sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział IV


 Weszłam do zatłoczonego baru, który wcześniej wskazał mi Aaron. Silna woń alkoholu uderzyła mnie na powitanie. W lokalu kręciło się pełno nieludzi. Idąc w stronę barka, minęłam kilka stolików, na których siedzieli także zwykli ludzie. Po drodze rozglądałam się, szukając potencjalnego zagrożenia, a mój wzrok przykuł mężczyzna siedzący samotnie w kącie. W półmroku można było zobaczyć jego kręcone, niemalże srebrzyste włosy i oczy jak bursztynowe szkło. Widziałam jego wyraźnie zarysowane kości policzkowe, pełne usta i długie, gęste rzęsy. Emanował dziwną energią. Nie przypominał wilkołaka, ani demonem. Ta moc była mi zupełnie obca...
 Odwróciłam wzrok, ale moje myśli nadal wiły się wokół obcego. Miałam ochotę podejść do niego, a raczej rzucić się w jego ramiona, zatapiając swoje ręce w jedwabistych włosach nieznajomego. Następnie przyciągnąć go do siebie i... 
  Przestań!  nakazałam sobie. – Przyszłaś tu, by znaleźć Araklesa, a nie uganiać się za demonami! 
 ... skręcić mu kark. Właśnie po to tu byłam. Miałam go zabić.
 Barman spojrzał na mnie badawczo. Wilkołak – pomyślałam. Nic dziwnego, że to właśnie od niego miałam dostać informacje na temat mojej ofiary.
 Półdemon skinął głową na znak, że mnie rozpoznał. Usiadłam przy ladzie.
  Coś podać?  zapytał, uśmiechając się do mnie i obnażając swoje białe niczym papier uzębienie.
  Wódkę z tonikiem.
 Barman podał mi zamówiony trunek i dyskretnie przysunął małą karteczkę. Ukradkiem przeczytałam jej zawartość: W rogu po lewej, Arakles”. Zdziwiłam się. Miałam odebrać od wilczkołaka kilka papierów związanych z wyglądem i najczęściej przebywanych miejscach , a nie rozprawiać się z nim teraz. W sumie byłam też trochę zawiedziona, że mój przystojny nieznajomy był tym demonem, którego miałam zabić. Miałam przy sobie tylko mój ulubiony sztylet z srebrnym ostrzem i czarną skórą owiniętą wokół rękojeści. Na ostrzu wyryto napis Immortalitas. Pochwę z bronią przyczepiłam do uda, które przykryła krótka, wyzywająca, czarna tunika. No cóż, skoro już tu był, to co mi szkodziło załatwić go teraz? Zresztą szybciej wrócę do domu... Choć naprawdę żałowałam, że miałam go zabić.
 Siedząc na stołku, zaczęłam obmyślać prosty plan schwytania go. Chociaż w powietrzu unosił się smród różnych mieszańców, nie byli oni potężni, więc bez problemu powinnam dać sobie z nim radę. Chyba że miał wspólników, to by utrudniło sprawę, przez co musiałam wyprowadzić go z tego lokalu.
 Wypiłam swój drink i odeszłam od baru. Zetknęłam się ze spojrzeniem Araklesa. Obserwował mnie. Zbliżałam się do wyjścia, nadal patrząc w jego oczy. Nim zniknęłam za drzwiami, posłałam mu jednoznaczny uśmiech.
 Ech... że to tak musi się skończyć...
 Zaledwie kilka sekund po moim wyjściu wrota znowu się otworzyły. Szłam powolnym krokiem przez ciemną uliczkę, gdy usłyszałam anielski głos:
  To niebezpieczne chodzić samemu w nocy  odezwał się Arakles.
 Niech go diabli! Był po prostu idealny!
 Odwróciłam się do niego, po czym dostrzegłam jego szeroki uśmiech.
  Już myślałam, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz  odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć on mógł inaczej zinterpretować moje wyznanie.
 W ułamku sekundy znalazł się przy mnie. Poczułam bijące od niego ciepło. Miałam wrażenie, że zamiast przytulać się do mężczyzny, znajdowałam się w objęciach wulkanu szykującego się do wybuchu. Złapał mnie w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej. Jego uścisk był silny, ale zarazem delikatny. Czułam jego oddech muskający mój kark. Nos ocierał o mój policzek, aż w końcu przesunął się w stronę mojego ucha i wyszeptał:
 – Mogłabyś choć zdradzić swoje imię?
  Melany – odparłam, po czym wsunęłam rękę w jego włosy.
 Tak jak przypuszczałam, były miękkie i delikatne. Pociągnęłam je do tyłu, odsłaniając szyję, po czym przycisnęłam ostrze do jego gardła.
  Arakles, jak mniemam?
 Mężczyzna parsknął śmiechem. Poczułam w środku niepokój, ale nie dałam tego po sobie poznać.
  Jeśli nie jesteś Araklesem, to kim?  Ścisnęłam mocniej dłoń ze sztyletem, a moje kostki zbielały.
  Powiem ci, jeśli zdradzisz mi swoje prawdziwe imię.
 Skąd on wiedział?
 – Samantha
  Nazwisko  powiedział.
  Ravel. - Dlaczego to powiedziałam?! Słowa same wypływały z moich ust.
  Prawdziwe nazwisko! – Niemalże krzyczał.
 Choć to ja przyparłam go do muru, czułam jak we mnie toczy się walka. Część mnie chciała mu zdradzić swoją tożsamość. Ulec jego urokowi. Czułam, że mogę mu zaufać i powinnam być wobec niego szczera, ale dlaczego?! Inna zaś chciała go zabić, krzycząc ciągle: OSZUST!
 W końcu bitwa się skończyła...
  Rivelash. –  Dlaczego to zrobiłam?!
 Poczułam silny ból w tyle głowy, a przed moimi oczami zapadł mrok. W oddali słyszałam śmiech nieznajomego...

***

 Znalazłam się w ciemnym, kamiennym pokoju. Leżałam na podwójnym łóżku z czerwoną pościelą i baldachimem, z którego wiło się kilka pasm cienkiego, jedwabistego materiału. Próbowałam wstać, ale zbyt mocno kręciło mi się w głowie. Oparłam się o drewniany stelaż i omiotłam wzrokiem salkę, w którym przebywałam.
 Pomieszczenie oświetlało nikłe światło wydobywające się z kominka. W tej sali dostrzegłam tylko jedno wielkie okno i czerwona skórzana sofa znajdująca się przed kominkiem. Oddzielał je brązowy dywan w dziwne szlaki. W końcu wstałam, ale zaraz zostałam zmuszona do wsparcia się na czymś. Tym razem padło na drewniany stolik nocny przy łóżku. Był zimny w dotyku, aż poczułam gęsią skórkę. Kremowa suknia rozprostowała się na nogach.
 Kiedy ja ją założyłam? Delikatny materiał był zbyt niewinna jak na mnie. Ubranie idealnie podkreślało moją figurę. Góra opinała moje piersi, dół zaś był luźny. Miałam wrażenie, że tych kilka warstw materiału nieco powiększała mi pośladki. Jednak teraz musiałam dowiedzieć się, jak się tu znalazłam i jak się stąd wydostać.
 Chwiejnym krokiem udałam się w stronę wielkich mosiężnych drzwi. Ku mojemu szczęściu nie zamknięto je na klucz, więc swobodnie wyszłam z pokoju. Na korytarzu też panował półmrok. Czułam chłód pod gołymi stopami. Hol rozświetlono świecznikami przymocowanymi do muru. Szłam, sunąc ciałem wzdłuż ściany, gdyż nadal byłam osłabiona i nie potrafiłam ustać na własnych nogach.
 Pomimo kiepskiej iluminacji widziałam ślady po obrazach. Ściany były gołe, zimne i ponure.
 Usłyszałam ciche głosy dobiegające zza wielkich drzwi na końcu korytarzu. Widziałam poruszające się pod nimi cienie. Za mną usłyszałam dźwięk czyichś kroków, przez co się odwróciłam.  Dwóch mężczyzn ubranych w szare zbroje przeszło obok mnie nawet nie zwracając uwagi na moją obecność i weszli do pomieszczenia, z którego wydobywały się szepty. Wrota otworzyły się, a z pomieszczenia wyszła ubrana w brązową sukienkę z białym fartuchem młoda kobieta. Czyżby była służącą?
 Spojrzała na mnie i znieruchomiała. Gdy się otrząsnęła, szybkim krokiem podeszła do mnie i chwyciła za ramię.
 – Co panienka tu robi?  szepnęła.
  Ja... - przerwałam.
 W sumie nie wiedziałam nawet, gdzie byłam...
  On nie może panienki zobaczyć! Musi panienka uciekać!  W jej głosie można było usłyszeć strach i przerażenie.
 Ale dlaczego?
  Kto Zmarszczyłam brwi.

 Do diabła, kim ona jest i gdzie ja się znajdowałam?!
  To panienka o nim nie wiem?  Służąca najwyraźniej była zaskoczona. Wypuściła głośno powietrze, a jej oczy zrobiły się szkliście szare. – Panienki tu nie ma! Panienka śni!  Widziałam ulgę malującą się na jej twarzy.
 Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc  całego tego zdarzenia. Co, u licha, się tu działo?!
  Co?  odezwałam się w końcu, a następnie wyrwałam się z jej uścisku.  Gdzie ja jestem?!
 Westchnęła. Rozejrzała się dookoła, jakby sprawdzając, czy nikt nie nadchodził. Ta sytuacja coraz bardziej mi się nie podobała.
 Kącik jej ust uniósł się lekko, posyłając mi uśmiech. W końcu i ona się odezwała:
  W swoim domu.
***
 Chłopak, leżąc na plecach, słuchał muzyki. Wzrok miał skierowany ku górze, a ręce skrzyżował pod głową. Skoro Sam musiała wyjechać, to co on mógł robić? Miał kilka dni wolnego, więc postanowił je przeznaczyć na oddanie się słodkiemu lenistwu. Na samą myśl o wolności uśmiechnął się.
 Z zadumy wyrwał go dźwięk tłuczonego szkła. Sięgnął ręką pod łóżko i wyciągnął spod niego puginał. Mocno ścisnął ostrze w jednej dłoni i niemal bezszelestnie zszedł na dół. Jego opiekunka, a zarazem trenerka, dobrze go przygotowała w razie spotkania nieproszonych gości. Chociaż ich treningi głównie opierały się na zabijaniu demonów, mógł swobodnie wykorzystać te umiejętności do innych celów. Na przykład do dokopania półdemonom, których nie cierpiał.
 W kuchni znajdował się młody mężczyzna. Miał kilkudniowy zarost, a przez okulary, które w ogóle mu nie pasowały. Przed nim leżały kawałki zbitego talerzyka, nad którymi teraz się pochylał, chcąc je zebrać.
 Gdy Scott zszedł ze schodów, uniósł głowę w jego stronę.
  Dzień dobry.  Uśmiechnął się do niego.
 Młodzieniec zmarszczył brwi, mocniej ściskając broń w dłoni. Uświadamiając sobie, że znał intruza, rozluźnił chwyt na rękojeści. To był ten sam mężczyzna, który przerwał bójkę w barze. A teraz, jakby nigdy nic, znajdował się w jego domu.
 – Ostatnio nie przedstawiłem się należycie. Aaron.  Wyciągnął do niego rękę.
 Chłopak, choć niepewnie, odwzajemnił uścisk.
  Scott.  Odpowiedział.  Co ty tu robisz?
 V Sam prosiła mnie, żebym się tobą zajął podczas jej nieobecności.  Kącik jego ust zadrżał, na co Scott przewrócił oczami.
 W jego spojrzeniu dostrzegł współczucie, które w żaden sposób nie pasowało do zaistniałej sytuacji. Chłopak przyzwyczaił się do tego, iż większość spotkanych osób bała się jego "siostry", ale nigdy nie przypuszczał, że ktoś będzie mu współczuć. Prawdopodobnie dlatego, że musiał z nią tyle przebywać. 
 Oni nie znali Samanthy od tej innej strony. Może i była surowa, a czasami bezwzględna i lubiła torturować winnych, ale była to też najlepsza osoba, jaką spotkał w swoim życiu. Gdyby nie ona, pewnie byłby już martwy. Zawdzięczał jej życie i opiekę nad sobą, chociaż nie musiała tego robić. A on w żaden sposób jej tego nie ułatwiał. Szczególnie w ostatnim czasie. 
  Nie martw się, dała mi listę rzeczy, które mamy do zrobienia.  Postawił talerz na stole. – Zjedz śniadanie i się ubierz.
  Po co? - zapytał zdezorientowany chłopak.
 – Jak to po co? Siódma trzydzieści. Trening!  Uśmiechnął się, obnażając zęby.

***

 Poczułam, jak zimna ciecz spływa po mojej twarzy. Tak, jakbym została czymś oblana. Otworzyłam oczy. Przede mną stał ten sam mężczyzna, co w zaułku, i trzymał w ręku wiadro, z którego skapywały ostatnie krople wody. Uśmiechnął się do mnie. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu współczułam temu przystojniakowi. Kilka minut? Właściwie to nie wiedziałam, jak długo byłam nieprzytomna.
 Znajdowałam się w szarym pokoju. Z sufitu zwisała goła żarówka oświetlająca pokój. Przesunęłam wzrokiem pomieszczenie, dłużej spoglądając na stolik przy ścianie. Leżała na nim czarna skórzana kurtka, mała torebka i sztylet, którym groziłam nieznajomemu. Chciałam się rzucić po broń, ale poczułam ból w nadgarstkach. Sznur obwiązany wokół moich dłoni zatrzymał mnie.
  Nie martw się, nie uciekniesz  odezwał się swoim anielskim głosem.
 Krople wody ściekały mi po twarzy i kapały na tunikę.
  Wypuszczę cię, jeśli mi powiesz, kim jesteś i dlaczego szukasz Arakiela. Chociaż nie... Najpierw wyjawisz mi swoje prawdziwe imię.
  Już ci mówiłam – odparłam ochrypłym głosem.
  To niemożliwe – powiedział, kręcąc głową. Wypuścił głośno powietrze. – Albo mi je zdradzisz, albo zrobi się nieprzyjemnie.  Teraz jego głos nabrał nutkę złości.
 Pustym wzrokiem patrzyłam w jego, teraz złociste, oczy. Spojrzałam w stronę metalowego stolika. Ile bym dała, żebym teraz mogła dosięgnąć swojego sztyletu.
 Nieznajomy podążył za moim wzrokiem. Podszedł do broni, postawił wiaderko i wziął ostrze do ręki.
  To zaczniemy inaczej. Skąd to masz? – Nie odpowiedziałam.
 Mężczyzna podparł zgiętym palcem moją brodę, zmuszając do spojrzenia na niego.
  Skąd?  Powoli tracił cierpliwość.
  Pierdol się  wyszeptałam i splunęłam mu prosto w twarz.
 Wytarł rękawem policzek, a jego śmiech rozbrzmiał jak echo w mojej głowie.
  Nigdy jeszcze nie spotkałem demona posługującego się demonicznym ostrzem.
 Fakt, ostrze było zrobione z metalu o wiele bardziej zabójczego dla demonów. Sam jego dotyk parzył im skórę. Ale nigdy nie wyrządził mi żadnej krzywdy.
  Nie jestem demonem.  Znów usłyszałam jego śmiech.
  Dobrze, więc czym jesteś?  Miałam ochotę poćwiartować go.
 Rzucił ostrze na stół.
  Jeśli nie w ten, to w inny sposób zmuszę cię do mówienia.  Wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami, ale nie zamknął ich na klucz.
 Jego kroki stawały się coraz cichsze.
 Gdy już całkowicie ucichły, zaczęłam wiercić się na krześle. Sznur tarł moje ręce, szarpałam się wystarczająco długo, aby poczuć zapach swojej krwi. Ciepła ciecz spływała po skórzeLina nasączona szkarłatną mazią troszkę się obluzowała. W końcu poluzował się na tyle, że mogłam uwolnić dłonie. Przetarłam zakrwawione nadgarstki, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do drzwi.
 Za nimi znajdował się hol, tak samo szary jak to pomieszczenie, w którym byłam. Po bokach znajdowały się niezliczone metalowe drzwi z kratami, prowadzące do jakiś pomieszczeń. Zerknęłam do kilku z nich i zauważyłam, że w każdym z tych pokojów leżał martwy wilkołak.
 Ostrożnie weszłam po schodach na górę, upewniając się, że nikogo nie było w pobliżu. Wybiegłam z magazynu, w którym mnie przetrzymywano, i ruszyłam do głównej ulicy.

8 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie piszesz ;) Podoba mi się.

    this-is-it-the--apocalypse.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. No to zrobiło się niebezpiecznie. To dobrze, że udało jej się uciec, ale dlaczego on nie zamknął tych drzwi?! No okej, tym lepiej dla niej, ale to było trochę nierozsądne moim zdaniem XD
    Czekam na następny rozdział i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On specjalnie ich nie zamknął :D wyjaśnię w następnym rozdziale ;d

      Usuń
  3. Wow, ciekawa historia :) Wyczuwam jakiś postęp ze strony Aarona :P Mam nadzieję, że Sam sobie poradzi i się uwolni :) Czekam na V i dodaję do polecanych u mnie.
    pozdrawiam x
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. widzę, że akcja coraz bardziej się rozkręca :D Też wyczuwam lekki podstęp Aarona :) i o co chodzi z tymi drzwiami o.O mam pewną uwagę... stawiasz spację przed kropką, a to jest jako taki błąd i ie wiem jak innym, ale mi trochę źle się czyta... ale to mi :D
    ps. sorry za brak komentarza pod poprzednim rozdziałem, ale to były sprawy wyższe xD
    Pozrawiam Diaw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie nowy rozdział ^^"
      zapraszam
      http://tajemnice-trzeciego-wymiaru.blogspot.com/

      Usuń
  5. Ależ ciekawy rozdział!! Cały czas zastanawiam się, kiedy będzie jakiś wątek miłosny...
    Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Do szablonu pasowałaby czerwona czcionka ;) Oczywiście czarna też jest okej ;P I zobacz, bo co któryś wyraz w tym rozdziale jest czerwony ;)) a dokładnie to wszystkie powtórzenia :PP
    "Sztylet był przyczepiony do uda, którą przykryła krótka, wyzywająca, czarna tunika" - które
    "Oddzielał ich brązowy dywan w dziwne mazaje." - Oddzielał je
    "W końcu wstałam, ale zaraz zostałam zmuszona do podparcia się czymś" - podparcia się na czymś
    " Za mną dobiegł mnie dźwięk czyiś kroków, przez co się odwróciłam" zmieniłabym na " Za mną dobiegł dźwięk czyiś kroków, przez co się odwróciłam"
    "Dwoje mężczyzn, ubranych w szarą zbroje, nawet nie zwróciło na mnie uwagi i weszli do pomieszczenie z którego wydobywały się szepty. " zmieniłabym na "Dwóch mężczyzn, ubranych w szare zbroje, nawet nie zwróciło na mnie uwagi i weszło do pomieszczenia, z którego wydobywały się szepty. "
    "Gdy się otrzęsła szybkim krokiem podeszła do mnie i chwyciła za ramię." - przed "szybkim" przecinek :P
    "Ścisnął ostrze mocno w jednej ręce i, niemal, bezszelestnie zeszedł na dół. " - przecinki :P "...i, niemal bezszelestnie, zszedł ..."
    A więc pułapka! No proszę, proszę ;) Mam nadzieję, że Scottowi nic nie będzie. Wydawało mi się, że Aaron boi się Samanthy, a tu takie rzeczy ;)
    Pozdrawiam,
    Katarina
    smiertelnapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń