"Tylko życie poświęcone innym, warte jest przeżycia".
CHRISTOPH
CHRISTOPH
Mijałem kolejny ciemny tunel,
szukając odpowiedniego pomieszczenia, do którego zostałem wezwany.
Echo moich kroków rozchodziło się po jaskini, wraz z osuwającymi
się kamieniami. Oparłem dłoń o skałę, czując jej chłód na
skórze. Wychyliłem głowę, zza niej, spoglądając w bezdenną
otchłań, ciągnącą się tuż obok moich stóp.
Teraz, gdy nie miałem skrzydeł
istniało ryzyko spadnięcia tam, więc musiałem uważać. Minąłem
ostatni zakręt, a moim oczom ukazały się wielkie, kościste wrota.
Mierzyły zapewne ponad osiem metrów. W środku znajdował się
okrąg, w którym widniała wielka czaszka. Ludzka. Zapewne wykonana
z anielskiego metalu, aby żaden Nefilim tu nie wszedł. Anioły nie
zapuszczały się w te strony, zresztą zaklęcia doszczętnie im by
to uniemożliwiły. Dwa szkielety, częściowo wchłonięte przez
skały, zwróciły się w moim kierunku. Skrzywiłem się widząc ich
zgniłe ciała. Jeden z nich zazgrzytał zębami.
- Aniołom wstęp wzbroniony- odezwał
się niższy.
- Zamknij się Napoleon. Przecież już
tu byłem...
- Zmiana rozkazów Kochasiu. Nie możemy
cię wpuścić.
- Wezwali mnie tu, więc jestem.
- No to możesz teraz odfrunąć-
wtrącił drugi.
- Biorę kiece i lecę- zarechotał.
Wkurzyłem się. Nie cierpiałem
żadnych dogrywek, związanych z moim upadkiem. W końcu to nie tylko
moja wina. Chciałem dobrze, a to co się stało, zmieniło wszystko.
- Och, Adolfie. Ależ ty wredny.
Zobacz, nasz bąbelek zdenerwował się.
- Czy nie wygląda słodko? Przypomina
mi tego robala, którego zjadłem wczoraj. Ale wątpię, żeby był
tak samo smaczny. Sama skóra i kości. Tamten przynajmniej był
chrupiący.
- Marudzisz. Bierz co dają.
Przynajmniej nie będziemy już tu sami. Powiększymy nasz zespół!
O! Umiesz grać na kościach?- Zwrócił się do mnie, a ja,
wkurzony, chwyciłem jego nogę, która bez problemu oderwała się
od ciała i, używając ją jako kija od golfa, a jego głowę jako
piłkę, strzeliłem. Podczas jego, jakże wspaniałego lotu,
słyszałem jak nuci piosenkę. Zrozumiałem tylko kilka słów
takich jak "I believe I can fly, I believe I can touch the sky".
Oczywiście miało to mnie dodatkowo wkurwić. Spojrzałem na
drugiego kościotrupa. Ten uniósł ręce w geście poddańczym.
- Żarty żartami kolego, ale jeśli
chcesz przejść, musisz zmierzyć się ze mną- powiedział, po czym
wstał.
Skierowałem się w jego stronę,
dzierżąc nogę drugiego szkieletu. Podwinąłem rękawy, aby tym
razem piłka mogła polecieć dalej. Ku mojemu zdziwieniu
czaszce w ogóle o to nie chodziło. Mały, drewniany stolik został
położony między nami. Obydwoje zajęliśmy miejsca na jeszcze
mniejszych taboretach. Oparłem łokcie na drewnie i pytająco
spojrzałem na strażnika.
- Jeśli chcesz dostać się do środka,
musisz wygrać ze mną. Gramy do trzech wygranych...- wyciągnął
dłoń, którą zwinął w pięść i zaczął lekko trząść,
powtarzając słowa gry w marynarzyka.
Po przegraniu portfela, kolekcji filmów z Nicolas'em Cage'm, telewizora, aż w końcu domu... Wszedłem
do środka. Kląłem pod nosem. Jak mogłem z nim przegrać? I to aż
tyle razy?! Pieprzony szkielet.... Mogłem jego pierwszego wykopać.
Albo chociaż przed grą. Wtedy przynajmniej odzyskałbym portfel i
klucze od mieszkania...
Mijałem korytarze, w których czułem
ciągle czyjąś obecność. Za każdym razem, gdy spoglądałem na
ścianę, widziałem na niej poruszający się cień. Zapewne Lucyfer
już wiedział, że jestem w Piekle. Chociaż dałbym wszystko, aby
wrócić na Ziemię. Nie cierpiałem tego miejsca i za każdym razem,
gdy miałem tu przyjść, ogarniał mnie dziwny lęk, że mogę już
nie wrócić. Bo mogłem. Gdyby Lucyferowi coś się odwidziało,
miał prawo mnie tu uwięzić. Chociaż wiedziałem zbyt dużo, aby
narażał się na tego typu zagrywki. Tortury też nie wchodziły w
grę, gdyż ja prawie nic nie czułem. I to dlatego, że byłem
Upadłym. Oczywiście, on miał w tym swój udział.
Tuż przed drzwiami zmaterializowały
się dwa cienie. Z dymu powstały ciała, przypominając wielkie
nietoperze z ogonami. Otworzyły drzwi, wpuszczając mnie do środka.
Akurat natrafiłem na porę obiadową. Czy też kolację... Albo po
prostu jakąś ucztę, gdyż było tutaj wiele demonów i każdy
dzierżył w dłoni szklankę z tutejszym rarytasem, a przed nim
stało mnóstwo jedzenia. Władca Piekieł wyszczerzył się na mój
widok.
Trzeba było zostać w domu....
- Chris! Jak dobrze cię widzieć!-
Krzyknął, po czym wypił zawartość swojego kubka. Rzucił nim o
ścianę, roztrzaskując na milion kawałków.
- Też się cieszę...- westchnąłem,
co nie uszło jego uwadze.
- Oj synu, już nie marudź! Przecież
nie jest ci tu aż tak źle? Spójrz na mnie! Jakoś potrafiłem
pogodzić się z życiem Upadłego, a ty jesteś jeszcze młody.
Musisz dać sobie czas.
- Nie o to chodzi...
- A o co?- Zlustrował mnie wzrokiem.
Obrócił tyłem do siebie i rozerwał moją koszulkę na plecach.
Pobliskie demony nawet tego nie zauważyły, tylko dalej bawiły się
w swoim towarzystwie.
- Mogłeś tak od razu- powiedział
Król, po czym wyciągnął z pochwy swój sztylet. Rozciął skórę,
w miejscach, w których powinny znajdować się moje skrzydła.
Skrzywiłem się, jednak nie wydobyłem żadnego dźwięku ze swoich
ust. Nie dam mu tej pieprzonej satysfakcji.- Spróbuj teraz.
Tak jak chciał, tak też zrobiłem.
Próbowałem wypchać swoje skrzydła, które po upadku, nie
istniały. Ścisnąłem dłonie w pięści, czując palący ból na
plecach. Jednak, gdy całkowicie je wyprostowałem, odczułem wielką
ulgę i jednocześnie radość. Znów miałem skrzydła. Radosny,
zatrzepotałem nimi, unosząc się kilka metrów nad podłogą. Może
i były czarne, ale miałem skrzydła, za którymi cholernie
tęskniłem.
- No, no, synu. Teraz może przejdziemy
do konkretów?- Zaproponował ciemnowłosy, kierując się do swojej
sali. Jak ja bardzo tego nie chciałem...
Poleciałem za nim. Musiałem w końcu
nacieszyć się swoją zgubą. Brakowało mi tego. Chciałem wylecieć
stąd i poszybować w górę.
Król zajął miejsce na kanapie, przed
kominkiem, uprzednio napełniając jego i mój kubek alkoholem.
- Wiesz co chce żebyś zrobił?-
Zapytał przysysając się do naczynia.
Żebym zrobił sobie długie wakacje na
Hawajach w towarzystwie jakieś cycatej modelki?
- Żebym sprowadził tu twoją córkę-
odrzekłem, także upijając alkohol. Musiałem, chociaż nie
chciałem tego zrobić.
- Mądry chłopak.
PATRICK
Zmywałem resztki krwi z podłogi.
Wszystkie tkaniny w pomieszczeniu, musiałem wyrzucić. Szkarłat
był wszędzie. Dawno nie przyjmowałem takiego porodu. Ale byłem
pewny, że gdyby zdecydowali się na to w szpitalu, stracili by
obydwoje dzieci, nie licząc Amandy. Podziwiałem tą kobietę.
Przetrwała wszystkie cięcia, chcąc jak najszybciej uratować swoje
dziecko. Nawet nie chciała czekać, aż zadziała morfina. Była
pewna, że krew Samanthy wszystko znieczuli. Może i to zrobiła, ale
mogłem jej użyć dopiero po wydostaniu dziecka z jej brzucha.
Dzięki naszej współpracy, dało się go uratować i już zaraz
mogłem polać ją krwią naszej Księżniczki, zachowując dla
siebie jedną probówkę. Przenieśliśmy ją do ich pokoju,
znajdującego się tuż obok pokoju dziecięcego. Na dźwięk
otwierających się drzwi, wyjrzał Scott, który od razu odebrał mi
dziewczynę z rąk. Osłabiona, otworzyła powieki i uśmiechnęła
się do niego.
- Mamy dwójkę synów- powiedziała,
po czym po prostu odpłynęła w krainie snów.
Kobieta wiele przeszła, a tą noc,
mogłem spokojnie zaliczyć do najtrudniejszych w moim życiu. Już
łatwiej było, gdy zostałem otoczony przez bandę wilkorów*. Chociaż
kiedyś byli ludźmi...
Wszedłem do swojego pokoju, potykając
się o kartony. Davina zdążyła już sprowadzić parę swoich
rzeczy, jednak ja nie miałem teraz czasu, aby pomóc jej w
rozpakowywaniu ich. Spała, więc miałem chwilę
samotności. W zasadzie uwielbiałem jej towarzystwo, ale teraz nie
mogłem narażać jej na to.
Otworzyłem drzwi, obok garderoby i
krętymi schodami zszedłem na dół. Ten pokój, był... no cóż.
Nie był on tajny, gdyż wszyscy o nim wiedzieli, jednak nikt nie
przychodził tam, gdyż było to moje królestwo. To właśnie tu
prowadziłem badania nad naszymi umiejętnościami i nie tylko. W takich pomieszczeniach tworzyłem lekarstwa na część ludzkich chorób. O matko... nie
wiem co byłoby, gdybym w przeszłości nie pomagał lekarzom w ich
badaniach. Oni nawet nie wiedzieli, że zakradałem się do ich
pracowni, zmieniając obliczenia na właściwe. Dzięki temu odkryłem
wiele szczepionek, ale nie winiłem ich za to. Ja żyłem już dość
długo i byłem doświadczonym lekarzem.
Otworzyłem szafkę, szukając
odpowiedniej mikstury. Wyciągnąłem probówkę z łacińskim
napisem portal i dolałem tam krwi Samanthy. Mieszanka
zabulgotała, dając fioletowy efekt. Wypiłem ją do dna, po czym,
przed moimi oczami zagościła po prostu ciemność.
SCOTT
Byłem szczęśliwym ojcem i mężem.
Miałem dwójkę cudownych synów, o których zawsze marzyłem, i
przepiękną żonę. Więc czego jeszcze mi było trzeba? Miałem
wszystko. Rodzinę, przyjaciół, piękny dom... Jedynie brakowało
mi mojej siostry. Zawsze była przy mnie, więc gdzie teraz się
podziała? Miałem żal do niej, że zostawiła mnie. Nawet było mi
szkoda Ezry, pomimo że nie przepadałem za nim zbytnio.
Odłożyłem naczynia po naszym
wspólnym śniadaniu i wróciłem do pokoju. Rozumiałem, że Amanda
jest wykończona porodem, a ja zrobiłbym wszystko, aby teraz
odpoczęła. Chociaż ona nie chciała. Niemal siłą zatrzymałem ją
w łóżku. Ta oczywiście już chciała wstać i wziąć się za robotę. Nawet nie wiedziałem po co, skoro teraz jest Camill, ale
oczywiście ona robiła to lepiej. Po drodze zajrzałem do pokoju
dziecięcego. Żaluzje były zasłonięte, a w pokoju świeciła
tylko jedna, niewielka lampka, umieszczona na ścianie. Tyler słodko
sobie spał, zaś Ethan miał z tym mały problem. Teraz już bez
żadnego problemu wziąłem syna na ręce, po czym skierowaliśmy się
do blondynki. Siedziała na łóżku, trzymając w dłoni jakąś
książkę. Oczywiście. ZERO NUDY.
- Zobacz kto wstał- powiedziałem,
uśmiechając się do ukochanej.
- Daj mi go na ręce- odwzajemniła mój
gest.
Mały zapiszczał, jednak spodobało mu
się to. W pełni rozumiałem go. Mieć taką laskę za matkę...
- Mógłbyś przynieść mi lody?-
Zapytała, na co ja nie ukrywałem swojego zdziwienia. Miałem
nadzieję, że jej humorki po narodzinach dzieci skończą się.
Jednak myliłem się...- Ja w tym czasie nakarmię małego.
- Z bitą śmietaną i polewą
czekoladową?
- I do tego jakieś owoce!- Krzyknęła,
gdy już opuściłem pomieszczenie. Przynajmniej dzisiaj na zdrowo...
Uwielbiałem ją zadowalać. Ale bez
przesady. Czasem już po prostu miałem dość, gdy budziła mnie w
środku nocy, chcąc naleśniki, czy też jak w tym wypadku, lody.
Ilość zamrożonej wody jaką zjadła, spokojnie mogła zaspokoić
wszystkie dzieci w Europie. Jestem pewny, że dobrze wspomogłem
jakąś firmę, przekraczając ich roczny przychód, w tydzień.
Właśnie nakładałem trzecią gałkę
do szklanego pucharka, gdy do kuchni weszła rudowłosa. Ostatnio
nasze relacje... zmieniły się. Może i na lepsze?
- Nie kłamałam- powiedziała,
wręczając mi fotografię.- To twój ojciec z moją matką.
- Cam, mnie to naprawdę nie
interesuje. Nawet dobrze nie pamiętam jak on wyglądał. Nie żyje i
tyle.
- Nie chcez wiedzieć, skąd wzięły
się twoje korzenie? Co tu robili twoi przodkowie, nim przeprowadzili
się do Ameryki?
- To przeszłość, a ja nie chce mieć
z nią nic wspólnego- wyciągnąłem z lodówki bitą śmietanę,
którą polałem po lodach, Tak samo jak czekoladę.- Cholera...-
mruknąłem, przypominając sobie o owocach.
- A nie jesteś ciekaw skąd wziął
się tamten znak?- Dotknęła mojego ramienia, a ja zadrżałem. Jej
zimna dłoń niemal samym dotykiem mroziła krew w żyłach.
- Skąd wiesz o tym znaku?
- Moja matka miała podobny. Mają go
nieliczni potomkowie demonów.
- Co on oznacza?
- Określa on, pochodzenie potomka.
Jaki demon czuwa nad tobą.
- I co mi to da? Co ma to wspólnego z
moim ojcem?
- To, że on był potomkiem Azazela, a
twoja matka, też była po części demonem. Masz zbyt dużo
demonicznej krwi, jak na zwykłego Łowcę.
SAMANTHA
Mój mały teatrzyk nie powiódł się.
Chociaż Patersowianie uwierzyli mi w to, to Will miał wątpliwości.
Jednak został zmuszony, aby mnie uwięzić
. Byłam zamknięta w wielkiej komnacie. Oczywiście moje zamknięcie
polegało na tym, że bez towarzystwa służki, czy straży, nie
mogłam wyjść, poza tą salę. Chociaż tu zmieściłby się mój
poprzedni dom, z pierwszym piętrem. Albo po prostu mazaje na suficie
dawały takie wrażenie.
Jedyną
karą za to co zrobiłam, była nuda. Nie mogłam znaleźć sobie
żadnego zajęcia. Po prostu błądziłam bez celu w kółko. Nawet
nie chciało mi się iść kąpać, chociaż odbyłam już dzisiaj
pięć takich kąpieli. Serio. Z braku zajęć wołałam służki,
aby przygotowały mi kąpiel. Wiem, że narobiłam im dużo roboty
przy tym, gdyż oznaczało to także zmianę stroju. Ale chociaż
mogłam przez chwilę z kimś pogadać. Nie licząc Will'a, który co
chwilę sprawdzał czy żyję w dobrych warunkach. Był to jedynie
pretekst, aby ze mną porozmawiać. Trzymałam się swojej wersji.
Zabiłam tamtych potworów, ludzi i innych stworzeń, jednak on nie
był taki głupi jak myślałam. Wciąż zadawał mi podchwytliwe
pytania, abym wpadła. Nie mógł nic zrobić, gdyż winowajca sam
się przyznał i tylko czekał, aż trafię do Piekła.
Zresztą,
taki był mój plan. Sama próbowałam się tam przenieść, jednak
nie potrafiłam. Coś blokowało moją energię. Widziałam wielką
bramę, która po prostu zamykała się przed moim nosem, powodując
powrót do tego świata.
Dzisiaj
byłam strasznie nerwowa. Może to dlatego, że właśnie tego
wieczora miałam zostać tam wysłana? Co też powodowało, iż
wizyty Króla stawały się coraz częstsze.
Zasiadłam
przed toaletką i chwyciłam szczotkę, rozpoczynając czesanie
swoich włosów. Oczywiście liczyłam przy tym ruchy dłoni.
Sto pięćdziesiąt po jednej i drugiej stronie. Oparłam głowę i
zimne drewno mebla, wystukując palcami jakiś rytm. Znałam tą
piosenkę, jednak nie pamiętałam jej tytułu. Wiedziałam, że przypomnę sobie ją, w najmniej
odpowiednim momencie. Uniosłam głowę, spoglądając w lustro i krzyknęłam z przerażenia.
Zasłoniłam sobie usta, przez co z mojego gardła wydobył się
cichy dźwięk. Odwróciłam się spoglądając na przybysza, a na
mojej twarzy mimowolnie zawitał uśmiech.
-
Patrick... Co ty tu robisz?
Chłopak
zmierzył mnie wzrokiem. Tak, wiem... Wyglądam, jak jakaś stara
baronowa w tej kiecce, ale tu niestety innych ubrań nie ma.
-
Udało się- wyszeptał, po czym przytulił mnie. Zajrzałam
za jego pleców, jednak Ezry z nim nie było. Może i dobrze, że go
tu nie ma?- Nie wiem ile mam czasu, więc przejdę do konkretów.
Sam, coś ty zrobiła Davinie?
- Jak
to co?- Oburzyłam się.- Zmieniłam ją w Łowcę.
- Nikt
jeszcze nie przeżył takiej przemiany, a ona nie jest zwykłym
Łowcą. Jest... prawie demonem.
Złapałam
się za głowę, przypominając tamten dzień, Faktycznie, w pełni
nie byłam świadoma tego, co jej robię. Widziałam tylko urywki. To
demon ją zmienił.
- Jak
ona się czuje?
-
Dobrze. Wszystko wskazuje na to, że przemiana przebiegła prawidłowo. Ale martwią mnie jej umiejętności. Ona przypomina...
słabszą wersję ciebie.
- Nie!
To niemożliwe... prawda? Powiedz, że to kłamstwo i jej nic nie
będzie...
- A co
miałoby jej być? Sam, ja nigdy czegoś takiego nie widziałem... Ale
ty owszem- stwierdził po dłuższym przyglądaniu się mi. No cóż,
kłamstwo było tu teraz zbędne.-
Wiesz co się z nią stanie.
-
Patrick, to nie jest takie proste. Jeśli się nie mylę, chociaż
bardzo bym tego chciała, ona zmieni się w jedno z tych bezdusznych
żołnierzy. Będzie w pełni oddana mi, gotowa na każdy rozkaz.
Nawet na to, aby poświęcić za mnie życie.
Kasztanowłosy
opadł na łóżko, opierając dłonie na kolanach. Przez chwilę
wpatrywał się w podłogę, nim odezwał się do mnie.
-
Dlaczego ty jej to zrobiłaś? Czemu chcesz mi ją odebrać...
-
Przepraszam, to naprawdę nie jest moją winą. Obiecuję, że zrobię
wszystko, aby ona została z tobą. Myślę, że będę potrafiła
uwięzić demona tak, aby nikomu nie zagrażał. Wtedy będę wolna.
My wszyscy będziemy.
- A co
z Ezrą? Wrócisz do niego? Wiesz, że on cię kocha...
- Ja
też go kocham.
- Twój
list mówił coś zupełnie innego.
-
Gdybym napisała, że go nadal kocham, ale nie możemy być razem,
odpuściłby? Czy szukałby jakiegoś sposobu, abym wróciła. Wiem, że
jest zdolny do tego, aby poruszyć wszystkie światy, tylko po to,
żebyśmy byli razem.- Chłopak przytaknął.- Powiedz mi, jak tam
Scott i Amanda? Urodziła już?
- Tak,
dzisiaj w nocy. Mamy dwójkę chłopczyków teraz w domu. Dwie
dziewczyny i siedmiu facetów. Tak jak sama wykrakałaś- zaśmiał
się, a ja jedynie wydobyłam się na uśmiech, aby nie zobaczył mojego niepokoju.- On tęskni za tobą- zaczął, widząc moją
minę. Aż tak się zdradzałam?- Codziennie myśli o tobie.
- Myślisz, że ja o nim już zapomniałam? Ja go kocham! Gdybym tylko
mogła, wróciłabym, ale to nie jest takie proste.
- Więc
pozwól sobie pomóc. Jesteśmy twoją rodziną i możesz na nas
liczyć. Znajdziemy sposób, abyś...
- Chce
z nim porozmawiać- przerwałam.
Po
kilku minutach, chłopak po prostu zniknął. Wiem, że nie powinnam
się z nim dzielić moimi uczuciami, ale po prostu potrzebowałam
rozmowy z kimś, kto mnie rozumie. A on doskonale to potrafił. Był
idealnym słuchaczem. Nawet jego rady nie były najgorsze. Zrozumiał
mnie, że chce, aby nasza rozmowa pozostała w tajemnicy. Nawet to,
że zamierzałam do nich przyjść. Nikt o tym nie wiedział, oprócz
niego. Mogłam mu zaufać i to zrobiłam. To pozostało między nami.
Nasza słodka tajemnica...
Moje
spotkanie z Ezrą będzie... na pewno niezręczne. Informacja, którą
chciałam się z nim podzielić, była najgorszą wiadomością, jaką mogłam mu
przekazać. Oczywiście on nie będzie świadomy tego. Tylko ja i
Śmierć wiemy, co się z tym wiąże.
Sięgnęłam
po kartkę i pióro, które zanurzyłam w atramencie. Kolejny minus
takiego świata. Nie cierpiałam pisać piórem. Zawsze brudziłam
się atramentem, a moja radość związana z wynalezieniem
długopisów, była wielka. Nabazgrałam kilka słów na papierze i
zwinęłam go, gdy wyrazy już przeschły. Mały kwadracik schowałam
w dłoni. Zamknęłam oczy, skupiając swoją moc. Nie mogłam się
przenieść, dlatego te chciałam przesłać wiadomość. Oby się
udało.
Skupiona
na tym co robię, otworzyłam niewielki portal, do którego wrzuciłam
papier. Wir zamknął się w momencie, gdy do pomieszczenia wparowała
straż w towarzystwie Will'a.
-
Ostatni raz się ciebie pytam, czy jesteś pewna, że to byłaś ty?-
Zagadał poważnym tonem.
- Tak.
I nie zmienię zdania.
-
Dobrze, w takim razie za niedługo zostaniesz przeniesiona- spojrzał
na swoich towarzyszy, którzy zrozumieli jego gest i wyszli z
komnaty, zamykając za sobą drzwi.- Sam, po co ty to robisz?
Obydwoje wiemy, że to nie byłaś ty. Co chcesz przez to udowodnić?
- Że
jestem potworem? Że zabiłam więcej ludzi, niż ty widziałeś na
oczy? Że wciąż, nieświadomie krzywdziłam swoją rodzinę, przez
co omal ich nie zabiłam? Przeze mnie na mojego brata nałożono
klątwę. Jeśli tak dalej pójdzie, wszyscy zginą. Oprócz mnie.
Will
spojrzał mi w oczy. Jego dłoń spoczęła na mojej talii, przez co
przysunął mnie do siebie. Czułam jego oddech na sobie. Dzieliło
nas jedynie kilka milimetrów.
- Nie
pozwól sobie wejść na głowę. Demony są cwane, ale ty jesteś
zbyt inteligentna i silna, aby oni mogli ci coś zrobić. W razie
czegoś, to po prostu ich zabij. Odeślesz ich do innego wymiaru.
-
Dziękuje, za wszystko. Ty jako jedyny rozumiesz mnie.
- Wiem
jak to jest być uważanym za potwora. Ktoś zupełnie obcy potrafi
zniszczyć wszystko. A ty jako jedyna mnie rozumiałaś. Nie oceniłaś
po pogłoskach, tylko sama postanowiłaś się przekonać, jaka jest
prawda.
Nawet
nie wiesz jak się mylisz...
Odgarnął
mi niesforny kosmyk za ucho i uśmiechnął się.
- Będę
tęsknić- powiedział, po czym złączył nasze usta w pocałunku.
Nie chciałam go odpychać. Przecież to miał być mój przyszły
mąż, więc powinnam być przygotowana do takich gestów. I nie
tylko...
-
Przecież jeszcze się zobaczymy- odparłam odrywając się od niego.
- Mam
taką nadzieję.
Drzwi
od komnaty ponownie się otworzyły, a w ich progu stanął Chris.
Posłał mi pocieszający uśmiech. Czy Piekło rzeczywiście było
tak straszne?!
- Już
czas- oznajmij, stając kilka kroków przed nami. Ostatni raz
złączyłam nasze usta w pocałunku i ruszyłam za Upadłym.
Tato, nadchodzę.
Tato, nadchodzę.
***
Mężczyzna
wystukał ostatnie dźwięki na klawiszach, po czym opuścił klapę,
zamykając białe zęby fortepianu. Od kilku dni chodził cały
poddenerwowany. Może było to spowodowane brakiem dusz, które ciało
dosyć mocno odczuwało? Albo spotkaniem z kruczowłosą.
Zdecydowanie
to drugie. Informacje jakie ujawniła, nieźle go zdołowały.
Myślał, że będzie tak łatwo... a tu proszę. Ktoś postanowił
dodać swoje pięć groszy. Tym
razem było to za dużo. Wszystko się skomplikowało. Ale kiedy?
Kiedy
to wszystko po prostu wyśliznęło mu się z rąk? Przecież był
zawsze przygotowany na wszelkie ewentualności. Tylko nie na to, że
ona sama zacznie podejmować decyzję. Zawsze kierowała się jego
zdaniem. Czasami nawet manipulował nią, jednak ona o tym wiedziała.
Ponownie przejrzał zabraną książkę. Ostatnie kartki wciąż się zmieniały. Ona jeszcze nie podjęła decyzji. Wciąż się wahała. Jednak wiedziała, że cokolwiek wybierze, będzie to oznaczało dla niej śmierć .
Ponownie przejrzał zabraną książkę. Ostatnie kartki wciąż się zmieniały. Ona jeszcze nie podjęła decyzji. Wciąż się wahała. Jednak wiedziała, że cokolwiek wybierze, będzie to oznaczało dla niej śmierć .
Schował
lekturę za szklaną gablotkę, która ukryta była czarami. Zbyt
dużo osób potrafiło tu dotrzeć, a ta książka była zbyt cenna,
aby ponownie ją stracić. Gdy już zamierzał wyjść z
pomieszczenia, zauważył na kanapie zwiniętą kartkę. Otworzył ją
czytając treść. Wiedział od kogo jest ten list. Dobrze znał to
pochyłe pismo, z zawijasami. Piękne i tajemnicze, tak jak
właścicielka. Rzucił świstek, który spadł na podłogę. Nie
miał zbyt wiele czasu. Musiał się śpieszyć, inaczej dojdzie do
wielkiej tragedii. Zbyt dużo osób umrze, a nawet dla Śmierci, to
było za dużo.
Strażnicy gotowi. Demoniczna armia
powstaje ~ S
Wilkor- były wilkołak, który został w swojej zwierzęcej postaci, wyrzekając się człowieczeństwa.
________________________________________________________________________________
Hej kochani :* Tak więc, to kolejny rozdział i... miał być ostatni z tej księgi. Jednak stwierdziłam, że pisanie III Księgi nie opłaca się i połączyłam te dwie ze sobą. Jednak rozdziały już nie będą dodawane co piątek.
W związku z kończącym się rokiem szkolnym, zaczął się czas popraw ocen. Moja choroba dodatkowo zmusiła mnie do wzięcia się w garść. Zrobienie sobie tych kilku dni wolnych od szkoły, nie wyszło najlepiej, ale z gorączką przecież tam nie pójdę. Mam nadzieję, że rozumiecie mnie. Rozdziały są długie, przez co potrzebuję trochę czasu na napisanie tego, jak i wymyślenie. Następny rozdział opublikuję za dwa, lub trzy, tygodnie w piątek :*
Pozdrawiam
Seo.
Bardzo ciekawy rozdział. Zobaczy się z tatą, a ja się z tego cieszę. Wgl. chciałabym tu tyle napisać, ale zdradziłaś mi co dalej, więc muszę uważać, żeby nie wypaplać tego :* Pierwszy raz spotkałam się z określeniem "Wilkor". Fajne stworzonko :p I na przyszłość, wytłumaczenie do gwiazdki dodawaj w nawiasie za słowem, albo coś, ale nie na dole. Trzeba wtedy zjechać na dół, a potem szukać, gdzie się skończyło :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Katarina
Nie ma bata :* wyjaśnienia na końcu! Tak mi się bardziej podoba ^^
UsuńSerio? Powiedziałam Ci co dalej? Jedynie zdradziłam Ci zakończenie... które zresztą czytałaś bo jest teoretycznie gotowe. Ale wątpi żebym Ci powiedziała co będzie dalej, skoro sama jeszcze tego nie wiem :D
Rozumiem Cię i będę czekała na kolejny rozdział. A Ty się nie przejmuj i wracaj do zdrowia. :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... Nie wiem co mam napisać.
Jak zwykle jest świetny. Pewnie napisałabym coś jeszcze, ale nie mam zbytnio zdolności do komentarzy, o czym sama dobrze wiesz.
Więc niecierpliwie czekam tu na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Mroczna
Bardzo ciekawy rozdział...
OdpowiedzUsuńWciągający, na pewno przeczytam też inne. :)
W wolnej chwili może zajrzysz do mnie?
http://skryte-wnetrze-duszy.blogspot.com/
Z góry dzięki.
Haha dobra ta rozmowa z kościotrupami! "I believe... "przypomniało mi jak na fizyce sobie nuciłam z przyjaciółkom i gdy ogólnie nam odwalał, więc to bardzo miłe wspomnienia :D Takie taam, nieważne :D
OdpowiedzUsuńFajne też były te wtrącenia Chrisa. Tutaj rozmowa albo opis czegoś i nagle taka jego myśl wtrącona. Bardzo mi się to podoba. Nadaje takiej lekkości tekstowi.
Matko, co ten Patrick znowu wyczynił??? ;o To jest dopiero magiciel! :D
Mogę się spytać, dlaczego to robisz? Dlaczego zawsze kończysz w TAKIM momencie? Dlaczego zawsze gdy przechodzisz z jednej narracji do drugiej mam w głowie więcej pytań niż odpowiedzi? ;p
Super Ci wszystko powychodziło. Matko, serio! Świetnie opisałaś każdą scenę. Wiesz, że zrobiłaś ogromne postępy? Widzisz to? :D Bo ja i owszem :)
Cały rozdział czytało mi się przyjemnie i szybciutko!
Pozdrawiam serdecznie!
Zuza ;*
Ta piosenka przez następne kilka dni siedziała mi w głowie -.- Już moja mama się darła, bo co mnie widziała, to śpiewałam tą piosenkę xd
UsuńJeszcze nigdy nie opisywałam z jego perspektywy, więc to musiało się jakoś różnić od pozostałych ;)
Jeśli chodzi o Patrick'a, to on po prostu martwi się o Dav, tak jak i o Sam. Chce pomóc chociaż nie wie, że jest już za późno. A tak wgl, gdybym nie kończyła w takich momentach, to byście się zanudzili :D
Dziękuje Ci za pomoc. Gdyby nie Ty, na pewno nic by z tego nie było. Twoje poprawki pod rozdziałami i rady na prawdę wiele mi pomogły, więc dziękuje :*
Pozdrawiam
Seo
"I believe I can fly" mnie zabiło, hahahaha, masz pomysły =D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dzieciaczki są całe i zdrowe, już się bałam :') Will(?) mnie wkurza, niby jest w porządku, ale mu nie ufam, trzymam kciuki za Sam i Ezrę i mam nadzieję, że nie dojdzie do jej ślubu z Willem :P dobrze, że się wygadała Patrickowi, w razie czego jest choć jedna osoba, która wie o wszystkim i w razie potrzeby jej pomoże. Obawiam się o Devinę (przepraszam, nie mam pamięci do imion), oby Sam jakoś ją z tego wybroniła. i niech ten demon Sam pójdzie już w cholerę, bo mi działa na nerwy =P
Rozumiem, że masz dużo nauki, chyba jak każdy z nas teraz, więc jakoś nam zleci czas do następnego rozdziału, powodzenia w szkole!
Pozdrawiam =) xx
[escape-from-this-world.blogspot.com i-remember-it-all-too-well.blogspot.com]
Przecież Will jest fajny <3 Ma swój powód do takiego traktowania innych, który wyjdzie niebawem na jaw, za co przyjdzie im dużo zapłacić :d
OdpowiedzUsuńŚmierć też jest po jej stronie ;c A Patrick za wiele nie pomoże, jedynie martwi się o Dav no i swoich przyjaciół. Chce dla nich jak najlepiej. Ale zobaczymy co z tego wyjdzie ;)
Dziękuje i Tobie również życzę powodzenia. Mam nadzieję, że Wy przynajmniej tyle nie macie do zaliczeń co ja xd
Pozdrawiam :*
Seo