„Nie został już nikt, kogo bym
kochała”
Dwadzieścia lat wcześniej
Lekko otumaniona
alkoholem wyszłam z clubu. Muszę przyznać, że zabawa była nawet
fajna, nie licząc tych klejących się do mnie pijaków. Ale z
czasem można do tego przywyknąć. Stanęłam przy ulicy,
rozglądając się za zamówioną przeze mnie taksówką.
Skrzyżowałam ręce na piersi. Było dosyć ciemno, a o drugiej w
nocy nie jest najcieplej. Po raz kolejny rozejrzałam się za długo
oczekiwaną taksówką i nic. Już współczuje temu kierowcy...
Usłyszawszy
dziewczęcy pisk, odwróciłam się. No pięknie... komuś jeszcze
gwałtu się za chciało. To nie była moja sprawa. Dziewczyna
powinna bardziej uważać, a pewnie latała i świeciła dupskiem.
Teraz ma za swoje.
Odwróciłam się,
ale krzyki nie dawały mi spokoju. Wiedziałam, że tylko ja ją
słyszę i nikt zapewne jej nie pomoże.
Eh... Westchnęłam
i udałam się do ciemnego zaułku, z którego dochodziły
niepokojące mnie wrzaski. Pomimo, że było ciemno, ja dobrze
widziałam. Chociaż niewyraźnie, ale zawsze to coś. Zbliżając
się do tego miejsca poczułam metaliczny smak krwi w ustach. Przez
moją skórę przeszły dreszcze, a w powietrzu unosił się
nieprzyjemny zapach śmierci. Demon.
Wyciągnęłam
ostrze z torebki i szybko ruszyłam w jego stronę. Potwór pochylał
się nad roztrzęsionym facetem, obok którego leżało ciało jakieś
dziewczyny. Cicho podchodziłam do niego. Zwykły atak z zaskoczenia
wystarczy. Analizowałam każdy przedmiot przede mną, żeby się nie
zdradzić. Wszędzie walały się śmieci. Kilka koszy było
przewróconych, a reszta po prostu stała w opłakanym stanie. Chyba
dawno nikt tu nie zaglądał, a szczególnie śmieciarka. Ostrożnie
minęłam odległość, dzielącą mnie od demona i teraz, stojąc
może ze dwa metry od niego, nadepnęłam na szklaną butelkę, która pod moim
butem, roztrzaskała się na kilkaset kawałków. Nie umnknęło to
jego uwadze i szybko odwrócił się w moją stronę. To była moja
szansa. Jednym, płynnym ruchem, przebiłam jego pierś, dzieląc
serce na dwie części. Martwe ciało opadło na ziemię, a ja
kopnęłam je, odsłaniając faceta. Wyglądał na około
siedemnaście lat. Cały się trząsł, a z oczu spływały mu łzy.
Chwyciłam go za ramię z zamiarem podniesienia, a ten głośno
wrzasnął. Musiałam kilka razy zamrugać, by oprzytomnieć. Czułam,
że te kilka drinków robi swoje.
- Już dobrze-
powiedziałam.- On nie żyje.
- C...Co... to
było?- zapytał wskazując na potwora, którego ciało zaczęło się
wić w przeróżne strony, zanikając.
Zdziwiło mnie to
pytanie. Zanim mu odpowiedziałam, dokładnie zmierzyłam go
wzrokiem.
- To był demon,
ale powinieneś to wiedzieć.
Czułam dziwną
moc, która emanowała z jego ciała. Nie było to nic mrocznego, a raczej
zachęcającego. Jego ciało wołało mnie. Tak jakbym go
potrzebowała. Teraz bez żadnego oporu, pozwolił się podnieść.
Spojrzał na małą chmurkę dymu, w miejscu, gdzie jeszcze przed
chwilą leżał demon.
- Nigdy nie
widziałam demona.- jego głos momentalnie się zmienił. Zamiast tego
roztrzęsionego chłopaka, pojawiła się opanowana, bezwzględna
osoba. Już wiedziałam, że go polubię.
- Nawet nie
wierzyłem w nie- wyszeptał.
- Dziwne-
stwierdziłam.- Jako Łowca powinieneś to wiedzieć.- to właśnie
wyczułam. Kolejnego Łowcę. Ale czy to możliwe, że przeszedł
Wstąpienie i nie wiedział o tym?
- Jaki Łowca?-
zapytał unosząc jedną brew.
- Ile masz lat?
- Szesnaście-
wyszeptał.- Co jest?
Czyli jeszcze nie
przeszedł ceremonii, ale to na niedługo nastąpi. Jego urodziny się
zbliżały, dlatego też go wyczułam.
- Powiedz, czy
chciałbyś móc walczyć z takimi potworami? Mogę ci pomóc
opanować kilka sztuk walki, tak abyś nigdy nie musiał już się
bać. Będziesz silniejszy i sprawniejszy. Staniesz się Łowcą
Demonów, takim jak ja. Będziesz lepszy. Chcesz tego?
Zatrzymaliśmy się
przed wyjściem z zaułku. Chłopak spojrzał ostatni raz na ciało,
przypuszczam, że swojej dziewczyny.
- Tak- powiedział
lodowatym głosem.- Chce tego.
Uśmiechnęłam
się. Przez te kilkanaście lat unikałam ludzi jak ognia, a teraz?
Po prostu coś mnie do niego ciągnęło. Zamierzałam mu pomóc.
Widziałam, że potrzebuje mnie, a ja w jakimś stopniu potrzebuje
jego.
- Taksówka już
czeka. Idziesz?- zapytałam, a on odwrócił się i teraz patrzył na
mnie. Wzrok pełen wdzięczności przeszywał mnie.
- Robert Blackwigh-
powiedział i ruszył za mną.
Przystanęłam na
chwilę. To nazwisko było mi już trochę znane. Byłam pewna, że
już się z nim spotkałam. No nic. Teraz nic nie wymyślę.
Otworzyłam drzwi do taksówki pozwalając jemu pierwszemu wsiąść.
- Samantha Ravel-
następnie podałam adres taksówkarzowi i ruszyliśmy do mojego
mieszkania.
***
Ceris, czasy obecne
Weszłam do pierwszej lepszej komnaty,
i w ciemności oparłam się o zimną ścianę. Głośno dysząc
opadłam na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Czułam jak całe
moje ciało się trzęsie.
Co się zaraz stanie?
Proste- moja dusza umrze.
Chyba, że zdołam to powstrzymać...
To już się kiedyś wydarzyło...tylko,
że tym razem było o wiele gorzej. Demon w moim ciele powoli się
budził, opanowując moje ciało... Dopiero teraz wiedziałam co to
wszystko oznacza.
Takie są skutki mając matkę
demona i ojca anioła...
Zastanawiało mnie
jedno. Dlaczego demoniczna strona była tak silna?
Jedynie co mi
zostało, to czekać cierpliwie aż Jaśnie Pani, moja matka, pojawi
się z wizytą i wytłumaczy mi to dziadostwo! No i chętnie
poznałabym tożsamość mojego ojca... Cholera! Jeszcze parę dni
temu, miałam ich wszystkich w dupie. Nie no, ja nie wytrzymam tej
walki w sobie. To wszystko wyglądało tak, że moja anielska dusza
próbuje przejąc kontrole nad ciałem, które należało do demona,
i na odwrót. I ta wojna w kółko się powtarzała, niszcząc
mnie...
A moja moc? To była
jedna wielka tajemnica. Na cholerę mi ona? Po ostatnim bałam się
jej użyć, a przecież jakoś muszę się stąd wydostać.
Zamyślona, nawet
nie zauważyłam, że uspokoiłam się. Oddech się ustabilizował, a
ciało znów wróciło do swojego poprzedniego stanu.
Podniosłam się na
równe nogi i z zadartą głową do góry, która nic nie wskazywała
na to co się przed chwilą stało, wyszłam z komnaty.
Godzinami krążyłam
po zamku, póki nie trafiłam do odpowiedniego pomieszczenia.
Dwudrzwiowe wrota otworzyły się, pod wpływem mojego lekkiego
pchnięcia. Moim oczom ukazały się dziesiątki regałów wyłożone
książkami.
Tak! Właśnie tego
mi było trzeba! Dobra lektura na poprawę humoru...
Na środku komnaty
stały trzy sofy przed kominkiem. To chyba był podstawowy
wystrój każdego większego pokoju.
Zlustrowałam
wzrokiem całe pomieszczenie i ruszyłam w jego głąb. W rogach
znajdowały się kręte schody, prowadzone na piętro z kolejnymi
regałami. Do nich był też przyczepione małe drabinki,
umożliwiające łatwy dostęp do wyższych półek. Naprzeciw drzwi,
było dębowe biurko, jednak nikt nie siedział za nim. Dołożyłam
kilka klocków drewna do ognia i wzięłam się za poszukiwania
lektury.
Błądziłam po
regałach szukając odpowiedniej książki. Wcześniej znalazłam już
jedną, ale w połowie jej czytania, uznałam, że jest zbyt nudna i
odłożyłam ją na miejsce. Moją uwagę przykuła wielka księga ze
złotymi ozdobami po bokach. Weszłam na drabinę i wyciągnęłam
ją. Była dość ciężka i stara... Dmuchnęłam w nią i
przetarłam ręką, zgarniając kurz. Teraz mogłam przeczytać
wyblakły tytuł. Łowca- Wstąpienie.
To jest to!
Może znajdę w
niej kilka odpowiedzi na moje pytania?
Wzięłam świecznik
i krętymi schodami weszłam do góry. Nie chciałam aby ktoś
przeszkodził mi w czytaniu, a tak trochę schowana, miałam
zagwarantowany spokój. Otworzyłam na pierwszej stronie i
przejechałam po niej dłonią. Była już stara i istniała duża
szansa, że przez moje energiczne ruchy, może się rozwali.
Pierwszy rozdział
zaczął się przysięgą. Jednak i teraz nie była ona
przetłumaczona.
Starannie
przewróciłam delikatne kartki i zaczęłam przyglądać się
znakom. Zdziwiłam się widząc tyle nieznanych mi wywijasów.
Jedne mówiły o
daru przemienianiu się w innych ludzi, inne o przewidywaniu
przyszłości, a jeszcze inne o mocy panowaniu nad żywiołami? To
ostatnie trochę mnie przeraziło. Przecież, jeśli taki łowca z
tymi umiejętnościami spotkałby demona, oj to biada mu...
Przeczytałam jeszcze kilka stron ze znakami, póki nie znalazłam
jego. Tricelion. Zaciekle analizowałam tekst opisujący go. Pod
koniec wybebeszyłam oczy. Tego się nie spodziewałam. Mój mały
Scott... Biedactwo... Niezbyt rozumiałam ten tekst, ale wiedziałam,
że to nie wróży nic dobrego.
Z hukiem zamknęłam
książkę i odstawiwszy ją na miejsce, udałam się do swojego
pokoju. A raczej naszego...
Na samą myśl z
lekkim obrzydzeniem przewróciłam oczami. Jak długo to wszystko
będzie trwać?
A i jeszcze ten
bal... Z okazji mojego „wielkiego powrotu”, Will zorganizował
bal maskowy. Dziś wieczorem miała się odbyć przymiarka sukni. Jak
widać, bardzo tego unikałam. Nie miałam ochoty na żadne tańce, a
tym bardziej z Królem. Byłam pewna, że będę musiała poświęcić
mu tam, jak najwięcej uwagi.
Nogi same
zaciągnęły mnie do kuchni. W końcu ominęłam śniadanie i
zapewne obiad. Nawet nie wiedziałam która była godzina. Stanęłam
w progu pomieszczenia i wszystkie osoby zwróciły na mnie swoją
uwagę. Zliczyłam, że w tym pokoju dosłownie gapiło się
na mnie ponad dziesięć osób.
- Przepraszam...-
wydukałam.- Dostanę coś do jedzenia?
Kucharz w białym
fartuchu podszedł do mnie. Miał na twarzy dosyć spory czarny
zarost, krótkie włosy na głowie były przysłonięte białą
czapką. Miał lekką nadwagę.
- Co Panienka sobie
życzy?- zapytał chrapliwym głosem. Widziałam przerażenie w jego
oczach. No pięknie...
Po lekkim sporze,
pozwolił mi na zjedzenie przygotowanego posiłku wraz z nimi w
kuchni. Prosił mnie żebym wróciła do swojej komnaty, a jedzenie
przyniesie któraś ze służek. Oczywiście ja, musiałam się
sprzeciwić. Chciałam im pokazać, że nie jestem taka straszna za
jaką mnie uważają. Nawet starali się ze mną normalnie rozmawiać.
Opowiadali mi co nieco o zamku. Mówili, że Król jest dobry, ale
tylko jeśli przestrzega się ustalonych zasad. Wiedziałam, że nie
są ze mną szczerzy, ale nie chciałam drążyć tego tematu.
Obiecałam Will'owi, że sama się przekonam, jaki on jest naprawdę.
A ja nigdy nie złamałabym żadnej obietnicy.
- Księżniczko!-
piskliwy głos rozniósł się po kuchni. Z ustami przywartymi do
kubka z rumem, obróciłam się do dziewczyny.- Król wszędzie Panią
szukał!- krzyknęła zaniepokojona.
Przewróciłam
oczami. Tak dobrze mi się z nimi rozmawiało. Pozwolili mi zapomnieć
o tym całym burdelu, który powstał w moim życiu. Wstałam i
otrzepałam sukienkę. Spojrzałam na Rodneya- grubego kucharza
siedzącego obok mnie. Bez zbędnych słów, zrozumiał mój przekaz
i dolał mi alkoholu. Jednym duszkiem wypiłam jego zawartość.
- Dobra chłopaki,
miło było ale wielce Pan czeka.- powiedziałam i ruszyłam do
młodej służki.- Ale musimy to powtórzyć!- krzyknęłam wychodząc
i usłyszałam ich, jak wznoszą za mnie toast. Uśmiechnięta szłam
za młodą służką. Przynajmniej przestali się mnie bać. A mieć
po swojej stronię jakiś sojuszników, nawet kucharzy, jest dobrym
początkiem.
Weszłam do naszej
komnaty, zostawiając na korytarzu służkę, i od razu zostałam
powitana uściskiem. Poczułam ciepłe wargi na moim czole i wtuliłam
się w niego. Od razu przypomniało mi się to, jak sprowadziłam
Amandę na Ziemię i tak zostałam zaatakowana przez mojego
ukochanego. Ile bym dała aby wrócić do tego momentu... Byłam
wtedy szczęśliwa i nieświadoma tego, że to wszystko było
udawane... Momentalnie odsunęłam się od niego, a ten spojrzał na
mnie. Jego twarz wyrażała troskę. Cholera, Sam! Przestań!
- Martwiłem się o
ciebie. Zniknęłaś tak nagle... Gdzie się podziewałaś?
- Will, chyba nie
muszę ci się spowiadać z każdego mojego wyjścia?- rzuciłam
gniewnie, a następnie opadłam na kanapę.
- Wiem, ale
mogłabyś uprzedzić, że znikniesz na kilka godzin i nic ci nie
jest. Szukaliśmy cię po całym zamku! Mogłabyś przynajmniej
powiedzieć, gdzie byłaś?- dociekał.
Wypuściłam głośno
powietrze.- Jeśli już musisz wiedzieć to byłam w bibliotece.
Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tego. Myślałam, że
znajdę może dwa, ewentualnie trzy regały po brzegi wypełnione
książkami, a tu proszę. Całe pomieszczenie.
- Spodobała ci
się?- zapytał siadając obok mnie.
- Tak. Mogę z
przyjemnością stwierdzić, że jest piękna - mówiłam
entuzjastycznie.-Cała ta kolekcja jest po prost niesamowita!
- Ciesze się, że
ci się podoba.- stwierdził przytulając mnie. Nie miałam zamiaru
go odrzucać. To był idealny moment, aby wkupić się w jego łaski.
Już niedługo po prostu będzie jadł mi z ręki.- Amanda dużo mi
wtedy o tobie opowiadała. Mówiła, że uwielbiasz książki i broń-
zaśmiał się.
- Jak ona cię nie
rozpoznała?- spojrzałam na niego. W świetle ognia jego twarz
pociemniała dodając mu kilka lat. Cienie pod oczami zrobiły się
większe, ale i tak uśmiech wszystko maskował.
- Urok. Zobaczyłam
ją i chciałem sprowadzić tutaj. Najpierw chciałem się dowiedzieć
co ona tu robi i wtedy zaczęła opowiadać mi, że jest z tobą na
zakupach. Scharakteryzowała mi cię trochę. No i jak wspomniała o
książkach, zrozumiałem, że jeśli kiedykolwiek tu trafisz, na
pewno ucieszy cie moja kolekcja. Musiałam tylko trochę ją
uporządkować i proszę.
- Dziękuje-
wyszeptałam i złożyłam delikatny całus na jego policzku.
Oczywiście jego twarz rozpromieniła się. Ja też się
uśmiechnęłam.
Jednak nie ominęła
mnie wieczorna przymiarka. Po jakieś godzinie do komnaty przyszła
krawcowa- ruda, młoda dziewczyna z jasną karnacją. Dokładnie
zmierzyła, chyba każdą część mojego ciała i zapisawszy kilka
moich życzeń, związanych z suknią, wyszła. Zostałam sama, nie
licząc towarzystwa dwóch wilków, zajmujących swoje miejsce tuż
przed kominkiem. Polubiłam te dwa zwierzaki, a szczególnie Morta.
Wydawał się być taki potulny, ale wiedziałam, że ma dzikie
wnętrze, gotowe do ataku.
- Więc jak dzisiaj
śpimy?- usłyszałam łagodny głos Williama.
- A mam jakieś
wyjście?
- Nie- odpowiedział
dumnie.- Ale możesz wybrać czy z Mortem czy bez niego.
- Hm... Jeśli
wybiorę jego- wskazałam na wilka- to ty i tak będziesz kazał mu w
nocy wyjść?
- Mhm- uśmiechnął
się.
- Więc chyba nie
mam żadnego wyboru.
- Masz- powiedział
kładąc się obok mnie.- Albo uśniesz w moich ramionach, albo w
nocy wtulisz się we mnie.
- A co jeśli nie
chce?
- Myślę, że to
jest wbrew twojej woli. Jak już mówiłem, nie dotknę ciebie bez
twojej zgody. Owszem kazałem wilkom w nocy zejść z łóżka, ale
to ty wtuliłaś się we mnie. Ja do niczego cię nie namawiałem.
Jego wypowiedź
mnie zamurowała. Ton jego głosu wskazywał na to, jakby mówił „
choć przytulę cie, albo to źle się skończy. Dla ciebie”.
- Wiesz... chyba
wolę zrobić to nieświadomie- oznajmiłam kładąc się obok niego.
- Jak chcesz –
powiedział przykrywając nas kołdrą.
Nie wiem czemu, ale
czułam spokój. Tak, jakbym w końcu pogodziła się z całą tą
sytuacją. Już nie przejmowałam się tym, że straciłam
ukochanego, jestem przetrzymywana w zamku, nie mam żadnego kontaktu
ze Scottem, a mój demon powoli się budził. To była tylko kwestia
czasu, że się wybudzi, przejmując kontrolę nad moim ciałem.
Dlaczego tak się bałam? Bo wtedy to on będzie kierował wszystkim
we mnie. Może cząstka prawdziwej mnie, będzie gdzieś w środku,
ale teraz z całą tą tajemniczą mocą, zniszczy wszystko i
wszystkich, którzy staną mu na drodze. Najzabawniejsze było to, że
ci którzy wiedzieli o mojej mocy i uważali, że to ona jest
demonem, nie wiedzieli co tak naprawdę się we mnie kryje. Wtedy to
na pewno chcieliby jak najszybciej mojej śmierci. I szczerze mówiąc,
nawet ja miałam takie w życiu momenty, w których po prostu
chciałam umrzeć i dać innym spokój. Wraz z moim pojawieniem się,
przybywała śmierć i cierpienie. Niszczyłam wszystko, co było dla
mnie ważne.
Cóż za ironia...
Śmierć nierozłącznym moim towarzyszem.
Dzień minął mi
nawet bardzo przyjemnie. Może to dlatego, że nie obudziłam się w
jego objęciach? Chociaż byłam już przyzwyczajona do takich
pobudek, śpiąc z kimś w jednym łóżku, to tera cieszyłam się,
że ten nawyk powoli zanikał. Zaraz po śniadaniu zaszyłam się w
bibliotece, ślęcząc nad dalszą częścią wczorajszej książki.
Nie dowiedziałam się niczego więcej, gdyż albo było za mało
napisane, albo nieprzetłumaczone. Chociaż znam dosyć sporą liczbę
języków, ten był mi kompletnie obcy. Będąc znów w swojej
komnacie, długo nie zastanawiałam się nad sensem zapisanych słów.
Miałam teraz przed sobą bal, na którym miałam poznać
tajemniczego gościa. Nawet trochę denerwowałam się spotkaniem z
nim, ale cóż, bardziej przejmowałam się swoim wyglądem niż nim.
Moja suknia, gotowa, leżała na sofie. Nie był to mój wymarzony
projekt, który był gotowy już rano. Will widząc mój poprzedni
strój nie ukrywał niezadowolenia. Chciałam prostą sukienkę, w
końcu nie miałam się przed kim stroić, ale zrozumiałam, że
powinnam ładnie wyglądać, przynajmniej dla siebie. Umyta, wraz z
pomocą służki, wzięłam się za ubranie stroju. Tak jak on
chciał, była dość bogato ozdobiona z lekką nutką skromności,
której po prostu nie mogłam odpuścić. Ubranie było całe białe.
Odsłaniała połowę moich pleców, na które spuściłam włosy.
Lekko falowane, łaskotały moją odsłoniętą skórę. Rękawy
sięgały mi do łokci. Całe ubranie było przykryte srebrną
płachtą, na której wiły się brokatowe wywijasy. Długi ogon od
sukienki, podążał za mną. Oczy pomalowane zostały czarną
kredką, a usta czerwoną szminką. Gdyby nie maska, w kolorze sukni,
powiedziałabym, że wyglądaj jak panna młoda. Ostatni raz
spojrzałam na siebie w lustrze. No cóż... wyglądałam
olśniewająco. Zresztą potwierdziły to też komplementy służki
na temat mojego wyglądu. Odwróciłam się, by spojrzeć na swój
tył. Spojrzałam na swoje plecy i chwyciłam włosy, odsłaniając
plecy. Na moich łopatkach znajdowały się dwie podłużne szramy.
Jak dobrze pamiętam, to pojawiły się ona po moim Wstąpieniu i, no
cóż, nie zniknęły. Po prostu te dwa znamiona, czy też blizny,
gościły na moich plecach. Na szczęście można je było przykryć
włosami.
Po kilku minutach,
do pokoju wszedł Król, aby zaprowadzić mnie na bal. Biały
garnitur z czarną koszulą, wyglądał nieziemsko na nim. Uśmiechnął
się na mój widok. Oczywiście nie obeszło się bez kilku
komplementów. Tak więc gotowi, wyszliśmy z komnaty i trzymając
się pod rękę Willa, dotarliśmy przed salę balową. Trochę się
denerwowałam, ale byłam strasznie ciekawa, kto przybył aby
„powitać Księżniczkę w domu”. Właśnie tak, ten bal był
przygotowany z mojej okazji, dlatego też miałam wyglądać „
nieziemsko” jak to stwierdził Władca. Zapowiedziani, weszliśmy
do środka, a wszyscy zwrócili swoją uwagę na nas. Niezbyt mi się
podobało to, że musiałam tam przyjść jako jego towarzyszka, ale
no cóż... z Królem się nie dyskutuje. Przynajmniej w tej sprawie.
Will rozpoczął
swoją wypowiedź, dziękując im za przybycie, a następnie zaczął
wypowiadać się na mój temat. Wciąż powtarzał, jak to on cieszy
się z mojego przybycia, co mnie już lekko irytowało. Nawet nie
zwracałam szczególnej uwagi na jego słowa. Byłam zbyt skupiona na
wystroju pomieszczenia niż na Królu. Wielkie pomieszczenie było
ustrojone czerwonymi różami. Z sufitu zwisały biało-czerwone
szaty, oplatając kolumny. Po bokach znajdowały się stoliki zastawione
beżową zastawą. Na szczęście, przemowa nie trwała zbyt długo.
Zeszliśmy razem ze schodów, do zebranego tłumu i rozpoczęliśmy
bal walcem. O bogowie! Zniosę wszystkie tortury, ale proszę, tylko
nie walca! Ostatni raz tańczyłam go z Philipem i unikałam go jak
ognia. To była nasza ostatnia noc razem, gdy porwał mnie w swoje
objęcia i razem tańczyliśmy pośrodku lasu. Nasze ostatnie wspólne
chwile szczęścia... Od tamtej pory ani razu nie zatańczyłam tego
piekielnego tańca. A teraz? Pozwalałam prowadzić jemu. Jedną rękę
trzymał na mojej talii, a w drugiej trzymał moją dłoń. Tańcząc,
cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Nie zauważałam nikogo, oprócz
niego i tych pięknych zielonych oczów.
- Mam nadzieję, że
w końcu się zgodzisz- wyszeptał mi do ucha kończąc taniec. Nawet
nie zauważyłam jego koniec i gdyby nie ten głos, pewnie stałabym
nadal, gapiąc się w jego oczy.
Poznałam wiele
osób, pochodzących z różnych, dość bogatych rodów. Cały czas
przemieszczałam się po sali, szukając odpowiedniego dla siebie
miejsca. Zresztą, gdzie bym nie poszła, to czułabym spojrzenie
Estesa na sobie.
- Sam!- usłyszałam
głos Willa za sobą.- Chce ci kogoś przedstawić.
Oho! Chyba
tajemniczy gość przybył. Zrezygnowana odwróciłam się i
znieruchomiałam. Ciemnowłosy uśmiechnął się do mnie, a ja
wydęłam usta w zaskoczeniu.- To jest Christoph- powiedział
wskazując na przybysza.
- My już się
znamy- oznajmił Chris.
- Skąd?- zapytał
zaskoczony Władca.
- Poznaliśmy się
na Ziemi. No wiesz... Łowca i taki przystojniak- wskazał na
siebie.- Trudno jej było odmówić- zaśmiał się.
- Chciałbyś-
powiedziałam oburzona.- A wy? Skąd się znacie?
Obydwoje spojrzeli
na siebie zdziwieni. W końcu kasztanowłosy przerwał ciszę.
- Chyba na którejś
z bitew?- zwrócił się do złotookiego.- Christoph uratował mi
życie, no i tak jakoś się złożyło- wzruszył ramionami.- No
nic, zostawię was samych. Na pewno macie wiele do obgadania, a tobą
osobiście zajmę się potem- złożył delikatny buziak na moim
policzku i oddalił się.
Christoph od razu
przeszedł do sedna, pytając się co nas łączy. Wytłumaczyłam mu
to i owo, nie zdradzając mojego planu zniszczenia Williama.
Ciemnowłosy
wyprowadził nas z zamku, abyśmy mogli w spokoju porozmawiać.
Minąwszy kilku strażników, dotarliśmy przed małą fontanną w
ogrodzie.
-
Czemu?-zapytałam.- Czemu przyjaźnisz się z nim?
- Wiem, jaki on
jest, ale wiele razy uratował mi życie, tak jak ja jemu i w
przeciwieństwie do innych, jest dla mnie miły. Więc tak jakoś
wyszło- wzruszył ramionami.- A co z tobą? Myślałem, że go
nienawidzisz? A tu proszę! Mieszkacie razem...w jednej
komnacie...śpicie w jednym łóżku... pewnie jeszcze razem się
pie...- nie dokończył przy bliskim spotkaniu z moją pięścią. -
Ała!- krzyknął masując obolałe ramię.
- Nie chce tu być-
wyszeptałam.- Mam tego serdecznie dość Chris! Chce się stąd
wydostać...- mężczyzna przytulił mnie.
- Myślę, że nie
jest taki zły...
- On chce mnie
poślubić.- W końcu wyrzuciłam to z siebie.
- Co?!- krzyknął
roztrzęsionym głosem.
- Tak. Wciąż
próbuje mnie namówić. W końcu jestem Księżniczką...
- Ale ty tego nie
chcesz?- zapytał niepewnie.
- Nie! Oczywiście,
że nie chce! Mam już dość miłosnych historyjek.
- Aaaa! Więc
chodzi o tego blondynka tak?- kiwnęłam głową i opowiedziałam mu
o wszystkim. Ten z uwagą słuchał o wszystkim, pocieszając mnie.
Nie wiem czemu, ale dopiero przy nim poczułam cały ten ból.
Wcześniej tylko pustka gościła we mnie, ale on uwolnił wszystko.
- Wydostanę cię
stąd- powiedział, gdy skończyłam opowiadać. -Nie wiem jak, ale
wydostanę cie stąd, tak abyś już nigdy więcej nie musiała
patrzyć na niego. Chyba, że się zgodzisz, wtedy nieco zniszczę
blondynkowi tę jego buźkę.
- On jest jego
doradcą. Nie wydaje mi się, żeby Will ci to odpuścił...
- Nie obchodzi mnie
to. Skrzywdził cię, a ja nie odpuszczę mu tego.
Byłam mu
wdzięczna za to, że tak mnie wspiera. Czułam, że mogę na kogoś
liczyć. Nie jestem w tym burdelu sama.
- Obiecaj, że za
kilka dni się spotkamy- wyszeptałam wtulając się w niego. Czułam
jak się uśmiecha.
- Obiecuję-
pocałował moją skroń i wziął mnie pod rękę, prowadząc do
swojej komnaty.
- Chris? Powiedz,
co jest z tymi strażnikami?- wskazałam na dwóch mężczyzn przy
drzwiach.
- To są jego
słudzy- oznajmił.
- Tak, ale zobacz-
podeszłam do jednego z nich i zaczęłam walić go w pierś.- Nic.
Nawet nie drgnie.
Usłyszałam głośny
śmiech złotookiego, który szybko przerwał. Teraz z powagą
patrzył się na mnie.- Oni nie mają duszy. To są zwykłe ciała,
gotowe na każde rozkazy Władcy.
- To tak, jak te
wilkołaki na Ziemi?
- Nie. Widzisz, oni
są pozbawieni duszy, która wzmacnia Willa. Służą jemu. Nie są
niczego świadomi, a ci na Ziemi to coś innego. Ktoś próbował
naśladować jego poczynania, ale potrafił tylko uwięzić duszę w
ciele, przez co zapadali w taką jakby śpiączkę. Wyglądali na
martwych, a ci- wskazał na strażników- są pozbawieni duszy.
Chodźmy, jest już późno.
Dopiero teraz
dotarło do mnie to, jak bardzo jestem zmęczona. Nawet nie pamiętałam
jak znalazłam się w łóżku, tuląc się do poduszki. Zamknęłam
oczy, pozwalając aby sen mną zawładnął.
***
Leżałam na
trawie, pochłaniając ciepło słońca. Uwielbiałam ogrzewać się
nim. Chociaż nie zdołałabym nigdy się opalić, wystarczyło mi
jego ciepło. Leżąc w miękkiej trawie, zupełnie zapominałam o
otaczającym mnie świecie. Mogłam pozwolić odpłynąć moim myślą,
daleko stąd, by dały mi święty spokój. Jakiś cień przysłonił
mi słońce, co zmusiło mnie do otworzenia oczu. Przede mną stał
mężczyzna, jednak słońce nie pozwoliło mi na zobaczenie jego
twarzy. Znów zamknęłam oczy, pozwalając jemu położenie się
obok mnie. Tak też zrobił, tylko że pochylił się nad moim
brzuchem i zaczął składać na nim pocałunki. Byłam w samym
stroju kąpielowym tak, aby jak najwięcej ciepła mogło dotrzeć do
mojego ciała, co też umożliwiło mu dotknięcie mojej skóry.
Zaczęłam się śmiać, przez co mężczyzna przestał muskać
wargami moją skórę i przywarł policzkiem do mojego rozgrzanego
ciała.
- Masz łaskotki?-
usłyszałam dobrze znany mi głos. Następnie złożył kilka
pocałunków na brzuchu, kierując się ku górze.
- Tęsknie za tobą-
wyszeptałam nim nasze wargi się złączyły.
- Ja też-
oznajmił.-Ale musisz pozwolić mi odejść.
- Nie chce- łzy
zbierały mi się w oczach.- Chce cię mieć znów przy sobie...
- Ja też Sam, ale
nie mogę do ciebie wrócić- posmutniał.
- Proszę...-
pozwoliłam łzą na wydostanie się z moich oczów.- Na pewno da się
to jakoś wytłumaczyć. Ja ci wybaczę- ujęłam dłońmi jego
twarz.
- Wiem- pocałował
moją skroń.- Ja nigdy nie będę mógł wybaczyć sobie tego, co ci
zrobiłem. Powinienem to jakoś dokładniej przemyśleć, a nie
postąpić jak idiota.
- Przestań Ezra,
po prostu wróć do mnie i zabierz mnie stąd.
- Nie mogę-
oderwał się ode mnie i oparł na rękach.- Sam, musisz pozwolić mi
odejść...
- Nie chce. Proszę
zostań ze mną- przytuliłam się do niego. Nie powstrzymałam łez.
Spływały po moich policzkach, mocząc jego koszulkę.
- Piękna, musisz o
mnie zapomnieć. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla mnie...
- Lepiej będzie mi
z tobą- nie oderwałam się od niego. Wciąż wtulona, pochłaniałam tak dobrze mi znany zapach.
- Nie będzie. Sam,
musisz mi obiecać, że dasz mi odejść i zapomnisz o wszystkim co
jest ze mną związane.
Oderwałam się od
niego i cała zapłakana, spojrzałam na tą ukochaną twarz.
- Nie.- wyszeptałam
przed kolejną falą łez. Ezra złapał mnie za nadgarstki i
namiętnie pocałował w usta.- Nie odchodź...
- Muszę, a ty
musisz mi obiecać, że o mnie zapomnisz.
- Ale ja nie chce!-
odparłam oburzona.- Nie chce tego wszystkiego zapomnieć. To co nas
łączyło...
- Skończyło się.
Proszę... daj mi odejść.
Silne ukłucie w
sercu, powoli zanikało. Zrobiłam to co chciał. Pozwoliłam mu
odejść. Przecież nie mogłam przytrzymać go przy sobie, skoro on
tego nie chciał. Musiałam to zrobić. Zamknęłam oczy, próbując
jakoś się z tym pogodzić.
- Dziękuje-
wyszeptał i złożył ostatni pocałunek na moich wargach. Ostatni
raz mogłam zasmakować jego usta. Ciepły i delikatny dotyk i jego
zapach... Zamknęłam oczy, a wszystko powoli zanikało tak, jakby
nigdy nie istniało...
***
Ezra
Wpatrywałem się w
ciemną przestrzeń za oknem zamku. Jak ona po tym wszystkim mogła
jeszcze mnie kochać? Nawet nie potrafiłem spojrzeć w lustro,
wiedząc do czego taki potwór jest zdolny... Teraz to koniec. Miałem
nadzieje, że wtargnięcie w jej sen, coś pomoże. W końcu dała
sobie spokój ze mną, a ja jestem pewien, że byłaby o wiele
szczęśliwsza nigdy nie spotykając mnie.
Pokręciłem głową.
Wtedy byłaby już
dawno martwa, albo ten Christoph pomógłby jej.
Ścisnąłem
mocniej kamienny parapet, a moje kostki zbielały. Moje kły wyrosły,
a oczy zmieniły kolor. Zawarczałem.
Zabije go. Po
prostu zabiję!
Wyszedłem z
pokoju i udałem się w stronę jej sypialni. Wiedziałem, że
spotkam go po drodze. W końcu jeszcze przed chwilą szedł ją
odprowadzić. Minąwszy kilka zakrętów, usłyszałem kroki.
Znajomy zapach
upadłego. Zobaczyłem go. Pewnie maszerował przez korytarz. Miałem
ochotę wybić mu ten uśmiech z twarzy. Rzuciłem się na niego,
przywierając do ściany. Nadal się śmiał...
- I co teraz?-
zapytał.- Masz zamiar mnie zabić? I myślisz, że to wszystko
zmieni? Ona i tak cię nienawidzi, a zabicie jej przyjaciela na pewno
nie polepszy sytuacji.
- Zamknij się!-
warknąłem.- Przynajmniej więcej jej nie dotkniesz- mocniej
przywarłem rękę do jego szyi, a ten się tylko zaśmiał.
- Uwierz mi,
straciła już tak dużo, a ty chcesz zabrać jej jedyną osobę
której ufa?
Prychnąłem.
- To przez nią tu
jest- oznajmiłem.
- O nie!-
krzyknął.- To ty spieprzyłeś całą sprawę, ale ja dotrzymałem
swoją część umowy. Uwolniłem jej moc.
- Idioto! Ona o
mało przez ciebie nie zginęła!- gdybyś tylko ją wtedy
widział...- mój głos się załamał.
- Słuchaj-
odepchnął mnie od siebie, a ja stałem i wpatrywałem się w
niego.- Ostrzegałem cię, że może tak się skończyć, ale ty nie
chciałeś słuchać. Ważne było tylko jej życie i to za wszelką
cenę, więc teraz masz za swoje- ruszył przed siebie.
- Ona nigdy cię
nie pokocha!- krzyknąłem za nim. Wiedziałem, że ciągnie go do
niej, jak rybę do wody, ale nie mógł jej mieć, bo jej serce zajął
ktoś inny. Ktoś kto nigdy nie powinien się zjawić w jej życiu...
- Jeszcze się
przekonamy. Widziałem jak na mnie patrzy- łobuzerski uśmieszek
zawitał na jego twarzy.
- Ja też
widziałem, i wierz lub nie, ale to nie jest miłość.
- Zobaczymy-
krzyknął znikając za rogiem.
- Ta... zobaczymy-
wyszeptałem.
Wiedziałem, że
ona do niego nic nie czuje. Byłem pewny, że nigdy też nie poczuje.
Parzyła na niego, jak na zwykłą osobę, nie jak na ukochanego.
Wiedziałem jak wtedy wyglądało by jej spojrzenie. Przez te lata, w
ciągu których ją pilnowałem, zdążyłem ją poznać i widziałem
jak wygląda jej spojrzenie pełne miłości. W życiu spojrzała tak
tylko na dwie osoby. Na swojego narzeczonego i... na mnie. I obydwie
osoby odeszły z jej życia, przez co ta druga o mało ją nie
zabiła...
No i kolejny rozdział za nami xd Już za tydzień dodam ostatni :c
Powoli już planuje kolejną Księgę, ale to od waszych głosów zależy czy ją dodam :D
Tak więc zachęcam do głosowania!
Myślę, że ten rozdział wam się spodoba, chociaż miałam mały problem z opisaniem jej sukni ( jak zwykle) : * ogólnie to wyobraziłam sobie ją inaczej, ale nie potrafiłam tego opisać xd
Miłego czytania :*
PS. Zuza M. powodzenia na konkursie :*
"i teraz stojąc może ze dwa metry od niego, nadepnęłam butelkę" - po teraz przecinek. I może warto by dodać, że ta butelka była szklana? Bo plastikowa nie rozwaliłaby się na kawałki tylko zgniotła.
OdpowiedzUsuńNie przeszło to jego uwadze" - może nie umknęło? To przeszło mi jakoś dziwnie brzmi...
"Czułam dziwną moc emanowaną z jego ciała." - to emanowaną... No nie wiem, czy to dobrze, nie za dobrze znam się na polskim, ale można by to zamienić na "która emanowała" - takie coś chyba na pewno jest w języku polskim :)
"jej głos momentalnie " - jego? Bo mówimy ciągle o tym chłopaku jak mniemam?
Oo kimże jest ten zacny Robert? :) Nowa ważna dla opowiadania postać czy tylko taki epizodyczny bohater? Ciekawie, ciekawie :)
"topiąc twarz w dłoniach" - topiąc? Przepraszam, ale to mi się kojarzy tylko... ze śniegiem :) Może chowając? Ukrywając?
"Na środku komnaty były osadzone trzy sofy przed kominkiem" - nie może być po prostu stały? I wtedy unikniesz powtórzenia, bo w kolejnym zdaniu jest czasownik "być".
"miałam zagwarantowany spokoju. " - spokój.
"Wielkie pomieszczenie " - może wielka sala? Bo w poprzednim zdaniu było już słowo "pomieszczenie"
"walec" - walc!!! Błagam Walc!! Walec to wiesz, taka maszyna...
"Dopiero teraz doszło do mnie to" - dotarło? Doszło no wiesz... że iść raczej.
oczów - oczu. tak mi się przynajmniej wydaje. i łzom a nie łzą.
O matko! Jakie to śliczne było!! Aż się wzruszyłam *,* ten sen i to, co było po nim!! Bardzo dobrze opisane. Podobało mi się, że hoho :D
Już nie mogę się doczekać kolejnej części!! Zżera mnie ciekawość, co tam jeszcze wymyślić. Bo w twoim opowiadaniu jest tyle rzeczy nowych, takich wiesz oryginalnych!! Uwielbiam takie blogi! Matko, wiem, że mój komentarz jest bez życia, ale na nic więcej mnie nie stać. Miałam dodać rozdział na bloga, ale dzisiaj nie zdążę, bo była ceremonia otwarcia igrzysk, której nie mogłam przegapić - i tak połowy nie oglądałam, ale mniejsza o to.
Czekam z niecierpliwością na kolejny!!
Ach dziękuję Ci kochana! ;* na szczęście dzisiaj się okazało, że pani przesunęła termin eliminacji o tydzień, więc mam jeszcze trochę czasu na naukę :)
Pozdrawiam cię serdecznie!
Zuza ;*
zostałaś nominowana do lba! pytania znajdziesz tutaj --- http://hermiona-kontra-draco.blogspot.com/ Zapraszam!
OdpowiedzUsuńNie lubię Christopha, idiota. były narzeczony Sam mnie intryguje. Opis sukni wyszedł Ci świetnie. Mam nadzieję, że Sam i Ezra jednak pokonają przeciwności losu i będą razem... i że plan Sam się powiedzie i zdoła zrobić Willa w bambuko i uciec :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://escape-from-this-world.blogspot.com
Nadrobiłam zaległości w czytaniu, w końcu! Ostatnio brakowało czasu na nadrabianie :) No, ale w końcu sie udało znaleźć chwile.
OdpowiedzUsuńCo do notki to bardzo mi się podoba. Jednak drażni mnie postać pana C. No, ale zawsze musi być taka osoba.
Pozdrawiam <3
http://sue-historia-z-marsa.blogspot.com