„Dla swoich bliskich można poświęcić
wszystko. Nawet człowieczeństwo”.
Po kilku minutach byliśmy już przed
domem. Wysiadłam z psem na rękach, nie zważając czy kierowca też
idzie lub czy coś do mnie mówi. Pchnęłam drzwi, które był
niedomknięte i słyszałam krzyki dochodzące z salonu. Gdy zrobiłam
kilka kroków w głąb budynku, od razu z pomieszczenia wyszedł
Ezra. Podszedł do mnie i przytulił. Nirra wyskoczyła z moich rąk
i pobiegła do blondynki. Wtuliłam się w jego pierś. Dłonią
głaskał mnie po plecach. Cały szok i zdenerwowanie po prostu przy
nim znikały.
- Gdzie byłaś? Wiesz jak się
martwiłem?- wyszeptał, twarzą schowaną w moich włosach.
- Była ze mną- odezwał się męski
głos za mną. Dopiero teraz spojrzałam na Chrisa, który
niezauważalnie wszedł do domu. Patrzyłam się na niego swoimi
szklistymi oczami, nie odrywając się od ukochanego.
- Co ty tu robisz?- warknął na niego.
- Musimy porozmawiać- wypuścił
głośno powietrze.- Na osobności- zastrzegł.
Wyswobodziłam się z jego objęć i
złożyłam delikatny pocałunek na jego ciepłych wargach. Wraz z
Daviną udałyśmy się na górę. Musiałam ją przeprosić za moje
zniknięcie, gdyż wiedziałam, że na pewno jej się zebrało.
Znałam Ezrę i jego nadopiekuńczość wobec mnie. Gdy zamknęłam
drzwi za nami, od razu zwróciłam się do dziewczyny, która z
uśmiechem przyjęła moje przeprosiny.
- Czego się dowiedziałaś?- zapytała
po chwili.
- Widziałam kogoś- skrzyżowałam
ręce, aby przestały się trząść. - Tam coś było...
- To znaczy?
- Nie wiem. Ale bałam się. Zresztą
mój demon też...
Wcale nie!-zaprotestował.
… Czułam jego strach.
- Niedobrze- pokręciła głową.- Więc
co masz zamiar zrobić?
- Trzeba go powstrzymać. Oni sami nie
dadzą sobie rady, a boją się mnie w to mieszać. Nawet mi nic o
tym nie wspomnieli- zaśmiałam się bez krzty wesołości.
***EZRA***
Nienawistnym wzrokiem wpatrywałem się
w ciemnowłosego. Wystarczyło, że spędziłem z nim kilka godzin, a on
teraz siedzi u mnie w domu... Jakby nigdy nic, gapi się w stół
opartymi rękami na kolanach.
- Jak ją znalazłeś?- przerwałem
ciszę. Kretyn spojrzał na mnie, nadal nie odzywając się. Włożyłem
ręce do kieszeni i stanąłem kilka metrów przed nim.
- Jak już mieliśmy wracać, poczułem
silną energię stamtąd....
- I nie zadzwoniłeś po nas? Sam
chciałeś to załatwić?- wtrącił zdenerwowany Tonny.
- Nie było czasu. Musiałem szybko
działać.- Widziałem jak Chris powoli traci cierpliwość.
- Uzgodniliśmy, że działamy razem i
o wszystkim nas informujesz- odezwałem się.
- Tak jak mówiłem, musiałem działać
szybko- zacisnął dłonie w pięści.- Gdy już zbliżałem się do
tego miejsca, spotkałem ją.
Zmarszczyłem brwi.- I co w związku z
tym?
- Nie rozumiesz?- wstał.- Ona pojawiła
się w tamtym miejscu. Tam gdzie zebrała się energia.
- Chyba nie podejrzewasz ją o to?!-
wrzasnąłem. Jak on mógł? Nie wierzyłem w jego idiotyzm.
- Nie wiem- pokręcił głową.- Wiesz,
że jej demon żywi się duszami. Sam widziałeś ją, gdy ten potwór
przejmował kontrolę. Ona nie musi o tym wiedzieć. Skoro on siedzi
w jej umyśle, może wszystko zmieniać. Podawać inne obrazy niż są
w rzeczywistości. Wszystko jest możliwe- wzruszył ramionami.
- To co robimy?- odezwał się Tonny.
- Co robimy?!- wściekłem się.- Jak
możemy cokolwiek robić! Ona nie jest za to odpowiedzialna. Nie
zrobiłaby tego. Ja nie wierzę, że byłaby do tego zdolna. A wy-
wskazałem na zebranych- powinniście się wstydzić, że
występujecie przeciwko własnej królowej!- wyszedłem z pokoju
kierując się w stronę sypialni. Nie mogłem uwierzyć w to, co
właśnie zaszło... Jak oni mogli to wymyślić? Przecież to była
nasza Sam... Pomimo tego, że był w niej demon, to ona panowała nad
nim. Nie byłaby do tego zdolna. Nigdy.
- Davina, możesz zostawić nas
samych?- zwróciłem się do blondynki, po tym jak wszedłem do
naszej sypialni. Dziewczyna skinęła głową i wyszła trzymając
psa na rękach. Zająłem miejsce obok ukochanej i ująłem jej
dłonie. Były zimne, wręcz lodowate.
- Kochanie, musisz mi powiedzieć co ty
tam robiłaś- zapytałem łagodnym głosem.
- Chciałam ci zanieść telefon-
wyciągnęła go z kieszeni.- Zostawiłeś go w domu. Gdy zobaczyłam
esemesa, nogi same mnie tam poniosły- wyznała.
- I co tam się stało?
- Ja... Widziałam kogoś. Tam coś
było- zaczęła drgać a ja przytuliłem ją do siebie.
- Już dobrze. Jesteś bezpieczna-
złożyłem delikatny pocałunek na jej głowie.
- Nie rozumiesz- zaprzeczyła.- To był
człowiek. Przynajmniej w połowie, a ja go znałam.
Spojrzałem na jej twarz i wytarłem
kilka łez spływających po jej policzkach.- Jak to znałaś?
- Myślę, że już gdzieś go
spotkałam, tylko teraz nie pamiętam.
Dziewczyna usnęła w moich ramionach.
Widziałem, że cała ta sytuacja mocno nią wstrząsnęła.
Zaniosłem ją do łóżka i schowałem pod kołdrą. Od razu wtuliła
się w poduszkę. Mimowolnie uśmiechnąłem się, gdyż właśnie
tak, zawsze się do mnie przytulała. Dłonią przejechałem po jej
delikatnych, czarnych włosach. Współczułem jej. W życiu
doświadczyła samych nieszczęść i tak dalej się ciągnęło.
Chciałem z nią spędzać jak najwięcej czasu, bo czułem, że
tylko przy mnie jest bezpieczna. Próbowałem ochronić ją przed tym
całym gównem, jednak nie dawałem rady.
Po szybkim prysznicu, ułożyłem się
obok niej, a ona zamieniła poduszkę na mnie.
***SAMANTHA***
Siedziałam przed blatem czytając
gazetę i jedząc śniadanie. Po ostatnich wydarzeniach szybko
ochłonęłam i próbowałam wrócić do normalności. Chociaż nie
było to łatwe i zapewne nigdy nie będzie. Czytałam gazetę, w
której widniały wcześniejsze wydarzenia. Na głównej stronie
znajdowało się zdjęcie ciała. Było zawinięte w czarnym worku, a
wokół miejsca widniały żółte taśmy z napisem Police.
Zamknęłam oczy i znów
ujrzałam tego człowieka, który wysysał duszę z tego wilkołaka.
Od razu zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki i
zwróciłam śniadanie. Złapałam się za brzuch, a następnie
spłukałam te resztki. Po powrocie do kuchni wyrzuciłam zawartość
mojego śniadania, a do kosza dołączyłam mleko, które według
mnie było zepsute. Umyłam zęby i ubrałam się. Na dworze padało,
więc znowu ubrałam się ciepło. Beżowy, szerszy sweterek do
którego ubrałam skórzane, czarne spodnie, idealnie się na mnie
prezentował. Rozpuściłam włosy i zeszłam otworzyć drzwi.
Gdy już znalazłam
się na dole, okazało się, że Ezra wpuścił naszego gościa i
razem siedzieli w salonie. Na mój widok uśmiechnął się.
- Sam, poznaj
Camill. Jest wilkołakiem- podałam dziewczynie dłoń, którą
uściskała.
- Dom jest duży,
ale myślę, że dasz sobie rade- puściłam do niej oczko a ręce
oparłam na biodrach.
- Tak,
jest duży, ale to żaden kłopot dla mnie- odparła rudowłosa.
Miała mały kok na głowie, z którego wychodziło kilka pasemek
okalających jej jasną cerę. Lekko różowe policzki, powoli
traciły swoją barwę. Usta miała krwisto czerwone, a oczy świeciły
zielenią.
Trochę przerażało mnie jej spojrzenie, ale wydawała się być
sympatyczną osobą.
- To
może zaprowadzę cię do twojego pokoju?- zaproponowałam a
dziewczyna skinęła uśmiechnięta głową.- Ezra wniesie twoje
rzeczy. Chodź- chwyciłam ją za dłoń i poszłyśmy na górę. Nim
dotarłyśmy do pokoju, oprowadziłam ją po całym domu.
Uzgodniłyśmy co należy do jej obowiązków, a co do naszych. W
zasadzie chłopaków. Poradziłam jej żeby się nie cackała z nimi.
A szczególnie z Natte'm, któremu przydałaby się lekka dyscyplina.
Wydawała się być twardą babką, więc wiedziałam, że da sobie
radę. Po tym jak blondyn wniósł jej rzeczy, zostawiliśmy ją
samą, aby mogła się rozpakować.
- I co o niej
sądzisz?- zapytał chłopak, gdy siadałam na jego kolanach.
- Myślę, że jest
w porządku- odparłam beztrosko wciąż wpatrując się w jego usta,
które teraz tworzyły uśmiech.
- Pierwszy raz
mówisz tak o półdemonie- zaśmiał się.- Zwykle chciałaś ich
wysłać na terapię.
- Ale to było
zanim dowiedziałam się kim oni są- oburzyłam się.
- Oj
nie denerwuj się tak- złożył kilka delikatnych pocałunków na
moich wargach.- Wstawaj- klepnął mnie w tyłek, w zamian ja go
uderzyłam w ramię.- Musimy iść na
zakupy. Jutro wracają nowożeńcy, a w domu nie ma jedzenia.
- A co u nich?-
zapytałam wstając. Zupełnie zapomniałam, że to już dzisiaj. Dni
szybko mijały, szczególnie w ostatnim czasie.
- Za
dwa tygodnie Amanda ma
termin, więc muszą już wracać. Ona chce urodzić w domu, a Scott
próbuje jej to wybić z głowy. Możesz coś z tym zrobić?-
przyciągnął mnie do siebie, a nasze usta zetknęły się w
namiętnym pocałunku.
- Dobra, pogadam z
nim- powiedziałam odrywając się od niego. Przygryzłam wargę i
ruszyłam do drzwi.- Ja prowadzę!- krzyknęłam spoglądając na
chłopaka. Był lekko przerażony, chociaż byłam dobrym kierowcą.
Po
trzech godzinach robienia zakupów, w końcu weszliśmy do domu.
Nawet było zabawnie. Szczególnie gdy rozwaliliśmy worek mąki w
sklepie, albo gdy wywalił nas oburzony ochroniarz. Zachowywaliśmy
się jak dzieci, które zostały wypuszczone po tygodniu
przetrzymywania w zamknięciu. Postawiliśmy zakupy na blacie i
wzięliśmy się za ich rozpakowywanie. Nirra oczywiście nam
towarzyszyła przy tym, czekając aż coś dostanie. Nie mogłam się
powstrzymać i z torby wyciągnęłam jej smakołyki. Od razu zaczęła
po mnie skakać. Chociaż wciąż była szczeniakiem, to już sięgała
mi do kolan. Po otrzymaniu
smakołyku udała się w swój kąt, aby w spokoju zjeść, a my w
tym czasie kontynuowaliśmy rozpakowywanie. Sięgając po kolejne
produkty Ezra szturchał mnie w bok. Gdy się na niego patrzyłam, na
twarzy zawitał łobuzerski uśmieszek. Sięgnęłam po mleko i znów
poczułam uderzenie w tyłek.
- Co ty chcesz?-
warknęłam na niego.
- Może zrobimy
sobie chwilę przerwy?- wymruczał mi do ucha.- Camill się tym
zajmie.
- Ezra, nie mamy
czasu. Jutro oni wracają a w domu tyle do zrobienia- zamknęłam
lodówkę i odwróciłam się do chłopaka. Spoglądał na mnie swoim
słodkim wzrokiem, przez który byłam zdolna zgodzić się na
wszystko.
Chodźmy trochę poświntuszyć!-
odezwał się demon, na co ja parsknęłam śmiechem. Nie
przeszkadzało mi to, że on będzie przy tym, bądź wszystko
odczuje tak jak ja. W końcu był też częścią mnie. Przyciągnęłam
blondyna do siebie i zaczęliśmy się namiętnie całować, kierując
w stronę sypialni.
Zbiegłam ze
schodów, omal nie potykając się o Nirrę, która ostatnio
wybierała sobie dość nietypowe miejsca do spania. Przeskoczyłam
przez ostatnie schodki i rzuciłam się ciemnowłosemu na szyję. Tak
bardzo się za nim stęskniłam... Chłopak chwycił mnie i
obróciliśmy się wokół własnej osi. Cieszyłam się jak głupia,
że znów się widzimy.
- Boże!- pisnęłam
spoglądając na niego.- Jak ty wyrosłeś!- ominęłam śmiejącego
się chłopaka i przytuliłam się do blondynki.- Ty też-
powiedziałam odrywając się od niej.
- Przytyła-
skomentował Ezra, który właśnie męczył się z ich bagażem.
Scott chwycił walizki i zaniósł je do ich pokoju, ja w tym czasie
zaciągnęłam Amandę do kuchni. Zmęczeni podróżą, na pewno byli
głodni, a nasza nowa gosposia naprawdę świetnie gotowała.
Jedząc,
dziewczyna opowiadała mi o wszystkim, co wydarzyło się po naszym
wyjeździe. Jednym słowem, nic. Po prostu całymi dniami odpoczywali
i cieszyli się swoim towarzystwem. Za to ja, miałam jej sporo do
opowiedzenia. Zaczęłam od tego, że znam prawdę i wiem czym
jesteśmy. Chociaż to ją nie zdziwiło... Pewnie Ezra już o tym
wspomniał.
- Wybraliście już
imiona?
- Tak,
mamy kilka, ale jeszcze nie zdecydowaliśmy które wybierzemy- odparł
Scott, który właśnie obejmował swoją ukochaną. Zmienił się.
Odkąd dowiedział się, że zostanie ojcem spoważniał. Już nie
był rozbrykanym dzieckiem, ani tym maluchem ze zdjęcia, który
jednak nie był moim bratem.
W zasadzie nie miałam rodzeństwa. Oprócz niego.
- A znacie chociaż
płeć?- zapytałam zaciekawiona.
- Nie- uśmiechnęła
się dziewczyna.- Chcemy, żeby to była niespodzianka.
- No i będzie.
Szczególnie jak do tej bandy dołączy kolejna para chłopców. Nie
wiem jak wytrzymamy z siódemką mężczyzn pod jednym dachem-
przewróciłam oczami, a następnie wraz z Amandą, wybuchliśmy
śmiechem. Nasza paczka była liczna, chociaż martwiłam się, że
oni będą się chcieli od nas wyprowadzić. Że będą chcieli iść
na swoje. Ja zresztą też już o ty myślałam. Chciałam założyć
rodzinę z Ezrą, a nie bawić się w akademik z naszymi
przyjaciółmi. Rozumiem imprezy, alkohol, nieśmiertelność, ale
musieliśmy myśleć też o przyszłości. Bardzo długiej
przyszłości.
-...więc
pomyślałem, że najlepiej będzie zrobić remont- usłyszałam
kilka słów wypowiedzianych przez Scott'a. Odpłynęłam na tyle,
żeby po prostu się wyłączyć.
- Na górze jest
jeszcze kilka wolnych pokoi- powiedział blondyn.- Zresztą, całe
piętro jest puste, więc będziecie mogli je zająć, a pokoje dla
dzieci naprzeciw waszej sypialni.
- Właśnie. Już
musimy zacząć szykować dla nich pokoje. Może jeszcze dzisiaj
pojedziemy wybrać farbę i meble?- Amanda wyswobodziła się z objęć
i sięgnęła po torebkę.
- Jesteś pewna, że
nie chcesz odpocząć? Tyle lecieliśmy...
- I tyle
odpoczywaliśmy- dodała blondynka.- Chodźmy póki sklepy są
jeszcze otwarte. Będziemy mieć już to z głowy.
- No dobra- zgodził
się niechętnie. Wszyscy troje ruszyli do wyjścia, tylko ja
zostałam na swoim miejscu.
- Wiecie... chyba
sobie odpuszczę zakupy. Nie czuje się najlepiej- opadłam na
kanapę, a po chwili blondyn zmaterializował się obok mnie.
- Co się dzieje?-
zaniepokoił się.
- Zwykły ból
głowy- pocałowałam go w usta.- Jedź. Nic mi nie będzie, tylko
się prześpię.
Niechętnie
przytaknął i po chwili zniknął z nimi za drzwiami. Gdy już byłam
pewna, że ich nie ma, wstała i stanęłam obok okna.
- Śmierć!- mój
głos rozniósł się po pustym domu. Jak zwykle chłopaki byli na
kolejnej imprezie, a Patrick oczywiście u Dav. Gosposia pojechała
na zakupy, więc miałam chwilę dla siebie.
- Śmierć!-
powtórzyłam krzyk i dopiero po chwili chłopak się pojawił.
-
Sam?- zmarszczył brwi.- Czego ode mnie chcesz?- warknął. Nie wiem
czemu, ale poczułam nieprzyjemną energię od niego. Nie przypominał
dawnego „Matt'a”,
ani nie przypominał mi jego poprzednią wersję. Był dla mnie obcy.
- Nie udawaj-
uśmiechnęłam się.- Wiem, że się stęskniłeś.
- Odzyskałaś
pamięć?- wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu.
- Nie, ale wiem
czym jesteśmy. I co jest we mnie.
- Aha- skomentował
zawiedziony.
- Słuchaj,
potrzebuję kilku odpowiedzi od ciebie...
- A jednak. Dawna
Sam powraca- opadł na kanapę.- No mów, co tym razem potrzebujesz?
- Chcę
żebyś opowiedział mi o moim przeznaczeniu.
Hej :D
Tym razem rozdział dodaję z rana, żeby potem nie zapomnieć ^^ Jest on krótszy od poprzednich, ale po prostu musiałam zakończyć w takim momencie :D
Pozdrawiam
Seo :*
Mówiłam, że podobają mi się te cytaty na początku każdego postu? Zawsze jakieś świetne dajesz!
OdpowiedzUsuńO Matko! Tylko tyle mogę powiedzieć. Nie mam się do czego przyczepić oprócz kilku przecinków, ale to nieważne, bo końcówka... Uch!! Taaak wiedziałaś, kiedy skończyć -,-
Doobra, wszystko mi się podobało, ale dzisiaj nie napiszę dłuższego komentarza, bo mnie oczy strasznie pieką. Nie mam pojęcia od czego - prawdopodobnie od zbyt dużego wysiłku na angielskim ;p Przepraszam, postaram się następnym razem jakoś ci to wynagrodzić!
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza ;*
Powiem Ci, że mi się też one podobają^^
UsuńZaraz zabieram się za pisanie nowego rozdziału, gdyż został mi tylko ostatni i nie mam nic dalej :c
Na szczęście ja pisałam niemiecki, więc aż tak się nie zmęczyłam :D a nawet b.dobrze mi wyszedł ;)
Pozdrawiam :*
Seo
No no no :D Podobał mi się ten rozdział i piękne zakończenie :D Może nic się takiego nie działo, ale i tak dobrze to opisałaś <3 Jak każdy z resztą :D Zapraszam do mnie na nowy rozdział smiertelnapasja.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katarina
Nic sienie działo? No weź... A tak się starałam, aby nie było żadnej nudy -.- Może spodoba Ci się kolejny rozdział w którym... zaraz powiem Ci co będzie ^^. Wiem, że tego nie cierpisz, więc taka mała zemsta :*
UsuńPozdrawiam
S.
Nie powiedziałam, że nuda :c :c Podobało mi się bardzo! :D
Usuńświetne zakończenie, cudnie się czyta! <3 http://s3condbreathe.blogspot.com/2014/04/rozdzia-16.html nowy rozdział u mnie :3
OdpowiedzUsuń