„Martwe dusze i opętane ciała.
Nienasycone, wciąż łaknące krwi”.
Zabijesz kogoś. I to już
niedługo...
Te słowa co dzień
mnie budziły. Słyszałam odbijające się echo w mojej głowie. To
coś twierdziło, że potrafiłabym kogoś zabić... Może i bym
mogła? Przecież nie znałam swojej poprzedniej wersji. Nie
wiedziałam co się stało. Czy byłam zdolna aby zabić? Nie
wiedziałam tego, chociaż sama twierdziłam, że nie byłabym zdolna
do skrzywdzenia innego człowieka, to ona dała mi wiele do myślenia.
Wypuściłam głośno powietrze. Co ma być to będzie, ale na pewno
nikogo nie zabije! Zeszłam na dół i w kuchni ujrzałam
rozbawionego Natte. Tak, jego mogłabym zabić. A przynajmniej za to
co mi zrobił...
- Z czego rżysz?-
rzuciłam na dzień dobry.
- Oj, dalej się
będziesz o to dąsać? Mała, przecież przeprosiłem- przewrócił
teatralnie oczami.
- To nie znaczy, że
ci wybaczyłam. I w najbliższym czasie nie licz na to.
- To tylko auto!
Kupisz sobie nowe!
- To nie było
zwykłe auto- warknęłam.- To moje Camaro... A teraz leży sobie
rozłożone w jakimś warsztacie.
- No i naprawią
go- pocieszył mnie.- Jeszcze zobaczysz.
- Czasem mam ochotę
po prostu cię zabić- stwierdziłam.- I uwierz mi, za niedługo to
zrobię- zagroziłam, a ten tylko się zaśmiał.
- I kto wtedy
będzie cię denerwować?- drażnił się ze mną.
- Tonny nadaje się
do tego.
- Daj mu spokój.
Widzisz w jakim jest dole?- wykrzywił usta.
- Ja też jestem-
wycedziłam przez zaciśnięte zęby.- Jak ty byś zareagował,
gdybym rozbiła twój motocykl?
- To co innego.
- Nieprawda! A
teraz przez ciebie nie mam jak dostać się do Lukasa...
- Uuuu... Lukas? To
nasz blondynek ci się znudził?- opadł wesoły na kanapę.
- To weterynarz.
Dzwonił, że obroża jest już gotowa.
- No to weź auto
Ezry.
- Przecież on go
wziął... Patrick też pojechał swoim, a ja nie potrafię jeździć
autem Tonny'ego.
- Więc weź mój
motor- powiedział, włączając telewizor.
- O Boże... Jak ja
mam wziąć psa ze sobą?
- A po co masz brać
tego kundla?- chłopak spojrzał na Nirrę, która właśnie zaczęła
na niego warczeć.
- Musi przyjąć
jeszcze jeden zastrzyk- podniosłam zwierzę.
- Przywieź
zastrzyk ze sobą. Patrick jest przecież lekarzem, więc będzie
mógł go wykonać.
- Lekarz a
weterynarz to różnica idioto! Zresztą nie ufam mu w tej kwestii.
Według mnie nie nadaje się na lekarza.
- To zamów sobie
taksówkę, nie wiem...- wzruszył ramionami.
- Eh... z racji, że
skasowałeś moje auto, zapłacisz za nią!- pogroziłam palcem.
- Niech ci będzie,
ale przestań marudzić- odparł znudzony.
Po dwudziestu
minutach, na podjazd wjechało czarne auto z żółtym napisem „taxi”
na dachu. Wzięłam suczkę pod ramię i wsiadłam do auta.
- Hej- przywitał
mnie ***, gdy weszłam do zoologicznego
- Cześć. To jak z
tą obrożą?
- Jest na zapleczu.
W sumie możesz już tam iść i położyć ją na stole. Ja zaraz
przyjdę tylko obsłużę tamtych gości- wskazał na dwóch
mężczyzn, którzy bacznie przyglądali się pająkowi w terrarium.
Nie chcąc zobaczyć tego włochatego wielkoluda, posłusznie weszłam
na zaplecze. Nirra grzecznie siedziała na metalowym stole, a ja
opadłam na skórzany taboret, który stał przed blatem.
Po chwili
dołączył do nas Lukas z pakunkiem w ręce. Podczas, gdy on podawał
psu ostatni zastrzyk, ja otworzyłam paczkę. Znajdowała się w niej
zamówiona obroża. Biały, skórzany pasek, do którego doczepiono
metalowy emblemat z wyrytym imieniem psa, a także moim numerem
telefonu. Zamówiłam ją w dwóch rozmiarach na wypadek, gdyby pies
przerósł poprzednią. Założyłam Nirrze nową ozdobę, i
postanowiłam przyjąć prośbę chłopaka, i zostać jeszcze trochę.
Nie miałam ochoty wracać do domu, w którym był Natte. Wkurzyłam
się na niego. Chciałam dobrze, przeprosiłam za tą akcje na Cyprze
i nawet pożyczyła mu swoje ukochane autko. A on co zrobił?!
„Wybacz. Nie zauważyłem tego drzewa.
Zdarza się”. Gdy to usłyszałam, myślałam, że go po prostu
zabiję. Uduszę gołymi rękami. Bo przecież drzewa czasami wstają
sobie i udają się na przechadzki. Idiota pijany prowadził moje
autko, więc nic dziwnego, że się rozbił. Na szczęście jemu nic
się nie stało.
Z Lukasem
przyjemnie mi się rozmawiało. Chociaż co chwilę znikał, słysząc
dzwoniący dzwonek przy wejściu do sklepu, to nie narzekałam.
- Wybacz, ale ten
klient jest nieco podirytowany- powiedział wchodząc na
zaplecze.-Chyba będę musiał z nim się trochę pomęczyć-
posmutniał.- No, ale cóż... pan Mięśniak nie da mi spokoju...
- Nie martw się-
pocieszyłam go.- Kiedy indziej dokończymy naszą rozmowę- ruszyłam
w stronę wyjścia.
- Wpadniesz tu
jeszcze?- uśmiechnął się.
- Jasne- odparłam.
Wychodząc z
zaplecza, wybuchłam śmiechem na widok mężczyzny. Miał
skrzyżowane ręce, a na twarzy zawitał lekki grymas. Jego blond
włosy były nieco zmierzwione. Stał opierając się o blat.
- Co tu robisz?-
zapytałam podchodząc do niego. Ten wbił się wargami w moje usta,
namiętnie mnie całując.
- Natte dzwonił,
że jesteś na mieście, więc pomyślałem, że cię odbiorę-
powiedział odrywając się ode mnie.
- I nie ma to
żadnego związku z tym, że powiedziałam jemu o moim spotkaniu u
weterynarza?- usłyszała cichy śmiech Lukasa.
- On inaczej to
sformułował...
- Przepraszam-
zwróciłam się do chłopaka stojącego za mną.- Lukas, to jest
Ezra, mój narzeczony. Ezra poznaj Lukasa, przyszłego weterynarza-
mężczyźni podali sobie dłoń, choć widać było, że mój
blondyn najchętniej obiłby mu tą buźkę. Wyglądał tak słodko
kiedy się złościł...albo gdy był zazdrosny.
- Skoro już tu
jesteśmy, może wstąpimy do jubilera?- zapytał.
- Po co?-
zmarszczyłam brwi.
- Wybrać obrączki-
znów nasze usta się złączyły.
- To chodź-
splotłam nasze palce ze sobą.- Pa Lukas!- krzyknęłam wychodząc.-
Do zobaczenia!
W sklepie
przejrzeliśmy kilka par pierścionków, jednak nie mogłam znaleźć
odpowiedniego dla nas. Zresztą, Ezra też nie wyglądał na
zadowolonego z proponowanych przez sprzedawcę obrączek. Spędziliśmy
trochę czasu, chodząc po mieście, jednak po paru godzinach
musieliśmy wracać do domu, gdyż Nirra była już zmęczona.
Blondyn i tak musiał za niedługo jechać. Miał do załatwienia
jeszcze jakieś sprawy, nawet mi o nich wspominał, ale nie miałam
ochoty go słuchać. Nie interesowałam się jego biznesowymi
spotkaniami. Nawet dobrze nie wszedł do domu, gdy dzwonek jego
telefonu rozbrzmiał w kieszeni. Pożegnał się przepraszając i
odjechał. Od razu udałam się do swojego pokoju i zmęczona opadłam
na łóżko. Spędziłam trochę czasu z Nirrą. W końcu była
jeszcze szczeniakiem, więc należało jej się dużo uwagi. Mała
drażniła się ze mną, próbując wyrwać wybraną przeze mnie
zabawkę. Śmiesznie to wyglądało, gdy tak się siłowała.
Usłyszałam jakiś huk i zeszłam na dół. Stojąc na schodach,
zauważyłam pijanego Natte. Co weekend wychodził na imprezy. Nie
miałam nic przeciwko temu. Był młody i korzystał z życia, ale na
litość boską... Niech się ubierze! Wszedł w samych bokserkach,
podśpiewując głośno jakąś piosenkę. W jednej dłoni trzymał
klatkę... z papugą? Drugą obejmował jakąś dziewczynę. Również
pijaną... Eh... Wróciłam do siebie, chcąc kontynuować zabawę ze
zwierzakiem. Wciąż słysząc jego podśpiewywanie, zeszłam
wkurzona na dół. Wszędzie walały się śmieci. Puste butelki po
piwie, wskazywały drogę do pokoju bruneta. Zaklęłam, słysząc
różne dźwięki wydobywające się zza drzwi. Ruszyłam do kuchni,
zbierając po drodze śmieci. Przed blatem kilka taboretów było
przewróconych. Chipsy i inne przekąski walały się po nim.
Otworzyłam szafę, chcąc wyciągnąć z niej miotłę, i pisnęłam.
Wyleciała z niej...papuga. Ptak pofrunął w głąb mieszkania. No
pięknie Natte... Zmiotłam wszystkie okruchy i, po sprzątnięciu
tego bajzlu, opadłam zmęczona na kanapę. Nie wiedziałam jak
Amanda to robi, że w jeden dzień potrafi posprzątać cały ten
cholernie wielki dom... Teraz będę musiała ją w tym wyręczać.
Chociaż perspektywa zatrudnienia pomocy domowej, nie wydawała się
aż taka zła. Już wcześniej chłopaki chcieli kogoś wziąć.
Mieliśmy jeszcze kilka wolnych pokoi na górze, więc dziewczyna
mogłaby z nami zamieszkać. Gotowałaby, sprzątała i prała ich
obrzydliwie śmierdzące ciuchy. Wzdrygnęłam przypominając sobie
smród w pralni.
Sięgnęłam po
telefon, który zaczął brzęczeć na stole.
- Słucham?
- Pani Samantha
Ravel?- odezwał się doniosły, męski głos.
- Tak...
- Dzwonię z
warsztatu Munster Garage, chciałbym prosić panią o
odebranie samochodu.
- Świetnie!-
odparłam uradowana.- Kiedy będę mogła po niego przyjechać?
- Może pani nawet
teraz...
- Więc widzimy się
za pół godziny- rozłączyłam się, nie zważając na dalsze jego
słowa. Pobiegłam na górę i wyciągnęłam płaszcz z szafy. Na
dworze było już ciemno i robiło się coraz zimniej. Przerzuciłam
przez ramię torbę i zeszłam na dół, czekając na taksówkę.
Nirra pobiegła za mną strasznie skamlając.
- Zaraz wrócę-
pogłaskałam ją za uchem.- Jadę tylko po samochodów i za niedługo
się zobaczymy- suczka
zaczęła szczekać, nie chcąc mnie wypuścić. Zmuszona byłam do
zamknięcia jej w pokoju. Pobiegłam jeszcze do kuchni, zostawiając
kartkę temu bucowi, że gdyby znudziło mu się „zabawianie”
tych pustych lalek, i stęskni się za mną, ja będę w drodze do
warsztatu po moje autko, które ON skasował. Dla
własnej satysfakcji, podkreśliłam ostatnie słowa.
Przyczepiłam
kartkę magnesem do lodówki, aby nie umknęło jego wzrokowi i
wyszłam z domu.
Droga
do warsztatu, ciągnęła się w nieskończoność. Na dworze zrobiło
się ciemno, a ja miałam coraz gorsze przeczucia. Nie chodziło o
tego taksówkarza, który zachowywał się dziwnie. Męczyło mnie
coś innego. Zaparkował przed wielkim budynkiem, gdzie świecił
neonowy napis Munster Garage. Udałam się do tylnego wyjścia,
którym wcześniej nieraz wpadałam, sprawdzając poczynania
mechaników. Wielkie, metalowe drzwi były otwarte, dając mi dostęp
do mojego Camaro. Zrobiło mi się cieplej na sercu, widząc go w
jednym kawałku. Weszłam do środka, a następnie błądziłam
dłonią po zimnej ścianie, aby znaleźć włącznik.
-
Halo?!- zawołałam.- Jest tu kto?- w ciemności rozglądałam się
za mechanikiem, który do mnie dzwonił. Nikogo nie było, a
włącznika nadal nie mogłam znaleźć. Wchodząc w głąb,
usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Szybko odwróciłam się i
zauważyłam, że metalowe wrota, którymi dostałam się do środka,
są zamknięte. Do mojego ciała napływało coraz więcej strachu.
Przywaliłam biodrem w szafkę z narzędziami, wydając z siebie
cichy jęk. Zasłoniłam dłonią usta, słysząc czyjeś kroki. Nie
byłam sama. Ktoś krył się w ciemności i na mnie polował.
Ostrożnie i po cichy chwyciłam ręką jakiś ostry przedmiot,
chowając go do kieszeni.
-
Saaamantho!- usłyszałam ponownie głos mężczyzny, który
wcześniej dzwonił do mnie. Teraz wiedziałam, że to pułapka.-
Wiem, że tam jesteś!- wołał rozbawiony.- Taka samotna! Bezbronna!
Czas, abym to ja zemścił się na tobie!
Łzy
spływały mi po policzkach. Bałam się. Tak cholernie się bałam,
że może mnie skrzywdzić, a przecież nikt nie wie gdzie ja jestem.
Oprócz Natta, który pewnie nawet nie zauważył wiadomości.
-
Tu jesteś!- krzyknął, materializując się przede mną. Zaczęłam
krzyczeć, próbując wydostać się z jego uścisku. Jednak to było
na nic. Mężczyzna przywarł mnie do ściany, jedną rękę
zaciskając na mojej szyi. Wiedziałam że zginę.
Powoli
brakowało mi powietrza, przez co on był coraz bardziej rozbawiony.
-
I co teraz? Już nie jesteś taka silna? Tak mi przykro z powodu
twojej pamięci- kolejny śmiech nieznajomego. Jego dłoń coraz
mocniej ściskała się na moim gardle.- Wiesz, że oni cię
okłamują?- wolną ręką pogłaskał mnie po policzku. Poczułam
kolejne nieprzyjemnie dreszcze.- Boją się ciebie i tego co możesz
im zrobić. Nie mają odwagi na zabicie cię, bo obawiają się
twojego demona...
Demon.
Co on mógł o nim wiedzieć? Ja musiałam go już wcześniej
poznać... I jak się zdążyłam domyśleć, nasze spotkanie nie
należało do tych najprzyjemniejszych.
-
Nawet nie powiedzieli ci kim tak naprawdę jesteś- zaśmiał się.-
Wielka i potężna Samantha, zginie przez to, że kochaś zbyt mocno
pragnął ją ochronić. Chciał dać jej życie, którego tak bardzo
pragnęła. Żałosne nie?
***
Samantha
chwyciła dłoń napastnika. W mocnym uścisku, usłyszała jego
pękające kości.
-
Głupcze- odezwała się.- Myślisz, że zostawiłbym ją taką
bezbronną?
-
Ja...ja nie wiedziałem. Proszę...- skamlał żałośnie błagając
o życie.
-
A czy ty byś jej darował? Chciałeś nas zabić. Myślisz, że ja
ci to odpuszczę?
-
Nie chciałem zabić... tylko nastraszyć. On zapłacił mi za to.
Chciał, aby ona się dowiedziała prawdy- opadł na kolana.-
Proszę... daruj mi życie...
-
Kto ci zapłacił?!
-
Nie wiem. Miał kaptur. Zapłacił dosyć sporą sumkę, abym
powiedział jej o tobie.
Demon
zacisnął dłoń na gardle mężczyzny, podnosząc go jedną ręką.
-
Myślisz, że ci w to uwierzę? Nawet nie wiesz jak bardzo się
mylisz- stwierdził z kaprysem. Z płaszcza wyciągnął śrubokręt,
którym przebił płuco napastnika. Mężczyzna cicho jęcząc,
próbował złapać oddech. Niestety, nie udawało mu się to. Demon
rzucił jego ciałem w głąb warsztatu, przewracając kolejne półki
z narzędziami. Z kieszeni wyciągnął telefon. Na wyświetlaczu
pojawiło się zdjęcie Samanthy z Ezrą. Jej ukochany próbował się
do niej dodzwonić. Już kilkakrotnie odrzucił jego połączenie.
Demon wiedział, że zbliża się do warsztatu. Podszedł do
umierającego mężczyzny. Powoli wykrwawiał się, ale był jeszcze
przytomny. Chwycił go pod brodę, kierując twarz na siebie.
-
Pozdrów ode mnie tatusia- wbił kolejne narzędzie w jego ciało.
Wstał, udając się w stronę wyjścia. Gdy tylko wyszedł z
warsztatu, ujrzał jadące z dużą szybkością auto. Samochód
zaparkował niedaleko niego.
On
zrobił już swoje. Dziewczyna była bezpieczna, więc mógł znów
wrócić do swojego cienia.
***
Opadłam
na ziemię, mocno uderzając kolanami o kamyki. W słabym świetle
neonowym, widziałam krew na moich dłoniach. Wiedziałam skąd ona
się wzięła. Ja tam byłam. To ja to zrobiłam
Jestem
demonem.
Moje
ciało zaczęło drgać pod wpływem płaczu. Poczułam silne ramiona
obejmujące mnie. Wiedziałam kto to był. Nie musiałam nawet na
niego spoglądać w tym momencie, aby wiedzieć, że właśnie on się
o mnie troszczy i z wielkim bólem i poczuciem winy, patrzy na mnie.
Czułam dziwną energię wydobywającą się z jego ciała. Coraz
bardziej byłam przerażona.
-
Już dobrze- wyszeptał, mocniej tuląc mnie do siebie. Gdyby nie on,
leżałabym właśnie na ziemi, gdyż nogi odmawiały mi
posłuszeństwa.- Co się stało?
-
Ja...- zająknęłam się, znów przypominając sobie wydarzenia
sprzed kilku chwil.- Ja go zabiłam- wyszeptałam oblewając się
kolejną falą łez.
***
Zimne
powietrze ocierało się po mojej twarzy, nadając policzkom różowego
odcieniu. Stałam przed otwartym oknem, delektując się tym bólem.
Skóra na dłoniach zmieniła się z bladej na czerwoną. Palce
zastane w bezruchu, zaczynały powoli dawać o sobie znaki. Pustym
wzrokiem wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Może jeszcze kiedyś
dane mi będzie zachwycić się tym widokiem? W tym momencie nie
potrafiłam tego zrobić. Każda moja myśl skierowana była do tego
nieszczęsnego wieczoru. Odebrałam w nieludzki sposób komuś życie.
Zabiłam niewinną osobę.
On
chciał nas zabić. Nie był niewinny-
wyszeptał
demon.
Odkąd
ujawnił się i przejął na chwilę kontrolę nad moim ciałem, bez
przerwy się do mnie odzywał. Tylko ja go słyszałam. Jego
przerażający i zimny głos rozchodził się po mojej głowie.
Moja
podświadomość miała
rację.
Jestem potworem. Wcześniej
też zapewne nim byłam.
Od
tygodni miałam tą scenę przed oczami. Ciemność, która gościła
w moim ciele, chęć zabicia i oddzielenia duszy od ciała, była
tak
wielka, że zmieniła się w potężny głód, który niestety musi
być zaspokojony-
śmiercią.
Pragnienie jego duszy było
straszne, a zarazem przyjemne. Strach pozwolił
mu na przejecie inicjatywy. Opętał
mnie demon. To on był
zabójcą,
nie ja.
Nie
mów ze ci się nie podobało.
Nie
jestem zabójca-
powtarzałam w myślach.
Ty
nie, ja tak.
Odejdź
ode
mnie! Zostaw mnie w spokoju!
Zalewając
się łzami, ruszyłam do łazienki, jednak nie potrafiłam spojrzeć
na siebie w lustrze. Zamiast Samanthy, tej nowej, którą usilnie
próbowałam ukształtować, widziałam potwora. Moje oczy zmieniały
swoją barwę z czarnych na bursztynową, co mnie w ogóle już nie
dziwiło. Nie potrafiłam odróżnić fikcji od rzeczywistości. Nie
wiedziałam czy to prawda, ale jedyne czego byłam pewna to to, że
jestem potworem. Bestią czyhającą na to aby zadać komuś
ostateczny cios.
Wiem,
że tego chcesz- odezwał się
cichy głos w mojej
głowie. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer.
***
EZRA***
Siedziałem
tępo wpatrując się w żar w kominku. Drewno pękało pod wpływem
ciepła ognia. Siedziałem i czekałem. Nie mogłem nic zrobić. Ona
nie chciała mojej pomocy. Zamknęła się w sobie i odtrąciła
wszystkich od siebie. Nawet mnie. Cierpiała
w samotności, nie pozwalając do siebie dotrzeć. Od tygodni nie
wychodziła z pokoju. Nie widziałem jej już kilka dni. Nikt nie
mógł dostać się do jej pokoju, gdyż Nirra pilnowała wejścia i
atakowała wszystkich, oprócz mnie. Jednak Sam nie chciała ze mną
rozmawiać. Nie chciała mnie nawet widzieć. Bolało mnie to.
-
Trzeba jej powiedzieć- ciszę przerwał brunet.
-
Nie. Widzisz co się z nią teraz dzieje? Chcesz żeby do końca się
załamała?- nie ukrywałem złości, wypowiadając te słowa.
-
Nie powiedzieliśmy jej i jak skończyła?- głos zabrał Tonny. -
Słuchaj, ona wie co się tam stało. Wie, że ktoś nią kierował
do tego. Sam mi powiedziałeś, że demon ją opętał. Mówiłeś,
że widziałeś jego spojrzenie. Jak myślisz? Co ona może teraz
czuć, skoro nawet nie wie co się dzieje?
Ciemnowłosy
od kilku dni dawał mi jasno do zrozumienia, że to wszystko nie
wydarzyłoby się, gdybyśmy jej powiedzieli. Jako jedyny był
przeciwny temu, aby trzymać ją w niewiedzy. Ale teraz zrozumiałem
swój błąd. Powinna wiedzieć, i zamierzałem wyznać jej prawdę.
Wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę jej pokoju. Nie obchodziło
mnie czy będzie chciała ze mną rozmawiać, czy też nie. Musiała
to usłyszeć i koniec. Zacząłem wchodzić po schodach, gdy
zatrzymałem się w połowie drogi i ze zdziwieniem spojrzałem przed
siebie.
-
Sam? A...ale ty przecież...- bezradnie gestykulowałem rękami- nie
chciałaś wyjść.
-
Jak widać wyszłam- usłyszałem jej chłodny ton.- Nie mogę tam
wiecznie siedzieć.
Nie
mogłem uwierzyć w jej słowa. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Moja
dawna Sam powracała.
-
Jak się czujesz?
-
A jak mogę się czuć? Odebrałam niewinnej osobie życie. Nawet
policja się tym nie zainteresowała. Morderca jest na wolności i
nikt się tym nie przejmuje!
-
Nie jesteś mordercą- zaprzeczyłem.- Mówiłem ci, że on przeżył.
Zamknęli go w wię...
-
Proszę cię...- przerwała mi- chociaż tym razem nie kłam.
-
Sam, ale...
-
Pogadamy wieczorem, jak wrócę- powiedziała szorstko.
-
Gdzie idziesz?- zmartwiłem się.
-
Idę spotkać się z Daviną. Sam przecież powiedziałeś, że nie
jestem mordercą. Nie jestem demonem, więc dlaczego mam się tak
czuć? Lub zachowywać? Idę się spotkać z przyjaciółką, a ty tu
zostajesz. Jak zauważyłeś, nie potrzebuje niańki.
Trzasnęła
drzwiami i wyszła w towarzystwie Nirry. Pies nie odstępował jej
nawet na krok, za co byłem wdzięczny. Wiedziałem przynajmniej, że
przy niej będzie bezpieczna.
***SAMANTHA***
-
To gdzie jedziemy?- zapytała wesoła blondynka, która nawet nie
wiedziała, że siedzi z bezlitosnym mordercą w jednym samochodzie.
Z niewiadomych przyczyn zabijałam. Nie chciało mi się wierzyć, że
robiłam to tylko dlatego, że byłam zagrożona. Jednak zauważyłam,
że w moim ciele powstała jeszcze jedna osoba. Stworzyłam demona,
którego nazywałam swoją ciemną, morderczą stronę. To tak jakby
dwie osobowości gościły we mnie. Z pozoru zwykła dziewczyna,
wewnątrz potwór. Potrzebowałam psychiatry. A najlepiej byłoby,
gdyby zamknęli mnie w psychiatryku...
-
Castle Hill- posłałam jej delikatny uśmiech. Davina
nie
wiedziała o tym co zaszło. Moje zwolnienie przyjęła w dość
łagodny sposób. Sama wiedziała, że długo nie popracuję, gdyż
nie ma takiej potrzeby. Nie potrzebowałam pieniędzy. Matka miała
ich całe mnóstwo, chociaż nie chciałam z nich korzystać.
Już
niedługo się spotkamy.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Nie mogłam doczekać się tego. Chciałam go
spotkać. Pozwolić znów przejąć nad sobą kontrolę. Poczuć tą
przyjemność śmierci.
W końcu upragniony weekend! Po takim tygodniu tylko o tym marze.... A jeszcze zostało mi zakończenie projektu i biologia :c Szczerze mówiąc, to im bliżej wakacji, tym gorzej ( jeśli chodzi o naukę). A tak wgl, to ostatnio liczyłam dni do wakacji i ( u mnie) zostało 45 :D nie licząc weekendów :*
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam
Seo
Jak dla mnie czasami za dużo się całują w miejscach publicznych. Mnie na przykład byłoby aż głupio całować się, gdy obok stoi ktoś, z kim przed chwilą rozmawiałam. Ten ktoś mógłby uznać, że go olewam. Rozumiesz, co co mi chodzi?
OdpowiedzUsuńPoza tym, jak ty to robisz? Masakra, co tydzień równiutko publikujesz nowe rozdziały, do tego dosyć długawe, przy czym ja przez dwa tygodnie napisałam tylko jedną stronę zeszytu? -,- Nie mam zielonego pojęcia, kiedy ty znajdujesz czas na pisanie. Mnie czasami brakuje na porządny obiad! :)
Niesamowity ten fragment, gdzie opowiada Sam, przed tym jak zaczyna się dziać z perspektywy Ezry! Bardzo dobrze oddałaś to jej wewnętrzne rozdarcie, nie wiem, jak to dokładnie nazwać. Ale bardzo mi się podobało. No i oczywiście moment walki i t jak demon przejął kontrolę! Mega!
Jak dla mnie to był jeden z tych lepszych rozdziałów! No i niesamowicie mnie zaciekawiłaś! Co się wydarzy dalej? tego nie wiem, ale mam przeczucie, że będzie o czym pisać :)
Nie mam pojęcia, jak ja przeżyłam ten tydzień. Wczoraj w pracy domowej miałam chyba z 60 zadań na dzisiaj! Wszyscy się powściekali -,- Ostatnio też liczyłam i też mi tak gdzieś koło tego wyszło! jakieś półtora miesiąca! Jedynie ta myśl mnie pociesza :)
Lecę pisać rozdział, bo nawet nie mam pomysłu, jak go zacząć -,-
Pozdrawiam!
Zuza ;*
Ezra to robi z zazdrości :D Widząc jakiegoś faceta u boku swojej narzeczonej chce mu pokazać w "łagodny" sposób, że są razem.
UsuńJeśli chodzi o rozdziały, to tak jakoś to wychodzi. Jest jakiś pomysł i muszę przelać go na papier inaczej będzie mnie dręczyć :D Moja wyobraźnie jest wielka :D więc szybko idzie mi pisanie nowych rozdziałów. Chociaż pisząc Księgę II wiedziałam tylko, że Sam straci pamięć. Zaczynając jakiś rozdział wychodzi mi pomysł na następny :)
Mam nadzieje, że dodasz jak najszybciej kolejny rozdział bo nie mg się już doczekać :D
Pozdrawiam
Seo
Mi też rozdział sie bardzo podobał!!!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Sam powoli "wraca do swojej dawnej postaci". Zaczęło się tez robić bardzo ciekawie, a akcja znacznie przyspiezyła co jest bardzo fajne. No i dobrze, że zaczynasz powracać do świta, w którym oni wszyscy żyli przed utratą pamięci przez Sam.
Szczerze mówiąc to mam nadzieje, że dziewczyna odzyska pamięć i jednocześnie znowu będzie miał taki sam charakter jak w księdze I ;) .
A i mam taką prożbę może byś,kiedyś w jakimś tam rozdział przy okazji wplotła to w jaki sposób oni ją znależli pod koniec I księgi i co Sam robiła gdy oni jej szukali i jak oni jej szukali. Bo wciąż nie daje mi to spokoju.
Pozdrawiam i życzę weny.
Zuza
Nie pomyślałam nad tym, ale mogę Ci powiedzieć, że pojawi się taki rozdział dodatkowy, który będzie właśnie opisywał co się działo podczas jej nieobecności. Jednak nie wiem kiedy on się pojawi.... Może pod koniec kwietnia?
UsuńPozdrawiam :*
Seo
Jak to autko skasowane :c Będę płakać ! Stara zostawiłaś gwiazdki ! :D Ja bym na miejscu Samanty wyprowadziła się od nich -,- Też chcę mieć swojego demona chroniącego mnie :D Rozdział jak zawsze świetny, nie ma co więcej mówić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katarina
smiertelnapasja.blogspot.com
Rozdział jak zwykle świetny, a ten w szczególności mi się podoba ^^
OdpowiedzUsuńTen moment, kiedy poszła do warsztatu był dosyć mocny. Trzymał w napięciu, ale też zaciekawił. No i powrót pamięci :)
Co dodać? bardzo się podobało i czekam na więcej :)
Pozdrawiam,
Puzzel.