„Bo tylko w mrocznych
ciemnościach, mrok codzienności niezauważalnym cieniem
pozostaje...”
Wszedłem do apartamentu, który
należał do brunetki. Zauważyłem ją siedzącą na kanapie.
Zastanawiała się nad czymś. Ostatnio często jej się to zdarzało.
Nawet wiedziałem nad czym tak myśli. Opadłem obok niej i dopiero
gdy dotknąłem jej ramiona, zauważyła moją obecność.
- Śmierć...- wyszeptała.- Nie strasz
mnie.
- Przepraszam- westchnąłem.- Nadal
nic nie wymyśliłaś w jej sprawie?
- Nie- odparła zawiedziona.- Po prostu
nie wiem, co mogło pójść źle. Nie powinna tak zareagować.
- Niestety ja nie mogę ci w tym pomóc.
Moja moc nie może zostać przy tym wykorzystana- powiedziałem ze
smutkiem w głosie. Chciałem pomóc. Tak cholernie chciałem, aby
moja mała Samantha powróciła, ale wiedziałem, że zwiastuje to
kolejny nawał problemów. Jak ona zareaguje na te wszystkie
kłamstwa? Czy może nie będzie pamiętać tego co się teraz stało?
Tak, jakby się nie obudziła. A jeśli jednak? Znałem ją od
urodzenia i wiedziałem jak zareaguje na to. My chcieliśmy dla niej
dobrze. Pragnęliśmy normalnego życia dla niej tak, jak sama je
kiedyś pragnęła. Nigdy nie chciała być Łowcą. Zawsze chciała
być normalna. Nieświadoma o tym całym nadnaturalnym świecie.
Nawet nie powiedziałem jej o innych stworzeniach. Oprócz wilkołaków
i demonów, a nawet półczarowników, nie wiedziała o reszcie.
Pragnęła śmierci. Miała dość nieśmiertelności.
Więc co teraz? Jeśli wróci jej
pamięć... ona nie zrozumie naszego postępowania. Nie zrozumie tych
kłamstw, gdyż bardziej od demonów, właśnie nimi gardzi. Pomimo
tego, że te stwory zabiły tyle osób, to ludzie i tak przeważali
je śmiertelną liczebnością. Zabijają się bez powodu. Już nie
raz byłem świadkiem jak mąż zabija swoją partnerkę,
podejrzewając ją o zdradę, oczywiście niesłusznie. Albo gdy
dzieci „testowały” metalowy przyrząd, znaleziony w sejfie.
Czasem udawało się im nabić i wystrzelić. Mógłbym powiedzieć,
że szkoda było mi tych maluchów, ale skłamałbym. Ja czerpałem
swoją energię z ich niepowodzeń i żyć. Każde zebrane żniwo
wzmacniało mnie, ale nie mogłem tego wykorzystać, stając po
czyjeś stronie. Byłem bezstronny i musiałem zachować porządek
przy szali żywota. Nie mogłem dopuścić, aby Wallisey zbierał je
za mnie. Jakimś cudem stworzył coś, co przekształca dusze w
czystą energię, a osoba posiadająca ten przedmiot, obdarzona jest
niesamowitymi umiejętnościami.
- Wiem, że nie możesz użyć swojej
mocy, ale możesz nam inaczej pomóc- odezwała się Lilith.
- Staram się, ale to nie jest takie
proste. Sam nie mam pojęcia, dlaczego poszło coś źle. Myślę, że
tak po prostu miało być. Znasz jej przeznaczenie, więc wiesz jak
to się wszystko skończy.
- Nie!- krzyknęła wstając.- Nie
pozwolę na to. Dopiero co ją odzyskałam i znów mam ją stracić?
- Przeznaczenia nie można zmienić-
odburknąłem.
- Ale tego można. Zrobię wszystko aby
on jej nie dostał. Nawet jeśli miałabym zginąć.
- Nie wierzę...- wyszeptałem
przerażony.- Jak mogłaś... Jak mogłaś mieć z nim dziecko?!-
warknąłem.- Przecież to potwór!
Wstałem udając się do wyjścia.
Pomimo tego, że ta kobieta ukrywała cały czas jej pochodzenie, w
końcu musiała popełnić jakąś gafę. I właśnie teraz to się
stało. Znałem proroctwo każdego z nich. Każdej marnej duszyczki.
Młodej, starej... to było nieważne. Znałem czas i miejsce zgonu.
Jednak przy Samancie było to trochę trudniej. Znałem jej sposób
śmierci tylko, że nikomu nie zdradziłem. Co do czasu, wiedziałem,
że umrze w ciągu czterech lat. Jeśli nie spotka jego. Wtedy stanie
się to szybciej. Sposób w jaki Lilith wymówiła się o nim,
świadczył, że jest jej ojcem. Tylko wtedy jej głos przybierał
takie przerażenie. Pluła słowami, jakby był w nich jad. Nie
mogłem uwierzyć, że właśnie on nim został.
- Gdy z nim byłam, wtedy jeszcze nie
był taki. To przez nasz związek spadł z nieba, a Bóg go tak
pokarał...- usłyszałem wychodząc z jej pokoju.
Zszedłem na dół. Potrzebowałem
chwilę spokoju. Nasze relacje stały się zbyt bliskie. Miałem
zająć się tylko dzieckiem, w imię dawnej przyjaźni, ale to było
już przesadą. Pozwoliłem im wejść sobie na głowę. Byłem
Kosiarzem. Wielkim panem Życia i Śmierci. Nie jakimś chłoptasiem
na posyłki. W ostatnim czasie strasznie się rozleniwiłem.
Przestałem budzić strach i grozę. Stałem się potulny jak mysz.
Musiałem wrócić do siebie. Znowu stać się potworem.
- Samantho. Możemy porozmawiać?-
zwróciłem się do czarnowłosej, która właśnie jadła śniadanie.
Gdyby nie było to tak ważne, nie przeszkadzałbym jej. Dziewczyna
skinęła głową i po chwili znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Coś się stało?- zapytała
marszcząc brwi. Aż wierzyć mi się nie chciało, że właśnie ona
mnie nie pamięta. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy... tylko
jej ufałem.
- W zasadzie, to nic. Chciałem się
pożegnać- odparłem po dłuższym namyśle.
- Odchodzisz?- zaniepokoiła się.
- Tak. Muszę... pewne sprawy się
pokomplikowały i muszę wrócić do domu.
- Do Londynu...- westchnęła.
- Właśnie. Wiem, że mnie nie
pamiętasz i nawet się mnie boisz, ale chciałbym ci coś dać.
Podaj mi rękę- rozkazałem, a ta posłusznie wykonała moje
polecenie.- Wiesz... Posiadałem pewien dar, o którym tylko ty
wiedziałaś. To był nasz mały sekret...- wyszeptałem.
Rozglądnąłem się dookoła siebie, sprawdzając aby nikt nas nie
zauważył. Westchnąłem głośno i skupiłem się na swojej mocy.-
Zamknij oczy.
- Co ty robisz?- słyszałem jej
zaniepokojony głos.
- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię-
mała część mojej energii, przepłynęła do jej ciała. Czułem
delikatne mrowienia w koniuszkach palców.
- Śmierć...- wyszeptała, a moje
serce zaczęło mocniej bić. Spojrzałem na nią przerażony. Nie
myślałem, że po tak małej dawce mojej mocy, można przywrócić
pamięć. - Przestań- powiedziała już głośniej. Spojrzałem w
jej czarne, teraz bezduszne, oczy. Wyrażały tylko złość. Żyłki
na jej twarzy zczerniały, a ja zaniepokoiłem się. Nie czułem
strachu, tym co zobaczyłem. Raczej martwiłem się, że może coś
się jej stać.
- Nie jesteś Samanthą- odparłem.
- Jestem jej częścią. Jej mrokiem,
strachem i siłą. Jej demonem- rzekła beznamiętnym głosem.
- Czego chcesz?- warknąłem.
- Wiesz- zaśmiała się.- Ty też tego
chcesz.
- Nie chce- zaprzeczyłem.
- Chcesz. Wiem to. I możesz to mieć-
wyszeptała mi do ucha. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy.-
Musisz tylko pozbyć się Estesa i Wallisey'a. Wtedy nic nam nie
stanie na drodze.
- Nie mogę jej tego zrobić-
powiedziałem stanowczo.- Ona go kocha.
- A ty ją- uśmiechnęła się
tajemniczo.- Wkrótce będziesz miał okazję się wykazać. Myślę,
że będę idealną Panią Śmierci- zaśmiała się.
- O nie! Nie mogę zrobić jej tego-
zdenerwowałem się. Wiedziałem, że właśnie ona miała mi
towarzyszyć. Przecież znałem jej proroctwo. Wszystko zależało od
tego, jak zdecyduje.
- Jak chcesz, ale wiedz, że ja
niedługo powrócę, a wtedy nie będzie tak przyjemnie- zagroziła.
- Czemu? Czemu nie możesz jej zostawić
w spokoju?
- Ona sama tego chce. Demon nie
zasługuje na szczęście- zacytowała
jej słowa.- Ojciec dopytuje
się o nas. Stęsknił się za swoją córeczką- zaśmiała się
groteskowo.
- Nie możesz jej
tego zrobić. On zniszczy wszystko za pomocą ciebie. Wykorzysta i
zabije, czując zagrożenie.
- Nie zrobi tego-
zapewniła.- Dzięki mnie stanie się najpotężniejszą istotą
wśród naszych światów, a ja złożę przysięgę wierności.
Stanę się jego prawą ręką.
- Staniesz się
demonem. Przecież ty nienawidzisz ich. I chcesz się stać jednym z
nich?- zaniepokoiłem się.
- Jak mogę
nienawidzić siebie? Przecież sam demon mnie stworzył, a to, że
wcześniej był aniołem, i część jego krwi płynie we mnie, o
niczym nie świadczy. Ja jestem potworem i zawsze nim będę-
zasyczała.- Nie ukryjecie prawdy przede mną- jej bezwładne ciało
opadło, a ja w ostatniej chwili złapałem ją i uchroniłem przed
upadkiem.
- Co się stało?-
zapytał podbiegający Estes. Tylko jego mi brakowało...
- Dałem jej trochę
swojej mocy, a ona niezbyt dobrze zareagowała- przyznałem, omijając
część prawdy.
- Co zrobiłeś?!-
wrzasnął.
- Nie
tym tonem- warknąłem. Uraczyłem go niemiłym spojrzeniem, a on
chwycił
się za szyję, próbując złapać
powietrze. Użyłem swojej mocy, aby nauczyć go szacunku wobec
mnie.- Nie jestem żadnym marnym człowiekiem, ani półdemonem,
żebyś mógł tak się do mnie odnosić. Zapamiętaj sobie. Spróbuj
jeszcze raz się tak do mnie zwrócić,
a przyśpieszę nasze ostateczne spotkanie- podałem mu ciało
dziewczyny i zniknąłem.
***
- Nie spodziewałem
się naszego spotkania- usłyszałem ochrypły, męski głos.-
Ostatnio niezbyt przyjemnie się rozeszliśmy.- Mężczyzna stał do
mnie tyłem. Jego czarne włosy były krótko ścięte. Stał bez
koszulki. Owszem, powinienem go wcześniej powiadomić o mojej
wizycie, ale to wszystko stało się zbyt nagle. Podszedłem do
stolika, na którym stała butelka alkoholu. Przyssałem się do
niej, póki nie brakło trunku. Odstawiłem ją i znowu spojrzałem
na starego przyjaciela. Nawet nie drgnął. Jego ręce wciąż były
oparte o zimny kamień. Widziałem jego umięśnione ramiona i dwie
wielkie szramy na plecach, będące śladem po skrzydłach. Był
upadłym aniołem.
-
Potrzebowałem twojej rady- odparłem podchodząc do niego. Mój
wzrok powędrował na wioskę, znajdującą się przy zamku. Krzyki
dobiegające z niej, były muzą dla uszu
Władcy Piekieł. Pomimo
tego, że właśnie byłem w piekle, nie było tu ciepło. Inferno
w tym wypadku nie znaczyło
ogień,
tylko mrok. Towarzyszył jemu chłód i cierpienie. - Hm... Jest tu
zimniej niż ostatnio- stwierdziłem, po dłuższej ciszy.
- Oni to czują.
Czują nadchodzące zło- odparł beztrosko.- Niecodziennie Śmierć
przychodzi do mnie po radę, więc co się stało?
- Chodzi o twoją
dawną miłość...
***SAMANTHA***
Obudziłam się w
łóżku, przy którym siedział Ezra. Twarz miał schowaną w
dłoniach, więc nie zauważył mojej pobudki. Wyglądał tak słodko,
gdy się martwił...Głośno westchnęłam, a on spojrzał na mnie.
- Hej- powiedziałam
delikatnie przy tym się uśmiechając.- Możesz powiedzieć co ja tu
robię?- zmarszczyłam brwi. Przecież jadłam śniadanie... a potem
Matt chciał ze mną pogadać... i więcej nie pamiętałam.
- Zemdlałaś, a ja
cię tu przyniosłem- usiadł obok mnie. Podał mi wodę, którą z
przyjemnością wypiłam.- Jak się czujesz?
- Dobrze, ale wciąż
jestem głodna- skrzywiłam się czując burczenie w brzuchu. Blondyn
zaśmiał się i czule pocałował mnie w usta.
- Dasz radę sama
iść? Czy mam cię zanieść?
- W sumie... mogę
sama iść, ale udajmy, że nie, bo chce żebyś mnie zaniósł-
odparłam, na co on się znowu uśmiechnął. Po chwili znajdowałam
się w jego ramionach i szliśmy w stronę restauracji.
- A to kto?-
zapytałam, dyskretnie wskazując na jednego z mężczyzn. Ślub miał
się odbyć dzisiaj, więc goście powoli się zbierali.
- Daniell Winters-
odparł blondyn.- Stary znajomy. On także pomagał nam w
poszukiwaniach ciebie.
-
Wydaje się dziwny- stwierdziłam po dłuższym przyglądaniu się
mu. W sumie, każdy wydawał się taki. Czułam dziwne dreszcze na
karku, przez co wzrastała moja niechęć do nich. Zjechało się
mnóstwo takich osób, jednak Ezra zapewnił mnie, że nic mi nie
grozi. Ci wszyscy ludzie, to starzy znajomi i są jak rodzina. Dla
mnie on był rodziną, ale to szczegół...
Chłopak zaśmiał
się i mnie pocałował.
- Chodźmy, musimy
przywitać się z resztą- odparł, ciągnąc mnie w stronę jakiejś
grupki osób.
Poznałam
wiele osób.
Chociaż tak nie do końca, że ich poznałam, po prostu nie
pamiętałam ich. Wszyscy wydawali się tacy mili... że aż dziwne.
Zauważyłam, że każdy z nich przebywał w swoim towarzystwie. To
znaczy, że nie zbliżali się do innych. Po prostu trzymali się
swojej grupy, z którą przylecieli. Goście pochodzili z różnych
części krajów i zawsze przylatywali w towarzystwie dwóch, trzech
osób. Ogółem
jakby się tak dłużej zastanowić, to wyglądało to jakby
pochodzili z dwóch różnych światów. Jedni, przy których zawsze
czułam dreszcze, byli weseli i widać było, że mniej zamożni.
Drudzy wydawali się jakoś mi znani... Zachowywali się jak bogaci
sknerzy. Nie zbliżali się do nich i trzymali we własnym gronie.
Scott często z nimi rozmawiał. Najwyraźniej znał ich lepiej od
pozostałych. Ja też wymieniłam z nimi kilka słów. Chciałam się
nieco o nich dowiedzieć, ale odpowiadali dziwnie i nerwowo. Tak jak
Aaron, który pomimo moich obietnic, wciąż mnie unikał. Strasznie
się nudziłam. Nie mogłam z nikim normalnie porozmawiać, póki nie
wszedł on...
***EZRA***
- Co on tu robi?!-
warknąłem do Scott'a. I jeszcze na dodatek Sam z nim rozmawiała...
Niech go diabli. Nie dość, że przez niego ona prawie zginęła, to
jeszcze ma czelność tu przychodzić. Zabije go. Kiedyś po prostu
go zabije.
- Zaprosiłem go-
odparł młody łowca.
- Ale po co?!
Przecież gdyby nie on to....
- Ona byłaby
martwa- dokończył.- Może i przez niego trochę wycierpiała, ale
gdyby od początku z nim trenowała, nic takiego by się nie stało.
- Masz rację, ale
nie musiał to robić w taki sposób. Nie musieliśmy jej narażać-
powiedziałem gniewnie. Jeszcze go bronił?!
- Ezra, nie życzę
sobie żadnych spin między wami. Za dwa dni go już nie będzie,
więc myślę, że możesz darować sobie to. On jest moim
przyjacielem, więc chce żebyś zostawił go w spokoju.
- Jak chcesz-
szepnąłem.- Ale nie będziesz miał nic przeciwko, jak przynajmniej
odciągnę ją od niego?- zapytałem. Nie czekając na odpowiedź
ruszyłem do nich.
Stali przy ławkach,
między kwiatami. Zaraz miała się odbyć ceremonia, więc nie
chciałem ich denerwować. A tym bardziej niszczyć ślub mojej
siostry. Samantha stała do mnie tyłem, więc nie widziała gdy
nadchodziłem. Za to on mnie zauważył. Uśmiech zniknął z jego
twarzy. Chwyciłem dziewczynę w pasie i czule pocałowałem w
policzek. Wcześniej gdy tak robiłem, zawsze się wystraszała, za
to już od jakiegoś czasu była przygotowana na takie moje podchody.
A ja uwielbiałem tak robić.
- Cześć kochanie-
uśmiechnęła się do mnie.- Właśnie poznałam Christopha.
- Pamiętam go-
odpowiedziałem, siląc się na spokojny głos.
- W przeciwieństwie
do mnie...- wymamrotała.
- Więc to prawda?-
odezwał się burak.- Ona rzeczywiście nic nie pamięta?
- Tak...Skarbie
możesz zostawić nas na chwilę?- zwróciłem się do ukochanej. Ta
przytaknęła i odeszła.
- Co chcesz ode
mnie? - zapytał, gdy dziewczyna zniknęła w tłumie.
- Nie chce abyś
się do niej zbliżał. Najlepiej żebyś od razu wyjechał.
- O nie kochany.
Przyjechałem na ślub przyjaciela i nie mam ochoty na wyjazd.
Zresztą myślę, że zrobię sobie dłuższe wakacje- odparł
roześmiany.
- Radze ci
odejść... Dla własnego dobra- dodałem.
- Nie będziesz
decydować co jest dla mnie dobre. Nie tak jak u niej. Ty po prostu
ją wykorzystujesz. Jestem pewien, że nie chciałaby ciebie, gdyby
znała prawdę- wycedził przez zęby.
- I tu muszę cię
zmartwić- uśmiechnąłem się.- Widzisz, mówisz, że chcesz dla
niej jak najlepiej, ale nie wiesz czego ona chce. A ja tak. Znam jej
marzenia i pragnienia. Ona by chciała takiego życia. Więc jeśli
spróbujesz chociażby pisnąć o jej poprzednim życiu, zabiję cię.
A ślub mojej siostry mi w tym nie przeszkodzi.
Ciemnowłosy
odszedł bez słowa, ale widziałem ten tajemniczy uśmieszek w jego
oczach, przez który zaniepokoiłem się. On coś szykował, a ja nie
wiedziałem co.
Goście powoli
zaczęli zajmować miejsca, a Scott stanął przed ołtarzem. Przez
ostatnie dni ja i Sam zajmowaliśmy się ślubem. Naprawdę dobrze
nam to wyszło. Wszystko miało się odbyć w plenerze. Kwiecisty łuk
w którym miała stanąć młoda para. Ksiądz, wraz z panem młodym,
zajmował wyznaczone miejsce, tak jak my. Patrzyłem uśmiechnięty
na Samanthę i nie mogłem się doczekać kiedy to my będziemy stać
przed ołtarzem. Chciałem ujrzeć ją w sukni ślubnej i mnie przy
niej. Dziewczyna trzymała mały bukiecik w dłoni, tak jak i Lilith.
Uśmiechnęła się do mnie, widząc jak na nią patrzę. Usłyszałem
muzykę i podszedłem do Amandy, aby odprowadzić ją do jej
ukochanego.
- Proszę o uwagę!-
krzyknąłem wstając z miejsca, tuż przed podaniem obiadu.-
Chciałbym wam coś powiedzieć. A szczególnie młodej parze-
skierowałem się do nich.- Chcę życzyć wam wszystkiego
najlepszego w nowej drodze życia! Amando wiem, że nie jesteś już
małym dzieckiem, zresztą sama niedługo będziesz miała dzieci i
zrozumiesz moją nadopiekuńczość, ale wiedz, że ja wciąż będę
cię pilnować- puściłem do niej oczko.- Więc jakby co, to wiesz
do kogo się zwrócić, żeby skopać mu tyłek. Z przyjemnością
znowu to zrobię!
- Chyba ja znowu
tobie!- krzyknął roześmiany Scott.- Już nie pamiętasz jak to w
barze cię powaliłem?
- Z tamtego
spotkania pamiętam tylko Sam. Uwierz mi, gdybyś wtedy był na moim
miejscu, nie obchodziłaby cię jakaś wygrana w bójce-
spoważniałem.- Sam.- zwróciłem się do ukochanej.- Wiem, że ty
nie pamiętasz swojego poprzedniego życia i mnie, ale ja cię
kochałem. I nadal kochać będę. Póki śmierć nas nie rozłączy.
Tak więc, czy zechciałabyś zostać moją żoną?- klęknąłem
przed nią z zamszowym, czerwonym pudełeczkiem w którym znajdował
się pierścionek. Patrzyłem uważnie na jej reakcję. Widziałem,
że jest zdenerwowana, ale i szczęśliwa.
- Tak-
odpowiedziała ze łzami w oczach. Założyłem jej pierścionek na
palec i nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku. Wszyscy
zebrani goście zaczęli bić nam brawa i gwizdać, a następnie
pojawił się Tonny i Natte z butelkami szampana, którym nas oblali.
Spojrzałem na ciemnowłosą. Uśmiechnęła się i mnie pocałowała.
Pomimo tego, że wciąż byliśmy oblewani alkoholem, tylko ona się
wtedy dla mnie liczyła. Nic i nikt nie mógł przeszkodzić nam w
tej chwili.
Patrzyłem na nią
jak tańczy z Patrick'iem. Jej idealnie dobrana suknie podkreślała
figurę i urodę. Była piękna. I moja. Samantha Maltali, jak to
cudownie brzmi...
Podszedłem do nich
i wymieniłem miejsce z chłopakiem. Teraz to ja tańczyłem z nią.
Jej ręka spoczęła na moim ramieniu, a moja na jej talii.
Tańczyliśmy, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej oczu.
Widziałem w nich tak bardzo utęsknione spojrzenie. Jej czarne oczka
patrzyły na mnie z miłością i pożądaniem. Tak jak moje.
Złożyłem delikatny pocałunek na jej miękkich ustach, na
zakończenie tego tańca. Uśmiechnęła się. Oznajmiłem, że
wracam do pokoju, gdyż jestem zmęczony, a alkohol w tym nie
pomagał. Przytaknęła i wraz ze mną, poszła pożegnać się z
gośćmi. Nie było ich już zbyt wielu. Tak jak my, oni postanowili
wrócić do swoich pokoi. Tylko trochę wcześniej. Chwyciłem
dziewczynę za rękę i ruszyliśmy w stronę naszego pokoju.
Obydwoje byliśmy przyćmieni alkoholem, ale nie aż tak mocno.
Otworzyłem kartą drzwi, i weszliśmy do ciemnego pomieszczenia.
Automatycznie chwyciłem ręką ściany, w poszukiwaniu włącznika,
jednak ona miała inne plany. Nim zdążyłem włączyć światło,
ona chwyciła moją rękę i położyła ją na swoich plecach,
nakazując odpięcia zamka od sukni. Tak też zrobiłem. Po chwili
jej ubranie znalazło się na podłodze, zostawiając ją w skąpej
bieliźnie. Zaczęliśmy się całować, a ona rozpinała przy tym
moją koszulę. Szybko pozbyłem się ubrań. Wiodłem rękami po jej
nagim ciele. Nie wiedziałem, jak mogłem wytrzymać tyle bez niej.
Przecież ja ją kochałem. Podniosłem ją, a ona oplotła mnie
nogami w pasie. Całowaliśmy się namiętnie i zachłannie. Czułem,
że wszystkie moje zmysły przy niej wariują. Nie mogłem
racjonalnie myśleć, będąc blisko niej. Ledwo wcześniej się
powstrzymywałem od dotykania jej, a co dopiero całowania.
Delikatnie położyłem ją na łóżku. Wiedziałem, że długo nie
będę mógł się powstrzymać.
- Kocham cię-
wyszeptałem jej do ucha między pocałunkami. Czułem, że się
uśmiecha.
- Ja ciebie też-
odparła.
Te słowa były dla
mnie jak sygnał. Zgoda na dalsze działanie. Już nie potrafiłem
się powstrzymać. Nie chciałem.
Rozdział opublikowany wcześniej, specjalnie dla Wi ki :*
Jak wam mija Dzień Wagarowicza? U mnie słoneczko świeci, przez co zostałam zmuszona do roboty xd Właśnie byłam w trakcie mycia okien :D
Rozdział pozostawiam Wam do oceny, więc wracam do sprzątania :*
Pozdrawiam
Och dziękuję ;) U mnie pogoda śliczna! Ani jednej chmurki nie licząc tych śladów po samolotach. Na szczęście dzisiaj nie musiałam nic sprzątać :D Nie to co dwa dni temu, kiedy sprzątałam caly dom i jeszcze robiłam deser ;) Rozdział przepiękny! Tyle na niego czekałam. Co 5 minut sprawdzałam czy już go dodałaś :D. Kiedy przeczytałam początek rozdziału trochę się przestraszyłam. Pomyślałam, że ona znowu odleci na dodatek przed ślubem. Dopiero teraz zrozumiałam o co chodziło z ,,Śm..". Niekumata ja ;D Ta scenka z przemową była cudna. Trochę wcześniej kiedy on powiedział, że nie może się doczekać kiedy to oni staną przed ołtarzem, trochę się zamyśliłam i przerwałam czytanie. O co tu chodzi? Może się już oświadczył, a ja coś przegapiłam. Czytałam dalej i OCH!!!!...... Nie byłam pewna czy ona się zgodzi skoro go tak naprawdę nie pamiętała. Jeszcze ta noc! To było już kompletne przypieczętowanie rozdziału! Nie mam się do czego przyczepić więc cóż, zostaje mi tylko czekanie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba ;)
OdpowiedzUsuńSam miała przed sobą kilka miesięcy dzięki którym miała szanse bliżej poznać Ezrę. Pomimo tego, że go nie pamięta, dawne uczucia powoli zaczęły się ujawniać. Sama twierdzi, że skoro drugi raz zakochała się w tym samym facecie, to musi być prawdziwa miłość :D Ale co będzie dalej? Na pewno demon się odezwie, bo powoli wprowadza swój plan... Zapewniam, że trochę namiesza :D
Pozdrawiam
seo
Widzę, że demon zaczyna działać. Bardzo mnie to cieszy, bo to jest intrygujące i chcę się o tym dowiedzieć jak najwięcej rzeczy! Nie żeby mi nie było żal Sam, po prostu... No po prostu czasami lubię być masochistką ;p
OdpowiedzUsuńCudowne zaręczyny! Ach, sama chciałabym mieć takie! *,* Genialne przemówienie Ezry na ślubie i w ogóle wszystko mi się podobało. Ty to wiesz, jak podsycić we mnie ciekawość ;p Coraz więcej myślę nad tym, co możesz wymyślić.
I och, Sam ma żyć tak mało jeśli co? Jeśli kogo nie spotka? Ojejku to takie skomplikowane :D Ale uwielbiam skomplikowane rzeczy jeśli się kiedyś tam wyjaśniają.
U mnie było mega gorąco! Na szczęście było ok, nie musiałam nic szczególnego robić. Ale u mnie to tak wiało, że na dworze nic by się nie dało zrobić ;p
Rozdział świetnie napisany, czasami brakowało mi przecinków przed "który" lub przed imiesłowem. Ale to tylko drobne szczególiki :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny!
Zuza ;*
Ojej, śmierć zakochany w Sam? Zaskoczyłaś mnie. Hmm.. nie wyczuwam nic dobrego w ukrywaniu prawdy przed Sam, jeżeli szybko nie wróci jej pamięć, lub nie powiedzą jej wszystkiego, naprawdę może się to dla niej źle skończyć. Tak fajnie, że zaręczyła się z Ezrą *_________* ale cóż.. wątpię, aby doszło do ślubu, w takich okolicznościach, nie sądzę, aby Sam wybaczyła mu to co jej zrobił wcześniej.. i jeszcze te kłamstwa. Mam nadzieję, że Śmierć nie zrobi mu krzywdy mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńRozdział jest przecudowny! Zawsze uwielbiam Twoje rozdziały, bo są taaaaakie długie i zawsze dużo się dzieje, jest co czytać.
Pozdrawiam i przy okazji informuję o jedenastce na http://escape-from-this-world.blogspot.com :) x
Rozwaliło mnie zdanie "póki śmierć nas nie rozłączy" 1.śmierć poprzez tragiczny wypadek
OdpowiedzUsuń2.śmierć odbierze ezrze sam ponieważ jest w niej zakochany