„Najtrudniej wyleczyć się z
miłości, która przyszła nagle”.
Przez ostatnie kilka miesięcy,
wszystko wyglądało normalnie. Codziennie rano wybierałam się na
trening z Ezrą, popołudnia spędzałam na zmianę z Amandą i
chłopakami. Tak jak powiedziałam, udawałam, że wszystko jest w
porządku. Moja matka wycofała się w cień i zostawiła nas samych
w domu. Wpadała tylko w weekendy, ale nie zbliżała się do mnie. I
słusznie.
Matt też się wyprowadził, z czego
bardzo się cieszyłam. Przerażał mnie swoim dziwnym zachowaniem.
Odwiedzał nas co kilka dni, ale ja go unikałam. Patrick zbudował
własną szklarnię tuż za domem i hodował w niej różne dziwne
rośliny. Nie dociekałam co to konkretnie było. Podjęłam się
pracy w sklepie odzieżowym, żeby cały czas nie siedzieć w domu.
Chciałam otworzyć własny butik, ale Ezra stwierdził, że to bez
sensu. Zresztą i tak było mi to obojętne. Po prostu chciałam mieć
jakieś zajęcie. Miesiąc po tym jak się tu wprowadziliśmy, Scott
oświadczył się Amandzie. Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie,
więc cały czas trwały przygotowania do niego. Zdecydowali, że
odbędzie się on na Cyprze. Amanda chciała mieć ślub na plaży, a
Scott'owi było to obojętne. Najważniejsze było dla niego to, żeby
ją uszczęśliwić. Oczywiście ja miałam być druhną tak, jak i
moja matka. Chłopak wybrał Matt'a i Ezrę, jako swoje drużby. Nie
chcieli wybierać więcej osób. Miało to wyglądać ładnie, więc
wystarczyły dwie pary. Pomogłam jej wybrać suknię ślubną i
stroje dla druhen. Jej suknia była biała, prosta i piękna. Nasze
były w kolorze brzoskwiniowym. Sięgały do kolan i miały delikatne
falbanki po bokach. Zwężane w pasie, a na ramiączku znajdował się
mały kwiatek. Na ślub miało przybyć wiele gości, oczywiście mi
nie znanych. Zaprosili też tego całego Aarona, który strasznie się
mnie bał. Rozmawiałam z nim i zapewniłam, że nic mu nie zrobię.
Dopiero wtedy zgodził się przyjechać. Jutro mieliśmy wyjechać,
aby wszystko dopilnować na miejscu. Wynajęliśmy cały hotel przy
plaży, aby mieć miejsca dla gości i żeby nikt obcy nam nie
przeszkadzał. Zgodziłam się na pokój razem z Ezrą, gdyż tylko
przy nim czułam się bezpieczna. Gdy spał przy mnie, nie miałam
koszmarów. Co noc budziłam się zalana potem. Czasami też
krzyczałam przez sen. Dopiero wtedy w środku nocy przybiegał
przerażony chłopak i z troską w oczach próbował mi jakoś pomóc.
Tylko gdy krzyczałam przez sen, prosiłam aby został ze mną do
rana. Miałam straszne koszmary, przedstawiające mnie jako mordercę
i potwora. Gdy krzyczałam, oznaczało to, że sen był naprawdę
okropny. W innych czułam tylko, że ktoś chce mnie zabić. Raz
opowiedziałam mu o moim śnie. O tym jak druga „ja” mnie
nawiedza. Widząc jego reakcję, już więcej nic nie powiedziałam.
Był chyba bardziej przerażony ode mnie.
Właśnie kończyłam pakować ostatnie
rzeczy do torby, gdy do mojego pokoju weszła Amanda. Spojrzałam na
nią i zrozumiałam, że coś ją gryzie.
- Wszystko w porządku?- zapytałam,
gdy ona usiadła na kanapie.
- Właściwie to nie... Sam, mogłabym
z tobą pogadać?- zapytała, a ja zauważyłam, że jej ręce
zaczęły się trząść. Usiadłam obok niej i chwyciłam jej zimne
dłonie.
- No jasne. Powiedz co cię gryzie-
powiedziałam, próbując ją pocieszyć.
- Chodzi o ten ślub...- zaczęła.
- Denerwujesz się?- uśmiechnęłam
się.
- Też. Nie wiem czy słusznie robię...
- A dlaczego nie? Przecież się
kochacie, a ślub to po prostu przypieczętuje. Czy może go nie
kochasz?
- Oczywiście, że tak! Kocham go nad
życie, ale jest coś jeszcze- spuściła głowę w dół.
- O matko!- zakryłam dłonią usta ze
zdziwienia.- Jesteś w ciąży!
- Ciii!- uciszyła mnie.- Nie chce aby
ktoś się o tym dowiedział.
- Dlaczego nie? Przecież to
fantastyczna wiadomość! Powiedziałaś już o tym Scott'owi?
- Nie...A jeśli on nie chce mieć
dzieci?- zaniepokoiła się.
- Chce!- zapewniłam.- Zawsze chciał
zostać ojcem.
-Tak, ale jesteśmy jeszcze tacy
młodzi... może chciał z tym jeszcze zaczekać?
- Po co? Uwierz mi, on na pewno chce
mieć teraz dziecko ze swoją ukochaną- pocieszyłam ją. W sumie to
była prawda.
- Ezra też chciał mieć dzieci.
Zawsze marzył o córce- zaczęła, a ja się zmartwiłam.
- Wiesz...to chyba nie jest dobry
pomysł. Teraz jakoś nie jest najlepszy moment, aby myśleć o
naszym związku- zaczęłam nerwowo pocierać palce.
- Masz rację-powiedziała.- Ale on
naprawdę chciał mieć z tobą dziecko. Nawet chciał ci się
oświadczyć po powrocie z Turcji, ale wiesz jak wyszło...-
przytaknęłam.- Coś między wami ruszyło?- zapytała.
- To nie jest takie łatwe-
stwierdziłam.- To, że ja go kocham, o niczym nie świadczy. Czuję
się przy nim bezpieczna, ale nie wiem czy to jest miłość, czy po
prostu zwykłe przyzwyczajenie. Skoro sami mówiliście, że
mieszkaliśmy razem, a ja i Ezra praktycznie się nie rozstawaliśmy,
więc może boję się zostać sama?- dziewczyna cicho zachichotała.
- Więc jednak mówisz, że go kochasz?
- Może. Nie wiem... Powiedz mi lepiej
który to miesiąc?- zapytałam zmieniając temat. Może i go w
jakimś stopniu kochałam, ale to było za wcześniej. Jeszcze dobrze
go nie poznałam. W sumie, ja nawet nie znałam samej siebie.
- trzynasty tydzień- powiedziała już
uśmiechnięta.
- A ja głupia tego nie
zauważyłam...Znasz już płeć dziecka?- zobaczyłam jak dziewczyna
się rumieni.
- Nie, ale lekarz powiedział, że będą
bliźniaki...
- To wspaniale!- klasnęłam dłońmi z
radości.- Kurde, wciągnęłabym szampana, ale ty nie możesz pić...
- Niestety- uśmiechnęła się.
- Kiedy masz zamiar powiedzieć
Scott'owi?
- Nie wiem... W sumie myślałam, żeby
powiedzieć mu przed ślubem, albo po... A jeśli on jednak nie
będzie chciał dzieci?- zaniepokoiła się.
- Jutro mu to powiesz, a jeśli nie, to
ja sama to zrobię- zaszantażowałam ją. Wiedziałam, że tak ją
przekonam.
- Dobra! Zrobię to jutro przed
wylotem.
- Świetnie, w takim razie idź już
spać. Powinnaś dużo odpoczywać i przestać się zamartwiać.
Jeśli chodzi o ślub, to ja się tym zajmę- zapewniłam.
- Dziękuje- przytuliła mnie i wyszła
z pokoju.
Zamknęłam spakowaną torbę i
położyłam się zmęczona spać. Jutro czekała nas masa roboty. I
jeszcze ta ciąża... Cieszyłam się, że w końcu zostanę ciotką!
Już nie mogłam się doczekać, aż te dwa szkraby będą biegały
po domu... Wiedziałam, ze Amanda będzie wspaniałą matką. Jej
stosunek wobec mnie to potwierdzi. Miałam z nią świetny kontakt.
Ona, Scott i Ezra, byli dla mnie najważniejsi. Jak rodzina.
Tonny'ego i Natt'a traktowałam jak przyjaciół. Często się z nimi
droczyłam. Wszyscy dogryzaliśmy sobie, ale nasza trójka w
szczególności.
Jeśli chodzi o Ezrę... Czy będziemy
razem? Nie byłam tego pewna, chociaż w głębi duszy chciałam.
Nawet moja druga „ja”, opowiadała jak bardzo go kochała, a ja
czułam, że to prawda. Powoli i ja się w nim zakochiwałam. Z
każdym kolejnym spotkaniem z nią, dawne uczucia powracały, ale nie
wspomnienia. Na samą myśl o niej zaniepokoiłam się. Czułam
strach spowodowany kolejnym spotkaniem.
***
- Sam! Sam!- usłyszałam męski głos
i otworzyłam powieki. Mój wzrok powędrował na drzwi pokoju, które
zostały z ogromną siłą otworzone. Do środka wparował Scott,
ubrany w same bokserki. Na ramieniu miał wytatuowany czarny
tricelion. Nawet nie wiem skąd znałam ten symbol. W dłoni trzymał
butelkę, którą mocno wstrząsał.- Sam!- krzyknął uradowany i
wskoczył na mnie. Zaczął oblewać mnie szampanem, a ja nie
zdążyłam się uchronić przed lejącym się trunkiem.- Zostanę
ojcem!- wykrzyczał.- Rozumiesz?! JA BĘDĘ OJCEM!- opadł obok mnie.
- Scott! Opanuj się!- odparłam
oburzona, wykręcając resztki alkoholu z moich włosów.
- Nie mogę!- śmiał się.-
Bliźniaki...- wyszeptał.- Cholera- nagle wstał przerażony.- A
jeśli będę złym ojcem?
- Och! Nawet nie waż się tak mówić!-
skarciłam go.
- Masz rację, nie chce zapeszać. Moje
dzieci będą mieć zajebistego ojca!- powiedział z nowym napływem
szczęścia.
- Lepiej wracaj do Amandy- klepnęłam
go w ramię.
- Za chwilę. Jeszcze muszę powiedzieć
o tym chłopakom- zerwał się z łóżka i wybiegł z pokoju.- Mamy
jeszcze szampana?- zapytał poważnym tonem. Uśmiechnęłam się.
Wiedziałam, że właśnie tak zareaguje. Te dzieci miały szczęście,
że trafiły na takiego właśnie ojca. I ciotkę!
Wstałam i udałam się do łazienki,
z zamiarem wzięcia prysznica i zmycia tego świństwa z siebie.
Usłyszałam krzyki Scott'a i trzaskające drzwi. Chyba właśnie
chłopaki dowiedzieli się o dzieciach. Ja rozumiałam jego
szczęście, ale wątpiłam żeby dla nich było to powodem do takiej
pobudki.
Po śniadaniu, znieśliśmy wszyscy
swoje bagaże i czekaliśmy na przyjazd kierowcy, który miał zabrać
nas na lotnisko. Słysząc swoje imię, wybiegłam z pokoju. Jak
zwykle musiałam czegoś zapomnieć i w ostatniej chwili po to
wracać. Tym razem padło na książkę. Naszykowałam sobie jedną z
mojej kolekcji, z poprzedniego domu. Miała ona po prostu umilić mi
lot. Wybrałam „Dziwne losy Jane Eyre” jako, że gustuje w
klasykach, ta książka powinna mi się spodobać. Wrzuciłam ją do
torebki i szybko zbiegłam po schodach. Przy drzwiach czekał na mnie
Ezra, trzymając mój płaszcz w rękach. Klimat w Irlandii niezbyt
mi się podobał. Cały czas wiało i padał deszcz. Miałam
nadzieję, że przynajmniej lato będzie ciepłe, gdyż denerwowały
mnie te ciepłe ubrania. Miałam ochotę poopalać się na ciepłym
słońcu. Ezra pomógł mi założyć płaszcz i wsiedliśmy do auta.
Gdy dotarliśmy na lotnisko, okazało
się, że nasz samolot jest opóźniony i mieliśmy jeszcze ponad
godzinę czasu do odlotu. Natte i Tonny gdzieś się zmyli, a Patrick
rozmawiał z Ezrą, więc ja dosiadłam się do przyszłych
nowożeńców. Scott nie opuszczał dziewczyny nawet na chwilę.
Pomagał jej w prostych czynnościach i dbał o wszystko. Wyglądało
to tak słodko, ale ja na jej miejscy, na pewno byłabym już
zirytowana takim zachowaniem. Ciąża to przecież nie choroba...
Odeszłam od nich, gdy chłopak zaczął
wymyślać imiona dla dzieci. Rozumiem, że jest szczęśliwy, ale
bez przesady. Współczułam Amandzie wybór imion. Scott podawał
niezbyt ładne propozycję. Miałam nadzieję, że nie wybierze żadne
z nich. Chociaż spodobało mi się imię Filip.
Znudzona podeszłam do blondyna, który
również wyglądał na niezainteresowanego rozmową z Patrick'iem.
Uśmiechnęłam się do niego i przysiadłam do wolnego stolika w
jakieś kafejce. Chłopak przeprosił rozmówcę i przysiadł się do
mnie.
- Jak ja już chciałabym być znowu w
domu- westchnęłam. Ezra zaśmiał się i zawołał kelnera.
- Mi też nie jest przyjemnie słuchać
o tych wszystkich roślinach, jakie Patrick hoduje. Jeszcze trochę i
będziemy mieć drugi las deszczowy w ogrodzie- skrzywił się.
- Wolałabym słuchać o kwiatkach niż
o dzieciach – stwierdziłam.
- Zaproponowałbym zamianę, ale wolę
rozmawiać z tobą niż z nimi.
- W sumie, ja też- uśmiechnęłam
się. Najbardziej odpowiadało mi jego towarzystwo. Czułam się przy
nim normalnie.
- Proszę- powiedział wręczając mi
małe, złote pudełeczko.- To dla ciebie.
Podniosłam wieczko i ujrzałam piękny
srebrny naszyjnik z czarnym kamieniem. Był śliczny. Delikatne
oszlifowany kamień, opatulony białym złotem. Kształt kamienia
zbliżony był do serca.
- Jest piękny- stwierdziłam wyjmując
go z pudełka.- Z jakiej to okazji?
- To musi być jakaś okazja?-
zapytał.- Po prostu lubię, gdy jesteś szczęśliwa. Wtedy i ja też
się ciesze.
To było takie słodkie. Pomimo, że
nie byliśmy razem i od prawie pół roku nic między nami się nie
wydarzyło, nie licząc tych paru nocy, kiedy spałam przytulona do
niego, to on wciąż się starał. Dobrze mnie znał, nawet lepiej
niż ja, więc każda niespodzianka mu wychodziła.
Odgarnęłam włosy i pozwoliłam mu,
aby założył mi naszyjnik.
- Dziękuje- wyszeptałam i pocałowałam
go w policzek.
W samolocie dużo rozmawialiśmy o...
ślubie. Stwierdziłam, że nigdy nie wyjdę za mąż, a jeśli
jednak, to urządzę małe wesele dla najbliższych mi osób. Po
jakiś dwóch godzinach miałam dość tej rozmowy, więc wróciłam
na miejsce, pod pretekstem bólu głowy. Wyciągnęłam książkę z
torebki i zaczęłam czytać.
Powieść była nawet bardzo ciekawa.
Opowiadała o tym jak guwernantka pragnęła prawa do szczęścia i
miłości. Jane Eyne, była twardą kobietą, która od razu mi się
spodobała. Nie przepadałam za książkami, w których kobiety
zawsze były zależne od mężczyzn. Przedstawiano ich wtedy w złym
świetle. Przewracając kolejną stronę, dostrzegłam odstającą
kartkę . Wyciągnęłam ją. Był to mały list. Na kopercie nie
było nic zapisane. Nie chciałam żeby ktoś to zauważył, więc po
cichu rozerwałam papier. W środku znajdowało się zdjęcie jakieś
pary, a w tle budynek. Na odwrocie zapisane było „Castle
Hill 1880r.”. Do tego przyczepiono kartkę z dziwnym symbolem.
Zmarszczyłam brwi na widok podobnego kształtu do triceliona, ale
miejsce napisane z tyłu znałam. A przynajmniej wiedziałam gdzie
mogę go znaleźć. Tam musiało się coś ukrywać, a ja chciałam
to sprawdzić. Schowałam wszystko z powrotem do koperty, a książkę
z listem do torebki. Przykryłam się kocem i zobaczyłam jak
uśmiechnięty Ezra idzie do mnie.
- Wszystko w porządku?- zapytał, a ja
przytaknęłam głową.- Wyglądasz bladziej niż zwykle...
- Mówiłam, że nie czuję się
najlepiej- odparłam.
- Przepraszam, zapomniałem- przyznał.
- Skończyliście już rozmawiać?
- Tak. Chłopakom znudziła się gadka
o ślubie, a Scott zabrał Amandę. Trochę mu odbiło przez tą
ciążę- stwierdził, a ja się zaśmiałam.
- Kwiatki lepsze?- ziewnęłam.
- Zdecydowanie- powiedział siadając
obok mnie.-Jesteś zmęczona?
- Tak, chyba już pójdę spać.
- W takim razie, ja też- przykrył się
kocem, a pod głowę wsunął poduszkę.-Dalej miewasz koszmary?
- Nie gdy jesteś przy mnie- wyznałam.
To była prawda, a z nim chciałam być szczera.
- Więc chyba będziemy musieli
częściej razem sypiać- powiedział kładąc się. Uniósł rękę,
a ja przytuliłam się do niego. Zawsze tak robił, gdy chciał abym
się do niego zbliżyła. Ręka spoczęła na moich plecach, a ja
wsłuchałam się w bicie jego serca. Było to dla mnie uspakajające
i przyjemne.
***
- Chodźmy na plaże! -krzyknęłam do
blondyna, który właśnie wnosił nasze bagaże do pokoju. Stałam
na balkonie i podziwiałam widoki. Balkon skierowany był na otwarte,
przejrzyste morze. Kilka leżaków znajdowało się na plaży.
Widziałam też barek i pole do siatkówki. Miałam ochotę trochę
się wyrwać. Zapomnieć o tym całym gównie. Upić się i dobrze
bawić. Tak. Dzisiaj wieczorem postanowiłam wyjść na miasto. Z
Ezrą.
- Później. Najpierw może się
rozpakujemy?- zapytał kładąc torby przy łóżku. Podbiegłam do
niego. Z walizki wyciągnęłam strój kąpielowy i krótkie
spodenki. Sukienkę na ślub powiesiłam w szafie, aby jej nie
ubrudzić, a tym bardziej zniszczyć. Wbiegłam do łazienki i po
chwili byłam już przebrana i prawie gotowa do wyjścia na plażę.
Związałam włosy w kucyk i do torby plażowej, którą zdążyłam
kupić na lotnisku w Polis, wsadziłam ręcznik i krem
przeciwsłoneczny.
- Już? Możemy iść?- zapytałam
stając przed nim gotowa do wyjścia. Ezra zaśmiał się i po chwili
szliśmy w stronę plaży. Po drodze zabraliśmy chłopaków i
przyszłych nowożeńców ze sobą. Matt i Lilith też do nas
dołączyli.
Rozłożyliśmy się niedaleko baru.
Obok mnie położył się Ezra, chłopaki zniknęli szukając piłki
do gry, a Scott rozkładał parasole, aby Amandzie nie było za
gorąco, i aby nie zaszkodzić dzieciom. Na prawdę odbiło mu na tym
punkcie. Jak tak dalej pójdzie, to sam weźmie ze sobą ślub, gdyż
stwierdzi, że to będzie zbyt męczące i stresujące dla niej. Tak
samo jak odkręcanie butelki. Zbyt duży wysiłek, więc wyręczał
ją w tym. Widziałam, że ona ma powoli tego dość, ale zbyt mocno
go kochała, aby mu to powiedzieć.
- Chcecie coś do picia?- zapytał
Scott.- Kochanie, przyniosę ci sok- pocałował ją czule w usta.
- Ja poproszę drinka- powiedziałam
ściągając okulary. Chłopak akurat wstawał.
- Mi też przynieś!- dodał blondyn.
Scott skinął głową i zniknął. - Masz zamiar tak cały dzień
przeleżeć?- zwrócił się do mnie.
- Tak- odparłam zdecydowanie.- W końcu
mogę odpocząć.
- Od czego?- zapytał zdziwiony.
- Od wszystkiego- przewróciłam się
na brzuch, aby opalić plecy.
- Ode mnie też?- wymruczał mi do
ucha.
- Mhm...- przytaknęłam.
- Ach tak? To zobaczymy- nim zdążyłam
zorientować się co on kombinuję, trzymał mnie na rękach i
szliśmy w stronę morza.
- Ezra! Zostaw mnie- krzyczałam
desperacko.
- Nie- zaśmiał się.- Teraz się
zabawimy, a później odpoczniesz.
- Później to ja chce iść na
imprezę!- próbowałam go jakoś przekonać, aby mnie wypuścił.
- A z kim chcesz tam pójść?- zapytał
uwodzicielsko. Miał cudowny głos.
- No z tobą- podciągnęłam się,
dotknąwszy zimnej wody.- Wypuść mnie. Proszę...
- Pójdziemy sami?- podrzucił mnie, a
ja znowu dotknęłam wody.
- Zimne!- pisnęłam.- Tak! Tylko my.
Możesz teraz mnie wypuścić?
- Tak- uśmiechnął się i mnie
puścił. Cała wylądowałam w zimnej wodzie. Otrząsnęłam się i
rzuciłam na śmiejącego się chłopaka. Zaatakowałam go z
zaskoczenia i zaczęłam go podtapiać.
- Słaba jesteś- wymruczał mi do
ucha, zamykając w szczelnym uścisku. Był silniejszy ode mnie, więc
nie miałam żadnych szans w walce na siłę.
Spojrzałam na niego. Przestał się
śmiać, a w jego oczach zobaczyłam pożądanie. Zbliżyłam się do
niego, a nasze usta znalazły się kilka centymetrów od siebie.
Wiedziałam, co chce zrobić. Ja też tego chciałam, ale miałam
inne plany. Lekko go popchnęłam, a nogą uniemożliwiłam mu
złapanie równowagi. Po prostu runął do wody tak, jakbym
przewróciła kostkę domino. Tylko, że on wymachiwał w śmieszny
sposób rękami, co i tak mu w niczym nie pomogło. Zaskoczony i
zawiedziony podniósł się z wody. Przetarł ręką mokre włosy i
spojrzał na mnie.
- Chodźcie grać!- krzyknął Tonny, a
blondyn nie odezwał się. Podszedł i znowu mnie chwycił i
podniósł. Ruszyliśmy w stronę wyznaczonego pola do siatkówki.
- Wiesz, że ja ci tego nie podaruję?
Jeszcze ci się odpłacę za to- powiedział, a ja cmoknęłam go w
policzek.
- Oj już nie marudź- odparłam.
Cali mokrzy stanęliśmy na piasku.
Tonny trzymał piłkę i uzgadniał coś zresztą.
- Już się podzieliliśmy, więc nie
będziecie razem- odezwał się Natte, a ja wystawiłam mu w
odpowiedzi język.
- Jakie składy?- zapytał Ezra.
- Ja, Scott i Śm... Matt, na nich-
odparł ciemnowłosy. Śm? Ciekawe co to oznaczało... Może była to
jego jakaś ksywa? - Sam, wybieraj do kogo chcesz dołączyć-
zwrócił się do mnie.
- Hm... idę do was- podeszłam do
Tonny'ego.- Teraz masz zamiar się zemścić?- zapytałam blondyna.
- Co powiesz na mały zakładzik?-
skinęłam głową.- Jeśli wygram dostanę od ciebie buziaka-
uśmiechnął się.- W usta- dodał. Udawałam, że się nad tym
zastanawiam, jednak sama chciałam go pocałować. Musiałam tylko
znaleźć odpowiednią wymówkę żeby to zrobić.
- Zgoda. A jeśli ja wygram?
- Zrobię coś dla ciebie- kącik jego
ust wygiął się do góry.
- Jutro, spędzimy razem cały dzień
na zakupach. Muszę kupić sobie sporo nowych ciuchów.
- Dobra. Więc jeśli ja wygram to
dostanę zajebistego buziaka od ciebie, a jeśli ty, to spędzimy
nudny dzień na zakupach- powiedział upewniając się. Skinęłam
głową i podeszłam do mojej drużyny. Amanda przyglądała się
grze. Domyślałam się, że Scott zabronił jej grać, ze względu
na dzieci. Ustawiłam się przy siatce, naprzeciwko Ezry. Gotowa do
gry, czekałam na podanie. Chciałam wygrać i pokazać mu, że nie
jestem taka słaba. Dziękowałam swojej poprzedniej „ja”, za to,
że tyle ćwiczyła. Miałam wysportowane ciało, na tyle, aby nie
wyglądać jak te umięśnione dziewczyny. Byłam silna, choć wygląd
na to nie wskazywał.
***
- Wygraliśmy!- krzyknęłam i zaczęłam
się śmiać.- Jutro czeka cie NUDNY dzień zakupów!- zwróciłam
się do blondyna, który wyglądał na zawiedzionego. Podeszłam do
Tonny;ego i zaczęliśmy tańczyć nasz taniec zwycięstwa, który
dosyć śmiesznie wyglądał.
- Ale dzisiaj wychodzimy?- upewnił się
Ezra.
- Tak- odparłam.
- Przynajmniej to będzie jakimś
pocieszeniem- powiedział już zadowolony.
- Czekaj kochanie- zaczął
ciemnowłosy.- To my już nie jesteśmy razem?- zapytał kładąc
dłoń na piersi.
- Przykro mi- odparłam śmiejąc się.
Z tym głupkiem dobrze się dogadywałam i zawsze żartowaliśmy, tak
jak w tym momencie.- On jest ładniejszy- wyszeptałam i wskazałam
palcem na Ezrę tak, aby on tego nie usłyszał i zobaczył.
- Wiem- powiedział smutny Tonny, a ja
wybuchłam śmiechem.
Wróciłam po swoje rzeczy i ruszyłam
w stronę hotelu. Po chwili blondyn dołączył do mnie.
- Więc twierdzisz, że jestem
przystojny?- zwrócił się do mnie.
- Tak- odparłam wydymając wargi.
- Dawne uczucia powracają?- wyprzedził
mnie i spojrzał mi w oczy.
- Powoli, ale tak- uśmiechnęłam
się.- Nigdy nie pomyślałabym, że można się zakochać dwa razy w
tej samej osobie- stwierdziłam. Chłopak przyciągnął mnie do
siebie i splótł nasze ręce ze sobą.
- To musi być prawdziwa miłość-
powiedział. Zbliżył się do mnie próbując pocałować.
Wyswobodziłam się i odeszłam. Odwróciłam się do niego i
uśmiechnęłam.
- Przecież przegrałeś- wystawiłam
mu język.- Nie ma nagrody.
- A coś dla pocieszenia?- zapytał.
- Pomyślę nad tym- oznajmiłam i
weszłam do budynku.
***
Wyszłam z łazienki opatulona
ręcznikiem. Włosy miałam już wysuszone. Zostało mi tylko
przebranie się w ciuchy, które przygotowałam sobie do wyjścia.
Wybrałam turkusową sukienkę. Jej góra była czarna, a dół
falbaniasty i zielony. Do tego dobrałam szpilki w kolorze góry.
Włosy związałam w kok i wyciągnęłam kilka pasemek, które lekko
podkręciłam. Ściągnęłam ręcznik i w stroju Ewy kucnęłam
przed walizką. Wyciągnęłam z niej skąpą, ciemną bieliznę i
ubrałam się w nią. Następnie założyłam sukienkę i wyszłam
szukając blondyna.
Już z daleka widziałam jak siedzi
przy barze popijając drinka. No cóż... potrzebowałam trochę
czasu, żeby się wyszykować. Ja potrzebowałam co najmniej godziny,
a on jakieś pięć minut. Wziął szybki prysznic i przebrał się w
czarną koszulkę, pierwszą, którą wyciągnął z torby. Nawet nie
przejmował się zbytnio tym co ubiera. We wszystkim wyglądał
zabójczo przystojnie. Odwrócił się twarzą do mnie i uśmiechnął.
Koszulka miała głębsze wcięcie na dekolcie, gdzie wisiały
okulary przeciwsłoneczne. Do tego ubrał brązowe szorty.
- Wyglądasz seksownie- wymruczał mi
do ucha.- Więc co z moją nagrodą?
- Nie jestem pewna czy na nią
zasłużyłeś- stwierdziłam, idąc w stronę wyjścia. Ezra objął
mnie w pasie i szliśmy razem przytuleni do siebie.
- Ja nie zasłużyłem?- zapytał
zdziwiony.- Więc co mam zrobić?
- Na początek znajdź jakiś club,
gdzie będziemy mogli się dobrze bawić- odparłam.
- A potem?- znów usłyszałam jego
uwodzicielski głos. Chyba już wystarczyło zwodzenie jego.
Odwróciłam się do niego twarzą i przyciągnęłam do siebie.
Nasze usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. To było coś
niesamowitego. Nagle cały świat się zatrzymał w tym momencie.
Tylko on się dla mnie liczył. Czułam przyjemne mrowienia w
miejscach gdzie mnie dotykał. W ustach miałam wrażenie, że małe
iskierki tańczą, gdy nasze języki się stykały. On chyba też to
poczuł. Brakowało mu tego i innych, jakichkolwiek zbliżeń ze mną.
To musiała być prawdziwa miłość.
On był moim jedynym. Wiedziałam, że to z nim chcę spędzić swoje
życie. Założyć rodzinę, i u jego boku zestarzeć się.
Trzeci rozdział za nami ;)
Nie wiele się w nim działo, ale powoli akcja się rozkręca ^^
Dzisiaj ( z racji tego, że zostałam w domku i nie poszłam do szkoły), zaczęłam pisać X rozdział i nawet powiem, że uroniłam przy tym kilka łez :D
Tak, wiem... Jak można płakać przy swoim rozdziale, ale po prostu jestem wrażliwą osobą xd
Koniec tych smętów. Chce wam podziękować za przeczytanie tego rozdziału, jak i poprzednich :*
Liczę na więcej komentarzy. Krytyka mile widziana!
Pozdrawiam
seoanaa
Brakowało mi trochę opisu sukni ślubnej. A tak właściwie!!! Ślub!!!!!!!??? Ile oni mają lat? Bo się pogubiłam :) No i do tego bliźniaki? Serio, nie spodziewałam się. I ta obsesyjka Scotta! Nieźle to opisałaś. Teraz będę wyczekiwać momentu aż Amanda się w końcu na niego wkurzy, albo Sam coś mu na ten temat powie - to drugie wydaje mi się bardziej prawdopodobne ;p
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że czasami nadużywasz zaimków - niestety mój komputer szwankuje i nie mogę skopiować danego fragmentu, ale postaram Ci to wyjaśnić. Bo na przykład, gdy piszesz, że Amanda weszła do pokoju i potem jest dialog i po dialogu piszesz, że "ona usiadła" to nie wydaje mi się, by to "ona" było konieczne. Rozumiesz? Skoro są same w pokoju i już wcześniej nadmieniłaś, że to Amanda, to to "ona" jest zbędne. Bo kto inny miałby usiąść? Chyba że by ktoś inny wszedł, ale to już nie ten kontekst zdania i całkowicie inna sytuacja. Tak samo było z tym, że pisałaś coś o Sam. I było "Ja zrobiłam" - tak dla przykładu, bo nie pamiętam jaki tam był czasownik, ale chodzi mi o sens - skoro jest czasownik z odpowiednią końcówką - odmieniony przez osoby, to zaimek również wydaje się zbędny, bo wiadomo kto tę czynność wykonuje.
Nie wydaje mi się, bym zauważyła jeszcze jakieś poważniejsze błędy godne przetoczenia - zwłaszcza, że nie mogę kopiować (głupi komputer -,-). Rozdział cudowny! Tyle nowinek! Najpierw nie mogłam zrozumieć, co za Matt, ale w końcu ogarnęłam, że to Śmierć - haha niezła ksywa "Śm" :D Całkiem oryginalna ;p
Och, w końcu Sam przejrzała na oczy! Cieszę się, że wychodzą z Ezrą na prostą, choć mam świadomość, że wkrótce znów się wszystko pokomplikuje ;p
Nie wiem, chyba powiedziałam wszystko co przykuło jakoś moją uwagę.
Ja wiem, że można płakać, gdy pisze się coś swojego - znaczy nie pamiętam, żebym płakała, gdy pisałam, ale potem, gdy czytałam to już tak ;p Więc się nie dziwię ;p
Cudowny rozdział i kolejny również taki proszę ;p
Pozdrawiam!
Zuza ;*
och, oni są słodcy! ♥ i wreszcie uczucie wraca, tylko zastanawiam się jak zareaguje Sam, kiedy dowie się prawdy.. i co z jej demonem. Scott jest świetny *___* z pewnością będzie świetnym ojcem! I ślub! Ciekawe co tam dalej kombinujesz, może to tylko taka cisza przed burzą?
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Z niecierpliwością czekam na czwórkę.
Pozdrawiam :) xx
escape-from-this-world.blogspot.com
Nadgoniłam to co trzeba i już jestem w temacie. Z góry przepraszam, że nie pisałam tu nic jakiś czas w komentarzach, ale nie miałam, kiedy się zabrać za to wszytko. Mam nadzieję, że dostanę rozgrzeszenie :)
OdpowiedzUsuńTrochę się porobiło, z czego widzę. Bliźniaki będą to jeszcze lepiej :D ciekawie, nie powiem. Sprawa tego ślubu, mam nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy.
Pozdrawiam, Tosia <3