"Będziesz błagać mnie o śmierć".
- Coś ty jej
zrobił?!- głos blondyna rozbrzmiał po całej komnacie.
- Nic!- bronił się
Władca.- Nie wiedziałem, że ona tu jest! Musisz jej pomóc...-
prosił desperacko.
- Jak mam jej
pomóc, skoro jest martwa?!- teraz własne słowa dotarły do niego.
Martwa. Czy tak to
widział? Czy to właśnie tak, miało się to skończyć?
Oczywiście, że
nie. Mieli żyć razem, na wieki... Przecież on nie wyobrażał
sobie życie bez niej... Od pierwszego ich spotkania, tylko tego pragnął, być z nią. Całować ją w te czerwone usta. Dotykać
jej delikatnej skóry... A teraz? Wszystko zniszczył. Przez jeden
głupi układ, który zawarł. Wiedział, że nie daje sobie rady.
Ciało zostało przygotowane do przyjęcia mocy, która nie chciała
wyjść. A tylko Christoph mógł jej pomóc. Dlaczego się na to
zgodził?!- to pytanie, dosłownie, waliło go w głowę.
Zawiódł ją. I to
cholernie bolało. Pustka, która zaraz się uaktywni... bał się
jej. Tak cholernie się bał, żyć bez niej. Przecież to
niemożliwe!
- Żyje.- wyszeptał
kasztanowłosy.- Ale nie jest z nią za dobrze. Umiera i jak szybko
czegoś nie zrobimy, to stracę ją...
O tak, na pewno ty
ją stracisz!- pomyślał.
- No rusz się!
Trzeba jej pomóc!- wołał gniewnie.
Estes zbliżył się
do dziewczyny.
Ona żyła!!!
Wyczuł słabą
energię życiową, emanującą od niej. Nie było za późno. Ona
żyła! Jego ukochana żyła...
Przeleciał
wzrokiem po jej ciele. Wszystkie nerwy sczerniały. Widać było
cienkie żyłki, malującą jej bladą skórę. Krew- to właśnie
najbardziej go niepokoiło. Skąd ona się wzięła?
Ręce, one były
najbardziej nią umazane. Dotknął jej zimnych dłoni. Dreszcze
przebiegły po jego ciele. Była zimna, jak trup... Trzeba się
śpieszyć.
Metale na jej
rękach! To właśnie to! Dotknął ich z zamiarem ściągnięcia i
poczuł jak prąd przebiega bo jego ciele. Były zaczarowane...
- Trzeba to
ściągnąć!- krzyknął do Władcy. Teraz nie zważał na to, że
jego słowa go rażą. To była hańba dla niego, że strażnik tak
się zwracał. Nie było czasu na to, żeby go ukarać. Trzeba ją
ratować.- Ściągnij to!- rozkazał, wskazując na metale.
Król posłusznie
wykonał polecenie strażnika. Kajdanki z hukiem opadły na ziemię,
uwalniając jej moc. Głośno zaczerpnęła tchu, jednak nie
otworzyła oczów. Czarne żyłki powoli znikały z jej bladej skóry,
wraz z uwalniającą się energią.
Estes czuł silny,
bolesny podmuch, rozprzestrzeniający się po pomieszczeniu.
Cierpiał. I to
cholernie, ale nie zgiął się z bólu. Bacznie przyglądał się
jej, z nadzieją, że znów ujrzy te słodkie czarne oczka, które
wpatrują się w niego z miłością i czułością. Jednak to nie
nastąpiło.
Ból słabł, a ona
się nie budziła. Usłyszał jakiś huk. Obejrzał się za siebie.
Na podłodze leżały dwa ciała topiące się we własnej krwi.
Anzel i Modrit,
młodzi strażnicy, którzy go tu sprowadzili, nie żyli.
Wzdrygnął się na
ich widok. Widział strach i ból w ich oczach, ale teraz
najważniejsza była Samantha. Podszedł bliżej do niej i odetchnął
z ulgą.
Żyła.
Jego ukochana wciąż
żyła, a teraz jej moc zjednoczyła się z ciałem. Jest bezpieczna,
ale czy na pewno? Nic jej już nie zagrażało, oprócz Króla.
Co on mógł od
niej chcieć? Przecież ona może go zabić, a on ją ratował.
- Poznałem ją
parę dni temu, będąc na Ziemi.- wyznał, przerywając cisze.- Od
razu zauroczyła mnie swoją urodą. A jej moc... Taka silna energia
emanowała z niej... Nawet trochę mnie tym przeraziła, ale
zapragnąłem ją. Chciałem by była moja, tylko moja...- spojrzał
na swojego sługę.- Widziałem też twoją siostrę.- tego się nie
spodziewał. Był gotów na poniesienie za niej kary, zapewne
bolesnej...- Jednak jest ona dla mnie zbędna, więc może tam
zostać. Wiem, że to Shanel ją tam sprowadziła... Dziękuje ci za
pomoc.- wydukał z bólem.- Mam u ciebie dług, który za pewne
niebawem spłacę.- powiedział z lekkim rozczarowaniem.- A teraz
zostaw mnie samego. Zawołaj Kathriane.- rozkazał.
Niechętnie
opuścił komnatę. Wiedział, że musi ją zostawić, gdyż tak Król
chciał, a jego rozkazy, zwłaszcza wypowiedziane do najbliższej
jemu osoby- prawej ręki Władcy- muszą zostać wypełnione.
Wraz z zamknięciem
wielkich, mosiężnych drzwi, kasztanowłosy przyklęknął przed
ciałem kobiety.
- Moja
piękność...-wyszeptał głaszcząc jej zakrwawione dłonie.-...
taka silna na łożu śmierci...- zaśmiał się bez krzty wesołości.
Podziwiał ją.
Była taka delikatna i zarazem silna. Chciał ją przytulić, ale bał
się ją dotknąć, w obawie, że skrzywdzi jej, już dość
poranione ciało.
Ciche pukanie
rozniosło się po sali. Przez uchylone drzwi, weszła kobieta w
podeszłym wieku. Siwawe włosy zostały przykryte białą chustką,
dopasowaną do reszty brązowego stroju służącej.
- Wzywał mnie
Król?- wzrok miała utkwiony w podłodze, na którym leżały dwa,
zakrwawione trupy. Bała się. Najwidoczniej Król znów był w swoim
złym humorze, a to nie wróżyło niczego dobrego...
- Zajmij się nią.-
rozkazał.- Doprowadź do porządku.- wskazał palcem na nieprzytomną
dziewczynę.
Siwowłosa zrobiła
to, o co prosił ją Władca, a raczej żądał. Nie słyszała
żadnych miłych słów od niego, choć służyła mu dość długo.
Tym bardziej słowo „ proszę” nie przeszłoby mu przez gardło.
Umyła zakrwawione
ciało i przebrała czarnowłosą w białą suknie. Zawołała
strażników, stojących przed drzwiami, i wraz z ich pomocą,
ułożyła ją do łóżka Pana.
Następnie wzięła
się za sprzątnięcie dwóch pozostałych ciał...
***
Cała obolała
otworzyłam oczy, zmuszając się do poruszania głową, w celu
rozejrzenia się po pomieszczeniu. Nie znałam tej komnaty, choć
przejrzałam ich dość sporo, ta była mi kompletnie obca.
Próbowałam wstać i, od razu tego pożałowałam. Ból...mdłości
i zawroty głowy. To wszystko naraz tworzyło dość zabójczą
mieszankę...
- Nie wstawaj.-
usłyszałam miły, pełny troski, kobiecy głos. Obróciłam obolałą
głowę w bok, i ujrzałam staruszkę, czuwającą przy łóżku.
- Musisz
odpoczywać,- wyszeptała.- omal nie umarłaś... Proszę.- podała
mi słodko pachnący wywar ziołowy. Wypiwszy kilka łyków, osunęłam
się ospała na miękką poduszkę. Otulona ciepłą kołdrą, dałam
się ująć snu.
***
- Ezra!- krzyczałam
wchodząc do drewnianego domu przy jeziorze. Wszystko wyglądało
tak, jak to zostawiłam. Resztki po śniadaniu walały się po
kuchni, czekając na Dorothe, kilka ubrań znajdowały się w
korytarzu. A Scott? Oczywiście leżał rozwalony na kanapie,
oglądając jakiś, zapewne głupi, film.
- Widziałeś
Ezrę?- zapytałam z nadzieją na uzyskanie pozytywnej odpowiedzi.
- Nie, a kto to?-
zrobił zdziwioną minę.
- Jak to kto?
- No kto?-
powtórzył.
Wywróciłam
teatralnie oczami.- Przecież on to mój...- przerwałam. Właśnie.
Kim on w ogóle był?
Ezra- ciąg liter
składających się w jedno imię. Tak wiele, a zarazem, tak mało
wspomnień. Kim był?- nie wiem. Dlaczego tyle dla mnie znaczył?-
tego też nie wiedziałam.
Więc skąd wzięło
się to imię w mojej głowie?
Kim on do jasnej
cholery był! Czułam jakieś silne emocje z nim związane.
Jakie?
Tego nie byłam
pewna, ale coś ważnego dla mnie znaczył.
Tyle pytań... tak
mało odpowiedzi.
Zostawiłam
chłopaka i udałam się do swojego pokoju. Zrezygnowana rzuciłam
się na łóżko. Co się tak w ogóle działo, przez te ostatnie
kilka dni?
Weszłam do
łazienki z nadzieją, że prysznic, jak zwykle mi pomoże.
Wychodząc z
kabiny, opatulona ręcznikiem, zaczęłam rozglądać się za piżamą.
Dostrzegłam czarną koszulkę na wieszaku. Od razu ją założyłam,
tak jakby to była normalna czynność, za każdym razem tuż po
kąpieli.
Cholera! Ten
zapach... tak diabelsko znajomy...Ale skąd wzięła się tu męska
koszulka? Nie należała do Scotta, a zresztą przecież miał swoją
łazienkę. Czyżby należała do tego Ezry? Kimkolwiek był,
musiałam go odnaleźć.
Myjąc zęby
pochyliłam się nad zlewem, w celu spłukania piany z ust. Pytania
męczyły moją, wciąż, obolałą głowę. Do tego doszło
kolejne...
Kim JA
jestem?
Pustka. Kompletna
nicość odbijała się po niej. Nie wiedziałam nawet skąd się
wzięłam w tym domu. Wytarłszy mokre usta, spojrzałam w lustro i
przez ułamek sekundy zachwiałam się na miękkich nogach.
Na popękanym
szkle, który jeszcze chwile temu było całe, widniał napis
namalowany krwią, ściekającą po moich zakrwawionych dłoniach.
Nadchodzę.
***
Budząc, zerwałam
się do pozycji siedzącej...
To był tylko
sen...
Przetarłam
zmęczone powieki i znieruchomiałam. A jednak. To była gorzka
rzeczywistość...
Jestem w zamku.
Ezra też tu jest...
Gula w gardle
uniemożliwiła mi wybuchnięciem płaczem. Kochałam go, a on tak po
prostu mnie zdradził. Od początku planował sprowadzenie mnie
tutaj, chociaż mógł to zrobić w mniej bolesny sposób... Nie
chodzi o tortury. W życiu dość fizycznie się nacierpiałam. Czemu
udawał tą całą miłość do mnie? Przecież mogło się i bez
niej obejść... Moglibyśmy zostać przyjaciółmi... oczywiście
dopóki by mnie tu nie sprowadził.
A teraz?
Stał się
najbardziej znienawidzoną przeze mnie osobą. To koniec... Bolesny
koniec.
Pragnęłam zarówno
swojej, jak i jego śmierci.
Właśnie Śmierć!
Gdzie on do cholery był?! Przecież ja umierałam! Powinien się tu
zja... A no tak.- westchnęłam ironicznie.- Przejście jest
zamknięte...
Dopiero po chwili
zauważyłam, że nie jestem sama. Starsza kobieta, siedząca przy
łóżku, przyglądała się mi. Skądś ją kojarzyłam...
To ona była przy Amandzie, w tym
dniu...
Czy ona też była
w to zamieszana? W końcu jest jego siostrą, musiała coś
wiedzieć...
- Do diabła!-
krzyknęłam opadając na poduszkę. Widziałam jak kobieta
wzdrygnęła. Chyba ją wystraszyłam...Cholera.- Przepraszam.-
spojrzałam na nią.
Kolejna osoba,
która się mnie bała...
- Nic ci nie
zrobię.- wyszeptałam.
- Wiem.- w końcu
się odezwała.- Jestem tu by ci pomóc.
- Hm? A w czym
niby?
- Powoli
odzyskujesz energię, Król chciał się z tobą jak najszybciej
spotkać...
- Król?!- z nową
siłą usiadłam na łóżku.- Co on ode mnie chce?!- nawrzeszczałam
na niewinną służkę. Ta znów wzdrygnęła ze strachu.
- Chce
porozmawiać,- zapewniła.- Nie martw się, On nic ci nie zrobi. Nie
skrzywdzi cię...
Parsknęłam
śmiechem.
- Już w dość
dokładny sposób uświadomił mi, że nie chce mnie skrzywdzić.
- Nie wiedział o
tym.- posmutniała.- Jesteś dla niego zbyt ważna.
No nic. Czas w
końcu zmierzyć się z Jego Wysokością.- przewróciłam teatralnie
oczami.
Wstałam, i
chwiejnym krokiem, udałam się do wielkich drzwi.
- Proszę
zaczekać!- usłyszałam głos staruszki.- Nie możesz iść tak
ubrana!- wskazała na moje ciuchy.
Dopiero teraz
zauważyłam, że jestem w samej sukni nocnej. Ale kiedy to ja...
Pewnie ona mnie w
to ubrała.
- W co mam się
ubrać?- zapytałam z niechęcią.
- Przygotowałam
dla ciebie to.- wskazała na czerwoną suknie, opartą o sofę.
Pomogła mi
ściągnąć piżamę i, wraz z jej pomocą, ubrałam suknię. Bez
niej, wątpię bym dała radę cokolwiek na siebie założyć.
Wszystko było z tyłu sznurowane. Pomimo moich umiejętności
gimnastycznych, nie byłam zdolna do sięgnięcia przez ramię. Do
tego mój obecny stan nie pomagał.
Usiadłam przed
toaletką i pozwoliłam na uczesanie swoich włosów. Czułam lekkie
pociągnięcia, wraz z kolejnym ruchem szczotki, ale nie mogłam
napatrzeć się na swoje odbicie w lustrze. W przeciwieństwie do tego
jak się czułam, wyglądałam olśniewająco.
Suknia. Prosta
czerwona tkanina z ubogimi dodatkami, pięknie prezentowała się na
moim ciele. Do tego włosy... Ich kruczoczarny kolor rozjaśniał
moją, już dość jasną, skórę. Czarne oczy, stały się
intensywniejsze i większe.
- Ale z ciebie
szczęściara...- głos służki wyrwał mnie z samo podziwu.- Taka
młoda, i taka piękna...
- I dlatego jestem
szczęściarą?- zapytałam z pogardą. Zazdrościła mi. Ale czy to
moja wina, że jest stara?
- Nie do końca.
Chodzi mi raczej o to co cię czeka...- spojrzałam na nią ze
zdziwieniem. Co miało mnie spotkać?
- Oh! Przepraszam.
Chodzi mi o to...- mieszała się.- że jesteś tak ważna dla Króla.
Troszczy się o ciebie i w ogóle...
- To nie powód do
szczęścia.- odparłam zła. O co jej chodziło?
- Tak, pewnie masz
rację, ale myślę że ślub jest już tym powo...- nie pozwoliłam
jej do kończyć. Wstałam i spojrzałam na nią z przerażeniem.
- Co?! Jaki ślub!-
krzyknęłam.
- No twój i
Króla... w końcu jesteś Księżniczką, prawowitą następczynią
tronu...
- To nie znaczy, że
go poślubię!
- On tego chce...
- Ale ja nie chce!-
co on sobie wyobrażał? Myślał, że go poślubię?! Nawet nie
wiedział jak się mylił...
- Ty nie
rozumiesz.- pokręciła głową.- On zawsze dostaje to, czego chce, a
na ciebie już dość długo czekał....
- Idziemy do
niego.- oznajmiłam ciągnąc służkę za nadgarstek.
***
Dwóch strażników,
stojących przed wielkimi drzwiami, wpuściło mnie do środka.
Pomieszczenie wyglądało mi na salę balową. Zastałam GO w
towarzystwie jakieś młodej kobiety o brązowych włosach i ciemnej
karnacji. W rękach trzymała papier i zapisywała, zapewne jakieś
polecenia, które wypowiadał Król, gestykulując przy tym rękami.
Wskazywał na różne strony pokoju, co wyglądało jakby planował
ustrój tego pomieszczenia. Trzask zamykających się drzwi
spowodował zwrócenie jego uwagi na mnie. Najpierw złość malowała
się na jego twarzy, która po chwili została przyciemniona
uśmiechem.
- Przyszłaś.-
oznajmił nie przestając się uśmiechać.
- Jeśli
twierdzisz, że kiedykolwiek poślubię takiego, takiego...- nie
mogłam znaleźć odpowiedniego określenia na tą bestię.
- Poślubisz?-
zapytał ze zdziwieniem.- Kto ci takie głupoty nagadał?
- Nie rób z siebie
idioty! Nie będzie żadnego ślubu! A szczególnie z tobą!-
zrobiłam chwilę przerwy, aby nabrać energii. To był zbyt duży
wysiłek jak na mój stan...- Jak tylko odzyskam moc to...-
zaczerpnęłam tchu. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie.
Oczywiście, nie przeszło to jego uwadze, więc zbliżył się do
mnie. Teraz zaledwie kilka metrów dzieliło nas.
- To co?-
przedrzeźniał mnie.- Wrócisz do domu? Tu jest twój dom!- wskazał
ręką pokój.- A zresztą, wzmocniłem czary, co pewnie już
zdążyłaś zauważyć...
- W dupie to mam!-
wybuchłam gniewem.- Wolę zginąć niż wyjść za takiego
człowieka!
- Jakiego?-
zapytał.- Wiesz, myślę ,że mnie wcale nie znasz, więc wątpię
abyś mogła powiedzieć cokolwiek na mój temat.
- Widziałam do
czego jesteś zdolny.- powiedziałam lodowatym tonem.- Powiedz, co
ona ci takiego zrobiła, że musiała tak cierpieć?
Przez krótką
chwilę zastanawiał się, zapewne, nad odpowiedzią. Albo moje
pytanie wytrąciło go z równowagi?
- Zasłużyła na
to- mruknął pod nosem.- Złamała zasady i musiała ponieść
konsekwencje. Dobrze wiedziała jak to się wszystko skończy!
Nielojalność jest karana, więc myślę, że w pełni zasłużyła
na taką karę...
- Lojalność? I
myślisz, że przez te twoje pieprzone zasady zdobędziesz ją? Oni
cię słuchają tylko dlatego, że się ciebie boją! A nie szanują!-
Kolejny wybuch mojej złości, nie skończył się najlepiej. Znowu
traciłam przytomność. Nie powinnam była się tak unosić...nie
teraz. Ledwo co się obudziłam i nie odzyskałam w pełni siły, a
już latałam po zamku jak petarda, kłócąc się z kim popadnie.
Od feralnego
upadku uchronił mnie, nie kto inny jak... William. Objął mnie
swoimi umięśnionymi ramionami i podniósł. Nie miałam siły do
oporu, nawet dałam się odnieść do łóżka. Gdy sen znów
zagościł we mnie, zaczęłam obmyślać plan, jak najlepiej i
najszybciej się go pozbyć.
Chciał mieć
Królową? To ją dostanie, ale kto powiedział, że będzie jej
towarzyszył? O ile w ogóle będzie żył...
Ocknęłam się w
swojej nowej komnacie. O dziwo, przy łóżku nie było siwowłosej
służki, tylko ON. Siedział na krześle i z troską patrzył się
na mnie. Wyglądał tak słodko... szkoda, że taki przystojniak
musiał być aż tak zły. A zresztą, znałam go jedynie z opowieści
Amandy, które nie koniecznie musiały być prawdziwe...chociaż to
co widziałam. Oparł ręką podbródek i uśmiechnął się. Na
nadgarstku widniało jakieś znamię. Domyśliłam się, że to
kolejny urok, tak żeby nikt go na Ziemi nie rozpoznał. Taki jak
Ezra miał w celu „wtopienia się w tłum”...
Ezra... to imię
wciąż przyprawiało mnie o ból.
Zdrajca.
Oszust.
Kłamca.
Wykorzystał mnie.
Tak po prostu żeby, dostarczyć JEMU. Mój plan dopiero co się
kształtował, ale na pewno znajdzie się w nim miejsce na zemstę, i
to dość okrutną.
- Czego chcesz...-
zapytałam ochrypłym głosem.
- Martwię się o
ciebie. Tyle wycierpiałaś... Omal cię nie straciłem.- dotknął
moją rękę, którą szybko zabrałam.- Proszę cię, nie oceniaj
mnie z opowiastek od innych. Te historie są zbytnio naciągane.
Zostaniesz tu, więc będziesz miała sporo czasu na poznanie mnie. I
zobaczysz, że nie jestem takim potworem za jakiego mnie uważasz.-
podał mi kubek z jakimś wywarem.- Wypij to. Poczujesz się lepiej.
- Chyba sobie
żartujesz... Myślisz, że to bez problemu wypiję?
Uśmiechnął się
do mnie.- Oj przestań. Przecież nie chce cię otruć.- zrobił
zdziwioną minę, ujrzawszy niepewność w moich oczach.- Gdybym
chciał twojej śmierci, już dawno byłabyś martwa. Ale mam inne
plany...
- Aha!-krzyknęłam
ożywiona.- Więc jednak chcesz mnie poślubić!
- A kto by nie
chciał? Nie martw się, bez twojej zgody nic nie zrobię...
- Mam nadzieję.-
sięgnęłam po napój.
- A ja mam
nadzieję, że szybko zmienisz zdanie.- wstał.- Kolacja będzie za
godzinę, Dasz radę wstać? Czy mam kogoś przysłać?
- Nie jestem
głodna.- odparłam.
- Musisz nabrać
siły.- uśmiechnął się.- Przyślę Kathriane, pomoże ci i
zaprowadzi do jadalni.- usiadł na łóżku tak, że nasze nogi się
stykały.- Przepraszam...-posmutniał.- Nie wiedziałem że tam
jesteś... Gdybym mógł to wszystko cofnąć... Te wszystkie
tortury...ten ból...- łzy zbierały mu się w oczach. Cholera!
Wyglądał jakby mu naprawdę zależało...- Przepraszam...-
uśmiechnął się słabo. Dopiero po chwili zauważyłam, że trzyma
moją dłoń, ale teraz jakoś mi to nie przeszkadzało.
Czas wdrążyć
swój plan! Pierwszy etap: być miłym, dla niego...
Na samą myśl
zrobiło mi się niedobrze. No cóż... sama wymyśliłam ten plan i
sama muszę go wykonać, inaczej cały mój wysiłek po prostu szlag
trafi.
***
Kathriane pomogła
mi się przygotować do kolacji, a z pomocą młodej służki,
dotarłam do jadalni. Z kolejnym pomieszczeniem, coraz bardziej
podobał mi się zamek. Oprócz korytarzy i pokojów służących,
nie był aż taki szpetny. Każda sala była bogato ozdobiona.
Przepych widniał w każdym kącie. Przywitawszy się z kilkoma,
kompletnie nieznanych mi ludźmi, zajęłam wyznaczone przez Króla
miejsce, oczywiście obok niego. Udawanie miłą, strasznie mnie
męczyło. Te uśmiechy, fascynacja jego historiami... NUDA!
Rozmawialiśmy dość
długo, czekając na ostatniego gościa. Trochę było to dla mnie
dziwne, że Król czeka na jednego ze swoich sług. Przecież to
zniewaga Władcy, który czeka na swojego poddanego. Widocznie musiał
być tego wart...
Czekając na
tajemniczego gościa, zaczęłam wyciągać jakieś informację od
Willa. Niestety, temat tamtego dnia został przełożony na inny
termin. Choć chciałam uzyskać jak najszybciej informacji o tym, to
wytrzymanie tych kilku dni nie było takie straszne... W końcu
mogłam się czegoś dowiedzieć.
Każdy inaczej
przedstawiał tą historię, dlatego też sama musiałam dojść do
prawdy. Zanudzona, oczywiście z uśmiechem, słuchałam kolejnych
jego opowiieści, gdy nagle drzwi jadalni kolejny raz się otworzyły.
Usłyszałam kroki skierowane w naszą stronę. O! W końcu jaśnie
pan się pojawił... Uśmiechnięta odwróciłam wzrok w kierunku
przybysza.
- No nareszcie!-
odezwał się Król.- Samantho, proszę poznaj mojego doradcę,
Estesa.
Przyjrzałam mu się
uważnie, zastanawiając się, co tak naprawdę czułam do niego. W
tym momencie? Nic. Kompletną pustkę. Miłość, pożądanie, smutek
i ból po prostu zniknęły. Tak jakby nigdy nie istniały.
Ukłonił się
przede mną i ucałowawszy moją dłoń, zajął miejsce naprzeciwko
mnie. Znów odwróciłam wzrok ku Królowi i rozpoczęłam dalszą
konwersację. Nie zwracałam na niego żadnej uwagi, choć czułam
jego wzrok na sobie. Nie wiedziałam czy cokolwiek zdziałam tym, ale
postanowiłam bawić się w najlepsze, z Królem. Może jakimś cudem
będzie zazdrosny? A może nawet zranię go tym. Kto wie? No racja,
zaraz się pewnie dowiem. Zjadłszy kolację, poprosiłam Williama,
aby oprowadził mnie po zamku. Estes wszystko słyszał...
Gniew emanował z
jego ciała. Wiedziałam, że to było skierowane do mnie. Powinien
mnie nienawidzić, bo przecież tak bardzo chciał mnie zranić, a tu
proszę! Ledwie zwróciłam na to uwagę.
- Estesie, jestem
ci bardzo wdzięczny za uratowanie jej życia. Tak, jak już
wspomniałem mam dług u ciebie, a raczej miałem. Pomyślałem, że
skoro już od tak dawna jesteś samotny, a córka hrabiego Mihheleya
pała do ciebie jakimś uczuciem, stwierdziłem że czas na ślub! Co
ty na to? Myślę, że taka spłata, jest dość obfita. Nieprawdaż
Samantho?- zwrócił się do mnie.
Co ja miałam
powiedzieć? Oh, tak oczywiście? Niech chłopak się żeni jak
najszybciej by mieć co pieprzyć w nagrodę?
A jednak. Coś
zabolało mnie w klatce piersiowej. Małe ukłucie...dosyć bolesne.
Chyba wciąż coś do niego czułam... No jasne, że tak! Przecież
ja go kochałam...pomimo tego, że on to wszystko udawał. Czułam
gule w gardle. Nie miałam siły na odpowiadanie. Ale musiałam.
Chciałam pokazać że, to wszystko co on mi zrobił, mam w dupie.
Zrobiłam kilka dość sporych łyków wina i spojrzałam na Ezrę.
Wpatrywał się we mnie, szukając jakichkolwiek emocji.
Nie ze mną
takie numery!
Myślał, że wciąż
zależy mi na nim? Nawet nie wiedział jak bardzo... Ale moje
zachowanie nic nie wskazywało na to.
- Skoro ona do
niego coś czuje, to czemu nie? Chociaż, chyba liczą się uczucia
obojga. Nieprawdaż?
- Zapewne.-
powiedział jednocześnie kiwając głową.- Estesie, czy chciałbyś
ją poślubić? Słyszałem, że jest dość ostra w łóżku...-
zaśmiał się.
- Z przyjemnością.-
odparł blondyn chłodnym tonem.- Tyle lat samotności wystarczy.
Więc kiedy możemy się pobrać?- powiedział entuzjastycznie.
- Hola, hola!-
zatrzymał go Król.- Najpierw czeka nas mój ślub, o ile ta piękna
niewiasta mnie zechce.- spojrzał na mnie zalotnym uśmiechem.
- Oj Estesie, chyba
sobie trochę poczekasz - oznajmiłam.
Znów zobaczyłam
ten uśmiech, który tak bardzo kochałam. Spojrzał na mnie swoimi
niebieskimi oczami, a ja czułam jak powoli odpływam. Dosłownie
kilka sekund i... I co? Pocałowałabym go? Nie.
Otrząsnęłam się
i spojrzałam na swój pusty talerz. Najedzona miałam ochotę
wrócić, jak najszybciej do swojej komnaty.
Król wstał, a
wraz z nim reszta gości. Więc to chyba koniec tej kolacji...
Chociaż nie powiem, była pyszna. Odsunęłam krzesło i trochę
chwiejnym krokiem odeszłam od stołu. Will widząc moje, wciąż
niesprawne ruchy, podszedł i objął mnie w pasie, pomagając
utrzymać równowagę.
Ba! Poczułam silną
wściekłość od blondyna. A jednak! Już wyprowadziłam go z
równowagi, a moja zemsta dopiero się zaczęła. Podziękowałam za
pomoc i trzymając się pod jego łokciem, wyszłam z pomieszczenia.
Czas zacząć
zwiedzanie.
***
Po kilku godzinnych
przechadzkach i słuchaniu różnych historii wojennych, zostałam
odprowadzona pod samą komnatę przez Króla. Prawie zanudził mnie
na śmierć, tymi swoimi opowiastkami... Ale nie powiem, trochę
dowiedziałam się o nim. Tylko, że nic co mogłabym wykorzystać w
swojej zemście...
Usiadłam na
kanapie przed kominkiem i rozkoszowałam się ciepłem płomieni.
Biały wilczur oklapł koło mnie, kładąc swój pysk na moich
kolanach.
Miałam teraz czas
na swoje przemyślenia. Głownie męczyło mnie to, że nie mogłam
się stąd wydostać. A chciałam, i to bardzo... Oczywiście, że
bym wróciła. Pomimo tego, że to miejsce jest mi kompletnie obce i
coraz bardziej znienawidzone...to jest to mój dom. I jakieś uczucia
względem niego się pojawiły. Już zdążyłam przywyknąć do tych
obskurnych korytarzu, które swoim wyglądem strasznie mnie raziły.
A komnaty? Strasznie podobał mi się ich wystrój. Wszystko
wyglądało jakby było sprzed XVIII w. . Żadnych komputerów,
telewizorów czy innych sprzętów. Wszystko opierało się na
książkach, które akurat kochałam...
Kochać... Czy będę
w stanie kogokolwiek obdarzyć takim uczuciem? Ostatnia moja miłosna
przygoda nie skończyła się za dobrze... Chociaż straciłam tyle,
to wciąż miałam kogoś na kim mi zależało- a mianowicie Scotta.
Chciałam jakoś poinformować go, o tym gdzie jestem i co się u
mnie dzieje, bo na pewno się martwił, tak jak ja o niego.
A Amanda? Miałam
mieszane uczucia co do niej. Nie wiedziałam czy ona brała w tym
wszystkim udział. Może po prostu była nieświadoma tego
wszystkiego...
A jeśli nie?
Postanowiłam nie
męczyć się z tym. Dłuższe przemyślenia sprowadziły by do Ezry,
a wystarczyło mi dzisiejsze spotkanie z nim.
Więc jak mogłabym
się stąd wydostać? Albo chociaż wysłać wiadomość...
- Co piesku... Ty
chyba nie będziesz wiedział jak mam stąd uciec?- wilk warknął i
szturchnął moją dłoń pyskiem.
- Przepraszam,
wilczku.- poprawiłam się. Nazwaniem go psem chyba niezbyt mu się to
spodobało. Zaczęłam głaskać jego śnieżnobiałe futro, gdy po
komnacie rozległo się głośne pukanie. Nim zdążyłam zareagować,
drzwi otworzyły się, a do komnaty wszedł Król...
- Nie za późno na
wizyty?- zapytałam.
Nie miałam ochoty
na ponowne rozmowy z nim wystarczyło, że spędziłam pół dnia w
jego towarzystwie, udając miłą i nim zafascynowaną. Mój limit
już powoli się kończył na dzisiaj. Zresztą, sama byłam w szoku,
że potrafiłam tak długo wytrzymać, nie udławiając się własnymi
słowami.
- Tak, pewnie masz
rację, ale nie przyszedłem z wizytą.
- Nie?-
zaniepokoiłam się.
- Jest już dość
późno. Czas spać.- oznajmił ściągając koszulę.
- Przepraszam
bardzo, ale to jest moja komnata.
- Z tym to bym się
nie zgodził. To jest mój pokój.
I co teraz? Ten
człowiek chyba na poważnie ma zamiar tu spać! Ze mną! O nie, nie,
nie. Nie będę dzieliła z nim łóżka!
- Nie możesz
wybrać sobie innej komnaty?- nie miałam zamiaru ustępować mu tego
pokoju. Łóżko było takie wygodne...
- Wszystkie są
zajęte.- uśmiechnął się.
- Jak to?! Przecież
tu jest chyba kilkaset komnat.
- Tak, ale nie
wszystkie są sprawne do spania. A reszta jest zajęta przez naszych
gości. Zaprosiłem kilka osób na bal.
Jeszcze tylko tego
mi było trzeba...
Chyba jestem
skazana na jego towarzystwo dzisiaj w nocy...
- Dobra... Ale
śpisz na kanapie.
- Oj nie
przesadzaj. Łóżko jest wystarczająco duże dla nas dwojga-
wzruszył brwiami.- a kanapa jest niezbyt wygodna.
Spojrzałam na
łóżko. Rzeczywiście, zmieściły by się tam jeszcze dwie osoby,
ale spać tam z nim?
Kurde... A co jeśli
mu odmówię? Nie wiem co mogłaby ta jego pusta główka wymyślić,
ale na pewno nie skończyłoby się to za dobrze... Musiałam
kierować się swoim planem. Tak właśnie. To by bardzo pomogło w
jego realizacji.
- Ale wilk śpi z
nami- zastrzegłam, a ten się uśmiechnął.
- Boisz się, że
mógłbym co nieco...- nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Tak! Facet w
łóżku z kobietą którą chce poślubić? Myślisz, że wiem do
czego zmierzasz? O nie! On śpi z nami.- wskazałam na zwierze.
- No dobra. To
chodźmy, jest już późno...
Ułożyłam się
wygodnie w łóżku i zawołałam wilka. Położył się między
nami, a ja przytuliłam go do siebie.
- Myślę, że
byłbym o wiele wygodniejszy od niego.- usłyszałam rozbawiony głos
obok siebie.
- Jestem pewna, że
nie. On przynajmniej jest miękki i taki słodki...- odpowiedziałam
nie otwierając oczu. Byłam zmęczona, a temu jeszcze na pogawędki
się zebrało...
- Ja też jestem
słodki, jeśli chcesz mogę ci to udowodnić...
- Śpisz na
kanapie! - odpowiedziałam szybko wstając.
- Dobrze, już
dobrze... Przepraszam.
Zaniemówiłam. Czy
on właśnie mnie przeprosił? Rzadko spotykałam się z tym, żeby
Król za cokolwiek przepraszał, a zwłaszcza za swoje zachowanie.
Zwykle ich duma na to nie pozwalała, ale zdarzały się wyjątki. No
i właśnie taki leżał obok mnie. Nie wyglądał mi on na żadnego
tyrana. Zwykły, nawet mogłabym powiedzieć, że dobry Król.
Musiałam jak najszybciej dowiedzieć się, co stało się tamtej
nocy...
- No dobrze...-
znów położyłam się, tuląc do siebie wilka.
Will wymówił
jakieś słowo w nieznanym mi języku, następnie zwrócił się do
mnie, a jego delikatny głos mówiący „ Dobranoc” rozniósł się
po mojej głowie.
***
Obudziłam się
wtulona do swojego ukochanego. To był tylko sen... na szczęście.
Znów leżałam w jego objęciach, grzejąc się o jego ciało.
Czułam jak smyra mnie dłonią po plecach. To wszystko, było jednym
wielkim koszmarem. Przecież kto by pomyślał, kiedykolwiek, że
Ezra mógłby coś takiego mi zrobić? Kochał mnie. Nigdy by mnie
nie skrzywdził, tak jak ja jego.
- Proszę wstawać,
niedługo śniadanie...- jego miły głos dobiegający zza moich
pleców, pieścił moje uszy... Następnie usłyszałam tylko huk
zamykających się drzwi.
Oprzytomniała
oderwałam się od niego i spojrzałam na jego rozbawioną twarz.
- A nie mówiłem,
że jestem wygodniejszy od Morta?- zapytał rozbawiony głos.
- Gdzie on jest?-
zwróciłam się do niego.
- Leży pod
kominkiem z Shadow'em.
- Kazałeś mu
iść!- oskarżyłam go.
- Może.- spojrzał
w górę przymrużając jedno oko.- A może po prostu nie dopowiadało
mu twoje towarzystwo, w przeciwieństwie do mnie...- zaśmiał się.
Nie wytrzymałam.
Miałam ochotę go teraz zabić. Jednak musiałam powstrzymać się.
Wzięłam poduszkę i mocno przywaliłam go nią.
- Szukaj sobie
nowej komnaty! Ja na pewno nie będę więcej z tobą spać!-
oznajmiłam schodząc z łóżka. Usłyszałam długie gwizdnięcie i
obejrzałam się za siebie. Will wpatrywał się we mnie z
nierozumianym błyskiem w oczach. Przypomniałam sobie, że jeździł
dłonią po moich plecach. Chwyciłam za tylną część sukni i
dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ten dupek rozwiązał
sznureczek, przez co mój tyłek był widoczny.
Wściekła
podeszłam do niego i zabrałam mu kapę. Cała owinięta nią,
weszłam do łazienki, w której wisiała kolejna suknia,
przygotowana przez Kathriane.
Z lepszą
sprawnością przebrałam się w nią, ale nadal miałam problemy z
zawiązaniem jej. Czy wszystkie sukienki muszą mieć ten pieprzony
sznurek z tyłu?
Już chyba od
dobrych dziesięciu minut próbowałam to zawiązać...
- Pomóc ci?-
usłyszałam męski głos za sobą. Jeszcze tylko jego mi tu
brakowało...
- Długo tak
stoisz?- rzuciłam gniewnie.
- Trochę...-
podszedł do mnie. Odgarnęłam włosy, pozwalając mu na zawiązanie
tego paskudztwa.
- Chyba za
podglądanie Księżniczki jest jakaś kara?- rzuciłam wścielke.
- Sam...proszę
porozmawiajmy. Wytłumaczę ci wszystko.
- Ezra, nie. Nie
mam zamiaru na wysłuchiwanie, zapewne, twoich kolejnych kłamstw.
Już dobitnie uświadomiłeś mi, że zrobiłam z siebie idiotkę,
wierząc tobie.
- To nie tak Sam.
Ja chciałem...
- Co chciałeś?
Jeszcze bardziej zabawić się mną? Wykorzystać mnie? Jakbyś już
dość mnie nie zranił. Ale wiedz, że mam to gdzieś. To co ty i
twoi koledzy zrobiliście, zostanie pomszczone. A ja tak łatwo nie
odpuszczam swoim wrogom.- ruszyłam w stronę wyjścia, gdy poczułam
ciepłą dłoń na moim nadgarstku i lekkie szarpnięcie.
- Sam, proszę
wysłuchaj mnie...- czyżbym usłyszała w jego głosie nutkę
rozpaczy?
- Nie...Ale możesz
odpowiedzieć na moje jedno pytanie.- zawahałam się. Chciałam go
spytać czy rzeczywiście coś do mnie czuł, czy też to wszystko
było udawane. Bałam się odpowiedzi.
Ezra skinął głową
na zgodę. Westchnęłam. W końcu przemogłam się, a moje usta
otworzyły się, gotowe do wypowiedzenie tych słów.
- Czy po tym jak
zniknęłam, szukałeś mnie?- czemu zapytałam właśnie o to? No
nic. Odpowiedź na to pytanie, może być zarówno odpowiedzią na
tamte. Tylko ona może uświadomić moje przeczucia.
Blondyn wpatrywał
się w moje oczy. Mogłam teraz z nich wyczytać wszystko co chciałam
wiedzieć. I tak też zrobiłam. Widząc co robię, spuścił wzrok.
Wciąż nie odezwał się ani słowem...
- To chyba wszystko
co chciałam wiedzieć.- odezwał się mój lodowaty ton. Pustka.
Tylko to gościło w moim sercu. Jedna wielka nicość, która nie
wyrażała żadnych emocji. Czułam jakby moje człowieczeństwo,
znów zostało wyłączone...zamknięte za metalowymi drzwiami. Tylko
ja miałam do nich klucz, który w tym momencie po prostu
zgubiłam....A może nie chciałam ich? Czarne źrenice powiększyły
się, a ja wiedząc co zaraz nastąpi, wyszłam jak najszybciej i
najdalej od niego.
Nadchodził demon.
Mój wewnętrzny
demon...
A więc... Miałam już kończyć tą Księge, ale że zostałam w domku <3 na parę dni, z nudów co chwila dodawałam coś do rozdziału i tak wyszło, że jeszcze ze 2 rozdziały się zbierze xd
Mam nadzieje, że to nie jest takie tragiczne jak mi się wydaje :c
Miłego czytania :*
Ostatnio marudziłaś, że piszesz z błędami i abyś już więcej nie marudziła postaram Ci pokazać, gdzie mniej więcej robisz błędy. Jeśli nie będziesz chciała, tylko powiedz. Przecież nie każdy musi chcieć, by wytykano mu błędy. Po prostu chcę Ci pomóc.
OdpowiedzUsuńA więc tak:
"...tylko to pragnął..." - tylko TEGO pragnął. Tak przynajmniej chyba w kontekście zdania lepiej brzmi.
"...zmuszając do poruszania głową..." - zmuszając SIĘ do poruszenia głową.
"To wszystko naraz tworzyły dość zabójczą mieszankę." - skoro "to" to potem czasownik "tworzyło.
No to już się wyjaśniło, dlaczego powiedział imię William.
A ten sen! Masakra! Myślałam, że straciła przytomność, że jej pamięć zmodyfikowali i zanieśli z powrotem do domu. Ale czułam, że coś było nie tak... I jeszcze ten napis! "Nadchodzę"
"zmierzyć się z jego Wysokością." - jako tytuł powinno się chyba pisać z wielkich; Jego Wysokość.
"napatrzeć się swojego odbicia w lustrze." - napatrzeć się na swoje odbicie w lustrze.
Ślub? O wow! W najśmielszych snach bym się tego nie spodziewała!
"myślę że mnie cwale nie znasz," - przed "że" przecinek i "cwale" - chyba wcale? :)
"Nazwaniem go psa chyba niezbyt mu się to spodobało." - nazwanie go psem chyba niezbyt mu się spodobało. - Może tak?
On tylko gra, czy serio jest taki? - no w sumie to musi coś grać. Albo gra tyrana wobec ludu, albo miłego wobec Sam. Ciekawe :D I co z Ezrą? Tak polubiłam ich jako parę!!! Będą razem?
"wisiała kolejna suknie," - suknia! Liczba pojedyncza, jak mniemam :)
Nie wiem, czy wyłapałam wszystkie błędy, ale nie było ich wiele!
Momentami mi serce stawało! Nie to, że się bałam - bo czego by się tu bać w tym rozdziale, oprócz tego napisu - po prostu tak mnie wciągnęło, tak świetnie opisałaś wszystko - zwłaszcza jej uczucia. Jestem pod wrażeniem! Tyle nowych niewiadomych wprowadziłaś, że pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział! I twoje rozdziały są długie. Naprawdę nie mam pojęcia, skąd ty bierzesz takie pokłady siły, by napisać coś tak długiego! No bo ja jestem w 3 gim i czasami kompletnie przez cały tydzień nie mam czasu na napisanie czegoś. A jak coś napiszę to jest krótkie i muszę coś jeszcze wymyślasz. Ty pisałaś, że gdy dodajesz, to za kilka dni masz kolejny. Normalnie jak maszyna! Serio, jestem pod OGROMNYM wrażeniem!
Przepraszam, jeśli coś jest niezrozumiałe, ale ja czytam i komentuje, więc może coś tam pokręciłam ;D jeśli nie chcesz, tylko pisz, a nie będę Ci wytykać tych błędów ;p
Fajnie, że jeszcze 2? rozdziały do końca księgi! Ciekawe, co się w tych dwóch rozdziałach wyjaśni :)
EEJ! Nawet w milimetrze nie było tragicznie! Nie pozwalam Ci się tak wyrażać ;p
Dobra, nie marudzę Ci. Czekam na kolejny!
Całusy
Zuza ;*
Jestem ci bardzo wdzięczna za uwagi i wszystko jutro poprawię xd Mam nadzieję na więcej takich komentarzy, przynajmniej jakoś może poprawię swoje opowiadanie xd
UsuńFakt, szybko piszę, ale tyle błędów popełniam :D
Właśnie przed chwilą skończyłam ostatni rozdział. Jeszcze zastanawiam się czy napisać epilog :D Zostały jeszcze 2 rozdziały, ale powoli zastanawiam się nad Księgą II
Dziękuje za wszystkie uwagi <3
O kurcze, ale się porobiło. Mam nadzieję, że Ezra jednak zdoła jakoś wyjaśnić wszystko Sam. I mam nadzieję, że Sam nie wpadnie na genialny pomysł, aby poślubić króla w ramach zemsty. Nie lubię króla... strasznie kombinuje, aby doprowadzić do ślubu. Oby Sam zdołała uciec! Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :) xx
http://escape-from-this-world.blogspot.com/
Hej to ja Diaw :P Jak tam leci C;
OdpowiedzUsuńA ja nie zgadzam się z moją przedmówczynią :P Ja tam go właśnie lubię za to kombinowanie ^^ Kreatywnym i przebiegłym być :D Tylko szkoda, że jest brutalem, bo te teksty i właśnie to kombinowanie :P To jest coś... kurde, ale, że ślub? No ja nie mogę. Kurczę zrobiłaś taki zwrot akcji!
Co do poprzednich rozdziałów: Kurde Śmierć wymiata! XD Zalecaś się do chłopaka przyjaciółki xD A tak po za tym... nigdy nie ma go gdy jest potrzebny! Coś znanego :P
Było kilka błędów nie powiem już jakich, bo nie pamiętam =.="
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję ale miałam kilka komplikacji z Internetem i czasem wolnym, a teraz komentuję z anonima, bo nie mogę się zalogować na konto... jak zwykle wszystko na złość no nie? :D
Świetny rozdział! I te poprzednie także :D
Pozdrawiam ^^
Kurde,mam nadzieje że Sam ucieknie...w ogóle masz obs ;)odwdzięczysz się?
OdpowiedzUsuńhttp://sylvari-nadzieja-elionu.blogspot.com/