"Zakochiwałam
się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem
nagle i całkowicie.”
***
Obudziłam
się pod wpływem zimnych
dreszczy. Przetarłam ręką
po pościeli. Nie było go.
Nie
było mojego kochanka, który by mnie przytulił i ogrzał.
Niechętnie otworzyłam oczy. Rozglądnęłam się po pokoju-
cisza. Trochę się
zaniepokoiłam. Mój wzrok
spoczął na tacy
leżącej przy łóżku. Ezra
przygotował mi śniadanie. Uśmiechnęłam się. Obok jedzenia
leżała duża czerwona róża z doczepioną kartką. Usiadłam,
opierając się o ścianę i położyłam tacę na udach. Sięgnęłam
po liścik
i otworzyłam go.
Piękna,
przepraszam, że mnie nie ma przy
Tobie,
ale musiałem pojechać do miasta.
Mam nadzieję,
że się nie gniewasz, a jeśli tak,
to spróbuję Ci to wynagrodzić.
Ezra
-Oj, kochanie, na
pewno będziesz mi musiał to odpokutować.
Zjadłam
przygotowane przez niego śniadanie i poszłam do łazienki. Umyta i
ubrana klęknęłam przy łóżku. Spod materaca wyciągnęłam dużą,
drewnianą skrzynkę. Znajdowały się w niej różne, cenne
przedmioty, które zbierałam przez lata. No i znajdowała się też
tam szkatułka, którą przechowywałam.
Wyciągnęłam
przedmiot i udałam się do pokoju Scotta.
***
SCOTT
Znów
w swoim łóżku...Nareszcie! Pomimo tego, że u Śmierci nie było
aż tak źle, to nie ma to jak u siebie. Tęskniłem za tym starym
skrzypiącym przedmiotem. Leżałem plecami przywartymi do
niebieskiego materacu, gapiąc się w sufit. Myślałem, a
raczej zastanawiałem się
nad tym, co teraz się stanie. Dziś był mój wielki dzień. W końcu
po wielu latach ciężkiego treningu, miałem być nagrodzony. Czym?
Nie wiem i, właśnie to mnie drażniło. Co się dzisiaj stanie? Nie
wiem. Będzie bolało? Powinno, skoro cały mój organizm miał
przejść przemianę.
Ale jaką? Tego, też nie wiem.
-
Wszystkiego najlepszego Scott.-
wzdychnąłem.
Usłyszawszy
pukanie do drzwi, usiadłem na łóżku.
-
Proszę!-powiedziałem.
To była Samantha,
moja siostra. Jedyna bliska mi osoba. Patrzyłem się na nią i,
wyszczerzyłem swoje zęby tworząc uśmiech. Pomimo tego, że
sprawiłem jej tyle przykrości, ona wciąż mnie kochała i
opiekowała się mną. Tyle jej zawdzięczam...
- Najlepszego! -
krzyknęła tuląc mnie i całując w policzek- Jakieś
życzenie?-zapytała.
- Myślałem, że
po dwunastych urodzinach nie będziesz spełniać żadnych moich
urodzinowych życzeń.
- No wiesz, po
kąpieli w jajecznicy i skoków na bangi, bałam
się następnych życzeń. Jeszcze mam niemiłe wspomnienia z demonicznej imprezy....- niemiło uśmiechnęła się.- Ale
dzisiaj jest szczególny dzień, więc myślę, że dam radę spełnić
twoją prośbę. Tylko jedną! I żeby nie było to nic
głupiego.-zastrzegła.- Wiesz już co chciałbyś dostać?
- Nie chce żadnych
prezentów, ale owszem. Mam już przygotowane życzenie.
- Mam się bać?-
zapytała udając lekkie zaniepokojenie.
- Nie.- przytuliłem
ją do siebie.- Chcę abyś porozmawiała z Christophem.
Widziałem jak
marszczy brwi. Była zła. Tego właśnie się spodziewałem. Ale w
końcu to moje urodziny, a ona zawsze spełniała moje życzenia i to
też spełni.
.- Proszę...-
wręczyła mi metalową szkatułkę, dosyć sporej wielkości.
Widziałem, że trochę się denerwuje. W sumie...nie dziwię się
jej. Całą noc nie mogłem zmrużyć oka, myśląc wciąż o
dzisiejszym dniu... Ale widziałem też, że pomimo tej troski, jest
szczęśliwa. Od dawna nie widziałem jej takiej. Odkąd byłem mały
tylko wobec mnie, okazywała jakieś ludzkie uczucia, dla innych
była...bezwzględna. A teraz? Po prostu promienieją od niej emocje.
Do wszystkich.
- Sam...nie trzeba
było...- wydukałem.
- To nie ode mnie.-
zrobiła krótką przerwę, a jej mina posępniała.- To od twojego
ojca.
Co? Jakim cudem
mój ojciec mógł...przecież jest martwy!
- Zanim zginął
dał mi to do przechowania. Nie martw się, nie zaglądałam do
środka.- próbowała wydobyć się na uśmiech, jednak było to dla
niej zbyt trudne.-Chciał, abyś otworzył to przed Wstąpieniem.
- Dziękuje.-
odpowiedziałem oschlej niż się spodziewałem. Widziałem, że
sprawiam przykrość Sam, ale tego się nie spodziewałem. Ta
sytuacja w zupełności mnie zaskoczyła.
- To ja zostawię
cię samego...A tak w ogóle to śniadanie jest już gotowe.
Przytuliłem ją
mocno do siebie.- Zejdę później, nie czekajcie na mnie.
Spojrzała na mnie
i, po chwili, wyszła z pokoju. Wiedziałem, że mnie rozumie.
Obawiałem się zawartości tej szkatułki. Przecież, co mógł mój
ojciec chcieć mi przekazać?
Położyłem ją na
łóżku i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w nią. Nim ją
otworzyłem, musiałem wiele przemyśleć. W końcu przełamałem
się. Otworzyłem zimne metalowe wieczko. Był na niej wyryty dziwny
napis, którego nie rozumiałem.
W środku
znajdował się list, zapieczętowany czerwoną pieczęcią. Wielka
litera B znajdowała się na niej. Wyciągnąłem kopertę,
pod nią znalazłem kolejny przedmiot- sztylet. Powoli wyciągnąłem
go z pochwy. Zwykłe niebieskie ostrze z kolejnym dziwnym napisem na
rękojeści. Przyjrzałem się mu dłużej.
Jednak nie było
to zwykłe ostrze... Pod wpływem dotyku, niebieski metal lśnił.
Nie na długo, ale emanował przy tym dziwną energią. Podobną do
tej co u Sam, znaczy się, co u jej ostrza. Miała podobnej wielkości
sztylet. Zawsze nosiła go przy sobie, gdy szła zabić demona.
Mówiła coś chyba o demonicznym ostrzu? No cóż, chyba niedługo
dowiem się więcej na temat tego metalu.
List. To była dla
mnie wielka przeszkoda. Trudno było mi się przełamać i zacząć
czytać słowa, napisane przez mojego martwego staruszka.
Scott ty
tchórzu!- skarciłem się w myślach.
Dobra! Czas wziąć
się do roboty!
Sięgnąłem po
kopertę i jednym ruchem zerwałem pieczątkę. Głośno wypuściłem
powietrze i wyciągnąłem jej zawartość.
Drogi Scocie.
Synu...nawet nie zdajesz sobie
sprawy jak ciężko jest mi to pisać. Świadomość, że nie mnie ma
przy Tobie, jest dość dołująca.
Przepraszam, że mówię ci to w
taki, a nie inny sposób, ale jestem świadom tego, że dostałeś
ten list, gdyż jestem martwy.
Pomimo tego, że starałem się być
przy Tobie w tym wielkim dniu, nie można uciec przed
przeznaczeniem. Miałem bardzo rzadki dar, widziałem przyszłość.
Krótkie urywki, jednak bardzo znaczące. Widziałem Cię, już jako
dorosłego mężczyznę, jednak nie było mnie przy Tobie. Wtedy już
nie żyłem. Zrozumiałem, że wcześniej byłeś zbyt młody, aby
dowiedzieć się o Twoim dziedzictwie, dlatego też musiałem się
wstrzymać z powiedzeniem ci prawdy. Otóż jesteś Łowcą, ale to
już sam pewnie wiesz. Mam nadzieję, że Samantha się dobrze Tobą
opiekuje. Jest świetną Łowczynią, jednak wiem, że jest też kimś
więcej. I tu właśnie zaczyna się Twoja rola...
Nasza rodzina ma ciekawe korzenie.
Sam do końca nie jestem pewien, skąd się to wszystko wzięło. Gen
łowczy jest u nas o wiele bardziej rozwinięty, niż u innych
Łowców. Co wiąże ze sobą kilka innych spraw. Nie wiem, jak u
Ciebie się on rozwinął, ale pewnie za nie długo sam się dowiesz.
Jednak wiem, że to wszystko ma związek z Samanthą. Trzymaj się
jej jak najbliżej, a ona z pewnością będzie umiała Ci pomóc.
Teraz w Twoim organizmie zajdzie wiele zmian. Bolesnych, ale
pięknych. Staniesz się silnym mężczyzną. Wiem to, gdyż
widziałem Cię. Byłeś szczęśliwy u boku swojej pięknej żony...
ale nie o tym chciałem napisać.
Twój dar w czasie Wstąpienia się
uaktywni. Dostaniesz ich dokładnie trzy i każdy zostawi po sobie
jakiś ślad na Twoim ciele. Pierwszy z nich będzie nieśmiertelność,
aby go przyjąć, będziesz musiał złożyć przysięgę. Dowiesz
się o niej podczas przemiany. Drugim, będzie prawdopodobnie visum.
Tak jak ja, będziesz widział przyszłość. Pamiętaj, że ma to
swoje pozytywne jak i negatywne skutki. Musisz nauczyć się jak z
niego korzystać. Początkowo z bólem będzie pojawiać się każda
nowa wizja, ale z czasem przywykniesz do tego, a ból zaniknie.
Telepatia to potężny dar. Jeśli go dobrze wyszkolisz, będziesz
mógł samodzielnie przywoływać obrazy, pamiętaj aby dobrze go
wykorzystać.
O tym chciałem Ci powiedzieć.
Wiem, że ten dar odziedziczysz po mnie i, że jest on przekleństwem.
Przepraszam. Widziałem przyszłość. Przed wami wiele przeszkód.
Nie życzyłbym nawet największemu wrogowi tego, co ma was spotkać.
Musisz być silny dla siebie, jak i dla swoich bliskich. Pomimo tego,
że miałeś tylko nas, znalazłeś sobie nową rodzinę, za którą
poświęciłbyś swoje życie. Jestem dumny, że mam takiego syna i
wiedz, że zawsze będę przy Tobie, pomimo tego, że mnie nie
widzisz.
Robert Blackwigh
Zgniotłem papier w
dłoni i cisnąłem go w najbliższy kąt. Nie miałem ochoty czytać
pozostałe listy. Ten miał być pierwszy...i zarazem ostatni. W
najbliższym czasie nie zamierzam czytać kolejnych bzdur. Owszem,
kochałem ich, kiedyś. Teraz wszystko się zmieniło. Może i byłem
w tym momencie egoistą, ale uważałem tylko Sam, za moją rodzinę.
Moi rodzice byli dla mnie obojętni... Niewiele się teraz to
zmieniło. I nie zmieni. Zamknąwszy szkatułkę, odstawiłem ją
chowając do szafy. Wszedłem do łazienki z nadzieją, że prysznic
coś pomoże.
Wyszedłszy z
kabiny, otulony w pasie ręcznikiem i zacząłem wycierać mokre
włosy. Spojrzałem na lustro, naprzeciwko mnie. Całe było pokryte
parą. Ale było coś tam jeszcze. Coś czarnego, mrocznego, stojące
za mną...! Szybko się odwróciłem, jednak nic nie dostrzegłem.
Scott
świrujesz!
Wyszedłem z
łazienki, ubierając czarną koszulkę i szare, luźne dresy.
Tricelion pięknie demonstrował się na moim ramieniu. Strasznie
korciło mnie, żeby podrapać podwrażliwioną skórę, jednak nie
mogłem. Skóra była świeżo wytatuowana, więc mógłbym zniszczyć
go przy tym.
Schodząc na dół,
było już południe. Pora obiadu. Czułem jak w brzuchu mi burczy, w
końcu ominąłem śniadanie.
Mijając okno, widziałem Samanthę na dworze w towarzystwie Patricka. Znów
ćwiczyła. Wszedłem do kuchni. Wszyscy chyba już zdążyli zjeść,
bo została tylko jedna porcja obiadowa. W salonie zauważyłem
Amandę, która czytała jakąś książkę. Na mój widok
uśmiechnęła się. Oczywiście odwzajemniłem to. Podeszła do mnie
i przytuliła.
- Wszystkiego
najlepszego.- wyszeptała, a następnie pocałowała w policzek.
Przyjemny dotyk jej ciepłych warg, spowodował u mnie miłe
dreszcze. Owszem, dziewczyna była piękna i nawet coś do niej
poczułem, ale nie jestem pewien czy to miłość czy zwykłe
zauroczenie. Pożyjemy zobaczymy.-pomyślałem.
-Dziękuje.-
odparłem.
- Przepraszam,-
posmutniała- że nie mam dla ciebie żadnego prezentu, ale
kompletnie nie miałam pojęcia co ci kupić.
- Nie trzeba.-
uśmiechnąłem się.
- No, ale jest mi
głupio, bo ty masz urodziny i trzeba przecież to jakoś uczcić...
- Więc pójdziesz
ze mną dzisiaj na imprezę?
- Co?-zapytała
lekko zszokowana.
- Na zabawę.
Pobawimy się, potańczymy może trochę wypijemy... No więc
chciałbym abyś mi towarzyszyła.
- Z przyjemnością.-
odparła składając kolejny pocałunek na moim policzku.
***
Znów byłem w
swoim pokoju. Myślałem o treści listu i innych, znajdujących się
w szkatułce. Ten sztylet... W sumie to nie znałem całej zawartości
tego pojemnika. Nie miałem ochoty na poznanie go, przynajmniej na
razie. Pustym wzrokiem wpatrywałem się w przestrzeń za oknem.
Zastanawiałem się, co takiego ma nam się przytrafić. W sumie
wiedziałem, że Samantha jest w wielkim niebezpieczeństwie i te
treningi mają jej pomóc, ale wiedziałem też, że pomoże jej
rozmowa z Christophem. Będąc u Śmierci, odwiedził nas parę razy.
Dużo rozmawialiśmy. Szukał sojusznika, do przekonania jej, że
kierują go jak najlepsze intencje. Nie wierzyłem mu, ale
cóż...jedna rozmowa im nie zaszkodzi, poza tym, chciałem również
aby ona dowiedziała się, tego co ja.
Wyszedłem z
pokoju, z nadzieją na spotkanie z Sam. Stała w kuchni, zachłannie
pochłaniając wodę. Uśmiechnąłem się. Ta satysfakcja, że to
nie ja, jestem tak zmęczony i wykończony treningiem, była dość
przyjemna.
- Jakieś plany na
dzisiaj?- zapytała, gdy wszedłem do pomieszczenia.
- Myślałem żeby
zabrać Amandę do tego nowego klubu. Zresztą chłopaki też chcieli
się zabawić, więc wieczorem wychodzimy.
Widziałem
niezadowolenie, malujące się na jej twarzy. Niechętnie, ale
zgodziła się na nasz wypad.
- Najpóźniej o
jedenastej widzę cię w domu. Ceremonia zacznie się o dwunastej,
więc będę musiała cię jeszcze przygotować.
- Dziękuje.-
pocałowałem ją w policzek.- Nie chcesz iść z nami?
- Pomyślmy...- w
śmieszny sposób złapała się za brodę.- Mam tańczyć i bawić
się wśród nawalonych i napalonych nastolatków, z nadzieją, że
żaden z nich nie sprowokuje mnie aż tak, żeby nieświadomie użyć
mojej tajemniczej mocy? Nie dzięki, wolę zostać w domu.
- Oj, nie
przesadzaj. Będzie fajnie! Przecież nie zostawię cię samej...
- Nie mam ochoty na
takie zabawy, zresztą zostanę z Ezrą, więc nie będę sama.
- Rozumiem.-
uśmiechnąłem się do niej, sięgając po wodę z lodówki.- A tak
w ogóle, to wy na poważnie jesteście razem?
- Tak,- zdziwiła
się.-czemu mielibyśmy nie być?
- No
wiesz...niezbyt pałałaś do niego miłością w barze... albo w
szkole.
- Dobrze, już
dobrze.- uśmiechnęła się.- A powiedz jak tam z Amandą?- zapytała
zaciekawiona.
- A co ma być?-
kurde. Aż tak to było widoczne?
- Widzę, jak na
nią patrzysz.- wpatrywała się we mnie, próbując rozszyfrować
jakiekolwiek uczucia związane z nią. Jednak ja znałem jej sposoby.
Przez lata ćwiczyłem to, więc żadne emocje nie wyjdą na jaw bez
mojej woli.
- Próbuje być
miły. Sama chciałaś abym się z kimś zaprzyjaźnił.- z jej
twarzy zniknął uśmieszek. Czyżbym ją przekonał?
- Ta... jasne.
Dobra, nie chcesz mówić to nie.-wzruszyła ramionami.
- Kiedy masz zamiar
porozmawiać z Christophem?- nieświadomie wypaliłem to pytanie.
Idiota! Idiota! Idiota! - krzyczała moja podświadomość.
- Jakim
Christophem?- zapytał Ezra wchodząc do kuchni.
Od razu udał się
do Sam i pocałował ją. Poczułem wielką radość widząc, że
jest ona szczęśliwa. W końcu już tyle wycierpiała... a to nie
koniec...
- Takim jednym
Aniołem, przez którego Scott o mało nie zginął.-odparła
obojętnie.- Jutro się z nim spotkam, dobrze?- zwróciła się do
mnie.- A więc dlatego nie było cię rano?- zapytała przeczesując
jego włosy.
Widać było, że
jest niezbyt zadowolona faktem, że Ezra dowiedział się o nim.
- Nie do końca,
ale pomyślałem żeby je trochę skrócić. Lepiej?- w odpowiedzi
dostał kolejnego całusa od niej.- Po co miałabyś się z nim
spotykać?- zapytał obejmując ją w pasie.
- Chris chce ze mną
pogadać i tyle.
- Ok, to jutro po
treningu pójdziemy się z nim spotkać.
- O nie! To ja
pójdę, a ty zostaniesz tutaj. I nie ma żadne ale. On coś ode mnie
chce i jestem pewna, że nie powie tego przy tobie czy przy innych.
Więc,- zwróciła się do mnie- możesz mu powiedzieć, że jutro
popołudniu spotkamy się w mieście.- skinąłem głową i opuściłem
pomieszczenie. Z butelką wody w ręce, wyszedłem z domu. Miałem
zamiar pobiegać, jednak zauważyłem Amandę siedzącą przy
jeziorze. Poszedłem do niej.
Lekko wzdrygnęła.
- Wystraszyłeś
mnie.- oznajmiła robiąc mi miejsce obok siebie na drewnianym
pomoście.
- Przepraszam.-
oczywiście uśmiechnąłem się, jak za każdym razem gdy ją
widziałem.
Usiadłem obok
niej, a ta przybliżyła się do mnie. Stykaliśmy się ramionami.
Choć moje ciało gotowało się pod wpływem jej dotyku, to ona
lekko drżała. W końcu była już jesień. Lekki wiatr muskał
nasze ciała. Ja miałem na sobie bluzę, więc mi nie było zimno,
za to ona była w samej krótkiej, cienkiej sukience. Szybko
ściągnąłem górę od mojego dresu i przykryłem ją.
- Lepiej?
-zapytałem.
- Trochę...
Przybliżyłem się
jeszcze do niej i przytuliłem. Bez żadnego oporu, przywarła do
mojego ciała, opierając głowę o mój kark.
- Tu jest pięknie.-
wyszeptała- Tylko zimno.
Uśmiechnąłem
się. Miała rację. Było zimno, ale warto trochę pomarznąć i być
przytulonym do niej.
- Czemu nie wrócisz
do środka?
- Nie potrafię
znaleźć odpowiedniego miejsca dla siebie.- stwierdziła.- Czuje się
obco tu, a to- wskazała na staw znajdujący się przed nami.-
przypomina mi dom. Nie było to najpiękniejsze miejsce, ale
wychowałam się tam. A ty? Czemu nie jesteś w środku?
- Z tego samego
powodu. Nie mogę usiedzieć w jednym miejscu.
- W twoim wypadku
to zrozumiałe. Przechodzisz to całe Wstąpienie tak? - kontynuowała
nie czekając na moją odpowiedź.- Nie znam się na tym, ale to
chyba przez to tak się czujesz?
- Chyba.-
powtórzyłem.- A może po prostu mam dość patrzenia, jak oni się
migdalą na każdym kroku.
Amanda parsknęła
śmiechem.
- Ale to jest
słodkie! Oni tak się kochają...
- Wystarczy, że
okazują sobie to w nocy.- spojrzałem na dziewczynę, która czule
przyglądała się mi.
- Masz coś
przeciwko takiej czułości?- zapytała poważnym tonem, co mnie
trochę zmieszało.
- Nie no skądże!
Sam bym chętnie cię pocałował, ale...- przerwałem uświadamiając
sobie, co takiego właśnie powiedziałem.
- Idiota.-
klepnąłem się w czoło.- Przepraszam.
Amanda zaczęła
się śmiać. Zawstydzony spojrzałem na nią.
Cholera. Co się
ze mną dzieje? Nie potrafiłem się normalnie zachowywać przy niej.
Czy to przez to Wstąpienie?
- Następnym razem,
po prostu to zrób.- oznajmiła.
Nie pozostałem
dłużny. Teraz był ten następny raz. Ująłem jej twarz i
delikatnie pocałowałem. Od razu odwzajemniła pocałunek. Jej skóra
była taka delikatna, a usta...! Przez chwilę pieściliśmy nawzajem
swoje podniebienia, ale niestety, musiałem oderwać się od niej.
Spojrzałem za siebie.
- Tonny! Mógłbyś
nam nie przeszkadzać?- zapytałem trochę zirytowany. Spojrzałem na
dziewczynę, która zarumieniła się. Wyglądała tak słodko...
- Dobrze, już
dobrze.- uniósł ręce.-Zbierajcie się! Za dwie godziny wychodzimy!
Cholera, muszę sobie naprawdę kogoś znaleźć....- dodał, idąc w
stronę domu.
Amanda uniosła
głowę i pocałowała mnie w usta. Krótko, ale namiętnie. Pomogłem
jej się podnieść i ruszyliśmy za ciemnowłosym przed nami.
***
Umyty i przebrany w
ciemne jeansy i jasny podkoszulek, zszedłem na dół. Z nie wiadomo
jakich przyczyn, wziąłem ze sobą sztylet. Chyba w jakiś sposób
czułem się bezpieczniej mając go w kieszeni. Chłopaki czekali na
nas w samochodzie. Amanda jeszcze się stroiła, więc opadłem na
kanapę i włączywszy telewizor, czekałem na nią. Odwróciłem
się, słysząc kroki. Niestety, to nie ona tylko Ezra. Usiadł obok
mnie.
- Czekasz na Sam?-
zapytałem.
- Tak, zabieram ją
na kolację.- stwierdził.
Zmierzyłem go
nieprzyjemnie wzrokiem. Owszem, nie lubiłem go, ale ze względu na
to, że Samantha coś do niego czuje i, że to jest brat Amandy,
postanowiłem jakoś znieść jego obecność.
- Czy teraz czeka
nas TA rozmowa, w której powiesz, że jeśli ją skrzywdzę czy
zranię, to mnie zabijesz?- zapytał lekko uśmiechając się.
- Nie. Jeśli ją
skrzywdzisz to sama się tobą zajmie. I uwierz, wolałbyś wtedy
spotkać się ze mną, niż z nią.
- Nie martw się,
nie mam zamiaru skrzywdzić jej, nigdy. Nie potrafiłbym jej zranić.
Sam bym tego nie przeżył, gdyby stała jej się krzywda.
- No ja myślę.-
wstałem usłyszawszy kroki na górze.- Ale i tak mam cię na oku.-
stwierdziłem spoglądając na Ezrę.
- Ej! Nie myśl, że
tego nie zauważyłem, ale uwierz, potrafię być naprawdę
nieprzyjemny, jeśli chodzi o moją siostrę.- zmarszczyłem brwi.-
Widzę jak na nią patrzysz. Będę cię pilnować. Więc jeśli...-
przerwał spoglądając na schody. Mój wzrok również powędrował
na nie.
- Nie martw się o
to.- powiedziałem szeptem.- Zadbam żeby była szczęśliwa.
Pomimo tego, że
go nie lubiłem, wiedziałem, że nie skrzywdzi jej. No cóż, jako
jej brat, musiałem przejść przez TĄ rozmowę. Ale zyskał u mnie
duży plus, za to, jak się martwił o swoją siostrę. Ja również
nie zamierzałem jej skrzywdzić, tak jak i on, nie potrafiłbym tego
zrobić. Teraz miałem przynajmniej pewność, że jest w dobrych
rękach, chociaż szkoda mi było Chrisa...
Ze schodów zeszła
Amanda. Miała na sobie piękną sukienkę. Góra była czarna, a dół
w kolorze delikatnego różu, na którym spoczywało kilka czarnych
koronek. Nie była za długa. Sięgała jej do połowy ud. Do tego
miała dobrane buty na koturnie, w kolorze dolnej części sukni.
Ubranie podkreślało jej idealną figurę i delikatność ciała.
Zarumieniła się, widząc jak wpatruję się w nią. Nie mogłem
przestać. Wyglądała ślicznie. Włosy miała spięte w kok i kilka
pasemek spuszczonych na twarz. Żadnego makijażu. Nie potrzebowała
go, bez niego wyglądała olśniewająco...
- Wyglądasz...-
wydukał Ezra i zaniemówił. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Pięknie.-
dokończyłem za niego. Chwyciłem skórzaną kurtkę i otworzyłem
drzwi, przepuszczając ją pierwszą. Miałem wielkie szczęście, że
mogłem spędzić ten dzień, w towarzystwie tak pięknej dziewczyny.
Zamknąwszy drzwi,
skierowałem twarz w stronę dziewczyny. Nasze wargi znów się
zetknęły...
- Przepraszam, nie
mogłem się powstrzymać.- uśmiechnęłam się, a nasze usta znów
złączyły się w namiętnym pocałunku.
- Chodźmy.-
ponagliła.- Chłopaki czekają.
Objąłem ją
ramieniem i ruszyliśmy w stronę czarnego jeepa, stojącego na
podjeździe.
***
Samantha
Wyszłam z łazienki
opatulona ręcznikiem. Poświęciłam swój czas, aby pomóc
przygotować się Amandzie, a sama zapomniałam się wyszykować. W
końcu Ezra musi jakoś odpracować swoją nieobecność dziś rano.
Na
łóżku leżała wcześniej
przygotowana przeze mnie ubranie.
Zwykła, ściągana w pasie, szara
sukienka. Do niej dobrałam
czarne szpilki. Szliśmy
do restauracji na kolację, więc trzeba jakoś wyglądać. Zrzuciłam
z siebie ręcznik i ubrałam skąpą, czarną bielizną, a na nią
sukienkę. Rozpuściłam swoje czarne włosy, wcześniej trochę
podkręcając je. Poczułam przyjemne muśnięcia na plecach.
Założyłam szpilki i zeszłam na dół, gdzie na pewno czekał już
na mnie mój kochanek.
Stał
oparty o komodę, znajdującą się naprzeciw schodów. Wraz z moim
pojawieniem się, wyszczerzył zęby. Ja też uśmiechnęłam się.
Będąc na ostatnim stopniu, złapał mnie i uniósł, a następnie
czule pocałował.
- Ja to mam
szczęście.- stwierdził.- Taka piękna kobieta i tylko moja...
Uśmiechnęłam
się- No Romeo, więc zabierz tą swoją piękną kobietę, bo
zapewne umiera już z głodu.- znów pocałował mnie w usta.
- Ty to byś tylko
jadła.- zaśmiał się.- Ale, w sumie to ja też już powoli głodny
się robię, więc nie będę marudził.- postawił mnie na podłodze
i ruszyliśmy do auta.
Ku
mojemu zdziwieniu, nie udaliśmy się do zwykłej, restauracji. Ezra
zabrał mnie do hotelu „ La Riv”, ale nie zajęliśmy żadnego
tam miejsca. Ujął moją dłoń i splótł nasze palce ze sobą.
Poszliśmy na górę.
Nie wiedziałam po jaką cholerę on mnie tam ciągnie, ale nie
protestowałam.
Stanęliśmy
przed wielkimi metalowymi drzwiami, które zapewne prowadziły na
dach. Ezra spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Rany...jak ja
kochałam jego uśmiech...
- Zamknij oczy.-
rozkazał miłym i łagodnym tonem.
- Ezra, po co...-
nie pozwolił mi dokończyć.
- Proszę.-
pocałował mnie w usta. Zrobiłam to co chciał. Usłyszałam jak
otwierają się wrota i powoli weszliśmy do środka, a raczej
wyszliśmy. Niepewnie wyszłam, prowadzona przez niego.
Zrobiliśmy kilka
kroków i zatrzymaliśmy się.
- Możesz je
otworzyć.- szepnął mi do ucha.
Znieruchomiałam.
Cały dach był pięknie przystrojony. Płatki czerwonych róż
walały się po podłodze wraz ze świeczkami. Kilka
lampek zawieszonych wokół tego budynku i
pełno kwiatów. Na środku
znajdował się stół nakryty dla dwóch osób.
Rzuciłam się w
objęcia Ezry i namiętnie zaczęłam go całować.
-
Dziękuje.-wyszeptała robiąc przerwę.
-
Cieszę się, że ci się podoba.-
przytulił mnie mocniej do siebie.-Chodźmy,
bo jedzenie nam wystygnie.- dodał uśmiechając się.
Nie
mogłam uwierzyć, że mógł się dla mnie aż tak poświęcić.
Przecież rzadko bywało,
że facet potrafi być romantykiem, a mój to w szczególności.
Chyba pobił wszystkich w tej dziedzinie. Tyle przygotowań...i tylko
po to żeby mnie uszczęśliwić.
- Kocham cię.-
wyszeptałam.
- Ja
ciebie też.-powiedział czule
mnie
całując.
Coś czuję, że to
dopiero początek naszych pocałunków...
Przed jedenastą
byliśmy już w domu, niestety... Wieczór spędziłam w bardzo
przyjemny sposób z moim kochankiem. Niechętnie wróciliśmy do
domu. Za niedługo zaczynała się ceremonia i musiałam, jak i
również Scott, się do tego przygotować. Chyba bardziej się
denerwowałam od niego. Na szczęście, oni zdążyli już wrócić
i, ku mojemu zdziwieniu, Scott nie był wcale pijany. Byłam pewna,
że wypije chociaż kilka piw, ale ten nic. Czyżby po ostatnim mu
wystarczyło?
Przebrałam się w
luźne ciuchy i zeszłam do piwnicy. Właśnie tam miała się odbyć
Wstąpienie.
11:26 do ceremonii zostały 34
minuty...
W piwnicy była
nasza sala treningowa, w której ćwiczyliśmy głównie zimą.
Włączyłam światło, które oświetliło całe pomieszczenie. Był
to dość spory kawałek, zważywszy, że piwnica rozciągała się
pod całym domem. Nie była zbyt ładnie urządzone. Ciemno szare
ściany, czarna kafelkowana podłoga. Kilka materacy, jakieś sprzęty
do ćwiczeń , no i oczywiście broń. Pełno broni, przyczepionej do
ścian. Między nimi białe drzwi, prowadzące do łazienki, no i
szafa. Czarna, zwykła szafa, w której chowałam niepotrzebne
rzeczy.
Wyciągnęłam z
niej niewielkie pudło. Niosąc je na środek sali, cały czas
brzdękało. Rzuciłam je na ziemię i zaczęłam wyciągać jego
zawartość. Ułożyłam łańcuchy wzdłuż pudła i przyczepiłam
ich końce do metalowych uchwytów, odstających z podłogi.
11:48 zostało 12 minut. Czas
zaczynać.
-Scott!-krzyknęłam,
a po chwili chłopak stanął u mojego boku.- Zaczynamy.-
powiedziałam siląc się na uśmiech. Ezra wraz z siostrą weszli do
pomieszczenia, jednak wyprosiłam
ich. Nie chciałam żeby patrzyli jak on cierpi. Wystarczy, że ja
będę musiała znosić jego krzyki...
- Ściągaj to.-
wskazałam na ciuchy.- Zniszczą się.- chłopak rozebrał się do
samych bokserek i stał patrząc się na mnie. Denerwował się,
zupełnie tak jak ja.
Zaczęłam
przyczepiać łańcuchy do jego nóg, a ten się lekko skrzywił.
-
Uwierz mi, to dla twojego dobra.- skończywszy doczepiać ostatnie
metale do jego rąk, wstałam. Wyciągnęłam z pudła czarny tusz
i narysowałam symbol łowczy na jego piersi. Wielki, czarny wywijas
przypominający poziomo literę Z przeciętą
w połowie, zdobił jego pierś.
- Gotowy?-
zapytałam niepewnie. Chłopak skinął głową.
- Co
teraz się stanie?- podniósł
rękę, a łańcuchy zadzwoniły.
-
Twoje ciało musi przejść przemianę. Każda komórka ludzka
zostanie zastąpiona łowczą.- posmutniałam.
- To zaczynamy?-
zapytał, a ja spojrzałam na zegar znajdujący się nad framugą
drzwi, prowadzących do łazienki. Zostało pięć minut.
- Zaczniemy od
przysięgi nieśmiertelności, jeśli jeden z twoich darów będzie
właśnie nim, będziesz żył wiecznie, chyba że nie chcesz.- nie
odpowiedział, więc kontynuowałam.
Zaczęłam
wymawiać słowa przysięgi, w nieznanym mi języku. Po chwili Scott
dołączył do mnie. Czarny
znak wchłonął się w jego ciało i zniknął. Kolejny czarny
wywijas pojawił się koło jego nadgarstka.. Więc pierwszym jego
darem była nieśmiertelność. Odetchnęłam. Nie musiałam się z
nim rozstawać. W końcu będziemy żyć wiecznie.
12:00 czas na dalszą
część.
Spojrzałam na
niego z politowaniem. Czas na najgorsze...
Usłyszałam dźwięk
łamiących się kości. Łzy napływały mi do oczów. A to dopiero
początek...
Scott klęczał na
podłodze, głośno dyszał.
Kolejne dźwięki łamiących się
kości.
Krzyki chłopca.
Łzy cieknące po moich policzkach.
Widziałam jak jego
kończyny wywijają się w różne strony. Właśnie tak uaktywniał
się Łowca... Po prostu niszczył wszystkie komórki ludzkie,
zastępując swoimi genami. Czułam jego ból. Ten potworny
ból...gdybym tylko mogła jakoś mu pomóc...
12:25 niedługo koniec. Ostatnie, a
zarazem najgorsze, kilka minut.
Jego ciało opadło
na zimną podłogę. Słyszałam syczenie wychodzące z jego ust.
Nie miał już sił.
Klęknęłam koło
niego i ujęłam jego twarz w dłoniach. Czułam jak jego skóra
płonie.
-Scott!- krzyknęłam
widząc jak powoli odpływa.- Scott! Nie poddawaj się teraz! To już
prawie koniec...
- S...Sam...-
wyszeptał, a następnie głośno zawarczał.
Ryk wydobywający się z jego ust.
Dreszcze przeszywające moje ciało.
Ucichając, położył
głowę na ziemie.
Nareszcie koniec.
Dotknęłam jego
ramienia, a tatuaż zaczął emanować dziwnym światłem. Po chwili
jednak przestał.
Dziwne...
Odczepiłam
łańcuchy i pomogłam mu wstać. Zaniosłam go do pokoju i położyłam
na łóżku. Czułam jak ból ustępuje z jego ciała. W końcu.
Czuwałam przy nim, dopóki nie zasnął. Kilka razy zmieniłam zimne
okłady na jego czole, które miały ochłodzić ciało.
Wyszłam z
pomieszczenia zastanawiając się, co ten znak z tatuażem miał
oznaczać. No nic, będę musiała poszukać jakiś informacji o tym.
Zeszłam na dół i
wyciągnęłam picie z lodówki. Ezra leżał na kanapie lekko
przysypiając. Wyłączyłam telewizor i pocałowałam go w skroń na
dobranoc.
- Co?- wzdrygnął.-
Oh! Musiałem usnąć.- przetarł ręką po twarzy.- Już po?
- Mhm...
- I jak z nim?
- Lepiej. Ciężko
zniósł przemianę. Cierpiał...-posmutniałam.- Ale myślę, że
jest już lepiej.
- To dobrze... Idź
spać, miałaś ciężki dzień. Musisz się wyspać.
- A ty? Chyba nie
będziesz spać na kanapie? Ruszaj się! Idziemy do mojego
pokoju.-oznajmiłam.
Ten uśmiechnął
się i czule mnie pocałował.
- No chodź,-
ponagliłam.- jestem zmęczona. A bez ciebie nie usnę.
Ezra przytulił
mnie, a następnie podniósł i zaniósł do pokoju.
Jego bliskość
doprowadzała mnie do szaleństwa. Przy nim nie mogłam racjonalnie
myśleć. Miłość emanowała z jego ciała równie silnie, co z
mojego. Ale czułam coś jeszcze...coś co mnie bardzo zaniepokoiło.
Czy to był współczucie?
Kolejny rozdział gotowy! A tak wgl, to wybaczcie mi tą żałosną scenę ze Wstąpieniem. Kompletnie nie wiedziałam jak to opisać, choć w głowie miałam już pewny jej zarys. No cóż... wyszło jak wyszło :D
X rozdział... chyba czas już kończyć Księgę I... Nie sądzicie? :D
***
PS. Dziękuje i jednocześnie cię przepraszam Kata rino, za wielogodzinne wysłuchiwanie mojego stękania, związane z tym blogiem. Ale dzięki tobie jestem już o 2 rozdziały do przodu! Wiem, wiem ... jak zwykle marudzę :D Ale tak szczerze, to trudno jest stworzyć samemu takiego opowiadania. Ten natłok różnych wydarzeń miesza się w głowie, a takie opowiedzenie komuś( szczególnie Tobie) pomaga ogarnąć to wszystko <3
Zapraszam -----> http://smiertelnapasja.blogspot.com/
Witam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Blog Award
Więcej informacji :
http://hope-i-jonathan.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-blog-award.html
Pozdrawiam,
Guardian Angel
1. Należy Ci się kop, bo nie poinformowałaś mnie o rozdziale :P
OdpowiedzUsuń2. Scenę Wstąpienia owszem czytało się nieprzyjemnie, ale to tylko dlatego, że Scoot tak cierpiał :c opisałaś je świetnie.
Tatuaż mnie nie pokoi, czyżby Śmierć coś wykombinował? No i Scott i Amanda ^^ miłość kwitnie. Kolacja dla Sam była przeurocza. Jestem ciekawa jej rozmowy z Chrisem. Troszkę mi szkoda, że Scott tak pała nienawiścią do swoich rodziców. Nie ich wina, że zmarli i nie mogą przy nim być :C
rozdział świetny, czekam na kolejny :)
Pozdrawiam :) xx
http://escape-from-this-world.blogspot.com
Tak wiem :c przepraszam :*
UsuńPo opublikowaniu rozdziału nie miałam czasu na poinformowanie :c chciałam to zrobić wieczorem, ale mnie uprzedziłaś <3
Scott ich po prostu nie cierpi, nie za to, że nie ma ich przy nim, ale za to, że mogli wybrać rodzinę, zamiast łowy xd Jak widać przed Wstąpieniem trzeba wymówić przysięgę. Uaktywnia gen łowczy i dzięki niemu można otrzymać dar nieśmiertelności, jak w tym przypadku. Bez tej przysięgi, człowiek nie może stać się Łowcą, ale z czasem może też z tego zrezygnować, choć rzadko to bywa. Dlatego też ich nienawidzi. Mogli zrezygnować, gdy ich syn się urodził, ale poświęcili rodzinę dla demonów.
Dziękuje za komentarz i zaraz biorę się za czytanie waszego bloga <3
Haha biedny Tommy!! Tak mi go szkoda :) Sam wśród takiej dawki miłości! ;o
OdpowiedzUsuńAh, TA rozmowa mnie rozbroiła. Zawsze chciałam mieć starszego brata - pewnie jak większość dziewczyn, które takowego brata nie mają - ale niestety nie mam.
Ten list był... Wzruszający. Kompletnie nie wiem, dlaczego on jest na ojca zły, ale może ta sprawa ma jakieś drugie dno, którego na razie nie widać.
Walać kojarzy mi się bardziej z czymś niedobrym... Ale jakoś nie potrafię znaleźć słowa, które mogłoby je zastąpić w znaczeniu całego zdania, więc nic nie mówię :D
Tak, trochę brakowało mi opisu tego Wstąpienia, ale cóż, ważne że jest i że już jest po, bo z tego co pisałaś to to łamanie kości.... musi być nieprzyjemne.
Rozdział mi się podobał! Jeśli coś ominęłam, to przepraszam, ale czytam już któreś opowiadanie dzisiaj - ludzie się chyba wściekli i masowo coś dzisiaj dodają :D - więc mogłam czegoś nie zauważyć, a co powinno być w komentarzu napisane.
Czekam na kolejny. I już będziesz kończyć księgę 1? No tego to się kompletnie nie spodziewałam! :)
Pozdrawiam
Zuza ;*
Owszem, mam już dość twojego gadania o blogu. Co tam? Zastanawiam się nad sceną. Dzwonisz. Co tam? A co byś powiedziała no to, żeby Sam... albo Ezra... bla bla bla. W kółko jedno i to samo i tylko blog, blog, blog... Żartowałam. Tak na serio to uważam za zaszczyt to, że mówisz mi, co zamierzasz napisać <3 cieszę się, że tak Ci idzie, dziękuję za wysyłanie mi każdego nowego zdania :D Uwierz mi 1000 razy lepiej znosi się szkołę czytając nowe opowieści w blogu niż bez tego <3 masz mega wyobraźnie i mega pomysły. Nie skomentuję wydarzeń, bo wiem, co będzie dalej i nie chce zdradzić tego czytelnikom. Jestem zaszczycona, że na e-mailu mam już następny rozdział gotowy do dodania :D Czytelnicy, nie liczcie na to, że będziecie mieli tak dobrze, jak ja z nią <3 Tak wgl. to dziękuję, za promowanie mojego bloga, wiele to dla mnie znaczy, chociaż u tak podoba się on tylko i wyłącznie Tobie. Wiedz, że Cię kocham jako moją przyjaciółkę i jeszcze raz życzę sukcesów ! ;*
OdpowiedzUsuńGratulacje! Twój mega blog został nominowany do LBA i więcej informacji znajdziesz u mnie http://przed-miloscia-nie-ma-ucieczki.blogspot.co.at/
OdpowiedzUsuń