sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział VII

Człowiek nie może walczyć ze swym przeznaczeniem”.

                                                                        ***



   Już dobre kilka minut wpatrywałam się w Christopha, który opierał się o kominek. Widziałam, jak z nerwów zaczął się pocić, gdyż co chwilę wycierał dłonie o spodnie. Ech... Był to dość zabawny widok, zważywszy, że taki wielki, silny i przystojny mężczyzna bał się zwykłej rozmowy z drobną dziewczyną. No cóż, w końcu każdy się czegoś boi.
   Westchnęłam teatralnie próbując go ponaglić, ale na niewiele się to zdało. Siedzieliśmy sami w pokoju, gapiąc się wprost na siebie. Ta cisza powoli robiła się niezręczna i, gdyby nie to, że obiecałam Śmierci, że go wysłucham – oczywiście bez używania siły – byłabym już setki kilometrów stąd.
  Mężczyzna oderwał się od kominka i usiadł w fotelu, obok mnie. Słyszałam, jak jego puls przyśpiesza. Teraz jego wzrok spoczął na dłoniach, które miał skrzyżowane na nogach.
 – Sam, to, co zamierzam ci powiedzieć, nie jest takie łatwe – westchnął. – Chodzi o to, że przybyłem na Ziemię, żeby powstrzymać te ataki na wilkołaki. Nie dawałem sobie z tym rady, ale po kilku badaniach zwrócił się do mnie z pomocą Aaron. Niestety, on sam był bezużyteczny. Potrzebowałem Łowcy, który był doświadczony i silny. – Przewróciłam dramatycznie oczami i oparłam się o sofę, czekając na kontynuację jego historii. – Wtedy nie wiedziałem, że ma córkę. – Pokręcił głową, następnie przeciągnął dłońmi po swojej blond czuprynie. – Gdy uciekłaś z magazynu, musiałem cię odnaleźć i porozmawiać z tobą. Powiedziałem Thomasowi, żeby za wszelką cenę nie pozwolił ci uciec. Nie wiem czemu, ale odbiło mu i wjechał w was.
 – Super – skomentowałam, czując uścisk w klatce piersiowej.
 Na samą myśl o tamtym wypadku robiło mi się niedobrze... Ból, krew, ranny Scott...
 – Tylko ja znałem twoje prawdziwe pochodzenie – kontynuował – oni nie wiedzieli, co na siebie sprowadzają... Nie uwierzyłem Śmierci, jak opowiedział mi, czym jesteś. Powinnaś być już dawno martwa. – Wstał i podszedł do okna, wpatrując się w przestrzeń za nim. – Sam, naprawdę jest mi przykro, że poznaliśmy się w takich, a nie innych okolicznościach. Przepraszam, że naraziłem was na niebezpieczeństwo.
  Teraz jego bursztynowe oczy były skierowane w moją stronę, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Miałam uwierzyć w jego „niby” skruchę? Nigdy. Pomimo tego słodkiego tonu i żalu, jaki okazywał, nie zasłużył sobie na to.
 – Czego ode mnie tak naprawdę chcesz?
  Widziałam błysk w jego oczach i tę radość ukazującą się po moich słowach. Myślał, że mu ot tak wybaczyłam? Mylił się. W jego bajeczce brakowało mi kilku ważnych informacji. Próbował coś zataić i to bardzo ważnego.
 – Jak już mówiłem, potrzebuję twojej pomocy. Posiadasz wielką moc, o której nie masz zielonego pojęcia. Przysłano mnie tu, żeby ci pomóc w jej okiełznaniu...
 – Czekaj... – przerwałam mu. – Kto cię przysłał?
  Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu.
 – To ty nie wiesz? – zapytał. – Twój ojciec.
  Nie wytrzymałam. Jeszcze tego by mi brakowało, żeby duch mojego ojca błądził po świecie,  rozpaczliwie szukając pomocy!
 – Mój ojciec nie żyje! – Nie wiadomo dlaczego, wykrzyczałam to, machając przed nim rękami.
 – Żyje – powiedział ze stoickim spokojem.
 – Jest martwy! Jest trupem... – Zrezygnowana rozłożyłam się na kanapie.
 – Ech... On żyje. Śmierć nie powiedział ci prawdy. Próbował cię uchronić ale ostatnie wydarzenie, częściowo spowodowane przeze mnie – przyznał niechętnie – zmusiły go do podjęcia desperackich decyzji. Twoja moc jakimś cudem się uaktywniła, więc postanowiliśmy, że musisz dowiedzieć się całej prawdy.
 – Wy postanowiliście? – nie dowierzałam jego słowom.
 – Tak. Ja, Śmierć i twój ojciec...
 – Do jasnej cholery! – Po raz kolejny tego dnia mu przerwałam. – Mówiłam ci, że mój ojciec nie żyje! Czy to aż tak trudne do zrozumienia?!
  Patrzył na mnie rozbawiony, jakby cała ta sytuacja była jakimś żartem. Nie rozumiałam tego. Co było w tym zabawnego?
 – Śmieszy mnie fakt, że tak zawzięcie upierasz się, że twój ojciec nie żyje, nie wiedząc, kim on w ogóle jest.
 – Więc kim jest mój ojciec? – rzuciłam zrezygnowana.
 – Jest Archaniołem.
  Siedziałam przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w tego idiotę. Jak to możliwe, że był on archaniołem? 
  Wtedy by to oznaczało, że ja też jestem aniołem, a przynajmniej połowa mojej duszy...
 – Nie.
 – Co nie? – zapytał zdezorientowany blondyn.
  – Nie jest Archaniołem. Ja nie jestem aniołem, ale ty jesteś idiotą. Więc proszę, przestań wciskać mi taką bajeczkę. Najlepiej, jakbyś sobie już poszedł. – Wyszłam w pośpiechu z pokoju, starając się zachować spokój.


Kłamstwo i prawda lubią sypiać razem w jednym łóżku”.

***


 – Śmierć! Otwórz te pieprzone drzwi! Śmierć! – Stałam jak głupia, waląc w wielkie wrota.
  Kosiarz, zobaczywszy mnie, szybko uciekł i schował się do tego pokoju, zamykając na wszystkie spusty. Waliłam rękoma, czasem pomagając sobie nogami, ale drzwi nawet nie drgnęły!
 – Śmierć – teraz mówiłam spokojnym, opanowanym głosem. – Chcę tylko pogadać...
 – Kłamiesz! – usłyszałam jego rozbawiony głos.
 – I kto to mówi, dupku?! Słuchaj, ja chciałam tylko wiedzieć, czy to prawda. – Przekręcił klucz w drzwiach, a po chwili go zobaczyłam.
  Z zaciśniętymi pięściami weszłam do jego pokoju, który wyglądał zupełnie jak mój, nie licząc kolorów. U mnie panowały jasne barwy, a u niego, tak jak się spodziewałam, ciemne. Poza tym wszystkie meble mieliśmy takie same.
 – Więc co chcesz wiedzieć? – Uniósł brew, oczekując na odpowiedź.
 – Czy to prawda... że moi rodzice żyją?
  Śmierć wpatrywał się we mnie oszołomiony. Z jego ust poleciało kilka przekleństw odnośnie Christopha.
 – O matce miałaś się dowiedzieć później...
  I tu cię mam, dupku! Blondas niczego nie wspominał o mojej matce...
  Dopiero teraz dotarły do mnie jego słowa. Zrozumiałam też, co sama zrobiłam. Miałam ojca... i matkę. Czułam, jak łzy powoli zbierają się w moich oczach.
  Nie. Nie pozwolę sobie na tę chwilę słabości. Ani teraz, ani później.
 – Chris niczego nie powiedział o mojej matce – powiedziałam głosem pozbawionym wszelkich emocji. – Czym ona jest?
 – Sam – westchnął – później porozmawiamy o niej, teraz najważniejszy jest...
 – Czym ona jest? – ponowiłam pytanie, nie zważając na jego poprzednie słowa.
  Śmierć wyglądał na rozdartego. Toczył potajemną walkę w sobie, jakby prawda mogła mieć na mnie ogromny wpływ.
 – Demonem – odparł zrezygnowany.
  Czułam, jak cały świat wiruje wokół mnie. Usiadłam w fotelu w rogu pokoju, zbyt wstrząśnięta tym, co właśnie usłyszałam. Grunt osuwał się spod moich nóg, a wiara runęła, roztrzaskując się na drobne kawałki.
  Ojciec archanioł, matka demon... Więc czym stało się ich dziecko?
  Czym ja jestem?
  Demonem. Byłam demonem. To stąd miałam te kły. Demoniczna krew była u mnie dominująca. Ale dlaczego z taką premedytacją dążyłam do zabicia każdego demona w pobliżu? Dlaczego nie czułam się tak zła jak oni? Chociaż... może to prawda?
  Jestem demonem.

  Teraz wszystko stawało się jasne. Nawet zrozumiałam, dlaczego moja dusza wciąż, jak to stwierdził Śmierć, balansowała między światem żywych a umarłych.
  Bo we mnie toczyła się walka anioła i demona.
  W tym momencie wygrał demon, a anielska część umarła. Ale to nie w ciągu ostatnich dni. Kosiarz dopiero wczoraj powiedział mi o mojej duszy, choć to trwało już dużo wcześniej. Od śmierci Philipa. Stałam się żądna zemsty, bezwzględna i bezduszna. To wtedy mój wewnętrzny demon wygrał i opanował ciało. Wtedy pierwszy raz do połowy zmieniłam się w wilka. Pierwszy raz rozszarpałam demona gołymi rękami... i podobało mi się to.
  Nie. To podobało się mojemu demonowi. To on tego chciał, a ja mu w tym pomagałam.
  Siedziałam i nadal badałam każdy nowo poznany element, który łączył się w jedną całość. Wtedy coś do mnie dotarło. Wciąż brakowało sporej części informacji, ale w tej chwili nie interesowało mnie to. Bałam się wiedzy, którą powinnam jeszcze poznać, ale przez myśl przemknęła mi Amanda i jej ślepa wiara we mnie. Czyżby ona miała rację? Nie... I oni też się mylili. Anioł i demon razem? To absurd.
  Wstałam i bez słowa wyszłam z pokoju Kosiarza, czując, jak Śmierć odprowadza mnie wzrokiem.
Wróciłam do swojej komnaty i zabrałam się za pakowanie. Nie było tego wiele, wszystko zmieściło się w jedną podręczną torbę na ramię. Zeszłam po krętych schodach i zastałam Scotta.
 – Co ty tu robisz? – zapytałam, marszcząc przy tym brwi.
 – Siedzę – odparł, jak zwykle swoim rozbawionym tonem.
 – Scott. Muszę z tobą porozmawiać.
  Chłopak przeciągnął się i wstał.
 – Co wiesz od nich na mój temat?
  Byłam ciekaw,a czy jego też karmili takimi historyjkami jak mnie. Czy może teraz on, wraz z nimi, decydował o mojej przyszłości?
 – Niewiele. Powiedzieli, że im mniej wiem, tym lepiej. Mówili, że jesteś w niebezpieczeństwie przez to, co zrobiłaś ze mną. Przechyliłaś szalę żywota, czy coś w tym stylu powiedział Chris.
  Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie.
 – Odchodzisz, prawda? – słyszałam smutek w jego głosie.
 – Tak. Muszę trochę ochłonąć...
 – Dobrze. – Wtuliłam się w niego, pochłaniając jego zapach. 
  Wciąż używał tych samych perfum, co kiedyś mu wybrałam. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a w sercu zrobiło mi się cieplej. Scott, chociaż nie był moją rodziną, ale więzy krwi nie grały tu żadnej roli. Uważałam go za brata.




 EZRA

  W barze nie było zbyt wiele ludzi. Kilka wilkołaków tańczyło na parkiecie, w rogu obściskiwała się jakaś para. Byli pijani, a widok ich zachowań niezbyt przyjemny. Rozpoznałem kilku „moich ludzi” ze stada. Kiwnęliśmy sobie głowami na przywitanie. Parę osób siedziało przy stolikach, a mój wzrok powędrował na ladę. Zobaczyłem ją. Samą.
   Podszedłem bliżej i poczułem od niej ostrą woń alkoholu.
 – Nie musisz tak się skradać. Już ciszej to nawet słoń potrafiłby biec – powiedziała, po czym przechyliła kieliszek, wypijając jego zawartość.
   Nim go postawiła, lekko pomachała do barmana na znak, aby ten nalał jej kolejny.
 – Co ty tu robisz o tej porze? I to sama? – Poczułem niepokój, widząc ją w tym stanie. 
  Była pijana. Ledwo co siedziała na stołku, jeszcze zamierzała pić.
 – Nie widać? – Przewróciła dramatycznie oczami. – Piję.
 – To akurat zdążyłem zauważyć.
 – To nie z tobą aż tak źle. – Wzruszyła ramionami.
 – Chodziło mi o powód twojego picia. – Usiadłem obok niej.
   Zmarszczyła brwi i wpatrywała się we mnie swoimi czarnymi oczami. Jej spojrzenie było przerażające, a zarazem fascynujące i piękne.
 – Dobrze – oznajmiła. – I tak miałam wracać do domu. 
   Zeskoczyła ze stołka i zaczęła szukać czegoś w torebce. 
   Widziałem, jak wyciąga coś metalowego, co wyglądało na... klucze?
  Przerzuciła ją przez ramię i wypiła ostatni kieliszek, po czym położyła na blacie banknot o dość sporym nominale.
 – Ty masz zamiar prowadzić w tym stanie? – Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia.
  Ledwo co stała i chciała jechać?!
 – Aaron cię przysłał? – zapytała, ściskając pusty kieliszek w dłoni.
   Chciałem zaprzeczyć, ale powstrzymało mnie pękające szkło. Krew spłynęła po jej ręce przez wbitych odłamków, a Samantha zachowywała się, jakby w ogóle tego nie poczuła. Złapałem jej dłoń i wyjąłem kawałki szkła.
 – Nie, on nie wiem, że tu jestem. Chciałem z tobą pogadać.
 – Serio? Mój stan – podkreśliła to słowo, niemal warcząc – nie będzie ci w tym przeszkadzał?
 – Szczerze? To tak. Więc będę musiał przełożyć naszą rozmowę na później, a teraz zawiozę cię do domu – powiedziałem, zabierając jej kluczyki.
  Wsparła się na mnie i razem ruszyliśmy do wyjścia.
   Oj, była nawalona, i to nawet aż za bardzo.



SAMANTHA

  – Samantho, obudź się – rzekł ktoś miłym głosem, lekko potrząsając moim ramieniem.
  Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam, że stała nade mną młoda... dziewczyna. Obraz był lekko zamazany, ale powoli plamy zlewały się w jeden wyraźny widok. Widziałam, jak wpatrywał się we mnie szare, małe oczka. Amanda, widząc, że już nie śpałam, puściła moje ramię i usiadła obok łóżka, poprawiając swój biały fartuszek na brązowej sukience. Blond włosy miała splecione w gruby warkocz, a siniak na twarzy stał się teraz fioletowy i o wiele bardziej widoczny niż przedtem.
  Amanda oblała się rumieńcem, widząc, że wpatrywałam się w jej stłuczenie.
 – Oddaję pierścień – powiedziała, kładąc przedmiot obok mojej ręki.
 – Dowiedziałaś się czegoś? – Mój ochrypły głos nawet mnie przeraził.
   Amanda mimowolnie uśmiechnęła się, wstała i podeszła do szafki.
 – Niewiele. Wszystkie wasze rzeczy zostały schowane – wyjaśniła, podając mi szklankę z wodą. – Ten pierścień należał do twojej matki.
 – Mojej matki? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Myślałam, że zginęła.
 – Król zginął, a ciała królowej nigdy nie odnaleziono.
   Gapiłam się w szklankę, pocierając palcem jej brzeg, usiadłam na zgiętych nogach, twarzą do dziewczyny.
 – Amando, proszę, powiedz mi... co stało się tamtego dnia?
   Blondynka pokręciła głową, mówiąc, że nie może mi nic na ten temat więcej powiedzieć, gdyż jej tam nie było. Wszystko, co wiedziała, to tylko plotki roznoszone przez starszyznę w zamku.
   Jedno pytanie wciąż mnie dręczyło. Skąd znała moją tożsamość?
 – Wyglądasz tak jak ona – powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Jak nasza królowa.
   Otworzyłam usta, lecz nie potrafiłam wypowiedzieć żadnego słowa na głos.
   Do jasnej cholery, ile jeszcze moich myśli wypowiem na głos?!


***


 – Nie wierzę... – wydusiłam, łapiąc się za głowę.
   Ten ból był wszędzie! Dotyk jeszcze wszystko pogorszył. Otworzyłam ociężałe powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Byłam u siebie w domu... w swoim pokoju...
   Jakim cudem tu się znalazłam?
   Podniosłam się do pozycji siedzącej, starałam przypomnieć sobie wczorajszy dzień, a raczej wieczór. Na samą myśl o tym poczułam smak wódki w ustach. Wywlokłam się z łóżka i stanęłam, próbując złapać równowagę. Wyciągnęłam przed siebie ręce, sprawdzając, czy dobrze widzę. Kilka mazai wyskoczyło przed oczami, ale zauważyłam bandaż na mojej prawej ręce. Zgięłam palce kilkakrotnie... nie czułam bólu. Wszystko wydawało się w porządku. Najgorsze było to, że miałam na sobie męską koszulkę, a pod spodem...
   Odetchnęłam z ulgą. Na szczęście bielizna pozostała na miejscu.
   Weszłam do łazienki i kilka razy chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz. Wytarłam się i zeszłam na dół, powoli odwiązując bandaż. Ku mojemu zdziwieniu niczego tam nie znalazłam. Westchnęłam.Upiłam się aż tak bardzo, że nie potrafiłam rozróżnić zdrowej ręki od rannej?
   W salonie grał telewizor, ściszony, ale wciąż słyszałam go, jak i puszczaną wodę w kuchni
 – Świetnie – mruknęłam. – Już nigdy więcej tak się nie uchleję.
   Mogłam przecież zalać cały dom! Ale na szczęście nigdzie nie natrafiłam na kałuże, a nim dotarłam do kuchni, woda ucichła. Zmarszczyłam brwi. Ewidentnie słyszałam, jak ktoś się kręcił po kuchni. Złapałam pierwszą lepszą rzecz, jaka wpadła mi pod rękę – akurat padło na wazon – i przybliżyłam się do ściany przy wejściu do kuchni. Ścisnęłam flakon i gdy już ta osoba zbliżała się do wyjścia, zamachnęłam się, celując w nią. Słyszałam, jak naczynie roztrzaskało się na kilkaset kawałków, a mężczyzna zawył z bólu.
   Chwila... Ja znałam ten głos! Ten pieprzony głos!
   Weszłam do kuchni i zobaczyłam Ezrę w czarnych bokserkach, bez koszulki. Mój piękny różowy wazon musiał się poświęcić dla tego dupka... DZIĘKUJĘ!
 – Oszalałaś? – usłyszałam między jękami. – Mogłaś zrobić mi krzywdę!
 – O to właśnie chodziło! – warknęłam. – Co ty do diabła robisz w moim domu tak wcześnie?
 – Jest już w pół do dwunastej, a jestem tutaj, bo sama chciałaś, żebym został z tobą na noc – powiedział z satysfakcją w głosie.
 – Nieeee...! – Kręciłam głową. – Nie zrobiłabym tego!
 – Owszem, i zrobiłaś. – Uśmiechnął się, a następnie posłał mi całusa.
 – Czy... czy my... ten, no... – Nie wiedziałam, jak dobrać odpowiednie słowa.
 – A chciałabyś? – Popatrzył na mnie zalotnym spojrzeniem.
 – Nie! – oświadczyłam stanowczo.
 – Ech... – westchnął. – Nie martw się, kochanie, spałem na kanapie.
   Mimowolnie spojrzałam w stronę sofy. Miał rację. Jego spodnie i buty leżały na fotelu. Koc był rozłożony na sofie.
   Chwila. Czyli to była jego koszulka?!
 – Czemu mam na sobie twoją koszulkę?
 – Nie miałaś nic innego do przebrania, więc dałem ci swoją.
 – A moja torba? Były w niej  ciuchy... i broń – dodałam po chwili.
 – O broń to się nie martw. – Znów ten uśmiech malował się na jego twarzy. – Znalazłem torbę, ale nie było w niej żadnych ubrań. Musiały zostać w aucie.
 – W aucie? – Zmarszczyłam brwi. – Nie przypominałam sobie, żebym jechała autem.
 – No tak. Miałaś kluczyki od auta, ale nie mogliśmy go znaleźć. Ty i tak nie byłaś zbyt przydatna, więc pojechaliśmy moim samochodem.
 – Bo moje auto zostało porzucone tylko kilka godzin drogi od miasta – mruknęłam pod nosem.
 – To jak wróciłaś? – zapytał, unosząc brwi.
   W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
 – Wiesz chociaż, gdzie byłaś przez te parę dni?
   Spojrzałam na niego zdziwiona. Co go to tak interesowało? Jeszcze kilka tygodni temu był gotów rozszarpać mnie z powodu mojej demonicznej krwi. No cóż... nie mylił się.
   Jestem demonem. Jestem pieprzonym demonem! 
   Już chyba gorzej być nie mogło...
   Stałam w progu kuchni, patrząc na Ezrę, i zastanawiałam się, jak doszło do tego, że się tu znajdował. Co ja właściwie zrobiłam wczoraj? Pamiętałam, że Śmierć... Nie, tego nie pamiętałam. Poszłam do baru napić się i przedobrzyłam – tylko to zapamiętałam z wczorajszego wieczora. Więc, jak już się uchlałam, to musiał się pojawić i zawieźć mnie do domu. Ale po co? Co zyskał na tym? Chyba że ta podstępna żmija, Aaron, go wysłała.
   Nie, to głupie. Po tym, co się stało, wątpię, żeby się teraz do mnie zbliżał.
 – Ziemia do Sam. – Machnął ręką przed moimi oczami. Zamrugałam kilkakrotnie. – Pytałem się, gdzie byłaś?
 – W domu – odparłam szybko.
   Przecież nie uwierzy, jak powiem, że przez ostatnie kilka dni mieszkałam sobie w willi ze Śmiercią.
 – Kłamiesz. – Uśmiechnął się do mnie. – Dom był pusty.
 – Skąd... Śledziłeś mnie?!
 – Mówiłem, że muszę z tobą porozmawiać. Szukałem cię, więc kilka wilkołaków obserwowało dom.
 – O czym chcesz pogadać? – Trochę się zaniepokoiłam. 
   Ostatnio, jak ktoś chciał ze mną porozmawiać, dowiedziałam się, że moi rodzice żyli, a ja byłam wybrykiem natury.
 – Dowiesz się po śniadaniu. – Podszedł do stołu i odsunął krzesło, czekając, aż zajmę wyznaczone przez niego miejsce.
   Słyszałam, jak burczy mi w brzuchu, więc bez żadnych sprzeciwów usiadłam.
   Dopiero teraz poczułam, jak w kuchni unosi się słodki zapach bułeczek maślanych, co było dziwne, bo byłam pewna, że lodówka woła za jedzeniem.
 – Skąd wziąłeś... – nie dokończyłam, gdyż zaraz mi przerwał:
 – Zapomniałem wyciągnąć zakupy z auta. Lubisz łososia?
   Kiwnęłam głową. Była to chyba jedyna ryba ,jaką jadłam. Inne smakowały obleśnie. Na samą myśl skrzywiłam się.
   Spojrzałam na wilkołaka, a ten w skupieniu mieszał coś na patelni. Dopiero teraz przyjrzałam mu się dokładniej. Nie był brzydki... nawet mogłabym powiedzieć, że był przystojny. Widziałam - w sumie trudno byłoby tego nie zauważyć, skoro stał przede mną bez koszuli - jego mięśnie. A było na co popatrzeć. Jego lekko przydługawe włosy związał w krótką kitkę. Gdy się nad czymś zastanawiał, na jego czole pojawiały się zmarszczki. Zęby miał zaciśnięte.
   Odwrócił się do mnie, a na mojej twarzy zawitał lekki rumieniec. Poczułam się głupio, że tak wpatrywałam się w niego. No, ale już za późno...
   Postawił przede mną talerz z omletem z łososia i szczypiorkiem. Wszystko było ładnie poukładane na talerzu, aż szkoda było niszczyć. Na środku położył bułeczki maślane, które przed chwilą wyciągnął z piekarnika. Do szklanki nalał soku pomarańczowego i podał mi. 
 – Takie śniadania to ja rozumiem pomyślałam i zabrałam się za jedzenie.
   Omal nie jęknęłam, gdy poczułam ten niebiański smak w ustach.
 – Widzę, że ci smakuje – powiedział, głupkowato się uśmiechając.
 – Ujdzie – odparłam, biorąc kolejny kęs.
   Przecież nie powiem mu, że już dawno nie jadłam niczego równie pysznego. Nie mam zamiaru pompować jego już i tak wielkiego ego.
 – Właśnie widzę, jak ujdzie.
 – No dobrze, jest pyszne. Może być?
 – Wiedziałem! – krzyknął zadowolony. – Już? – spytał, sięgając po mój pusty talerz.
   Czy już? Oczywiście, że nie! Miałam ochotę na więcej, ale nie było co jeść... Zjadłam wszystkie bułeczki i musiałam zadowolić się tylko sokiem.
   Ezra wstał i wziął się za sprzątanie po śniadaniu. Słyszałam dźwięki odbijającego się szkła, a ból głowy znów powrócił...
 – Więc o czym chciałeś pogadać? – przypomniałam sobie jego słowa. 
   Tak trochę zżerała mnie ciekawość.
 – Za chwilę ci powiem. Nie chcesz się najpierw ubrać? – zapytał, chowając już czyste talerze do szafki.
   Nagle zaczęłam mu przeszkadzać, paradując w majtkach po SWOIM domu?
 – Nie podobam ci się taka? – Wstałam i obróciłam się przed nim, ukazując mój strój.
   Od razu tego pożałowałam. Ból głowy i obroty spowodowały, że potknęłam się, lecąc ku podłodze. Od tego niefortunnego upadku uratowały mnie ręce Ezry i w jednej sekundzie znalazłam się w jego objęciach, a on spoglądał na mnie, lekko się pochylając. Czułam jego oddech na twarzy i ciepło bijące z dłoni na moich plecach. Trzymał mnie tak delikatnie, jakbym była z porcelany i zaraz miałabym się stłuc.
 – Nie. Oczywiście, że wolałbym patrzeć na ciebie tak jak teraz, ale nie wypada widzieć w tym stanie księżniczki.



Wybaczcie, ale nie mogłam się już doczekać, żeby dodać ten rozdział :D 
Miałabym do was prośbą... Jeśli ktoś chce być informowany o nowych rozdziałach na moim blogu, albo chce mnie poinformować o nowym rozdziale na swoim, to proszę pisać w zakładkach SPAM :*

Zapraszam do komentowania <3

15 komentarzy:

  1. Trochę pomieszany ten rozdział :D ale w sumie ciekawe co jest w takim razie z jej rodzicami :) i czemu wszyscy robią z tego taką tajemnice ;) ale rozdział długi, nawet bardzo długi :D
    Pozdrawiam :)
    http://always-be-where-you-are.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomieszany, bo wszystko powoli wychodzi na jaw, a trochę tego jest.
      Czemu to tajemnica? Wszystko w następnym rozdziale :3

      Usuń
  2. okej, chciałam napisać komentarz na zapytaj, ale pytanie zostało usunięte, a więc:
    Okej, co mi się rzuciło w oczy:
    - na początku czasami dawałaś odstęp przed znakiem interpunkcyjnym (patrz: prolog, rozdział iv, nie jest to często, ale bardzo denerwujące);
    - zastosowałaś oksymoron (rozdział 7: "Jest martwy! Jest trupem! Martwym trupem..." - trup raczej nie może być żywy;
    - ciągle powtarzane słowo: "Śmierć". Wiem, że odnosi się do jakiejś osoby, ale spróbuj może zastąpić to "Mrocznym Żniwiarzem", "Kostuchą", czasami możesz wpleść "koniec", odnoszący się właśnie do tej śmierci;
    - wielokropek posiada tylko trzy kropki, więc zapamiętaj to, bo czasami stawiasz ich cztery (rozdział v);
    - brakuje ci kropek na końcach zdań (rozdział iv);
    - czasami zapominasz o znakach interpunkcyjnych, np.: "Na mój widok chłopak się spiął a na jego twarzy zawitał łobuzerski uśmieszek." - przed "a" powinnien być przecinek (rozdział iii)
    - "Jak zwykle uległam jego „urokowi” którzy z wiekiem opanował do perfekcji." - tutaj chyba zamiast "którzy" powinno być "który";
    - nie podoba mi się to zdanie: "Łowcy zaś, po Wstąpieniu które zaczynało się w dniu ich siedemnastych urodzin, dostawali tak jakby dar." (rozdział iii)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za uwagi, wszystko będzie uwzględnione przy następnym rozdziale :)

      Usuń
  3. Boże! Napisałam taki dłuugi kom, klikam opublikuj... brak połączenia z netem =.=" załamka...
    To tak na początek uwzględnię tylko 2 błędy. Reszty nie chce mi się szukać od nowa...
    odparła zrezygnowawczo -zrezygnowany jeśli już :P
    no i brak kilku przecinków.
    Poddaję się. Już nie myślę nad tym z kim będzie. Spekulacje na ten temat zakopuję głęboko w ziemi xD
    Żyją? Jak to? Przecież wszyscy zostali wycięci w pień czy coś takiego...
    No, ale w końcu to cały urok tego opowiadania :D Zaskoczenie, niepewność i nieprzewidywalność.
    Rzeczywiście blondasek nie jest bad boy'em. A szkoda :D
    Przepraszam, że tak mało... o ale kurde z tym netem to załamać się można. A w dodatku jestem leniem i nie chce mi się od nowa pisać :D
    Pozdrawiam
    Diaw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tfu... odparł, a nie odparła xD
      Ps. aby nie był kom bez sensu...
      Ciekawy rozdział... Taaaki długi. Opisy no i coś się zaczyna wyjaśniać :D

      Usuń
    2. No to tak, błędy są bo pisałam to na kacu... Choć to marna wymówka xd
      Chyba będę musiała jeszcze raz to przeczytać, skoro tyle uwag :D
      A tak wgl, to w dużo osób przeżyło wtedy, oczywiście wszyscy zwolennicy Króla zginęli, ale to taki szczegół xd

      Usuń
    3. aaa... i wszystko jasne. A myślałam, że jednak wszystkich wybili ^^"
      Chyba każdy był na kacu xD
      nie przejmuj się moimi uwagami :D siedzę w domu już 17 dni i nie mam dla kogo być wredna i teraz wychodzi xd A pomimo tych niewielkich błędów rozdział był super :D

      Usuń
    4. Haha xd wszyscy w ostatnim czasie pochlali ^^
      Cenię sobie twoje uwagi, więc trochę krytyki nigdy nie zaszkodzi :D

      Usuń
  4. Fabuła całkiem niezła, przyjemnie się czyta, ale częsty brak kropek i przecinków strasznie rażą. Mimo to na pewno będę śledzić tę historię :)
    A co do rozdziałów na moim blogu, to następny powinien pojawić się w następnym tygodniu. Dodaję, gdy wszystko napiszę, a tworzę je z marszu i rzadko kiedy mam coś "na zaś".
    Pozdrawiam i dużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdy Ci wypomina błędy, więc ja się skupię na fabule ^^
    "Ja nie jestem aniołem, ale ty jesteś idiotą." mnie zabiło, hahaha :D
    Jestem strasznie ciekawa pochodzenia Sam :) mam nadzieję, że już nie długo wszystko się wyjaśni :) tak w ogóle to Sam i Ezra fjdilsbhdfjkgs *___________*
    Wątek z jej rodzicami jest bardzo ciekawy... demon i anioł w jednym, tego jeszcze nie było :D
    Jestem troszkę na kacu, byłam wczoraj na osiemnastce u koleżanki, więc wybacz, ale nie bardzo idzie mi komentowanie dziś :P ale rozdział mi się strasznie podoba i jest taki dłuuuuuuuuuugi :)
    czekam na kolejny.
    Pozdrawiam :) xx
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd w końcu doczekałam się baardzo pozytywnego komentarza :D
      Jeśli chodzi o jej pochodzenie, to nie jest tak ładnie jak się zapowiada.
      Teoretycznie demon i anioł nie mogą być razem, dlatego to przysporzy jej wiele problemów : *

      Usuń
  6. Trochę za dużo akcji, ale właściwie to ok ;)
    http://kochamtenblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ogólnie wszystkie rozdziały mi się podobają ;) Co do błędów w ogóle mi nie przeszkadzają. Bardziej skupiam się na biegu wydarzeń. Nie mam co więcej komentować więc życzę weny i czekam na następny rozdział !!! ^.^

    OdpowiedzUsuń
  8. Na razie mam za sobą tylko ten rozdział, ale postaram się to nadrobić. Tym razem nie zwracałam uwagi na brak kropek, przecinków czy też ich nadmiar bo akcja mnie za bardzo wciągnęła. Czytając to mam przed oczyma świat popularnego serialu Supernatural. Trudno mi będzie się od niego oderwać i spojrzeć moimi oczami wyobraźni, ale jakoś dam radę. Moja ocena jest bardzo wysoka, bo widać, że masz potencjał.
    Przy okazji, nie będę już zostawiać komentarza w spamie, możesz mnie informować o Twoich nowych notkach? Będę wdzięczna.
    Pozdrawiam.
    http://www.elficka-historia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń