje kroki na schodach, i widząc mnie, uśmiechnął się.
 – Na co ma nasza księżniczka ochotę? – spytał wciąż szczerząc się do mnie.
 Po wielu protestach wbiłam im do głowy, że mają się do mnie zwracać normalnie. Tonny za „normalne" przyjął drażnienie mnie nazywając księżniczką. Denerwowało mnie to, ale w końcu mówienie na mnie tak, było lepsze od traktowania mnie w należyty do tego tytułu sposób.
 – Hmm... Co ty na to, żebyśmy obejrzeli film? – zapytałam.
 – Już robię popcorn – odparł wskazując na mikrofalówkę.
 Rozsiadłam się na kanapie, szukając w telewizji jakiegokolwiek filmu. Akurat padło na „The Hangover Part II", który właśnie się rozpoczynał. Chłopak usiadł obok mnie, z miską pełną słonego popcornu, i obydwoje uważnie oglądaliśmy film.
 Dawno nie widziałam tak dobrej komedii. Z Tonnym nawet miło spędzało się czas. Był wesoły i przepełniony energią. Potrafił mnie rozśmieszyć niemal w każdy możliwy sposób. Bardzo przypominał mi Scotta, za którym ogromnie tęskniłam. Chciałam znów z nim porozmawiać i opowiedzieć mu co się dzieje. Znając go z chęcią dołączyłby do moich treningów i próbowałby mi dokopać, choć marnie by się to skończyło dla niego. 
 Nie rozmawialiśmy już prawie dwa tygodnie.
 Rzuciłam się na swoje łóżko, bez najmniejszej ochoty przebrania się w piżamę i leżałam twarzą wciśniętą w poduszkę. Słyszałam, jak Tonny zamknął na klucz mój pokój.
 Od czasu pocałunku z Ezrą dostałam małego aresztu domowego. Oczywiście dla mojego bezpieczeństwa. Nie protestowałam. W sumie i tak nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić w nocy ze swojego pomieszczenia, a szczególnie nie chciałam rozmawiać z blondynem, skoro on sam unikał konfrontacji ze mną.
 Leżałam gapiąc się w zegarek, który teraz wybijał już druga. Nie mogłam usnąć. W głowie wciąż przemykały mi sceny z Amandą, Scottem no i oczywiście z Ezrą.
 Usłyszałam ciche odgłosy dochodzące z dołu. Zmarszczyłam brwi i w skupieniu próbowałam wsłuchać się w słowa.
 Właśnie przyszedł mój nie-wilkołak by zmienić swojego podwładnego. 
 Mój. Mój. Mój.
 To słowo, jak echo, odbijało się w mojej głowie. Ezra wcale nie należał do mnie, więc nie miałam prawo używać tego zwrotu. Schowałam twarz w poduszce i już chciałam wykrzyczeń w nią swoją frustrację, gdy usłyszałam ich rozmowę.
 – Unikasz jej, prawda? – głos należał do Tonny'ego.
 – To nie twój interes – odwarknął Ezra.
 – W sumie masz rację, ale nie podoba mi się ta twoja zabawa. Zmiana dopiero o 2? Czy ty aby nie przesadzasz? Co ona ci zrobiła?
 Na dźwięk ostatniego pytania, poczułam niemiłe ukłucie w brzuchu. Co ja zrobiłam? Czy mój pocałunek, aż tak bardzo mu się nie spodobał? To tym go uraziłam? 
 Ciąg pytań, na które oczywiście nie mogłam dostać odpowiedź. Chyba, że...
 – Jesteś pewien, że ona śpi? – zapytał niepewnie wilkołak.
 – Tak – odparł z irytacją w głosie. – Słyszę jej równomierny oddech. Ona śpi.
 – Dobrze. Powiedz Nattowi, żeby przyszedł o 7:00 i mnie zmienił – rozkazał blondyn.
 Drzwi trzasnęły i, upewniwszy się, że Tonny odszedł, wstałam i w jak najcichszy sposób podeszłam do drzwi. Po drodze wzięłam książkę i schowałam się. Cisnęłam nią w okno, które bez problemu ustąpiło pod wpływem ciężaru przedmiotu, zostawiając po sobie dziurę w szkle. Nie musiałam długo czekać by usłyszeć, jak Ezra biegnie do mojego pokoju. Otworzył wrota, zrobił kilka kroków do środka pomieszczenia i stanął koło okna.
 – Sam! – krzyknął.
 W tym momencie wyciągnęłam klucz z drzwi i wsadziłam do dziurki z drugiej strony. Następnie przekręciłam go, zamykając nas w środku.
 – Czyś ty oszalała? – rzucił oskarżycielsko. – Myślałem, że coś ci się stało!
 – Czemu mnie unikasz? – zapytałam, zaciskając metalowy przedmiot w dłoni.
 Chłopak przez chwilę wpatrywał się we mnie, po czym w końcu odpowiedział
 – Sam, to śmieszne. Wypuść mnie!
 Podeszłam do niego bliżej. W słabym świetle widziałam, jak pod jego oczami malują się cienie. Był przemęczony, co łatwo zauważyłam. Stanęłam obok niego i jednym machnięciem ręki wyrzuciłam klucz przez stłuczone okno. Patrzyłam, jak odbija się o budynek i ląduje w gęstych zaroślach tuż przy murach.
 – Coś ty zrobiła?! Teraz obydwoje stąd nie wyjdziemy! Chyba, że chcesz skakać przez okno, bo ja nie mam zamiaru!
 – To dobrze – szepnęłam. – Przynajmniej będziemy mogli porozmawiać – znów spojrzałam na Ezrę, który wciąż był zaskoczony zwrotem akcji. – Więc czemu? Czemu mnie unikasz? Co zrobiłam, że uciekasz ode mnie?
 Chłopak nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie. Dwa małe, niebieskie diamenciki, wyróżniały się na tle, teraz szarej, twarzy.
 – Ezra! – ponagliłam go, choć nigdzie nam się nie śpieszyło.
 – Ja... – zaczął szepcząc. – Ja nie mogę tak dłużej, Sam. Wybacz mi.
 Zmarszczyłam powieki analizując jego słowa. Za co mnie znowu przepraszał? To właśnie ja miałam to zrobić!
 Złapał mnie za rękę i zaczął szeptem:
 – Sam... Za każdym razem, gdy cię widzę mam ochotę po prostu przytulić cię i pocałować. Jedyne czego pragnę to dotknąć cię. Poczuć ciepło twojego ciała. Nie mogę przestać o tobie myśleć, Sam! Nie mogę... – pokręcił głową. – Nie mogę wciąż udawać, że jesteś mi obojętna. To mnie zabija. Zależy mi na tobie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo... – słuchając go, coraz bardziej miałam ochotę zatonąć w jego objęciach.
 Nie wytrzymałam. Znów nasze usta zetknęły się, ale tym razem Ezra od razu odwzajemnił pocałunek. Znajome i przyjemne mrowienie w podbrzuszu powróciło. Czułam się jeszcze lepiej niż poprzednim razem. Ezra jednak, po chwili oderwał się ode mnie i oparliśmy się czołami.
 – Nie mogę, Sam – wyszeptał lekko dysząc.
 –Tym razem nie uciekniesz – odparłam z uśmiechem.
 – To nie o to chodzi. Nie chce uciekać. Nigdy nie chciałem, ale po prostu, to nie może się udać. My nie możemy być razem...
 – Nie obchodzi mnie to. Nie chce nikogo oprócz ciebie... – nie panowałam nad swoimi emocjami. Pierwszy raz w życiu postanowiłam zaryzykować.
 Nie wierzyłam własnym uszom. Czy mi na nim naprawdę zależało? Czy to tylko chwilowe zauroczenie? Nie. Ja darzyłam go silnym uczuciem. Czy go kocham? Chyba, nie wiem, ale w tym momencie tylko jego pragnęłam. Chciałam go, jak najbliżej siebie. Nigdy czegoś takiego nie odczuwałam wobec innych. Ezra czy też Estes, był dla mnie bardzo ważny. Byłam przy nim szczęśliwa i bezpieczna. Jego dotyk sprawiał mi przyjemność, a pocałunki... Tak. Teraz już powoli rozumiałam, co do niego czuję.
 – Sam. – Uwielbiałam, jak się do mnie zwracał. Sposób, w jaki wymawiał moje imię... Prawie miękły mi przy tym kolana.
 – Nie możemy być razem – dokończył.
 – Dlaczego? – zapytałam z drżącym głosem. Nastała chwila ciszy, gdzie było można słychać moje głośny oddech. A może to jego?
 – Bo jesteś księżniczką, a ja jestem nikim! Zwykłym strażnikiem! – odparł oddalając się ode mnie.
 W ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek, zmuszając by na mnie spojrzał.
 – Nie obchodzi mnie to, co powinna księżniczka. Ja nią nie jestem. Nie wychowałam się na zamku i póki nie wrócę do naszego świata, nie będę się tak zachowywać, jak przystało na księżniczkę. Zresztą, sam już dobrze powinieneś to zauważyć. Ezra, dla mnie jesteś kimś więcej niż strażnikiem. Zrozum jesteś dla mnie bardzo wa... – nie dokończyłam, gdyż moje usta zostały zajęte czymś innym. Czymś bardziej przyjemnym.
 Staliśmy pośrodku pokoju całując się i znów topiąc w swoich objęciach. W tej chwili nie wiedziałam czy będę miała go kiedykolwiek dość.
 Sekundy zmieniły się w minuty, które zaś w godziny. W końcu chłopak przerwał, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
 – Jest już późno. Powinnaś się przespać – powiedział nie odwracając ode mnie wzroku.
 – Ty też – przypomniałam i odwzajemniłam jego uśmiech.
 – Hm... nie masz czasem zapasowego klucza?
 – Nie – odparłam, a następnie pocałowałam go w usta.
 – W takim razie będę zmuszony spać na kanapie – powiedział smutnym tonem.
 – Tu nie ma kanapy – odparłam. – Więc będziesz zmuszony spać ze mną w łóżku.
 – Sam, nie wiem czy to jest dobry po... – przerwał zetknąwszy się z moimi ustami. Był to dosyć dobry sposób, by zmusić kogoś do milczenia. Zwłaszcza jego.
 Wiedział, że nie odpuszczę, a tym bardziej, nie pozwolę spać mu na podłodze. Bez żadnego oporu, po chwili leżał wygodnie na łóżku. Wtuliłam się w niego, poprzedzając oczywiście pocałunkiem, który służył jako moje dobranoc.
 – Dobranoc, moja księżniczko – szepnął przykrywając nas kołdrą.


10 komentarzy:

  1. Zanim przejdę do komentowania rozdziału.. pewnie nie zauważyłaś, ale od momentu, kiedy Sam zaczęła czytać powieść, fragment tekstu ma czarną czcionkę :P inteligentna ja (xD) się zorientowałam i po prostu zaznaczyłam to i przeczytałam, ale inni mogą pomyśleć, że tekstu po prostu nie ma... chyba, że to mój komputer szwankuje :) poza tym 'zdenerwowane ruchy' mi nie pasują, chyba bardziej pasowałoby 'nerwowe'... to wszystko czego się czepiam. Gratuluję wybrnięcia z zagrożenia z chemii! też jej nienawidziłam, teraz całe szczęście już jej nie mam :D jaram się Sam i Ezrą :D są słodcy, mam nadzieję, że będą razem szczęśliwi, choć obawiam się, że skomplikujesz im trochę życie :P ciekawa jest historia Sam... i o ile Ezra mówi prawdę... rzeczywiście powinna mieć do matki szacunek, ale z drugiej strony doskonale ją rozumiem :)
    Rozdział świetny i taki długi :) poza tym jestem zachwycona nowym szablonem! :D
    Pozdrawiam :) xx
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje : *
      Nie zauważyłam, że tekst zmienił kolor w tym fragmencie xd Oczywiście już wszystko jest poprawione.
      Masz racje, szykuje dla tej pary coś szczególnego, ale niech na razie nacieszą się sobą bo potem..... :D
      Chemię mam już za sobą, choć następny tydzień zapowiada się o wiele gorszy....więc "prawdopodobnie" rozdział będzie opóźniony o kilka dni, ale postaram się wyrobić na sobotę :d

      Usuń
  2. Tak jak prosiłaś, informuję o nowym rozdziale :)
    http://nicniedasiecofnac.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Dżoana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaaaaaaki długi rozdział *.* fantastyczny, naprawdę. I oczywiście chcesz zniszczyć nasze złudzenia o szczęściu Sam i Ezry... Uciszanie ustami to najlepszy ze sposobów, fakt haha :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego, że bardzo mi się podoba nowy wystrój bloga :) a co do treści to ten rozdział jest naprawdę dłuuugi :D podziwiam za to :) ten sposób na uciszenie jest niezawodne jednak :D to racja ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy rozdział do mnie ;)
    http://always-be-where-you-are.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsza myśl : kurde jaki długaśny *.* załamałam się, bo zeswatałaś ją z chłopakiem jakiego nie obstawiałam =.= ale mimo to Ezra wymiata. Zakładam fanklub "Kocham Ezrę i Sam!" ^^
    No wspaniały no! :D Co ci jeszcze mogę powiedzieć? Gdzieś było "mogła" ale nie wiem czy nie powinno być jeszcze "m" na końcu.
    JEJ!!! Jaki fajny szablon... no świetnie. Teraz każdy ma fajny szablon oprócz mnie >.<
    Czemu? Czemu chcesz im pokomplikować życie? Ty zła ty :P
    Pozdrawiam Diaw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd lo mało nie padłam ze śmiechu czytając twój komentarz :D
      A czemu miałabym tego nie robić? Gdybym ich zostawiła, żeby cieszyli się sobą wszystko byłoby piękne, ładne, ale NUDNE! :D
      Jeszcze dużo może się zdarzyć, więc... Ah! Już więcej nie mówię, bo za dużo zdradzę : *

      Usuń
    2. hehe... ^^
      no w sumie racja z tą nudą :D

      Usuń
  6. Nic dodać nic ująć ;) Teraz normalnie nie wiem który rozdział wybrać, ale te nowsze są zawsze ciekawsze ^.^ Trzymam kciuki za Sam i Ezre nawet wymyśliłam skrót ,, Sazra" XD Ty na pewno rozbijesz ich związek!
    A właśnie do której się oni całowali? O której te niegrzeczne dzieci poszły spać? XD Boże czytam to jeszcze raz ;D
    Pozdrawiam Wi ki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, Super i jeszcze raz Super bardzo mi się podoba *.*
    Czy mogłabyś mnie zgłosić do Libser awards? Zależy mi do tej nominacji ale niestety jeszcze jej nie dostałam :/
    http://a-chance-meeting.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń