niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział VI

  Obudziłam się w tym samym pomieszczeniu, co z moich snów, jak twierdziła Amanda-służąca. Bez problemów wygramoliłam się z łóżka, po czym spojrzałam na swoje ubranie. Znów miałam na sobie tą kremową suknię, co ostatnio.
Wyszłam na korytarz i ruszyłam na poszukiwania Amandy. Minęłam kilka osób, ale żadna z nich nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi. Byłam dla nich niewidzialna. Oczywiście, dla wszystkich oprócz NIEGO.
 Z opowieść Amandy wiedziałam, że był bezwzględnym władcą z zamiłowaniem do tortur i śmierci. Uwielbiał obserwować cierpienie innych i napawać się ich bólem. Kolejny świr, który chciał się mnie pozbyć. Dziewczyna mówiła, że z pragnienia władzy wybił moją rodzinę i objął tron, a poddani sparaliżowani strachem po prostu mu ulegli. Jedna ze służących wyniosła mnie, ratując przy tym moje życie i królewski ród.
 Usłyszawszy to, omal nie parsknęłam śmiechem. Takiej bajeczki już dawno nie słyszałam. Niemowlę wyniesione z pałacu po to, aby w późniejszych latach mogło wyzwolić swój kraj od władzy jakiegoś króla, którego imienia nie chciała mi zdradzić. Nawet na wspomnienia tej opowieści chichotałam. Ja  księżniczka, a w przyszłości królowa. Czułam, że ona kłamie, ale jaki miałam powód, by jej nie wierzyć? Była tak przekonana o słuszności swojej opowieści, że nie zwracała uwagi na moje protesty.
 Od Śmierci wiedziałam, że moi rodzice zostali napadnięci i zamordowani, a przybywszy po ich dusze, znalazł mnie  przykrytą ciałem matki. Zlitował się nade mną i oddał pod opiekę ludziom. Było to dość dziwne, że wielki Żniwiarz zainteresował się małą dziewczynką. Wtedy wystarczyła mi taka bajeczka i nie dopytywałam więcej na ten temat. Nie interesowało mnie, kim byli moi rodzice i czym sobie zasłużyli na taką śmierć. Jednak Amanda dała mi powód do wątpienia w jego historyjkę. Oczywiście nie wierzyłam w jej wersję, ale przestałam także wierzyć Śmierci.
 Usłyszałam odgłos płaczu wydobywający się spod drewnianych drzwi. Otworzyłam wrota, lecz w środku było ciemno. Wyciągnęłam świeczkę, która znajdowała się we świeczniku przy ścianie w holu i weszłam do pomieszczenia. Ten pokój bardzo różnił się od pozostałych. Inne były zadbane, bogato umeblowane i na swój sposób ładne. Ten był pusty i obskurny. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny. W jednym z rogów dostrzegłam skuloną Amadnę, która cała się trzęsła.
 Podeszłam do niej, chcąc ją jakoś uspokoić, ale ta pod wpływem mojego dotyku jeszcze bardziej się wystraszyła. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Twarz miała mokrą od łez, a na policzku widniał wielki fioletowy siniak. Wiedziałam, kto mógł to zrobić, dlatego jeszcze bardziej znienawidziłam tą osobę. Jak można uderzyć dziewczynę, która jeszcze wyglądała na dziecko? Poprawka: ona była dzieckiem! Ile mogła mieć lat? Piętnaście, szesnaście?
 Złapałam ją pod ramię, chcąc wyprowadzić z tego pomieszczenia. Nie wiedziałam dlaczego, ale wydawało mi się, że w tej komnacie coraz bardziej śmierdział. Spotkałam się z jej sprzeciwem, jednak w końcu uległa i podreptałyśmy do mojego pokoju. Z racji tego, że zawsze budziłam się w tym łóżku, postanowiłam przywłaszczyć sobie tę komnatę.
 Posadziłam ją na sofie przed kominkiem i przyniosłam nawilżony wodą ręcznik. Przy każdym dotyku twarzy tym materiałem dziewczyna krzywiła się z bólu, choć próbowałam robić to najdelikatniej, jak tylko potrafiłam. Współczułam tej dziewczynie. Od małego zmuszana do służenia tyranowi, który ją bił.
 – Nie musi panienka tego robić.  Złapała moją rękę, powstrzymując dalsze czyszczenie.
 – Sam – poprawiłam ją. – Już ci mówiłam, że masz zwracać się do mnie po imieniu
 – Nie wypada mówić tak do księżniczki. – Widziałam w jej oczach błysk.
 Tak jakby cały ból zastąpiono czymś innym. Czymś lepszym. Może nadzieją? Wcześniej nie była tak widoczna, ale teraz widziałam ją wyraźniej. Amanda miała nadzieję, że wraz z moim przybyciem zakończą się wszystkie cierpienia i uwolnię ich od bólu.
Westchnęłam. Jak ona się myliła... Nie mogłam nic zrobić, ale nie chciałam robić jej przykrości, więc przemilczałam to.
 – Amando, powiesz mi, co się stało?
 – To nie panienki wina. Nie powinna się panienka tym przejmować. – Przyciągnęłam ją do siebie i przytuliłam.
 Była jeszcze dzieckiem, nie zasługiwała na takie traktowanie. Ręką gładziłam jej włosy, widziałam, jak bardzo brakowało jej jakiejkolwiek czułości.
 – Amando, muszę spotkać się z tym potworem i... – przerwałam, gdy dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i spojrzała na mnie.
 Jej twarz przybrała teraz trupioblady kolor, na której rażąco uwydatniał się fioletowy siniak. Spojrzała na mnie z przerażeniem
 – Samantho! Nie możesz się z nim spotkać! Jeśli cię rozpozna, zabije, a wraz z tobą umrze nasza nadzieja!
 Musiałam znaleźć jakiś sposób, aby teleportować się tutaj wraz z ciałem. Będąc jedynie w takiej postaci mogłam tylko rozmawiać z Amandą. Dla innych byłam niewidoczna.
 – Widzisz, nie było aż tak trudno – zaczęłam się śmiać, a zdezorientowana dziewczyna w końcu zrozumiała, do czego doprowadziłam, i przyłączyła się, śmiejąc do mnie. Mam nadzieję, że teraz będziesz się zwracać do mnie po imieniu. – Dziewczyna kiwnęła głową na zgodę. – Mam do ciebie prośbę, możesz mi powiedzieć, co to za pierścień?  Wskazałam jej ręką sygnet na mojej dłoni.

 Wielkie drzwi starej restauracji trzasnęły z hukiem. Mężczyzna ruszył pustym holem do gabinetu, który znajdował się na końcu korytarza. Złość emanowała z niego na kilometr. Widział, jak po drodze kilka gapiów wychodziło z pomieszczeń, aby sprawdzić, co spowodowało ten huk.
 Ściągnął skórzane rękawiczki i cisnął je na czerwony dywan przykrywający podłogę. Złapał za klamkę, a następnie nacisnął nią, wchodząc do gabinetu. Na skórzanym fotelu przed biurkiem siedział dowódca stada wilkołaków. Mężczyzna pomimo furii zgrabnie i w miarę spokojnie minął biurko, stając bezpośrednio przed Aaronem. Złapał za jego koszulę, po czym bez żadnego oporu podniósł go i rzucił nim tak, jak piłką o ścianę. Ten oszołomiony i obolały spojrzał na napastnika, który znów przygotowywał się do ataku. Aaron poczuł silną dłoń na szyi przyciskającą go do szafy. Nie miał żadnych szans przy tym starciu, lecz nie mógł też podnieść ręki na własnego przywódce.
 – Rivelash! – warknął. – Samantha Rivelash!
Wilkołak złapał za duszącą go rękę, jednak na próżno. Uścisk był zbyt mocny nawet dla niego. Czuł, że powietrze powoli uchodzi z jego płuc, a twarz przybiera purpurowy odcień. Nagle dłoń puściła gardło, przez co mężczyzna opadł na kolana, głośno zaczerpnąwszy tchu.
 – Chciałeś... chciałeś łowcę – wyjąkał. – Silnego łowcę – wyszeptał.
 – Tak! Łowcę! A nie... – przerwał, wpatrując się w niego. Chwycił go za kołnierzyk i cisnął na krzesło. – Ty nie wiesz, kim ona jest? – zapytał zdziwiony.
 – Ona jest łowcą. Tak jak Scott. Szkoli go od kilku lat i przygotowuje na łowy. Nawet gdybym nie wyczuwał tego, rozpoznałbym łowcę po jego umiejętnościach. – Jasnowłosy prychnął śmiechem.
Przetarł twarz śmiejąc się.
 – Niech mnie diabli! – Pokręcił głową. – On nie wie – szepnął pod nosem.
 Gdy już się opanował, usiadł na kanapie obok biurka i spojrzał na niego.
 – Scott nie żyje, a ona zabiła trzech moich ludzi – powiedział lodowatym głosem.
Aaron spiorunował go wzrokiem
 – Jak to nie żyje?! Przecież potrzebowałeś łowcy. Sam! Chłopaka miałeś zostawić w spokoju! – krzyczał ze złością.
 – Ja go nie zabiłem. – Machnął ręką. – Thomasa trochę poniosło...
 – Poniosło? Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? Obiecałeś mi, że nic im się nie stanie. Chciałeś tylko silnego łowcę i miałeś ją wypuścić, a do chłopaka się nie zbliżać!
 – Niczego ci nie obiecałem – zaśmiał się. – Powinienem cię zabić, ale zostawię to jej. Na twoim miejscu zacząłbym się modlić. Nie chciałbym być teraz w twojej skórze. – Wstał i skierował się w stronę wyjścia.
 Jednak przed opuszczeniem pomieszczenia odwrócił się do znajomego.
 – A tak w ogóle... Arakiel? – zapytał. – Poważnie? Nie mogłeś wymyślić czegoś innego? – powiedziawszy to, wyszedł trzaskając drzwiami.

 Obudziłam się tym razem w kompletnie obcym mi łóżku... i pokoju. Zmarszczyłam czoło, rozglądając się po pomieszczeniu. Meble były w jasnych odcieniach. Kremowa marmurowa podłoga, piaskowa tapeta, mały stoliczek w rogu z dwoma skórzanymi fotelami po bokach. Wielki puszysty dywan znajdował się między dwudrzwiowa szafą a łóżkiem, które było przystrojone w jedwabną beżową pościel.
 Moje czarne włosy w śmieszny sposób kontrastowały z pościelą. Wyciągnęłam dłoń spod kołdry , żeby je ułożyć, i zobaczyłam bandaż na dłoni lekko ubrudzony krwią. Zdezorientowana zaczęłam wodzić wzrokiem po całym pomieszczeniu. Miałam wielką pustkę w głowie, a ból przeszywał ciało. Próbowałam wstać, ale zaraz położyłam się z powrotem. Spojrzałam na mężczyznę siedzącego na materacu. Śmierć z rękami podpartymi pod głową wpatrywał się we mnie. Dostrzegłam troskę i żal w jego oczach.
 – Śmierć... – wyszeptałam. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. – Próbowałam zdobyć się na uśmiech, lecz czułam ból przy każdym, nawet najmniejszym ruchu.
 – Sam, jak się czujesz? – jego słowa zbiły mnie z tropu.
 Nigdy w swoim długim życiu nie spotkałam się z troską Kosiarza. Przy każdym spotkaniu zawsze dogryzaliśmy sobie i najczęściej kończyło się wiązanką niemiłych słów. A teraz? Siedział przede mną i... martwił się o mnie?
 – Na pewno lepiej, niż wyglądam – odparłam chrapliwym głosem.
 Jeszcze raz spojrzałam na obandażowaną rękę i zamarłam. Przypomniałam sobie, że miałam na niej założony pierścień, a teraz nie było po nim śladu. Śmierć także obserwował moją ranną dłoń.
 Po chwili chwycił ją i lekko pogładził kciukiem.
 – Jak się czujesz? – Zmarszczyłam brwi.
 Dlaczego aż tak mu na tym zależało?
 – Śmierć, co się dzieje? – Widziałam, jak łzy zbierają mu się pod oczami.
 Czyżby Wielki Kosiarz miał się zaraz rozpłakać? Opuścił głowę.
 – Chodzi o twoją duszę...  Wyrwałam mu dłoń z uścisku, przerywając przy tym wypowiedź.
 – Czy ja nie żyję? – Czułam pewien niepokój, ale i jednocześnie ulgę, co mnie przeraziło.
 – Nie wiem. – Pokręcił głową. – Czuję, jak twoja dusza balansuje między światami. – Widząc moją zdziwioną minę, kontynuował: – To tak, jakbyś umarła i na nowo odżyła.
 – Jak to możliwe?
 – Nie mam pojęcia. – Pokręcił głową
 – A co ze Sco...? – nie dokończyłam.
 Wspomnienia ostatniej nocy powróciły. Moja rana na ręce, ból w całym ciele, wszystko miało sens. I jeszcze Scott... widziałam przecież, jak umierał!
 Ścisnęłam rękę, powstrzymując ją od trzęsienia się. Śmierć przyglądał mi się z zaciekawieniem. Złapałam go za ramię i mocno ścisnęłam.
 – Powiedz mi, co z nim – wyszeptałam przez łzy.
 – Nic mu nie jest. Trochę go poobijano, ale poza tym jest cały. Uratowałaś mu życie.
 Co ja właściwie zrobiłam? Moja krew i jego rana... Kim ja, do cholery, byłam?!
 – Nie wiem, Sam. Jesteś dla mnie jedną wielką zagadką. Po tym, co się tam stało, już dawno powinnaś być martwa. Tak jak i Scott – westchnął. – To, co zrobiłaś... Nawet ja nie byłbym do tego zdolny. Nikt jeszcze nie sprowadził duszy z zaświatów.
 Wpatrywałam się w niego zdziwiona. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wypowiedziałam to na głos. Chociaż może to i dobrze, gdyż i tak miałam o to spytać. W końcu nadszedł czas, żeby dowiedzieć się o mojej przeszłości. Amanda, o ile istniała, dała mi ku temu powód. A mój pierścień był kolejną częścią tej zagadki.
 Wciąż nie wierzyłam w jej opowieść, ale co mi szkodziło zapytać? Tylko on mógł odpowiedzieć na moje pytania. Wzięłam się w garść i już miałam się odezwać, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się, a w ich progu stanął Scott. Widząc, że już nie śpię, uśmiechnął się i ruszył biegiem w moją stronę, aby po chwili mnie przytulić. Pachniał mydłem i krwią. Słyszałam, jak pod wpływem mojego uścisku jęczał cicho z bólu. Ale musiałam nacieszyć się jego dotykiem. Był żywy, co było najważniejsze.
 Chłopak odsunął się kawałek i usiadł obok mnie. Wyglądał na szczęśliwego, tak jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę.
Scott... – Poczułam, jak łzy spływają po moich policzkach.
Dziękuje, Sam. – Znów mnie przytulił, ale tym razem musnął moją skroń lekkim pocałunkiem. – Uratowałaś mi życie.
Gdyby nie ja, nic by ci nie groziło. – Jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
Strach i lęk w jednym momencie zniknęły. Zostało tylko poczucie winy, że to mogło się skończyć tragicznie. I czyja to była wina? Moja. Przez własną głupotę mogłam stracić jedyną osobę, na której mi zależało.
 – To przed nimi uciekałaś, prawda?
 – Nie znam ich, znaczy myślałam, że znam, ale myliłam się. – Przybrałam zmieszany wyraz twarzy, a kłamstwo płynnie wypłynęło z moich ust.
 – Zaraz to zmienimy – odpowiedział Śmierć. – Sam, widzimy się na dole. – Klepnął Scotta w ramię, a ten wstał i wyszedł.
 Gdy już się ogarnęłam i przebrałam, zeszłam na dół. Znajdowałam się teraz w wielkim domu, a właściwie w willi. I pomyśleć, że tu prawdopodobnie mieszkał Śmierć. Inaczej wyobrażałam sobie jego dom. W mojej wyobraźni był cały umeblowany na ciemno i strasznie. A tu proszę! Wszystko ładne i zadbane. Kolorystycznie wyglądał bardzo delikatnie i łagodnie. Na ścianie wisiało pełno obrazów ukazujących różne, piękne na swój sposób, miejsca.
 Zeszłam po krętych marmurowych schodach, udając się do salonu, gdzie widziałam, jak na kanapie siedział Scott. Na mój widok od razu się uśmiechnął. Znowu poczucie winy obudziło się we mnie. Słyszałam, jak cichy głos w mojej głowie szepcze: Tak, to twoja wina. Czuje się gorzej, niż wygląda. Cierpi, i to przez ciebie. To ty go skrzywdziłaś.
 Westchnęłam głośno i weszłam do pomieszczenia. Śmierć powoli wstał z krzesła i spojrzał na nieznajomego w rogu. Zamarłam, widząc srebrzystowłosego mężczyznę, zwróconego do mnie tyłem. Stałam w miejscu a on obrócił się twarzą do mnie i uśmiechnął.

 – Witam – powiedział. – Nazywam się Christopher. – Spojrzał na mnie swoimi złocistymi oczami, a złość znów opanowała moje ciało.


***
— Sam! Puść go! Sam! — usłyszałam krzyk Scotta.
Nie miałam zamiaru zostawiać tego dupka. Omal przez niego nie zginęliśmy, a w umyśle wciąż kłębiły się nieprzyjemne wspomnienia magazynu, w którym mnie przetrzymywał. Na samą myśl o tych martwych wilkołakach robiło mi się niedobrze. A teraz proszę! Sprawca tych morderstw leżał pode mną z zakrwawioną twarzą. Już nawet ręce zaczęły mnie boleć od okładania go pięściami, ale nie potrafiłam przestać. Mój ból był drobną ceną w zamian za jego cierpienie. Chciałam, żeby cierpiał, i to bardzo.
Czułam radość, widząc go w tym stanie, ale zbyt długo nie mogłam się tym nacieszyć. Śmierć oderwał mnie od mojej ofiary. Stałam teraz kilka kroków od Christopha i wpatrywałam się w swoje dzieło. Jego twarz, jak i moje ręce, zostały umazane krwią. Byłam dumna z tego, co zrobiłam, lecz żałowałam, że nie dostałam jeszcze kilku sekund, abym nieco bardziej go uszkodzić. Spojrzałam na niego groźnie, a Chris tylko wzruszył ramionami.
 Scott podał mu ręcznik i pomógł wstać. Byłam zdezorientowana. Jak on mógł być wobec niego tak miły? Czułam, jak nogi się pode mną uginają, i gdyby nie szybka interwencja Śmierci, pewnie leżałabym plackiem na podłodze. Adrenalina znikała z ciała, ustępując miejscu bólowi, który był spowodowany przez Chrisa! Usiadłam na fotelu i ścisnęłam mocniej oparcie, które lekko zazgrzytało. Kosiarz położył mi dłoń na ramieniu, powstrzymując mnie od kolejnej próby rzucenia się na tego potwora.
 — Sam, zanim znowu zrobisz coś głupiego, wysłuchaj go — poprosił.
 — Wysłuchać? — zakpiłam. — On chciał mnie zabić! Nas! — poprawiłam się. — Prędzej ponownie rzucę się na niego z pięściami, niż wysłucham jego demonicznego bełkotu!
 — Wypraszam to sobie. Nie jestem demonem — odezwał się Christopher, a następnie splunął krwią.
 — Zamknij się! — warknęłam. — Nikt cię nie pytał o zdanie, potworze! — ryknęłam gniewnie.
 — A jeśli okaże się, że jestem tym dobrym? — Na jego twarzy zawitał łobuzerski uśmiech.
Coraz większy się we mnie gromadził. Widząc moją reakcję na jego słowa, Śmierć zacisnął dłoń na moim ciele. Christopher stał kilka kroków ode mnie i badawczo się przyglądał. Próbowałam wstać, ale Kosiarz zaskoczył mnie swoją szybkością i znów siedziałam unieruchomiona na fotelu.
— Dobrym?! — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. — Powiedz mi, jak ktoś, kto twierdzi, że jest dobry, zabija wilkołaki i chciał zabić nas?
— Sam, do jasnej cholery, wysłuchaj go! On ci wszystko wytłumaczy! — krzyknął wściekły Śmierć. — Gdyby nie twój ośli upór, zrobiłby już to dawno temu. Więc proszę, zamknij się na chwile i posłuchaj.
 Zamurowały mnie jego słowa. Pierwszy raz byłam świadkiem tego, że coś wytrąciło z równowagi Śmierć. Ten zawsze opanowany i spokojny osobnik pobłażliwie patrzył na otaczający go świat i można było się domyślić, że nic go nie obchodziło, szczególnie ja. A teraz? Troszczył się o mnie... albo przynajmniej tak mi się wydawało. Mogę nawet przypuścić, że zależało mu na mnie.
Miałam ochotę przywalić sobie w twarz.
— Przepraszam — powiedział blondyn. — Nie chciałem, żeby to tak się skończyło. Zaszło wielkie nieporozumienie. Nie zamierzałem was zabić i to nie ja zabiłem te wilkołaki. — Widziałam, jak na jego twarzy maluje się skrucha.
Wiedziałam, co zobaczyłam. Może i nie zamordował tych półludzi, ale na pewno chciał zabić nas. Przecież nie poturbowałby samochodu, żeby umówić się na kolację.
Patrzyłam na niego z nienawiścią w oczach. Teraz jedyne, co się dla mnie liczyło, to to, żeby dostał za swoje. Christoph chyba się domyślił moich zamiarów, gdyż nim usiadł na kanapie obok mnie, na jego twarzy zawitało lekkie przerażenie.
— Znalazłem ciała i badałem je — wyjaśnił. — Wtedy nie widziałaś zbyt wiele, ale oni są w pewnym transie. Duchowo — martwi, cieleśnie — żyją. Próbowałem ich obudzić, ale nie potrafiłem. Poprosiłem Aarona, żeby znalazł mi łowcę — westchnął. — Mówił, że jesteś doświadczona i może widziałaś coś podobnego. Samantho, nie chciałem, żeby coś wam się stało, ale jak powiedziałaś, że nazywasz się Rivelash, coś we mnie wybuchło. Wyczułem, że na początku kłamałaś, ale potem mówiłaś prawdę, co było dziwne, bo wiedziałem, że ten ród wybito wieki temu. Przepraszam — burknął pod nosem.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego. Dlaczego Aaron mnie zdradził? To było niemożliwe. Znałam go kilka dobrych lat. Fakt, nie widzieliśmy się przez długi czas, ale nie przypuszczałam, że mogłam się co do niego tak mylić. Jego rodzina pomagała mi od wieków, a on po prostu mnie sprzedał... Okłamał i pozwolił wykorzystać. A ja dałam się nabrać jak mała dziewczynka. Czułam się bezbronna i głupia. W ostatnim czasie popełniłam tyle błahych błędów... Byłam zbyt rozkojarzona i nie potrafiłam myśleć racjonalnie. Ale postanowiłam, że to się zmieni.
Przymrużyłam oczy, wpatrując się w Chrisa. Wciąż nie wiedziałam, czym był. Na pewno nie człowiek ani demon. Na wilkołaka też nie wyglądał. Więc czym...?
— Aniołem. Jestem aniołem — odezwał się. 
 Osłupiałam.
 Znów wypowiedziałam swoje myśli na głos! Aniołem? Jeszcze nigdy nie widziałam anioła. Wszystko nabierało sensu. Ta dziwna energia, która wypływała z niego. Nawet jego uroda... Co dziwniejsze, miałam wrażenie, że już gdzieś spotkałam się z taką mocą. Niestety, nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
— Aniołem? — powtórzyłam. — To niemożliwe...
— Czemu? — zdziwił się Christoph. — Skoro istnieją demony, to czemu aniołowie nie mogą?
Śmierć wciąż trzymał rękę opartą na moim ramieniu. Powoli robiło się niewygodnie, ale widziałam jego wzrok, który mówił, żebym nawet nie prosiła, gdyż on mnie nie wypuści. Musiałam to jakoś przeboleć i próbowałam się skupić na Christopherze, który ścierał ostatnie ślady krwi z twarzy. Westchnęłam. Bardziej podobał mi się, leżąc na ziemi i zwijając się z bólu. Teraz powoli dochodził do siebie, a rany na jego twarzy błyskawicznie się goiły.
— Tak więc, Sam, potrzebuję twojej pomocy w...
— Nie — odpowiedziałam lodowato, przerywając mu.
Nie interesowało mnie to, czego chciał ode mnie. I tak bym mu nie pomogła. Myślał, że najpierw może mnie porwać, następnie omal nie zabić, a teraz ot tak przyjść, a ja mu wybaczę, bo, jak twierdził, zaszło nieporozumienie?!
— Puść mnie — syknęłam do Śmierci.
Kosiarz niepewnie zabrał rękę. Odwróciłam się do blondyna, widząc, jak Scott zbliża się do mnie, żeby w razie potrzeby interweniować. Nie miałam zamiaru rzucać się na Chrisa. Już zdążyłam opanować swój gniew, choć z przyjemnością skoczyłabym mu jeszcze raz do gardła.
— Nie mam zamiaru ci pomagać. Nie interesuje mnie, kim jesteś ani czego ode mnie chcesz, więc możesz zabrać stąd swój anielski tyłek i więcej nie wracać. A z tobą pogadam później — zwróciłam się do Śmierci i wymaszerowałam z pokoju.

***

— Mówiłem ci, że to zły pomysł — rzucił Chris oskarżycielsko do Śmierci.
— Dajcie jej czas — odezwał się Scott. — Niech trochę ochłonie. Pójdę z nią pogadać.
Śmierć odprowadził go wzrokiem, a gdy ten zniknął za drzwiami, spojrzał na Christophera.
— Młody ma rację. To dla niej za dużo. Musimy dać jej czas...
— Nie mamy czasu! Widziałeś, do czego on jest zdolny? Jeśli tak dalej pójdzie, nawet ona nie będzie w stanie go powstrzymać. Trzeba zacząć szkolenie.
— Wiem — przyznał Kosiarz. — Ale bez jej zgody niczego nie zrobisz. Przecież do niczego jej nie zmusisz, a zwłaszcza do współpracy. Może Scott coś wskóra... — Śmierć podszedł do komody i wziął szklankę, napełniwszy ją alkoholem.
 Drugą podał Christopherowi i rozsiadł się na sofie.
— Ale przyznaj, nieźle ci przywaliła.

***

 Trzasnęłam drzwiami i resztkami sił rzuciłam się prosto na łóżko. Usłyszałam, jak ktoś puka i woła moje imię, ale nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, szczególnie o tym, co się stało.
Bezczelny dupek. Po tym wszystkim śmiał jeszcze prosić mnie o pomoc? Chyba mój prawy sierpowy był zbyt mało przekonujący.
 Wciąż miałam ręce ubrudzone jego krwią. Rozejrzałam się po pokoju. Znalazłam dwoje dodatkowych drzwi, nie licząc tych wejściowych. Pierwsze prowadziły do garderoby, w której było pełno kobiecych ubrań i wszystkie, o dziwo, w moim rozmiarze. Drugie, na szczęście, prowadziły do łazienki.
 Weszłam do pomieszczenia i zamarłam. W życiu nie widziałam piękniejszej łazienki. Na przeciwko drzwi znajdowała się wielka dwuosobowa wanna obłożona kremowymi kafelkami z małymi listkami w niektórych miejscach. Obok niej, w rogu, stał prysznic z przeźroczystymi drzwiami. Zrobiłam kilka kroków w stronę wanny i poczułam przyjemne ciepło pod stopami. Kafelki były ocieplane, aż miałam ochotę się na nich położyć. 
Zaczęłam nalewać wodę i rozbierałam się. Ułożyłam ciuchy na szafce i przejrzałam się w lustrze. Na całym ciele miałam siniaki różnej barwy. Przeklęłam Chrisa. To przez niego tak wyglądałam i nie mogłam mu się odpłacić tym samym, gdyż jego rany o wiele szybciej się goiły od moich.
Weszłam do wanny i wygodnie ułożyłam się w jej rogu. Byłam tak pochłonięta kąpielą, że nie zauważyłam, jak Śmierć pojawił się obok mnie. Usiadł na brzegu wanienki i wpatrywał się we mnie.
— Miałem nadzieję, że przynajmniej wysłuchasz go do końca — powiedział z rozczarowaniem.
— A ja miałam nadzieję na spokojną i samotną kąpiel, ale najwidoczniej oboje się myliliśmy. — Nim zdążyłam wypowiedzieć kolejne słowo, Śmierć znalazł się obok mnie — zanurzony do pasa w wodzie.
Przyjrzałam mu się badawczo i zaczęłam się śmiać. Kto by pomyślał, że przyjdzie mi się kąpać ze Śmiercią!
Poczułam, jak Kosiarz przyciąga mnie do siebie.
— Co ty robisz? — zapytałam oburzona.
— Masz pełno krwi we włosach. Trzeba to zmyć — wypowiedziawszy te słowa, zanurzył moje włosy i zaczął masować skroń, zmywając, teraz już lepką, krew. 
 Pod wpływem jego dotyku moje ciało odprężało się. Powieki stały się ociężałe, póki słowa Śmierci mnie nie rozbudziły:
— Sam, musisz go wysłuchać — powiedział przesłodzonym głosem.
— Czemu aż tak ci na tym zależy?
— Zależy mi na tobie, a on naprawdę chce ci pomóc.
— Pomóc? — powtórzyłam z niedowierzaniem.
— Tak, pomóc — zignorował mój ton. — Chociaż raz zrób to, o co cię proszę.
Westchnęłam i spojrzałam mu prosto w oczy. Jego mina nie wyrażał żadnych emocji. Może w oczach błysnęło zadowolenie.
— Żebym później tego nie żałowała.





A więc.... druga połowa dodana! 
Następny będzie "prawdopodobnie" w przyszłym tygodniu :)
Podziękowania dla Katariny za pomoc w tworzeniu drugiej połówki : * 

Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! 

16 komentarzy:

  1. 0.0? Jestem dumna ^^ zero spacji przed znakami interpunkcyjnymi, wyczerpujące opisy i wymarzona długość :D serio miał być dłuższy? Łał :D
    Taaak! Scott żyje! Yhy, yhy (taniec radości). Co to za koleś? Tzn. jeden i drugi. Znaczy się: ten "potwór" i ten blondynek- a tak na marginesie: podejrzany typ.
    Chyba jak dotąd najlepszy z rozdziałów ^^
    ale czemu takie małe literki? Przez nie troszkę źle się czyta ;/
    Ale po za tym rozdział świetny ;)
    Pozdrawiam
    Diaw
    http://tajemnice-trzeciego-wymiaru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj biorę się za pisanie drugiej połówki :)
      Teraz będą rozdziały rzadziej dodawane, ale długie. Literki jakimś dziwnym cudem same się pomniejszają, co mnie też bardzo denerwuje.
      O blondynku będzie wyjaśnione w drugiej połówce, a o tyranie ... jeszcze nw kiedy coś konkretnie napisze :D

      Usuń
    2. Tak jest lepiej, jak dla mnie. Dłuższe, a rzadziej.
      Rzeczywiście to denerwuje ^^"
      Mimo tego, że blondynek jest złym chłopcem (co widać) to go lubię xD Śmierć też jest fajny xD
      To weny życzę :D i szczęśliwego (głośnego) Nowego Roku :D
      Ps. mogłabyś mnie informować w zakładce SPAM o nowych rozdziałach? Z góry dzięki ^^

      Usuń
    3. Blondynek nie jest złym chłopcem :< To tylko takie pierwsze złe wrażenie...
      Dziękuje i nawzajem : * Głośny sylwek na pewno będzie :D
      Info o kolejnym nowym rozdziale już umieszczę w zakładkach SPAM :D

      Usuń
  2. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale naprawdę poczułam sympatię do Śmierci. Nie spodziewałabym się po nim, że może tak martwić się o Sam. Bardzo mnie ciekawi kim tak naprawdę ona jest i jaką ma misję w życiu, mam nadzieję, że mimo tych wszystkich przeszkód da sobie radę. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Scott żyje, choć przyznam, że na początku już uwierzyłam, że odszedł, cieszę się, że tamci kolesie byli w błędzie :) Opisy świetne! Naprawdę podziwiam Cię za tak cudne opisanie pokoju i domu Śmierci, ja kompletnie nie jestem do tego zdolna. Tak bardzo jest mi szkoda Amandy... ale z drugiej strony widać, że jest silna, skoro to wszystko znosi... i musi być dobrą osóbką, skoro tak dba o Samanthę.
    Rozdział ciekawy i bardzo ładnie opisany. Z niecierpliwością czekam na siódemkę.
    Pozdrawiam :) xx
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amanda to twarda babka i potrafi na prawdę wiele wytrzymać, zwłaszcza, że teraz w końcu odnalazła się Sam. Dziewczyna ma wielkie nadzieje co do niej , które ten dupek nie będzie potrafił przyćmić. Jednak Śmierć, choć teraz pokazał się z dobrej strony, nie jest bez winy. Ukrywa coś przed Sam, co będzie niosło duże konsekwencje za sobą :d

      Usuń
  3. No przeszkodziłam Ci troszeczkę, ale nie wiedziałam jakie cudo tworzysz ^_^ Więcej nie będę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xd więcej nie będziesz? A dzisiejsza "burza mózgów" którą zakończyłyśmy przed chwilą? :*

      Usuń
  4. Hej, Twój blog został oceniony.

    http://odrobinakrytyki.blogspot.com/p/ocenione.html

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny design bloga , świetnie piszesz i przede wszystkim mądrze , czego chcieć więcej ? Życzę Ci również Szczęśliwego Nadchodzącego nowego roku :*
    obserwacja za obserwacje ? : slodkieslodkieczary.blogspot.com
    będzie mi miło jak polubisz : https://www.facebook.com/pages/Słodkiesłodkieczary/508516302558214?fref=ts

    OdpowiedzUsuń
  6. o.O Śmierć w wannie z Sam... nie mogę ogarnąć >.< do czasu myślę "będzie na 100% z blondynkiem". Przez tą ostatnią scenę moje myśli to "czyżby miłosny trójkącik?" xD
    Jak szybko dodałaś :D Przez chwilę jej kibicowałam ^^ (Z glana go, z glana!).
    Ale jak to nie jest złym chłopcem? Nawet po części?
    druga część tak samo wspaniała jak pierwsza :D
    Mimo, że składałam już życzenia to... dużo weny, szczęśliwego Nowego Roku i w miarę znośnego kaca xD
    Pozdrawiam Diaweria
    http://tajemnice-trzeciego-wymiaru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? To nawet ja nie wiem z kim ona będzie ( jeśli już wgl z kimś ma być xd). A blondas zasłużył na to! Śmierć towarzyszył jej przez setki lat więc już się napatrzył xd dla niej to była ich pierwsza wspólna kąpiel :D

      Dziękuje i wzajemnie :*
      Z tym kacem to już za późno .... ale przynajmniej dzięki niemu powstał, już dziś, prawie cały kolejny rozdział :D

      Usuń
  7. Chociaż nie dodałam komentarzy ko każdego posta to napiszę w tym według mnie najciekawszym XD Też jestem tego zdania że Sam będzie z Aniołkiem ;) Ale Śmierć z Sam w.....wannie ?? Po za tym cieszę się że przeżyła jaki i Scott. Masz wielki talent literacki ! Skąd ty czerpiesz wenę ;D Ale życzę ci jej na ten nowy rok :*
    Wi ki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj :3 Dziękuje :*
      A tak wgl, to co wy się uczepiliście tego blondasa? Czemu akurat z nim? Xd
      Chociaż....pewnie po nowym rozdziale zmienicie zdanie :D
      Pozdrawiam : *

      Usuń
  8. Podobają mi się Twoje opisy :) są po prostu genialne :D zapominasz momentami o kropkach na końcu zdania :) to taka drobna uwaga z mojej strony, bo poza tym bardzo mi się podoba :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    http://always-be-where-you-are.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu pierścień ^_^
    Wiedziałam, że jest jakiś podstęp ze strony Ezry! Nie chciałabym być w jego skórze ;)
    Ufff, Scott żyje! :D
    Śmierć jest bardzo ciekawą postacią :D Przedstawiłaś go w ciekawy sposób... ;)
    Christoph, wrrr. To ten ładny, tak? :D
    Końcówka meeega :D
    Pamiętam, jak gadałyśmy w sylwestra chyba i układałyśmy rozmowę Sam z Christophem, Śmiercią i Scottem ;)) "Nieee, stara, mniej dialogów, a więcej opisów! " :D haha :P Przeze mnie spóźniłaś się z publikacją :P
    Pozdrawiam,
    Katarina
    smiertelnapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń