poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział II


 ***



 - Scott! Wstawaj! - Już chyba po raz setny go wołałam. Jak zwykle odpowiedziała mi cisza.
 Nie mogłam uwierzyć, że ktoś potrafił tak twardo spać! Rzuciłam drewnianą łyżkę do zlewu, a ona wydała charakterystyczny dźwięk drewna odbijającego się od metalu i udałam się do jego pokoju. Lekko uchyliłam drzwi i wśliznęłam się do środka.
 Na łóżku w poprzek leżał chłopak przykryty pogniecioną kołdrą. Jego twarz była zwrócona w moją stronę, a oczy zamknięte. Jego warga była rozciętą, a kilka siniaków zdobiło ciało chłopca. Poza tymi drobnymi ranami, nawet słodko się prezentował. Musiałam stłumić chęć uszczypnięcia jego policzków i zmierzwienia włosów, jak to zwykle robiły starsze panie swoim wnuczętom.
 - Scott, wstawaj - szepnęłam mu do ucha.
 Odburknął coś pod nosem i odwrócił głowę. Wstałam, a mój wzrok przykuła butelka leżąca po drugiej stronie łóżka. Ten gówniarz wypił mi mój burbon! O nie. Tego było już za wiele. Wściekła weszłam do łazienki i odkręciłam wodę w zlewie. Po chwili wyszłam z miską napełnioną lodowatą kranówkę i jednym ruchem wylałam jej zawartość na chłopaka. Ten jak wicher zerwał się z łóżka, a ja nie mogłam ukryć swojego zadowolenia. W końcu należało mu się. Owszem, pozwalałam mu na wiele, chociaż był jeszcze dzieckiem, ale to nie znaczy, że mógł wypić sobie całą butelkę alkoholu.
 Zdezorientowany nastolatek spadł z łóżka. Przetarł rękami mokre włosy i zatrzymał ręce na głowie. Zmrużył oczy. Czyżby kac? Nie mogłam powstrzymać radości z mojego triumfu.
 - Zwariowałaś?! Przecież... - Spojrzał na elektroniczny zegarek znajdujący się na szafce obok niego. - Jest dopiero szósta. Trening zaczynamy o dziesiątej. Mogłabyś mi go dzisiaj darować...
 I znów to jego błagalne spojrzenie, którym wymuszał na mnie pozwolenia na swoje idiotyczne pomysły.
 - Dzisiaj nie ma treningu. - Nie mogłam doczekać się jego reakcji, gdy już się dowie co dla niego przygotowałam. - Za dziesięć minut widzę cię przy śniadaniu – powiedziawszy to, wyszłam z jego pokoju.
 Usłyszałam ciąg przekleństw skierowanych w moją stronę i nawet dźwięk tłuczonego szkła, ale wiedziałam, że nic nie zepsułoby mi tego poranka. Zeszłam do kuchni, gdzie zastałam starszą kobietę, około pięćdziesięcioletnią, naszą gosposię. Jej długie blond włosy były upięte w kok. Spojrzała na mnie zielonymi oczami i uśmiechnęła się.
 - Dzień dobry, panienko. - Odpowiedziałam jej skinięciem głowy. - Postanowiłam dokończyć przygotowywanie pani śniadania.
 - Dziękuje ci, Dorothe. - Byłam pewna, że jajecznica się spaliła. – Mam prośbę do ciebie. - Kobieta odwróciła się w moją stronę. - Mogłabyś wymienić pościel u Scotta? Jest cała mokra. - Dorothe zamurowało.
 Spojrzała na mnie zaskoczona, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło.
 - To woda. - Usiadłam przy stole i wzięłam kromkę chleba, na którą położyłam plasterek sera.
 - Panienka ma jakieś plany na dzisiaj? - zapytała.
 - Niespodzianka. - Znów uśmiech królował na mojej twarzy.
 - Pan Scott wie?
 Uwielbiałam pogawędki z Dorothe. Ta kobieta rozumiała mnie jak nikt inny, ale też miło się rozmawiało z nieświadomą naszego pochodzenia osobą. Często pomagała mi w wychowaniu nastolatka, służąc dobrą radą, czy też sama ingerowała w nasze życie. Czasami zachowywała się, jakby była naszą babcią, co chociaż po części przypominało mi normalne ludzkie życie...
 - Dowie się za niedługo - odparłam.
 Kończąc wypowiedź, dostrzegłam Scotta schodzącego na śniadanie. Włosy miał już suche, ale było po nim widać, że męczył go ból głowy. Usiadł naprzeciwko mnie, oczywiście zaszczycając niemiłym spojrzeniem, i nałożył sobie jajecznicy na talerz.
 - Więc jaka kara mnie czeka? - rzucił niedbale.
 Miałam ochotę rozpłakać się ze śmiechu. Scott, cały naburmuszony, grzebał widelcem w jajecznicy.
 - Zobaczysz. - Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem i lekko wygięłam kącik ust.
 Resztę śniadania przemilczeliśmy. Tuż przed siódmą odeszłam od stołu, wkładając mój kubek po kawie do zmywarki, i udałam się do swojego pokoju. Przed wyjściem krzyknęłam jeszcze, żeby zabrał swoje rzeczy do ćwiczeń, po czym zaczekał na mnie przed autem. Jego torba zwykle zawierała koszulkę, krótkie szorty, adidasy i oczywiście ręcznik, a także coś do picia. Do tego kilka sztyletów różnej wielkości i masy, ale to ja zwykle je zabierałam przed wyjściem.
 - Powiesz mi w końcu, gdzie się wybieramy? - Usłyszałam jego głos za sobą.
 Wiedział, że mu to niczego nie da, choć jak zwykle próbował.
 Nie usłyszawszy odpowiedzi, Scott pokręcił głową i poszedł po swoje rzeczy. Wzięłam czarny sweterek z podwijanymi rękawami do łokcia i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie chłopak. Wzięłam kluczyki, które leżały w porcelanowej miseczce na komodzie przy schodach. Scott przerzucił przez ramię swoją szarą sportową torbę i poszliśmy do auta.
 Był dopiero poranek, a promienie słoneczne przedzierały się przez drzewa, ogrzewając nas. Najchętniej rozłożyłabym leżak przed jeziorem i poopalałabym się kilka godzin. Chociaż moja jasna karnacja nie dawała za wygraną, lubiłam leżeć będąc przykryta promieniami słonecznymi.
 Podeszliśmy do czarnego jeepa stojącego na podjeździe, i w milczeniu wsiedliśmy do niego. Wyjechałam z naszej posesji i udałam się w stronę betonowej drogi, która prowadziła do końca lasu. Scott wiercił się na siedzeniu. Każdy ruch sprawiał mu ból. Ale to nic w porównaniu, do tego co go czekało.
 - To dowiem się w końcu, dokąd jedziemy? - Już nie było odwrotu. Nie miał gdzie uciec, więc postanowiłam mu powiedzieć:
 - Do szkoły. - Spojrzałam na niego.
 Otworzył usta i od razu je zamknął. W końcu coś wymamrotał:
 - A... ale… Przecież myślałem, że ty mnie uczysz. To znaczy mówiłaś, że wystarczy to, co umiem, i powinienem się skupić na treningach.... - Od czterech lat Scott nie chodził do szkoły. Znał podstawowe informacje, które były bezużyteczne dla Łowcy. Musiał wiedzieć, jak skutecznie i szybko zabijać demony, a takie informacje, jak na przykład stan gospodarki krajowej w XVIII wieku czy zasługi Jerzego III nie były mu potrzebne. Scott szybko się uczył i miał bardzo dobrą pamięć, dlatego też uznałam, że wystarczą mu książki, które sama dla niego przygotuję. Musiał przecież mądrze dokonywać wyborów, a nie rzucać się na pierwszego - lepszego demona. Chciałam, żeby nauczył się odpowiedniej taktyki i jak dobrze ją wykorzystać.
 - Tak, i nadal będę, ale pomyślałam, że towarzystwo rówieśników dobrze ci zrobi.
 - Nie! - zaprotestował. - Nie będę zadawał się z ludźmi! - Wypuściłam głośno powietrze.
 - To, że jesteś Łowcą, nie znaczy, że nie jesteś człowiekiem, a tak poza tym to dopiero za kilka tygodni przystąpisz do Wstąpienia. - Oj, on naprawdę potrzebował ich towarzystwa.
 - Ale nie jestem taki jak oni! Wychowałaś mnie na Łowcę. Wojownika! A nie człowieka. - Miał rację. Zbyt różnił się od innych. Już dawno powinnam była wysłać go między ludzi.
 - Wiem, ale doszłam do wniosku, że to dobrze ci zrobi. Może czegoś cię to nauczy? A może poznasz nowych przyjaciół...
 - Nie chcę przyjaciół - przerwał mi. - Czego to ma mnie nauczyć?!
 - Na przykład dyscypliny. Skoro ja przez dwanaście lat cię tego nie nauczyłam, może im się uda. I może trochę szacunku do starszych...
 Na twarzy Scotta pojawił się szyderczy uśmiech.
 - Starszych? - powtórzył szczerząc się.
 Wiedziałam, o co mu chodziło. Teoretycznie wyglądałam na… może dziewiętnaście lat, a praktycznie miałam kilka wieków za sobą. Nie starzałam się, nie chorowałam. Byłam nieśmiertelna. Nawet obrażenia, goiły się szybciej niż u normalnego człowieka.
 - A po co miałem wziąć torbę?
 - Zapisałam cię do drużyny futbolowej. - Kolejny punkt dla mnie, chociaż gdybym miała z nim ćwiczyć, byłoby o wiele gorzej. Oczywiście dla niego. - Dzisiaj po czwartej lekcji masz trening. - Jego wzrok spoczął na mnie.
 Widziałam, że to spojrzenie przepełnione było gniewem. 
A masz za swoje!
 - Chyba żartujesz! - odezwał się po chwili namysłu. Jego krzyk rozbrzmiał w całym aucie. - Ledwo co siedzę, a mam jeszcze turlać się po boisku?!
 - Chyba że wolisz trenować ze mną - zaproponowałam.
 Sięgnęłam za siedzenie i podałam mu kilka wydrukowanych kartek papieru.
 - Tu masz plan lekcji, rozpiskę klas, numer i szyfr do szafki.
 - Scott Ravel? - Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
 - Przecież nie podam naszych prawdziwych nazwisk!
 - Czekaj… To ty też będziesz chodziła ze mną do szkoły?!

***

 Parę minut przed ósmą zaparkowałam mojego jeepa na parkingu szkolnym. Jazda zajęła nam więcej czasu, niż przypuszczałam. Zwykle powinna trwać maksymalnie dwadzieścia minut, ale z powodu krzyków i awantur Scotta musiałam co chwilę się zatrzymywać. Wysiadłam z auta i otworzyłam chłopakowi drzwi. Wcześniej zatrzasnęłam zamek, w razie gdyby przyszło mu do głowy wyskoczenie z samochodu podczas jazdy, i oczywiście się nie myliłam. Słyszałam, jak kilka razy łapał za klamkę, usiłując otworzyć drzwi i zwiać. Chwyciłam go za ramię i postanowiłam zaprowadzić do klasy, aby mieć pewność, że nie ucieknie.
 Szliśmy powoli, gdyż Scott nadal kuśtykał. Weszliśmy do budynku podwójnymi metalowymi drzwiami z nadświetlami na górze. Ho wyglądał szaro i przygnębiająco. Kilkanaście szafek zajmowało obydwie strony ścian. Momentami czułam się jak w więzieniu. Te kolory naprawdę potrafiły przytłoczyć człowieka. Po drodze mijając grupki kilku ciekawskich uczniów, słyszeliśmy szepty na nasz temat. Naturalnie nasuwało im się to samo pytanie Kim oni są?.
 Zaprowadziłam chłopaka pod samą klasę - podobnie jak hol wydawała się ponura i przygnębiająca, ale na swój sposób była lepsza od sali, w której miały się odbyć zajęcia Scotta. Kilka plakatów o tematyce ludzkiego istnienia ozdabiało ściany, a na prowizorycznych półkach walały się książki. Aż grzechem było pozostawianie jakichkolwiek dzieł w tak nieodpowiednim miejscu.
 Upewniwszy się, że chłopak już nie ucieknie, udałam się na swoje zajęcia. Według planu miałam teraz historię. Klasa znajdowała się dwa pomieszczenia dalej. Przeszłam przez „więzienny” korytarz i stanęłam w progu. Starszy mężczyzna stojący przy biurku gestem ręki zaprosił mnie do siebie. Przedstawił się jako Edward Johnson – nauczyciel historii. Tak też wskazywała pozłacana tabliczka z jego imieniem stojąca na dębowym biurku. Musiał mieć około czterdziestu lat, choć jego szarawe włosy i lekka łysina wskazywały na więcej. Małe, okrągłe okulary, zdobiły jego twarz, jednocześnie podkreślając intensywny odcień brązowych oczu. 
 Cała klasa zdążyła już wejść do pomieszczenia, a ja nadal stałam przy biurku, gawędząc sobie z nauczycielem.
 - Dzień dobry, klaso - zaczął po dzwonku profesor. - Chcę wam przedstawić nową uczennicę, Samanthę Ravel. Od dziś wraz z bratem będzie uczęszczać do naszej szkoły. - Wskazał ręką wolne miejsce z tyłu, nakazując mi je zająć, więc posłusznie udałam się w jego stronę.
 Idąc w stronę ławki, czułam, że wzrok wszystkich w klasie zwrócony był w moim kierunku. To było takie żałosne i trochę męczące. Ale nie miałam żadnego wpływu na działanie uroku. 
 Gdy już dotarłam na swoje stanowisko, wyciągnęłam zeszyt z torebki. Wszyscy oprócz jednego chłopaka zdążyli się odwrócić. Siedziałam przy oknie, zajmując ostatnie miejsce w rzędzie, a nieznajomy, który gapił się na mnie, oddalony był ode mnie o kilka ławek. Cechowała go przeciętna uroda. Jego włosy miały podobny kolor, co moje. Chociaż to nie był jego naturalny kolor, idealnie komponowały się z opalenizną. Zerknęłam na niego i napotkałam brązowe tęczówki zwrócone w moją stronę. Wciąż na mnie patrzył, jakby badał wzrokiem każdy milimetr mojego ciała. To było irytujące. Odwróciłam się, próbując zająć się lekcją, ale wciąż czułam jego spojrzenie na karku.
 No cóż, moja cierpliwość zostanie poddana trudnej próbie.


Rozdział zbetowała Nearyh

7 komentarzy:

  1. WOW, muszę przyznać, że piszesz tak... książkowo. Jeśli ta w ogóle można pisać ;p. Czytam wiele blogów, ale ten z pewnością się wyróżnia, chociażby pod względem składni zdań czy zapisu dialogów. Polubiłam główną bohaterkę. Widać, że nie jest taką cichą myszką i nie da sobą pomiatać. O fabule na razie nic nie powiem, bo to dopiero drugi rozdział, ale na pewno będę wpadała tu częściej :)
    Tylko taka jedna mała uwaga: staraj się nie robić spacji przed znakami interpunkcyjnymi :)
    Pozdrawiam i weny życzę na dalsze rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę miło słyszeć , że komuś się to podoba : )
      To dopiero początek więc fabuła dopiero co się rozkręca :D
      Dziękuje :)

      Usuń
  2. kobieta zUo xD ale kocham ją ^^ tzn. bohaterkę, żeby nie było xD plan doskonały... mam wrażenie, że i tak nie nauczy się dyscypliny :D chociaż... Cuda się zdarzają.
    Zauważyłam większą ilość opisów ^^ mam jakąś fobię na ich punkcie, a sama nie potrafię ich pisać :P
    Rozdział wspaniały :D
    Diaw

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam temperament bohaterki, a pomieszany z jej bratem daję naprawdę wybuchową mieszankę.^^
    Bardzo fajnie!
    http://zagubionedusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW O.O jestem pod ogromnym wrazeniem. Nie powiem, dostrzegłam kilka błędów, szczególnie językowych, ale ogólnie jest bardzo dobrze. Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcześniejszych części chyba nie komentowałam, ale jak najbardziej przeczytałam :) jestem pod wrażeniem, ale uważaj na ogonki ;) twoja historia, zwłaszcza że występuje w niej postać Śmierci, jest doprawdy oryginalna. Wydaje mi się, że coś może zaiskrzyć między Samanthą a ciemnowłosym chłopakiem... Ale cóż, zobaczymy :D i dzięki, że odwiedziłaś mojego bloga :)
    Z uwagi na to, że rozdziałów masz sporo, nie będę komentować wszystkich, ale raz na kilka części ślad po sobie zostawię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdanie: "Nie mogłam uwierzyć, że ktoś potrafił tak twardo spać!" - potrafi
    Zdanie: "Rzuciłam drewnianą łyżkę do zlewu, a ona wydała charakterystyczny dźwięk drewna odbijającego się od metalu i udałam się do jego pokoju." zmieniłabym na : "Rzuciłam drewnianą łyżkę do zlewu, a ona wydała charakterystyczny dźwięk drewna odbijającego się od metalu, a następnie udałam się do jego pokoju."
    "Jego warga była rozciętą, a kilka siniaków zdobiło ciało chłopca." - była rozcięta
    Literówka "Po chwili wyszłam z miską napełnioną lodowatą kranówkę i jednym ruchem wylałam jej zawartość na chłopaka." - lodowatą kranówką
    "Usiadł naprzeciwko mnie, oczywiście zaszczycając niemiłym spojrzeniem, i nałożył sobie jajecznicy na talerz" - jajecznicę lub trochę jajecznicy, albo część jajecznicy ;)
    Złe przecinki ;) " Ale to nic w porównaniu, do tego co go czekało.", a powinno być " Ale to nic w porównaniu do tego, co go czekało."
    "Nawet obrażenia, goiły się szybciej niż u normalnego człowieka." - bez przecinka ;))
    Literówka "Ho wyglądał szaro i przygnębiająco. " - Hol
    Myślę, że Scottowi dobrze zrobi chodzenie do szkoły ;) Podobnie jak Samancie ;) Po tym, jak Śmierć powiedział, że ktoś prawie ich znalazł, myślałam, że będą uciekać ;) Myliłam się jednak :P Ciekawe, kim jest tajemniczy chłopak...
    Pozdrawiam,
    Katarina
    smiertelnapasja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń